Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


20 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 169


Kiedy żegnałam się z Justinem w hallu byłam jeszcze trochę na niego zła, ale z drugiej strony wiedziałam, że kolejne noce spędzę sama i to jeszcze kilka tysięcy kilometrów dalej.
-Króliczku, wiesz, że będę za tobą bardzo tęsknił, prawda?-zapytał mocno mnie obejmując.
-Wiem głupku.
-A pocałujesz swojego głupka?
-Kocham cię Justin-pocałowałam go w policzek.
-Bon voyager madame-szepnął mi do ucha ostatni raz mnie przytulając.
-Ciepło się ubieraj-Hannah puściła do niego oczko ciągnąc mnie za rękę.
Odwracając się jeszcze mu pomachałam i poszłam ze wszystkimi do wielkiego samochodu, który stał na zewnątrz. Chwilę później byliśmy już na lotnisku, a potem już w samolocie. Mieliśmy lot bezpośredni, więc spokojnie mogłam wyciągnąć się w dużym fotelu, nakryć się kocem i zasnąć. Pierwszy raz obudziłam się kiedy byliśmy nad oceanem. Chwilę pogapiłam się za okienko i podziwiałam ogrom wody. Towarzyszące mi tym razem dwie pary żywo rozmawiały i śmiały się. Chwilę pogadałam z Phoebe i Chazem, którzy siedzieli w rzędzie obok. Chociaż Justin powtarzał mi z pięć razy żeby przy okazji tej wizyty Chaza nie pozwalać im kolacje połączone ze śniadaniem u nas wiedziałam, że nie dotrzymam tej obietnicy. Rozmawiali o totalnych głupotach, ale chwilę im poprzeszkadzałam i ukradłam przy okazji trochę jedzenia. Następnie rozpoczęłam kolejną drzemkę i obudziłam się jakoś nad Illinois. Byłam cholernie zmęczona i miałam przez to kiepski humor. Czekało nas jeszcze dobrych kilka godzin lotu, co wcale nie poprawiało mojego samopoczucia. To była najgorsza część lotu, bo cały czas było mi niedobrze, wszyscy inni spali, a mi nie działał iPad i nawet nie mogłam obejrzeć żadnego filmu.
Z lotniska wróciliśmy do domów taksówkami. Na miejscu, zanim weszłam jeszcze do domu, poszłam odebrać psa od sąsiadów, którzy zgodzili się nim zająć przez weekend. Chwilę pogadaliśmy o Paryżu, bo jak się okazało spędzili tam swój miesiąc miodowy. Pośmialiśmy się też trochę z różnicy temperatur, bo przyszłam do nich z grubą kurtką w ręce. Swaggy na mój widok bardzo się ucieszył i zaczął domagać się wzięcia go na ręce. Cmoknęłam go w zimny nos i przypięłam smycz do jego szelek. W ręce wzięłam jego ekwipunek i jeszcze raz dziękując sąsiadce wróciliśmy do domu. Po drodze pies jeszcze domagał się czułości, ale nie miałam wolnej ręki, więc musiał trochę poczekać. Na miejscu, kiedy tylko weszłam do środka, od razu usłyszałam śmiechy z kuchni. Phoebe z Chazem zajęli się opróżnianiem lodówki. Podeszłam do nich i wyciągnęłam z lodówki butelkę wody. Byliśmy chyba największymi idiotami na świecie, bo wcześniej umawialiśmy się, że zostaniemy w Paryżu noc dłużej i po powrocie pójdziemy do szkoły opuszczając tylko kilka lekcji. Nie, to nie było najgłupszym pomysłem. Najgłupszą rzeczą było to, że naprawdę poszliśmy do szkoły. Ja i Phoebe wzięłyśmy prysznice i przebrałyśmy się w czyste ubrania, a potem pojechałyśmy do szkoły. Ona całkiem dobrze to znosiła, ale ja byłam w opłakanym stanie. Na długiej przerwie usiadłyśmy razem z Phoebe i Hanną na zewnątrz. Okazało się, że dla Hanny dwa poniedziałki to też za dużo i tylko dzięki Phoebe udało nam się nie zasnąć i pójść na kolejne lekcje. Po lekcjach szybko poszłam do swojego samochodu i modliłam się żeby po drodze w nic nie wjechać. Kiedy już odpalałam silnik usłyszałam wołającą mnie Phoebe.
-Mogę jechać z tobą?-zapytała.-Umówiłam się z Chazem.
W odpowiedzi pokiwałam głową. Jechałyśmy z minimalną prędkością, bo naprawdę nie byłam w stanie jechać. Niby mogłam przesiąść się z Phoebe, ale ona jest fatalnym kierowcą. Na miejscu nawet nie zamieniłam z nią słowa i od razu poszłam do łóżka i krzyknęłam stamtąd żeby nikt nawet nie próbował mnie budzić i czegoś ode mnie chcieć. Ściągnęłam tylko dżinsy i od razu wcisnęłam się pod kołdrę. Wystarczyły dwie minuty żeby telefon zaczął dzwonić. Pierwsze dwie próby zignorowałam, ale po chwili zaczął jeszcze dzwonić domowy. Z naszym domowym telefonem było tak, że podobno istniał, ale nigdy nie był przez nas używany. Wstałam z łóżka powolnym krokiem z okropnym bólem głowy i przyłożyłam słuchawkę do ucha.
-Halo?-zapytałam cicho.
-Kasia? To ty? Dlaczego przez cały dzień nie odbierasz telefonu?
-Chcę mi się okropnie spać i zaraz tu wszystkich pozabijam-zaczęłam mówić płaczliwym głosem.
-Kochanie, nie płacz. Kładź się do łóżeczka i śpij, a potem się do mnie odezwij.
-Okay.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.
Z toaletki wyciągnęłam jakieś tabletki na ból głowy i po wzięciu kilku położyłam się do łóżka. Przed snem wyciszyłam jeszcze wszystkie telefony żeby nikt mi nie przeszkadzał. Po chwili przyszedł sen, o którym marzyłam od jakiś piętnastu godzin. Może właśnie dlatego spałam drugie tyle i obudziłam się dopiero następnego dnia o 6 rano. Szybko wzięłam prysznic i ubrałam się. Z mokrymi włosami zeszłam na dół żeby spotkać w kuchni okropny bałagan. Nie wiem jak to jest, ale bałagan, który sama zrobię mi nie przeszkadza, ale cudzy już tak. Te zwierzęta wyjadły mi nawet ulubione musli. Na szczęście miałam schowane jeszcze jedno pudełko. Po szybkim śniadaniu z dużym kubkiem herbaty poszłam na górę wysuszyć włosy. Było dopiero po 7, a ja jeszcze byłam głodna, więc wyszłam na krótki spacer z psem, a potem postanowiłam przejechać się po jakieś gotowe jedzenie. Kupiłam kilka śniadaniowych zestawów, bo w domu byli jeszcze Chaz i Phoebe. Jadąc względnie pustą ulicą czułam się naprawdę dobrze i byłam pewna, że wszystko wraca już do normy. Moi goście dziękowali mi z dziesięć minut za jedzenie, które zaczęli od razu wcinać.
-Powiedziałaś Justinowi, że Phoebe została na noc?-nagle zapytał Chaz.
-No jasne, że nie-odpowiedziałam przeżuwając kanapkę.-Jak dla mnie możesz tu nawet zamieszkać na czas kiedy nie ma Justina. No ale mam jedną, małą prośbę. Wy bałaganicie, wy sprzątacie. Ja nawet nie jem tych chrupek i ciastek-wskazałam palcem na blat kuchenny, na którym było kilka pustych opakowań.-One są Justina.
-Odkupię je-od razu odezwała się Phoebe.
-Bez przesady-uśmiechnęłam się.-Ale jakbyś mógł Chaz to wyskocz dzisiaj do jakiegoś marketu i kup coś do jedzenia. Wiesz, jakieś normalne jedzenie, mięso, coś z owoców, warzyw i koniecznie mleko. Kasa jest w tej misie na komodzie przy drzwiach.
Chłopak pokiwał głową i miałam nadzieję, że o tym wszystkim nie zapomni. Po jakiejś godzinie pojechałyśmy z Phoebe do szkoły. Na miejscu Jake, które spotkałyśmy na parkingu od razu przypomniał mi, że po lekcjach mamy zajęcia dodatkowo z biologii. Wywróciłam oczy na samą myśl o nich. Zostawiając dziewczyny koło innej sali poszliśmy na lekcję. Dzień upływał mi naprawdę dobrze. No może tylko końcówka była słaba, bo o takich godzinach prawie nic mi nie wchodzi do głowy. Nauczyciel nawet nie pozwalał nam tam siedzieć obok siebie i wyglądało to naprawdę głupio, bo sala była prawie pusta, a ja i Jake siedzieliśmy po obydwu jej stronach. Do domu dojechałam jakoś 18 i od razu wyskoczyłam z psem na spacer żeby w spokoju pogadać z mamą przez telefon. Zaczęła opowiadać co u niej i taty słychać. Robili w domu jakiś mały remont, co wydawało mi się naprawdę dziwne, bo nigdy nie lubili robić w domu zmian, które wymagają większego zaangażowania. Kilka razy powtórzyła, że nie może doczekać się mojego przyjazdu w przerwie zimowej. Powiedziałam jej oczywiście to samo i obiecałam niedługo się odezwać żeby móc pogadać też z tatą. Kiedy tylko się z nią rozłączyłam mój telefon zaczął dzwonić. Okazało się, że był to Justin. Wypytywał mnie, czy Chaz daje mi spać, czy wszystko u mnie okay itp. Oczywiście zapytał czy za dobrze się bez niego nie bawię. Pogadaliśmy sobie miło przez jakieś piętnaście minut, bo potem doszłam już do domu i chciałam się trochę ogarnąć po całym dniu. Jeżeli poranny widok kuchni uznałam za wielki bałagan to teraz panował tam armagedon. Wszędzie jakieś torebki, pojedyncze opakowania czipsów, jakieś konserwy, pełno owoców, popakowane mięsa. Zaczęłam wołać Chaza, który odezwał się dopiero po chwili. Siedział sobie w salonie jakby nigdy nic oglądał jakiś program. Od razu zapytałam go co się tam dzieje, a on odpowiedział „przecież mówiłaś żebym zrobił zakupy”. Skoro on nie widział potrzeby rozpakowania zakupów zajęłam się tym sama. Naprawdę wziął kupę rzeczy, z których część była całkowicie zbędna. Wypakowując kolejne produkty z toreb byłam bardzo zdziwiona, bo sama nawet nigdy czegoś takiego nie widziałam.
-Nie ma Phoebe?-zapytałam zdziwiona.
-Ma dentystę, ale zaraz powinna być.
No tak tego mogłam się spodziewać. Przyjęłam do wiadomości, że spędzi tu pewnie tydzień, ale czasami czułam, że to już lekka przesada. Phoebe była z nami non stop. Chociaż była kochaną dziewczyną zaczynałam mieć już jej dosyć.   

17 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 168


Okazało się, że do hotelu wróciliśmy tylko na chwilę. Justin powiedział żebyśmy szybko przebrali się w coś ciepłego, bo na zewnątrz jest naprawdę zimno. Jake z Hanną pokiwali głowami i poszli do siebie. U nas szybko poszłam do łazienki i zaczęłam ściągać z siebie sukienkę, co było naprawdę trudne, bo kilkanaście małych haftek miałam na plecach i nie mogłam do nich dotrzeć. Kiedy w reszcie, z pomocą Justina, udało mi się jej pozbyć i mogłam założyć coś wygodniejszego.
-Justin, co będziemy robić?
-Pochodzimy sobie, a potem pójdziemy coś zjeść.
-Och, pierwszy raz od dłuższego czasu nie urządzasz mi niespodzianki. Co za rozczarowanie-uśmiechnęłam się.
Chłopak zaśmiał się pod nosem i powiedział, że już na nas czas. W hotelowych hallu już czekali na nas Phoebe i Chaz. Obydwoje wyglądali na zawstydzonych. Trochę zdziwił mnie ich widok i od razu pomyślałam, że to Justin ich do tego zmusił. Po chwili na dół zeszli też Jake i Hannah. Dziewczyna wyglądała tak jakby wybierała się na zdobywanie któregoś z biegunów. Dla niej zimno oznaczało piętnaście stopni, więc temperatury poniżej zera były dla niej nie do przetrwania. Wszyscy lekko zaśmiali się na jej widok. Kiedy wszyscy byliśmy już gotowi wyszliśmy na zewnątrz, a potem wsiedliśmy do dwóch podstawionych samochodów. Pierwszym przystankiem był łuk triumfalny, pod których mogliśmy zrobić sobie zdjęcia. Następnie przejechaliśmy kawałek drogi i wysiedliśmy na polach elizejskich, którymi spacerowaliśmy przez jakąś godzinę albo półtorej. Ogrom pięknie wyglądających sklepów robił strasznie fajne wrażenie i nawet mimo niskiej temperatury nie czuło się tak zimna. Chyba nie byłybyśmy dziewczynami jeśli nie chciałybyśmy odwiedzić kilku z nich. Chłopaki nie byli jakoś z tego powodu szczęśliwi, ale pozwolili nam chwilę tam pobuszować. Hannah i Phoebe najchętniej wybierały sklepy, o których nigdy nie słyszały, a ich nazwy brzmiały najbardziej francusko. Justin lekko ukrócił nasz mały zakupowy szał i pojechaliśmy jeszcze na wieżę Eiffela. Na górze było naprawdę zimno, więc widok podziwiałam z ramion Justina, którzy mocno przytulał mnie od tyłu. Oczywiście w międzyczasie zrobiliśmy milion zdjęć. Stamtąd pojechaliśmy już do restauracji. W środku nie było dużo ludzi, więc spokojnie zajęliśmy duży stół i usiedliśmy wszyscy razem. Spędziliśmy naprawdę super wieczór, taki spokojny, w miłej atmosferze. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach, z których część wzięła się naprawdę z nie wiadomo skąd.
-Wiesz co Justin-zaczął Jake.-Strasznie fajny z ciebie facet i jestem serio wdzięczny za ten wyjazd, bo jest naprawdę spoko.
-Cieszę się-uśmiechnął się Bieber.
-Boże, a jak będą kręcić o mnie film to błagam, chcę wszystkich twoich ludzi-zapiszczała Hannah.-Ten film był jakiś psychologiczny i mam cały czas w głowie myśl „Justin jest super, jest piękny, jest niezwykły, kocham go”. Boże, to serio dziwne.
-Oczywiście-zaśmiał się Justin.-Mogę dać ci autograf, ale nie tak przy Kasi.
-Nie krępujcie się. Ja mogę zająć się Kate. Dogadamy nasze biologiczne sprawy-Jake uniósł znacząco brwi.
-Jeżeli wiecie co mamy na myśli-dodałam.
Kiedy oboje z Jacobem wybuchnęliśmy śmiechem reszta była trochę zmieszana, ale po chwili wszystko wróciło do normy. No może za wyjątkiem tego, że Justin przysunął się bliżej mnie i zagapił się chwilę na Jacoba.
Po powrocie do hostelu wszyscy byliśmy zmęczeni, więc poszliśmy do swoich pokoi. Od razu poszłam wziąć prysznic, bo czułam, że za chwilę zmorzy mnie sen i pójdę spać w nie najlepszej kondycji. Musiałam znowu umyć włosy, bo były całe w lakierze. Weszłam do sypialni w piżamie i turbanie na głowie. Zaczęłam chować jakieś rzeczy do walizki żeby niczego nie zapomnieć. Kiedy wszystko miałam już w miarę ogarnięte poszłam do Justina, który leżał na sofie i przeglądał coś w laptopie przy włączonym obok telewizorze nadającym jakiś francuski film. Pochyliłam się nad nim od tyłu i oplotłam lekko jego szyję ramionami. Bez słowa pocałował moją rękę i dalej patrzył w ekran z Twitterem. Obeszłam sofę i usiadłam na nim okrakiem.
-Idziesz spać?-wsunęłam ręce pod jego bluzę.
-Za minutkę.
Lekko jęknęłam i poszłam do sypialni. Ściągnęłam ręcznik z głowy i zaczęłam ściągać nadmiar pościeli z łóżka. Potem wsunęłam się pod grubą kołdrę i ułożyłam prawie na środku wielkiego łóżka. Kiedy poczułam delikatny ruch już prawie spałam, a właściwie chyba byłam chyba w tej fazie snu, kiedy niby odbierasz jakieś bodźce, ale nie możesz już nic zrobić, bo prawie śpisz. Przez jakąś chwilę trochę się wiercił, ale kiedy w końcu się uspokoił z ręką na moim boku mogłam spokojnie zasnąć.
Na rano nie mieliśmy dużo planów. Właściwie tylko Luwr, ale on jest wręcz przeogromny, więc właściwie dzień był napięty. Udało nam się zebrać dopiero około 11, więc kiedy zjedliśmy śniadanie zanim zjedliśmy śniadanie była już 12. Podziwialiśmy sztukę niezbyt dokładnie, bo żadne z nas za bardzo się na niej nie znało. Właściwie wyglądało to tak, że podchodziliśmy do jakiegoś obrazu, stwierdzaliśmy, że jest dziwny, a potem po przeczytaniu, że namalował go ktoś znany mówiliśmy, że jednak coś w nim jest i ogólnie to jest niesamowity. Wszystkich zrzedła mina kiedy zbliżyliśmy się do sławnej Mony Lisy. Phoebe zaczęła śmiać się z grubej szyby i powtarzać, że Leonardo miał jakiś kompleks i dlatego ten obraz jest taki mały. Oczywiście Hannah zaczęła udawać sławną postać z obrazu i ochrona trochę nas zjechała wzrokiem. Po trzech godzinach łażenia tymi korytarzami okropnie bolały mnie nogi i miałam wielką ochotę coś zjeść chociaż w sumie niedługo jedliśmy śniadanie. Była pora lunchu, więc weszliśmy do pierwszej lepszej restauracyjki i zamówiliśmy sobie jakieś makarony. Bardzo francusko oczywiście. Nie wiem jak to jest, ale jedzenie było przepyszne, lepsze niż w jakiejś włoskiej knajpie. Wspólnie uznaliśmy, że to najlepsze włoskie miejsce w całym Paryżu.
Wracając do hotelu poczuliśmy jakąś fale zmęczenia. Poszłam do apartamentu dziewczyn i trochę sobie pogadałyśmy, a może bardziej poplotkowałyśmy. Wyszło na to, że noc w tym pokoju była wyjątkowo głośna. Prawdziwe przeciwieństwo tego, co działo się u mnie. Phoebe szczególnie służył wyjazd i była naprawdę w świetnym humorze, a nie tak jak ostatnio w szkole. Hannah z kolei strasznie dużo sprzeczała się z Jacobem. Jednak wydaję mi się, że to wszystko przez jej wystrzałowy charakter, z taką dziewczyną łatwego życia nie ma. Mimo wszystko była z nich wyjątkowo fajnie dobrana para. Po jakimś czasie stwierdziłam, że powinnam spędzić więcej czasu z Justinem. Kiedy weszłam do naszego pokoju żywo dyskutował z Chazem, a Jake siedział obok i oglądał coś w telewizji. Przysiadłam się do niego i zaczęłam gadać o jakiś bzdurach. Po chwili Biebs przysiadł się do mnie i położył moje nogi na swoich kolanach, co sprawiło, że byłam tyłem do Jake'a. Chłopak razem z Chazem bardzo szybko zdecydowali o swoim wyjściu. Justin pewnie posadził mnie sobie na kolanach.
-Jak się bawiłaś?-zapytał przyciągając mnie bliżej siebie.
-Bardzo fajnie wszystko zorganizowałeś-przeczesałam palcami jego włosy.
-A będziesz za mną tęsknić?-zapytał wolno wkładając ręce pod moją koszulę.
-Tak-powiedziałam odwracając się do niego przodem.-I w sumie chciałabym żebyś dał mi okazję lepiej cię zapamiętać na ten najbliższy tydzień.
Delikatnie rozpięłam jego rozporek, na co jego oczy roziskrzył pojedynczy promień pożądania. Justin powoli zaczął rozpinać guziki mojej koszuli całując przy tym moją szyję. Z uśmiechem dociskałam jego głowę do mojego obojczyka. Kiedy miałam na sobie spodnie i stanik Justin podniósł mnie na sobie i poszliśmy do sypialni.
Rano okropnie nie chciało mi się wstawać, a już tym bardziej lecieć do Stanów. Wizja kilkunastogodzinnego lotu mnie przerażała. Leniwie wczołgałam się na Justina, który naciągnął na mnie kołdrę żeby nie zrobiło mi się zimno. Po jakimś czasie chłopak zamówił nam jakieś jedzenie do pokoju, bo oboje poczuliśmy się trochę głodni. Czekając na śniadanie poszłam się ubrać i umyć zęby. Kiedy wróciłam do sypialni on cały czas leżał w łóżku, więc zaczęłam mu powtarzać żeby się w końcu ogarnął, bo nie będzie cały czas chodził goły.
-Ja też będę za tobą tęsknił króliczku-powiedział wstając z łóżka.
-Po prostu się ubierz.
-Kasiu...-zbliżył się do mnie.-Nie podobam ci się?
-Wyglądasz bardzo jednoznacznie. Załóż chociaż majtki-powiedziałam wychodząc z sypialni.
W salonie usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Wysłałam do Hanny SMSa żeby przypomnieć jej i innym o której musimy wyjść żeby zdążyć na samolot. Od razu mi odpisała i zapytała czy nie mam przypadkiem jakiś tamponów, bo ona nie wzięła, a ma ich silną potrzebę. Szybko napisałam jej żeby do mnie przychodziła. Przyszła razem z mężczyzną z jedzeniem. Na chwilę usiadła i zaczęła ze mną jeść. Po chwili przypomniała sobie po co przyszła i dla naszego bezpieczeństwa krzyknęłam przez drzwi czy Justin na pewno jest już ubrany. Od razu twierdząco odkrzyknął, więc weszłyśmy do środka. Okazało się, że skłamał i stał do nas przodem, tak jak Bóg go stworzył na samym środku pokoju. Hannah zaczęła się strasznie śmiać, a ja byłam serio wkurzona. Justin wyglądał na trochę zdezorientowanego, ale zdecydowanie mu się należało.
-Przepraszam Justin-zaczęła Hannah ze śmiechem.-Przyszłam po tampony, ale chyba zapłodnił mnie twój widok i już mi się nie przydadzą.
-Przepraszam panie, ale chyba powinienem już pójść.
-Zdecydowanie-powiedziałam krzyżując ręce na piersiach.
Kiedy nasz Apollo w końcu się schował wypuściłam głośno powietrze i zaczęłam grzebać w torbie.
-A więc Justin lubi wolność?-zachichotała Hannah.
-Taa, nie da się tego ukryć.
Dziewczyna zaczęła się trochę rozgadywać na dość osobiste tematy, takie bardzo, bardzo osobiste, więc nie chcąc dalej odpowiadać na krępujące pytania wcisnęłam jej w rękę tampony i powiedziałam, że muszę się jeszcze spakować. Ona zrozumiała o co mi chodzi i ze znaczącym uśmiechem poszła do siebie oczywiście żegnając się z Justinem przez drzwi.  

14 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 167


Joylee czyli kobieta, która zaczęła mnie malować powiedziała, że on będzie się szykował gdzieś indziej żeby nas nie krępować. Po prawie dwóch godzinach Hannah i ja byłyśmy gotowe. Przygotowania trwały prawie tyle co przed moim ślubem czym byłam okropnie wstrząśnięta. Miałyśmy zrobione fryzury, makijaże i dokładny manicure oraz pedicure. Zapomniałabym dodać, że wyregulowano mi brwi, bo wyglądały za naturalnie. Jestem ciekawa co miało to znaczyć. Na koniec z małą pomocą ubrałyśmy się i dopiero wtedy byłyśmy całkowicie gotowe. Z Justinem spotkałyśmy się dopiero przy samochodzie.
-Zimno ci-zapytał Justin i z troską położył rękę na moim kolanie.-Zaraz będziemy na miejscu i od razu zrobi ci się cieplej.
-Słuchajcie, wiadomość od Phoebe-zaczęła nagle Hannah głosem komentatora sportowego.-”Niestety nie czuję się najlepiej po locie, a Chaz jest tak dobry, że obiecał dotrzymać mi towarzystwa, więc oboje zostajemy w hotelu. Miłej zabawy.” Hmm. Nie wiem po co tak to pięknie przedstawia skoro wszyscy wiemy o co chodzi.
-Możesz mnie oświecić Hanno?-zapytał zirytowany Bieber.
-Oni zawsze się pieprzą. Phoebe taka nigdy nie była, ale z tym Chazem zajmują się tylko tym. Dzisiaj zaczęli po jakiś dziesięciu minutach, podobnie jak na Cabo. Nie wiem jak to jest, ale ogólnie żadne z nim się nie przyznaje, że są w jakimś związku. Może Kanadyjczycy tak mają.
-Pewnie to taka bardziej skomplikowana relacja, a nie kwestia narodowości. Żadnego z nich nie kojarzyłabym z jakimś „fuck friends”, więc nie ma co się martwić-starałam się ich bronić.
-Ale ja ich tu zaprosiłem w trochę innym celu-odparł wkurzony.-Chciałem zrekompensować ci twój bal, a oni myślą tylko o sobie. Zaraz do niego zadzwonię i mu powiem co o tym myślę.
-Justin, nie przesadzaj. Przecież dobrze się bawimy-uśmiechnęłam się.-Niech się sobą nacieszą.
-Kasiu, nie mieszaj się w to. Nie tak to miało wyglądać.
-Pieprz ich Justin-odezwała się nagle Hannah.
Razem z Justinem spojrzeliśmy się na nią z lekkim zastanowieniem, ale po chwili zaczęliśmy się śmiać. Żarty „na poziomie” potrafią zdziałać cuda. Tym razem byłam jej okropnie wdzięczna, bo zaczęłam się denerwować i chciałam wypomnieć Justinowi kilka rzeczy, co pewnie nie skończyłoby się za dobrze. Kiedy zaczęliśmy się zbliżać do kina, w którym odbywała się premiera mogliśmy usłyszeć przybierające na sile krzyki. Chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem żeby dodać mi otuchy. Kiedy w odpowiedzi nie odwzajemniłam uśmiechu Biebs przybliżył się i pocałował mnie w usta. Jego ręka automatycznie powędrowała na moją talię. Gdyby nie Hannah i jej chichot pewnie pozwoliłabym mu to wszystko kontynuować, ale przez jej obecność nie czułam się na tyle swobodnie. Kiedy samochód w końcu się zatrzymał hałas był już ogromny. Justin szybko wyszedł z samochodu, a następnie pomógł mi z niego wyjść. Chciał wykonać ten sam gest względem Hanny, ale nagle do auta podszedł Jake i zrobił to sam, co oczywiście doprowadziło do pojawienia się wielkiego uśmiechu na twarzy dziewczyny. Zaczęłam rozglądać się, ale wszędzie widziałam tylko skandujących ludzi. Justin złapał mnie za rękę i zaczął iść do charakterystycznego dywanu. Wolną ręką machał do ludzi, którzy zachowywali się jak szaleńcy. Wszyscy chcieli autografów albo jakiś wspólnych selfie. Dałam mu znak, że sama sobie jakoś poradzę i może spokojnie ich uszczęśliwić. Kiedy zaczął podchodzić do coraz to nowych ludzi ja stałam z Hanną i Jacobem, którzy byli pod wielkim wrażeniem tego wszystkiego i śmiali się z niektórych fanów, którzy wyglądali jakby ktoś raził ich prądem. Po jakiejś chwili ktoś zaczął wykrzykiwać w moim kierunku jakieś niecenzuralne słowa. Wyzywanie mnie nie zdarzało się rzadko, a już na pewno nie w internecie, ale dawno nie spotkałam się już z taką wielką falą, która zaczęła się powiększać. Chyba też dlatego nie chciałam stawać oko w oko z fankami Justina. Przez chwilę bałam się, że zaraz ktoś we mnie czymś rzuci. Hannah zaczęła im coś odkrzykiwać co nie było za dobrym pomysłem, bo mijało się to z celem. Kiedy do Justina doszły te okrzyki podszedł do mnie i chociaż powtarzałam to mu, że jest to zbędne, odciągnął mnie za rękę dalej w stronę ustawionych fotografów. Flashe nie miały końca, ale starałam się cały czas uśmiechać i patrzeć prosto na nich. Justin mocno mnie przytulał, co naprawdę mi pomagało. Byliśmy tam jakieś pół godziny, a już ledwo widziałam na oczy i zaczęło mi się kręcić w głowie. Kiedy Hannah i Jake przechodzili obok nas powiedziałam Justinowi, że już z nimi pójdę, bo on i tak musiał zrobić sobie jeszcze zdjęcia z innymi ludźmi, takimi bardziej związanymi z filmem niż ja. On został, a my poszliśmy już do budynku. Tam też było dużo ludzi, z których część była chyba jakimiś dziennikarzami, którzy zaczęli mnie przywoływać. Ale ja od zawsze się ich boję, więc wolałam ich zignorować i tylko do nich machałam z uśmiechem żeby nie wyjść na niegrzeczną. Kiedy weszliśmy do środka jakiś facet szybko sprawdził nasze przepustki i zaprowadził na nasze miejsca.
-Boże, ja nie wiem jak to wszystko wytrzymać. Oni wszyscy strasznie wrzeszczą i te zdziry jeszcze cię obrażają-Hannah zaczęła głośno „szeptać”.-Justin powinien coś z tym zrobić.
-Hanno, ale z tym nie można nic zrobić-odparł Jake.-Przecież one nie rozumieją co się do nich mówi i cały czas uważają Kate za najgorszą istotę na świecie, bo zabrała im ich idola. A pobić ich nie pobijesz.
Hannah spojrzała na mnie szukając wsparcia, ale wzruszyłam ramionami i powiedziałam, że tak jest od zawsze i raczej się to nie zmieni. Po jakiś trzydziestu minutach dołączył do nas Justin i usiadł obok mnie. Patrząc na mnie splótł nasze ręce i pocałował mój policzek. Hannah cały czas była jeszcze wkurzona i widziałam, że chciała wyładować się na Justinie, bo uważała, że to on powinien coś z tym zrobić. Na szczęście Jake jakoś ją powstrzymał. Believe oglądałam już któryś tam raz, ale za każdym razem robił na mnie spore wrażenie. Nie wiem jak to jest, ale wszystko wydawało mi się w nim niezwykłe chociaż widziałam prawie te wszystkie wydarzenia i sceny na żywo. Kiedy film już się skończył ludzie zaczęli bić brawo, a Justin wstał i odwrócił się do nich przodem. Po dziesięciu minutach wyszliśmy z sali i skierowaliśmy się do wyjścia. Jacyś pojedynczy ludzie podchodzili do Justina i mu gratulowali, a ja starałam się tylko uśmiechać i miło wyglądać. Znowu szliśmy tą samą drogę, więc Justin kilka razy przystawał żeby zrobić sobie jakieś zdjęcia.
-Dobra króliczku, teraz jestem już tylko twój-mruknął Justin kiedy wsiedliśmy do samochodu.
-A kiedy było inaczej?-uśmiechnęłam się.
-Nigdy-pocałował mnie w usta.

12 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 166


 -Lecimy do Paryża-zagruchotała Hannah mocno ściskając rękę Jacoba.-Nie marzyłam nawet, że spędzimy razem weekend w tak romantycznym miejscu.
-Skąd wiesz jak tam jest? Przecież nigdy tam nie byłaś. Ja słyszałem, że jest tam pewno szczurów-powiedział spokojnie chłopak.
-Boże, Jakie(czyt. Dżejki), ja i Paryż wybaczamy ci tym razem, ale ogólnie przyjmujemy, że tam jest cudownie.
Właśnie tak w gruncie rzeczy zapowiadał nam się cały lot. Hannah i Jake od samego początku „dyskutowali” w ten sposób co chwilę bardzo intensywnie się całując. Ja i Phoebe uważałyśmy to za słodkie, ale tylko przez pierwsze pół godziny. Gdyby nie to, że lecieliśmy normalnym samolotem w klasie biznes, gdzie było pusto i ich gadki nie przeszkadzały nikomu innemu niż nam na pewno same powiedziałybyśmy stewardesie żeby coś z nimi zrobiła. Było mi odrobinę smutno patrzeć na Phoebe, bo choć cieszyła się na samym wyjazdem to troszkę zazdrościła, że Hannah dzieli wyprawę z Jacobem, a ja z czekającym na nas Justinem. Chaz niestety nie wybierał się do Europy chociaż przekonywałam go do tego przez jakieś pięć godzin przez trzy dni pod rząd. Na szczęście po trzech godzinach lotu Hannah odpłynęła i skończyła się ta lekko irytująca paplanina. Jake chwilę z nami pogadał, a potem wszyscy zasnęliśmy.
Pod lotniskiem w Paryżu załadowaliśmy się do podstawionego samochodu, który miał zawieść nas do hotelu. Po drodze wszyscy mieliśmy przyciśnięte twarze do szyb żeby zobaczyć jak najwięcej. Hannah była trochę zawiedziona, kiedy okazało się, że wszystkie piękne budynki i drzewa przykrywa gruba warstwa śniegu. Kierowca wydawał się trochę zmieszany słuchając jej wywodów o tym jak śnieg wszystko niszczy, a ona chciałaby przespacerował się Polami Elizejskimi w sandałkach, które wzięła licząc, że pogoda się zmieni. Kiedy zatrzymaliśmy się pod wielkim hotelem od razu zauważyłam kilkadziesiąt osób stojących w pewnej odległości od wejścia. Trochę się przestraszyłam, ale cały czas liczyłam, że nie zwrócą oni na nas większej uwagi jak to już kilka razy mi się zdarzyło. Jednak dziewczyny zareagowały trochę prowokacyjnie i krzyknęły, oczywiście w dobrej wierze, że Justinowi i jego dziewczynie należy się trochę prywatności. Potem nieco zmieniły nastawienie, bo one też zostały rozpoznane i jakaś dziewczyna krzyknęła „cześć Hannah”, co oczywiście ją urzekło. Nie rozumiem jak to wszystko działa, ale one zyskały trochę na popularności i były kojarzone z Justinem, przez Instagram. Biebs oznaczył je ze dwa razy u siebie, a potem nagle przybyło im dużo obserwujących i skończyło się na tym, że fanki Justina komentowały ich zdjęcia, na których często pojawiałam się też ja. Kiedy nareszcie byliśmy już w środku boy hotelowy od razu wziął nasze bagaże, a recepcjonistka, która zachowywała się jakby na nas czekała zaprowadziła nas na nasze piętro. Po chwili winda zatrzymała się na naszym piętrze i w chwili kiedy drzwi zaczęły się rozsuwać, co trwało nienormalnie długu, zobaczyłam uśmiechniętego Justina. Dziewczyny i Jake szybko krzyknęli „cześć”, a ja mocno się do niego przytuliłam z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Wasz apartament jest prawej-JB wskazał na drzwi znajdujące się jakieś pięć metrów dalej-a my będziemy tutaj-pokazał na drzwi na końcu korytarza.-Madame?-chłopak wyciągnął dłoń w moim kierunku, którą od razu ścisnęłam.
-Dzięki stary-krzyknął z uśmiechem Jake obejmując w pasie Hannę.
Rozeszliśmy się w dwóch różnych kierunkach. Justin uśmiechnął się do mnie rozbawiony, a ja spojrzałam na niego pytająco. Nic nie mówił przez jakieś pięć sekund, co trochę mnie zirytowało, ale później nie musiał już nic mówić.
-Boże, Chaz!!!-usłyszałam piskliwy głos Phoebe dobiegający już zza zamkniętych drzwi ich pokoju.
-Nienawidzę cię-powiedziałam z poważną miną.-Dlaczego ukrywasz przede mną takie rzeczy?!
Chłopak z niesłabnącym uśmiechem uniósł mnie do góry po czym automatycznie oplotłam nogami jego pas, a potem pocałował mnie delikatnie.
-Zdenerwowany króliczek jest najlepszy w pewnych rzeczach-wyszczerzył się mocniej ściskając moją pupę.
-Ale zły mąż nie ma na co liczyć-zaczęłam ocierać się o niego prowokująco chcąc usłyszeć pierwsze jęknięcie, na które nie musiałam długo czekać.-Nie ma-uśmiechnęłam się triumfująco.
-Powtórz to-powiedział przyciskając mnie do ściany.
-Przyjechał wujek O. czerwonym Mercedesem i nie musisz mówić, że ci to nie przeszkadza, bo ja mam wakacje.
Przez kolejne dziesięć minut zachęcał mnie do różnych rzeczy bardzo przekonywującym sposobem, ale byłam nieugięta i w końcu pozwolił mi pójść pod prysznic. Kiedy wróciłam do niego w szlafroku czułam się wspaniale i prawie zapomniałam o długim locie. Usiadłam na dużym fotelu i zaczęłam gapić się w telewizor. Program był po francusku i nic nie rozumiałam. Justin z kolei wyglądał na takiego, który rozumie, ale i tak mu nie uwierzyłam. Będąc świeża miałam większą ochotę na całusy, co trochę rozluźniło Justina. Przesiadłam się na jego kolana, ale on natychmiast położył się ciągnąc mnie na siebie. W takiej pozycji swobodnie rozmawialiśmy o naszym ostatnim tygodniu, który spędziliśmy osobno. Mogłabym spędzić tak cały dzień, ale oczywiście było to niemożliwe. Justin uśmiechając się głaskał mnie po głowie, a ja zaciągałam się jego zapachem wciskając głowę między jego głowę i ramię.
-Wiesz, dzwonił do mnie ktoś od Givenchy i powiedział, że chętnie pożyczy ci na dziś sukienkę jeśli będziesz gotowa pozować w niej na dywanie. Do niczego cię nie zmuszam, ale może dzisiaj zmienisz zdanie, tak dla pana Givenchy?
Miałam mały problem z występowaniem z Justinem. Po prostu źle się czułam na takich imprezach. Kiedy wybierał się na jakąś galę to spokojnie mogłam z nim iść i chwilę postać w miejscu by zrobiono nam kilka zdjęć, ale takie wydarzenia jak premiera jego filmu trochę mnie przerastały, bo tam wszystko kręciło się wokół niego, a ja czułam się speszona tym wszystkim. Stawałam się tam również bardzo ważna osobistością, którą oczywiście nie byłam, a już z pewnością nie czułam. Oczywiście kilka razy przeczytałam o sobie w internecie, że go nie wspieram, ale uważałam, że nie jestem tam potrzebna. Zazwyczaj dosiadałam się do niego niezauważona już w środku kiedy było spokojnie i to samo planowałam zrobić tym razem.
-A chciałbyś żebym była z tobą przez cały czas? To twoja premiera i nie chcę ci przeszkadzać-podparłam się na rękach.
-Okropnie będziesz mi przeszkadzać i dlatego nie chciałem żebyś tu przylatywała-mówił do mojej klatki piersiowej, na której rozwiązał mi się szlafrok.
Wyzywając go pół poważnie od zboczeńców wstałam i owinęłam się dokładniej. Chłopak położył wtedy dłonie na moich udach i uśmiechnął się szeroko.
Mieliśmy jeszcze pół godziny na małe droczenie się, a potem musieliśmy już się zbierać do wyjścia. Po drodze zapukałam do apartamentu, w którym byli moi znajomi. Czekałam na jakieś „proszę” czy coś, ale nikt nie odpowiadał, więc nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Szybko zlokalizowałam Jacoba, który siedział na kanapie w słuchawkach.
-Jake-szturchnęłam go.
-Skąd się tu wzięłaś?-zapytał zdziwiony.
-Nikt mi nie chciał otworzyć, a drzwi były otwarte, więc weszłam-wywróciłam oczami.-Gdzie są dziewczyny?
-Hannah śpi, a Phoebe z Chazem, no wiesz-uśmiechnął się rozbawiony.-Jakie to szczęście, że są tu trzy sypialnie i jeszcze ten salon. Inaczej nie moglibyśmy się usłyszeć jeśli wiesz o co mi chodzi.
-Nie zauważyłbyś tego gdybyś nie zanudził tak Hanny, „jeśli wiesz o co mi chodzi”-odcięłam szybko.-Dobra, w każdym razie, jeśli nie chcesz się wynudzić na naszym upiększaniu to zostań tutaj i przyjedź pod kino jakoś o 17. Tutaj masz swój identyfikator-podałam mu laminowaną kartkę na fioletowej smyczy.-Polecę teraz do Hanny, spróbuję ją obudzić, a potem do zakochanych.
-A co, Justin nie bawi się z tobą i przynajmniej liczysz, że sobie na nich popatrzysz?-krzyknął kiedy odeszłam już na kilka kroków.
Nic mu już nie odpowiedziałam chociaż zaczął przeginać. Otworzyłam pierwsze drzwi i od razu zobaczyłam leżącą w łóżku Hannę. Szturchnęłam ją delikatnie i zapytałam czy chcę już z nami iść czy woli jeszcze odpocząć. Dziewczyna wyskoczyła z łóżka jak oparzona i szybko wyjęła z szafy swoją sukienkę, a potem zanurkowała w walizce szukając butów.
-Jakie, masz przerąbane-krzyknęła w kierunku kanapy kiedy wyszłyśmy z sypialni.
-Właśnie-powiedziałam z szerokim uśmiechem, a potem bezgłośnie dodałam „Jakie”.
Zostawiłam Hannę na krótką pogawędkę z jej niewychowanym chłopakiem i poszłam do kolejnej sypialni. Tutaj musiałam być ostrożniejsza, więc zapukałam kilka razy i czekałam na jakąś odpowiedź. W końcu otworzył mi Chaz w bardzo nieprzyzwoitej fryzurze. Chciałam się z nim jakoś przywitać, ale wysoce prawdopodobne było to, że nie miał nic na sobie, bo wychylił tylko głowę, więc bez żadnych uścisków zapytałam go czy idą już z nami czy dojadą później z Jacobem. Chłopak nie umiał odpowiedzieć na to pytanie, więc wrzuciłam przez szparę dwa identyfikatory i pożegnałam się. Wychodząc z apartamentu zgarnęłam Hannę i razem poszłyśmy do czekającego przy windzie Justina. Zaczęła mu opowiadać o tym jak Jake jej nie obudził i ogólnie jaki z niego okropny chłopak, a Biebs tylko potakiwał i mówił, że sam nigdy by tak nie zrobił. Posłałam mu spojrzenie pt. „widzisz, można mieć gorzej”, a on tylko wyciągnął rękę w moim kierunku i mocno przyciągnął mnie do siebie w talii co miało znaczyć „jeszcze ci pokażę”. Podstawionym SUVem przejechaliśmy jakieś półtora kilometra i zatrzymaliśmy się pod jakimś innym hotelem. Bardzo spodobało mi się to, że Justin podał też rękę Hannie kiedy wysiadała.
-Kate, twój chłopak jest stuprocentowym gentlemanem, a mój draniem.
Justin uśmiechnął się jakby zdobywał kolejny punkt, za które będzie mógł później dostać jakąś nagrodę, a ja zaczęłam mówić dziewczynie, że Jake wcale nie jest zły chcąc trochę ją rozluźnić. Znaleźliśmy się w dużym pomieszczeniu wypełnionym wieszakami, stolikami i dużymi lustrami. Byli tam też jacyś ludzie, którzy czekali by pomóc nam w przygotowaniach. Hannah zrobiła się superpodjarana i od razu zajęła jedno z krzeseł. Po chwili podeszła do niej jakaś kobieta i zaczęły żywo rozmawiać o jej fryzurze. Justin spokojnie przywitał się z innymi ludźmi, a ja stałam z boku trochę skrępowana.
-Dodajcie jej trochę pewności siebie żeby moja księżniczka się ożywiła-powiedział im nagle, a potem pocałował mnie szybko i gdzieś wyszedł.

18 lipca 2014

ROZDZIAŁ 165


 -Czyli będziemy na czerwonym dywanie?-oczy Hanny zrobiły się dwa razy większe.
-Tak-uśmiechnęłam się.
-Boże, w co ja się ubiorę. Przecież to stolica mody. Boże, co ja mam zrobić.
-Hannah, musimy po prostu kupić dwie sukienki, a nie jedną-Phoebe oderwała oczy od ekranu telefonu.-Dasz radę.
-Boże, Phoebe, daj mu już spokój. Chaz na pewno za tobą tęskni i wciąż wspomina waszą cudowną noc, ale błagam... Nie przesadzaj.
-Mówi ci to Hannah-zaśmiałam się.
Przez całą przerwę gadaliśmy na przemian o ich sylwestrze, ogólnie Cabo, Paryżu i ulubionym temacie Phoebe czyli Chazie. Potem czekała nas druga połowa lekcji. Nauczyciele poinformowali nas ponownie o zbliżających się egzaminach. Cała klasa była zachwycona. Po lekcjach znowu zagadałam się z Hanną przed szkołą. Po chwili dołączył do nas Jake, którego Hannah od razu poinformowała o naszym wypadzie do Paryża. Chłopak nie osiągnął takiej ekscytacji jak ona, ale wyglądał na zadowolonego z powodu wyjazdu. Po piętnastu minutach na parkingu pojawił się samochód Justina. Chłopak opuścił szybę z naszej strony i podniósł rękę bezgłośnie się z nami witając.
-Bonjour!-krzyknęła Hannah, na co Justin głupio się uśmiechnął.
Szybko pożegnałam się z nimi i ruszyłam w stronę samochodu. Od razu pocałowałam go w policzek i z uśmiechem zapięłam pas. Zaczęłam mu tłumaczyć ekscytację Hanny, a potem musiałam podzielić się z nim wszystkimi plotkami na temat Chaza i Phoebe. Cały czas uśmiechał się pod nosem i za bardzo mnie nie słuchał. Szczególnie mi to nie przeszkadzało, bo czasami nawet lubiłam mówić coś tylko żeby mówić. Po drodze do domu zatrzymaliśmy się w dosyć popularnej restauracji, gdzie zjedliśmy obiad. Jedząc pyszną sałatkę dopiero uświadomiłam sobie jak głodna byłam. Justin oczywiście śmiał się ze mnie, że pierwszy raz od stu lat zjadłam coś szybciej od niego. Każda dziewczyna chce usłyszeć, że jest mistrzem szybkiego jedzenia i innych tekstów w stylu „nawet ja nie potrafiłbym tyle zjeść”. Ja, Justin i nasze romantyczne obiady.
W domu od razu wzięłam się za lekcje, bo naprawdę zaczęłam czuć presję czasu. Zrobiłam chyba tyle zadań z genetyki ile zrobiłam przez cały ostatni miesiąc szkoły. Robiłam tyle błędów, że sama nie mogłam w to uwierzyć. Późnym wieczorem zdecydowałam dać sobie już z tym wszystkim spokój. Kiedy położyliśmy się już spać Justin musiał znowu wysłuchać jak boję się egzaminów. Kilka razy powtórzył, że to niemożliwe-jednego dnia udaję jakby szkoła nie istniała, a następnego mówię tylko o tym. Chyba chciał żebym przestała już tyle mówić, bo wtulił głowę w moją szyję co uniemożliwiało mi mówienie.
Następnego ranka szybko wzięłam prysznic i zaczęłam szykować się do szkoły. Justin przewracał się z jednego boku na drugi nie mogąc się do końca obudzić.
-Sama pojadę do szkoły-powiedziałam spokojnie pakując zeszyty do torby.
-Nie, ja już wstaję-odpowiedział lekko podnosząc się na łokciach.-Lubię cię odwozić.
Szybko podeszłam do łóżka i lekko przytuliłam się do jego boku. Chłopak delikatnie mruknął i z uśmiechem zarzucił na mnie swoje ramie.
-A może dzisiaj ty też zostaniesz w domu?
-Nie Justin, ja nie zostanę, ale ty owszem. Powinieneś zbierać siły, bo w sobotę znowu przestawiasz się na czas europejski.
-Przestań-zarzucił na mnie kołdrę.-Zobacz jak cieplutko. Pośpimy do 11.
-Cudowny pomysł, ale muszę iść-pocałowałam go w policzek.-Dobranoc.
W szkole byłam odrobinę spóźniona, ale nikt nie zwrócił na to większej uwagi. Na biologii znowu dostawałam największej głupawki, a wszystko przez Jacoba. Znowu naśladował dziwne dźwięki i opowiadał zmyślone historie. Oczywiście mówił, że to wszystko jest prawdą, ale w takie rzeczy nie sposób uwierzyć. Na drugiej godzinie zaczął odwalać jeszcze większe cyrki. Dał mi jedną słuchawkę, a sam wcisnął drugą w swoje ucho. Zaczął mi puszczać jakieś dziwne piosenki po francusku, jakieś rapsy jak on to nazywa, a potem coś co ja mogłabym spokojnie nazwać disco polo. Nie miałam pojęcia jak on to wszystko znalazł, ale całkowicie mnie rozwalił. Potem zaczęła się seria obrazków z 9gaga, co było już jakby naszym co tygodniowym rytuałem. Potem przyszła kolej na stronę z męskimi żartami. Po usłyszeniu dzwonka wciąż w świetnych humorach ruszyliśmy do wyjścia z klasy.
-Pan Moriss z koleżanką zostają-powiedział nauczyciel kiedy byliśmy już jedną nogą na korytarzu.
-Nikt już nawet nie próbuje wymówić twojego nazwiska-Jake szepnął mi do ucha.
-Jest stres przed egzaminami?-nauczyciel zapytał z przyjaznym uśmiechem.
-Zero. Po lekcjach u takiego nauczyciela nie mamy co się martwić-szybko odpowiedział Jake, a ja tylko pokiwałam głową przyznając mu rację.
-Moriss, z ciebie to jest artysta-biolog pokręcił głową.-Mam wam do powiedzenia jedną rzecz. Weście się już do roboty, bo będziecie mogli tylko pomarzyć o dobrym uniwersytecie. Wasze oceny są nadal wyróżniające się, ale chyba do testów przykładacie się już nie tak dokładnie jak na początku. Tak żeście się dobrali, że obojgu spadły wyniki i chyba specjalnie się tym nie przejmujecie. Jesteście naprawdę dobrzy, ale, błagam, wasze zachowanie na lekcjach jest niedopuszczalne, nie na półtora miesiąca do egzaminu.
-Zaokrąglając mamy jeszcze dwa miesiące-Jake nie mógł utrzymać języka za zębami.
-Nie pajacuj. W każdy wtorek i czwartek widzimy się w tej sali na zajęciach dodatkowych.
-Ale we wtorki mamy już planowe lekcje-odezwałam się cicho.
-Nie zaszkodzi wam parę godzin więcej.
-Parę?-zapytaliśmy oboje naraz.
-Nie skomentuję tego. Widzimy się w czwartek. Do zobaczenia.
Oboje wyszliśmy z sali lekko wstrząśnięci. Właśnie zostaliśmy zwerbowani na dodatkową biologię, gdzie pojawiają się naprawdę dziwne osoby. Rozpoczęliśmy żywą dyskusje szukając jakiegoś wyjścia z tej sytuacji. Trzeba było przyznać, że oboje specjalnie się nie przejmowaliśmy lekcjami, ale oceny mieliśmy dobre i serio uważaliśmy, że nie były one nam potrzebne. Wizja spędzania kilku godzin dłużej w szkole była okropna. Wolałam już się uczyć w domu. Zawsze mogę wygodniej usiąść albo się położyć. Co prawda często kończy się to oglądaniem telewizji, ale teraz mogłabym już się zacząć przykładać. Na całe szczęście tego dnia nie musieliśmy jeszcze zostawać w szkole. Oboje poskarżyliśmy się tym wszystkim na przerwie Hannie i Phoebe. Dziewczyny zaczęły się z tego śmiać. One chciały kontynuować edukację na czymś bardziej lajtowym, więc za bardzo się wszystkim nie przejmowały, ale ja z Jacobem poczuliśmy presje. Kiedy zaczęliśmy być bardziej poważni uświadamiając sobie sytuację było jeszcze gorzej. Szykował się zapieprz, prawdziwy zapieprz.
Kiedy wróciłam do domu zjedliśmy z Justinem obiad, a potem zaciągnęłam go na spacer z psem. Zawsze wychodził lekko zamaskowany nie chcąc zwracać na siebie uwagi. Ostatnio mieliśmy wielkie szczęście i podczas przechadzek po naszej okolicy rzadko spotykaliśmy na swojej drodze kogokolwiek. Swaggy delikatnie ciągnął mnie chociaż starałam się nauczyć go chodzenia przy nodze. Oczywiście Justin powtarzał, że to pies z charakterem i nie da się tak podporządkować. Mijając jeden z małych skwerków pies zaczął się bardziej rzucać. Szybko zauważyliśmy o co chodzi. Spuściłam go ze smyczy, a ten wystrzelił jak z rakiety w stronę biegającego za piłką psa. Zbliżyliśmy się do około czterdziestoletniej właścicielki psa, którą poznałam jakiś czas temu żebym mogła się z nią przywitać. Justina lekko zamurowało kiedy przyjrzał się z bliska kobiecie. Ona obdarowała go piorunującym spojrzeniem. Zignorowałam to i wdałam się z nią w rozmowę na temat psów. Każdy psiarz wie jak to jest. Nasze pupile w tym czasie super się bawili. Po dwudziestu minutach kiedy Justin był już znudzony jak nigdy postanowiłam pożegnać się z Sarą.
-Wiesz co to za kobieta?-zapytał Justin kiedy oddaliliśmy się na pewną odległość.
Pokręciłam przecząco głową.
-To jej mąż zawsze dzwonił po policje kiedy mieszkałem jeszcze sam.
-Naprawdę?-zapytałam ze zdziwieniem.-Ona jest strasznie miła. Jej mąż Will też wydaje się okay. Często go widuję.
-I co, kiedy go widzisz krzyczysz „cześć Will”?
-Mniej więcej-zaśmiałam się.-Naprawdę musiałeś im dać w kość jeśli te wszystkie akcje były przez nich.
Justin lekko się obruszył, że byłam po ich stronie. Musiałam trochę zmienić nastawienie żeby się na mnie nie obraził.
-Ale w sumie po tym jak cię poznali i najwidoczniej polubili, a teraz ona dowiedziała się, że jesteś ze mną będę miał z nimi spokój. Jakoś mnie wybronisz.
-Głupi jesteś-wywróciłam oczami.

14 lipca 2014

ROZDZIAŁ 164


Rano z wielkim uśmiechem wyciągnęłam się na łóżku. Justin z zadowoleniem mruknął kiedy znowu docisnęłam się do jego boku. Chłopak ściągnął z szafki swój telefon i zaczął w nim coś oglądać. Usiadł, a ja wtuliłam się w poduszkę chcąc jeszcze się na chwilkę zdrzemnąć.
-Chyba razem z nowym rokiem powstały nowe pary-Justin powiedział obojętnie.-Wygląda na to, że Chaz ma dziewczynę-dodał.
Szybko odwróciłam się do niego i wyciągnęłam rękę po jego telefon. Szybko odsunął go dalej ode mnie. Jęknęłam kilka razy żeby mi go dał, ale on wyciągnął rękę jeszcze dalej. Moja ciekawość osiągnęła najwyższy stopień, więc szybko przełożyłam nad nim jedną nogę żeby móc dosięgnąć iPhone'a. Nareszcie dał mi ten telefon i mogłam zaczął podziwiać zdjęcie Chaza, na którym na pierwszy planie była jego twarz, a dalej postać jakiejś dziewczyny. Szybko zauważyłam lokalizaję, gdzie została zrobiona fotka. CABO.
-Wiedziałam. Chaz i Phoebe!-niemal krzyknęłam.
-I to ty ich zapoznałaś-powiedział Justin delikatnie ciągnąć za pasek mojego szlafroka.
-Hej, co ty robisz?-powiedziałam nagle zwracając na niego większą uwagę.
W tym momencie Justin przyciągnął mnie do siebie i jeszcze zanim zdołałam cokolwiek zrobić czy powiedzieć rozsunął moje okrycie pozwalając złączyć się naszym nagim klatkom piersiowym. Wystarczył już tylko ułamek sekundy żebym zauważyła, że oboje byliśmy całkowicie nadzy.-Jakieś noworoczne postanowienia?-zapytałam z buzią pełną płatków.
-Więcej czasu spędzać w łóżku.
-I bardzo dobrze. Ja też mam zamiar lepiej się wysypiać i więcej odpoczywać.
Justin zaśmiał się, a ja dopiero wtedy uświadomiłam sobie co miał na myśli. Szybko wywróciłam oczami i lekko kopnęłam go pod stołem.
-Ja muszę wziąć się porządniej za naukę. Pierwszy egzamin mam chyba tydzień po balu.
-Poradzisz sobie-powiedział serdecznie.
-Tylko bez głupich gadek. Na szczęście uzgodniłam z dziewczynami, że sukienkami i całymi przygotowaniami zajmiemy się teraz żeby potem zająć się już nauką, a ten 19. był tylko dniem przerwy i rozrywki.
-19.?
-No bal.
-A nie 26.?
-19. mam ostatnią premierę w Europie.
Nagle przerwałam jeść i spojrzałam na niego w osłupieniu. Przecież przed świętami miał prawie wszystkie premiery i miał mieć jeszcze jakieś w nadchodzącym tygodniu.
-A nie tydzień wcześniej?
-Kasiu, przecież Ci mówiłem.
-Ja ci mówię cały czas o balu i cały czas powtarzałam, że jest 19.
-Papiery z rozpiską premier mam dłużej niż ty wiesz o tym balu.
Nasz spór nie miał kompletnego sensu, ale i tak wymieniliśmy jeszcze z dziesięć zarzutów do siebie nawzajem. Nie byłam bardzo zła, ale zrobiło mi się niesamowicie smutno, że znowu Justina nie będzie przy mnie, w takim ważnym dla mnie dniu. Nie chciałam tego, ale zaczęły lecieć mi łzy. Zanim zrobiła się tragedia wstałam i szybkim krokiem poszłam na górę do łazienki żeby „wziąć prysznic”. W zasadzie to nawet odkręciłam wodę, ale miała ona jedynie zagłuszyć mój delikatny płacz. Trochę zajęło mi opanowanie łez i napuchniętych oczu, ale w końcu zdecydowałam się wyjść stamtąd. Włączyłam komputer i zadzwoniłam do rodziców na Skypie. Tego zdecydowanie nie robiłam za często i było mi cholernie głupio. Zdarzało się, że mówiłam im o braku czasu na rozmowę choć tak naprawdę nie chciało mi się podnosić komputera. W głowie dodałam to do listy noworocznych postanowień. Zdecydowanie chciałam i powinnam częściej rozmawiać z rodzicami. Gadaliśmy chyba ze dwie godziny. Tata zdążył nawet w międzyczasie wyjść do sklepu i z niego wrócić. Mama była nieugięta i potrafiła gadać i gadać. Tak bardzo brakowało mi jej głosu. Nie wiem czym to było spowodowane, ale nagle powiedziałam im, że zamierzam spędzić z nimi tydzień zimowej przerwy. Rodzice byli widocznie zdziwieni, ale potem od razu zaczęli powtarzać, że już nie mogą się doczekać. Z wielkim uśmiechem skończyłam z nimi rozmawiać i postanowiłam zadzwonić do Phoebe.
-Hahaha, przestań-usłyszałam w słuchawce.
-Phoebe?-zapytałam niepewnie.
-Tak, to ja-zaśmiała się.-Nie mogę rozmawiać, ale mam nadzieję, że twój sylwester był choć w połowie tak fajny jak mój.
-Było fajnie.
-Ona musi kończyć-usłyszałam męski głos.
-Tak, muszę-znowu się zaśmiała.-Do zobaczenia w szkole-cmoknęła dwa razy do słuchawki.
Dopiero po odłożeniu telefonu uzmysłowiłam sobie, że to był głos Chaza. Uśmiechnęłam się szerzej żeby po chwili moją twarz zdobił już tylko grymas na myśl na moim spięciu z Justinem. Postanowiłam jak najszybciej znaleźć się blisko jego ciepłego ciała. Zbiegłam po schodach i od razu zauważyłam go na kanapie przed telewizorem z psem na rękach. Na palcach zbliżyłam się do niego nie żeby zrobić mu jakąś niespodziankę, a tylko z nadzieją, że nagle się nie odwróci i zmusi mnie do powiedzenia czegoś, na co nie miałam jeszcze pomysłu. Przygryzłam wargę zastanawiając się co powinnam mu powiedzieć. Nie widziałam powodu i sensu w jakiś przeprosinach. Prawda była taka, że oboje skupiliśmy się na swoich odmiennych planach, które nie mogły razem istnieć. Justin nie mógł pójść na bal skoro wtedy miał być kilka tysięcy kilometrów dalej. Postanowiłam pokrzątać się po kuchni żeby to on zwrócił na mnie uwagę i sam coś powiedział. Nie podziałało. Zdecydowałam się zapytać go co chce zjeść na obiad.
-Może zamówilibyśmy dzisiaj coś włoskiego?-krzyknęłam z kuchni.
-Już jadłem.
Nie chciałam tego robić, ale jedyną opcją, która przychodziła mi do głowy żeby Justinowi poprawił się humor była dosyć paskudna gra. Obciągnęłam niżej bluzkę żeby bardziej wyeksponować biust, podciągnęłam wyżej spodenki żeby wyglądać tanio jak nie powiem kto i ruszyłam na poszukiwania nie wiadomo czego w szafce koło telewizora. Nie zwracając wielkiej uwagi na jego osobę zaczęłam otwierać kolejne szafeczki. W górnych nic nie znalazłam, więc trzeba było pochylić się do dolnych. Szukanie było bardzo mozolne i dokładne.
-Szukasz czegoś konkretnego?
-Wydawało mi się, że gdzieś tutaj wrzuciłam mój notes z numerami. Mam wielką ochotę na lasagne-powiedziałam odwracając się do niego przodem i krzyżując ręce na brzuchu. Oczywiście wypięłam przy tym bardziej piersi.
Chłopak zaczął mi się przyglądać. Mój plan trochę działał, ale liczyłam na większą reakcję. Przysiadłam się do niego tak, że nasze kolana się dotykały. Chłopak od razu położył rękę na moim nagim udzie.
-Dlaczego zachowujesz się tak jakbyś zrobiła coś złego albo miała taki zamiar?
Spojrzałam na niego z zaciekawieniem.
-Wiesz, że to działa, cholernie działa-posadził mnie na swoich kolanach.-Ale może powinniśmy porozmawiać?
-Nie mam pojęcia o co chodzi-oparłam się dłońmi o jego klatkę piersiową.
-Dobra, uznajmy to za remis. Też chętnie coś zjem, a ty będziesz mogła szukać powietrza przez cały wieczór-wyszczerzył się.
Uśmiechnęłam się nieśmiało i złożyłam na jego ustach pojedynczy pocałunek.
Za pół godziny w dobrych nastrojach jedliśmy przepyszną lasagne. Była przewspaniała. Oczywiście nie mogło być tak dobrze za długo. Wiem, że powinno się rozmawiać i to bardzo dużo żeby w związku wszystko było ok, ale nie miałam na to najmniejszej ochoty.
-Przyszedł mi do głowy pewien pomysł-uśmiechnął się.
Naprawdę nie wiedziałam czego miałam się spodziewać. Co takiego mogło mu przyjść do głowy i dlaczego dodawał temu taką dziwną oprawę.
-Chcesz żebym Ci powiedział czy nie?-zapytał zirytowany moim brakiem zainteresowania.
-Jasne, że chcę.-uśmiechnęłam się lekko.
-W przyszłym tygodniu mam premierę w Paryżu i może dla wyjątku poleciałabyś tam ze mną? Nie opuścisz żadnego dnia szkoły, więc się tym nie martw.
-Brzmi nieźle.
-Udam, że twój zachwyt jest większy i przedstawię kolejną część planu-uśmiechnął się.-Niestety tej premiery przypadającej na bal nie da rady przełożyć czy coś takiego, a wiem, że chciałaś spędzić tę noc ze znajomymi i mną u boku. Pomyślałem więc, że kilkoro z nich mogłoby polecieć tam z nami. Poszlibyśmy w jakiś fajne miejsce... Co o tym myślisz?
Nie wiem dlaczego tam mnie to ucieszyło. Z zachwytu od razu wtuliłam się w jago ramię i zaczęłam mówić jaki to wspaniały pomysł. Naprawdę, na takim wyjeździe mogłabym trochę nadrobić sylwestra w Cabo i spędzić czas z Justinem w takim cudownym miejscu. Biebs uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie. Muszę przyznać, że długie pocałunki po zjedzeniu dania składającego się z dużej ilości mięsa, sera żółtego i dość tłustego sosu nie jest niesamowitym doznaniem. Zdecydowanie pocałunki z rana i te po obiedzie nie należały do moich ulubionych. Myślenie o śmierdzącym sosie trochę oddaliło mnie od rozmyślania o tym co będziemy robić w Paryżu, więc szybko wyrzuciłam to z głowy. Powtarzałam sobie tylko w myślach Paryż, Paryż, Paryż.  

11 lipca 2014

ROZDZIAŁ 163


Po drodze, ku wielkiej uciesze Justina, zatrzymaliśmy się pod całodobowym sklepem żebym mogła kupić gumę do żucia i paczkę chusteczek. Nie zdziwił mnie fakt kiedy okazało się, że weszłam tam bez żadnych pieniędzy co uświadomiłam sobie dopiero będąc przy kasie. Szybkim krokiem wróciłam się do samochodu i udałam, że nie widzę lekko zirytowanej miny Justina. Chwilę potem ponownie wsiadając do samochodu z moimi zakupami uśmiechnęłam się szeroko do JB. Nie podziałało, więc zbliżyłam się do niego i złączyłam nasze usta na pewien moment. Chłopak delikatnie uśmiechnął się i szybko ruszyliśmy z parkingu.
Trochę zdziwiłam się kiedy zatrzymaliśmy się pod olbrzymim apartamentowcem. Nie wiem dlaczego, ale byłam przekonana, że znowu będziemy na jakimś małym osiedlu podobnym do tego, w którym sami mieszkaliśmy. Justin zaparkował super nieprzepisowo, ale ugryzłam się w język chcąc go pouczyć, bo tego dnia i tak przekroczyliśmy limit spięć. W windzie szybko poprawiałam spódnicę i top, które trochę zmieniły położenie w czasie jazdy.
-Wspaniale wyglądasz-Justin oplótł ręką moją talię i przyciągnął mnie bliżej siebie.
Szeroko się uśmiechnęłam i pewnym krokiem wyszłam z windy kiedy byliśmy na właściwym piętrze. Przed moimi oczami od razu pojawił się tłum ludzi pochłonięty licznymi rozmowami. Rozpoznawałam tylko nieliczne twarze, ale obecność Justina dodawała mi otuchy. Pociągnął mnie do jednej z grupek i od razu wciągnął się w rozmowę ze swoim dobrym znajomym. Nie byłam skrępowana, ale zawsze w takich momentach czułam się tylko dodatkiem Justina. Wszyscy witali się ze mną i chwalili mój strój, ale potem cała uwaga skupiała się na moim partnerze. Chcąc się trochę wyrwać przeprosiłam towarzystwo i poszłam po coś do picia.
-Kasia?-usłyszałam jakiś znajomy głos za plecami.
Z zielonym kubkiem w ręce odwróciłam się i zobaczyłam Scootera. Z szerokim uśmiechem przywitałam się z nim przyjacielskim uściskiem. Zapytałam go co u niego, on zrobił to samo, a potem zapoznał mnie ze swoimi towarzyszami.
Od razu po tym Scooter zauważył jakiegoś znajomego i zostawił nas samych. Było mi jakoś głupio też od razu odchodzić, więc postanowiłam trochę pogadać z nowo poznanymi ludźmi. Od razu wyczułam jakiś dziwny akcent w czasie naszej krótkiej rozmowy. Szczerze mówiąc w Stanach wszyscy mówili inaczej, ale nie mając lepszych tematów postanowiłam o to zapytać.
-Jesteśmy z Holandii-powiedział jeden z nich.
-Łał, słyszałam, że to super miejsce.
-Ale nie ma tam takich imprez-odezwał się drugi z uśmiechem.
-Tak, ale tam przynajmniej można by było napić się piwa-odparł trzeci z frustracją.
-Czyli wam też zdezaktualizowała się pełnoletność?-zapytałam ze śmiechem.-Nie chcę do niczego zachęcać, ale tutaj nikt nie zwróci wam uwagi, a kubeczki właśnie dlatego nie są przeźroczyste-podniosłam wyżej swój kubek.
-Pozna swój swego-zachichotał pierwszy.
Uśmiechnęłam się miło i postanowiłam wrócić do Justina. Znalezienie jego trochę mi zajęło, ale w końcu zobaczyłam go na sofie w towarzystwie Twista. Okazało się, że przyjechał specjalnie na tę imprezę, tylko na jedną noc. Zrobiło mi się głupio kiedy Justin mi to mówił, bo przecież nie musiał tak mnie zapewniać, że jego przyjaciel znowu nas nie odwiedzi. Nasze stosunki były naprawdę dużo lepsze.
Godziny mijały naprawdę szybko i zanim się zorientowałam większość ludzi była na wielkim tarasie. Razem z Justinem przecisnęliśmy się do samej barierki. Gdy ludzie zaczęli odliczać ostatnie minuty 2013 chłopak przytulił mnie mocniej i obrócił mnie twarzą do siebie. Na „jeden” nasze usta złączyły się w ciepłym pocałunku. Czułam się niesamowicie. W uszach słyszałam niesłabnące krzyki naszych towarzyszy na tle kolejnych uderzeń fajerwerków. Po chwili oderwaliśmy się od siebie aby obdarować się noworocznymi życzeniami. Potem Justin jeszcze raz docisnął mnie do zimnej metalowej barierki i znowu się pocałowaliśmy. Następnie każde z nas składało krótkie życzenia otaczającym nas ludziom. Z uśmiechem wyściskałam naprawdę dużą grupę ludzi, a z częścią z nich wdałam się nawet w dłuższą rozmowę. Jakoś przed 1 Justin zabrał mnie do swoich bliższych znajomych. Usiedliśmy na wygodnych szarych kanapach i zaczęliśmy miło rozmawiać. Chłopak cały czas trzymał rękę na moim kolanie, co było bardzo miłym gestem. W pewnym momencie na środku zaczął tworzyć się parkiet. Od razu pociągnęłam tam Justina. Zaczęłam podskakiwać koło niego ciesząc się każdą sekundą muzyki. Biebs położył ręce na moich biodrach i zaczął nimi kołysać. Kiedy trochę się zmęczyłam objęłam go za szyję i złożyłam kilka pocałunków na jego twarzy.
-Mattta nie jest zły, prawda?-Justin przekrzykiwał muzykę
-Kto?
-Za konsolą-wskazał palcem.
-Ale kto to jest?
Zirytowany tym, że nic nie słyszę odciągnął mnie z powrotem na sofę.
-Chodziło mi o Martina, ten który teraz gra-szybko spojrzałam na stanowisko DJa, za którym stał poznany wcześniej przeze mnie Holender.
-Poznałam go, ale nie miałam pojęcia, że coś gra.
-Kasia, zawsze pogłaśniasz kiedy go puszczają w radiu.
Spojrzałam na niego ściągając brwi. Dopiero po chwili mnie olśniło.
-To jest Garrix? Serio? Myślałam, że jest starszy. Wiesz jaki on jest fajny? O rany, może będzie „Helicopter”!
-Na pewno-chłopak wywrócił oczami.
-Och, Justin-przytuliłam się do jego boku.
Przed 4 zaczęliśmy się zbierać. Byłam już trochę zmęczona i już nie mogłam doczekać się ciepłego łóżka. Kiedy wsiedliśmy do samochodu od razu zauważyłam żółtą kartkę pod wycieraczką. Justin też na nią spojrzał i przeklnął pod nosem wyciągając ją stamtąd. Starałam się ukryć chichot, który chciał strasznie się ze mnie wydostać. Chcąc się trochę uspokoić ściągnęłam buty i zaczęłam ruszać stopami, które zdecydowanie za długo były wygięte w szpilce. Kiedy Justin zaparkował pod domem straciłam resztki sił myśląc o śnie. Chłopak chyba to wyczuł i postanowił otworzyć drzwi z mojej strony i zanieść mnie do domu. Po drodze machałam nogami i wesoło chichotałam na co Justin tylko lekko się uśmiechał. W domu stanęłam na własnych nogach i zawołałam szczeniaka, który od razu pojawił się na schodach. Podniosłam go i pocałowałam ten zimny nosek, a następnie poszłam z nim na górę. W łazience szybko zmyłam makijaż i rozebrałam się żeby na pół minuty wejść pod prysznic. Żeby nawet na moment nie zrobiło mi się zimno od razu zarzuciłam na plecy szlafrok. Umyłam jeszcze zęby i od razu poszłam do łóżka. Zaczęłam zastanawiać się gdzie jest Justin, więc zaczęłam go wołać. Chwilę potem pojawił się w drzwiach z butelką szampana. Wyszczerzyłam się jak głupia i od razu przeturlałam się na brzuch żeby go obserwować. Z szerokim uśmiechem zaczął trząść butelką. Chwilę udawał, że we mnie celuje.
-Tylko spróbuj!-krzyknęłam podnosząc się z łóżka i chowając się za drzwiami.
Nagle w te drzwi uderzył rozpędzony korek. Krzyknęłam jakbym to ja dostała. Biebs zaśmiał się pod nosem i usiadł na łóżku żeby spokojnie nalać złotą ciecz do kieliszków, które znikąd pojawiły się na nocnym stoliku. Wtedy postanowiłam wyjść z ukrycia i wskoczyłam na łóżko. Zauważyłam, że Justin rozlał odrobinę płynu na pościel, bo trzymał wtedy pełne kieliszki w rękach. Bałam się, że zacznie mi o tym gadać, ale tylko na chwilę skrzywił się. Usiadłam i zaczęłam przyglądać się bąbelkom.
-Tam nie udało nam się napić, a przecież co to za Nowy Rok bez szampana-uśmiechnął się.
Wzięłam duży łyk i skrzywiłam się. Nie wiem czy było to spowodowane resztkami pasty w moich zębach czy po prostu smakiem szampana, za którym nigdy nie przepadałam. Oczywiście nie chciałam żeby Justin to widział, więc od razu się uśmiechnęłam. Przysunęłam się do zagłówka łóżka żeby było mi wygodniej. Justin wypił duszkiem dwa kieliszki i przybliżył się do mnie. Szybko opróżniłam swój kieliszek i umiejscowiłam się na nim. Chłopak zaczął jeździć po moich udać kierując się coraz wyżej.
-Przestań-powiedziałam prostu w jego usta.-Nic pod spodem nie mam.
-Właśnie na to liczyłem.-uśmiechnął i pocałował mnie w policzek.
Starałam się z niego zejść, ale właśnie wtedy mocno oplótł moją talię nie pozwalając mi odejść. Zaczęłam śmiać się z przyciśniętą głową do jego klatki piersiowej. Po chwili sam zaczął się śmiać i pozwolił mi położyć się po jego lewej stronie i mocno przytulić do jego boku.  

7 lipca 2014

ROZDZIAŁ 162


 -Justin! Puść mnie!-krzyknęłam próbując mu się wyrwać.
-Pół godziny-mruknął dalej ściskając moje nadgarstki.
-Nie mam czasu-powiedziałam spokojnie licząc, że to zadziała.-Wolę coś zjeść i być na czas u kosmetyczki.
Chłopak lekko zirytowany zszedł ze mnie i bez słowa wziął ze stolika iPada. Wtedy szybko zeszłam z łóżka i poszłam do garderoby. Błyskawicznie wcisnęłam tyłek w obcisłe dżinsy, a na górę zarzuciłam biały top. Kiedy się ubierałam znikąd pojawił się piesek i zaczął na mnie skakać. Podniosłam go z podłogi i wróciłam do sypialni. Justin udawał, że mnie nie widzi, więc żeby się trochę ożywił postawiłam na nim szczeniaka. Nie zadziałało to, ale mówi się trudno. Nie miałam ochoty zastanawiać się o co mu znowu chodzi. W kuchni szybko zalałam sobie kakao i przygotowałam coś do jedzenia. Nie wiem dlaczego zawsze nazywam to przygotowaniem skoro tutaj wszystko jest gotowe i zamknięte w jakimś plastiku. Prawda jest taka, że od przeprowadzki zdążyłam się już całkowicie przestawić na amerykańskie jedzenie. Wszystko jest gotowe i wymaga tylko podgrzania i ,uwaga, wyjęcia z opakowania. Po szybkim śniadanku poszłam jeszcze po torebkę do sypialni. Pokrzątałam się tam jeszcze chwilę próbując zlokalizować mój telefon. Znowu go nigdzie nie było.
-Szukasz telefonu?-Justin zapytał lekko się uśmiechając.
-Nie-powiedziałam biorąc z toaletki błyszczyk żeby przypadkiem nie mógł znowu się ze mnie śmiać.-Tego szukałam.
-Masz króliczku-chłopak podał mi mojego iPhone'a pojawiając się obok.
Wzięłam go od niego i pocałowałam go w policzek jako podziękowanie. Justin przekręcił lekko głowę i zaczął całować mnie w usta. Uśmiechnęłam się i odwzajemniłam pocałunek. Wciąż nie potrafiłam być na niego zła dłużej niż pięć minut. Chłopak po raz dziesiąty zapytał o której wrócę i czy przypadkiem nie chcę żeby ze mną pojechał. Tak, nie ma to jak zabrać faceta ze sobą do kosmetyczki i fryzjera. Szybko wzięłam kluczyki do samochodu i pojechałam do salonu. Na miejscu było dużo ludzi. Jak zawsze w ostatni dzień roku, bo przecież wszyscy chcą się dobrze prezentować na nocnym szaleństwie. Okazało się, że musiałam chwilę poczekać, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Po chwili podeszła do mnie jedna kobieta i zaprosiła na fryzjerski fotel. Wytłumaczyłam jej jak to wszystko widzę. Zdecydowałam się na karmelowe pasemka i delikatne podcięcie, bo co jakiś czas po prostu trzeba to zrobić. Fryzury żadnej nie chciałam, więc wszystko poszło nawet szybko. Potem przyszła kolej na paznokcie. Po trzydziestu minutach nareszcie nie wyglądały jak u jakiegoś zwierzęcia. Po zapłaceniu małego majątku w kasie wyszłam przed salon i szybko zauważyłam lodziarnie. Nie mogłam się oprzeć i po chwili już trzymałam wielkie lody czekoladowe. Po tym wszystkim mogłam wracać do domu.
Na miejscu szybko znalazłam Justina i zaczęłam go wypytywać gdzie dokładnie idziemy i kto tam będzie. Musiałam przygotować się psychicznie na towarzystwo celebrytów. Miałam jeszcze trochę czasu, więc podgrzałam jakieś jedzenie i kazałam Justinowi zejść na dół. Tym razem od razu mnie posłuchał i po chwili siedział już na stołku barowym przy kuchennej wyspie.
-Justin, a co z psem?
-Jak to?
-No on będzie się bał fajerwerków. Chcesz żeby siedział tu taki przestraszony i nie mógł spać kiedy my będziemy na imprezie?
-Tutaj nic nie będzie słychać. Nic mu nie będzie.
-Może zostanie w naszej sypialni? Tam jest chyba najciszej.
-Ale tylko ten jeden raz, bo mu nie ufam. Ostatnio znowu zasikał dywan.
-I tak to ja sprzątałam.
Po obiedzie wciąż mieliśmy trochę czasu na odpoczynek, więc włączyliśmy sobie jakiś film. Nie wiem dlaczego, ale tego dnia nie miałam najlepszego humoru. Niby wszystko było ok, ale i tak nie czułam się jakoś super. Koło siódmej uznałam, że to najwyższy czas na prysznic i przygotowanie się na nasze wyjście. Uważałam żeby nie zmoczyć włosów, bo naprawdę ładnie się układały. W sypialni usiadłam przy toaletce i pomalowałam się. Ostatnim krokiem było ubranie się. Szybko wcisnęłam się we wcześniej przygotowany dwuczęściowy komplet. Po dziesięciu minutach udało mi się też zlokalizować czarne szpilki i byłam już gotowa. Przeglądałam się chwilę w dużym lustrze czy przypadkiem taki strój nie jest złym rozwiązaniem, bo w przypadku pokazywania tali bałam się czy ze spódnicy nic nie będzie się brzydko mówiąc wylewać. Pochyliłam się kilka razy żeby być pewną, że wszystko jest na swoim miejscu. Kiedy weszłam do sypialni poczułam nagle silny zapach perfum Justina i od razu przypomniałam sobie o dezodorancie i moich perfumach. Tylko tego brakowało żebym śmierdziała tam jakimś potem. Będąc już gotową szybko zlokalizowałam torebkę i wsadziłam w nią kilka rzeczy. Po raz dziesiąty uznałam, że jestem gotowa. Na dole znalazłam Justina, który wyglądał znakomicie.
-Już jedziemy?-zapytałam.
-Jakoś za godzinę.
-Jak to. Przecież mówiłeś, że o 8 i jest 8.
-Ale pomyślałem, że lepiej będzie pojechać trochę później. Trzeba się trochę spóźnić żeby wszystko się już tam rozkręciło.
-No i teraz mam tak siedzieć przez godzinę?-wskazałam na buty i spódnicę.-Zaraz będę cała w sierści psa.
-Nie przesadzaj.
-To mi się w takim razie nie chce nigdzie jechać-powiedziałam ściągając buty.-Mam gdzieś te imprezy, na których niby są przyjaciele, ale i tak stosuje się jakieś głupie gierki.
-Nie musimy nigdzie jechać. Serio. Zostańmy w domu skoro masz być taka wkurzona przez całą noc.
-Jedź sam, a ja zostanę-odwróciłam się do niego plecami i ruszyłam w stronę schodów.
-Nie będę brać znowu wszystkiego na siebie skoro to ty widzisz jakieś problemy. Nie ma opcji żebyś została sama. Albo zostajemy, albo jedziemy i się dobrze bawimy.
Nie wiedziałam co we mnie wstąpiło. Mogłam trzymać język za zębami i poczekać tę godzinę, co było dla mnie głupie, ale ja musiałam zacząć gadać. Było mi głupio, ale zdecydowałam ochłonąć w samotności. Na górze zrobiło mi się jeszcze gorzej, bo doszłam do wniosku, że pokazałam jaka jestem samolubna i głupia. Prawda była taka, że to ja nie mogłam normalnie traktować znajomych Justina w czasie kiedy on starał się i dogadywał z moimi. Czułam się jak najgorsza dziewczyna pod słońcem. Musiałam wywalać z siebie takie zmyślone idiotyzmy w sylwestra przed prawie samym wyjściem. Przez cały dzień było przecież ok, a tu teraz taki wybuch. Po piętnastu minutach poszłam do Justina, który zaszył się na zewnątrz. Moje wyrzuty sumienia sięgnęły maksimum. Skoro on nie mógł wytrzymać w domu zdecydowanie przesadziłam. Z zakłopotaniem splątałam swoje ręce na brzuchu i zaczęłam go przepraszać. Kilka razy powtórzyłam, że szanuję jego znajomych i broń boże nie mam ich gdzieś. Kiedy kazał mi usiąść sobie na kolanach jeszcze kilka razy wspomniałam jak mi głupio po tym wszystkim.
-Nie musisz już tak przepraszać-uśmiechnął się obejmując mnie.
Spojrzałam na niego z delikatnym uśmiechem. Jakim cudem on potrafił się tak dobrze zachować. Kiedy chodziło o jakieś poważne rzeczy zawsze umiał sobie poradzić i przejąć kontrolę.
-Chcesz tam jechać?-zapytał zakładając kosmyk moich włosów za ucho.-Tylko mów prawdę.
Pokiwałam głową dając znać, że z wielką chęcią tam pojadę.
-To wstawaj i jedziemy-klasnął w dłonie.
-Ale jeszcze nie ma 9...
-Hej, przecież nikt nas stamtąd nie wyrzuci-uśmiechnął się całując mnie w policzek.

30 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 161


 -Trzy razy, serio?-odparłam biorąc spory łyk herbaty.
-Jeżeli wrócisz teraz do łóżka możemy poprawić wynik.
-Nie, już dałeś mi w kość.
-Kto to mówi? Nie widziałaś chyba moich pleców-parsknął śmiechem.
Nie chcąc dalej słuchać jego wywodów poszłam pod prysznic. Pewnie byłby chętny na wspólną wizytę w łazience, ale aż tak dobrze nie było. Gorący prysznic dodał mi uspokoił moje nerwy, które jeszcze myślały o dotyku Justina. Od razu umyłam włosy, które nie nadawały się do niczego. Będąc już czystą stanęłam przed lustrem i po starciu z niego pary zaczęłam robić sobie przedziałek , a potem natarłam się cała balsamem. Była zimna, ale zupełnie tego nie czułam, bo było po prostu ciepło. Może nie gorąco, ale dość ciepło. Kiedy byłam już cała lepiąca od smarowidła narzuciłam na ramiona szlafrok i wróciłam do Justina, który cały czas leżał w łóżku, ale teraz towarzyszył mu jeszcze laptop. Widząc mnie szybko go zamknął i ręką namawiał mnie do powrotu pod kołdrę. Miałam wielką ochotę pociągnąć go za włosy, które stercząc w każdą stronę stwarzały dzieło sztuki. Jakby czytając mi w myślach przeczesał je lewą ręką zwracając moją uwagę na tatuaże. Zaczęłam myśleć o nich, bo na moment zrobiły się czymś interesującym. Z trudem powstrzymałam się od wskoczenia na niego i złożenia kilku pocałunków na jego umięśnionym torsie. Kiedy w końcu udało mi się oderwać od niego wzrok podniosłam z komody ostudzoną herbatę i dopiłam ją duszkiem. Justin w między czasie też się przemógł i poszedł do łazienki. W czasie jego prysznica poszłam do garderoby się ubrać. Wiedząc, że tego dnia nie będę musiała już nigdzie wychodzić włożyłam obcisły top na cienkich ramiączkach i krótkie dresowe szorty. Później zdecydowałam się pójść do kuchni i zrobić coś do jedzenia, bo oboje umieraliśmy z głodu. Nie mając ochoty stać nad garnkami usmażyłam dwa omlety i zrobiłam smoothie z mrożonych malin. Oczywiście jako, że Justin nigdy nie może zachowywać się jak przystoi kiedy jesteśmy sami w domu stając za mną z zaskoczenia złapał mnie za biust i przyciągnął do tyłu. Wtedy coś mu krzyknęłam komentując jego inteligencje, na co tylko się roześmiał. Chcąc mnie udobruchać położył ręce na moim brzuchu i przytulając mnie od tyłu oparł brodę na moim ramieniu aby przyglądać się moim poczynaniom. Kiedy przełożyłam jedzenie na talerze odsunął się i usiadł przy stole.
-Dlaczego nigdy nie możesz się ubrać do jedzenia?
-U siebie w domu mogę jeść nawet nago. Właściwie możemy przyjąć zasadę, że zawsze będziemy jedli nadzy-zaśmiał się ze swojego pomysłu.
Wywróciłam oczami widząc jego rozbawienie. Nie zapowiadało się, że kiedykolwiek wyrośnie z takich żartów.
Po południu razem z Justinem poszliśmy do Hanny, która organizowała z Dylan świąteczną imprezę u siebie w domu. Ogólnie pomysł uważałam za naprawdę fajny, bo miło uczcić jakoś święta również ze znajomymi. Ludzi nie było dużo, co było zdecydowanym plusem. Nawet Justin, który zazwyczaj nie bawił się dobrze na imprezach z ludźmi z mojej szkoły, wydawał się być zadowolony. Na początku wszyscy trochę ponarzekali jacy to nie są zmęczeni kilkoma dniami świąt. Dziewczyny „chwaliły się” ile przytyły w święta, o czym nie chciałam nawet słyszeć. Oczywiście każdy powiedział co ciekawego dostał. Co ciekawe nikt nie mówił o jakiś drogich prezentach, ale skupił się na drobiazgach. Drogie prezenty każdy dostał, ale ludzie byli jakby nimi znudzeni i woleli mówić o jakiś kubkach z głupimi zdjęciami. Co i raz ktoś mówił coś o sylwestrze, na który większość zaplanowała wspólny wyjazd do Meksyku. Hannah z Phoebe namawiały mnie na to przez jakiś miesiąc, ale było to bezcelowe, bo od początku obiecywałam Justinowi, że spędzimy tę noc z jego znajomymi. Nie będę kłamać, że wolałabym Cabo, ale Biebsowi też się coś należało. Wieczorem zaczęła się właściwa impreza. Przybyło więcej ludzi i zrobiło się głośno. Goście zaczęli tańczyć i dogadzać sobie drinkami. Urządzanie takiej imprezy kilka dni przed Sylwestrem było dla mnie niezrozumiałe, ale to była przecież Hannah. Było to niezwykle zadziwiające, ale Justin naprawdę zakumplował się z Jacobem. Bardzo mnie to cieszyło, bo dzięki temu wiedziałam, że zawsze będzie miał z kim pogadać na jakiś wyjściach czy szkolnych imprezach. Chyba JB uwierzył, że Jake'a interesuje tylko Hannah jeżeli chodzi o kontakty damsko-męskie i nigdy by nawet nie pomyślał o mnie w taki sposób, o co bał się Justin. Koło północy czułam się już zmęczona i razem z Justinem zdecydowaliśmy się na powrót do domu. Chłopak nie wydawał się być zmęczonym i nie opuszczał go dobry nastrój, więc przez całą drogę do domu słuchaliśmy głośno muzyki. Na miejscu szybko zaliczyłam łazienkę i położyłam się. Justin pocałował mnie na dobranoc i zajął się komputerem. Nie jestem w stanie określić ile czasu to robił, bo chwilę później już spałam.

-Pięknotka już wstała?-Justin założył mi za ucho kosmyk włosów.
-Jeszcze śpi-uśmiechnęłam się wtulona w kołdrę.
Justin pozwolił mi jeszcze trochę pospać, ale nie trwało to za długo, bo zaczęło mu się nudzić i mnie zaczepiał. W końcu wyszłam spod kołdry i poszłam do łazienki umyć zęby. Nie było mnie dosłownie przez pięć minut, a kiedy wróciłam do sypialni Justin rozmawiał o czymś z moją mamą. Zaczęłam się martwić, że powiedział jej o naszym wyjściu na imprezę, więc postanowiłam szybko pojawić się obok niego. Justin niedyskretnie zaśmiał się patrząc na to jak wyglądam w kamerce. Jego top ledwo zasłaniał mi biust, więc w komputerze wyglądało to już naprawdę nie za dobrze. Szybko sięgnęłam na po pluszowy szlafrok leżący na podłodze i zarzuciłam go na siebie. Oczywiście mama zdążyła powiedzieć, że powinnam się bardziej szanować po chorobie. Pochyliłam się lekko żeby ukryć moje wywracanie oczami. Potem mama elegancko wykluczyła Justina z rozmowy, bo zaczęła nagle mówić po polsku. Chłopak zrobił dziwną minę, ale uznał chyba, że mama dzwoni poplotkować o jakiś głupotach, które i tak go nie interesowały. Powiedział, że idzie wziąć prysznic i pomachał żegnając się z moją mamą.
-Wy się chyba zamieniacie w jakiś nudystów. Ten odbiera z gołą klatą, a ty potem pojawiasz się wydekoltowana do pasa-zaśmiała się.-Ale nieważne, róbcie co chcecie. Ja wam nie będę wchodziła w życie jak babcia.
-Dobra mamo. Czegoś potrzebujesz? Dopiero wstałam i chętniej bym potem pogadała.
-Dobra, dobra. Mam jedną sprawę. Zadzwoń do Pawła i mu wytłumacz, że nie ma jak do was przyjechać, bo ten już sobie ubzdurał, że się do was przeprowadzi i teraz cały czas truje cioci Gosi dupę.
-Dzisiaj mam to zrobić?
-Teraz to zrób, bo przed chwilą Gośka dzwoniła, że znowu go na to naszło. On zaraz do Ciebie napisze czy coś na Skype.
Nie miałam pojęcia co się właściwe dzieje, bo nigdy wcześniej nie słyszałam o takich pomysłach Pawła. Właściwie nie miałam nawet takiej okazji, bo rzadko się widywaliśmy i żadne z nas nie było zainteresowanie rozmową ze sobą. Mama nic już więcej nie mówiła i szybko się pożegnała. W tym samym czasie pojawił się Justin i po upewnieniu się, że z nikim już nie rozmawiam dosłownie na mnie wskoczył. Odłożyła szybko komputer na bok i zaczęłam próbować się wyrwać. On zostawił mnie jednak w spokoju kiedy powiedziałam, że jestem głodna i muszę koniecznie coś zjeść. Wychodząc z pokoju powiedziałam mu żeby pilnował komputera, bo ktoś za chwilę może zadzwonić mój kuzyn. Jakoś specjalnie się nie śpieszyłam, więc przygotowanie płatków zajęło mi trochę więcej niż zazwyczaj. Potem podniosłam Swaggyiego z podłogi razem poszliśmy na górę. Wchodząc z psem na łóżko zapytałam Justina czy ktoś się odezwał.
-No ten kuzyn się na chwilę dzwonił. Ale już z nim pogadałem.
-Ale co mu powiedziałeś?
-No on się pytał czy mógłby kiedyś do nas przyjechać w wakacje, więc mu powiedziałem, że nie ma problemu i gdyby chciał wpaść to zawsze jest mile widziany. Chyba dobrze się spisałem, prawda?-delikatnie cmoknął mnie w usta.
-Ale nic nie mówił o tym, że teraz chce przyjeżdżać?
-Nie. Pytał ogólnie. Śmieszny z niego chłopak. Trochę się zdziwił kiedy mnie zobaczył, ale zadał tylko jedno pytanie i powiedział, że musi iść.
-No to chyba wszystko dobrze-przyciągnęłam psa bliżej siebie i zaczęłam go głaskać po grzbiecie.
Przez cały dzień nie robiliśmy nic ciekawego. Siedzieliśmy całkowicie bezczynnie i tylko zmienialiśmy miejsce siedzenia chociaż wcześniej obiecywałam sobie, że zajmę się odrobinę jakimiś przygotowaniami do Sylwestra, który zbliżał się wielkimi krokami, a moje paznokcie i włosy nie wyglądały najlepiej.  

27 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 160


Rano przy śniadaniu patrzyłam na Johna bardziej podejrzliwie, bo nie mogłam uwierzyć, że spytał Justina o takie coś. Przez pół nocy męczyłam Justina pytaniem czy on naprawdę tak powiedział. Miał mnie już nawet dość. Nie wiedziałam, że miałam aż taką rację kiedy dzień wcześniej pomyślałam, że w Johnie kryje się coś więcej. Dziadkowie już od południa kręcili się z lekkim zdenerwowaniem, bo jakoś nie przepadali za lataniem i lotniskami. Pattie uspokajała mamę cały czas nawiązując do swojej ciąży. Ja też wciągnęłam się w tę damską pogawędkę chociaż nie mogłam nic powiedzieć, bo nie miałam pojęcia jakie to uczucie być w ciąży. Justin czując, że przez długi czas nie będzie mógł tego zrobić przysiadł się do nas i zaczął przepraszać Pattie za swoje wcześniejsze zachowanie, przytulał ją i powtarzał, że jest niesamowicie szczęśliwy widząc ją w tym cudownym stanie. Zrobiło mi się naprawdę miło widząc taki obrazek.
-Widzisz Kasiu, Justin już robi się zazdrosny o matkę-dziadek zaśmiał się chrypliwie.-Nawet tą wytatuowaną ręką się do niej przykleja.
-Zawsze będzie moim małym synkiem-Pattie podrapała Justina po głowie i pocałowała w policzek.
Jeszcze szerzej się uśmiechnęłam widząc jego delikatny uśmiech. Pattie miała w sobie tyle matczynej miłości, że z pewnością wystarczyłoby jej dla całej gromady dzieci. Po chwili jednak mój uśmiech osłabł. Nie widziałam rodziców już pięć miesięcy i strasznie mi ich brakowało. W tej chwili też chętnie przytuliłabym moją mamę, a ona zaśmiałaby się i pocałowała w czoło. Tata z kolei przyciągnąłby mnie na swoje kolana i powtórzył po raz setny, że kiedyś byłam taka mała, że mieściłam się cała na jego kolanach. Trochę żałowałam, że nie pojechałam do nich na święta. Jednak wiązałoby się to z samotnymi świętami dziadków Justina i Pattie albo opuszczeniem Justina, co nie wchodziło w grę. Gdyby mama aż tak nie bała się długiej podróży mogliby spędzić święta w USA, ale uznała, że woli zostać w Polsce i obchodzić je jak zwykle. Kiedy wtedy wyobrażałam sobie święta byłam zdenerwowana, ale kiedy już trwały byłam smutna, bo jeszcze nigdy tak za nimi nie tęskniłam.
Nagle zauważyłam jak dziadek macha ręką i wyciąga do mnie ręce. Uśmiechając się przytuliłam się do niego. Poczułam się odrobinę lepiej i zrobiło mi się mokro pod oczami. Dziadek zaśmiał się i uścisnął mnie mocniej.
-Po prostu nigdy nie spędzałam świąt bez rodziców i całej rodziny-powiedziałam.
-Uwierz mi, oni wcale nie czują się inaczej. Po wyjeździe Justina i Pattie było nam bardzo ciężko, bo nagle zrobiło się pusto. Brak Justina jest łatwy do rozpoznania-zaśmiał się.
-Kiedy go nie ma jest tak jakby wszystko się zatrzymało i nic się nie dzieje.
Oboje spojrzeliśmy na Justina, który teatralnie pukał w brzuch Pattie, a potem przykłada ucho do brzucha. Zaśmiałam się widząc jak się szczerzy. Wyglądał rozkosznie. Poszłam na chwilę do kuchni podgrzać kolację, którą udało mi się wcześniej zrobić. W tym czasie szybko nakryłam stół. Kiedy wszystko było gotowe poinformowałam o tym wszystkich. Wspólnie usiedliśmy do stołu. Nie miałam idealnego humoru, ale Justin cały czas rozweselał mnie głupotami, o których cały czas mi mówił. Po jedzeniu Pattie i John poinformowali nas, że będą już się zbierać. Wszyscy sprzeciwialiśmy się nie chcąc żeby już nas opuszczali. John powiedział, że chcą podzielić się nowiną również z jego rodziną w czasie świąt. Oczywiście było to zrozumiałe. Pożegnaniom nie było końca wszyscy musieliśmy ich wyściskać, jeszcze raz pogratulować i powiedzieć, że zawsze mogą liczyć na naszą pomoc.
Kładąc się spać rozciągnęłam się na brzuchu. Chciało mi się spać, więc nie czekając na Justina weszłam pod kołdrę i zgasiłam górne światło. Po dziecięciu minutach pojawił się i on. Jakby nie chcąc mnie obudzić położył się obok i przysunął do mnie. Złożył na moim ramieniu krótki pocałunek i położył na nim głowę mrucząc słodko. Szepcząc życzyłam mu miłej nocy.
Rano obudziłam się w doskonałym humorze. Z szerokim uśmiechem wspięłam się na ciało Justina ogarnięte jeszcze snem. Jęknął pod moim ciężarem. Usiadłam na nim i obserwowałam jego zaciśnięte powieki. Nie zapowiadało się, że będzie się budził, więc narzuciłam kołdrę na plecy i położyłam się tuż przy nim umiejscawiając głowę na jego klatce piersiowej. Automatycznie zgarnął moje włosy ze swojej twarzy. Zaczęłam opowiadać mu o czymś nudząc się trochę. Nic mi nie odpowiadał, ale ja i tak nie mogłam przestać. Po chwili zdołałam się zatrzymać i wstając dałam mu spać. Szybko wzięłam prysznic i zeszłam na dół, gdzie złapał mnie Swaggy. Szybko wzięłam go na ręce i całując go po pyszczku poszłam do kuchni. Zalałam sobie herbatę i wyciągnęłam z szafki pudełko ciastek zbożowych. Pies stale mnie obserwował wiedząc, że wyłudzi kawałek.
-Już udało się przetrawić wszystko, co zjadłeś w Wigilię kolego?-zaśmiałam się.-Już brzuch się za tobą nie ciągnie.
Przez pewien czas przeglądałam coś w internecie, a potem zadzwoniłam do mamy. Przez dłuższy czas opowiadała mi o świętach i dziękowała za prezenty. Kiedy wreszcie udało mi się dojść do głosu podzieliłam się z nią ciążą Pattie i krótkim sprawozdaniem z naszych świąt. Kilka razy kazała przekazać Justinowi kolejne życzenia. Oczywiście zaczęła mnie wypytywać jak Justin zareagował na nowinę. Powiedziałam, że na początku był w szoku, ale potem jakoś ochłonął i jest już dobrze. Zapytałam ją kiedy w końcu się zobaczymy, ale ona znowu broniła się tym, że nie chcę lecieć samolotem, bo boi się długiego lotu. Skończyłam rozmowę kiedy w kuchni pojawili się dziadowie Justina. Ściągnęłam psa z blatu i poprawiłam koszulkę, która była trochę za krótka żeby nosić ją samą.
Po dziesięciu minutach rozmowy przyszedł do nas też nasz śpioch. Pies podleciał do niego jak szalony i zaczął skakać chcąc być wziętym na ręce. Szybko spełnił jego życzenia i zaczął do niego mówić głosem postaci z kreskówki. Pies był zachwycony.
-Przepraszam, że nie dawałam ci spać.
-Wiesz, chciałam odpocząć, bo dzisiaj muszę być w pełni sił-uśmiechnął się znacząco podając mi psa.-Nie karm go więcej ciastkami.
-Nie robię tego.
-Dlatego jeszcze się oblizuje i ma okruchy na pyszczku?
Powstrzymując śmiech powiedziałam, że to jego karma. Justin zrobił minę jakby zupełnie mi nie wierzył. Wygięłam się żeby cmoknąć go w usta. Uśmiechnął się szerzej i usiadł po drugiej stronie wyspy.
Właściwie cały dzień nie miał wielkiego sensu, bo ja i Justin nie mogliśmy doczekać się wieczoru. Oczywiście nie kłamaliśmy, że będziemy tęsknić za dziadkami, kiedy wspólnie żegnaliśmy ich na lotnisku. Kiedy znaleźliśmy się ponownie w samochodzie chłopak uśmiechnął się do mnie szeroko. Odwzajemniłam uśmiech i pocałowałam go w usta.
-Zaraz zaciągnę cię do łóżka-powiedział normalnym głosem jakby mówił o pogodzie.
-Na razie zajmij się drogą-zachichotałam.
Kiedy tylko zatrzymaliśmy się pod domem Justin wyskoczył z samochodu i energicznie otworzył drzwi z mojej strony. Łapiąc mnie w pasie wyciągnął mnie z auta i wziął na ręce. Mocno trzymając się go czekałam aż otworzy drzwi wejściowe i wniesie mnie do sypialni. Oboje pozbyliśmy się szybko butów i opadliśmy na łóżko. Justin zaczął całować mnie po szyi czym przypomniał mi, że naprawdę zwlekaliśmy z tym za długo. Wyciągając się na całym łóżku rozpięłam guziki sweterka i ściągnęłam z niego koszulkę. Chłopak na chwilę zatrzymał się i spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
-Rezygnujesz?
-Nie, ale wyglądałaś tak grzecznie przez całe święta-sweterki, ciemne spódniczki.
-Zależy co jest pod sweterkami...-przymrużyłam oczy.
Justin rozochocony ściągnął ze mnie spódnicę i wysuwając język z ust zajął się też bluzką. Chyba nie myślał, że się wcześniej do tego nie przygotuję. Wykorzystując chwilę jego nieuwagi usiadłam na nim dając mu lepszy widok.
-Jestem cały twój-przygryzł delikatnie dolną wargę.

23 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 159


Justin usiadł na fotelu obok choinki i wziął mnie na kolana. Ręką, którą mnie nie obejmował sięgał po prezenty. Jedno pudło było naprawdę duże. Trzymając je w rękach potrzęsłam nim, bo było bardzo lekkie. Kiedy ściągnęłam pokrywkę zobaczyłam dużo kolorowych papierków zabezpieczających. Szybko zanurkowałam w nim ręką i chwyciłam coś dziwnego. Justin śmiał się za moimi plecami, kiedy wyciągnęłam królicze uszy. Odwróciłam się do niego i spojrzałam pytająco. Pokazał mi żebym dalej szukała. Tym razem złapałam kartkę i przyjrzałam się jej. Dla króliczka Justina od H. Hefnera, przeczytałam. Odwróciłam kartkę, a tam na odwrocie było logo Playboya. Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam. Justin zaczął głośniej się śmiać, a ja poczułam się skrępowana, bo jego dziadkowie byli obok. Na szczęście oni też oglądali prezenty i nie przyglądali się co właściwie trzymałam. Cmoknęłam szybko Justina w te roześmiane usta i odłożyłam pudełko, wiedząc, że jest tam coś więcej. Od razu wzięłam mój prezent dla Justina. Szybko podałam mu go. Jednym ruchem rozerwał papier i przyłożył do siebie czarną koszulkę. Napis głosił „Moja żona ma zawsze rację”. Zaśmiał się pod nosem i lekko mnie uszczypnął. Po drodze było jeszcze kilka dziwnych prezentów jak na przykład śmieszne skarpetki, płyty, filmy. W końcu podałam mu mniejsze pudełko. Miałam nadzieję, że mu się spodoba. Szeroko uśmiechnął się widząc złotego Rolexa, którego trochę pomógł mi wybrać Twist. To ja byłam dziewczyną, ale oni lepiej rozróżniali te zegarki, a ja nie chciałam kupić mu takiego samego jak ma. Kiedy Justin odłożył go wcisnął mi od razu w ręce jeszcze jeden prezent. Szybko otworzyłam małe pudełko, w którym był bardzo słodki naszyjnik z białego złota. Od razu kazałam go sobie nałożyć. Na moich kolanach pojawiło się kolejne pudełko, w środku którego były jeszcze dwa kolejne. Zrobiło mi się aż głupio, że moje prezenty dla niego już się skończyły. W jednym błękitnym pudełeczku były kolczyki z małymi perłami, a drugim takie same tylko, że z brylantami. Kamienie błyszczały jakby specjalnie ktoś je podświetlał. Powiedziałam, że są niesamowite. Uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam go. Zaczęliśmy delikatnie się całować podgryzając się leciutko. Chichotałam kiedy łaskotał mnie językiem. Nagle wsunął między nas kopertę. Pytająco spojrzałam na niego oblizując jeszcze usta. Delikatnie otworzyłam kopertę i wysunęłam sztywny papier.
-Mówiłaś, że chciałabyś zobaczyć co najmniej pół świata żeby móc zostać w jednym miejscu na dłużej i przestawić się na tryb żony, przyszłej matki...-uniósł delikatnie kąciki ust.-Ja obiecałem sobie, że będę starał się spełnić każde twoje marzenie.
Tym razem wręcz rzuciłam się na niego. Przycisnęłam się do jego klatki piersiowej tak mocno, że nie mogłam oddychać. Uwielbiałam takie chwile kiedy czułam, że jestem największą szczęściarą na świecie i mam obok siebie kogoś tak niesamowitego.
-Dzieciaki, a to jest taki skromny prezent od nas-babcia wskazała ręką na dużą, płaską paczkę.
Zeszłam na chwilę z kolan Justina i wyciągnęłam spod drzewka tajemniczy przedmiot. Siadając na podłokietniku fotela zaczęłam zdzierać papier. W środku była duża ramka z czarno-białym zdjęciem.
-To jedno z tych, które zrobiliśmy w Stratford.
Chwilę przyglądałam się zdjęciu. Nic nie było w nim perfekcyjne, ani ostrość, ani ogólna kompozycja, ale chyba to sprawiało, że wyglądało niesamowicie. Justin i ja siedzieliśmy obok siebie na kanapie ukrywając uśmiechy i patrząc na siebie. Pamiętam, że było to dopiero po tym jak przyjechaliśmy i oboje byliśmy zmęczeni, bo pierwszej nocy się nie wyspaliśmy. Wyglądaliśmy jakbyśmy byli cholernie szczęśliwi w zwyczajnym domu, prostych ubraniach i kiepskich fryzurach. Spojrzałam na Justina z dziwnym wzruszeniem.
-Wyglądasz ślicznie na tym zdjęciu-powiedział spokojnie.
-Jest idealne-stwierdziłam.-Dziękujemy-spojrzałam na dziadków.
Od razu zaniosłam ramkę do sypialni i postawiłam ją na komodzie, na której stały tylko jakieś do połowy wypalone świeczki zapachowe. Miałam nadzieję, że Justin nic nie będzie miał do takiego ustawienia i zdjęcie nie psuło całej wizji sypialni. Kiedy schodziłam na dół Pattie z Johnem akurat wracali. Uśmiechnęłam się do nich i na chwilę poszliśmy do kuchni wziąć jakieś jedzenie, bo oni trochę zgłodnieli. Po dziesięciu minutach znaleźliśmy się w salonie. Justin widząc Johna wstał i podszedł do niego. Spojrzałam na niego zdenerwowana, ale Biebs poprosił tylko Johna o rozmowę w cztery oczy. Pattie była lekko zmieszana, ale uśmiechnęłam się do niej pocieszająco. Nie wiedziałam czy wszystko będzie dobrze, ale miałam taką nadzieję. Niby normalnie rozmawialiśmy, ale czułam, że w środku ja i Pattie nie byłyśmy takie spokojne. Babcia zaczęła jeszcze dopytywać o ciążę, a ja tylko się temu przysłuchiwałam. W sumie interesowało mnie to, bo miałam być przecież bratową tego dziecka, ale po prostu w tamtym momencie mój umysł był gdzieś indziej. Wyświetlacz zegara jakby się zatrzymał. Błagałam żeby w reszcie się ruszył, ale łaskawie przeskoczył o dwie minuty. Po jakiś piętnastu minutach Justin z Johnem wrócili. Obie z Pattie mieliśmy chyba najbardziej pytające miny na świecie. Chłopak podszedł do mnie i swobodnie usiadł obok mnie. John zaczął mówić coś Pattie, ale wszystko wyglądało dobrze. Justin zaczął coś mówić nie na temat. Gwałtownie odwróciłam się do niego i wpiłam się palcami w jego kolano. Ściągnął na sekundę brwi, ale po tym od razu uśmiechnął się i przyciągnął moją rękę do ust żeby pocałować wierzch dłoni. Trochę się uspokoiłam, ale chętnie bym coś usłyszała. Opierając się o niego zobaczyłam uśmiechniętą Pattie. Na ten widok też się uśmiechnęłam. Chyba w tamtym momencie naprawdę ucieszyłam się z całej sytuacji. Od kilkunastu lat była sama, tzn. nie miała żadnego faceta w życiu, sama musiała o wszystko dbać i zajmować się. Justin też nic jej nie ułatwiał, bo nim zawsze trzeba było się przejmować. Naprawdę należało jej się teraz spokojne życie, który na pierwszy rzut oka John był w stanie jej zapewnić. Był miłym facetem około czterdziestki z lekko już przerzedzonymi włosami, ale nadal wesołymi oczami. Nie wiem dlaczego, ale chyba nie był zupełnie spokojny i jego jedyną rozrywką nie był telewizor. Jednak przy tym czułam, że będzie wspaniałym ojcem. Kładąc brodę na ramieniu Justina zaczęłam przyglądać się jego oczom. Szybko spojrzał na mnie i lekko uniósł kąciki ust. Pocałował mnie potem swoimi miękkimi wargami. Kiedy oparł się ponownie i objął mnie ramieniem poczułam się wręcz idealnie. Spojrzałam na przyszłych rodziców i uśmiechnęłam się na myśl, że kiedyś też będziemy się cieszyć z takiego szczęścia. Szczerze mówiąc wydawało mi się, że wszyscy takiego wyznania bardziej spodziewali się po mnie niż po Pattie. Zdecydowanie za dużo myślałam i do głowy przyszła mi taka myśl. Resztę dnia spędziliśmy w rodzinnym gronie rozmawiając, jedząc i oglądając jakieś świąteczne programy telewizyjne.
Wieczorem po prysznicu czytałam w łóżku książkę. Justin bawił się nowym iPadem kręcąc nim i sprawdzając czy naprawdę jest taki czuły. Na początku był to trochę śmieszne, ale później trochę denerwowało mi to całe jego przewracanie jakby tablet był kierownicą. Zaczęłam dawać mu jakieś znaki, ale nie załapał żadnego z nich. Nagle zaczął jeszcze sobie podśpiewywać pod nosem. Szczerze mówiąc liczyłam, że w święta coś zagra albo chociaż zaśpiewa, ale najwidoczniej nie miał na to ochoty. Odrywając wzrok od książki powiedziałam mu to. Ze zdziwieniem spojrzał na mnie i nagle wstał z łóżka ciągnąc mnie za rękę. Kiedy zaczęłam powtarzać, że jest już późno chwycił mnie w pasie i przerzucił przez ramię. Posadził mnie na ławie przy fortepianie i kazał siedzieć cicho. Strasznie podziwiałam jego umiejętności i kochałam patrzeć jak gra na jakimś instrumencie. Za każdym razem było mi głupio, że wcześniej byłam negatywnie nastawiona do jego muzyki, co on wziął sobie do serca i ograniczał się.
-Chcesz spróbować?-zapytał podnosząc klapę.
Pokiwałam głową. Justin zagrał kilka nut, a potem pokazał mi, które dwa klawisze mam naciskać. Bałam się czy ogarnę nawet te dwa dźwięki, ale widocznie on we mnie wierzył. Zaczął od dwóch prostych kolęd. Czasem trochę słów mi się wymykało, ale chyba jemu to nie przeszkadzało. Potem trochę się przesunęłam dając mu więcej miejsca. Nie wiem czy celowo chciał się popisać, ale zrobił na mnie wielkie wrażenie. Właściwie w ostatnim czasie wciąż mnie zaskakiwał. „Cicha noc” w jego wersji prawie wyciskała łzy z moich oczu. Patrząc na mnie co chwilę uśmiechał się trochę speszony. Kończąc westchnął przytulając mnie.
-Przepraszam, że nie zrobiliśmy tego wczoraj. Nie chciałem wszystkiego zepsuć. Nasze pierwsze święta miały być idealne.
-I takie są-uśmiechnęłam się dociskając brodę do jego ramienia.
-Zdzierżysz moją piosenkę?
Entuzjastycznie pokiwałam głową. Każda nuta sprawiała, że moje ciało rozpływało się i nie mogłam wysiedzieć na ławeczce. Chyba spodobało mu się to i jeszcze bardziej się starał. Miałam wielką ochotę wtulić się w niego i już nie puszczać, ale nie chciałam żeby kończył śpiewać. Nagle przerwał i zaprosił mnie do tańca. Kilka razy powtórzyłam, że nie wychodzi mi to za dobrze, szczególnie o tej porze, ale nie obchodziło go to. W telefonie włączył jakąś piosenkę, której na początku nie rozpoznałam, ale po chwili doskonale słyszałam, że to „Fa la la”. Zaciągnął mnie na środek pokoju, gdzie było więcej miejsca i przyciągnął mnie w pasie. Dwa razy obrócił mnie jakby się rozgrzewając. Stałam na palcach żeby czuć się trochę zwinniej i delikatniej. Trzymając jedną rękę na moim pasie kierował całym moim ciałem. Pod nosem cały czas śpiewał dobrze znany tekst i patrzył się przy tym cały czas w moje oczy. Kiedy była mowa o biciu serca przyciągał mnie bliżej i dociskał ucho do mojej klatki piersiowej. Po tym kiedy piosenka się skończyła dalej tańczyliśmy powoli chcąc przedłużyć tę chwilę. Moja piżama za bardzo nie pasowała, ale kiedy czułam na sobie jego wzrok, te nieziemskie oczy wpatrzone w moje ciało czułam się jakbym była odwalona jak na jakąś galę. Zatrzymując się przyłożył dłoń do mojego policzka i złączył nasze usta. W czasie kiedy ja objęłam jego szyję i zaczęłam bawić się jego włosami on zjechał rękami na moje biodro i przycisnął mocniej nasze ciała. Mruknął z zadowoleniem kiedy zaczęłam się o niego ocierać. Zaczęło mi się robić przyjemnie w ten dziwny sposób. Zwolniłam żeby za bardzo się nie wciągać. On jednak nie dawał za wygraną i chyba nie zamierzał przerywać. Gwałtownie podniósł mnie za pupę i zaczął obniżać się na kolana, więc szybko owinęłam się nogami wokół jego pasa. Po chwili leżeliśmy już na sobie. Jedną ręką rozpiął dwa guziki góry mojej piżamy i zaczął całować mnie po dekolcie. Tę samą ręką zaczął odchylać gumkę spodni. Mocniej ścisnęłam go kolanami chcąc go powstrzymać, ale jego tylko to napędziło. Pociągnęłam go za włosy. Zatrzymał się czując ból.
-Jesteś dzisiaj szybsza ode mnie?-oderwał się na pięć centymetrów.-Jeszcze chwila i możesz drapać mnie do krwi. Tak bardzo cię dziś chcę-szukał w moich oczach podobnych odczuć.-Kochanie, jeśli nie masz ochoty...-powiedział trochę się spinając.
-Po prostu mam świadomość, że zaraz ktoś może nas zobaczy. Chciałbyś żeby nagle przyszedł John? Jakbyś nas tłumaczył?
-John wcześniej zapytał czy nie miałbym nic przeciwko gdyby w nocy trochę „pofiglowali”, więc przed nim nie ma co się tłumaczyć i pewnie raczej nie zostawi mamy-wzdrygnął się.-To okropne. Nie bój się-zaśmiał się widząc moją twarz zastygniętą w osłupieniu.-Wyrzucimy ich pościel.
-Wiesz, że tym przegrałeś wieczór?-zachichotałam chowając głowę w jego ramię.-Jutro będziemy już sami i jeśli niczego nie planujesz chętnie wypełniłabym ci czas swoją osobą.
Justin zgodził się chociaż chyba liczył, że dobierze się do mnie jeszcze tego samego dnia.