Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


19 lutego 2012

Uwaga

Cześć:) Przepraszam, że nie ma nowych postów. Myślę, że nowy pojawi się jakoś do środy. Chciałam Was zaprosić na nowego bloga <KLIK>. Też z gwiazdą. Mam z nimi problemy...

4 lutego 2012

ROZDZIAŁ 91

     Przez ostatnie dnie przed wielkim dniem nie widziałam się z Justinem, nawet nie rozmawialiśmy. Byłam z tego zadowolona, bo zamiast drobnych sprzeczek, które na pewno by się wydarzyły stęskniliśmy się za sobą. Pogodziłam się też z faktem, że niestety ten nocy w sypialni nie będzie działa się „magia”. Jego praca wymagała wielu poświęceń i musiałam nauczyć się z tym godzić przez całą resztę życia. Wiedziałam, że warto to zrobić, bo taka miłość nie zdarza się dwa razy.
Ostatnie przygotowania trwały od ósmej rano. Cały dom był pełny ciotek i innych kobiet, które kręciły się w tę i z powrotem wszystko komentując. Wypytywały mnie o to czy jednak przypadkiem nie zaszłam w ciążę, bo mój biust prezentuje się niezwykle okazale, albo czy jego rodzina nie jest jak „ta Kardashionów z telewizji, co tam tylko seks, narkotyki i przekleństwa”. Na wszystko zaprzeczałam i nie wspomniałam ile tatuaży ma Jeremy. Takie komentarze kiedyś zawsze mnie żenowały i denerwowały, ale tym razem stwierdziłam, że będzie mi tego bardzo brakować. Najbardziej zdenerwowaną z nich była mama, która trzęsła się bardziej ode mnie. Cały czas uśmiechałam się do niej, aby się rozluźniła, ale to tylko pogarszało sytuację. Zaczynała pokrzykiwać, że tak kończy się bezstresowe wychowanie, śluby przed końcem szkoły, wyjazdy za ocean... Postanowiłam więc ją omijać, by nie zaistniały niepotrzebne spięcia. O dwunastej przyjechali fryzjerzy i zaczęły się krzyki. Ja byłam ostatnia, bo moja fryzura zajmowała najwięcej czasu. Im było bliżej śluby tym zaczynałam się bardziej pocić. Tego najbardziej mi brakowało, bycia mokrą i śmierdzącą panną młodą. Na ratunek przybył Paul, który początkowo miał wyjechać wcześniej, bo Polska atmosfera źle na niego działała. Jednak postanowił zostać i pomóc mi. Gdy tylko przyszedł powiedział, że ma dla mnie niespodziankę. Z dużej brązowej torby wyjął papierowe pudełko. Byłam ciekawa co to takiego i szybko je otworzyłam. W środku był biały zestaw bielizny. Stwierdził, że to na dobry początek udanego życia seksualnego. Choć trochę było mi wstyd szepnęłam mu na ucho, że tej nocy się nie przyda. Był tym faktem oburzony, ale obiecał, że nikomu nie powie. Pocieszyłam go jednak i przyrzekłam, że i tak go założę. Ubieranie zaczęłam o czternastej. Oczywiście wszyscy mi w tym pomagali. O piętnastej większość ludzi pojechała na miejsce, a ja zostałam z mamą, Paulem i dwoma ciociami. Po pewnym czasie wyszliśmy przed dom. Razem z tatą wsiedliśmy do wypożyczonego czarnego Rolls Royce'a. Może trochę kiczowaty, ale mi się podobał. Jadąc gładziłam sukienkę i brylantowe kolczyki od Paula. Czułam się jak księżniczka. Nawet tata, dla którego wygoda stoi na pierwszym miejscu wyglądał elegancko. Przez drugą połowę drogi trzymał mnie za rękę. W pewnej chwili powiedział, że jesteśmy już bardzo blisko. Ja nie rozpoznawałam zupełnie okolicy. Gdzie my właściwie jedziemy?, zastanawiałam się, bo byłam pewna, że w tej okolicy nie ma żadnego kościoła. Nie lubiłam niespodzianek w takich momentach. Zaczęłam coraz mocnej ściskać rękę ojca. W końcu samochód zatrzymał się przed potężnymi schodami. Tata pomógł mi wyjść z samochodu. Z daleka widziałam rzędy zajętych krzeseł na zielonej trawie. Nie wierzyłam, że będzie to ceremonia na zewnątrz. Wtedy muzyka zaczęła grać. Tata spojrzał na mnie z uśmiechem i trzymając mnie pod rękę zbliżaliśmy się do środka zieleni przed budynkiem. Stanęliśmy jakieś sześć metrów od krzeseł. Tam zobaczyłam moje najmłodsze kuzynostwo oraz rodzeństwo Justina. Wszyscy wyglądali jak laleczki z kręconymi włosami, sukienkami z falbankami i małymi garniturami. Podniosłam z nich wzrok spoglądając na białą altanę z zielonymi elementami. Chwilę potem moja druhna podała mi wiązankę z fioletową wstążką. Przede mną poszedł Jaxon z Monisią trzymając się za rączki, a za nimi Nina, Klaudia i Jazzy, które rzucały kwiatkami.
    -Show must go on-powiedział cicho tata, co wywołało mój cichy śmiech.
Zaczęliśmy iść po zbudowanej z białego drewna dróżce. Czułam na sobie wzrok wszystkich obecnych. Starałam iść się prosto i nie przewrócić się chociaż nogi miałam z galarety. Szliśmy idealnie w rytm muzyki, jakbym latały czy lewitowała kilka centymetrów na ziemią. Głowę trzymałam prosto i wysoko. Przy ołtarzu zobaczyłam na początku Ryana, a potem najcudowniejszy uśmiech na świecie. Był tam i wcale nie chciał uciekać. Myślałam, że się popłaczę, bo z każdym kolejnym krokiem moje oczy były coraz bardziej mokre. Jednak zacisnęłam zęby i dzielnie się trzymałam. Tata też się denerwował i przycisnął mnie mocniej. Wzrokiem znalazłam jeszcze mamę, która już okropnie płakała. Biedaczka. Czułam okalający moje ciało wzrok Justina. Zrobiłam krok na podest, a on objął moją dłoń i ucałował ją. Jego ręka był prawie tak samo mokra jak moja. Tata puścił mnie i straciłam jego bliskość. Najważniejsi mężczyźni mojego życia podali sobie dłonie i obdarowali mocnym uściskiem. Przywitaliśmy się z księdzem. Następnie rozpoczęła się liturgia słowa. Główny kapłan mówił po polsku, a drugi tłumaczył wszystko na angielski, ponieważ ceremonia była dwujęzyczna. Słuchaliśmy o znaczeniu małżeństwa w dziejach zbawienia oraz jego zadaniach i obowiązkach. Przytoczył tekst ze Starego Testamentu:
 Czytanie z Księgi Syracydesa
Szczęśliwy mąż, który ma dobrą żonę,
liczba dni jego będzie podwójna.
Dobra żona radować będzie męża,
który osiągnie pełnię wieku w pokoju.
Dobra żona to dobra część dziedzictwa
i jako taka będzie dana tym, którzy się boją Pana.
Wtedy to serce bogatego czy ubogiego będzie zadowolone
i oblicze jego wesołe w każdym czasie.
Wdzięk żony rozwesela jej męża,
a mądrość jej orzeźwia jego kości.
Dar Pana, żona spokojna
i za osobę dobrze wychowaną nie znajdziesz nic na zamianę.
Wdzięk nad wdziękami skromna kobieta
i nie masz nic równego osobie powściągliwej.
Jak słońce wschodzące na wysokościach Pana,
tak piękność dobrej kobiety między ozdobami jej domu.

Na to wszyscy odpowiedzieli „Oto słowo boże”. Później następne z Nowego Testamentu, moje ulubione.
Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę,
i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry
przenosił, a miłości bym nie miał,
byłbym niczym.
I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność
moją,
a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.
Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje...
...Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy : z nich zaś największa jest miłość.

Po przytoczeniu trzeciego tekstu wspólnie podeszliśmy bliżej ołtarza i stanęliśmy przed kapłanem.
    -Justinie i Katarzyno czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński?
    -Chcemy-wspólnie odpowiedzieliśmy.
    -Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i chorobie, w dobrej i zlej doli, aż do końca życia?
    -Chcemy.
    -Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?
    -Chcemy.
Przy ostatnim nasze głosy zadrżały. Następnym krokiem było wyrażenie zgody małżeńskiej. Zwróceni do siebie podaliśmy sobie prawe dłonie, które zostały obwiązane końcem stuły.
    -Ja Justin biorę Ciebie Katarzyno za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy Święci- Justin powtarzał za księdzem.
    -Ja Katarzyna biorę Ciebie Justinie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy Święci.
Na to kapłan potwierdził małżeństwo i usunął stułę. Nastąpiło błogosławienie obrączek, które podał Ryan. Jako znak miłości i wierności Justin wsunął obrączkę na mój serdeczny palec mówiąc: Katarzyno, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Ja, idąc za jego przykładem, zrobiłam to samo. Ponownie pocałował mnie w dłoń. Nasze spojrzenia były bardzo pewne i nie przerwalne. Wiedziałam, że jestem w odpowiednim miejscu. Na koniec pocałował mnie w usta, a w tle zaczęły się oklaski i pojedyncze gwizdy. Niby był to tylko gest, ale mając na palcu obrączkę czułam, że jestem teraz związana węzłem małżeńskim, który może i jest niewidzialny, ale istnieje i jest bardzo mocny. Na sam koniec odbyła się eucharystia i modlitwy końcowe. Po dwóch godzinach nastąpił koniec ceremonii. Stałam się mężatką z najwspanialszym mężczyzną u boku. Już razem przeszliśmy drewnianą dróżką między gośćmi. Wokół widziałam krzyczących i śmiejących się gości, ale dla mnie całym światem był tylko Justin.


2 lutego 2012

ROZDZIAŁ 90

Czas zaczął mi tak szybko lecieć, że kiedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi ostatnią osobą, o której pomyślałam był Justin. Zaczęłam machać rękoma jak szalona, żeby Paul i mamy jak najszybciej pochowały wszystkie rzeczy. Przy tym wszystkim znowu dostałam tego głupkowatego chichotu. Kiedy ogarnęłam, że wszystko jest już na górze, spojrzałam jeszcze na siebie. Zdecydowanie nie był to strój na popołudniowe wyjście. Szybko pobiegłam na górę, gdzie Pattie upychała jeszcze suknię w szafie mamy i sama przebrałam się w szare rurki, białą bluzkę z niebieskim naszyciem i niewysokie niebieskie sandałki. Ostatni, szybki look w lustro i byłam gotowa. Szybko zbiegłam po schodach, zwalniając na końcówce, żeby nie wyszło nienaturalnie.
    -Dzień dobry-uśmiechnęłam się do JB, który był właśnie szarpany za ubranie przez Paula.
    -Och, nawet ładnie-stylista pocałował kciuk i palec wskazujący w charakterystycznym geście.
    -Dziękuję.
    -Nareszcie-Biebs wstał i ruszył do drzwi.
    -Co jest?-zapytałam po dziwnym westchnięciu Paula.
    -Wszystkie poleciałyście na górę, więc musiałem mu otworzyć. Powiedziałem, że wygląda jakby miał 16 lat i się obraził-wyjaśnił Paul.
    -Nieważne-odciął się Justin, a ja delikatnie zaśmiałam się pod nosem.
    -Juustin, może pójdziemy się gdzieś przejść, bo ja już chyba nie mam tu żadnych interesów-popatrzyłam pytająco na stylistę, a ten tylko skinął głową-nie mam nic do roboty, więc możemy pójść gdzie chcesz. To jak?
    -Dobra-odpowiedział dalej z lekka obrażony.
Wolałam tu nie mieszać, więc, po szybkim pożegnaniu ze wszystkimi dołączyłam do JB, który już siedział w swoim samochodzie. Na początku uśmiechnęłam się jak najprzyjemniej, ale on jakby tego nie zauważył. Na pewno nie chciałam tak jechać nie wiadomo gdzie, więc postanowiłam zacząć rozmowę.
    -A jak minął ci dzień?-zapytałam delikatnie kładąc dłoń na jego udzie.
    -Okay-powiedział jakby na odwal się, ale po chwili położył swoją dłoń na mojej i wtedy już wiedziałam, że nie jest tak źle jak myślałam. Powoli złapałam go za rękę. On od razu podniósł je i pocałował wierzch mej dłoni. Poczułam, że to takie ukryte przeprosiny i oparłam głowę na jego ramieniu. Raptownie cmoknął moje ucho, a ja zachichotałam.
    -Ja po prostu. Ugh... Ten Paul mnie irytuje-odrzekł.
    -Dał mi dziś wizytówkę jakiegoś plastyka. No wiesz, jakby chciała sobie coś poprawić.
    -Wybij to sobie z głowy. Masz osiemnastkę i wszystko-prawie niewidoczny przerzut wzroku z mojej twarzy na biust-na swoim miejscu.
    -Czy nazwałeś moje piersi wszystkim?-zaśmiałam się.
    -Lubię je-patrząc na drogę uśmiechnął się w ten specyficzny sposób.
    -Zboczeniec-walnęłam czołem w jego ramie.
Przez resztę drogi gawędziliśmy sobie. W końcu znaleźliśmy się w małej restauracji. Chrupiąc, Justin poruszył temat gości. Powiedziałam, że dla mnie liczy się najbardziej rodzina. Odparł, że już poradził sobie z tą „szarańczą” moich bliskich. Było ich dużo, ale żeby od razu takie wyzwiska leciały? Ach, ten mój narzeczony. Musiałam się jednak zastanowić nad resztą. Niby nie potrzebowałam nikogo innego, ale przyjemnie byłoby choć odrobinę dzielić się tym ważnym dla mnie dniem z osobami, z którymi spędziłam ostatnie dwa lata. Chodzi o kilku przyjaciół ze szkoły. Nie byłam pewna czy wszyscy dowiedzieli się już o tym, więc takie zapraszania dałoby mi też trochę rozluźniającej zabawy. Justin nie miał nic przeciwko temu, więc spokojnie mogłam podać mu kilka nazwisk, które spisywał w tablecie. Nie radził sobie jednak z zapisaniem, więc trochę śmiałam się, literując kolejne imiona itp. Jego lista była dużo skromniejsza. Dosłownie kilkanaście osób, z których kilka było niepotwierdzonych. Na początku nie chciałam, aby zjeżdżali tu się jacyś fałszywi ludzie ze światka producentów itp. Mimo tego, przyznałam, że musi zaprosić ich część, bo oni są częścią jego życia. Czasem spędzał przecież z nimi Sylwestra, Święta i różne inne. Nie poinformowanie ich o dacie i miejscu byłoby bardzo nieuprzejme.
    -Dlatego myślę, że powinieneś rozważyć innych potencjalnych gości-powiedziałam.
    -Przemyślę to.
Jadąc samochodem przyglądałam mu się. Jeszcze kilka dni i powiemy sobie sakramentalne „tak”, pomyślałam. Niesamowite. Nie mogłam się już opanować i nie przejmując się tym, że prowadzi pocałowałam go. Chwilę szczebiotał, że nie ma jak, ale postawiłam na swoim i zjechaliśmy na parking. Automatycznie przybliżyłam się do niego i całowałam go, przytrzymując jego podbródek. Wtedy on jedną ręką odsunął i rozłożył trochę siedzenie. Potem, mając obie wolne ręce usadził mnie na swoich kolanach i dotrzymywał mi kroku. Trzymał dłonie na moich lędźwiach i delikatnie podsuwał nimi moją bluzkę do góry. Chwilę potem przełożył je na biodra, a ja bardziej przywarłam do niego ciałem. Jakieś pół roku temu nigdy bym nie pomyślała, że będę tak się rzucać na Biebera. Jednak teraz nie mogłam się już doczekać nocy poślubnej.
    -Uwielbiam cię-szepnął mi do ucha.
    -Wiesz, że już za kilka dni nasz wielki dzień?-powiedziałam opierając się dłońmi na jego klatce piersiowej-I noc-dodałam.
Justin pocałował mnie ostatni raz i zaczął poprawiać fotel czym zmusił mnie do powrotu na swoje miejsce. Nie powiedziałam nic złego, ale on jakoś posmutniał. Patrzyłam na niego z lekką niepewnością.
    -Hej, po prostu jakiś facet zaczął się przyglądać-powiedział wjeżdżając na ulicę.
Ale ja nikogo nie zauważyłam i wiedziałam, że coś się dzieje. No cóż, może on bał się trochę tego dnia i dlatego był lekko zestresowany. Ja też się wszystkim przejmowałam, bo nie miałam wpływu na wiele rzeczy.
Po jakimś czasie byliśmy pod moim domem.
    -Kasiu, zaczekaj-powiedział kiedy wysiadałam.
    -Coś się stało?
    -28. lipca muszę być w Stanach.
    -Ale jest nasz ślub.
    -Przeogromnie cię kocham i pobierzemy się, ale do północy muszę wylecieć z Polski. Jest duża sprawa z różnymi artystami i to naprawdę obowiązkowe.
    -To polecę z tobą.
    -Nie, ty musisz załatwić swoje sprawy tutaj. Obiecuję, w połowie sierpnia przyjadę po ciebie i razem polecimy do domu, naszego domu w LA.
    -No dobrze-powiedziałam smutno-ale rozczarowałeś mnie. Myślałam, że w takim dniu będziemy razem. No wiesz, na ślubach jest się raczej razem, a nie kilka tysięcy dalej. I przez ciebie będę płakać przez całą ceremonię, bo będę wiedziała, że zaraz obudzę się z tego pięknego snu i nie będzie już przy mnie osoby, którą kocham. Wiesz, do ślubu się już nie zobaczymy, a potem już tylko ślub i znikniesz.
    -Przepraszam cię.
W jego oczach zobaczyłam łzy.