Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


30 maja 2011

ROZDZIAŁ 81

W końcu byliśmy już pod moim domem.
-Dzwoń-powiedział nagle.
-Gdzie?-zaśmiałam się.
-Tam gdzie miałaś zdawać, bo mogę ci oświadczyć, że jesteś gotowa.
-Nie żartuj sobie.
-Jesteś gotowa.
-Naprawdę?
-Tak-uśmiechnął się-dzwoń!
-No dobra. Jak będę w tomu to zadzwonię.
-Teraz!
Zgodziłam się w końcu i wykręciłam właściwy numer w jego komórce. Nie byłam pewna czy jestem gotowa, ale skoro stwierdził to sam Krystian prawie mu uwierzyłam. Wyszło na to, że umówiłam się na jutro rano. Kiedy się rozłączyłam pożegnałam się z Krystkiem i wysiadłam z auta. Na koniec pomachałam mu jeszcze kiedy odjeżdżał. Miałam za sobą wspaniały dzień, ale był on jednak odrobinę męczący i pomimo, że była 18.30 chciałam tylko wejść na piętnaście minut do wanny, a potem zasnąć z książką w rękach. Kiedy wykonywałam mój plan zaczęła dochodzić do mnie myśl, że jutro zdaję na prawo jazdy. Obiecałam sobie, że nie będę o tym myśleć i tak też zrobiłam. Stwierdziłam, że tego wieczoru nie będę dzwonić do Justina, bo myślałam, że uda mi się ukryć fakt, że poddałam się przed egzaminem tego dnia. Trochę było mi smutno, że w ogóle z nim nie rozmawiałam, ale tak jakoś wyszło. Wydaję mi się, że tego wieczoru zasnęłam ledwo po 20. Musiałam być bardzo zmęczona, bo pierwszy raz tak zaspałam i obudziłam się o 11.30 czyli miałam zaledwie trzydzieści minut żeby wyszykować się i zdąrzyć na autobus. Aby zrobić domownikom niespodziankę nic nie mówiłam mamie i wyszłam praktycznie bez słowa. Jadąc autobusem dostałam SMSa od Justina o następującej treści 'Musimy porozmawiać. Spotkajmy się. JB.'. Myśląc, że chodzi o jakąś drobnostkę, albo po prostu chcę mi powiedzieć ponownie o szkole albo mieszkaniu odpisałam krótko, również z powodu braku czasu, że nie mam na razie czasu i możemy i wstępnie powiedziałam, że będę u niego o 15. Potem wyłączyłam telefon, bo niespodziewany telefon był rzeczą, której nie chciałam doświadczyć w trakcie jazdy, bo byłoby to zbyt nieprofesjonalne, a przecież musiałam zrobić jakieś pozory, że jestem pewna siebie i odpowiedzialna żeby ukryć swoje braki w prowadzeniu samochodu. Gdy w końcu przekroczyłam wejście na teren parkingu z samochodami, głośno przełknęłam ślinę. Bałam się kto mi się trafi i w jakim będzie humorze, bo to też miało jakiś wpływ na to czy mi zaliczy, czy też nie. Czułam się okropnie otumaniona i ledwo szłam. Nie miałam pojęcia jak w takim stanie będę prowadzić i to w zatłoczonym mieście jakim jest Warszawa. Po pięciu minutach czekania z budynku wyszedł mężczyzna w średnim wieku. Wydaję mi się, że miał też tupecik, więc lekko uśmiechnęłam się, gdy się do mnie zbliżał. Oprócz tego mógł pochwalić się też sporym mięśniem piwnym.
-Katarzyna Joanna..-zaczął odczytywać ze swojej kartki.
-Tak, to ja-przerwałam.
-A więc dobrze. Ja jestem Koczyński Roman i dziś będę cię egzaminował-mówił bardzo oschle.
-Bardzo miło mi pana poznać-starałam się być miła.
-Nie przedłużając-wskazał na czerwonego fiata-wsiadaj i zobaczymy na początku na parkingu czy umiesz jeździć.
Szybko wykonałam zadanie i po dwóch minutach siedzieliśmy już w samochodzie. Popytał mnie o pasy itp., a potem ruszyliśmy. Miałam mały problem z zapaleniem samochodu, ale w końcu ruszył. Jeździłam wokół pachołków i co chwilę starałam się lekko ocenić minę pana egzaminatora. Jednak nic nie mogłam z niej wyczytać, bo cały czas miał pokazową pokerową twarz.
-Dobrze, a teraz wyjeżdżamy tamtą bramą i jedziemy w stronę centrum-oznajmił, a ja zrobiłam to.
W środku trochę się zmartwiłam, bo z Krystianem jeździłam tylko po obrzeżach miasta, a nie samym centrum. Mijając kolejne uliczki mężczyzna nic się nie odzywał. Czułam się dość nieswojo i zakłopotana wjechałam w wielką dziurę. Oboje podskoczyliśmy pod sufit auta. Pomyślałam, że to koniec i zacisnęłam mocniej ręce na kierownicy. On jednak nic nie powiedziałam i tylko zapisał coś na kartce.
-A więc podobno pani się przeprowadza-zagadał nagle.
-Tak-odparłam trochę zaskoczona-do USA.
-Daleko. Narzeczony jest Amerykaninem?-odgadł pewnie po pierścionku.
-Kanadyjczykiem, ale pracuje w Stanach.
-Byłem tam przez piętnaście lat, ale kiedy przyszedł kryzys postanowiliśmy z żoną wrócić do kraju. Nadal jest odczuwalny?
-Tak, ale jakoś sobie radzimy-ukrywałam uśmiech mając w myślach stan konta Justina, choć to co miałam w głowie nie było nawet porównywalne z rzeczywistością.
-Gdzie planujecie zamieszkać?-zapytał.
-Los Angeles-odparłam skromnie.
-Nie wiem czy to dobre miejsce... Bardzo drogo, bo mają ta domy te wszystkie gwiazdy i dodatkowo ci reporterzy-powiedział, a ja spojrzałam na niego lekko zaskoczona-niech się pani tak nie patrzy. Kiedy byłem w pani wieku najeździłem się po Stanach. Być może nie wyglądam, ale byłem fanem Harleyów, tych motocykli.
W myślach spróbowałam wyobrazić sobie tego faceta w skórzanych spodnia i rozciągniętej na brzuchu koszulce z wielkim orłem. Wyszło na to, że nie jest jakiś bardzo straszny i przez większość czasu rozmawialiśmy o moim przyszłym miejscu zamieszkania. Podał wiele nazw lokali w całych Stanach i mówił co mu się wydarzyło, gdy tam był. Kilka razy aż się zaśmiałam. Po drodze okazało się, że połowa ulic w centrum jest rozkopana i musieliśmy wszystko ominąć. Kilka razy miałam drobne wpadki, bo zamrugałam światłem wcale nie skręcając itp. Mimo wszystko było fajnie choć cały czas byłam zestresowana.
-Jak już późno-pan harleyowiec spojrzał na wyświetlacz-zatrzymaj się na pobliskim parkingu to się przesiądziemy, bo widzę jak prowadzisz-ostatnie słowo zabarwił mniej ciekawym słowem.
Trochę posmutniałam, bo doszło do mnie, że pomimo moich starań i miłej atmosfery nie udało się ukryć moich braków i zanosiło się, że o zdaniu mogę sobie na razie pomarzyć. W drodze powrotnej nie zamieniliśmy ani słowa. Jechaliśmy bardzo długo, ale w końcu poznałam bramę i byliśmy na miejscu startu. Z opuszczoną głową wysiadłam z samochodu.
-Bardzo dziękuję-odparłam i zaczęłam kierować się do wyjścia.
-A nie chce pani wiedzieć czy zdała?-powiedział z dziwną miną, a ja spojrzałam na niego tępym wzrokiem-a więc?

-Masz braki i jest ich trochę... W innym wypadku nie zdałabyś, ale skoro będziesz tak daleko stąd i nie zagrozisz polskim drogom...-nagle na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, a w myślach promyk nadzieji-gratulacje-odparł obojętnie i podał mi rękę, którą od razu złapałam.
-Dziękuję panu bardzo-również odparłam obojętnie choć w środku wszystko mi latało.
-Proszę wysłać mailem zdjęcie i za dwa, może trzy dni, dokument będzie do odebrania.
-Bardzo dziękuję-uśmiechnęłam się.
W mojej głowie panował całkowity chaos. Zupełnie nie wiedziałam o czym myśleć. Kiedy nie byłam już widoczna dla pana Romana zaczęłam skakać i wesoło pokrzykiwać jakbym miała 10 lat. Nagle zauważyłam, że po drugiej stronie ulicy stoi Krystian i mi macha. Od razu do niego ruszyłam i rzuciłam na ręce.
-Zdałam! Zdałam!-krzyczałam mu prosto do ucha.
-Ciszej, przecież słyszę-lekko skarcił mnie, ale nie zwróciłam na to uwagi.
-Wszystko dzięki tobie. Jestem ci ogromnie wdzięczna-ucałowałam go w policzek.
-To może pójdziemy na lody?
-Przepraszam, ale muszę jeszcze wszystkim się pochwalić...
-Spoko. To może mógłbym choćby odwieść cię do domu?
-Byłoby cudownie-uśmiechnęłam się.
Po drodze przepraszałam go, że tak go wykorzystuję. On mówił, że było mu bardzo miło oglądać mnie jak prawie nie zepsułam jego samochodu. Obiecałam mu też, że jestem jego wielką dłużniczką. W końcu byliśmy pod moim domem. Pożegnałam się z nim i pobiegłam do domu.
-Zdałam!-krzyknęłam na cały budynek.
-O mój Boże! To chyba jakieś żarty!-przytuliła mnie mama-jestem taka dumna! Idę zadzwonić do taty.
Kiedy wyszła z przedpokoju zobaczyłam, że mój ukochany siedzi na kanapie i tępo na mnie patrzy. Szybko do niego podbiegłam.
-A ty mi nie pogratulujesz?-zapytałam z uśmiechem.
-Gratulacje-odparł bez wyrazu.
-Myślisz, że miałam łatwo? Czy ty wiesz ile czasu ćwiczyłam z Krystianem?! To były męki, tyle godzin przez całe dwa dni-wybuchłam lekko, bo czułam jakby uważał, że w Polsce to nie jest choć w małym stopniu tak trudno zdać na prawo jazdy jak w Stanach.
-W McDoland's też tak ci ciężko było?-odciął się krótko.
-Śledziłeś mnie!?-rzuciłam bardzo zdziwiona.
-Możemy nie krzyczeć kiedy twoja mama jest obok? Chodźmy na zewnątrz.
Zupełnie nie miałam pojęcia dlaczego tak się zachowuje. Bardzo chciałam wyjaśnić całą sytuację, więc bez wahania wyszłam z nim do ogrodu pod baldachim. Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Poprosiłam, żeby wszystko mi powiedział. Na początku nie był wylewny i mówił, że widział to co widział. Nie miałam zielonego pojęcia o co mu właściwie chodzi, więc poprosiłam o więcej wyjaśnień. Byłam mu wdzięczna, że powiedział wszystko co miał na sercu. Wyszło na to, że kiedy poprzedniego dnia przyjechał po mnie Krystian był tam też Justin żeby się spotkać, bo zamówił wcześniej stolik w ślicznej restauracji. Nie byłam z tego bardzo zadowolona, ale zaczął mówić, że specjalnie ubrałam tak krótkie spodenki żeby Krystkowi tak ślina ciekła. Znacznie przesadzał, bo sam dobrze wiedział, że jesteś kolegami i chyba nigdy nie spojrzałam na niego jak na chłopaka do chodzenia. Później zaczął mniej przyjemny temat i zaczął mówić, że może to Krystian może dać mi więcej, bo z nim bez problemu mogłam bawić się na mieście, skakać i szaleć nie musząc obawiać się wszystkich reporterów. Powiedziałam, że jestem tak samo w stu procentach pewna wszystkiego i nigdy nie kochałam nikogo bardziej od niego. Żeby w miarę mu to wmówić potrzebowałam około dwudziestu minut, bo wciąż mi mówił, że czuł się wręcz zazdrosny kiedy tamten mnie kierował, albo 'czarował'. W końcu dotarło wszystko do niego, a może tylko na tyle, że na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
-Kocham cię i bardzo za tobą tęskniłam przez te całe, długie dwa dni-przesiadłam się obok niego.
-Myślałem, że wszystko będzie dobrze, bo tylko ze sobą ćwiczyliście, ale kiedy zobaczyłem go znowu kiedy wynosi cię z domu następnego dnia, czułam jak się we mnie gotuje, bo nic mi o tym nie mówiłaś...-przełknął ślinę-kurczę i jeszcze dziś się widzieliście.
-Przepraszam, że nic nie mówiłam-wtuliłam się w niego-choć schlebia mi twoja zazdrość to uwierz trochę we mnie... Przez ten czas jeśli gadałam z nim to tylko o tym jak bawiliśmy się w szkole podstawowej-zaśmiałam się-jak wrzucał mnie do wody z pomostu..
-Już jest okey, ale błagam cię, nie mów już nic o nim-przerwał mi i wywrócił z uśmiechem oczami.

2 komentarze:

  1. Fajne, że między narzeczonymi wszystko w jak najlepszym porządku.
    [justinbieber-clare.blog.onet.pl]

    OdpowiedzUsuń