Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


21 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 107


Rano czułam się jeszcze gorzej jak dzień wcześniej. Nie można się jednak załamywać. Wstałam, poszłam do łazienki, a potem na dół. Wszyscy siedzieli przed telewizorem i oglądali bajki. Justin był niesamowicie „podekscytowany”.
-Kasia!-krzyknął Jaxon.-Wiesz co powiedział Justin?
-Nie mam pojęcia.
-Jedziemy do Disneylandu-Jazzy przerwała narastające napięcie.
-To niesamowite-powiedziałam lekko udając podekscytowanie.
Nie wiedziałam jak to on sobie wyobraża. Tam jest przecież tłum ludzi. On nie przejdzie tam niezauważony. Zgadza się, kiedyś byliśmy w jakimś wesołym miasteczku, ale było to już dawno i na jakimś brzydko mówiąc zadupiu. Nasze ukrywanie się znowu mi doskwierało. Nie chciałam się z nim niepotrzebne kłócić, więc po śniadanku ruszyłam się ubrać. Wszystko postawione na wygodę oczywiście. Granatowe spodenki, jasna koszulka i gumowe baleriny. Justin cały czas śmiał się, że cały czas wyglądam jakbym była w tropikach. Ja chyba po prostu nie przyzwyczaiłam się do takich temperatur. Nie mogłabym chodzić w taki upał w długich, ciemnych spodniach. Wszyscy mnie pośpieszali, abym szybciej pakowała jakieś napoje i inne „głupoty”. Dla nich były to głupoty do póki nie dojechaliśmy na miejsce, gdzie było strasznie gorąco, a słońce nie przestawało mocno grzać naszych głów. Wtedy Jaxon i Jazzy wręcz błagali o czapki. Jeżeli chodzi o sam Disneyland to jest tam wspaniale, magicznie. Niezbyt fajne są tylko długie kolejki do wszystkiego. Gdzie się nie pójdzie to kolejka. No ale wtedy można się pogapić na wszystko. Byliśmy na kilku przejazdach kolejkami itp. Kiedy staliśmy w jednej kolejce zaczęło się. Koto krzyknął „Hej Justin”. Kilka innych osób obejrzało się i też zaczęło coś mówić. Pomyślałam, że już się nie wyrwiemy i fala głów odwracających się osób nie skończy się. Ale tak się nie stało. Dwie rodziny, które stały przed nami przepuściły nas abyśmy wcześniej wsiedli i odjechali. Bardzo im dziękowałam. Justin stwierdził, że rzeczywiście jest do rozpoznania. No co ty nie powiesz, powiedziałam w myślach. Udaliśmy się do sklepu z pamiątkami, w którym do kupienia były też jakieś stroje czy coś takiego. Zarzucił na głowę wielką pluszową czapkę, spojrzał w lusterko i ją kupił. Nie mogłam uwierzyć, że wziął coś tak głupiego. Wyglądał w niej komicznie. Powtarzałam mu to non stop idąc do obszaru zabaw dla najmłodszych. Tam było wprost prześlicznie.
Kiedy byliśmy w dziurze Alicji z Krainy Czarów, gdzie kolejka wiozła na nas po kolejnych miejscach w ciemnościach gdzie tylko co i raz pojawiał się znajomy kot Justin siedząc koło mnie przybliżył swoją twarz do mojej szyi i słodko pocałował. Nie przerywałam, bo obok nas nikogo nie było. Wagoniki były czteroosobowe, a dzieci siedziały z przodu. Złapałam go za kolano. Po chwili złapał mnie w tali i przechylił na siebie. Od razu zaczął mnie całować jakby pod natchnieniem. Czułam się wspaniale. Całowaliśmy się aż do momentu wyjechania z „tunelu”. Miałam ochotę być cały czas przy nim.
-Gdzie teraz?-zapytałam.
-Do Myszki Mickey-powiedział Jaxon.
Justin zdecydował, że na początku powinniśmy coś zjeść, bo była już 14. Poszliśmy do równie cudownego budynku, który być stylizowany na takie jakby rysunkowy domek. Usiedliśmy sobie w rogu, otoczyliśmy Justina, aby nie było go tak bardzo widzieć. Wzięłam tylko frytki i lemoniadę. Dzieciaki zaczęły już się skarżyć, że nie chcą wyjeżdżać itp. Justin powiedział, że czas wracać do szkoły.
-Patrzcie jak Kasia cieszy się, że idzie do szkoły-zaśmiał się i cmoknął w policzek.
-Ale jesteś zabawny.
-Lubisz szkołę Kasia?-zapytała Jazzy.
-Tak. Jest dużo kolegów i koleżanek. Trzeba się trochę uczyć, ale nie chciałabym siedzieć cały czas bezczynnie w domu. Człowiek powinien być wykształcony i wiedzieć pewne rzeczy.
-Możesz tak mówić, bo w tym roku już kończysz szkołę, ja jestem na początku podstawówki. Nie wiem jak ja to zniosę. Ale Jaxon ma gorzej, on dopiero skończył przedszole-powiedziała Jazzy.
Oboje z Justinem zaśmialiśmy się słysząc mowę Jasmine. Trzeba przyznać, że niezła z niej cwaniara. Chyba to rodzinne u Bieberów.
W sumie w Disneylandzie spędziliśmy cały dzień. Na powrót zdecydowaliśmy się kiedy dzieciaki już nie wyrabiały i nawet podróż łódką nie powstrzymywała ich opadających powiek. Na koniec Justin poszedł jeszcze coś kupić do picia, a my czekaliśmy w sklepie obok. Było tam pełno gadżetów z Księżniczkami, Myszką Mickey i innymi postaciami. Trudno było ich oderwać. Powiedziałam, że mogą wybrać po jednej rzeczy. Miałam zdecydowany głos i nie sprzeciwiały się. Niedaleko wyjścia był sklep ze zdjęciami z różnych atrakcji. Kiedy wyszliśmy ze sklepu Justin właśnie stamtąd wychodził. Razem poszliśmy do samochodu. Kiedy przypinałam ich do siedzonek były na wpół przytomne. Chyba zasnęły przed tym jak park nie był już widoczny.
-Nie wiedziałam, że tak kocham Disneya-przyznałam.-Dodatkowo jesteś niesamowicie pociągający w tej czapce. Chyba coś ze mną nie tak. Podobasz mi się w pluszowej czapce.
-Spójrz jak zachodzi słońce.
-Nawet mi nie mów. Wiesz, że jestem nadwrażliwa na takie widoki. Nie będę nawet patrzeć.
W pewnym momencie zjechaliśmy na pobocze kiedy dojeżdżaliśmy do autostrady. Justin wyszedł z samochodu. Zmusił mnie tym samym do tego samego. Miałam już dosyć tych codziennych zagrań Biebera. Zawsze sprawiał, że czułam się jak w kiepskim filmie. Kto zatrzymuje się w takim miejscy w czasie pięknego zachodu, jest tak piękny i czeka na mnie, aby dopełnić cały obraz.
-Jesteś okropny. Nie rób mi tak.
-Uwielbiam twe zakłopotanie. Zawsze masz w sobie jakąś pewność, ale umiem sprawić, że nie umiesz ustać na nogach. I w takich momentach wiem, że chciałabyś się na mnie rzucić i całować. Jednak potrafisz się opanować.
-Nie mów tak. Wsiadajmy do samochodu i jedzmy. Znęcasz się nade mną.
-Chcesz żebym cię pocałował. Lubisz kiedy robię to bez twojego pozwolenia. Możesz wtedy odwzajemnić wszystko, a potem pokrzykujesz, że wcale tego nie chciałaś i cię zmusiłem.
Czyli jednak o tym wiedział? Chyba ukrywałam to gorzej niż myślałam. Nie czekając na jego kolejne rozważania na mój temat podeszłam bliżej. Lekko docisnęłam do niego swoje ciało. Rękami naciągnęłam bardziej jego zabawną czapkę i pocałowałam go w usta. Czułam, że się uśmiecha, więc naparłam na niego mocniej aż jego mięśnie się napięły. Ja też się uśmiechnęłam. Na koniec przygryzłam jego dolną wargę.
-Nie myśl, że wiesz wszystko Goofy-powiedziałam siadając z powrotem do samochodu.
-Wiedziałem, że to zrobisz.
-Ale nie wiesz paru innych rzeczy.
-Ty też nie. Mam coś dla ciebie w kieszeni.
-Której?
-Zgadnij mądralo-powiedział obracając gwałtownie kierownicą czym naprowadził samochód na ulicę.
Poczułam się lepiej kiedy od razu zgadałam gdzie znajduje się nagroda. Nie byłam pewna o co chodzi. Były trzy zdjęcia z różnych atrakcji. Po chwili zorientowałam się, że nie o nie chodziło.
-Pudło-szepnął.
W drugiej kieszeni było tylko jedno zdjęcie. My w kolejce, wszyscy podnieceni. Różnica polegała na tym, że Jazzy i Jaxon przejażdżką kolejką w dziurze Alicji, a pasażerowie siedzący z tyłu sobą. Myślałam, że to jakiś żart. Opierałam się wygięta jak jakieś zwierze na Justinie szalenie go całując. Zdecydowanie nie podobało mi się to zdjęcie. Myślałam, że zwyczajnie go wtedy pocałowałam. To wyglądało jak jakieś soft porno w Disneylandzie.
-Wyglądasz jak dzika kotka-przyznał Justin i cicho się zaśmiał.
-Całe szczęście, że to kupiłeś. Jeszcze by ktoś to zobaczył.
-Było schowane i zaklejone. Pani, która mi je podała wyglądała na zniesmaczoną i pokręciła głową.
-Boże. Powiedz, że robisz sobie jaja. Żartujesz?
-Mrau-odpowiedział.

8 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 106


Rano gdy tylko wstałam poczułam, że się zaczęło. Moje podbrzusze było lekko napuchnięte i czułam nieprzyjemny dyskomfort. Kiedy wyszłam spod kołdry bez słowa. Justin przyglądał mi się z zainteresowaniem. Po trzech minutach wyszłam z łazienki i oznajmiłam mu, że mam okres skinięciem głowy i lekkim uśmiechem. Ogólnie samopoczucie miałam średnie, jak zawsze w pierwszych dwóch dniach. Od samego początku bolał mnie brzuch i nie miałam na nic ochoty. Zbiegłam na chwilę do kuchni po szklankę wody by popić tabletkę na rozkurczenie mięśni czy coś takiego. W każdym razie miała pomóc na ból. Kiedy wchodziłam po schodach usłyszałam, że Justin rozmawia przez telefon z tatą. Udało mi się podsłuchać tylko jedno zdanie „Odpowiedź b. Dostała miesiączki i pewnie dlatego była taka napięta przez ostatnie dni.”. Jakoś przeszkadzało mi, że tak dokładnie opowiada o tym tacie. Czy on naprawdę musiał wiedzieć, że dostałam okresu? Na koniec powiedział, że musi kończyć i wysłać jeszcze SMSa mamie. Trochę tego za dużo.
-Może napisz to jeszcze na Twitterze-zaproponowałam wchodząc do pokoju.
-Chcą wiedzieć, że na pewno nie jesteś w ciąży. Przecież to normalna rzecz, wszystkie kobiety miesiączkują. Wstydzisz się tego?
-Specjalista się znalazł. Nie zadawaj takich pytań. Nie słyszałeś o tym, że kiedy jest się w tej fazie kobiety stają się prawdziwymi zołzami? Nie chcesz żeby i we mnie się ona obudziła.-mówiłam zirytowanym głosem.
-Dobrze. Oczywiście.
-Żartuje. Trochę boli, ale psychicznie wszystko ze mną okay.
Wcisnęłam się pod kołdrę i ułożyłam się na boku. Wpatrywałam się w leżącego Justina. Lekko śmieszyło mnie to, że tak spokojnie sobie siedzimy, obok śpią dzieci i jesteśmy jakby taką perfekcyjną rodzinką. Wtedy przypomniało mi się, że za dwa dni zaczyna się szkoła. Ogólnie nie było tak, że nienawidziłam szkołę, ale fajniej było sobie leżeć do 11, oglądać filmy, kąpać się w basenie i spędzać czas z chłopakiem. Potem przyszła do mnie kolejna myśl. Justin też niedługo wracał do obowiązków. Miał już poumawiane wywiady itp. Dzień wcześniej zadzwonił do niego Scooter i powiedział, że zaczyna się na niego mała nagonka, bo od dłuższego czasu nie sfotografowali go paparazzi. Byłam prawie pewna, że znowu wymyślili jakąś historyjkę. Nasze ukrywanie nieźle nam wychodziło. Zero zdjęć, zero plotek. Aż dziwnie. Bieber kiedy nie był w ciągłym ruchu, tam występ, tam jeszcze coś innego był trochę inny. Ze mną był spokojny i rozleniwiony. Nie było żadnych przeszkód aby leżał co i raz w łóżku, gapił się w telewizor itp. Trochę tęsknił tylko za kolegami, bo już dość długo się nie widzieli. Było tylko trochę wiadomości i rozmów na Skype. Cały czas mu powtarzałam, że przecież może spędzić trochę czasu z kimś innym jak ja. Potrafiłam się przecież zając samą sobą. On zawsze odpowiadał, że póki ma tyle wolnego czasu chce go spędzać tylko ze mną. Było mi bardzo miło, że jeszcze nie ma mnie dość, ale z drugiej strony czułam się jakaś winna.
Po jakimś czasie wstały dzieciaki. Trzeba im było zrobić coś jeść. Justin od razu powiedział, że sam się tym zajmie, ale uświadomiłam mu, że nie jestem okropnie chora, czuję się tak raz w miesiącu i jakoś z tym żyję od kilku lat. Pokiwał głową, że rozumie, ale i tak sam przygotował jakieś tosty. Mi zaczęło brakować takiego zwykłego chleba i miałam lekko dość tych tostowych czy jakiś takich podobnych. Chyba wszyscy Polacy za granicą to przeżywają. Brzmi zabawnie, ale jest prawdziwe. Potem trzeba było znaleźć jakieś zajęcie dla Jazzy i Jaxona. Było względnie rano czyli 12. Justin zdecydował, że zajmie się rozkładaniem kolejki, którą kupił dla Jaxa. Podobno w domu miał już dwie podobne, ale to nie miało większego znaczenia, bo Biebs też miał trochę z tego radochy. Rozkładał dokładnie wszystkie części i nawet zabierał z małych rączek tory, kiedy chciały je nierówno przyczepić. Mówiłam mu, żeby trochę się uspokoił, ale powtarzał wtedy, że nie kolejka nie będzie dobrze jeździć. Jazzy zażyczyła sobie, że chce mieć na głowie całą masę warkoczyków. Powiedziałam, że nie ma oczywiście sprawy, ale był problem z gumeczkami, których nie miałyśmy. Na początku spytałam Justina czy nie mamy może takich cienkich gumowych rękawiczek. Powiedział, że nie ma nic takiego.
-A masz jakieś gumki?-spytałam robiąc znaczącą minę.
-Skąd niby mam mieć takie gumki. Wyglądam jakbym sam sobie robił warkoczyki?
Jazzy zaśmiała się na to i powiedziała, że to nie możliwe, bo on przecież ma za krótkie włosy i jest chłopcem. Nie wiedziałam jak go naprowadzić z większej odległości. Nie miałam jak szepnąć mu do ucha. Zaczęłam wskazywać palcem na jego krok i powtarzałam „gumki”. Dalej nie wiedział o co mi chodzi. Po chwili ruszył brwiami. Powiedział, że coś powinno być w kuchni.
-Na serio? W kuchni?-zaśmiałam się.
-Są jeszcze w łazience, w naszej sypialni i w paru innych miejscach.
Zaczęłam robić ogląd szafek i naprawdę tam były. Kto trzyma prezerwatywy w kuchni? W końcu znalazłam. Justin wciągnął Jazzy w zabawę żeby się nie przyglądała. Otworzyłam opakowanie i wyjęłam dwie sztuki. Pocięłam je zręcznie nożyczkami i wróciłam do pokoju.
-Będziesz jej to wplątywać we włosy?
-Przecież to jest z tego samego materiału co zwykłe gumki te malutkie do warkoczyków. Daj spokój.
Trochę chichotał pod nosem, ale po chwili powrócił do kolejki. Ja spokojnie plotłam warkoczyki. Powychodziły naprawdę ładne i bardzo spodobały się Jazzy. W podobnym czasie Justin skończył budowę kolejki i wszyscy biliśmy brawa Jaxonowi kiedy pociąg ruszył i dwa razy zrobił kółko. Pyknęłam im dwa zdjęcia telefonem Justina. Resztę dnia spędziliśmy na nic nierobieniu. Wieczorem kiedy kąpaliśmy dzieciaki Biebs powiedział im, że tej nocy będą spały we własnych pokojach. Nie były zadowolone i zaczęły krzyczeć, że wolą spać z nami, w naszym łóżku, bo samym im smutno i boją się dużych okien. Nie przyjmował tych wymówek i zostawił ich samych w sypialni, a sam poszedł do siebie. Ja nie mogłam ich tak zostawić. Wspólnie przynieśliśmy dodatkową kołdrę i poduszkę do pokoju obok. Powiedziałam, że we dwoje będzie im trochę weselej. Pozasłaniałam okna i włączyłam lampę podłogową, która delikatnie oświetlała pomieszczenie.
-A Justin jest zły, bo nie będzie dzidzi?-zapytał Jaxon.
-Nie. Po prostu... Nie jest zły. Może się nie wyspał. Nie mówmy już na razie o dzidzi, okay?
-Okay Kasiu.
-Dobranoc.
Ponownie zaczęłam myśleć o tym, że Justin chciał dziecka. To było niemożliwe. Jak mógł nagle zmienić zdanie? Czasem mówią, że dzieci kojarzą więcej niż dorośli. Bałam się, że jest w tym prawda. Nie chciałam na nowo zaczynać tego tematu używając tych samych argumentów, że jesteśmy za młodzi, jeszcze nie czas itp. Ale co miałam powiedzieć? Jeżeli myślałam dużo o dziecku to co trzeba było zrobić? W łóżku położyłam głowę na jego piersi i przysłuchiwałam się biciu serca. On wplątywał palce w moje włosy. Zaczęłam myśleć, że on myśli w tej chwili o dziecku. Straszne domysły.
-Wszystko w porządku?-zapytałam.
-A czemu miałoby być inaczej?
-No nie wiem. Jaxon przed chwilą spytał mnie czy jesteś nie w humorze, bo nie będziemy mieli dziecka. Zastanawiam się czy jest w tym ziarnko prawdy.
Serce zaczęło mocniej bić.
-Przecież jesteśmy za młodzi-powiedział jakby mnie cytując.
-Nie możesz wyładowywać się na wszystkich z powodu swoich urojonych zachcianek-powiedziałam siadając.-Ja tego nie widzę, ale chyba dlatego, że jestem zaślepiona uczuciem do ciebie i nie mogę w tej chwili znaleźć w tobie nic złego, ale dzieci śmiało o tym mówią. Zawsze siadałeś z nimi i nigdy nie miałeś ich dosyć. A teraz czuję się tu przez ciebie niechciane. To nie jest w porządku. Powiedz mi p co chodzi.
-Uważam, że moglibyśmy mieć dziecko już teraz.-długa przerwa.- Jestem odpowiedzialny i opiekowałbym się naszą rodziną. Czuję się pięć lat starszy niż jestem przez te wszystkie wydarzenia, szybkie życie.
-Jestem teraz w wieku twojej mamy, kiedy się urodziłeś. Wiesz jak u niej to wyglądało.
-To zupełnie co innego. My mamy pieniądze. I dziecko nie byłoby żadną wpadką.
Nasza rozmowa nie miała żadnego sensu. On chciał dziecka, bo tak i nic go nie przekonywało do tego, że to naprawdę za wcześnie na dzieci. Na świecie jest przecież tendencja, że o dzieciach zaczyna się myśleć grubo po 20. roku życia. No ale on chciał jego teraz i nie zwracał na mnie uwagi.
-Kiedy ma się dziecko ono jest najważniejsze. Może ty spełniłeś już wszystkie swoje marzenia i zrobiłeś wszystko co chciałeś, ale ja nie.
-Co takiego byś chciała?
-Nie uważam za swój sukces życiowy wyjścia za bogatego piosenkarza. Chcę coś osiągnąć, podróżować. Dopiero potem dzieci.
-A może ja cie ograniczam?!
-Przestań. Chcę skończyć szkołę, potem może studia i czymś się zająć. Nie chcę żebyś ty mi w jakiś sposób załatwił projektowanie ciuszków dla psów w jakimś drogim butiku żeby zbiegli się tam ludzie ze szczuropodobnymi psami i pozowali na tle tablic z moim, a właściwie twoim nazwiskiem i kośćmi mającymi przypominać logo znanego projektanta.
-Dobrze-zachichotał po chwili.
-Czemu do diabła się śmiejesz?!
-Uwielbiam kiedy nakręcasz się z jakąś historią.
-Ja za to nie cierpię kiedy nagle zmieniasz nastawienie. Jesteś nie do zniesienia.
-Wiem. Bogaty i nieznośny nastoletni piosenkarz pop, w skrócie Bieber. Niestety mnie kochasz, nie wiedząc czemu.
-Dobranoc Justin-nakryłam się kołdrą i zamknęłam oczy.