Kiedy żegnałam się z
Justinem w hallu byłam jeszcze trochę na niego zła, ale z drugiej
strony wiedziałam, że kolejne noce spędzę sama i to jeszcze kilka
tysięcy kilometrów dalej.
-Króliczku, wiesz, że
będę za tobą bardzo tęsknił, prawda?-zapytał mocno mnie
obejmując.
-Wiem głupku.
-A pocałujesz swojego
głupka?
-Kocham cię
Justin-pocałowałam go w policzek.
-Bon voyager madame-szepnął
mi do ucha ostatni raz mnie przytulając.
-Ciepło się
ubieraj-Hannah puściła do niego oczko ciągnąc mnie za rękę.
Odwracając się jeszcze mu
pomachałam i poszłam ze wszystkimi do wielkiego samochodu, który
stał na zewnątrz. Chwilę później byliśmy już na lotnisku, a
potem już w samolocie. Mieliśmy lot bezpośredni, więc spokojnie
mogłam wyciągnąć się w dużym fotelu, nakryć się kocem i
zasnąć. Pierwszy raz obudziłam się kiedy byliśmy nad oceanem.
Chwilę pogapiłam się za okienko i podziwiałam ogrom wody.
Towarzyszące mi tym razem dwie pary żywo rozmawiały i śmiały
się. Chwilę pogadałam z Phoebe i Chazem, którzy siedzieli w
rzędzie obok. Chociaż Justin powtarzał mi z pięć razy żeby przy
okazji tej wizyty Chaza nie pozwalać im kolacje połączone ze
śniadaniem u nas wiedziałam, że nie dotrzymam tej obietnicy.
Rozmawiali o totalnych głupotach, ale chwilę im poprzeszkadzałam i
ukradłam przy okazji trochę jedzenia. Następnie rozpoczęłam
kolejną drzemkę i obudziłam się jakoś nad Illinois. Byłam
cholernie zmęczona i miałam przez to kiepski humor. Czekało nas
jeszcze dobrych kilka godzin lotu, co wcale nie poprawiało mojego
samopoczucia. To była najgorsza część lotu, bo cały czas było
mi niedobrze, wszyscy inni spali, a mi nie działał iPad i nawet nie
mogłam obejrzeć żadnego filmu.
Z lotniska wróciliśmy do
domów taksówkami. Na miejscu, zanim weszłam jeszcze do domu,
poszłam odebrać psa od sąsiadów, którzy zgodzili się nim zająć
przez weekend. Chwilę pogadaliśmy o Paryżu, bo jak się okazało
spędzili tam swój miesiąc miodowy. Pośmialiśmy się też trochę
z różnicy temperatur, bo przyszłam do nich z grubą kurtką w
ręce. Swaggy na mój widok bardzo się ucieszył i zaczął domagać
się wzięcia go na ręce. Cmoknęłam go w zimny nos i przypięłam
smycz do jego szelek. W ręce wzięłam jego ekwipunek i jeszcze raz
dziękując sąsiadce wróciliśmy do domu. Po drodze pies jeszcze
domagał się czułości, ale nie miałam wolnej ręki, więc musiał
trochę poczekać. Na miejscu, kiedy tylko weszłam do środka, od
razu usłyszałam śmiechy z kuchni. Phoebe z Chazem zajęli się
opróżnianiem lodówki. Podeszłam do nich i wyciągnęłam z
lodówki butelkę wody. Byliśmy chyba największymi idiotami na
świecie, bo wcześniej umawialiśmy się, że zostaniemy w Paryżu
noc dłużej i po powrocie pójdziemy do szkoły opuszczając tylko
kilka lekcji. Nie, to nie było najgłupszym pomysłem. Najgłupszą
rzeczą było to, że naprawdę poszliśmy do szkoły. Ja i Phoebe
wzięłyśmy prysznice i przebrałyśmy się w czyste ubrania, a
potem pojechałyśmy do szkoły. Ona całkiem dobrze to znosiła, ale
ja byłam w opłakanym stanie. Na długiej przerwie usiadłyśmy
razem z Phoebe i Hanną na zewnątrz. Okazało się, że dla Hanny
dwa poniedziałki to też za dużo i tylko dzięki Phoebe udało nam
się nie zasnąć i pójść na kolejne lekcje. Po lekcjach szybko
poszłam do swojego samochodu i modliłam się żeby po drodze w nic
nie wjechać. Kiedy już odpalałam silnik usłyszałam wołającą
mnie Phoebe.
-Mogę jechać z
tobą?-zapytała.-Umówiłam się z Chazem.
W odpowiedzi pokiwałam
głową. Jechałyśmy z minimalną prędkością, bo naprawdę nie
byłam w stanie jechać. Niby mogłam przesiąść się z Phoebe, ale
ona jest fatalnym kierowcą. Na miejscu nawet nie zamieniłam z nią
słowa i od razu poszłam do łóżka i krzyknęłam stamtąd żeby
nikt nawet nie próbował mnie budzić i czegoś ode mnie chcieć.
Ściągnęłam tylko dżinsy i od razu wcisnęłam się pod kołdrę.
Wystarczyły dwie minuty żeby telefon zaczął dzwonić. Pierwsze
dwie próby zignorowałam, ale po chwili zaczął jeszcze dzwonić
domowy. Z naszym domowym telefonem było tak, że podobno istniał,
ale nigdy nie był przez nas używany. Wstałam z łóżka powolnym
krokiem z okropnym bólem głowy i przyłożyłam słuchawkę do
ucha.
-Halo?-zapytałam cicho.
-Kasia? To ty? Dlaczego
przez cały dzień nie odbierasz telefonu?
-Chcę mi się okropnie
spać i zaraz tu wszystkich pozabijam-zaczęłam mówić płaczliwym
głosem.
-Kochanie, nie płacz.
Kładź się do łóżeczka i śpij, a potem się do mnie odezwij.
-Okay.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.
Z toaletki wyciągnęłam
jakieś tabletki na ból głowy i po wzięciu kilku położyłam się
do łóżka. Przed snem wyciszyłam jeszcze wszystkie telefony żeby
nikt mi nie przeszkadzał. Po chwili przyszedł sen, o którym
marzyłam od jakiś piętnastu godzin. Może właśnie dlatego spałam
drugie tyle i obudziłam się dopiero następnego dnia o 6 rano.
Szybko wzięłam prysznic i ubrałam się. Z mokrymi włosami zeszłam
na dół żeby spotkać w kuchni okropny bałagan. Nie wiem jak to
jest, ale bałagan, który sama zrobię mi nie przeszkadza, ale cudzy
już tak. Te zwierzęta wyjadły mi nawet ulubione musli. Na
szczęście miałam schowane jeszcze jedno pudełko. Po szybkim
śniadaniu z dużym kubkiem herbaty poszłam na górę wysuszyć
włosy. Było dopiero po 7, a ja jeszcze byłam głodna, więc
wyszłam na krótki spacer z psem, a potem postanowiłam przejechać
się po jakieś gotowe jedzenie. Kupiłam kilka śniadaniowych
zestawów, bo w domu byli jeszcze Chaz i Phoebe. Jadąc względnie
pustą ulicą czułam się naprawdę dobrze i byłam pewna, że
wszystko wraca już do normy. Moi goście dziękowali mi z dziesięć
minut za jedzenie, które zaczęli od razu wcinać.
-Powiedziałaś Justinowi,
że Phoebe została na noc?-nagle zapytał Chaz.
-No jasne, że
nie-odpowiedziałam przeżuwając kanapkę.-Jak dla mnie możesz tu
nawet zamieszkać na czas kiedy nie ma Justina. No ale mam jedną,
małą prośbę. Wy bałaganicie, wy sprzątacie. Ja nawet nie jem
tych chrupek i ciastek-wskazałam palcem na blat kuchenny, na którym
było kilka pustych opakowań.-One są Justina.
-Odkupię je-od razu
odezwała się Phoebe.
-Bez przesady-uśmiechnęłam
się.-Ale jakbyś mógł Chaz to wyskocz dzisiaj do jakiegoś marketu
i kup coś do jedzenia. Wiesz, jakieś normalne jedzenie, mięso, coś
z owoców, warzyw i koniecznie mleko. Kasa jest w tej misie na
komodzie przy drzwiach.
Chłopak pokiwał głową i
miałam nadzieję, że o tym wszystkim nie zapomni. Po jakiejś
godzinie pojechałyśmy z Phoebe do szkoły. Na miejscu Jake, które
spotkałyśmy na parkingu od razu przypomniał mi, że po lekcjach
mamy zajęcia dodatkowo z biologii. Wywróciłam oczy na samą myśl
o nich. Zostawiając dziewczyny koło innej sali poszliśmy na
lekcję. Dzień upływał mi naprawdę dobrze. No może tylko
końcówka była słaba, bo o takich godzinach prawie nic mi nie
wchodzi do głowy. Nauczyciel nawet nie pozwalał nam tam siedzieć
obok siebie i wyglądało to naprawdę głupio, bo sala była prawie
pusta, a ja i Jake siedzieliśmy po obydwu jej stronach. Do domu
dojechałam jakoś 18 i od razu wyskoczyłam z psem na spacer żeby w
spokoju pogadać z mamą przez telefon. Zaczęła opowiadać co u
niej i taty słychać. Robili w domu jakiś mały remont, co wydawało
mi się naprawdę dziwne, bo nigdy nie lubili robić w domu zmian,
które wymagają większego zaangażowania. Kilka razy powtórzyła,
że nie może doczekać się mojego przyjazdu w przerwie zimowej.
Powiedziałam jej oczywiście to samo i obiecałam niedługo się
odezwać żeby móc pogadać też z tatą. Kiedy tylko się z nią
rozłączyłam mój telefon zaczął dzwonić. Okazało się, że był
to Justin. Wypytywał mnie, czy Chaz daje mi spać, czy wszystko u
mnie okay itp. Oczywiście zapytał czy za dobrze się bez niego nie
bawię. Pogadaliśmy sobie miło przez jakieś piętnaście minut, bo
potem doszłam już do domu i chciałam się trochę ogarnąć po
całym dniu. Jeżeli poranny widok kuchni uznałam za wielki bałagan
to teraz panował tam armagedon. Wszędzie jakieś torebki,
pojedyncze opakowania czipsów, jakieś konserwy, pełno owoców,
popakowane mięsa. Zaczęłam wołać Chaza, który odezwał się
dopiero po chwili. Siedział sobie w salonie jakby nigdy nic oglądał
jakiś program. Od razu zapytałam go co się tam dzieje, a on
odpowiedział „przecież mówiłaś żebym zrobił zakupy”. Skoro
on nie widział potrzeby rozpakowania zakupów zajęłam się tym
sama. Naprawdę wziął kupę rzeczy, z których część była
całkowicie zbędna. Wypakowując kolejne produkty z toreb byłam
bardzo zdziwiona, bo sama nawet nigdy czegoś takiego nie widziałam.
-Nie ma Phoebe?-zapytałam
zdziwiona.
-Ma dentystę, ale zaraz
powinna być.
No tak tego mogłam się
spodziewać. Przyjęłam do wiadomości, że spędzi tu pewnie
tydzień, ale czasami czułam, że to już lekka przesada. Phoebe
była z nami non stop. Chociaż była kochaną dziewczyną zaczynałam
mieć już jej dosyć.
super!
OdpowiedzUsuńDziś wchodziłam tu już 3 razy i miałam iść już spać ale jeszcze raz sprawdziłam i nie zawiodłam się! Jejku kiedy Justin wróci??? Błagam dodaj jak najszybciej się da nowy rozdział bo to czekanie na nn mnie wykańcza a czuję że powoli się od tego uzależniam! Jestem twoją wielką fanką i po prostu nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów<3
OdpowiedzUsuńP.S pisz szybciej błagam!!!!!!!!! XOXO
:)
OdpowiedzUsuńTo jest najlepszy blog jaki kiedykolwiek czytałam.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za wszystkie miłe komentarze :) Blog przeżywa już któreś tam "drugie życie", z czego bardzo się cieszę. Niestety z powodu świąt dodam nowy rozdział dopiero w nowym roku.
OdpowiedzUsuńŻyczę wszystkim wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku :)
Szkoda że rozdziały są tak rzadko :-( <3
OdpowiedzUsuńProszę dodaj nowy rozdział!!! Wchodzę tu po parę razy dziennie bo nie mogę się doczekać!!!! Kocham to ff <3
OdpowiedzUsuńBłagam cię dodaj nowy!!! Wiem że na pewno Masz inne obowiązki i zajęcia Ale to czekanie jest nie do zniesienia. Jestem śmiertelnie chora i leżę w szpitalu więc trochę nudno a tak bym poczytała<3
OdpowiedzUsuń