Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


30 maja 2011

ROZDZIAŁ 81

W końcu byliśmy już pod moim domem.
-Dzwoń-powiedział nagle.
-Gdzie?-zaśmiałam się.
-Tam gdzie miałaś zdawać, bo mogę ci oświadczyć, że jesteś gotowa.
-Nie żartuj sobie.
-Jesteś gotowa.
-Naprawdę?
-Tak-uśmiechnął się-dzwoń!
-No dobra. Jak będę w tomu to zadzwonię.
-Teraz!
Zgodziłam się w końcu i wykręciłam właściwy numer w jego komórce. Nie byłam pewna czy jestem gotowa, ale skoro stwierdził to sam Krystian prawie mu uwierzyłam. Wyszło na to, że umówiłam się na jutro rano. Kiedy się rozłączyłam pożegnałam się z Krystkiem i wysiadłam z auta. Na koniec pomachałam mu jeszcze kiedy odjeżdżał. Miałam za sobą wspaniały dzień, ale był on jednak odrobinę męczący i pomimo, że była 18.30 chciałam tylko wejść na piętnaście minut do wanny, a potem zasnąć z książką w rękach. Kiedy wykonywałam mój plan zaczęła dochodzić do mnie myśl, że jutro zdaję na prawo jazdy. Obiecałam sobie, że nie będę o tym myśleć i tak też zrobiłam. Stwierdziłam, że tego wieczoru nie będę dzwonić do Justina, bo myślałam, że uda mi się ukryć fakt, że poddałam się przed egzaminem tego dnia. Trochę było mi smutno, że w ogóle z nim nie rozmawiałam, ale tak jakoś wyszło. Wydaję mi się, że tego wieczoru zasnęłam ledwo po 20. Musiałam być bardzo zmęczona, bo pierwszy raz tak zaspałam i obudziłam się o 11.30 czyli miałam zaledwie trzydzieści minut żeby wyszykować się i zdąrzyć na autobus. Aby zrobić domownikom niespodziankę nic nie mówiłam mamie i wyszłam praktycznie bez słowa. Jadąc autobusem dostałam SMSa od Justina o następującej treści 'Musimy porozmawiać. Spotkajmy się. JB.'. Myśląc, że chodzi o jakąś drobnostkę, albo po prostu chcę mi powiedzieć ponownie o szkole albo mieszkaniu odpisałam krótko, również z powodu braku czasu, że nie mam na razie czasu i możemy i wstępnie powiedziałam, że będę u niego o 15. Potem wyłączyłam telefon, bo niespodziewany telefon był rzeczą, której nie chciałam doświadczyć w trakcie jazdy, bo byłoby to zbyt nieprofesjonalne, a przecież musiałam zrobić jakieś pozory, że jestem pewna siebie i odpowiedzialna żeby ukryć swoje braki w prowadzeniu samochodu. Gdy w końcu przekroczyłam wejście na teren parkingu z samochodami, głośno przełknęłam ślinę. Bałam się kto mi się trafi i w jakim będzie humorze, bo to też miało jakiś wpływ na to czy mi zaliczy, czy też nie. Czułam się okropnie otumaniona i ledwo szłam. Nie miałam pojęcia jak w takim stanie będę prowadzić i to w zatłoczonym mieście jakim jest Warszawa. Po pięciu minutach czekania z budynku wyszedł mężczyzna w średnim wieku. Wydaję mi się, że miał też tupecik, więc lekko uśmiechnęłam się, gdy się do mnie zbliżał. Oprócz tego mógł pochwalić się też sporym mięśniem piwnym.
-Katarzyna Joanna..-zaczął odczytywać ze swojej kartki.
-Tak, to ja-przerwałam.
-A więc dobrze. Ja jestem Koczyński Roman i dziś będę cię egzaminował-mówił bardzo oschle.
-Bardzo miło mi pana poznać-starałam się być miła.
-Nie przedłużając-wskazał na czerwonego fiata-wsiadaj i zobaczymy na początku na parkingu czy umiesz jeździć.
Szybko wykonałam zadanie i po dwóch minutach siedzieliśmy już w samochodzie. Popytał mnie o pasy itp., a potem ruszyliśmy. Miałam mały problem z zapaleniem samochodu, ale w końcu ruszył. Jeździłam wokół pachołków i co chwilę starałam się lekko ocenić minę pana egzaminatora. Jednak nic nie mogłam z niej wyczytać, bo cały czas miał pokazową pokerową twarz.
-Dobrze, a teraz wyjeżdżamy tamtą bramą i jedziemy w stronę centrum-oznajmił, a ja zrobiłam to.
W środku trochę się zmartwiłam, bo z Krystianem jeździłam tylko po obrzeżach miasta, a nie samym centrum. Mijając kolejne uliczki mężczyzna nic się nie odzywał. Czułam się dość nieswojo i zakłopotana wjechałam w wielką dziurę. Oboje podskoczyliśmy pod sufit auta. Pomyślałam, że to koniec i zacisnęłam mocniej ręce na kierownicy. On jednak nic nie powiedziałam i tylko zapisał coś na kartce.
-A więc podobno pani się przeprowadza-zagadał nagle.
-Tak-odparłam trochę zaskoczona-do USA.
-Daleko. Narzeczony jest Amerykaninem?-odgadł pewnie po pierścionku.
-Kanadyjczykiem, ale pracuje w Stanach.
-Byłem tam przez piętnaście lat, ale kiedy przyszedł kryzys postanowiliśmy z żoną wrócić do kraju. Nadal jest odczuwalny?
-Tak, ale jakoś sobie radzimy-ukrywałam uśmiech mając w myślach stan konta Justina, choć to co miałam w głowie nie było nawet porównywalne z rzeczywistością.
-Gdzie planujecie zamieszkać?-zapytał.
-Los Angeles-odparłam skromnie.
-Nie wiem czy to dobre miejsce... Bardzo drogo, bo mają ta domy te wszystkie gwiazdy i dodatkowo ci reporterzy-powiedział, a ja spojrzałam na niego lekko zaskoczona-niech się pani tak nie patrzy. Kiedy byłem w pani wieku najeździłem się po Stanach. Być może nie wyglądam, ale byłem fanem Harleyów, tych motocykli.
W myślach spróbowałam wyobrazić sobie tego faceta w skórzanych spodnia i rozciągniętej na brzuchu koszulce z wielkim orłem. Wyszło na to, że nie jest jakiś bardzo straszny i przez większość czasu rozmawialiśmy o moim przyszłym miejscu zamieszkania. Podał wiele nazw lokali w całych Stanach i mówił co mu się wydarzyło, gdy tam był. Kilka razy aż się zaśmiałam. Po drodze okazało się, że połowa ulic w centrum jest rozkopana i musieliśmy wszystko ominąć. Kilka razy miałam drobne wpadki, bo zamrugałam światłem wcale nie skręcając itp. Mimo wszystko było fajnie choć cały czas byłam zestresowana.
-Jak już późno-pan harleyowiec spojrzał na wyświetlacz-zatrzymaj się na pobliskim parkingu to się przesiądziemy, bo widzę jak prowadzisz-ostatnie słowo zabarwił mniej ciekawym słowem.
Trochę posmutniałam, bo doszło do mnie, że pomimo moich starań i miłej atmosfery nie udało się ukryć moich braków i zanosiło się, że o zdaniu mogę sobie na razie pomarzyć. W drodze powrotnej nie zamieniliśmy ani słowa. Jechaliśmy bardzo długo, ale w końcu poznałam bramę i byliśmy na miejscu startu. Z opuszczoną głową wysiadłam z samochodu.
-Bardzo dziękuję-odparłam i zaczęłam kierować się do wyjścia.
-A nie chce pani wiedzieć czy zdała?-powiedział z dziwną miną, a ja spojrzałam na niego tępym wzrokiem-a więc?

-Masz braki i jest ich trochę... W innym wypadku nie zdałabyś, ale skoro będziesz tak daleko stąd i nie zagrozisz polskim drogom...-nagle na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, a w myślach promyk nadzieji-gratulacje-odparł obojętnie i podał mi rękę, którą od razu złapałam.
-Dziękuję panu bardzo-również odparłam obojętnie choć w środku wszystko mi latało.
-Proszę wysłać mailem zdjęcie i za dwa, może trzy dni, dokument będzie do odebrania.
-Bardzo dziękuję-uśmiechnęłam się.
W mojej głowie panował całkowity chaos. Zupełnie nie wiedziałam o czym myśleć. Kiedy nie byłam już widoczna dla pana Romana zaczęłam skakać i wesoło pokrzykiwać jakbym miała 10 lat. Nagle zauważyłam, że po drugiej stronie ulicy stoi Krystian i mi macha. Od razu do niego ruszyłam i rzuciłam na ręce.
-Zdałam! Zdałam!-krzyczałam mu prosto do ucha.
-Ciszej, przecież słyszę-lekko skarcił mnie, ale nie zwróciłam na to uwagi.
-Wszystko dzięki tobie. Jestem ci ogromnie wdzięczna-ucałowałam go w policzek.
-To może pójdziemy na lody?
-Przepraszam, ale muszę jeszcze wszystkim się pochwalić...
-Spoko. To może mógłbym choćby odwieść cię do domu?
-Byłoby cudownie-uśmiechnęłam się.
Po drodze przepraszałam go, że tak go wykorzystuję. On mówił, że było mu bardzo miło oglądać mnie jak prawie nie zepsułam jego samochodu. Obiecałam mu też, że jestem jego wielką dłużniczką. W końcu byliśmy pod moim domem. Pożegnałam się z nim i pobiegłam do domu.
-Zdałam!-krzyknęłam na cały budynek.
-O mój Boże! To chyba jakieś żarty!-przytuliła mnie mama-jestem taka dumna! Idę zadzwonić do taty.
Kiedy wyszła z przedpokoju zobaczyłam, że mój ukochany siedzi na kanapie i tępo na mnie patrzy. Szybko do niego podbiegłam.
-A ty mi nie pogratulujesz?-zapytałam z uśmiechem.
-Gratulacje-odparł bez wyrazu.
-Myślisz, że miałam łatwo? Czy ty wiesz ile czasu ćwiczyłam z Krystianem?! To były męki, tyle godzin przez całe dwa dni-wybuchłam lekko, bo czułam jakby uważał, że w Polsce to nie jest choć w małym stopniu tak trudno zdać na prawo jazdy jak w Stanach.
-W McDoland's też tak ci ciężko było?-odciął się krótko.
-Śledziłeś mnie!?-rzuciłam bardzo zdziwiona.
-Możemy nie krzyczeć kiedy twoja mama jest obok? Chodźmy na zewnątrz.
Zupełnie nie miałam pojęcia dlaczego tak się zachowuje. Bardzo chciałam wyjaśnić całą sytuację, więc bez wahania wyszłam z nim do ogrodu pod baldachim. Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Poprosiłam, żeby wszystko mi powiedział. Na początku nie był wylewny i mówił, że widział to co widział. Nie miałam zielonego pojęcia o co mu właściwie chodzi, więc poprosiłam o więcej wyjaśnień. Byłam mu wdzięczna, że powiedział wszystko co miał na sercu. Wyszło na to, że kiedy poprzedniego dnia przyjechał po mnie Krystian był tam też Justin żeby się spotkać, bo zamówił wcześniej stolik w ślicznej restauracji. Nie byłam z tego bardzo zadowolona, ale zaczął mówić, że specjalnie ubrałam tak krótkie spodenki żeby Krystkowi tak ślina ciekła. Znacznie przesadzał, bo sam dobrze wiedział, że jesteś kolegami i chyba nigdy nie spojrzałam na niego jak na chłopaka do chodzenia. Później zaczął mniej przyjemny temat i zaczął mówić, że może to Krystian może dać mi więcej, bo z nim bez problemu mogłam bawić się na mieście, skakać i szaleć nie musząc obawiać się wszystkich reporterów. Powiedziałam, że jestem tak samo w stu procentach pewna wszystkiego i nigdy nie kochałam nikogo bardziej od niego. Żeby w miarę mu to wmówić potrzebowałam około dwudziestu minut, bo wciąż mi mówił, że czuł się wręcz zazdrosny kiedy tamten mnie kierował, albo 'czarował'. W końcu dotarło wszystko do niego, a może tylko na tyle, że na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
-Kocham cię i bardzo za tobą tęskniłam przez te całe, długie dwa dni-przesiadłam się obok niego.
-Myślałem, że wszystko będzie dobrze, bo tylko ze sobą ćwiczyliście, ale kiedy zobaczyłem go znowu kiedy wynosi cię z domu następnego dnia, czułam jak się we mnie gotuje, bo nic mi o tym nie mówiłaś...-przełknął ślinę-kurczę i jeszcze dziś się widzieliście.
-Przepraszam, że nic nie mówiłam-wtuliłam się w niego-choć schlebia mi twoja zazdrość to uwierz trochę we mnie... Przez ten czas jeśli gadałam z nim to tylko o tym jak bawiliśmy się w szkole podstawowej-zaśmiałam się-jak wrzucał mnie do wody z pomostu..
-Już jest okey, ale błagam cię, nie mów już nic o nim-przerwał mi i wywrócił z uśmiechem oczami.

28 maja 2011

ROZDZIAŁ 80

Obudziłam się około 7 i doszło do mnie, że już raczej nie zasnę, więc po prostu leżałam w łóżku karcąc siebie, że mogłam się lepiej przyłożyć. Trochę pocieszałam się tym, że zbyt dużo rzeczy wydarzyło się i miałam trochę za mało czasu. Musiałam powiedzieć to jeszcze Justinowi co nie było dla mnie zbyt łatwe, bo on zawsze był dla mnie panem never say never, never give up itp. Sama nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, więc przewalałam się po łóżku i w końcu wyjęłam spod poduszki iPoda. Muzyki słuchałam przez jakąś godzinę, bo potem odtwarzać padł. Zawsze tak było, bo nigdy nie pamiętałam go naładować, czasem  zasypiałam ze słuchawkami w uszach i leżąc pod poduszką nie zwracał na siebie uwagi. Później poszłam do kuchni gdzie siedziała już mama.
-Oj nie przejmuj się już-zaczęła-ja zdawałam na prawo jazdy chyba pięć razy-zaśmiała się-a teraz i tak tata mnie wozi.
-Nie mów o tym. Nie chcę o tym myśleć-odparłam trochę niemiło.
-Daj spokój. Prawo jazdy nie jest najważniejsze. Liczy się zdrowie.
Nie cierpiałam kiedy zaczęła pocieszać mnie w tym sposób. Denerwowało mnie to i nie potrafiłam miło jej odpowiedzieć. Wtedy ona lekko się obrażała i przez pewien czas nie odzywałam się do niej. Nie chodziło o to, że się obrażałam, ale wolałam pobyć z tym sama. Dzień doszczętnie stał się beznadziejny. Potem w kuchni dołączył do nas tata.
-Kasia obudziła się znowu nie w humorze-powiedziała mama ubarwiając swoją wypowiedź w dziwny sposób.
-Wszystko będzie dobrze-tata pocałował mnie w czoło.
Lubiłam kiedy przechodził, bo sprawiał, że czułam się bezpieczna od uwag ze strony mamy. Tata swoimi słowami skończył cały temat, bo zaczął mówić o tym, że jest głodny. Wspólnie z mamą zaczęli robić jakieś jedzenie, ale ja nie byłam głodna, więc poszłam do salonu.
-Jeżeli będzie taka cały czas to niech ją już ten Justin zabiera-powiedziała cicho mama, ale i tak ją usłyszałam.
Trochę się nawet uśmiechnęłam i rezygnując z salony poszłam na zewnątrz. Siedząc na porannym słońcu zaczęłam przyglądać się cudeńku na moim palcu. Dalej nie wierzyłam, że takie coś jest moje i oznacza miłość Justina Biebera. Byłam wielką szczęściarą i nie mówię o pierścionku, ale o narzeczonym oczywiście. Poczułam się znacznie spokojniej i myślałam tylko o otaczającej mnie letniej przyrodzie. Po dwudziestu minutach spokoju usłyszałam, że dzwoni mój telefon. Pomyślałam, że to pewnie Justin, więc lekko zaczęłam obmyślać co mam mu powiedzieć. Szybko złapałam telefon i odebrałam.
-Halo?-zaczęłam.
-Cześć, tu Krystian-usłyszałam radosny głos.
-Ee.. hej-odparłam zdziwiona.
-Jak przygotowania do testu?-czułam radość w jego głosie.
-Właściwie, to.. przełożyłam to na czas bliżej nieokreślony. Chodzi o ty, że nie jestem przygotowana.
-Bliżej nieokreślony to znaczy jaki?
-Pewnie dość długo. Teraz nie mam jak o tym myśleć. Przed wrześniem wyprowadzam się do.. USA.
-Nie rób głupot!-wręcz krzyknął-ubieraj się, bo będę po ciebie za dwadzieścia minut-rozłączył się zanim zdążyłam coś odpowiedzieć.
Nie wiedziałam o co mu chodzi i kilka razy próbowałam do niego zadzwonić, ale nic z tego nie wyszło, bo nie raczył odebrać. Lekko zdezorientowana postanowiłam, że jednak się ubiorę, bo byłam pewna, że przyjedzie, a nie chciałam witać go w dresie. Za dużo nie myśląc poszłam powolnym krokiem do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Ubierając się usłyszałam, że tata już wyszedł. Włożyłam wygodne szorty i t-shirt z jakimś zespołem. Szybko suszyłam włosy, gdy usłyszałam głos Krystiana. Wyszło na to, że mama go wpuściła i jak zwykle zagadała. Szybko wyłączyłam suszarkę kiedy do pokoju wszedł nasz gość. Musiał się jakoś wyrwać mamie.
-Choć i lecimy-powiedział.
-Wezmę tylko klucze, telefon i idziemy-powiedziałam.
-Nie ma czasu.
On jakby nie usłyszał mnie i zaczął wyciągać mnie siłą. Opierałam się, ale w końcu wziął mnie na ręce. Trochę mnie to zdziwiło, ale jednocześnie przypomniała mi się zielona szkoła, na której wziął mnie tak samo na ręce i wrzucił do wody z pomostu. Mając tę scenę w głowie uśmiechnęłam się i nie opierałam więcej. Przekraczając próg krzyknęłam tylko 'wychodzę i mam klucze' do mamy i już chwilę później siedziałam w jego samochodzie.
-Pamiętasz zieloną szkołę kiedy wrzuciłeś mnie do wody?-zaśmiałam się.
-O tak-uśmiechnął się szeroko-koledzy byli pod wrażeniem, że to ja cię dorwałem.
-Czemu?
-Przyznajmy, że byłaś jedną z ładniejszych dziewczyn z klasy, a ja raczej takim chłopakiem, który stał z boku.
-Zawszę uważałam, że jestem bardzo inteligentny.
-Właśnie, a mając 12 lat nie chce się być uważanym za inteligentnego, ale fajnego.
-Ja cię lubiłam.
-Ty lubiłaś wszystkich, więc nie jest to jakieś wyznanie. Ej, co ty wyrabiasz?!
-Że co?-spytałam nie wiedząc o co chodzi.
-Miałem być stanowczy, bo za dwa dni musisz być mistrzem kierownicy.
Na tym skończyła się miła rozmowa. Przez najbliższe cztery godziny nic nie mówiliśmy za wyjątkiem prostych komend, że mam nacisnąć pedał gazu albo wstawić 'dwójkę' sprzęgłem. Trochę myślałam o tym co wcześniej mi mówił. Było to wyznanie tego, że na prawdę był moim szczerym kolegą i czuł się chyba przez ten czas odrzucony, bo przez ostatni czas wolałam spotykać się z osobami bardziej rozrywkowymi. Nie chodziło o to, że lubiłam samych imprezowiczów, ale byłam typem samotnika i kiedy chciałam wyjść, raz na miesiąc lub dwa z ludzmi wolałam bardziej zaszaleć i wybierałam wieczorne wyjście do baru, a nie popołudniowe spotkanie w parku. Czułam, że może rzeczywiście miał trochę racji, że takich pożądnych ludzi jak on odrzucałam dla takich bardziej efektownych, którzy mieli pomysły żeby zaszaleć z alkoholem. Jednak pomimo wszystko niczego nie żałowałam i byłam zadowolona z ostatnich lat mojego życia.
-Masz ochotę na McDonald's?-zapytał nagle przerywając moje zamyślenie.
-Taa..-odpowiedziałam-ale nie dałeś mi zabrać portfela-udałam obrażoną minę.
-To dziś ci postawię, ale następnym razem ty płacisz.
-Oczywiście-zaśmiałam się.
ludzmi. Wzięliśmy kupę cheeseburgerów i frytki z kechupem. Przysiedliśmy się do jakiś ludzi na dworze, bo nie było wolnych miejsc. Otwierając opakowanie z sosem wybuchnął mi w rękach i miałam całe ręce w kechupie co bardzo rozśmieszyło mojego towarzysza. Wesoło rozmawiając spędziliśmy tam około godzinę. Na drogę wzięliśmy jeszcze dwie cole i ruszyliśmy spowrotem na miejsce ćwiczeń. Szczerze mówiąc nie chciałam już jeździć, ale Krystian nie dał za wygraną. Muszę jednak przyznać, że zrobiłam wielki postęp i umiałam znacznie więcej. Byłam z siebie okropnie dumna. Zbliżała się 18 i stwierdziliśmy, że pora wracać.

20 maja 2011

ROZDZIAŁ 79

Przez kolejne półtorej godziny oglądałam szkołę i przeglądałam różne informacje. Justin opowiadał mi dodatkowo jakieś rzeczy, tłumaczył jak to będzie w skrócie wyglądać itp. Zbliżała się 18 czyli niedługo miał pojawić się tata. Mnie to specjalnie nie obchodziło, ale Bieber uznał, że lepiej będzie jeśli się już będzie zbierać. Stwierdził, że nie chcę pokazać tacie, że cały czas u mnie przesiaduje. Trochę było mi smutno, ale jakoś to zniosłam. Pożegnał się ze mną, a później z mamą. Po pięciu minutach od jego wyjścia pojawił się tata. Zaczęliśmy rozmawiać o szkole, bo zaczęłam temat. Oni wiedzieli jeszcze więcej, bo najwidoczniej wszystko posprawdzali. Okazało się, że ledwo się dostałam, ale jednak wymagania mieli spore. Justin był taki obrotny myśląc o mojej edukacji co podobało się nawet mojemu tacie, który dodatkowo był zadowolony z tej szkoły, bo budynek był używany w czasie wojny. Było jeszcze dość wcześnie żeby gdzieś wyjść, więc około 19.30 powiedziałam, że pojadę na chwilę do Justina. Tata zaczął coś mówić, że już późno i że lepiej bym sobie poodpoczywała, ale postawiłam na swoim. Chciałam zrobić mini niespodziankę, więc nie uprzedzałam Justina. Wzięłam tylko telefon i bilet w kieszeń i wyszłam z domu. Na dworze było bardzo przyjemnie. Szłam ulicą cała uśmiechnięta, wręcz podskakując. Nagle ktoś zawołał mnie po imieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam Majkę, z którą chodziłam do gimnazjum.
-Witaj Kaśka-zaczęła i ucałowała mnie w policzek, co było trochę dziwne.
-Cześć Maja. Dawno się nie widziałyśmy-uśmiechnęłam się.
-A wszystko dobrze. Mam jedno pytanie... Czy to prawda, że spotykałaś się z Bimberem?
-Ach, o to ci chodzi. Nawet go nie znam-skłamałam-wszyscy mnie o to zaczepiają-zaśmiałam się.
-Nie zgrywaj się, bo wiem, że to prawda. Dobrałaś się do jego instrumentu? Gruby, duży, a może maleńki?
-Może i go kiedyś spotkałam, ale do niczego nie doszło.
-No niech ci będzie-wybuchła śmiechem-tylko żartowałam.
Szczerze mówiąc nic nie wydało mi się jakoś bardziej zabawne, ale odwzajemniłam śmiech. Była nawet miła, ale po prostu za nią nie przepadałam, bo poznałam ją dość dobrze w szkole i wiedziałam jak chamska potrafi być w stosunku do innych. Byłam w stu procentach pewna, że zagadała do mnie ze względu na Justina, ale z drugiej strony nie mogłam jej tego wypomnieć, bo chyba sama bym tak zareagowała, gdyby którakolwiek dziewczyna, którą znam, spotykała się z kimś tak znanym. W sumie nawet dobrze mi się z nią gadało, bo czasem była skłonna do bycia miłą i przyjemną. Pożegnałyśmy się tylko i poszłam dalej. Idąc myślałam, że wszystko jest jak pierwszego dnia kiedy spotkałam Biebsa, bo na początku była Maja, a potem idąc sama na niego wpadłam. Niespodzianki, które daje nam życie są wspaniałe. W końcu dotarłam do hotelu. W recepcji powiedziałam, że przyszłam do Justina Biebera, ale nie chcieli udzielić mi informacji na ten temat. Kilka razy przekonywałam ich, że musiało im się coś pomylić, ale nic nie pomagało. Z planu nic nie wyszło, więc zadzwoniłam do niego na telefon. Wyjaśnił, że zaraz zadzwoni do recepcji i doradził żebym usiadła sobie w hallu co zrobiłam. Cały czas obserwowałam recepcjonistkę i rzeczywiście po piętnastu minutach podeszła do mnie i podała mi klucz. Zdziwiłam się trochę, bo nie był to ten sam pokój co poprzedniego dnia, ale nie myślałam o tym za długo. Szukałam go po całym pokoju, ale nigdzie go nie było. Już chciałam do niego znowu dzwonić, ale nagle stanął w drzwiach.
-Przepraszam za kłopoty, ale zmienili mi pokój, a teraz byłem na mieście-tłumaczył się.
-Spokojnie, rozumiem. To moja wina, bo powinnam wcześniej zadzwonić.
-Ogólnie to dawno się nie widzieliśmy-spojrzał na zegarek-jakieś dwie godziny. Stęskniłaś się?-zaśmiał się.
-Chodzi o to, że jutro nie będziemy mogli się spotkać, bo mam te próbne jazdy i jakieś papierki muszę popodpisywać, więc chciałam wykorzystać dzień dzisiejszy-uśmiechnęłam się-a może to ty masz mnie dość?
-Pokażę ci jak mam ciebie dość-zbliżał się do mnie.
Po chwili leżeliśmy oboje na łóżku. On delikatnie mnie obejmował i całował w ramie. Czułam się bardzo zadowolona. Trwało to jakąś godzinę może dwie, bo musiałam wracać do domu. Trochę się denerwowałam, bo im później było tym bardziej stresował mnie egzamin na prawo jazdy. Do domu wracałam sama i myślałam jak to będzie. W domu od razu się położyłam i błagałam żebym spała jak najdłużej, bo wtedy miałabym wymówkę, że zaspałam, ale znając moje szczęście, obudziłam się o 9. Od razu zadzwoniłam do mojego znajomego, który pracuje w szkole jazdy. Krystian przyjechał pod mój dom punktualnie o 10. Ucieszyłam się, bo mama go zagadała i miałam więcej czasu na emocjonalne przygotowanie. Niestety przyszedł czas na wyjście. W aucie powiedziałam mu, że tak na prawdę nigdy nie prowadziłam samochodu. On ni był za szczególnie z tego zadowolony. Ogólnie znamy się od dawna i dosyć dobrze się znamy, ale miałam do niego mały respekt, bo czasem trochę zadzierał nosa, ale po prostu miał do tego powody, bo był świetny we wszystkim do czego się zabierał. Dotarliśmy do dużego placu pod miastem, gdzie były poustawiane pachołki. Wtedy szybko wysiadł z samochodu, a ja nie za bardzo wiedziałam o co chodzi.
-Kasia! Przesiadaj się!-lekko krzyknął.
Obudziłam się i szybko przesiadłam się na miejsce kierowcy. Zaczął mi szybko mówić co mam robić. Ogólnie  mi się pomieszało i ruszyłam pedałem od zmiany biegów. Było mi okropnie wstyd, ale po prostu okropnie się zestresowałam. Krystian tylko uśmiechnął się delikatnie i pocieszył mnie mówiąc, że dopiero zaczynamy i wszystko będzie dobrze. Było to miłe, ale w nauce nie pomogło. Przez dwie godziny 'jeździłam', ale tak na prawdę byłam okropna. Cały czas tylko nami zarzucało, bo nie byłam wprawiona w zmianę biegów. W końcu zatrzymałam się i walnęłam głową w kierownice, a wokół rozszedł się dźwięk klaksonu. Załamałam się.
-Spokojnie. Pomyśl, że to twój narzeczony. Delikatnie zacznijmy od początku. Naciśnij tamten pedał, zmień bieg środkowym i powolutku ruszamy-mówił spokojnym głosem.
wykorzystywania Krystiana jak na jeden dzień. Byłam z siebie zadowolona, bo jednak zrobiłam duże postępy. W drodze do domu zmieniliśmy temat i było nawet fajnie.
-Krystian, a skąd wiesz o tym, że się zaręczyłam?-zapytałam.
-Twoja mama mi powiedziała, bo zaczęła coś mówić, że możesz być 'trochę' rozkojarzona-zaśmiał się.
-O rany-uśmiechnęłam się-to po prostu przyszło bardzo szybko, a teraz jeszcze ten egzamin...
-Ale jesteś pewna, że chcesz mając 18 lat wyjść za mąż? Nie obraź się, ale to przecież jakaś kwarta życia.
-Tak. On jest na prawdę niezwykły.
-A może chodzi ci o jego kasę? A może on cię wykorzystuje?
-To ty wiesz kim on jest?!
-Nie jestem głupi i widziałem wszystko w necie itp.
-Ja go kocham szczerym uczuciem i on mnie też. Jesteśmy młodzi, ale jestem w stu procentach pewna, że to właśnie to.
-Spokojnie, rozumiem-uśmiechnął się-znamy się dość długo, żebym wiedział, że jesteś okej i on pewnie też jest w miarę.
Na to już nic nie odpowiadałam i tylko się uśmiechnęłam. Doszło do mnie, że chyba ludzie z mojego najbliższego otoczenia, koledzy itp. wiedzą, że jednak cały czas jestem z Justinem i nie ma potrzeby by ich okłamywać. Bałam się, że mogą to jakoś wykorzystać, ale tych osób do których miałam szacunek nie miałam ochoty okłamywać. Po tym dniu spędzonym z Krystianem byłam bardzo zadowolona. Odprężyłam się i uspokoiłam. Kiedy byliśmy już pod moim domem bardzo mu za to podziękowałam i obiecałam, że  kiedyś mu się odwdzięczę. Zdążyłam akurat na wiadomości, więc obejrzałam je razem z rodzicami. Potem opowiedziałam im jak mi dziś szło. Nie skrywałam, że było średnio. Była to bardzo ciężka decyzja, ale wspólnie zdecydowaliśmy, że jednak na egzamin jest jeszcze za wcześnie. Było mi smutno i prawie się popłakałam, ale taka była prawda. Zadzwoniłam tam i powiedziałam, że muszę to przełożyć na czas bliżej nieokreślony. Na szczęście zgodzili się i powiedzieli, że jedynie przyślą mi pocztą zaświadczenie  potwierdzające opłatę i poinformowali mnie, że kiedy będę już gotowa wystarczy zadzwonić. Trochę się przybiłam i źle spałam w nocy.

19 maja 2011

ROZDZIAŁ 78

Nic mi się nie śniło, ale czułam się bardzo dobrze. Obudził mnie cichy śpiew, jak szelest. Poczułam się jak Królewna Śnieżka i ten mały ptaszek. Wiedziałam, że to Bieber. Przez chwilę udawałam jeszcze sen i tylko wsłuchiwałam się w delikatnie płynące słowa. W końcu poczułam, że ułożył się obok mnie. Powoli, cały czas udając, odwróciłam się do niego przodem. Cichutko powiedziałam mu jak bardzo go kocham i jak bardzo go pragnę. Byłoby wspaniale, gdyby nie to, że nie zauważyłam obecności mamy w pokoju. Na szczęście oboje tylko się zaśmiali, a ja lekko się zaczerwieniłam.  Na szczęście mama wyszła, bo ktoś zadzwonił do drzwi. Wtedy przybliżyłam się do niego i pocałowałam w policzek. Po chwili mój budzik zaczął dzwonić. Oboje zaśmialiśmy się z mojej pomysłowości nastawiania budzika na 11.55. Faktycznie było to bardzo przemyślane posunięcie, ale były przecież wakacje i chciałam się wyspać. Nagle mama wróciła z kopertą w ręce. Spojrzałam na nią pytająco. Nagle zaczęła machać mi nią przed nosem. Justin zrobił taką minę jakby widział kogoś opętanego.
-Udało ci się!-krzyknęła-zdałaś test na prawo jazdy!!!
Szybko wyrwałam jej z rąk kartkę i spokojnie, albo i mniej spokojnie, przeczytałam to, co było na niej napisane. Okazało się, że zaliczyłam test, który pisałam jakiś czas temu. Zupełnie nie mogłam w to uwierzyć, bo nie byłam pewna jak mi poszło i dodatkowo okazało się, że ponownie poczta się spisała, bo był nadany dwa tygodnie wcześniej. Wychodziło na to, że pozostała mi tylko jazda. Byłam aż zakręcona, bo nie dochodziło do mnie jak taki tłumok techniczny jak ja mógł zdać go za pierwszym razem. Jednak mama jeszcze bardziej szalała. Doczytałam, że jazdę mam za dwa dni. Miałam okropnie mało czasu... Po chwili spojrzałam na Justina, który cały czas miał tą minę. Krzyczałyśmy po polsku, więc biedak nic nie rozumiał. Wszystko mu wytłumaczyłam. Wyglądał na bardzo zaskoczonego i gdybym nie wiedziała, że mnie kocha obraziłabym się, że we mnie nie wierzył. Mimo wszystko złożył mi pokłon, bo on sam za pierwszym razem nie zaliczył. Później zadzwoniła pochwalić się tacie. Był ze mnie okropnie dumny i przez piętnaście minut dyskutował z mamą przez telefon. Ja w tym czasie zaciągnęłam Biebsa do garażu. Miałam tam małą pamiątkę. Kiedy się urodziłam tata kupił nowy samochód, który zawsze był jego oczkiem w głowie. Nie był jakiś niesamowity, ale zwykły z wyglądu i 'wnętrza', ale mimo wszystko był naszym skarbem. Kiedy rodzice chcieli go sprzedać powiedziałam, że się na to nie zgadzam i po wielu dyskusjach został z nami. Kiedy już w nim byliśmy ściągnęłam narzutę, którą był przykryty i zapiszczałam "TA-DAM!". Szczerze mówiąc nie widziałam bardziej zbanowanej miny. W pełni to jednak zrozumiałam, bo 18-letni biały, mały samochód z wgnieceniem nie robi dużego wrażenia prawie na nikim, a już szczególnie kimś, kto ma samochody za setki tysięcy dolarów. W skrócie opowiedziałam mu wszystko, co chyba i tak nie zmieniło jego nastawienia.
-Kochanie..-zaczęłam z delikatnym uśmiechem, który on chyba odebrał jak propozycje.
-Tak?-podszedł do mnie i objął w pasie.
-Jak już mówiłam to ja się o niego kłóciłam i obiecałam, że jak będę się wyprowadzać to go zabiorę...
-Daj spokój. On się już do jazdy nie nadaje i tymbardziej, jeśli zdasz na prawko, nie pozwolę ci nim jeździć.
-Jeśli nie weźmiesz Fiatrari to nigdzie nie pojadę-powiedziałam z lekko udawanym grymasem-to jest mój samochód i go zabieram-powiedziałam, a Bieber zaczął się śmiać-dobrze usłyszałeś, to jest Fiatrari i jest  ładniejszy od tych twoich Ferrari.
-Jesteś taka słodka, że go zabierzemy-cmoknął mnie w usta.
W tamtej chwili do garażu weszła mama.
-O Boże! Kasiu, tylko nie to-powiedziała z lekkim niedowierzaniem.
-Zabieram go ze sobą do Ameryki. Fiatrari poszerza horyzonty-uśmiechnęłam się.
-Justin, w co ty się wpakowałeś-zaśmiała się.
-Widzę, ale powiedziała, że bez niego się nie ruszy-rozłożył ręce.
-Nie gadajcie już tyle. Jestem głodna-powiedziałam i spojrzałam na JB-zaniesiesz mnie?
-Kasia, bez przesady! Żadna z ciebie księżniczka żeby cię nosił-oburzyła się mama.
Jednak Justin to zrobił. Mama aż podśmiała się pod nosem. Nie robiłam z siebie księżniczki, a on naprawdę lubił mnie nosić, bo wtedy pokazywał jaką ma siłę, a ja nie musiałam chodzić. Poza tym nie ważyłam tony i takie ciężary to on na siłowni podnosił, więc ogólnie dbałam o jego sprawność fizyczną. Usiedliśmy w pokoju, a mama robiła mi śniadanie. Od kiedy się zaręczyłam cały czas mi dogadzała, bo chyba chciała mi tak dogodzić na pożegnanie. Kiedy już było gotowe mama powiedziała, że musi pójść na zakupy, więc zostaliśmy sami. Nie robiliśmy nic specjalnego, ale fajnie jest być tylko we dwójkę, bez żadnych rodziców.
-Niedługo będzie tak cały czas-pocałował mnie w pierścionek-żono-uśmiechnął się.
To stwierdzenie automatycznie wywołało u mnie uśmiech. Nie mogłam się tego doczekać. Mieliśmy mieszkać sami, całkowicie sami i mieć całe wielkie mieszkanie tylko dla siebie. Przez około dwie godziny oglądaliśmy telewizję, rozmawialiśmy i śmialiśmy się. On cały czas siedział dość sztywno, a ja byłam całkowicie swobodna i leżałam rozwalona. Zapytałam go o co chodzi, a on wytłumaczył mi, że po prostu siedzenie w domu teściów nie jest zbyt wygodne. Roześmiałam się tylko, ale przyznałam, że ja tak samo nie lubiłam zbyt się wyciągać, kiedy na przykład w pobliżu była Pattie. Z racji tego przenieśliśmy się do mojego pokoju gdzie włączyłam na chwilę komputer. Wszędzie było pełno plotek o Justinie Bieberze. Przez moment zupełnie zapomniałam, że to właśnie ten sam Justin Bieber siedzi ze mną w pokoju. W internecie były jeszcze stare notki o rozpoczęciu wakacji. Umknęło mi, że było ono dopiero trzy dni wcześniej. Myśląc o tym, nagle mnie olśniło.
-Justin, a co ze szkołą, moją szkołą?-zapytałam aż się podrywając.
-Jak to co?
-No skoro mówisz, że zamieszkamy razem w Stanach to co ze szkołą?
-No nic-odparł drocząc się ze mną.
-Powiedz, bo..
school. Zaraz zobaczysz-zaczął stukać w klawiaturę.
Po chwili na ekranie pojawił się pokaz slajdów 'szkoły', która dla mnie wyglądała raczej jak pałacyk. Byłam z jednej strony okropnie oczarowana, bo która nastolatka nie chciałaby chodzić do tak pięknej szkoły w LA, ale z drugiej strony bardzo się wystraszyłam, bo miało to być dla mnie zupełnie coś innego.
-Ona jest prywatna?-zapytałam-jeśli chodzi o czesne to chyba nie dam rady, a nie chcę żebyś ty mi je opłacał.
-Wiedziałem, że tak powiesz. Za nic nie będę płacić, bo masz 75% stypendium, a resztę opłacili twoi rodzice. Musisz chodzić do szkoły prywatnej nawet nie dla tego, że jest taka elitarna, ale przeze mnie, bo jestem kim jestem i nie chcę żeby stała ci się tam jakakolwiek krzywda.
-Noszą tam pełne mundurki?!-zagapiłam się w ekran-to takie... dziwne-popatrzyłam na jego zakłopotaną minę-ale mi to nie przeszkadza-uśmiechnęłam się.

16 maja 2011

ROZDZIAŁ 77

Długo nie czekałam. Ciągnęłam Justina za rękę aż do samochodu. Z trudem pożegnał się z moimi rodzicami. Cieszyłam się, że nareszcie byliśmy już sami.
-Czy to było odpowiednie?-zapytał kiedy włączał silnik.
-A chciałeś tam siedzieć?
-W końcu, po ślubie nie będziesz z nimi tylko ze mną. To ważna rzecz. Im nie jest łatwo. Kiedy rozmawialiśmy wcześniej to twoja mama cały czas płakała. To jest życiowa decyzja. Spędziłaś z nimi osiemnaście lat, całe życie. Czy w ogóle jesteś przekonana, że chcesz za mnie wyjść? To z twojej strony ogromne poświęcenie. Wiesz kim jestem, a z moim zawodem łączą się dosyć częste wyjazdy, wywiady, paparazzi na każdym kroku.. Nie obrażę się jeśli powiesz, że potrzebujesz czasu. Będę na ciebie czekał ile będzie trzeba. Nie będziesz często widywała się z rodzicami. Tzn. jeśli będą chcieć to niech przylatuję kiedy chcą, ja to zrozumiem, ale to nie jest inne miasto, kraj, to zupełnie inny kontynent. Czy jesteś gotowa na takie zmiany? Dla mnie było to bardzo ciężkie...
Zaczęłam jeszcze raz nad wszystkim myśleć. Miał całkowitą rację, to byłą bardzo ważna decyzja. Jednak wiedziałam, że nie pragnę niczego bardziej jak zamieszkać z nim i żyć.
-Jestem tego pewna, jak niczego innego. Kocham cię nad życie i chcę z tobą być-położyłam rękę na jego kolanie.
-Kasiu, weź rękę, bo prowadzę-zaśmiał się-udaj, że tego nie powiedziałem, ale okropnie nie chciało mi się tam siedzieć. Nie chodzi o to, że nie lubię twoich rodziców, bo twój ojciec jest wzorem dla innych, ponieważ okropnie cię kocha. Zdać u niego test i dostać twoją rękę to był nie lada wyczyn, ale było warto-uśmiechnął się uroczo.
-No ja myślę, haha.
Przyszła mi do głowy jedna myśl. Nie miałam pojęcie jak to ma być z nami ogólnie. Miałam być znowu zaprezentowana dla wszystkich i cała otoczka zwiąże z moim 'powrotem'? Nie wiedziałam czego właściwie chcę, więc byłam gotowa zgodzić się na wszystko. W tamtej chwili nie chciałam go jednak nękać i stwierdziłam, że zrobię to następnego dnia. Chwilę później byliśmy w hotelu.
-Chcesz żebym ci wszystko teraz powiedział?-zapytał kiedy tylko znaleźliśmy się w pokoju.
-Nie chodzi o to, że nie chcę wiedzieć i mnie to nie interesuje, ale kurczę, daj mi się nacieszyć moim najseksowniejszym narzeczonym. Ty tego nie chcesz? A może myślisz, że dałeś mi pierścionek i to wystarczy? Tak nie ma, masz mnie w tej chwili pocałować.
-Okej-powiedział i całował mnie przez jakieś cztery sekundy.
-Chyba sobie żarty robisz. Masz mnie doprowadzić do wariacji-powiedziałam podburzona.
-No to lecimy.
Wstał i pociągnął mnie w pasie. Był mało delikatny. Pchnął mnie na ścianę, a właściwie byliśmy wtedy w rogu. Tak dawno nie czułam jego bliskości. W międzyczasie ściągnęłam kurteczkę i byłam tylko w obcisłej bluzce na ramiączkach. Justin zaczął delikatnie całując mnie w usta, a ja w tym czasie bawiłam się jego włosami. Później skończył z tymi cukierkowymi pocałunkami i zaczął mocniej doprowadzać moje usta do szaleństwa. Jednocześnie usta mnie łaskotały i wręcz bolały. Tak cudownie się czułam. Na chwilę  przerwał i posłał mi spojrzenie, które pytało "tak jest dobrze?". Szybko przejechałam rękami po jego klatce piersiowej i pocałowałam w usta. Zaczął być coraz bardziej zadziorny i zaczął bawić się moimi ramiączkami od bluzki. Całował mnie po ramionach i przygryzał je doprowadzając mnie do lekkiego szaleństwa. Przejechał rękami po moich plecach i miał ręce na moim tyłku. Pierwszy raz to mi nie przeszkadzało. Delikatnie podciągnął mnie, a ja oplotłam nogi wokół niego. W takiej formacji skierowaliśmy się na łóżko. Przez jakąś chwilę całowaliśmy się jeszcze zażarcie, ale potem z minuty na minutę zwalnialiśmy. Każdemu potrzebna jest przerwa. Wtuliłam się w jego ciało i leżeliśmy tak przez pewien czas. Potem włączyłam telewizor i wgapialiśmy się w wiadomości.
-Chyba będę cię zaraz odwoził, już 20-powiedział przerywając błogą ciszę.
-Czuję się jak zwierze, które potem się odsyła i masz spokój...
-No coś ty. Niedługo będę cię nękał dwadzieścia cztery godziny przez siedem dni w tygodniu. Miałaś rację, że za sobą tęskniliśmy.Brakowało mi ciebie. Kocham cię.
-Zaraz się rozpłynę. Po ślubie też będziesz mi tak ciągle mówił?
-Wtedy jeszcze bardziej. Teraz naciągaj kurtkę i lecimy. Jutro też jest dzień i dodatkowo twój tata pracuje...
-Podoba mi się twoje myślenie. Przyjeżdżaj jak tylko wstaniesz.
-Raczej nie, bo znów będę czekał aż ty wstaniesz.
-Obudź mnie i tyle.
Naciągnęłam kurtkę i wyszliśmy. W samochodzie jeszcze trochę się poprzytulaliśmy, oczywiście tylko na czerwonych światłach. JB odprowadził mnie pod drzwi i odjechał. W domu rodzice znowu się na mnie rzucili i powiedzieli, że musimy porozmawiać.
-Kasiu, wszystko tak szybko się zmienia-zaczęła mama-rozumiemy, że go kochasz, ale jesteś tego wszystkiego pewna? Powiedz prawdę, Justina nie ma.
-Mamusiu, ja na prawdę nie chcę bardziej niczego innego jak tego, żeby to wszystko się wydarzyło. Czuję się jak w bajce, ale wiem, że to prawda i rozumiem to co się dzieje.
-Jedna rzecz, czy chcesz się już ustabilizować w wieku 18 lat? Chcesz być już taka dorosła? Oczywiście rozumiem, że nie bierzesz tego jak inne związki gwiazd Hollywood, które są ze sobą niecały rok, a potem biorą rozwody i wszystko jest w gazetach-odparł tata.
-Jestem tego pewna. Chcę żeby tak wyglądało moje życie. Będę za wami bardzo tęsknić, ale dam rade. Bardzo dziękuję za to co dla mnie robicie. Jesteście najwspanialszymi rodzicami na świecie-przytuliłam ich.
Później pogadaliśmy jeszcze o drobnych rzeczach. Mama znowu oglądała mój pierścionek i się nim bardzo zachwycała. Potem poszłam do swojego pokoju i zaczęłam rozmyślach. Wszystko układało się tak idealnie, tak perfekcyjnie. Dodatkowo jutro czekał mnie kolejny wspaniały dzień z mężczyzną moich snów. Poszłam spać w świetnym nastroju, a wcześniej wysmarowałam się jeszcze prawie całym opakowaniem mojego ulubionego balsamu. Nastawiłam sobie budzik, żebym, kiedy przyjdzie JB, znowu nie wyszła na strasznego śpiocha.

11 maja 2011

ROZDZIAŁ 76

Później, ku mojemu zdziwieniu, oświadczył, że musimy wracać. Nie chciałam się w tej chwili rozstawać. Choć z drugiej strony, czułam drobną ochotę, żeby pochwalić się mamie i wszystkim innym pierścionkiem i samymi zaręczynami. Wtuleni, kręcąc się i obracając doszliśmy do samochodu. Całą drogę milczałam, bo doskonale wiedziałam, że w głowie miałam to samo co on. Nagle przyszły mi do głowy zagadnienia co będzie dalej. Byliśmy już pod domem i nie chciałam zadawać głupich pytań. Wiedzieliśmy, że nie będzie już okazji do pożegnać w progu, więc po raz ostatni, tego dnia, pocałował mnie lekko przyciągając moje ciało do swego. Nie chciałam wracać w takiej chwili do domu i patrzeć jakim wzrokiem spogląda na mnie tata. Jednak była już 23, więc wysiedliśmy i JB odprowadził mnie pod drzwi. W nich stanęła podniecona mama.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę-powiedziała po polsku i mnie przytuliła-pochwal się!
Nie mogłam uwierzyć, że ona o wszystkim wiedziała. A skoro i ona to i tato, który również stanął obok niej. Pokazałam im pierścionek. Mama otarła łzy. Tata patrzył tylko kiwając głową i uśmiechnął się do Biebera. Trochę głupio się czułam, bo ja byłam z tą wiadomością od dwóch godzin, a oni od niewiadomo jakiego czasu. Mimo wszystko humor mnie nie opuszczał.
-Kasia, dobrze się się zgodziłem?-zapytał tata.
-Pytałeś go?-zapytałam Justina.
-Tak. Chciałem wiedzieć czy nie ma zbyt wiele przeciw temu.
-Kocham was wszystkich-odparłam czując małe łzy.
Na koniec wszyscy się wyprzytulaliśmy i wyszedł. Przez chwilę rozmawiałam jeszcze z rodzicami i bez mycia poszłam spać. Chyba dawno mi się tak dobrze nie spało, choć całym ciałem pragnęłam by w tej chwili był obok. Rano, a właściwie po południu obudziłam się w skowronkach. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam było sprawdzenie czy pierścionek rzeczywiście jest na moim palcu, bo to potwierdzało, że wczorajszy wieczór nie był snem. Był tam. Ucieszona wszystkim poszłam na dół.
-Co ty tu robisz?-uśmiechnęłam się i podbiegłam do Justina.
Przytuliłam go i jednocześnie przeprosiłam za swój wygląd, czyli niedomyte oczy i nieuczesane włosy. Obok był tata, więc z upragnionych całusów nici.
-To chyba czas powiedzieć ci wszystko, prawda?-odrzekł tata.
-Ona dopiero wstała. Daj jej się obudzić-powiedziała mama.
-Jak tylko go zobaczyła to znacznie się obudziła-zaśmiał się tata.
Rodzice rozmawiali po polsku, więc Justin nic nie rozumiał. Sama wolałam najpierw spędzić z nim chwilę. Pobiegłam na górę i umyłam się, ubrałam. Wiedziałam, że w domu nie dadzą nam spokoju, więc praktycznie bez słowa wyciągnęłam Justina na podwórko. Usiedliśmy pod baldachimem. Justin spojrzał na mnie pytająco, więc pokiwałam twierdząco głową. Wtuliłam się w niego i zaciągnęłam słodkim zapachem. Zapytał, czy spodobał mi się pierścionek. Byłam aż zdziwiona tym, że nie zauważył jak bardzo jestem nim oczarowana. Powiedziałam mu to i obdarowałam delikatnym buziakiem. Jednocześnie trochę go skarciłam, bo byłam świadoma, że cena podarku nie miała małej ilości cyfr. Szczerze mówiąc aż bałam się nosić czegoś takiego na palcu, ale nie było opcji żebym go nie nosiła. Niewiadomo kiedy nagle tata pojawił się i usiadł na przeciwko nas. Chyba nawet nie spostrzegł, że to jest chwila dla zakochanych, a nie zakochanych plus tata. Spokojnie siedział i popijał owocową herbatę. Chwilę potem doszła do nas mama. Wyszło na to, że to ja zainicjowałam miłą rozmowę na zewnątrz. Justin miał lekko zakłopotaną minę, kiedy zaczęliśmy rozmawiać. Na początku były lekkie pogaduchy o pogodzie, podróżach itp. Potem doszło do najważniejszego.
-O ślubie porozmawiamy, gdy Pattie będzie już z nami-powiedziała mama-ale teraz spokojnie możemy powiedzieć jak to będzie po nim.
Na słowo 'ślub' aż się zakrztusiłam śliną. Niby było to oczywiste po zaręczynach, ale nie miałam pojęcia, że wszystko będzie tak szybko. Jednak nie chciałam się wtrącać, więc nic już nie mówiłam.
-Zacznijmy od mieszkania-powiedział tata-wspominałeś coś jej, pytałeś?-skierował się do JB.
-Nie-odpowiedział-chcę zrobić to teraz. Mogę?
-Oczywiście.
-Miałem taki pomysł, abyśmy po ślubie zamieszkali razem... Chciałabyś?
-Justin, nie zadawaj głupich pytań. Ona za ciebie wyjdzie i myślisz, że nie chce? To oczywiste, że nie będziecie mieszkać na różnych kontynentach-wtrącił się tata.
-Przestań-skarciła go mama i wszyscy spojrzeli na mnie.
-Oczywiście, że tak-uśmiechnęłam się.
Zaczęłam analizować sytuację, bo nie miałam bladego pojęcia jak i gdzie mamy razem zamieszkać. Myślałam o Stanach, ale nie wiedziałam jak mam się tam przeprowadzić, taki szmat drogi od domu.
-A właściwie nie opowiadałeś dokładnie o miejscu-zaczęła mama-gdzie planowałeś zamieszkać?
-Myślałem o LA, bo...-zaczął.
-Nie jestem przekonany. To straszne miasto-odezwał się tata.
-Przestań. Dla młodych jest fascynujące, bo można spotkać gwiazdy itd.-powiedziała mama.
-Tak, Justin bardzo chce pooglądać gwiazdy-zaśmiałam się.
Wtedy wszyscy się już śmieliśmy. Tekst o gwiazdach był bardzo trafny.
-Przekażę ci ją w dniu śluby i od tamtej pory to ty będziesz się nią opiekował. Obiecuję, że jeśli choćby włos jej z głowy spadnie od razu po nią przylecę i już jej więcej nie zobaczysz-odparł tata.
-Jest dla mnie najważniejsza. Cały czas chcę robić wszystko tylko dla niej. Wracając do miejsca to kupiłem mieszkanie. Potem pokażę wszystkie zdjęcia. Jest średniej wielkości..-mówił Justin.
-Czyli?-znowu wtrącił tata.
-200 metrów plus taras, miejsca na parkingu. Otwarte i ładne, na 8. piętrze.
-Przepraszam, że się wtranżalam, ale więcej już mu nie przerywaj. Kupił wielkie mieszkanie, daje jej wszystko i kocha ją-zwróciła się mama do taty.
Tata nic nie powiedział tylko dalej miał dziwną minę. Ja w sumie nie byłam w rozmowie. Byłam ciekawa jak to wszystko będzie, ale byłam jak w transie. Niby cała rozmowa dotyczyła mnie, ale jakoś nie potrafiłam wtrącić się miedzy tatę, a JB.
-Kochani rodzice, mam jedną prośbę..-zaczęłam-wczoraj się zaręczyłam i chciałabym trochę pobyć z moim narzeczonym..
-Kaśka, będziesz z nim 'całe' życie. Pocieszycie się sobą-przerwał tata.
-Oj przestań. Ma racje-powiedziała mama-jeśli chcecie to jeźdzcie do hotelu. Chodzi, żeby posiedzieć zaśmiała się-nie, że dążę do 'wynajmijcie sobie pokój'.
-Mam nadzieję, że z 'tymi' sprawami nic się nie zmieniło Justin-spojrzał na niego wzrokiem, który zabija.
-Oczywiście, że nie-odparł Biebs.
-Nie mówcie przy mnie o takich rzeczach-skrzywiłam się-no to możemy iść?
-Ja was nie trzymam-opadł tata.
-Tylko ostrożnie. Wiecie jak te samochody jeżdżą-powiedziała mama.

7 maja 2011

ROZDZIAŁ 75

Nawet nie myślałam, że weźmie to na poważnie, ale po przejechaniu dwudziestu metrów, czyli skręcając w małą uliczkę, ponownie się zatrzymaliśmy. Cicho zaśmiałam się. Wtedy on przejechał ręką po moim udzie, a potem przyciągnął mnie w tali. Prawie na nim leżałam, a on całował mnie wręcz drapieżnie. W końcu, kiedy moja szminka była dosłownie wszędzie na mojej twarzy i szyi, opadłam na swoje siedzenie i posłałam mu lekko speszone spojrzenie. Lekko zaśmiałam się też, bo i on miał widoczne ślady w okolicy ust. Wyjęłam chusteczki ze schowka i doprowadziłam do pożądku siebie i potem jego.
-No to robota mamy ze mnie zeszła-spojrzałam w lusterko.
-Jak dla mnie to mogłabyś się w ogóle nie szykować. Zawsze jesteś śliczna. Chociaż taką sukienkę cudownie by się ściągało-rzekł odpalając silnik.
-Czasem mógłbyś nie kończyć-uśmiechnęłam się poprawiając dekolt sukienki.
-Lubię kończyć i zaczynać. Yeaa-powiedział z wyczuwalnym podtekstem skręcając.
-Czy to miało coś znaczyć?
-Sama to powiedziałaś zboczeńcu.
-Mógłbyś używać ładniejszych rzeczowników ogóreczku.
-Dobrze rzodkieweczko.
W myślach zaczęłam analizować dlaczego wybrał rzodkiewkę. To takie dziwne warzywo, bo ani ono jakieś smaczne, ani za fajne. Niektóre z naszych rozmów są na prawdę bardzo elokwentne. Całą pozostałą drogę wypytywałam go czemu tak mnie nazwał. Ja starałam się dobierać jakoś wszystko, a on mnie nazwał małą, okrągłą rzodkiewką. Parę minut po 20 byliśmy na miejscu. Do końca nie wiedziałam gdzie jesteśmy, bo nie patrzyłam na drogę. Kiedy zaczęłam się rozglądać on wręczył mi opaskę na oczy. Myślałam, że to jakiś żart, ale naprawdę to zrobił. Nie chciałam nic już mówić, ale śmiechu nie opanowałam. Kiedy nie widziałam już nic, co potwierdziłam machając bezwładnie rękami. On siedząc jeszcze w samochodzie pocałował mnie i niewiadomo kiedy wysiadł. Czułam się bardzo nieswojo, bo nie wiedziałam co się właściwie dzieje. W końcu pomógł mi opuścić pojazd i stanęłam na ziemi. Szliśmy i szliśmy, a ja co chwilę się o coś potykałam, albo zatrzymywałam się próbując wyczuć schodki i niezwykle nierówne warszawskie chodniki. Nie pomagały mi wysokie buty ani śmiech Justina.
-Teraz ja jestem szefem-zaśmiał się.
-Nie lubię cię-spróbowałam go popchnąć, ale nie trafiłam na niego tylko na coś dziwnego-przepraszam.
-Właśnie przeprosiłaś pomnik.Haha.
Szliśmy jeszcze przez jakiś czas aż w końcu byliśmy w jakimś budynku. Potem jeszcze krótki odcinek i byliśmy w windzie. Usłyszałam, że Biebier dostał SMSa. Trochę mi to przeszkadzało, bo zawsze jego telefon albo dzwonił, albo co innego.
-Przepraszam cię, ale mógłbyś czasem wyłączyć ten telefon? Czy ci ludzie są dużo ważniejsi ode mnie?
-A co z twoją mamą?
-Wyłączyłam telefon i poprosiłam żeby do mnie nie dzwoniła.
-Następnym razem powiedz jej też, żeby do mnie nie pisała-zaśmiał się-pyta się czy nic ci nie jest i czy jesteśmy na miejscu.
-Zabiję ją-skrzywiłam się.
Po chwili byliśmy już na ustalonym piętrze. Wysiedliśmy. Poczułam, że JB nie jest już obok mnie. Odrobinę się zlękłam. Ściągnęłam opaskę i zobaczyłam coś przepięknego. Doskonale wiedziałam gdzie byliśmy. Poczułam spokój. Byliśmy na piętrze widokowym Pałacu Kultury i Nauki. Zanim zdołałam ogarnąć wszystko wzrokiem. Było pełno świateł, a po środku nakryty stolik. Dojrzałam Biebsa i podeszłam do krzesła, które mi odsunął. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko zaplanował. Chciałam go jeszcze ucałować, ale skubaniec  zwiał na swoje miejsce. Na stole był przygotowany pyszny posiłek, który zaczęliśmy jeść. Justin pochwalił dwa razy mój wygląd i złapał mnie za rękę. W takich chwilach można poczuć się na prawdę wyjątkowo. Czułam się taka ważna, taka kobieca i kochana przez kogoś tak niezwykłego jak on. Szeroko uśmiechnęłam się kiedy to on użył tego przymiotnika. To było takie nierealne, ja i Justin Bieber razem na kolacji, właśnie tam. Zagadałam go o co właściwie chodziło z moim tatą i tym wszystkim. Powiedział, że praktycznie niedługo po tym jak wyjechał skontaktował się ponownie z tatą. Na początku bardzo trudno im się rozmawiało, ale niby z dnia na dzień było coraz lepiej. Przyznał, że rozmawiali prawie codziennie. Nie mogłam sobie tego wyobrazić.
-Żeby się poznać, spotkaliśmy się. Odwiedził mnie-powiedział.
-Ale jak to? Kiedy?-zapytałam z niedowierzaniem.
W końcu ustaliłam sobie, że chyba tamten wyjazd nie był służbowy. Jednak tata bardzo, ale to bardzo mnie kochał. Na zakończenie powiedział, że wkrótce dołączyły do tego nasze mamy. Wyszło na jaw, że czasem więcej czasu spędzał na rozmowach nie ze mną, ale z nimi. Kiedy to mówił udałam obrażoną, a wtedy on stwierdził, że to wszystko dla nas, dla naszego związku i miłości. Jak on pięknie to opisywał. Nabrałam wspaniałego humoru i deser jadłam z wielkim uśmiechem na twarzy. W końcu znowu przeszedł na nasz temat. Zaczął mówić jaka jestem dla niego ważna i ile szczęścia mu daję. Nazwał mnie też wspaniałą odskocznią od wszystkich zmartwień i kłopotów, jego prywatnym gazem rozweselającym. Prawie wzruszył się opowiadając jak czuł się kiedy z nim zerwałam oraz kiedy na nowo się zeszliśmy, przebywaliśmy i znowu rozłączyliśmy, kiedy musiał wyjechać. W oczach miał aż pasję. Nawet nie same słowa, ale właśnie to spojrzenie, gra ciała I gestykulacja sprawiała, że tą miłość, która z niego płynęła mogłam poczuć. Kończąc powiedział, że w tej chwili jestem najważniejszą kobietą w jego życiu. To określenie przekonało mnie do końca. Nazwał mnie swoją, nie dziewczyną, ale kobietą i do tego ważniejszą od mamy i wszystkich fanek, które go tak uszczęśliwiały i wspierały. Chciałam mu podziękować za to wszystko co robi dla mnie, ale powstrzymał mnie i odchodząc od stołu podeszliśmy do barierek. Patrzyłam w tym samym kierunku co on czyli na budynek Mariottu. Nagle nie wiadomo kiedy jego światła zaczęły mrugać. Po chwili sklejał się z nich wzór ogromnego serca. Choć w filmach zawsze mnie to irytowało to kiedy zobaczyłam coś takiego tylko dla mnie nie miałam nic przeciwko. Poczułam, że tętno mi przyśpieszyłozdążyłam.
-To jest ten moment-uśmiechnął się krzywym uśmiechem i uklęknął na prawe kolano-Katarzyno, czy wyjdziesz za mnie?
Wciągnęłam głośno powietrze. Pytałam siebie jak to się stało, jak do tego doszło? Jak zawsze za dużo myślałam i przez głowę przeleciały mi opinie rodziców i wszystkich innych. Cóż, że ostatni miesiąc, ale i tak miałam tylko 17 lat. Poczułam, że za długo trzymam go w niepewności. Tak się cieszyłam, byłam taka podekscytowana. To była magia, magia była w powietrzu i wszędzie indziej. Przeanalizowałam jeszcze raz jego słowa. Mojego pełnego imienia użył chyba po raz pierwszy i do tego tak mocno, z męskim "rz". Wiedziałam, że niczego nie pragnę bardziej jak połączyć się z nim i zostać jego narzeczoną.
-Tak. Oczywiście, że tak-poczułam łzy w oczach.
Patrząc na niego dostrzegłam piękne, klasyczne, czerwone pudełeczko z pierścionkiem. Nieziemsko piękny, z dużym kamieniem. Nie wyglądał na nic innego jak diament. Oczarowałam się nim, jego blaskiem. Chwilę potem, chwytając mnie za dłoń, Justin już wsuwał go na mój serdeczny palec u lewej ręki. Kiedy był już na miejscu pocałował mnie delikatnie w to miejsce i podniósł się z ziemi. Byłam pełna pozytywnych uczuć, ale drobnych łez nie udało mi się powstrzymać. Wkrótce przeszły one wręcz w jęki i moje ciało zaczęło drżeć. Nie wiem dlaczego się tak stało, ale poczułam się taka słaba, taką klasyczną ludzką słabość. Nie mogłam złapać powietrza. Justin, wiedząc, że dziwnie reaguję na niektóre rzeczy, nie przejął się za bardzo. Wydaję mi się jednak, że w takim stanie widział mnie po raz pierwszy. Mocno przytuliłam się do niego oplatając rękami jego szyję. On, swoimi dłońmi, próbował mnie trochę ustabilizować, ale nic nie pomagało.
-Wszystko dobrze?-zapytał w końcu.
-Tak. Ja cię tak kocham-znowu wtuliłam się w jego klatkę.
Wypływały ze mnie wszystkie uczucia nazbierane podczas naszego bycia razem. Dosłownie wyleciało ze mnie tyle łez, tyle drgań ile byliśmy ze sobą. On zaczął całować mnie po głowie. Nie chciałam już nic mówić. Trwaliśmy w takim stanie przez długi czas. Chciałabym móc powiedzieć jak się wtedy czułam, ale nie potrafię. Wszystko było zbyt niesamowite. W głowie miałam tylko takie krótkie urywki, ogrom obrazów. Czułam, że muszę się wykrzyczeć.
-Jestem cholernie zakochaną narzeczoną-wrzasnęłam wychylając się przez barierkę i nabrałam powietrza najcudowniejszego mężczyzny na świecie!-drgania i łzy zniknęły.
-Jesteś szalona-wziął nie na ręce i zakręcił.
Chwilę potem całowaliśmy się. To nie był pocałunek niedoświadczonych młodych, bo czułam przy tym uczucia jak nigdy wcześniej. Czułam się jak jakaś niezmiernie upragniona kochanka. Nie wiedziałam, że można się tak całować. Nie wiedziałam, że usta mogą być równocześnie takie twarde z pragnienia i miękkie z miłości. Było to takie wciągające, a jednocześnie tak jakby nieznane i nie do końca zrozumiałe.
-Czy ty to czułaś?-zapytał.
-Tak-ponownie go pocałowałam.

4 maja 2011

ROZDZIAŁ 74

Nagle usłyszałam, że na górze coś spadło. Domyśliłam się, że to laptop znowu mi spadł z łóżka. Poszłam tam szybko. Leżał na ziemi. Przypomniało mi się, że miałam pootwierać okna, więc otworzyłam je w swoim pokoju i poszłam do gościnnego. Otwieram drzwi, a tam, pośrodku pokoju stoi on. Nie mogłam uwierzyć. Szybko przetarłam oczy choć nigdy tak nie robię. Z krzykiem rzuciłam go na łóżko.
-O Boże, Justin, nienawidzę cię!-krzyknęłam siedząc na nim okrakiem.
-Siedzę tu i siedzę. Wstawaj wcześniej-zaczął spode mnie wstawać.
-Słuchaj mnie-zatrzymałam go-co to ma być?
-Wszystko ci wyjaśnię, ale mnie wypuść-zaśmiał się.
-Gadaj!
Nie zdążyłam już nic krzyknąć, bo Justin złapał mnie za ręce i już na nim leżałam zatopiona w pocałunku. Nie mogłam powstrzymać łez i rozpłakałam się. Chwyciłam jego włosy i tylko się trzęsłam. Jak zwykle Biebs nie powstrzymał się od komentarza, że jestem wibratorem. Puściłam tę uwagę mimo uszu i już spokojniesza położyłam się obok niego tak, żeby nasze ciała były jak najbliżej siebie. Zaczął mi opowiadać co robił przez ten czas. Ja cały czas tylko słuchałam jego głosu, który jednak na żywo brzmiał sto razy lepiej niż przez telefon czy Skype. Nie wierzyłam, że jest obok mnie. Byłam taka szczęśliwa czując ten zapach. W końcu przeszedł do tego, w jaki sposób tu się znalazł. Opowiadał, że nieźle się wystraszył kiedy napisałam do niego poprzedniej nocy, bo był w samolocie. W pewnym momencie przerwałam mu dobierając się do jego ust. Cmoknęłam go w sumie ze dwadzieścia razy. Potem delikatnie zaczęłam wysuwać język. Były to płytkie lecz jednocześnie podniecające pocałunki. Czując, że mu już gorąco poniosłam się lekko i zaczęłam rozpinać jego bluzę. Kiedy byłam już w połowi w drzwiach stanął tata. Zamarłam. W myślach miałam scenę jak tata go zaraz wyrzuci i przy okazji zabije. Patrzył na mnie jakby i mnie chciał zabić.
-Ka-ta-rzy-no-powiedział okropnie, sylaba po sylabie-ale masz minę-zaśmiał się.
-Ale tato..-powiedziałam ze strachem i jeszcze raz przetworzyłam jego słowa-o co chodzi?-zapytałam z głupią miną.
On i Justin, który usiadł na rogu łóżka prawie umierali ze śmiechu, a ja nie wiedziałam nawet co mam myśleć. Popatrzyłam na jednego, potem na drugiego i nic. Do pokoju weszła mama.
-Kasiu, wrobili cię-uśmiechnęła się.
-Opowiemy ci przy obiedzie, ale tak w dwóch słowach to twój tata mnie polubił-uśmiechnął się JB.
-Powiedzmy, że toleruje-chrząknął tata co znaczyło, że najlepszy nastrój go opuścił-i lepiej żebym was już w takiej sytuacji nie widział.
-Bardzo pana przepraszam-Justin wstał-obiecuję, że to się nie powtórzy.
Wtedy to ja wybuchnęłam śmiechem. Zabawnie było oglądać ujawniający się respekt Justina. Wreszcie doszło do mnie najważniejsze. Tata powiedział, że między nimi jest okey czyli dobrze, czyli on musiał zatwierdzić jego przyjazd. Rzuciłam się tacie na szyję i zaczęłam mówić mu jak bardzo go kocham. Czując sytuację mama i Bieber wyszli z pokoju zostawiając nas samych.
-Kochasz go?-zapytał.
-Tak.
-Na pewno?
-Tak.
-Nie wykorzystuje cię?
-Tato, nie.
-Czyli uważasz, że jest dla ciebie tak opiekuńczy jak ja?
-Nie aż tak, ale bardzo się stara-uśmiechnęłam się.
Chwilę jeszcze mnie wypytywał czy Justin jest w stu procentach dla mnie dobry, miły, wierny itp. W końcu skończyliśmy rozmowę i oboje zeszliśmy na dół do kuchni, gdzie Biebs przypatrywał się gotującej mamie.
-Abym nie zapomniał. Chciałbym państwa zapytać czy mógłbym zabrać Kasię wieczorem na kolację. Odwiozę ją o 23-zaczął JB.
-Oczywiście-mama uśmiechnęła się z wielką ekscytacją.
Wszyscy popatrzyliśmy na tatę.
-Dobrze, ale odprowadź ją pod same drzwi-powiedział w końcu.
-Dziękuję-powiedzieliśmy razem i razem się też zaśmialiśmy.
-To ja nie będę już przeszkadzać. Pojadę do hotelu i punktualnie o 18.30 przyjadę-odrzekł Justin.
W ciszy zaprotestowałam, bo chciałam być z nim jak najdłużej, ale wiedziałam, że lepiej abym już nic nie mówiła. Odprowadziłam go tylko do drzwi i cmoknęłam w policzek na pożegnanie. Kiedy wróciłam do kuchni wszystko było takiej, jakby nic się nie stało. Ja byłam bardzo nakręcona, bo on do mnie przyjechał. Wspólnie zjedliśmy obiad, a zegar wskazywał 17.30. Mama wręcz mnie zaciągnęła do sypialni rodziców i wyciągnęła z szafy taką sukienkę, że aż otworzyłam buzię. Była czarna. seksowna, piękna. Nie mogłam uwierzyć, że mama mi ją kupiła. Szybko dorzuciła do niej czerwone szpilki na olbrzymim obcasie. Skierowała mnie najpierw do łazienki, a kiedy już się wykąpałam zaczęła kręcić mi włosy. Widać było, że jej też zależy. O 18.25 byłam już w pełni gotowa. Mama poszła na chwilę na dół, a wtedy zadzwonił dzwonek. Słyszałam, że tata otwiera i wita się z Justinem. Pomału zaczęłam schodzić na dół. Wierzyłam, że spodoba się Bieberowi. W końcu stałam ze wszystkimi przy drzwiach.
-Takiej cię mu nie dam-powiedział stanowczo tata.
-Tato-pisnęłam.
-Mam was-uśmiechnął się-uważaj na nią.
-Oczywiście. Wyglądasz pięknie-odparł JB.
10 minut później otworzył mi drzwi dużego, bardzo szykownego Mercedesa. W nim prawie się na mnie rzucił. Niezwykle mi to schlebiało.
-Odjedz choć kawałek, bo mama jest w oknie-zaśmiałam się.
-Nie wierzę, że można wyglądać aż tak seksownie-pocałował mnie jeszcze raz i ruszyliśmy.