Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


14 sierpnia 2011

Coś jak epilog ADCT

Ten post jest specjalnie dla Caroline i innych czytelniczek mojego poprzedniego opowiadania.

W pewnym momencie pisania A Dream Comes True dostałam dziwnego nastroju i chciałam je zakończyć tragedią(aż mnie trochę rozbawiło, że właśnie brakiem "happy endu" zainteresowana jest C.). Coś we mnie wybuchło i dziwnie się z tym czułam. Przez chwilę naprawdę myślałam, że to już koniec. Jednak chciałam pisać dalej, bo w ten sposób wyładowywałam ze siebie wszelkie myśli, marzenia i inne rzeczy, spowodowane Bieber Fever. Z powodu komentarzy spod ostatniego posta zamieszczam je.
Dla przypomnienia jest to moment, kiedy zaczynały się wakacje i Kasia kończyła gimnazjum.

----------------------------------------------------------------------------------
Na zakończenie drugiej klasy uczniowie zebrali się na popołudniowym, przedłużającym się do późnego wieczoru after party w ulubionym klubie. Była cała masa zabawy. Ponieważ część z nas miała już skończoną 18, zaczął lać się alkohol. Ja nie piłam, bo nie lubię, ale inni nie próżnowali. Koło 22 zrobiło się nie przyjemnie, bo dwóch chłopaków zaczęło się bić. W końcu skończyło się na tym, że wszyscy zostaliśmy wywaleni z imprezy. Taksówką wróciłam do domu, gdzie czekali rodzice. Tata miał dziwną minę, a mama płakała. Pierwszą myślą była znowu kochanka, bo 'może mama się dowiedziała'. Podeszłam do mamy i delikatnie ją przytuliłam.
-Co się stało?-zapytałam łagodnie, ale w odpowiedzi bardziej się rozpłakała-mamo?
-Tyyy.. jeeejjj powieedz-powiedziała do taty łamiącym się głosem.
-Kasiu-popatrzył na mnie-on nie żyje-opuścił głowę.
-O mój Boże-skrzywiłam się.
Pierwszą myślą był dziadek. Nie mogłam uwierzyć, że dziadek umarł. Długo chorował, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić, że już go nie ma... Kochałam go i to bardzo. Uświadomiłam sobie, że dlatego mama tak płakała, był przecież jej ojcem.
-Justin...-westchnął tata, a ja zamarłam.
-Co do dziadka ma Justin? Chwila, ale Justin, on.-myślałam-Justin nie żyje?-zapytałam cała się trzęsąc.
-Jego samolot spadł tuż po wylocie-powiedział tata-bardzo mi przykro.
-Ale to nie jest prawda! On żyje!-krzyczałam-to wcale nie jest śmieszne! Nienawidzę was!-pobiegłam do siebie.
Zaczęłam okropnie płakać, choć w środku mówiłam sobie, że to wszystko bzdury. Wszystko było mokre od moich łez. Nagle się obudziłam. Czułam, że boli mnie wszystko. Powoli wstałam z łóżka i spojrzałam na kalendarz. Był pierwszy dzień wakacji. Uśmiechnięta dniem poszłam do kuchni.
-..młoda gwiazda pop, Justin Bieber, zginął wczoraj w locie boeinga z Nowego Jorku... -usłyszałam radio.
-To tylko sen. To był sen. To nie prawda-mówiłam w myślach-on żyje. Po prostu wszystko robi sobie ze mnie żarty i to nieśmieszne. Jednak to była prawda i o tym wiedziałam. Znowu zaczęłam płakać. Pobiegłam do siebie. Wywaliłam wszystko z szafy żeby znaleźć jego koszulkę. Przycisnęłam ją do siebie z całej siły. Wciągałam ten zapach, ten cudowny zapach. Wariowałam. To było zbyt nieprawdopodobne żeby było prawdziwe. Czemu on? Przecież dla niego życie zrobiło zbyt wiele rzeczy dziwnych. Wypadek lotniczy to było już dla niego za dużo. Czemu to ja do niego nie poleciałam? Ja mogłabym umrzeć, ale nie on. Zamknęłam się w swoim pokoju na tydzień. Nikogo nie wpuszczałam, chciałam być sama. Nic nie jadłam. Tylko płakałam, bo na myślenie zabardzo wszystko mi spuchło. Płakałam, płakałam, płakałam, płakałam, płakałam i płakałam. Miałam jedno zajęcie-płakanie. Justin-pierwsza osoba, którą kochałam nad życie właśnie w ten sposób nie żył. Nie chciałam tego, ale po tym tygodniu uzmysłowiłam to sobie. Ja go kochałam, pragnęłam, chciałam go całować, przytulać, w dniu 18 urodzin dać mu siebie, a potem mieć dzieci-chłopca Justina Jr. i dziewczynkę Audrey po A. Hepburn. Ale nic z tego nie było mi już dane. Wszystko było raz i na zawsze skończone. Jednego dnia zebrałam się i zadzwoniłam do Pattie. W myślach błagałam żeby mnie wysłuchała.
-Ja nie mogę w to uwierzyć-rozpłakałam się do telefonu.
-Nie chcę z tobą rozmawiać-rozłączyła się, a w jej głosie słyszałam czarną rozpacz.
Nie chciała ze mną rozmawiać. Było mi jeszcze bardziej przykro. Jego mama mnie nienawidziła i miała mnie gdzieś. Tłumaczyłam sobie, że to dlatego, że straciła syna, ale mi też na nim zależało, najbardziej na całym bożym świecie. W celu zaciągnięcia najmniejszych informacji, choćby o pogrzebie, skontaktowałam się z Ryanem. Kiedy myślałam o pogrzebie było mi znowu dziwnie i kiedy tylko pomyślałam, że mój Justin będzie w trumnie pod tonami ziemi, albo spalony w urnie... To było za straszne i zwymiotowałam.
-Kasiu, wszystkim nam jest ciężko. Żałuję, że dzwonisz dopiero teraz. Pogrzeb już był.
-Jak to był?-zaczęłam skamleć-czemu nikt mi nie powiedział. Czy ja.. czy ja.. byłam aż tak nieważna?
-Pattie wszystko załatwiała. Leży, o boże jak dziwnie to mówić, w Kanadzie.
-Czemu ona mnie nienawidzi? Ja nic nie zrobiłam. Kochałam go nad życie i on mi mówił, że on mnie kocha.
-On leciał do ciebie. Nie wiedziałaś?
-Jak to do mnie? Leciał do mnie? Ale po co? Mój Justin. On do mnie..-ryczałam.
-Zapytaj tatę i on ci wszystko wyjaśni.
-Okay-powiedziałam choć do końca nie wiedziałam skąd on ma to wiedzieć-ja chcę tam przylecieć. Mam pieniądze. Przyjadę najwcześniej jak będę mogła. Muszę tam być i go pożegnać-popłakałam się.
-Jesteśmy tu jeszcze, więc mogę cię wesprzeć.
-Jesteś kochany-pociągnęłam nosem-dziękuję, że ty i Chaz byliście dla mnie zawsze tacy mili i nadal jesteście.
-Właściwie to-przerwał-Chaz jest po stronie Pattie.
-Co?! Chaz, którego kochałam jak kolegę, który zawsze był dla mnie taki dobry jest przeciwko mnie?-pytałam siebie w myślach.
-Przykro mi.
-W takim razie będę już kończyć...
-Trzymaj się Kasiu.
-Ryan...
-Tak?
-Dziękuję ci za wszystko.
-Kocham cię, uważaj na siebie.
Nie mogłam uwierzyć, że to właśnie Ryan pozostał moim kolegą. Chaz, którego zawsze uważałam za tego, który bardziej mnie lubił nie był już ze mną, ale przeciwko. Wszystko dodatkowo dodało mi powodów do płaczu. Tego samego dnia zapytałam rodziców o lot Justina.
-On leciał tutaj?-zapytałam.
-Tak, do ciebie-powiedziała z jęknięciem mama.
-Jak to?-powiedziałam z grymasem od emocji.
-Poczekaj, opowiem wszystko-odezwał się tata-pamiętasz jak wyjechałam na spotkanie służbowe?
-Tak-odpowiedziałam.
-W rzeczywistości byłem u Justina. Rozmawialiśmy o tobie, o was. Od czasu kiedy był tu w kwietniu rozmawialiśmy często. Polubiłem go nawet. To był dobry chłopak.
-Naprawdę?
-Tak. On leciał tutaj żeby poprosić cię... o rękę. Wcześniej spytał mnie o to czy się zgodzę.
-I zgodziłeś się?
-Tak. Wszystko zaplanował. Przylot miał być niespodzianką i wtedy miał się tobie oświadczyć. Były komplikacje, bo samolot został odwołany. Zadzwonił do mnie przed samym wylotem i powiedział, że się nie podda. Nie zrobił tego i poleciał klasą turystyczną nowych tanich linii.
-To moja wina-powiedziałam cicho.
-A ślub zaplanowaliśmy na twoje urodziny. A później, od września, miałaś mieszkać z nim w Ameryce i chodzić tam do szkoły. To dlatego mówił żebyś się dobrze uczyła. Załatwił bardzo ekskluzywną szkołę...
-Przepraszam, ale nie mam siły tego słuchać-położyłam twarz na dłoniach.
Mama usiadła wtedy obok mnie i mocno przytuliła. Wszystko było zbyt okropne, zbyt piękne. On zrobił wszystko żebyśmy byli razem. Mieliśmy się pobrać, mieszkać razem. Był tak wspaniały i wszystko zrobił, a wtedy wszystko nagle legło w gruzach. Nie mogłam do niego zadzownić. Tego wieczoru zasnęłam na kolanach taty cały czas płacząc.
Tydzień później byłam już nad jego nagrobkiem. Patrzyłam na wypisaną złotymi literami granitową tablicę. Wszędzie było pełno kwiatów i rzeczy fanów. Pełno kartek z napisami"dzięki tobie już nigdy nie przestanę wierzyć w cuda, Never Say Never". Nawet te głupie napisy były wspaniałe. Po chwili obok mnie pojawił się Ryan i objął mnie ramieniem.
-Wiózł go tobie-podał mi czerwone pudełeczko.
Spojrzałam na nie i otworzyłam. Moim oczom ukazał się najpiękniejszy pierścionek na świecie jaki kiedykolwiek widziałam. Niezwykły z żadkimi kamieniami. Przyłożyłam go do serca. Był od ukochanego, nad którego stałam grobem. Nie było mi dane ponownie poczuć jego ust, jego zapachu, jego miłości. Zaplanował nam wspaniałą przyszłość, ale nic z jego planu nie mogło się już spełnić, bo go zabrakło. W uszach usłyszałam jego śmiech i te słowa "kocham cię", którymi zawsze mnie obdarowywał. Nigdy więcej, już nigdy więcej nie mogłam go zobaczyć i przytulić. Nie był z nami, ale już znacznie dalej.
-Kocham cię-popatrzyłam w niebo, a potem moja pojedyńcza łza spadła na ziemię.
-------------
Kasia opowiadając swoją historię cały czas gładziła na palcach pierścionki, które dostała od Justina. Ten ostatni, zaręczynowy miała cały czas w tym samym, czerwonym pudełeczku. Stwierdziła, że sama nigdy go sobie nie założy, bo on nigdy tego nie zrobił i już nie zrobi.Wiedząc ile Justin znaczył dla swoich wszystkich fanów i jak bardzo on ich kochał Kasia udzieliła pierwszego i ostatniego wywiadu dla jednej z najbardziej znanych stacji telewizyjnych, za co nie wzięła pieniędzy. Najcudwoniejszym momentem było pojednanie z fankami, które do tamtej pory najczęściej życzyły jej najgorszego. Było ono wręcz zbawienne dla obu stron. Kasia obecnie przebywa w Stanach Zjednoczonych , gdzie została wysłana na dwuletnie kursy za dobre wyniki.

----------------------------------------------------------------------
A więc to jest takie zakończenie tamtego opowiadania. Nie chcę już do niego wracać, bo wydało mi się dziwnie proste. Mam jednak dużo pomysłów i będzie coraz lepiej. Będzie dużo więcej postaci, a na samym początku poznacie lepiej główną bohaterkę. Nie będę umieszczała postów ADCT, ale na pewno je jeszcze przeczytacie, bo będę w nowym opowiadaniu/pamiętniku. Aby dać Wam trochę czasu z tym zakończeniem, następna notka będzie pojutrze(na 100%, bo przed chwilą wróciłam z wyjazdu). 

1 komentarz:

  1. Hej :)
    Przeczytałam pierwsze słowa postu i szok!
    Dzięki za niesamowitą dedykację :)
    Jestem bardzo mile zaskoczona, że wzięłaś moje słowa do serca i zakończyłaś te opowiadanie z J.B.
    Naprawdę dziękuję :D
    ....
    Bardzo dobry pomysł z uśmierceniem J.B, może trochę tragicznie ale z pomysłem. Fajnie opisałaś przeżycia Kasi. Jak czytałam ostatnie wersy opowiadania uroniłam łzę (to dziwne w moim przypadku XD).
    ....
    Piszesz niesamowicie i czekam wytrwale na rozwinięcie akcji nowego opowiadania ;)
    Gratuluję zakończenia historii z Bieberem :)
    Trzymaj się !
    Pozdrawiam Caroline ..

    OdpowiedzUsuń