Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


8 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 95

Ogólnie niby dobrze spałam, ale wstałam wraz ze wschodem słońca. Choć temperatura była wysoka mi było zimno, bo obudziłam się jakby sama. Justin lekko oddychał oddalony ode mnie o jakiś metr. Wyślizgnęłam się z łóżka, aby nie obudzić mojego kompana. Podeszłam do okna rozciągniętego na całą ścianę i patrzyłam na ruch samochodów na ulicach. Było tak wcześnie, a tyle ich już tam było. Słońce jakby niezależne od wszystkiego zaczęło wstawać i odbijać swój blask we wszystkich oknach. Patrzyłam na nie zuchwale aby mnie oślepiło, ale szyby automatycznie przyciemniały się i odbijały promienie. Nagle poczułam się jak w klatce i chciałam poczuć jakąś świeżość. Lekko uchyliłam chyba jedyne zdolne do otwierania okno w pomieszczeniu. Niebo miało zupełnie inny kolor. Wszystko stało się nagle żywe i naładowało mnie swoją energią. Zupełnie zapomniałam o fakcie, że wyginałam się tylko w bieliźnie przy szybie. Musiałam wziąć się w garść. Spojrzałam na śpiącego Biebera i zrobiło mi się smutno na wspomnienie wczorajszego wieczora. Byłam niby całkowicie gotowa na ten krok, ale znowu coś mnie zatrzymało, wstydziłam się. Ale teraz patrzyłam na niego i wszystko było idealne. Chyba nic nie mogło zepsuć tego dnia. Natomiast mogłoby to naprawdę pomóc w zbudowaniu między nami tej specyficznej więzi. Musisz po prostu ubrać się jak bogini seksu, a wszystko jakoś się potoczy, stwierdziłam i zrobiłam głęboki wdech. Zrobiła się 6, czyli miałam jakieś trzy godziny, bo właśnie koło 9 Justin zaczynał się zazwyczaj wiercić i jego sen nie był już tak mocny. Starałam się o tym nie myśleć. Na palcach poszłam do łazienki. Spokojnie i powoli myłam każdy fragment ciała. Z żelu do kąpieli powoli tworzyła się biała piana. Na koniec dokładnie cała się opłukałam. Potem jeszcze balsam, ale tylko trochę, bo nie chciałam być tak dziwnie lepiąca i tłusta. W ręczniku wróciłam do sypialni i zaczęłam przeszukiwać walizkę z „wieczornymi” strojami. Na biało czy czarno? W końcu wybrałam biały zestaw z niemal przezroczystej koronki i siateczki. Chciałam aby trochę przypominało to biel sukni ślubnej. Wróciłam do łazienki i przy lustrze dokładnie wszystko dopasowywałam. Musiało być idealnie. Biustonosz ładnie wszystko uwydatniał, a majtki były ładne. Cała spryskałam się dezodorantem, bo ze stresu już czułam pot pod pachami. Potem usiadłam na krzesełku i zaczęłam podkreślać urodę. Delikatny podkład, trochę korektora pod oczy po średniej nocy, róż na policzki, brązowo-czarna kredka nad okiem, ciemny tusz i malinowy, matowy błyszczyk. Spojrzałam w lustro. Przesada, pomyślałam i dałam sobie spokój z nadmiarem korektora i różu. Postanowiłam założyć jeszcze taką jakby halkę, bo jakoś zaczęłam się krępować odrobinę. Zaczęłam jeszcze suszyć trochę włosy. Rozczesałam je i trochę pomachałam głową, by zrobił mi się taki swego rodzaju nieład. Do uszu włożyłam jeszcze wiszące kolczyki z cyrkoniami. Wyglądałam naprawdę dobrze, nie jak jakaś prostytutka, a właśnie elegancko i z klasą. Nagle przypomniało mi się, że nie umyłam zębów, więc szybko to zrobiłam i ponownie nałożyłam błyszczyk, ten który się wcale nie błyszczy. Pomyślałam, że może Biebs zgłodnieje, więc szybko zadzwoniłam z salonu do obsługi, by około 11 przywieźli jakieś jedzenie i zostawili w salonie. Zupełnie nie wiedziałam ile takie rzeczy trwają. Z jednej strony chciałam, aby skończyło się jak najszybciej, ale z drugiej jeśli coś będzie nie tak jak trzeba wolałabym mieć jak najmniej czasu na puste spojrzenie Justina, który nie chce mnie ranić, ale właśnie rani mnie tymi kłamstwami, że było dobrze. Nie chciałam go rozczarować, bo tak długo na to czekał. Dobra, była już 9 i zaczęłam szukać pomysłów na to jak go obudzić, aby nie był jakiś bardzo zaspany i od razu mnie zobaczył, a wtedy wszystko potoczy się gładki i szybko. Sposób został wybrany. Jednak zauważyłam, że parę rzeczy nie prezentuje się zbyt dobrze. Szybko pozabierałam swoje rzeczy z podłogi, walizki upchnęłam do salonu, by nie wyglądało na to, że jesteśmy jakimiś turystami z rozwalonymi wokół walizkami. Bieber zaczął się kręcić, więc miałam do piętnastu minut. Teraz wszystko wyglądało jak należy. Ciekawiła mnie jeszcze jedna rzecz. Podeszłam do łóżka i podwinęłam lekko kołdrę z Justina. Nawet jego majtki mnie nie zawiodły. Czarne. Oczywiście gdyby były w innym kolorze nie zaczęłabym ich z niego ściągać, ale czasem wierzyłam w symbole.
Let the show begin...
Zbliżyłam się do łóżka i najdelikatniej jak potrafiłam zbliżałam się do niego. Delikatnie usiadłam na nim na wysokości jego podbrzusza. Zaczęłam się w myślach modlić o to, że wieczorem dobrze odprowadził płyny... Ach, na takich myślach kończą się wielkie przygotowania. Wydawało się, że w ogóle mnie nie poczuł. Ale chwila. Zaczynają mu drgać powieki. Jedna ręka zbliża się do włosów i delikatnie je zaczesuje. Otworzyło się jedno oko. Zamknęło. Kurczę, przypomniała mi się muzyka. Nie było jednak odwrotu.
-Czy ja jeszcze śpię?-zapytał z zamkniętymi oczami i rosnącym uśmiechem.
-Otwórz oczy i sprawdź.
-Otworzyłam, a ty nadal tu jesteś.
Czy on zawsze musiał tyle gadać kiedy ja się stresowałam? Pochyliłam się nad nim i ucałowałam w czubek nosa. Chciałam już wracać do początkowej pozycji, ale nagle chwycił mnie za samą pupę i przyciągnął do siebie. Całował mnie po twarzy. Ręce wędrowały po koronkach, udach i talii. Robiło mi się od tego ciepło w taki dziwny, niezbyt znany dla mnie sposób. Aż sama zaczęłam całować go w dołkach za uszami, potem szyi. Nasze ciała zaczęły się prężyć, ale żadne z nas nie traciło delikatności. Przepchnął nas na środek łóżka sprawiając, że sam były nade mną. Jedną ręką dotykając mojego biustu dalej mnie całował. Schodził coraz niżej aż do brzucha. Nogami trzymałam go blisko sobie, a on się na nich opierał łokciami. Wróciliśmy do wspólnych pocałunków w usta. Dawno się tak tego nie robiliśmy.
-Mam je we wszystkich smakach i rodzajach w spodniach-szepnął mi do ucha.
-Już to załatwiłam. Nie są potrzebne-odpowiedziałam.
Oplotłam jego szyje rękoma i mierzwiłam jego włosy. Chyba nigdy nie byłam tak podniecona. Zaczął trochę kombinować przy staniku, ale haftki nie odpuszczały. Do czasu. Obawiałam się wcześniej golizny, ale jakoś przestałam się wstydzić. Czułam się bardzo bezpieczna i nawet szczęśliwa. Jego dotyk był naprawdę przyjemny i nienachalny. Wiedziałam, że teraz mój krok. Jednak koszule znacznie łatwiej ściągało się niż majtki. Ręce mi się trzęsły, ale dałam radę. On zrobił to zębami całując mnie tam. Drgania przeszywały całe moje ciało. Zaczęłam bać się bólu. Zaczęło się. Raz... dwa... trzy... I wielki ból. Robił to coraz szybciej. Mówiłam żeby tego chcę, ale tak naprawdę wolałam, aby zwolnił. Lekko jęczałam.
-Kochanie, mów coś do mnie-powiedziałam.
Cały czas, lekko sapiąc, powtarzał mi jak bardzo mnie kocha i obdarowywał mnie pocałunkami w te miejsca, które akurat komplementował. Ja też strasznie go kochałam i starałam się jak mogłam mu dorównać, pieścić go. Podciągał moją nogę bardziej do góry, aż czułam się całkowicie uległa i bezbronna.
Mogę potwierdzić, że w takich momentach czas staje i czuje się jakby na świecie były tylko dwie osoby, ty i ten ktoś z kim właśnie jesteś. Był całym światem i czułam się z nim złączona w całość czego nigdy dotąd nie udało mi się osiągnąć. Przytulając go najmocniej jak potrafiłam zawsze czułam, że mogłabym być bliżej, o mały kawałek, ale bliżej i bardziej. Chyba dlatego tyle ludzi namawia młodzież do celebrowanie tego „pierwszego razu”, kiedy ludzie naprawdę się kochają i wiedzą, że są dla siebie wszystkim. Tego nie powinno się robić z każdym, to łączy tylko dwoje ludzi na ziemi, a ja jestem prze szczęśliwa, że udało mi się znaleźć „drogą połówkę” choć była oddalona o tyle tysięcy kilometrów głęboko w Kanadzie, gdy ja byłam z Polski, zupełnie innego kontynentu o innych tradycjach i zwyczajach... Przy tym było nam dane spotkać się i przeżyć coś tak pięknego jak miłość pod kilkoma postaciami.
Na koniec ostatni raz mnie wycałował i przykrył cienką kołdrą.
-Dziękuję ci-powiedział kładąc się obok i tuląc mnie do siebie.
Chciało mi się już płakać ze szczęścia, ale ustąpiło to zdziwieniu kiedy oboje usłyszeliśmy kogoś kto wszedł do salonu. Jeżeli to obsługa, to ta scena trwała jakieś dwie godziny, zamyśliłam się. A wydawało się tylko ulotną chwilą...


5 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 94

Na lotnisku byliśmy około 10, więc do startu mieliśmy ponad godzinę. To był nasz pierwszy wspólny lot, a do tego normalnym samolotem. Justin poinstruował mnie, że lepiej za bardzo nie zwracać tam na siebie uwagi, bo leci z nami dużo pasażerów. Wzięłam tę uwagę do serca i będąc już na lotnisku starałam się za bardzo nie rzucać w oczy. Oboje mieliśmy okulary przeciwsłoneczne, ale Justin i tak został rozpoznany. Kilka osób zaczęło pokazywać na niego palcami i szeptać. Podbiegła do niego mała dziewczynka i przykleiła się do jego nóg. Niby wydało mi się to słodkie, kiedy stałam z boku, ale przez dziesięć minut tylko się temu przyglądałam. W końcu Justin podziękował ludziom i poszedł usiąść obok mnie. Miał trochę zmieszaną minę. Było mu chyba trochę żal, że jednak „normalnym” być już nie może chociaż przez ten czas spędzony w Polsce szło mu idealnie. Naprawdę, wtedy zauważyłam jakie mieliśmy szczęście, że nikt nieproszony nie załapał się na ślub. Wiedząc, że czeka nas długi czas siedzenia w samolocie zaciągnęłam go na wycieczkę po sklepach. W sumie jakoś nie kręciło mnie to, ale istotnie było to już lepsze niż siedzenia i bycie obserwowanym ukradkiem. Oczywiście on śledził moje ręce i jeśli czegoś dotknęłam to od razu trzymał się za portfel. W końcu zdecydowaliśmy się pójść do specjalnego pomieszczenia pierwszej klasy. Było tam zupełnie cicho, a ludzi mało. Tutaj już nikt nie zwracał na nas uwagi. Usiedliśmy w wielkich fotelach.
-Wszystko ok?-spytał.-Trudno było się ze wszystkim pożegnać, prawda?
-Chyba sam dobrze wiesz jak to jest. Dziwnie mi trochę z tym, że zobaczę ich dopiero w święta. To ponad cztery miesiące...
-Ale wiesz, że możesz czuć się ze mną bezpieczna? Damy sobie ze wszystkim radę. Ja i ty.
-Oczywiście-uśmiechnęłam się.-Ja i ty.
Ale jednak „ja i ty” zabrzmiało jakoś tak minimalistycznie. A gdzie rodzina? Ale pocieszyłam się, bo przecież czekał nas być może najpiękniejszy czas w życiu.
Przyszedł czas na pierwszy lot. Powoli przeszliśmy rękawem do samolotu. Jeszcze nigdy nie widziałam takiego cudeńka. Na szerokości były tylko cztery fotele wielkości chyba ze dwóch normalnych. Wokół było bardzo jasno, a na małych stolikach stały pojedyncze różyczki w wazonikach. Mieliśmy nawet własną małą szafę. Mogłabym tam zamieszkać i latach w tę i z powrotem. Od razu pojawiła się również stewardesa, którą poprosiliśmy o jakieś napoje. Właściwie nie cieszyły się one tam dużą popularnością, bo większość pasażerów woli wina czy inne wykwintne trunki. Aby zabić jakoś czas oglądaliśmy film. Niespełna trzy godziny minęły nie wiadomo kiedy. Ale byliśmy dopiero w Szwajcarii gdzie czekała nas przesiadka. To trochę głupie, że aby lecieć w jedną stronę, musieliśmy wcześniej lecieć w drugą stronę. Teraz kolejna godzina na lotnisku. Tym razem nawet nie próbowaliśmy iść do sfery dla wszystkich pasażerów. Zostaliśmy w pomieszczeniu „First Class”. Zdecydowaliśmy się na jakieś jedzenie, bo przyszła pora obiadowa. Był to dobry pomysł, bo jedząc rozluźniliśmy się, a czas płynął szybko. Do drugiego samolotu poszłam prawie podskakując. Był równie ładny i schludny co poprzedni. Jednak pierwsza klasa to jest coś. Dobry humor nas nie opuszczał. Przeglądaliśmy sobie trochę internet, aby sprawdzić co czeka nas na miejscu. Pogodę zapowiadali piękną, ale to chyba norma w Emiratach Arabskich. Strasznie zaczęło mnie mdlić, chyba od tego jedzenia w Niemczech. Myślałam, że już tam umrę na tym pokładzie. Nie chciałam znowu męczyć sobą Justina, więc zręcznie wszystko ukrywałam. Nawet nie chciałam o tym wspominać, bo cały czas byliśmy na etapie bezgranicznej troski o siebie. Powiedziałam, że muszę iść do łazienki, tam połknęłam pół tabletki. Wróciłam i od razu było lepiej. Jednak po pół godzinie dalszych rozmów zrobiłam się bardzo zmęczona i oczy same mi się zamykały. Poprosił na chwilę stewardesę, aby pomogła mi rozłożyć fotel. Było strasznie wygodnie, ten rozłożony fotel był chyba nawet wygodniejszy od mojego poprzedniego łóżka. Dał mi nawet swojego iPoda, a rzadko to robi. Powiedziałam, żeby wybrać coś sam i zostawił. Nagle muzyka huknęła mi w uszach. Poleciłam mu aby od razu ściszył ją do minimum. Czasem się o niego martwiłam, bo przez wiecznie otaczający go hałas jego słuch się trochę szwankował i często narzekał na dzwonienie w uszach. Ale oczywiście muzyki zawsze słuchał na full. Już w połowie drugiej piosenki zasnęłam.
-Kasiu-lekko zaczął mnie budzić.-Lądujemy za piętnaście minut.
Szybko poprawiłam swoją pozycję i z powrotem złożyłam fotel. Zaczęłam poprawiać jeszcze włosy, które wyglądały na pewno okropnie, po trzygodzinnym spaniu. W lotach najbardziej boję się lądowania. Jakoś zawsze mam w głowie wizję, że coś będzie nie tak jak trzeba i samolot zarzuci. Ale nic złego się nie stało. Samolot na początku lekko odskoczył od podłoża, a potem już spokojnie jechał. W tej klasie już tak entuzjastycznie się nie klaszcze i wszyscy monotonnie zaczęli wychodzić. Justin trochę mi pomagał, bo sama nie dawałam rady iść na nogach jak z waty.
-Poczekasz chwilę, okay? Muszę pójść na chwilę spytać się o bagaże-powiedział siadając mnie na fotelu.
-Zaczekaj. Ja wiem, że jest z nami Kenny.
-Ale, że jak to?-udał zdziwionego.-Przecież on jest zupełnie gdzieś indziej.
-Nie oszukuj. Kiedy byłam w łazience pomyliły mi się strony i weszłam w zły przedział. Widziałam go. Ale to bardzo dobrze, że z nami jest.
-Kurwa-powiedział głucho.
-Nie przesadzaj. Oboje wiemy, że bez niego na wyjeździe się nie obejdzie. Niech tylko nie mieszka obok nas, bo to już lekko przytłaczające. Poczekam tu teraz jakby go nie było, a ty załatw co musisz i wracaj.
A co miałam innego powiedzieć? Przecież takie osoby jak Justin Bieber nie mogą po prostu jechać w nieznane miejsce i liczyć, że nikt go nie rozpozna. Oczywiście są tego minusy, ale plusów dużo więcej. Nie miałam nic do Kennego, bo równy z niego facet. Trochę szkoda, że sam do tak pięknego miejsca jedzie pracować, a nie odpoczywać. Miałam jednak nadzieję, że za często nie będziemy musieli się widywać i wszyscy odpoczniemy w spokoju. Biebsowi było jak zwykle głupio z tego powodu, ale tak naprawdę nie było z czego. Nawet dla mnie stało się to normalną rzeczą. Nie chodzi tu przecież o to, że on sam nie może się nami zająć, bo gdyby był „normalny” byłby świetnym facetem, który nie dałby mi nigdy zrobić krzywdy. Ochroniarz jest niezbędny w takich warunkach.
Po dziesięciu minutach wrócił w odrobinę lepszym humorze. Razem wyszliśmy z lotniska i wsiedliśmy w podstawiony samochód.
-Jesteś najlepszym mężczyzną na świecie. Z nikim innym nie czułabym się równie wspaniale i bezpiecznie-powiedziałam mu i pocałowałam w usta.
-Kasiu, chciałbym ci dać wszystko czego pragniesz, ale w niektórych momentach jestem bezsilny. Obiecuję, że nie zobaczysz Kennego ani jeden raz.
-To duży chłopak, łatwo go nie schowasz-zaśmiałam się.-Dla mnie jesteś teraz tylko ty. Zrozum to wreszcie. Ja i ty. Tylko ja i ty. I mam małą sugestię. Nie gadaj w czasie tego wyjazdu o pracy i nie kontaktuj się ze wszystkimi Usherami, Scooterami i tak dalej.
-Przecież już mówiłem, że nie będzie telefonów. Popatrz teraz-wyciągnął telefon.-Właśnie wysyłam ostatniego SMSa-wybrał z kontaktów moją mamę-„Właśnie zalecieliśmy na miejsce. Wszystko dobrze. Kochamy Was mamuśki” i wysyłam. Teraz wyłączam i koniec.
Jazda była długa, ale dotarliśmy do hotelu. Było to najpiękniejsze miejsce jakie w życiu widziałam. Wszystko w szkle, pełno światła. Poszliśmy prosto do apartamentu, który był bardzo duży i składał się z wielkiej sypialni i takiego salonu. Sypialnia była jednak najlepsza. Łóżko było niskie i bardzo szerokie, jakby zatopione w podłodze. Obok wielka szafa o drzwiami z przydymionego szkła. Ściany ciemno fioletowe z czarnym elementami.
-Jestem cholernie głodny. Szybki prysznic i może przejdziemy się już na kolacje?
-To idź teraz do łazienki, a ja szybko przejrzę walizki, bo nie mogę znaleźć jednej rzeczy.
W istocie to była mała wymówka. Trochę bałam się, że zaprasza mnie pod ten prysznic, a jakoś jeszcze bałam się mu pokazać w całej okazałości przy włączonym świetle. Z drugiej strony było jednak w tym trochę prawdy. Paul skompletował dla mnie garderobę i wszystko było ładnie poukładane i pospisywane. Chciałam się w tym trochę ogarnąć, bo jedna walizka „rzeczy na noc” składała się tylko z bielizny. A gdzie jakaś piżamy czy coś?, spytałam siebie. No może nie chciałam spać na przykład w piżamie z Hello Kitty, ale coś mniej koronkowego by się przydało. Na szczęście znalazłam coś w miarę dobrego i byłam przygotowana. Kiedy on już był gotowy ja weszłam do łazienki i szybko się ogarnęłam. Założył czarne Supry co u niego oznacza strój bardziej elegancki. Sama wsunęłam się w ciemnozieloną sukienkę koktajlową i średnie szpilki. Przed wyjściem pocałował mnie gorąco w usta. Hotelowa restauracja była pięknie urządzona i również bardzo jasna. Jedliśmy wspaniały posiłek i było cudownie. Coraz bardziej bałam się tego co może wydarzyć się w pokoju i cały czas powtarzałam jaka jestem po tym dniu zmęczona. Chciałam tego, ale bałam się, że okażę się dla niego za mało dobra i zwykła. Przedłużałam posiłek tak, że byliśmy tak ze dwie godziny. Kiedy byliśmy już w pokoju zamyślił się na chwile i zaczął przeglądać wyposażenie pokoju, barek i te sprawy. Wtedy ja szybko pognałam do sypialni. W biegu ściągnęłam buty i wciskając je do szafy rozpinając zamek w sukience. Chyba w czterdzieści sekund byłam już w łóżku. Nasłuchiwałam czy się nie zbliża i jeszcze szybko wyciągnęłam spinki z włosów. Zaczęłam obrażać siebie w myślach. Jak mogłam robić tak własnemu mężowi?! Przyrzekałam sobie, że jutro się poprawię i wszystko będzie dobrze. Po pięciu minutach zaczął mnie wołać półgłosem aż w końcu przyszedł do sypialni.
-Już leżysz?-podszedł do mnie.-Śpisz? Aż taka byłaś zmęczona?-mówił lekko zawiedzionym głosem.
Chciało mi się już od tego płakać. Jutro będzie lepiej, pocieszałam się. Bieber usiadł po drugiej stronie i sam zaczął się rozbierać. Słyszałam jak sam powoli ściąga buty, spodnie i koszulkę. Odwróciłam głowę żeby trochę na niego popatrzeć. Następnie poszedł do łazienki i potem pogasił światła zostawiając tylko mały promyczek, odwróciłam się do niego tyłem. Wsunął się koło mnie pod kołdrę. Ręką przejechał po moim ciele i jakby chciał mnie przyciągnąć bliżej. Ale nie zmieniałam pozycji. Poddał się po chwili i położył się na plecach podkładając ręce pod głowę. Nie mogłam spać wiedząc, że on tego nie robi. Przez chyba godzinę oddychał głęboko jakby walczyć z myślami. Odwróciłam się do niego i udawałam, że niby szukałam go przez sen. Przytuliłam się do jego torsu.
-Kocham cię-szepnęłam.
-Ja ciebie też-pocałował mnie w głowę.
Jego uspakajający się oddech usypiał mnie i po pewnym czasie oboje zasnęliśmy.