Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


29 grudnia 2011

R o z d z i a ł 11

          Przy samych drzwiach wejściowych tata złapał mnie i lekko przytulił. Szybko spytał gdzie byłam i czy nie jestem przypadkiem głodna. Kiedy go słuchałam moje serce się śmiało, bo cały czas nie mogłam uwierzyć, że znowu jest obok. Cudna chwila nie trwała jednak długo, bo dodał, że już czas na niego. Nie zdążyłam nawet nic powiedzieć, a jego i Krzysztofa już nie było. Pomyślałam, że ponownie nie mam co robić. Odrobinę przygnębiona poczłapałam do salonu i włączyłam telewizor. „Przeleciałam” przez wszystkie kanały i nagle pojawiła się Caroline.
           -Witaj-przywitała mnie.
           -Witaj-odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
           -Właśnie nabrałam ochoty na zakupy i tak się zastanawiam czy może ty...
           -Tak, tak, tak-przerwałam jej, a moje oczy zrobiły się dwa razy większe.
Na to Caroline tylko zaśmiała się radośnie i kazała mi ubrać się do wyjścia. Szybko ruszyłam do swojej sypialni i wyciągnęłam z szafy szary płaszcz z tzw. dwurzędówką, a na głowę naciągnęłam bordową czapkę z kokardką. Oglądając się w lustrze stwierdziłam, że jest dobrze i poszłam do hallu. Przy drzwiach pani Hillman zabierała właśnie z rąk Clair torebkę i widząc mnie skierowała oczy na wyjście.
Tego dnia ulice wyglądały pięknie. Słońce delikatnie padało na ulice zza wysokich budynków. Pojechałyśmy do centrum handlowego. Szczerze mówiąc nie było jakieś zniewalające od wewnątrz, ale za to kilka razy większe od Polskich. Asortyment był ogromny, a dodatkowo był to czas wyprzedaży, więc były tam masy ludzi. Jakby samowolnie szłam do dużych wystaw, z których ubrania aż się wylewały, a wszędzie tylko „SALE, SALE, SALE!”, -70%, -85%. Magia. Chciałabym pójść do wszystkich tych sklepów, ale Caroline powiedziała, że kierujemy się na trzecie piętro. W miarę mijania kolejnych poziomów kolory stopniowo gasły, liczba ludzi spadała. Na górze nie było już czerwonych tabliczek oznaczających wyprzedaż, ale za to szyldy butików miały już wielką moc. Na pierwszy ogień ruszyłam śladami pani Hillman do Armaniego. Był on pełny czarni, garniturów i eleganckich dodatków. Potem było już coraz więcej szoków. W Chanel dostałam nawet szklankę wody od chudej ekspedientki. Widocznie słabo wyglądałam, bo nawet na jej naciągniętej twarzy pojawił się uśmiech. Oczywiście był dwu sekundowy, ale zawsze coś. Jeszcze nigdy nie byłam w takim miejscu. Miałam ochotę przymierzyć wszystko, ale znając prawdę, że nie stać mnie na nic z tego sklepu oprócz chusteczki do nosa, wolałam szybko się nie zakochiwać. Moja towarzyszka wybrała spódnicę i żakiet w oliwkowym kolorze. Coś mi się wydaje, że lubi różne odcienie zieleni. Sprzedawczyni zaniosła komplet od razu do przymierzalni. Jej śladami poszła Caroline, a za nią ja.
           -Co o tym myślisz?-zapytała.
           -Prześliczny-powiedziałam.
Naprawdę wyglądała rewelacyjnie. Zrobiło mi się trochę smutno, bo też bym chciała mieć coś tak ładnego z metką Chanel. Gdy ona się przebierała, mnie spytano czy też nie chciałabym czegoś przymierzyć.
           -To nie jest sklep dla ciebie-usłyszałam głos Caroline.
Poczułam się jeszcze gorzej i nie mogłam uwierzyć, że to powiedziała. Czy ona była aż tak... och, nawet nie wiem jak to powiedzieć. Zachciało mi się płakać i chciałam jak najszybciej wrócić do domu. Czy moją winą było to, że nie mam kilkudziesięciu tysięcy dolarów na kostium? Nie miałam pojęcia. Miałam nadzieję, że to już koniec zakupów. Ale na moje szczęście nie. Uśmiechnięta Caroline zaciągnęła mnie do Miu Miu. Trochę się zdziwiłam, że chciała tam iść, ale nie sprzeczałam się.
           -Lubisz nudne spotkania?-spytała nagle.
           -Zależy jak nudne-odpowiedziałam obojętnie i odrobinę odpychająco.
           -Charytatywne organizowane przez starsze panie popijające brandy.
           -Nigdy na żadnym nie byłam, ale nie brzmi zbyt ciekawie-lekko się uśmiechnęłam, aby nie być jak tak niegrzeczną.
           -Bo muszę się na jedno takie jutro wybrać i potrzebuję towarzystwa, bo Krzysztof pracuje...
Myślałam, że się przesłyszałam, ale wcale tak nie było. Zapytałam jeszcze trzy razy czy mówi na serio, a ona tylko skinęła głową. Teraz miałam przed oczami klasyczne nowojorskie spotkanko ze wszystkimi winami itp. Chwilę później powiedziała, że na takie okazje potrzebne są specjalne stroje. Moje oczy zrobiły się dwa razy większe. Minęły trzy minuty, a ja na sobie miałam już sukienkę w kolorze nude z białym kołnierzykiem. Kolejne cztery i już niosłam ją w papierowej torbie. Byłam wniebowzięta. Wiem, że była droga, ale głosy w głowie, że nie powinnam jej chcieć były za ciche. Wiedziałam, że tacie to się nie spodoba, ale nie musiał o wszystkim wiedzieć. Dawno nie byłam już tak zadowolona z zakupów. Torba była taka leciutka, ale jednocześnie czułam ciężar kreacji, a sama jakbym latała. Nie chciałam jej nawet chować do bagażnika Mercedesa Caroline, ale w końcu to zrobiłam. W drodze pytałam jeszcze o jakieś szczegóły, bo zatapiałam się w tym światku.
Kiedy byłyśmy już w domu szybko schowałam przed tatą sukienkę w szafie i przysłoniłam ją swetrem. Była taka śliczna na wieszaku. Na wieczór zamknęłam się w swoim pokoju. Wypsikałam się truskawkową mgiełką do ciała, przeprałam się w koszulę nocną i zaczęłam mój zestaw „ćwiczeń”. Na pierwszy ogień poszedł komputer. W sieci krążyły plotki o różnych gwiazdach i wszystkie je przeczytałam. Nie dość odmóżdżania. Następnie w uszy wcisnęłam słuchawki iPoda i zaczęłam tańczyć. Obiecałam, że nie będę zmieniała i przeżyję wszystko co zacznie lecieć. Miałam na to wielką ochotę przy trzecim utworze, przy którym tańczyłam na zajęciach z baletu. Od dawna się nie rozciągałam ani nic i nie mogłam wykonać najprostszych ruchów. Zaczęłam rozmyślać o Ani. Pewnie w tym samym momencie ona ćwiczyła. Bardzo mi jej brakowało, bo nie miałyśmy okazji porozmawiać już długi czas. Ostatnio napisała tylko, że jest teraz na obozie baletowym gdzieś w województwie świętokrzyskim. Sama byłam tylko na jednym takim i powiedziałam tacie, że więcej nie pojadę na tą mękę.
Jadąc na obóz baletowy, gdy miałam jedenaście lat byłam przekonana, że będzie super, bo spędzę całe trzy tygodnie wakacji w ślicznym mały domku na Mazurach z moją najlepszą przyjaciółką. W rzeczywistości było zupełnie inaczej. Rano musiałyśmy wstawać już o 7.15, bo wspólnie rozciągałyśmy się przy jeziorze. Potem wszystkie byłyśmy głodne, bo śniadanie było dopiero o 9.00, ale i na nie nie mogłyśmy za bardzo liczyć, bo było okropne. Potem ćwiczenia na koordynację, dodatkowa gimnastyka i znowu czekanie na obiad. A po nim co? Oczywiście, że balet. Po kolacji wszystkie byłyśmy tak zmęczone, że nawet nie było biegania po domkach i nocnych pogaduszek. Dodatkowo nasze łóżka, które wyglądały jak prycze były strasznie niewygodne. Codziennie brałam komórkę Ani i dzwoniłam do taty. On mnie tylko pocieszał i mówił, że tak właśnie wygląda życie primy baleriny. A co to za życie? Nic dobrego do jedzenia i zero zabawy. W jeziorze kąpałyśmy się tylko raz, bo nauczycielki bały się, że coś sobie zrobimy. Tylko dzięki niemu rozchorowałam się pod koniec drugiego tygodnia i ostatni przeleżałam w łóżku. Nie wracałam do domu, bo chciałam wspierać wtedy Anię. Po tym wyjeździe przyrzekłam, że już nigdy tam nie pojadę. Myślałam, że Ania też, ale dla niej balet był i jest najważniejszy.
Po wspominaniu czasów spędzonych z Anią, chciałam spokojnie zasnąć, więc dla ukojenie wyjęłam na chwilę sukienkę z szafy i popatrzyłam na nią. I mogłam spokojnie spać.
Rano obudziło mnie wołanie taty. Otworzyłam zaspane oczy, więc szybko schowałam sukienkę, którą w nocy zostawiłam na wieszaku. Od razu zajęłam pozycję w łóżku.
           -Wiktoria!-usłyszałam ponownie jego głos.
           -Śpię!
           -Chodź tutaj!
Wstałam i poczłapałam do hallu. Przy drzwiach stała Clair i tata. Nagle w moje ręce trafiła paczuszka.
           -Co to jest?-spytałam.
           -Też chciałbym to wiedzieć, ale jest napisane „Dla brunetki z a5”, więc to raczej nie dla mnie.
Szybko otworzyłam. Byłam zdziwiona zawartością. W środku była duża czekolada w złotym opakowaniu i karteczka. Wzięłam to drugie i szybko przeczytałam. „Cześć. Pomyślałem, że może lubisz czekoladę z rana. Mam nadzieję, że taką lubisz. -brunet ze 158”. Zachciało mi się śmiać, ale jednocześnie to, że wiedział gdzie mieszkam było lekko przerażające. Szybko pomknęłam do swojego pokoju, aby wywinąć się ze wszystkich wyjaśnień.
 

23 grudnia 2011

R o z d z i a ł 10

          W chwili przekroczenia progu podchodzi do mnie Caroline i mówi mi jak cieszy ją moje przybycie. A niby dlaczego miałabym nie dotrzeć?, zastanawiam się. Ten hotel jest przecież za idealny, aby zadziało się tu coś dziwnego. Może jedynie pasowałoby mi tu morderstwo młodej kobiety, której mąż miał jakieś porachunki z mafią czy czymś takim. Ale i tak takie rzeczy dzieją się tylko w filmach. Jednak rzeczywiście coś się zdarzyło. Hotel odwiedziła gwiazda. Od razu moją głowę nawiedza tysiąc pomysłów kto to może być i podaję trzy nazwiska. Cały czas próbuję nie dać po sobie znać, że to mój pierwszy dzień, a w tym samym budynku mieszka prawdziwa gwiazda światowego formatu, a ja jak głupiutka dziewczyna z opóźnionej Polski niezdrowo się tym podniecam. Nie wstydzę się swojego pochodzenia, ale chwilami chciałabym być kimś innym. Pocieszam się jednak tym, że chyba każdy tak czasem miewa. Chcę wiedzieć kto to jest, ale Caroline mówi, że kiedy spotkam tę osobę na korytarzu to dopiero będę zaskoczona. Może to i prawda, ale nie lubię czekać. Lecz będę musiała...
Późnym wieczorem okazało się, że tata i Krzysztof nie wrócą na noc, bo mają całą masę roboty. Smutno mi z tego powodu, bo przyjeżdżając tu liczyłam, że pobędziemy trochę razem. Niby dopiero co wyjechał, ale zobaczenie go wczoraj na lotnisku było bardzo miłe i kojące. Nagle zapomniałam o wszystkim co się stało w Polsce i wszystko było już dobrze. Może jednak taki jest koszt tego wszystkiego. Ma się bardzo dużo pieniędzy, piękny dom, ale bardzo mało czasu. Zastanawia mnie, czy to dużo, czy może mało. Ja mogłabym poświęcić nawet parę nocy z rzędu by móc potem wrócić do wielkiego mieszkania, popatrzyć chwilę na budzącą się metropolię i odpocząć. Pewnie gdyby usłyszała to babcia byłaby tym zrozpaczona, bo wiecznie powtarza, że ważniejsze są inne rzeczy, a nie pieniądze, bo one szczęścia nie dają. Dlatego też nie chciała ona puszczać tutaj taty. Ja jednak jestem za tatą, bo nic złego się nie stanie kiedy tata zarobi więcej i kupimy sobie wielki dom w Polsce, w którym będziemy cieszyć się już tylko swoim towarzystwem. Wszystko brzmi już jak z bajki, ale siedząc teraz w swoim pokoju z widokiem na boczną uliczkę, przy której stoją same najlepsze samochody pod dużymi hotelami na tle gwiazd wszystko wydaję się łatwe i takie tylko na pstryknięcie palcami. Pewnie z powodu tego widoku tyle ludzi widzi w tym mieście spełnienie marzeń. Tutaj, z przyciśniętym nosem do szyby jestem pewna, że Michał niedługo wyzdrowieje, nigdy więcej nie spróbuje narkotyków i będziemy dalej razem. Z takimi właśnie optymistycznymi myślami kładę się teraz spać i czuję, że wszystko z dnia na dzień będzie robić się lepsze.
Rano w świetnym humorze zmierzam do kuchni, gdzie kręci się Clair. Podchodzę do niej i już z większą niż wczoraj pewnością pytam, czy jest coś do jedzenia. Uśmiechnięta mówi, że zaraz będą naleśniki. Trochę dziwię się, że znowu to samo, ale nie będę narzekać, bo wczoraj były pyszne. Kiedy już jem, gapię się w okno. Teraz do głowy ponownie przyszła do mnie myśl o tej gwieździe. Może Clair coś o tym wie? Chyba warto się spytać, bo najczęściej jest tak, że sprzątaczki, pokojówki itp. zawsze znają najwięcej plotek o wszystkim co dzieje się dookoła.
           -A wie pani może kto przyjechał wczoraj do hotelu? Caroline mówiła, że ktoś znany przyjechał tutaj wczoraj i było jakieś zamieszanie.
           -To prawda, że coś się działo, ale nie wiem na ten temat za dużo. Gosposia Carterów mówiła mi wczoraj, że przez niego nie mogła wrócić do domu, bo oba wyjścia były zastawione samochodami i wszędzie było dużo ludzi.
           -A ta gosposia nie wspominała może kto to jest?-dopytuję.
           -Chyba jakiś raper. W każdym razie jest czarny. Oczywiście nic nie mam do czarnoskórych.
           -A jak się nazywa?-próbuję dalej.
           -Nie wiem. Wbrew pozorom-wskazuje na swój fartuch-ja tu jestem od sprzątania, a nie plotkowania.
Niby nie mówi tego oburzonym głosem, ale robi mi się głupio i siedzę już cicho. Jednak zyskałam coś w moim małym śledztwie. Czarnoskóry osobnik płci męskiej i do tego raper. 50Cent, Jay-Z i dużo więcej. To chyba zbyt obszerny zbiór. Jedyne wyjście to go znaleźć w hotelu. W sumie nie jestem fanką hip-hopu, ale nie mam tu za dużo zajęć. Po zjedzonym posiłku poszłam do taty, ale jeszcze spał i nie chciałam go budzić. Wyglądał na strasznie zmęczonego. Nie wiedziałam za bardzo co ze sobą zrobić. Poszłam do salonu pooglądać telewizję, ale nic ciekawego nie znalazłam. Jedynie przez chwilę przyglądałam się przygodom SpongeBoba. Ale stwierdziłam, że są ciekawsze rzeczy do robienia w takim mieście. Jednak boję się jechać gdzieś sama. Przecież nie mam pojęcia gdzie co jest, a w takim wielkim mieście nigdy nie byłam. Jest wcześnie, ale może to odpowiedni czas na mały spacerek po hotelu. Przebrałam się w beżowe spodnie, bladoróżową koszulkę i ciemno różowy sweter w romby. Niby nic specjalnego, ale przeglądając się w lustrze spodobało mi się. Spokojnym krokiem dotarłam do widny i przycisnęłam „parter”. Dużo pięter przede mną, ale winda szybko jeżdżą. Jednak podróż wydłużyła się znacznie. Może to taka pora, ale stawałam na sześciu piętrach. Będąc na dole jest nas już w niej ośmioro. Swobodnie podchodzę do jednego ze stolików i przyglądam się przechodzącym wokół ludziom. Mogłabym tutaj pracować. Będąc recepcjonistką wiedziałabym wszystko. Kto gdzie mieszka, kto go odwiedza i nawet co jedzą. Z punktu widzenia mieszkańców trochę przerażające, ale dla innych ciekawe. Chyba mam jakiś zmysł śledczy, bo lubię wiedzieć dużo rzeczy o ludziach, którzy nie wiedzą, że ja wiem. Trochę jak w BigBrotherze. Przez pół godziny wpatrując się w ludzi robię różne przypuszczenia jak Detektyw Monk. Nie chcę być już tak przerażająca, więc szukam teraz pomysłu na dalsze zajęcia. Może pooglądam sobie najbliższą okolicę? Czemu nie, stwierdzam. Sweter jest gruby, a na zewnątrz nie jest jakoś bardzo zimno, więc wychodzę tak jak jestem. Będąc na zewnątrz przekonuję się, że nie jest tak ciepło jak myślałam i od razu czuję mróz w nosie. To będzie ultraszybki spacer. Szybkim krokiem okrążam budynek. Jest on jednak za duży więc wstępuję do sklepu. Jest to supermarket. Postanawiam kupić sobie jakiś batonik. W Polsce brałam zazwyczaj jakiegoś z musli lub tradycyjnie Snickersa, ale tutaj jest dużo, dużo większy wybór. Stoję jak głupia przyglądając się półce. Od światła jarzeniówek i ogrzewania robi mi się aż niedobrze. W końcu decyduję się na Snickersa oraz czekoladę z orzechami i idę w kierunku kasy. Przede mną są dwie osoby, ale kiedy tylko widzę, że za mną staje ten chłopak, którego spotkałam wczoraj w windzie z kolegą decyduję się na sześcioosobową kolejkę. Dziwie czuję się uciekając, ale jakoś nie chciałam być blisko niego. Czas trochę się dłuży, ale w końcu obsługiwana jestem ja. Na kasie wyskakuje dolar i dwadzieścia pięć centów. Spokojnie wyciągam z kieszeni spodni szary portfel i zdaję sobie sprawę, że mam tylko złotówki. Robi mi się niedobrze. Co mam robić?! Strasznie mi głupio. Nici z idealnej postawy ułożonej dziewczyny z wyższych pięter nowojorskiego hotelu. Niby nią nie jestem, ale chciałam trochę być tak postrzeganą, na ten czas ferii. Przecież mam kartę i może ściągnie mi dwa razy więcej, ale obejdzie się bez obciachu. Wyciągam ją i wręczam kasjerowi. Ten jednak mówi, że kartą płaci się za zakupy powyżej dziesięciu dolarów. Nie mogę uwierzyć, że zapomniałam pieniędzy. Zaczynam wycofywać się i mówię, że nie zapomniałam gotówki.
           -Och, tutaj jesteś-słyszę za sobą głos.
Nie wierzę w to co widzę. Ten chłopak mnie prześladuje. Już mam się sprzeciwiać, ale kasjer już liczy jego produkty. Przez chwilę mam zamiar jak najszybciej wyjść, ale jednak wypadałoby podziękować. Och, tato, dlaczego mnie tak dobrze wychowałeś, w głowię tupię nogą. Kiedy wszystko jest już zapłacone on uśmiecha się do mnie.
           -Dziękuję-mówię obojętnie, trochę bardziej jak chciałam.-Zapomniałam z domu gotówki, a...
           -A zachciało ci się czekolady-wskazuje wolną ręką na rzeczy, które trzymam ja.
           -Tak...-mówię wolno.
Nie chciałam tego, ale wyszło na to, że wyszliśmy razem ze sklepu i teraz idziemy obok siebie chodnikiem. Przez myśl przeszło mi, aby powiedzieć nagle, że idę w inną stronę, ale jeśli mnie pamięta to byłoby dość niezręcznie. Nie chodzi o to, że mi się spodobał, bo w czapce z wiszącymi uszami i znowu tych ciemnych okularach nie wydał się specjalnie interesujący. Nie wiem jak to się stało, ale mniej więcej w połowie drogi zaczynamy swobodnie rozmawiać. Jest to taka gadka szmatka, ale nie krępuje mnie. Pomimo początkowej niechęci, teraz chłopak nawet mnie rozśmiesza. Wszystko jest sympatyczne, ale znowu nachodzi mnie ta dziwna szpiegowska myśl. Razem z nami do windy wsiada wysoki czarnoskóry mężczyzna również z zakupami. Wygląda jak klasyczny ochroniarz. Może ma on związek z tym raperem, zastanawiam się i zaczynam spoglądać co ma w torbie. Niestety nic nie widać. Zbliżyło się piętro piętnaste i chłopak opuścił windę. Uśmiechnęliśmy się niby na pożegnanie. Tuż za nim ruszył inny pasażer. Pewnie ten raper też tu mieszka, stwierdziłam i pojechałam dalej z myślą, że pewnie kiedyś się tu pojawię, aby go spotkać.

15 grudnia 2011

R o z d z i a ł 9

          Nagle budzę się. Przed moimi oczami jest duże okno. Lekko zaspana podchodzę do niego i podziwiam widok. Jakie życie jest niesamowite, stwierdzam z uśmiechem. Rozmyślam nad snem, który miałam w nocy. Mówią, że to co przyśni ci się pierwszej nocy w nowym miejscu spełnia się. Ciekawe czy podczas mojej wizyty w Nowym Jorku spełni się mój... W końcu zdecydowałam, że wypadałoby pójść coś zjeść, bo poprzedniego dnia, poza tym nieszczęsnym kisielem, nic nie jadłam. Czy mam ubrać się i dopiero wyjść, czy iść w koszuli nocnej i udawać z uśmiechem na twarzy niewyspaną i zakłopotaną? Wybieram pierwszą opcję i powoli naciągam ciemne jeggingsy, biały sweterek z baletkami oraz piaskowe emu z bordowymi getrami. Na początku jedynie uchylam drzwi i patrzę czy ktoś się przypadkiem nie kręci. Korytarz jest zupełnie pusty, więc wychodzę z większym przekonaniem. Wczoraj tata w zasadzie nie pokazał mi nic, bo Krzysztofa i jego żony nie było, a nie chciał w żaden sposób naruszyć ich prywatności. Nie mam pomysłu gdzie powinnam szukać kuchni, więc lekko szurając patrzę na obrazy wiszące na ścianach. Całe pomieszczenie jest bardzo jasne, z ciemno beżową marmurową podłogą i jaśniejszymi ścianami. Wszystko wydaje się ogromne. Minęłam jakieś dwie pary drzwi. W końcu dochodzę do ostatnich, które są pośrodku węższej strony. Otwieram je, ale od razu zamykam, bo stoi za nimi jakiś dziwny facet. Budzi się we mnie panika. Kim on jest? Co tu robi?, pytam siebie. Nagle słyszę nieznany głos. Odwracam się i przed moimi oczami widzę grubszą kobietę z białym fartuchem. Widząc moje zakłopotanie uśmiecha się do mnie, a ja ten uśmiech odwzajemniam. Pyta czy przypadkiem nie jestem głodna, a po twierdzącej odpowiedzi zabiera mnie do kuchni, która jest również bardzo duża. Cóż za zdziwienie. Gosposia, jak się domyślam, jest bardzo miła i spokojnie rozmawiamy. Niektórych słów nie za bardzo rozumiem, bo mówi z dziwnym akcentem, ale i tak jest okay i rozluźniam się.
           -I jak ci się tu podoba?-pyta.
           -Jest przyjemnie, ale właściwie nic jeszcze nie widziałam. Oczywiście poza żółtymi taksówkami na ulicach i tymi niewiarogodnymi obrazami w hallu-śmieję się nieśmiało.
            -Tak, pani Hillman lubi wydawać pieniądze...Ale jeśli się je ma to czemu nie.
Przez jakiś czas opowiadała mi jeszcze o domownikach. Z jej opowieści byłam bardzo nimi zaciekawiona. Powiedziała mi, że Krzysztof jest już w pracy, a jego żona na jakimś brunchu z przyjaciółmi. Wydają mi się tacy idealni, bogacze z Nowego Jorku. Sama nie wiem czemu, ale zawsze podobali mi się tacy ludzie. Jedząc pancake'a z truskawkami rozmyślam jak wyglądałoby moje życie, gdybym urodziła się w takim środowisku. Byłoby inaczej, ale w sumie ze swojego życia jestem no może nie zachwycona, ale jest dobrze. Clair mówi, że musi iść posprzątać, więc zaprowadza mnie do salonu, gdzie włączam telewizor i gapię się na niego przez długi czas.
Około 14 ktoś wchodzi do apartamentu. Ponieważ salon jest otwarty próbuję dostrzec kto to jest. Widzę jedynie zarys ciała. Z kobiecej sylwetki domyślam się, że to pani Hillman. Nie wiem jak mam się zachować, więc próbuję ukryć swoją obecność i ściszam telewizor. Jednak nie udaje mi się i słyszę swoje imię. Szybko podnoszę się ze skórzanej sofy i zbliżam się do miejsca pochodzenia głosu.
           -Cześć. Jestem Caroline-przedstawia mi się kobieta.
Nie jest jakaś ładna, ale ma przyjazne rysy twarzy. Ma na sobie ciemno zieloną sukienkę do kolan z ciekawym dekoltem i wysokie brązowe szpilki. Wygląda na jakieś 30 lat, bo wokół jej oczu są malutkie zmarszczki.
           -Dzień dobry-odpowiadam niepewnie, bo nie chcę wydać się niegrzeczna.
           -Jesteś tak samo grzeczna jak Andżej-śmieje się.-Spokojnie, czuj się jak u siebie-uśmiecha się.
           -Dziękuję.
           -Odpręż się-kładzie mi dłonie na ramionach.
Panuje cisza. Jednak nie jest ani trochę krępująca. Nawet mi się to podoba, bo miło czuję się w towarzystwie tej kobiety. Caroline chyba tego nie podziela, bo wydaje się być spięta i cały czas kręci stopą w szpilce. Nie mam pojęcia, co wypada teraz powiedzieć. Na pewno nie chcę się zacząć pieścić i mówić jakie to miłe, że Krzysztof „przygarnął” mojego tatę i pozwolił mi spędzić tu ferie. Patrzę na nią, wręcz się gapię. Chcę powiedzieć coś odpowiedniego, ale nic nie przychodzi mi do głowy.
           -Proszę pani, a mogłaby mi pani pokazać dom?-mówię nie pewnie.
Wtedy oczy kobiety zaczynają się błyszczeć. Z wielkim uśmiechem zgadza się i podrywa z sofy. W hallu informuje mnie jak licytowała otaczające nas dzieła sztuki, a ja wcale nie udaję, że mnie to interesuje, bo czuję się jakbym była taka jak ona i podoba mi się to. Potem pokazuje mi dwie sypialnie, łazienki i na końcu trafiamy do głównej sypialni. Tu jest dopiero przepięknie. Wszystko perfekcyjne, ekscytujące, niewiarygodne... Na środku stoi ogromne łoże jak z pałacu ze złotymi zdobieniami i wyrzeźbionym zagłowiem, które ma jakieś sto pięćdziesiąt centymetrów. Moje stopy lekko łaskocze czarny dywan. Na jednej ze ścian wisi nowoczesny obraz, który chyba widziałam gdzieś w gazecie. Nawet pamiętam jaki miał tytuł ten artykuł. „Living dream”, zabawne. Caroline spokojnie o wszystkim opowiada i z uśmiechem pokazuje mi różne drobiazgi, których jest pełno na szerokiej półce. Przede wszystkim są to zdjęcia z różnych zakątków świata. Potem idziemy do jeszcze jednej łazienki, która jest również duża-co za zdziwienie. Na końcu najlepsze. Chyba zrobiła to specjalnie. Garderoba. Rząd wieszaków po prawej i lewej stronie, a nad nimi poukładane kolorami stroje sportowe. Na końcu jest szafa, którą otwiera moja towarzyszka. Za drzwiczkami są chyba setki butów. Część szpilek, obok trochę niższe, niskie i płaskie. Na dole około dziesięciu par typowo zimowych, ale również bardzo dobrych marek.
          -Ile masz par butów?-pytam.
          -Gdybym to ja wiedziała-śmieje się.
Dalej oglądam te piękności. Czuję się jak w sklepie, ale one wszystkie są jednej osoby. Niewiarygodne. Aż chciałoby się coś wziąć, tylko dotknąć. Jestem ciekawa kiedy nosi się te wszystkie buty. Chociaż pewnie taka kobieta sukcesu z Nowego Jorku ma aż za dużo takich wyjść. Już widzę siebie spacerującą po Central Parku w czarnych wysokich botkach, cieszącą się otaczającą mnie naturą w środku wielkiego miasta. Oczywiście nie idę sama. Obok mnie jest Michał, który nadal nie jest elegancki, ale wygląda niezwykle schludnie. Zaczynam za nim znowu tęsknić i ponownie przychodzą te wyrzuty sumienia. Przepraszam go w myślach, ale postanawiam trochę się rozluźnić i na razie cieszyć tym co mam w tej chwili. Caroline przygląda mi się badawczo. Chyba widać po mnie wszystko to co mam wewnątrz. Nagle dochodzi do mnie, że ona wszystko wie. Wie o szpitalu i pewnie Michale. Co robić, co robić? Głupio mi, dziwnie. Co na to powiedzieć? Pustka... Moje ciało jest puste, a ja tylko unoszę się nad nim.
           -Victoria-mówi z amerykańskim akcentem, który mi się podoba-Andżej mówił mi o tym co ostatnio się stało. Bardzo mi przykro z powodu twojego chłopaka i tego wypadku. Mam nadzieję, że tutaj trochę o tym wszystkim zapomnisz. Nie zrozum mnie źle, ale wszyscy chcemy dla ciebie jak najlepiej.
Nie dotyka mnie to ani nie jest mi przykro. Ona jest naprawdę miła i wierzę jej.
           -Dziękuję-mówię cicho.
Teraz przytula mnie i robi mi się ciepło. Kiedy już tego nie robi na jej twarzy widzę uśmiech.
           -Może chciałabyś zobaczyć teraz coś więcej? Pogoda nie jest za dobra, ale samochodowa wycieczka nie jest zła, prawda?
Dziesięć minut później jesteśmy już w czarnym Mercedesie. Objeżdżamy okolicę. Pierwszy raz widzę Manhattan. Nie umiem go nawet opisać. Chyba za dużo się dziś zdarzyło, a jeszcze nie ma 17. To była bardzo szybka wycieczka i już jesteśmy z powrotem. Ona idzie od razu na górę, a ja idę kupić sobie coś w restauracyjnym barku. Gorąca czekolada kosztuje trzy razy więcej jak w drogiej restauracji w Polsce, ale Caroline powiedziała mi, że mają tam własny rachunek i mam na niego brać wszystko co chcę. Oczywiście nie chcę naciągać ich na wielkie rzeczy, ale czekolada będzie chyba okay. Po wypiciu idę w kierunku windy. Wsiadam spokojnie. Nagle do windy wbiegają jeszcze dwie osoby. Jest to dla mnie trochę dziwne, bo nie widziałam w tym budynku jeszcze nikogo w biegu. Wszyscy, nawet śpiesząc się wyglądają bardzo spokojnie. Z zaciekawieniem patrzę na nich. Jeden z nich to nastolatek, chyba w moim wieku, może trochę starszy. Ma ciemną naciąganą czapkę i ciemne okulary. Od razu zgaduję, że to jakiś szpaner, bo kto normalny chodzi w zimie w okularach przeciwsłonecznych. Utrzymuję powagę i przyciskam przycisk z moim piętrem.
           -Wysoko-uśmiecha się do mnie chłopak i przyciska piętnastkę.
           -Tak-odpowiadam spokojnie.
           -Chyba trafiła nam się nowojorska dama-mówi dziwnym głosem ten drugi.
Robi mi się średnio miło. Nie chcę się wdawać w rozmowę z tymi chłopakami i modlę się, aby wreszcie wysiedli. Na szczęście winda jest szybka i już ich nie ma. Uff.