Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


29 sierpnia 2011

P r o l o g

           
          W poniedziałkowy poranek Wiktoria jak zwykle zbierała wszystkie rzeczy z różnych zakamarków mieszkania, które były jej niezbędne do szkoły. Jak zwykle nie mogła znaleźć zeszytu od francuskiego. Dlaczego zawsze ten cholerny francuski, wyklinała w myślach. W tamtej chwili z łazienki wyłonił się Paweł z zeszytem w ręce.
           -Wolę nie wiedzieć co tam robił-zaśmiał się i podał siostrze zgubę.
           -A ja wolę nie wiedzieć co ty tam robiłeś-powiedziała z kąśliwym uśmiechem.
Jak na prawdziwe rodzeństwo przystało, często droczyli się ze sobą. Jednak było to w stu procentach pozytywne i raczej nigdy nie wychodziły z tego większe kłótnie.
          -Co ciekawego u Michała?-zapytał wciągając się w zabawę.-Czy dziś też będę musiał słuchać jego „interesujących” uwag, co takiego robiliście w weekend?
           -Zamknij się-posłała mu język.
           -Wszystko z miłości-uśmiechnął się.
           -Dobra. Koniec przepychanek-powiedział ojciec.-Czas jechać.
Oczywiście nie wyszli od razu, bo na klatce schodowej dziewczynie przypomniało się, że zapomniała stroju na balet. Od jakiegoś czasu miała go coraz bardziej dość, ale nie potrafiłaby zaprzestać praktyk. Kiedy w końcu znalazła baletki na dnie szafy, rodzina nareszcie mogła ruszyć. Codziennie wyglądało to identycznie:szkoła Wiktorii, szkoła Pawła i nareszcie budynek firmy Andrzeja.
          Już od dziesięciu lat pracował w jednej korporacji, od czego czasem było mu już niedobrze. To przez nią od jakiś dwóch lat czuł się taki „wypalony”. Od dłuższego czasu zastanawiał się nad zmianą pracy, ale nie miał śmiałości wyrwać się stamtąd. Jednak ostatnio coś się zmieniło, dostał bardzo interesującą propozycję od dawnego przyjaciela jeszcze z czasów studiów. Wiązało się to ze zmianami, wielkimi zmianami. Choć rodzice wspierali go i mówili, że zmiany są dobre, sam nie był tego pewien. Nie chciał zmuszać dzieci do przeprowadzki z powodu własnych zachcianek, a perspektywa zostawienia ich samych nie wchodziła w grę. Oczywiście w momentach kiedy nie ma się na coś zupełnej ochoty musi stać się właśnie to. Sprawdzając skrzynkę odbiorczą otworzył mail od Krzysztofa:
      Czesc Andrzej!
      Z tej strony Krzysiek. Z gory przepraszam za brak polskich znakow, ale nie mam teraz do nich dostepu. Dawno się nie odzywales, ale mam nadzieje, ze przemyslales moja propozycje. Na prawde, wszystko uklada się fantastycznie. Na miejscu moglbys zarabiac przeszlo dwa razy więcej nawet przy mniejszym wymiarze. Do tego wlasne biuro i inne udogodnienia. Na Twoim miejscu w ogole bym się nie zastanawial. Pozbadz się starych sentymentow i przyjezdzaj. Dzieciaki na pewno beda zachwycone, ale jeśli wolisz przyjechac sam i wszystko sprawdzic zostaw je na kilka tygodni u rodzicow czy same. Pamietam je kiedy były maluchami, ale chyba już ci porosly, więc nie ma problemu. Licze, ze zalatwiles już visę. Teraz pakoj torbe, bo już na Ciebie czekam.
      Trzymaj się i pozdrow dzieciaki,
      Krzysiek.
Andrzej przez dłuższą chwilę zastanawiał się czy to jego przeznaczenie by znowu tam wrócić, tam gdzie spotkało go największe szczęście i nieszczęście. Przy przypływie dawki ekscytacji złożył podanie o wydanie visy, a w zeszłym tygodniu pojechał ponownie do konsulatu Stanów Zjednoczonych. Zaczynał coraz bardziej się do tego przekonywać, choć tego nie chciał. Nie chciał patrzeć ponownie na te miejsca gdzie był z nią, z Annie. Jednak czuł, że to może być coś dobrego. Przecież Krzysiek nigdy nie wprowadziłby go w maliny, nie on. Przeżył z nim nie mało historii, a w tym kilka, jak to młodzież określa, przypałów. Nigdy nie zapomni jak mieli mały przypadek z marihuaną. To były czasy jego młodości, czasy szaleństwa, bez myślenia o dzieciach. Teraz liczyły się tylko one, ale w żadnym razie nie chciał by tam pojechały. Czuł przed tym jakiś lęk. Wracając do sprawy, szybko odpisał. Odpowiadając znowu poczuł tę dawkę adrenaliny, tą krew w żyłach. Jakby nagle nie był już w tym biurowcu przy długim drewnianym blacie. Nie, teraz otwierała się przed nim nowa perspektywa. Przecież mogę pojechać tam tak na chwilę, myślał, zobaczyć co i jak, zarobić i wrócić do dzieciaków. Tak, będzie dobrze.
      Witaj!
      Nie wiem jak to zrobiłeś, ale przekonałeś mnie. Jak ty mnie dobrze znasz. Oczywiście, że visę mam już w kieszeni. Jeszcze dziś poszukam odpowiedniego samolotu i najpóźniej w połowie stycznia będę u Ciebie. Co do dzieci, nie poznałbyś ich. Ba, nawet ja nie poznaję tej dorastającej kobiety, którą odwożę co rano do szkoły. Czy wiedziałeś, że piętnastolatki w tych czasach już się malują? To niesamowite. W każdym razie ich nie będę ze sobą zabierać, bo na razie chcę tylko zobaczyć jak to wygląda. Jeszcze dziś zadzwonię do Ciebie, kiedy będę w domu i pogadamy trochę o tej całej pracy.
      Pozdrawiam,
      Andrzej.
Jeszcze chwilę patrzył na tę wiadomość i zastanawiał się czy dobrze robi. To był duży krok. Ba, ogromny krok. Nie chciał dłużej się zastanawiać i kliknął „Wyślij”. Po chwili na ekranie pojawił się komunikat”Twoja wiadomość została wysłana.”. No to się zaczęło, pomyślał i opadł na fotel. Przed nim jeszcze dużo zadań. Poczuł, że najlepiej poinformuje o tym rodzinę w święta. Może wtedy radość prezentów i świąt, trochę ich omami i obędzie się bez kłótni.

26 sierpnia 2011

W p r o w a d z e n i e


           Wiktoria była zawsze uważana za bardzo miłą i pogodną osobę, ludzie wręcz przepadali za nią i wprost nie potrafili powiedzieć złego słowa o dziewczynie ze spokojnym uśmiechem i lekko niepewnym spojrzeniem. Z boku mogłoby wydawać się, że jest wielką szczęściarą, bo nauka nie sprawia jej żadnych problemów, ma dużą grupę znajomych i cieszy się nawet sporym powodzeniem u chłopaków. Jest to jednak bardzo złudne, bo sama cierpi z powodu bardzo niskiej samooceny. Często zastanawia się dlaczego powstała właśnie ona, taka dusza, która tylko żyje i produkuje odpady. Martwi ją, że nie potrafi dostrzec celu swojej egzystencji. Najwięcej czasu spędza w domu czytając książki przy małej lampce.
         
          Ojciec nie zwraca większej uwagi na jej zachowanie, ponieważ jest bardzo zapracowanym człowiekiem. Kiedy wraca z pracy zawsze do niej zagląda, pyta jak minął jej dzień i czy znowu może pochwalić się dobrymi stopniami. Ich rozmowy są bardzo rozbudowane, urządzają sobie pogawędki o polityce, filmach, książkach, nowościach technicznych i innych, ale nigdy nie poruszają spraw uczuciowych. Jest to jeden z powodów jej stanu psychicznego, bo niby wszystko jest okay, ale jednak nie do końca. Nastolatka ma w sobie pustkę, bo choć wie, że tata bardzo ją kocha, nie czuje tego. On najbardziej na świecie darzy ją i jej brata tym uczuciem, ale sam jest raczej smutny, bo nigdy do końca nie pozbierał się po śmierci żony.

          Wychowując się bez matki nie miała prawdziwego kobiecego wzoru, bo pewne rzeczy można przyswoić jedynie od rodzicielki. Nie znaczy to jednak, że z powodu dwóch osób płci męskiej stała się chłopczycą. Było wręcz przeciwnie. Tata „kreował” oraz dziadkowie od małego kreowali ją na księżniczkę. Od malutkiego nosiła wyłącznie sukienki w pastelowych różach, fioletach i zieleniach. Znacznie trudniej było kiedy zaczęła dorastać. Okres dojrzewania nie był o tyle trudy dla rodziny co dla niej samej. Zamknęła się w sobie i wszystko przeżywała w środku. Broniła się ze wszystkich sił przed tymi zmianami. W pewnym sensie mimo piętnastu lat nadal jest taką kruchą królewną. Czasem zastanawia się jaka była jej mama, ale nigdzie nie może znaleźć takich informacji, a sama ma tylko zdjęcia. W gruncie rzeczy nie wierzy, że ta roześmiana blondynka ją urodziła. Wydaje jej się bardziej podobna do gwiazdy telewizji niż do osoby, która ją urodziła. Gdyby chociaż widziała w sobie coś podobnego. Nic nie widzi. Wiktoria ma ciemne oczy i włosy, a mama miała niebieskie oczy i burze loków w hollywoodzkim stylu. Kiedy patrzy na te fotografie jeszcze bardziej czuje się takim jakimś dziwnym przypadkiem, jakąś pomyłką w selekcji tych wspaniałych genów. Codziennie rano patrząc w lustro widzi drobną dziewczynę ze wszelkimi możliwymi „wadami”. Wygina się na wszystkie sposoby aby ukryć te wyimaginowane wałeczki tłuszczu, krzywe nogi i stanowczo za szerokie ramiona. Cały czas dąży do bycia jak ta piękna kobieta ze zdjęć, ale czuje, że nie podoła zadaniu.
          
          Na swojej drodze spotkała również chłopaka. Michał zjawił się właściwie znikąd. To było na imprezie koleżanki z klasy czy coś takiego. Później okazało się, że przyjaźni się z jej bratem i coraz częściej widywała go w domu. Jednego dnia, kiedy tata był w pracy, a Paweł na treningu usłyszała dzwonek do drzwi. Szybko wyszła z wanny i w samym ręczniku popędziła do domofonu. W słuchawce usłyszała jego. Niby jej się nie podobał, ale jako prawdziwa dama nie mogła przywitać go w takim stanie. Pędem trafiła do swojego pokoju i szybko naciągnęła sukienkę z rękawami trzy-czwarte. Zaczesała włosy na bok, nałożyła cieniutką warstwę błyszczyka i uspokajając ruchy poszła do drzwi. Dziewczęco uśmiechnęła się i przywitała z Michałem. Powiedziała, że w tej chwili Pawła nie ma. Ten nie wydał się specjalnie zdziwiony, ale Wiktoria nie zwróciła na to większej uwagi. Wydarzyło się wtedy coś niezwykłego, kiedy tak na niego patrzyła, poczuła drobne ukłucie, coś w niej drgnęło. Zakochała się. Sama nie wiedziała jak i dlaczego. To było tylko kilka sekund i bum. Od tej chwili zawsze kiedy spotykał się z Pawłem mocniej podkreślała oczy. Po jakiś dwóch miesiącach myślenia o tym czy on też coś do niej ma i pocieszaniu przez przyjaciółkę Anię, sytuacja powtórzyła się. Znowu była sama w domu, ale tym razem on przyszedł właśnie do niej. Przemogła nieśmiałość i zaprosiła go na ciastka. Rozmawiali przez jakieś trzy godziny, świetnie się przy tym bawiąc. Śmieszyły ich podobne rzeczy i lubili podobną muzykę. Po kolejnym miesiącu byli już parą.
Pierwsze cztery tygodnie były wspaniałe. Wspólnie chodzili do kina, na lody i czekoladę, a raz zjedli nawet obiad w jej domu. Potem coś się jednak zmieniło. Wiki dostrzegła to o czym mówiła jej Ania, zmieniała się dla niego. Niby nic wielkiego się nie stało, ale zaczęła urządzać sobie głodówki, odstąpiła od dziewczęcych kolorów, a na imprezach zaczęła pić alkohol. Robiła to wszystko, bo chłopak nie skąpił jej uwag na temat wyglądu i sztywnego zachowania. Pomimo tego nie chciała być sama, bo z nim czuła się lepsza. Michał jest przecież świetnym sportowcem, wszyscy go cenią, a dziewczyny wprost za nim szaleją. Piętnastolatka waży teraz niecałe pięćdziesiąt kilogramów przy wzroście metr sześćdziesiąt sześć, ale nawet teraz chłopak, kiedy nie jest w najlepszym humorze, potrafi nagle położyć rękę na jej udzie, złapać i powiedzieć „ktoś jest tu małym łakomczuszkiem”. Wtedy w jej oczach kryją się łzy, ale nic nie może poradzić, cały czas go kocha. Oczywiście nie we wszystkich aspektach jest zły. Trzeba przyznać, że jest raczej wierny, bo rzadko zdarza mu się pisać flirciarskie esemesy do innych, raz w miesiącu daje jej pomarańczowe róże i opiekuje się nią na wszelkich imprezach. Nawet tata, pomimo tego, że nigdy nie lubił kiedy ktoś kręcił się wokół jego maleństwa, lubi go i często zaprasza do domu na filmy. Ten związek ograniczył jednak kontakty nastolatki z innymi. Teraz nie ma już tyle czasu dla Ani, a kontakty z bratem są coraz gorsze. Tych dwoje cały czas mówi, że to nie powinno już więcej trwać, bo ona zwyczajnie tego nie wytrzyma. Ale co można powiedzieć zakochanej osobie? Przecież dla niej wszystko jest wspaniałe i cały czas czuje takie przyjemne ciepło kiedy wieczorami siedzą na ławeczce w parku.
           
          Niezaprzeczalnie jednym z najlepszych rzeczy, które spotkały ją w życiu było spotkanie z Anią. Los znacznie jej to ułatwił, bo w spotkały się na lekcjach baletu w wieku czterech lat. Ich przyjaźń przez te jedenaście lat zmieniała się, ale wydaje się, że to co je łączy wytrzyma wszystko.
Obecnie spotkania znacznie ogranicza duża odległość zamieszkania, bo mieszkają na przeciwległych krańcach miasta. Mimo tego spotykają się kilka razy w tygodniu w centrum i rozmawiają niemal co wieczór. Pod względem wyglądu są zupełnie inne. Ania ma krótkie blond włosy i zielone oczy. Rzadko, ale jednak, Wiktorię męczą myśli, że nawet ona jest bardziej podobna do jej mamy niż ona sama. Myśli, że mama byłaby też bardziej dumna z takiej córki a nie niej. Ogólnie rzecz biorąc pod względem charakteru też są odmiennie, bo jedna jest nieśmiała, a druga wszędobylska, pomysłowa, szalona i bardzo szybko nawiązuje nowe kontakty. Mówią, że niby przeciwieństwa się przyciągają i patrząc na takie pary człowiek naprawdę zaczyna widzieć w tym dużo prawdy. Takie osoby idealnie się uzupełniają, bo kiedy chodzą na imprezy prowadzi Ania, a kiedy trzeba się nad czymś porządnie zastanowić Wiktoria ma zimną krew w żyłach i jakoś przez wszystko się przedziera.
           
         W normalnych, codziennych sprawach dziewczyna zawsze może liczyć na brata. W dzieciństwie dużo rozmawiali po nocach o mamie, oglądali różne pamiątki z nią związane i inne. Starszy brat pomagał jej zawsze w lekcjach i odrobinę przejął rolę ojca, kiedy ten zarabiał na rodzinę. Choć między nimi jest mała różnica wieku, on dojrzał znacznie szybciej by pomóc w jej wychowaniu kiedy sam się już usamodzielnił. Tata potrzebował pomocy, bo kiedy była mała często chorowała, dosłownie wszystkie wirusy trafiały się jej, często tylko jej. Zawsze byli tak we dwójkę i dlatego się tak zżyli. Najczęściej zwracają się do siebie Chris i Hope, bo wtedy odczuwają jakąś obecność matki. Wszyscy wiedzą, że tak na siebie mówią i zdarza się, że inni też tak ich wołają. Jedynie rodzina wolałaby powykreślać te ich drugie imiona. Wszyscy myślą o Annie, ale nigdy nie mówią tego na głos, bo wydaje się to zbyt bolesne. Rodzina uważa, że gdy nie będą nic o niej wspominać dzieci nie odczują jej braku, ale jest wręcz przeciwnie. Oni niezmiernie potrzebują poczuć, że ona istniała, urodziła ich i tak bardzo kochała. To właśnie jej uczuć nie są pewni, bo nigdy nie usłyszeli tego od ojca. Sami boją się o niej wspominać, ale ciekawość aż ich zżera. Zastanawiają się jak poznali się rodzice, czym właściwie zajmowała się mama i dlaczego właśnie im musiało przydarzyć się takie nieszczęście.
          
          Wszystko co otacza Wiktorię, przez lata ją kształtowało. Dzięki tym przeżyciom jest tym kim jest. Zastanawiające jest to dlaczego właśnie jej musiała przytrafić się jeszcze jedna niesamowita przygoda.
Czyż los nie dość już ją doświadczył? 
          Plany boskie są jednak niezbadane.

19 sierpnia 2011

WARIUJę.

Wiem, że to co zrobić to kompletne wariactwo, ale chyba trochę się już do tego przyzwyczaiłyście. Zwalę wszystko na swój wiek. A więc jak nastolatka mam milion pomysłów, ale często się przeceniam. Tak jest i tym razem. Muszę przyznać, że drugie opowiadanie okazało się klapą i nie ma sensu go pisać, bo prawie nikomu się ono nie podoba. Mogłabym wrócić do pisania poprzedniego, ale nie mogę się przekonać. Wczorajszej nocy przyszła mi do głowy kolejna myśl. Na dobre zrezygnuje z pamiętnikowego opowiadania, bo jest okropnie nudne. Jednak nie chcę znowu samej narracji pierwszoosobowej i zaproponuje mix trzecio- z pierwszoosobową. Muszę przyznać, że jeszcze tak zadowolona z rozdziału nigdy nie byłam i mam WIELKĄ nadzieję, że to będzie to, co spodoba się zarówno czytelnikom jak i mnie. Dla jakości rozdziały będę dłuższe, ale publikowane będą rzadziej.
Ponieważ piszę dla Was, stawiam pytania:
1. Co chciałybyście tu zobaczyć za dwa tygodnie(tak, znowu wyjeżdżam)?
          a) wielki powrót ADCT(wolałabym nie)
          b) pozostanie przy tym, które jest teraz(chyba zgodnie możemy powiedzieć, że to nie za dobry pomysł)
          c)coś nowego(chciałabym)
          d)zaprzestanie pisania i koniec opowiadań(nie chciałabym)
2. Chcecie dalej czytać opowiadania z Justinem?(przy wyborze odpowiedzi "c" w pytaniu nr1)
          a)tak
          b)nie
          c)jest to bez znaczenia

Bardzo proszę o podanie odpowiedzi w komentarzach, bardzo na Was liczę. Ewentualnie możecie podawać odpowiedzi(tylko w pyt.1) w "Ocenie"(dla ++ odpowiedz a w pyt.1, +odpowiedz b w pyt.1, +/- odpowiedz c w pyt.1, -odpowiedz d w pyt.1), bo jest to szybsza opcja. 

18 sierpnia 2011

czwarty.


14 XII 2010

Och, jakie to szczęście, że wtorek już za mną i zostało tylko tydzień do wolnego. Wróciłam już do siebie i czuję się wręcz promiennie. Nawet mama tak przyznała, kiedy popołudniu wciągałam dokładkę obiadu. W szkole miałam tylko jedną zabawną sytuację, bo na próbie Jasełek razem z koleżanką dostałyśmy zakaz śpiewania kolęd. Siostra Elżbieta uznała, że ja nie mam głosu, a Matylda nie czuje rytmu i dziwnie się rusza. Właściwie zawsze chichramy się z jej reggae wersji „Cichej nocy”. Ma taki dziwny głos, który naprawdę sprawia, że w sztucznych skórach na tle drewnianej stajenki czujemy się jak na Jamajce. Przy tym śmiesznie się rusza, bo robi coś w rodzaju dancehallu, który podobno trenuje, ale ponieważ jest lekko otyła wygląda jakby coś się z nią działo lub była na jakimś haju. Kiedy piszę o haju to od razu myślę o Becie. Nie powinno tak być, ale od razu przychodzi mi ona do głowy. W sumie muszę jutro podpytać Tomka czy do niej zagadał, bo jak na razie nic takiego nie widziałam. Chociaż nie było jej dziś w szkole, więc nie miał okazji. Może jest chora czy coś takiego. Kurczę, od kiedy T. powiedział mi o tym zauroczeniu, zaczęłam o niej myśleć i aż się boję, że może coś jej się stało. Nie, że już przedawkowała, ale tak ogólnie, bo o ile dobrze pamiętam, zawsze jest w szkole. Jest jedną z tych osób, które nawet ze sporym kaszlem przychodzą do szkoły, więc nie mam pojęcia o co chodzi. Nieważne. Teraz muszę jeszcze trochę odpocząć, bo najprawdopodobniej jutro przysiądę do pracy semestralnej, która cały czas świeci mi nazwą na pulpicie notebooka. Okropieństwo. Dzisiaj spędziłam trzy godziny przed komputerem, bo przeglądałam różne zdjęcia znajomych na portalu społecznościowym i cały czas mi się świeciła. A wracając do internetu i nowości, wygląda na to, że Weronika zapoznała w weekend jakiegoś pływaka, bo ma z nim jakieś zdjęcie w basenie. Ona to potrafi zawsze się ustawić. Nie pamiętam już momentu, kiedy byłaby sama, bo zawsze ktoś się koło niej kręci. Jestem jednak ciekawa tego nowego. Jutro najpewniej podzieli się z całą klasą wszystkimi szczegółami, więc pozostaje mi już tylko czekać. Dobrze, czas już kończyć.

15 XII 2010

Wszystko było tak jak myślałam. Przed lekcją wychowania fizycznego Weronika zaciągnęła dziewczyny z naszej klasy do damskiej łazienki. Byłyśmy idealnie wszystkie oprócz Beaty, której dziś znowu nie było i oczywiście kujonek. Rozsiadłyśmy się przy ostatniej liliowej kabinie i czekałyśmy. Na samym początku W. popatrzyła na nas i uśmiechnęła się z takim jakby lekki wywyższeniem. Ja na jej miejscu bym się z takiego powodu nie czuła lepsza, choć pod względem liczby chłopaków będziemy zawsze gorsze, nawet gdyby ona nie miała już żadnego.
-No dalej! Nie szczerz się już tak tylko opowiadaj.-Natalia przerwała panującą ciszę.-Na co jeszcze kurwa czekasz?
W tamtym momencie uśmiechnęłam się do niej delikatnie, żeby nie dojrzała tego W. Podobnie zrobiła Karolina i Agnes. Matylda też „spróbowała”, co skończyło się gromkim wybuchem śmiechu. Nasza Matyldzia tak już po prostu ma, emocje na 100%.
-Ogar blondi.-W. pokazała koniuszek języka w stronę M.
-Tylko nie obrażaj jej tuszy! Tylko nie obrażaj jej tuszy!-w myślach zacisnęłam szczęki i tylko czekałam aż znowu miła rozmowa skończy się na uspokajaniu rozhisteryzowanej M.
-Dobra, czas zaczynać.-W. uśmiechnęła się promiennie i zaczęła wyczerpującą wypowiedz.
-Uff..-rozluźniłam się.
-A więc poznaliśmy się Krzyśkiem, bo tak ma właśnie na imię, na basenie w piątek-kontynuowała.
-Poznaliście się wtedy na basenie i od razu się przelizaliście?-zaśmiała się Ada.
-Tak jakoś wyszło...-zaczęła kokietować.-Był taki milutki...
-To ja myślę, że już w tej chwili możemy nazywać go całuśnym Chriisem.
-Podoba mi się-przyznałam.-Całuśny Chris.
-Nie Chrisem, a Chriisem-A. poprawiła mnie.
-Całuśny Chriis.-krzyknęłyśmy
Na to Weronika znowu się zaśmiała. Co jak co, była wniebowzięta kiedy ktokolwiek poświęcał jej tyle uwagi i była w centrum zainteresowania. Może to właśnie dlatego zawsze z kimś jest, może wtedy czuje się bardziej ważna i potrzebna. Zresztą sama nie wiem.
-Teraz już mi nie przerywajcie, bo chcę się wyspowiadać. Zaczęło się od tego, że chodziłam sobie po basenie. Po dwunastu basenach na olimpijskim poszłam odprężyć się do jakuzzi. Jednak na mojej drodze stanął On. Podszedł i zapytał o godzinę.-zachichotała.-Oczywiście na nadgarstku miał G-SHOCKA. Udałam, że mu wierzę i odczytałam godzinę z wielkiego zegara naprzeciwko mnie. Przez chwilę staliśmy w milczeniu. Miałam trochę czasu, więc dokładnie mu się przyjrzałam. Jakie on ma zajebiste łydki!
-Och, Całuśny Chriis i jego zajebiste łydki-Karolina teatralnie przygryzła dolną wargę, a my wybuchnęłyśmy śmiechem.-Gadaj do czego doszliście.
-Po oględzinach zaproponowałam mu wspólną kąpiel w bąbelkach. Było bardzo przyjemnie. Nagle powiedział, że chyba mi zimno. Chwilę później już się całowaliśmy. Według mnie 4-, bo czuć było od niego Orbit dla dzieci. Który osiemnastolatek żuje gumę dla dzieci?! Hmm, chociaż z innej strony to słodkie.
Wyszło na jaw, że jest z niego jakiś pajac. Na początku ta godzina, a potem zimno w jacuzzi. Przecież w jacuzzi jest okropnie gorąco. I tutaj w ogóle przestaję rozumieć Weronikę w tych jej podbojach. Dziewczynie po 1. nie wypada, ale jak już robi takie rzeczy to przynajmniej z kimś lepszym od chłopaka z Orbit dla dzieci, nawet tego z „zajebistymi” łydkami. Dodatkowo 4- oznacza totalne dno. Sama nigdy nie daje 3, bo wtedy wyszłoby jeszcze, że wybrała byle kogoś, a taki Krzysiek to oczywiście nie byle kto.
W tamtej chwili zadzwonił dzwonek i musiałyśmy iść przebierać się na wf. M. po drodze wypytywała jeszcze W. o inne rzeczy związane z Całuśnym Chriisem, ale dla nas historia była już skończona. Dobrze wiemy, że takie „zdarzenia” Weronika ma bardzo, bardzo często i nie ma co się za bardzo wciągać. Na lekcji grałyśmy jak zwykle w siatkówkę, bo jest to ulubiony sport ojca Stefana.
-Werka, czy Całuśny Chriis ma tak samo zajebiste łydki jak-Natalia wskazała na o. Stefana-czy jednak gorsze?
Wybuchnęłyśmy śmiechem, bo i tak zawsze śmiejemy się z odsłoniętych łydek księdza. To dziwne, że ksiądz uczy wf-u i na dodatek zakłada wtedy takie dziwne spodnie do kolan z takiego materiału jak codzienna szata.
Teraz siedzę tak sobie na swoim krzesełku i znowu zaczęłam rozmyślać jak wyglądają zdaniem Weroniki zajebiste łydki. Chodzi, że są takie umięśnione czy jakieś, no sama nie wiem. Mogłabym ją nawet teraz zapytać, bo właśnie wyświetliło mi się, że jest dostępna na Facebooku, ale chyba na razie się powstrzymam. To byłoby za dziwne. „Cześć W.! Mogłabyś powiedzieć mi jak wyglądały te jego łydki?”. Rany, to byłoby straszne! Dobra, idę poszperać na Fejsiku. Ale nie napiszę do niej, o nie.

16 sierpnia 2011

trzeci.

   Po 'zakończeniu' ADCT wracam do nowego opowiadania. Na prawdę mam nadzieję, że Wam się spodoba. Dziś ostatnie 'cegiełki' bez dialogów. Następne są bardziej podobne do sposobu z ADCT. Sama jestem zadowolona, nawet bardzo. Jednak mogę powiedzieć to już teraz, zanim wkroczy Justin minie bardzo dużo czasu. Może to się Wam nie spodobać, ale tak to już wymyśliłam. Oprócz tego, nie będzie tak różowo, ale same przeczytacie. Nie próbuję robić jakiegoś opowiadania o życiu szkolnym, ale taki wstęp jest potrzebny do poznania bohaterów. Wszystko będzie bardziej realistyczne, tak jakby bohaterka była prawdziwa i żyła tak jak my.
   Więcej nie będę już o tym pisać. Jak zwykle, wszystkie pytania pod postem, a ja chętnie odpowiem.
   I jeszcze jedna rzecz. Najprawdopodobniej pod koniec tygodnia będę znowu wyjeżdżać. Nie jestem jednak do końca pewna. Jeżeli pojadę, umieszczę wcześniej cały gotowy tekst, a na miejscu wezmę się za wielkie tworzenie:)
   Na koniec(znowu zapomniałam) chciałam podziękować jakiejś duszyczce za podanie linku do bloga na stronie Zapytaj , bo dało to mi kilka nowych osób. Jeżeli byście mogły, pomóżcie mi trochę wypromować bloga. W wypadku, gdybyście zrobiły coś takiego, napiszcie do mnie i tam Wam już podziękuję. 
----
10 XII 2010

Jest punktualnie 23.30, a ja siedzę nad komputerem i gapię się w temat projektu. Zaczynam już nawet przysypiać, bo od trzydziestu minut mam jedno zdanie, które i tak nie ma nic wspólnego z tematem i chyba jest błędnie sformułowane. Sama już nie mam bladego pojęcia, bo o tej porze nie umiem sklecić nawet zdania pojedynczego. Chcę spać... Właściwie czy jestem aż tak nudnym człowiekiem żeby piątkowy wieczór spędzać nad pracą domową? Najgorsze w tym jest to, że muszę coś zrobić, po prostu muszę. Gdybym mogła jeszcze wziąć skądś jakąś inspirację albo coś w tym guście. Nie ma takiej opcji. W głowie mam już tysiące wariacji wulgaryzmów, które w małym stopniu mogą opisać moje samopoczucie i opinię o pracach semestralnych. Na głos nigdy nie przeklinam, ale w głowie czasem aż mi buzuje. Dość, koniec i kropka. Przyznajmy się szczerze, że dziś mi się już nic nie uda. Podejście przerwane, a ja idę spać. Miłych snów.

12 XII 2010

Chciałabym powiedzieć, że dobrze się czuję, ale wtedy skłamałabym. Tomek przesiedział u mnie całe, wczorajsze popołudnie oraz wieczór i dodatkowo przyszedł jeszcze dziś rano. Choć jeszcze nie ma 16, ja czuję się jak wrak, a przecież weekend to czas na odpoczynek, bo potem znowu zaczyna się szkoła. Pomimo samopoczucia jestem zadowolona, bo praca Tomka jest dopracowana i ma dużo przemyśleń, które lubi Kozłowska. Pewnie przy ocenie powie mu, że są infantylne lub przepisane z internetu, bo taki ktoś jak on, sam by tego nie wymyślił. Najważniejsze, że lepiej być nie mogło i zrobiliśmy co w naszej mocy. Jeśli chodzi o moją pracę to chyba zrobię ją w tym tygodniu, bo dziś już na pewno nie dotknę się do książki ani internetu. A wracając do mojego wspaniałego weekendu, mam nową informacje od Tomka. Przyznał się, że od jakiegoś czasu interesuje się Beatą z mojej klasy. Jednak z niego to jest dopiero człowiek, po którym prawie nigdy nie widać, że coś się dzieje. Szczerze mówiąc nie myślałam, że może spodobać mu się właśnie ona. Nie chodzi o wygląd, bo pod tym względem nie umiem jej ocenić jak chłopak. Beta, jak na nią mówią, jest średniego wzrostu brunetką o patykowatej budowie. Jej nogi dosłownie wyglądają jak chude patyki. Nie ma jakoś bardzo zarysowanej talii ani bioder i kiedy patrzy się na nią od tyłu, z daleka można by pomyśleć, że jest chłopakiem, bo ma też krótkie włosy. Jednak buzię ma bardzo miłą i wręcz uroczą. Zawsze chodzi roześmiana i wesoła. Niektórzy mówią, że to przez narkotyki. Nie wiem ile jest w tym prawdy, ale plotka, że bierze jakoś się rozeszła i przyjęła. Kiedyś słyszałam, że w szkole podstawowej była inna, taka bardziej podobna do Karoliny, ale potem jej mama zmarła, a ona została z tatą i dwiema młodszymi siostrami. Podobno to dlatego wpadła w nałóg. W mojej klasie wszyscy pomimo ogólnej otoczki „dobra młodzież ze szkoły katolickiej”, są raczej charakterni. No może za wyjątkiem grupki pięciu typowych kujonek, bo przez podlizywanie się nauczycielom, nie są takimi prawdziwymi członkami klasowego życia i tym samym klasy. Iza, która do nich należy, była kiedyś moją koleżanką, bo obie mamy podobną sytuację, ale potem nasze drogi się jakoś rozeszły i ograniczyłyśmy się do zwykłego „cześć”. Tomkowi, w sprawie Bety zaoferowałam pomoc, bo klasowo jesteśmy jedną paczką i codziennie ze sobą gadamy.
-Żartujesz sobie?-powiedział i aż podskoczył słysząc moją propozycję-Nie jestem dzieckiem i takie rzeczy potrafię sam załatwić-odrzekł.
Ja delikatnie się zaśmiałam, bo oboje wiemy, że z nim i dziewczynami to różnie bywało. Czasem zdarzało się, że był draniem i zrywał przez telefon, a innym razem, kiedy zachowywał się jak posłuszny szczeniak, był zdradzany. Chciałam mu wtedy to wypomnieć, ale stwierdziłam, że to nie za dobry pomysł w takiej sytuacji. Zawsze trzymam za niego kciuki, ale raczej nie liczę, że coś z tego będzie.
Chyba jak na dziś wystarczy obmawiania innych, a ja powinnam teraz coś zjeść, bo zaczęłam się od odzwyczajać i to chyba kolejny powód mojego słabego samopoczucia. W końcu człowiek nie żyje samą herbatą i spaghetti.

14 sierpnia 2011

Coś jak epilog ADCT

Ten post jest specjalnie dla Caroline i innych czytelniczek mojego poprzedniego opowiadania.

W pewnym momencie pisania A Dream Comes True dostałam dziwnego nastroju i chciałam je zakończyć tragedią(aż mnie trochę rozbawiło, że właśnie brakiem "happy endu" zainteresowana jest C.). Coś we mnie wybuchło i dziwnie się z tym czułam. Przez chwilę naprawdę myślałam, że to już koniec. Jednak chciałam pisać dalej, bo w ten sposób wyładowywałam ze siebie wszelkie myśli, marzenia i inne rzeczy, spowodowane Bieber Fever. Z powodu komentarzy spod ostatniego posta zamieszczam je.
Dla przypomnienia jest to moment, kiedy zaczynały się wakacje i Kasia kończyła gimnazjum.

----------------------------------------------------------------------------------
Na zakończenie drugiej klasy uczniowie zebrali się na popołudniowym, przedłużającym się do późnego wieczoru after party w ulubionym klubie. Była cała masa zabawy. Ponieważ część z nas miała już skończoną 18, zaczął lać się alkohol. Ja nie piłam, bo nie lubię, ale inni nie próżnowali. Koło 22 zrobiło się nie przyjemnie, bo dwóch chłopaków zaczęło się bić. W końcu skończyło się na tym, że wszyscy zostaliśmy wywaleni z imprezy. Taksówką wróciłam do domu, gdzie czekali rodzice. Tata miał dziwną minę, a mama płakała. Pierwszą myślą była znowu kochanka, bo 'może mama się dowiedziała'. Podeszłam do mamy i delikatnie ją przytuliłam.
-Co się stało?-zapytałam łagodnie, ale w odpowiedzi bardziej się rozpłakała-mamo?
-Tyyy.. jeeejjj powieedz-powiedziała do taty łamiącym się głosem.
-Kasiu-popatrzył na mnie-on nie żyje-opuścił głowę.
-O mój Boże-skrzywiłam się.
Pierwszą myślą był dziadek. Nie mogłam uwierzyć, że dziadek umarł. Długo chorował, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić, że już go nie ma... Kochałam go i to bardzo. Uświadomiłam sobie, że dlatego mama tak płakała, był przecież jej ojcem.
-Justin...-westchnął tata, a ja zamarłam.
-Co do dziadka ma Justin? Chwila, ale Justin, on.-myślałam-Justin nie żyje?-zapytałam cała się trzęsąc.
-Jego samolot spadł tuż po wylocie-powiedział tata-bardzo mi przykro.
-Ale to nie jest prawda! On żyje!-krzyczałam-to wcale nie jest śmieszne! Nienawidzę was!-pobiegłam do siebie.
Zaczęłam okropnie płakać, choć w środku mówiłam sobie, że to wszystko bzdury. Wszystko było mokre od moich łez. Nagle się obudziłam. Czułam, że boli mnie wszystko. Powoli wstałam z łóżka i spojrzałam na kalendarz. Był pierwszy dzień wakacji. Uśmiechnięta dniem poszłam do kuchni.
-..młoda gwiazda pop, Justin Bieber, zginął wczoraj w locie boeinga z Nowego Jorku... -usłyszałam radio.
-To tylko sen. To był sen. To nie prawda-mówiłam w myślach-on żyje. Po prostu wszystko robi sobie ze mnie żarty i to nieśmieszne. Jednak to była prawda i o tym wiedziałam. Znowu zaczęłam płakać. Pobiegłam do siebie. Wywaliłam wszystko z szafy żeby znaleźć jego koszulkę. Przycisnęłam ją do siebie z całej siły. Wciągałam ten zapach, ten cudowny zapach. Wariowałam. To było zbyt nieprawdopodobne żeby było prawdziwe. Czemu on? Przecież dla niego życie zrobiło zbyt wiele rzeczy dziwnych. Wypadek lotniczy to było już dla niego za dużo. Czemu to ja do niego nie poleciałam? Ja mogłabym umrzeć, ale nie on. Zamknęłam się w swoim pokoju na tydzień. Nikogo nie wpuszczałam, chciałam być sama. Nic nie jadłam. Tylko płakałam, bo na myślenie zabardzo wszystko mi spuchło. Płakałam, płakałam, płakałam, płakałam, płakałam i płakałam. Miałam jedno zajęcie-płakanie. Justin-pierwsza osoba, którą kochałam nad życie właśnie w ten sposób nie żył. Nie chciałam tego, ale po tym tygodniu uzmysłowiłam to sobie. Ja go kochałam, pragnęłam, chciałam go całować, przytulać, w dniu 18 urodzin dać mu siebie, a potem mieć dzieci-chłopca Justina Jr. i dziewczynkę Audrey po A. Hepburn. Ale nic z tego nie było mi już dane. Wszystko było raz i na zawsze skończone. Jednego dnia zebrałam się i zadzwoniłam do Pattie. W myślach błagałam żeby mnie wysłuchała.
-Ja nie mogę w to uwierzyć-rozpłakałam się do telefonu.
-Nie chcę z tobą rozmawiać-rozłączyła się, a w jej głosie słyszałam czarną rozpacz.
Nie chciała ze mną rozmawiać. Było mi jeszcze bardziej przykro. Jego mama mnie nienawidziła i miała mnie gdzieś. Tłumaczyłam sobie, że to dlatego, że straciła syna, ale mi też na nim zależało, najbardziej na całym bożym świecie. W celu zaciągnięcia najmniejszych informacji, choćby o pogrzebie, skontaktowałam się z Ryanem. Kiedy myślałam o pogrzebie było mi znowu dziwnie i kiedy tylko pomyślałam, że mój Justin będzie w trumnie pod tonami ziemi, albo spalony w urnie... To było za straszne i zwymiotowałam.
-Kasiu, wszystkim nam jest ciężko. Żałuję, że dzwonisz dopiero teraz. Pogrzeb już był.
-Jak to był?-zaczęłam skamleć-czemu nikt mi nie powiedział. Czy ja.. czy ja.. byłam aż tak nieważna?
-Pattie wszystko załatwiała. Leży, o boże jak dziwnie to mówić, w Kanadzie.
-Czemu ona mnie nienawidzi? Ja nic nie zrobiłam. Kochałam go nad życie i on mi mówił, że on mnie kocha.
-On leciał do ciebie. Nie wiedziałaś?
-Jak to do mnie? Leciał do mnie? Ale po co? Mój Justin. On do mnie..-ryczałam.
-Zapytaj tatę i on ci wszystko wyjaśni.
-Okay-powiedziałam choć do końca nie wiedziałam skąd on ma to wiedzieć-ja chcę tam przylecieć. Mam pieniądze. Przyjadę najwcześniej jak będę mogła. Muszę tam być i go pożegnać-popłakałam się.
-Jesteśmy tu jeszcze, więc mogę cię wesprzeć.
-Jesteś kochany-pociągnęłam nosem-dziękuję, że ty i Chaz byliście dla mnie zawsze tacy mili i nadal jesteście.
-Właściwie to-przerwał-Chaz jest po stronie Pattie.
-Co?! Chaz, którego kochałam jak kolegę, który zawsze był dla mnie taki dobry jest przeciwko mnie?-pytałam siebie w myślach.
-Przykro mi.
-W takim razie będę już kończyć...
-Trzymaj się Kasiu.
-Ryan...
-Tak?
-Dziękuję ci za wszystko.
-Kocham cię, uważaj na siebie.
Nie mogłam uwierzyć, że to właśnie Ryan pozostał moim kolegą. Chaz, którego zawsze uważałam za tego, który bardziej mnie lubił nie był już ze mną, ale przeciwko. Wszystko dodatkowo dodało mi powodów do płaczu. Tego samego dnia zapytałam rodziców o lot Justina.
-On leciał tutaj?-zapytałam.
-Tak, do ciebie-powiedziała z jęknięciem mama.
-Jak to?-powiedziałam z grymasem od emocji.
-Poczekaj, opowiem wszystko-odezwał się tata-pamiętasz jak wyjechałam na spotkanie służbowe?
-Tak-odpowiedziałam.
-W rzeczywistości byłem u Justina. Rozmawialiśmy o tobie, o was. Od czasu kiedy był tu w kwietniu rozmawialiśmy często. Polubiłem go nawet. To był dobry chłopak.
-Naprawdę?
-Tak. On leciał tutaj żeby poprosić cię... o rękę. Wcześniej spytał mnie o to czy się zgodzę.
-I zgodziłeś się?
-Tak. Wszystko zaplanował. Przylot miał być niespodzianką i wtedy miał się tobie oświadczyć. Były komplikacje, bo samolot został odwołany. Zadzwonił do mnie przed samym wylotem i powiedział, że się nie podda. Nie zrobił tego i poleciał klasą turystyczną nowych tanich linii.
-To moja wina-powiedziałam cicho.
-A ślub zaplanowaliśmy na twoje urodziny. A później, od września, miałaś mieszkać z nim w Ameryce i chodzić tam do szkoły. To dlatego mówił żebyś się dobrze uczyła. Załatwił bardzo ekskluzywną szkołę...
-Przepraszam, ale nie mam siły tego słuchać-położyłam twarz na dłoniach.
Mama usiadła wtedy obok mnie i mocno przytuliła. Wszystko było zbyt okropne, zbyt piękne. On zrobił wszystko żebyśmy byli razem. Mieliśmy się pobrać, mieszkać razem. Był tak wspaniały i wszystko zrobił, a wtedy wszystko nagle legło w gruzach. Nie mogłam do niego zadzownić. Tego wieczoru zasnęłam na kolanach taty cały czas płacząc.
Tydzień później byłam już nad jego nagrobkiem. Patrzyłam na wypisaną złotymi literami granitową tablicę. Wszędzie było pełno kwiatów i rzeczy fanów. Pełno kartek z napisami"dzięki tobie już nigdy nie przestanę wierzyć w cuda, Never Say Never". Nawet te głupie napisy były wspaniałe. Po chwili obok mnie pojawił się Ryan i objął mnie ramieniem.
-Wiózł go tobie-podał mi czerwone pudełeczko.
Spojrzałam na nie i otworzyłam. Moim oczom ukazał się najpiękniejszy pierścionek na świecie jaki kiedykolwiek widziałam. Niezwykły z żadkimi kamieniami. Przyłożyłam go do serca. Był od ukochanego, nad którego stałam grobem. Nie było mi dane ponownie poczuć jego ust, jego zapachu, jego miłości. Zaplanował nam wspaniałą przyszłość, ale nic z jego planu nie mogło się już spełnić, bo go zabrakło. W uszach usłyszałam jego śmiech i te słowa "kocham cię", którymi zawsze mnie obdarowywał. Nigdy więcej, już nigdy więcej nie mogłam go zobaczyć i przytulić. Nie był z nami, ale już znacznie dalej.
-Kocham cię-popatrzyłam w niebo, a potem moja pojedyńcza łza spadła na ziemię.
-------------
Kasia opowiadając swoją historię cały czas gładziła na palcach pierścionki, które dostała od Justina. Ten ostatni, zaręczynowy miała cały czas w tym samym, czerwonym pudełeczku. Stwierdziła, że sama nigdy go sobie nie założy, bo on nigdy tego nie zrobił i już nie zrobi.Wiedząc ile Justin znaczył dla swoich wszystkich fanów i jak bardzo on ich kochał Kasia udzieliła pierwszego i ostatniego wywiadu dla jednej z najbardziej znanych stacji telewizyjnych, za co nie wzięła pieniędzy. Najcudwoniejszym momentem było pojednanie z fankami, które do tamtej pory najczęściej życzyły jej najgorszego. Było ono wręcz zbawienne dla obu stron. Kasia obecnie przebywa w Stanach Zjednoczonych , gdzie została wysłana na dwuletnie kursy za dobre wyniki.

----------------------------------------------------------------------
A więc to jest takie zakończenie tamtego opowiadania. Nie chcę już do niego wracać, bo wydało mi się dziwnie proste. Mam jednak dużo pomysłów i będzie coraz lepiej. Będzie dużo więcej postaci, a na samym początku poznacie lepiej główną bohaterkę. Nie będę umieszczała postów ADCT, ale na pewno je jeszcze przeczytacie, bo będę w nowym opowiadaniu/pamiętniku. Aby dać Wam trochę czasu z tym zakończeniem, następna notka będzie pojutrze(na 100%, bo przed chwilą wróciłam z wyjazdu). 

5 sierpnia 2011

drugi.

5 XII 2010

Ten weekend jakoś wyjątkowo szybko mi minął. Wczoraj pół dnia spędziłam na sprzątaniu swojego pokoju. Brzmi jakby mój pokój był taki duży, ale jest raczej średniej wielkości. Chodzi o to, że bardzo opornie przychodzi mi porządkowanie czegokolwiek, a w zakrywaniu podłogi warstwą ubrań wymieszanych z dziwnymi rzeczami jestem prawdziwym mistrzem. Na całe szczęście rodzice nic do tego nie mają i nigdy nie zwracają na to większej uwagi. Jest to trochę spowodowane ich pracą, bo większość czasu spędzają w swojej małej, rodzinnej firmie. Kiedyś trochę mi ich brakowało, bo po lekcjach przychodziłam do pustego domu i sama musiałam zajmować się sobą i swoim młodszym bratem, ale już się przyzwyczaiłam i wiem, że robią to wyłącznie dla nas i naszego dobra. Lepszych rodziców nie mogłabym sobie wymarzyć, bo swoich naprawdę uważam za najwspanialszych na świecie. Oczywiście co i raz dochodzi do jakiś spięć między nami, ale jest to chyba normalne, bo w końcu mam 15 lat i w niektórych sprawach mamy nierzadko całkowicie odmienne zdania. 
Dla odmiany niedziela była i jest bardzo spokojna. Rano byłam z rodzicami i Pawłem w kościele, a potem pojechaliśmy na obiad do dziadków. Jak to zwykle bywa, spędziliśmy tam całe popołudnie i wieczór. Aż dziwne, że dziś nie było żadnych porywczych dyskusji pomiędzy rodzicami, a dziadkami. W domu byłam o 21 i od tamtej pory poczytałam sobie trochę i teraz piszę pamiętniczek. Chyba zbliża się czas na sen, bo oczy same mi się zamykają, a nie chcę znowu zasnąć z zeszytem przy twarzy. Dobranoc!

6 XII 2010

Jak ja nie cierpię poniedziałków! Właściwie dlaczego są te poniedziałki?! Muszę się trochę uspokoić, bo zaraz doprowadzę się do szaleństwa, a przecież nic specjalnego się nie stało. Po prostu im bliżej do świąt tym bardziej ich pragnę. Ponieważ dziś są Mikołajki, jak co roku, siostra Elżbieta dziesiątki razy powtarzała, że takie „święta” to coś okropnego. No cóż, takie są uroki szkoły katolickiej... Ale ponieważ siedzę na biologii z Karolą, chichotów nie było końca. Ma wielki talent do naśladowania min i ruchów innych, a w przypadku siostry Elżbiety jest najlepsza ze wszystkich. Nie mam pojęcia w jaki sposób, ale chyba zaczynam się z nią zaprzyjaźniać. Jest to dla mnie naprawdę dziwne, bo bardzo się różnimy. Ja jestem spokojna, opanowana i miła, a ona czasem wręcz narwana i agresywna. Niby mówią, że przeciwieństwa się przyciągają, ale aż boję się myśleć, co mogłoby z tego wyjść.

9 XII 2010
Wczoraj ruszyły przygotowania do Jasełek, które są co roku wystawiane dla uczniów mojej szkoły i wiernych pobliskiego kościoła. Role zostały już dawno przydzielone, a teraz rozpoczęły się próby. Jestem pastuszkiem nr 3 czyli ciągnę kolegę, który gra barana, na ostatnim planie. Może nie jest to za ciekawa postać, ale przynajmniej nie muszę uczyć się żadnych tekstów. Swojego głosu używam tylko do kolęd, więc jestem zadowolona. Kurczę, właśnie sobie przypomniałam o tych pracach semestralnych. Cały czas nie mam nic, a przecież pojutrze spotykam się z Tomkiem i mam mu pomóc. W takich przypadkach „pomoc” oznacza raczej „ja obejrzę twoją lodówkę, a ty zrobisz pracę za mnie”, ale nasz układ jest stały i się tego trzymamy. Ogólnie jutro muszę mieć już dobry zarys swojej pracy by skupić się na super temacie Tomasza. Heh, zawsze śmieszy mnie kiedy używam pełnej formy jego imienia, bo od razu przypominają mi się historyjki jego mamy o tym jak chodził do żłobka i przedszkola. Ilość rzeczy jakie o sobie wiemy jest nieraz wręcz przerażająca.
Czas wracać do czwartkowych zobowiązań, bo talerze same się nie zmyją. Mama starannie urozmaica mi tak czwartki i soboty bym brała udział w domowym życiu. Jak do tej pory nie znalazłam w tym żadnego sensu, ale rodzicielka zawsze mi powtarza, że nadejdzie taki czas...

4 sierpnia 2011

pierwszy.

30 XI 2010

Szczerze nie cierpię jesieni, a w szczególności jej drugiej połowy. Zawsze łapie mnie chandra i nie mam kompletnie na nic ochoty. W tym roku jeszcze bardziej wszystko się pogłębiło i wydaję mi się, że przez kilka tygodni byłam na skraju depresji. Nawet największemu wrogowi czegoś takiego nie życzę, bo jest to okropne uczucie. Człowiek czuje tylko taki dziwny smutek, mógłby spać całe dnie lecz oczywiście jednocześnie cierpi na bezsenność, a od jedzenia chce się trzymać jak najdalej. Jestem osobą raczej skrytą i mam tylko jednego przyjaciela-Tomka. Pomógł mi w najtrudniejszym okresie, bardzo dużo mu zawdzięczam i szczerze kocham. Przez niektórych zawsze będziemy uważani za parę, ale tak nigdy nie było i nie będzie. Bardzo często się widujemy, bo chodzimy do jednej szkoły, ale mam pewność, że nawet w liceum rzadziej, lecz i tak będziemy się spotykać. To już ostatni rok edukacji w gimnazjum(nie mogę uwierzyć!) i choć jutro dopiero zaczyna się grudzień, to wiem, że te pół roku minie dość szybko, bo będą te wszystkie egzaminy(zgroza, grrrr) i inne.
Wracając do tego co wydarzyło się dzisiaj to nie było w tym nic ciekawego. Lekcje minęły bardzo szybko, a potem zostałam jeszcze pogadać z koleżankami. Karolina, klasowa plotkara, zrobiła podsumowanie miesiąca i pokazała nam cały spis wszystkich gorących ploteczek w swoim białym iPhonie. Sama nie wiem czemu wszystko zapisuje i to do tego w telefonie, ale w sumie nie jestem od niej lepsza, bo prowadzę pamiętniki od 7. roku życia. Są pełne takich głupot jak to, co piszę teraz. Z ciekawszych rzeczy dowiedziałam się, że kilka dziewczyn z 2c trafiło do wieczornego programu informacyjnego, bo nakręciły filmik dla młodego Amerykana, który w tej chwili jest chyba najbardziej znanym piosenkarzem i idolem dla nastolatek, a nawet kobiet. Ja nie podzielam ich oddania, a wręcz czczenia chłopaka, którego każde posunięcie ma na celu mnożenie już zarobionych milionów. Karolina opowiadała o tym z nutą zażenowania, bo przecież ona jest „wielką fanką” muzyki rockowej. Trochę pozuje, ale w środku ma dobre serce, a całe wieczory spędza na słuchaniu nowej płyty tego chłopaka. Mogę się nawet założyć, że robi to też w tej chwili.
Na dziś to koniec, bo jednak jutro szkoła, a lekcje same się nie zrobią.

2 XII 2010

Dziś szanowna pani Kozłowska od języka polskiego oświadczyła, że wszystkie projekty prac semestralnych powinniśmy dostarczyć do końca roku. Niby cały miesiąc, ale niedługo są święta. Chyba się zabiję, bo do tej pory nawet tego nie ruszyłam, a muszę dostać najwyższą ocenę. Na szczęście z tym przedmiotem nie mam wielkich problemów, bo odkąd piszę pamiętnik pokochałam pisanie, więc chyba nie będzie aż tak strasznie. Dodatkowo temat jest nawet znośny. W najgorszej sytuacji jest Tomek, bo Kozłowska uczepiła się go, ponieważ w 2. klasie zrobił jej wykład o tym, że nauka części zdania do niczego mu się w życiu nie przyda. Od tamtej pory ma u niej przerąbane i zawsze dostaje obniżoną ocenę za każdą pracę, referat itp. Po lekcjach zgadaliśmy się, że możemy umówić się i trochę sobie pomóc. Mi to pasuję, więc najpewniej w następny weekend razem zmierzymy się z jego tematem, który jest najdziwaczniejszy ze wszystkich, które pani podała w klasach. Przypadkowo trafił się Tomkowi? Raczej wątpię.

-----------------------
Na początek krótko, ale obiecuję, że będzie coraz więcej. Napiszcie jak się podoba:)

3 sierpnia 2011

WRACAMY!

Cześć:) Tu znowu ja. Mam informacje dla tych, którzy wciąż tu wpadają. Na początku chciałam powiedzieć, że czytając pierwsze rozdziały mojego bloga stwierdziłam, że naprawdę było słabiutko. Uświadomiłam sobie, że nie da rady tego przerobić w taki sposób by mi odpowiadało, więc zaczęłam pisać coś nowego. Odrobinę głupio wyszło, że tej historia nie będzie miała końca, ale, jak dla mnie, nie ma to już sensu. Nowe story będzie w formie pamiętnika co, mam nadzieję, Wam się spodoba. Rozdziały będą ponownie umieszczane bardzo często(tj. co dwa dni), bo mam dużo pomysłów. Na początku nie przestraszcie się braku dialogów i małej ilości szczegółów, bo będzie ich coraz więcej. Gówna bohaterka będzie trochę podobna do Kasi, ale zyska więcej dojrzałości. Akcja będzie powolna, bo chcę by było bardziej realnie. Jeszcze nie jestem pewna czy jej partnerem będzie dosłownie Justin Bieber, ale na pewno będzie on na nim wzorowany. Na pierwszy rozdział zapraszam już jutro wieczorem, bo wtedy wracam do domu. Zapraszam do czytania!
Pozdrawiam,
JNN