Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


31 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 156


Po jakimś czasie stwierdziłam, że wypadałoby odnaleźć Hannę. Jednak to ona mnie ubiegła.
-Jezu, ale ten Justin tańczy i zabawia towarzystwo. Czemu tak siedzicie? Chodźcie! No już-rozgadała się zadyszana.
-Weźcie się nie obrażajcie baby-za jej plecami pojawił się Jake.-On w przeciwieństwie do was umie się bawić.
Razem z nimi poszłam zobaczyć jak dobrze bawi się beze mnie. Cała złość ulotniła się jednak ze mnie kiedy widząc mnie uśmiechnął się szeroko i przepchnął do mnie. Automatycznie chwyciłam go za złoty łańcuch i przyciągnęłam żeby pocałować go. Poczułam, że od tego bansowania zdarzył się już odrobinę spocić.
-Krążą plotki, że zabawiasz się z dziewczynami moich kolegów-uśmiechnęłam się patrząc w dół niby speszona.
-Ja słyszałem, że dzisiaj zrezygnowałaś z bielizny-powiedział cicho wiedząc, że mnie tym zawstydzi.-Podobno jak spojrzy się z odpowiedniej strony sukienka robi się przezroczysta i widać, że to nie żarty.
-Jesteś niemiły-położyłam ręce na jego ramionach krzyżując nadgarstki na jego karku.
-Zapisałem nas do siódmego nieba. Hannah dała nam trzy minuty ekstra-kładąc ręce na moich bokach zaczął kołysać się ze mną w tańcu.
-Czyli ile będziemy w tym strasznym miejscu?
-Całe dziesięć minut.
Chyba moja obojętność co do spędzenia czasu w ciemnym pokoju, do którego ludzie chodzą tylko w jednym celu wydała mu się zaskakująca i niepokojąca. Jego ręce jeździły po całych moich plecach. Czułam jak napierają na sukienkę tak że świecidełka do niej poprzyszywane lekko wbijały mi się w skórę. Próbował dotrzeć do przedniej części sukienki, ale wiedział, że jest to zupełnie nie na miejscu. Po chwili, kiedy muzyka stała się jakaś bardziej klubowa przylgnęłam do niego i lekko zasłaniając się dłońmi zaczęłam całować jego szyję. W tym samym czasie nasze ciała wykonywały najbardziej podniecający i niegrzeczny taniec na świecie. Z boku może nie wyglądało to niesamowicie, ale mnie każdy ruch przyprawiał o ciarki. Jego oczy błyszczały od pożądania. Wypiłam się na chwilę w jego usta, a potem poszliśmy się napić. Było wtedy trochę po 23. Szybko pochłonęłam przyjemnie zimne mojito bezalkoholowe. Uwielbiałam ten orzeźwiający smak. Obok nas pojawiła się Phoebe z chłopakiem. Biedni towarzysze zostali przez nas opuszczeni, bo musiałyśmy udać się do toalety. Bardzo mnie nie zdziwiło, że była tam już Hannah. Na początku obie powiedziałyśmy jak to wspaniale się bawimy. Ona nie mogła się już powstrzymać przed wyjawieniem nam pikantnej historii, która wydarzyła się chwilę wcześniej. Pomachała nam przed oczami otwartym opakowaniem po prezerwatywie i pokazała rząd białych zębów w szerokim uśmiechu. Powiedziała, że liczyła wcześniej, że ich pierwszy raz będzie raczej romantyczny, a nie błyskawiczny, ale i tak była zachwycona, bo jak stwierdziła na romantyzm przyjdzie czas po imprezie albo po prostu za jakiś czas, może po torcie, może na nim. Obie z Phoebe zaśmiałyśmy się. Hannah dumna z siebie mogła już zmienić temat. Powyciągała trochę informacji jak to się stało, że MJ i Phoebe tak się do siebie przykleili. Stwierdziła, że to słodkie, ale radziła jej uważać na alkohol, bo po prostu wiedziała, że mimo ćwiczeń głowa koleżanki nie jest zbyt mocna. Na koniec spojrzała na mnie z iskierką w oku.
-Nie sądziłam, że to wy będziecie się tak dobrze bawić. Jak ładnie poprosisz dostaniecie jeszcze trzy minuty, bo jak na was patrzyłam to... Sama wiesz-mrugnęła znacząco.
-Bawimy się super, ale nie musisz być taka szczodra.
-Im nie jest potrzebny pokój-Phoebe zachichotała.
Szybko postarałam się zakończyć tę lekko niewygodną rozmowę i razem z P. wróciłyśmy do chłopaków. Tym razem Justin nie wyglądał na zadowolonego. Kiedy mnie zobaczył od razu podniósł się i podszedł do mnie. Zatrzymałam się i stanęłam przy ścianie myśląc, że chce pogadać. Objął mnie w pasie i zaczął opowiadać jakieś śmieszne rzeczy o MJ, który chciał robić sobie z nim zdjęcia. W żartach powiedział, że chyba jest jakimś ukrytym fanem, bo zaczął coś mówić o Twitterze, wspólnych zdjęciach i autografie dla jego siostry, która nazywa się Monica, więc miał napisać dla MJ. Stwierdził, że chyba mimo wszystko Chaz był trochę ciekawszym typem. Z uśmiechem przyznałam mu rację. Wtedy znowu się do mnie zbliżył i zaczął całować moją szyję. I bez jego ciepłego oddechu było mi gorąco, ale pomyślałam, że dam mu pięć sekund. W tym samym czasie mówiłam, że powinniśmy trochę się ograniczać, bo wszyscy zaczynają myśleć, że jesteśmy seksoholikami i tylko to ze sobą robimy. Dopiero potem zdałam sobie sprawę, że to było dość głupie, bo w tym samym czasie pozwalałam na coś odwrotnego. Kiedy jego dłoń wcisnęła się między moją pupę, a ścianę i zaczęła lekko podwijać moją sukienkę odchrząknęłam i z uśmiechem odsunęłam go od siebie.
-Jeszcze do tego wrócimy-odgarnął dłonią moje włosy z czoła trochę za długo przytrzymując ją przy moim uchu.
-Justin, zaraz zaczynamy przedstawienie-znikąd pojawił się Jake.-Kate, ty idź do dziewczyn. Są w ogrodzonej części.
Spojrzałam na nich podejrzliwie, ale nie dali nic po sobie poznać. Wywróciłam oczami i poszłam do Hanny, która siedziała z Phoebe i Dylan popijając kolejnego drinka. Naprawdę Jake ją zestresował. Biedaczka tylko ściskała czerwony kubeczek i prawie pochłaniała kolorowy płyn. Uśmiechnęłam się do niej i usiadłam z boku. Zapytałam Phoebe gdzie jest jej chłopak, ale ona machnęła ręką każąc mi nie wracać do niego. Zaśmiałam się lekko i ona też zachichotała wiedząc, że zawsze tak to się kończy. Nagle zgasły wszystkie światła. Ludzie od razu powyciągali telefony żeby coś widzieć. Muzyka została wyciszona. Na początku usłyszeliśmy głos, a dopiero potem zobaczyłam oświetlonego Jake'a z gitarą.
-Zdecydowanie powinnam zrobić to z nim po tym, a nie wcześniej-Hannah przyłożyła rękę do głowy.
Wszyscy byli wzruszeni tym wykonaniem „Happy Birthday”. Wszystkie dziewczyny zaczęły zazdrościć Hannie takiego wspaniałego i romantycznego chłopaka. Nie było to przekoloryzowane, ale naprawdę fajne. Jednak chyba tylko ja zauważyłam od razu, że ten głos pochodzi jednak od kogoś innego. Zaczęłam się szeroko uśmiechać i szukać wzrokiem Justina, który istotnie bardzo starał się zmienić trochę głos, ale ja i tak go rozpoznałam. Po występie pojawił się tort, a Justin w zagadkowy sposób pojawił się obok mnie. Posłałam mu uśmiech pt. „wiem o wszystkim”. Następnie wjechał duży tort w ulubiony wzór Hanny z jej podobizną. Wszyscy klaskali, a ona dziękowała i życzyła innym dobrej zabawy. Tort nie zrobił na niej wielkiego wrażenia albo po prostu chciała jak najszybciej podziękować Jacobowi za wspaniały występ i zabrała go do swojej sypialni. Gdybym jej nie znała dziwnie bym się czuła wiedząc co robi, ale ona po prostu miała do wszystkiego inne podejście jak ja.
-Wiem, że to byłeś ty-Dylan uśmiechnęła się do Justina.
-Cwaniara-zaśmiał się.-Ja też wiem, że to byłaś ty.
Dylan zrobiła się lekko zszokowana i jakby zamarła.
-Naprawdę?-wróciła do formy uśmiechając się pewnie.-To fajnie.
Zaczęłam zastanawiać się co się dzieje i dlaczego spełniają się moje najgorsze przypuszczenia. Na szczęście Dylan poszła do swoich znajomych, którzy zostali wśród innych gości. Postanowiłam nie pytać Justina o co chodziło i sama zadręczać się różnymi możliwościami. Przyłożyłam swoją rękę do ręki Justina, którą obejmował mnie w pasie i chwilę gapiłam się na jego zegarek. Białe złoto i mnóstwo brylantów. Pomyślałam, że był droższy od wszystkich rzeczy razem wziętych, o których pomyślałam, że mógłby być droższy. Potem przeniosłam wzrok na jego ramię pełne tatuażów. Nie przepadałam za nimi, ale na tle mojej sukienki wyglądały pociągająco.
-Chcesz już wracać?-zapytał automatycznie po tym jak oparłam głowę o jego bok.
-Nie. Podoba mi się.
-Ja mógłbym już wracać. Siódme niebo jest kuszące, ale wątpię, że twoja sukienka zostanie w stanie idealnym, kiedy nie będę musiał się powstrzymywać. W domu byłoby bezpieczniej.
Przyjrzałam mu się uważnie, bo nie wierzyłam, że o tym teraz myśli. Jego uśmiech potwierdził, że naprawdę miał z tym problem. Ustaliliśmy, że zostaniemy jeszcze godzinę. W tym czasie wyszalałam się trochę z dziewczynami, trochę z nim. To była chyba najlepsza godzina całej imprezy. Oczywiście Phoebe błagała Justina teatralnie żebyśmy nie wychodzili, bo jej musi ktoś pilnować, bo może znowu zrobić coś głupiego.
-Gdyby Chaz tu był, ty byłabyś bezpieczna-powiedział z uśmiechem.-Do zobaczenia.
Phoebe posmutniała trochę. Wszyscy wiedzieliśmy, że Justin będzie miał do niej niesmak na zawsze po tym jak spławiła jego przyjaciela. Nie powiedział tego niemiło, ale nikt nie czuł się z tamtą sprawą okay.
Przed domem znaleźliśmy samochód i automatycznie wyciągnęłam kluczyki z kieszeni Justina. Upierał się, że wypił jeden kieliszek w drinku trzy godziny wcześniej. Nie zgodziłam się jednak na to i sama wsiadłam na miejsce kierowcy. Szpilki i Porshe to kiepskie połączenie, więc wysunęłam z nich stopy i podałam Justinowi. Z zaciekawieniem i lekkim przerażeniem przyglądał się cienkiej szpilce.
-Jak można w tym chodzić?
-Lepiej nie próbuj, bo zacznę się o ciebie martwić-zaśmiałam się odpalając silnik.
Silnik zawył głośno, że aż drgnęłam. Mała przyciśnięcie pedału rozpędzało maszynę do wielkich prędkości. Musiałam uważać co robię, bo nie byłam kompletnie przyzwyczajona do takiej jazdy. Justin miał ze mnie minimalny ubaw.
-Widzisz, takim samochodem można jechać też normalnie. Po prostu nie trzeba naciskać pedału jak idiota-powiedziałam utrzymując dobrą prędkość.
-Idiotą jest ten kto nie wykorzystuje tego, co siedzi w tym samochodzie.
-I nie płaci za to tylu mandatów-spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem.
-Masz szczęście, że cię kocham i wyglądasz seksownie w tym samochodzie.
Pojechaliśmy trochę inną drogą niż wcześniej, bo wydała mi się ciekawsza. Znajdowała się przy samej plaży. Woda w blasku księżyca wyglądała niesamowicie. Szybko powróciłam do obserwowania tego co mam przed sobą, bo nawiedziła mnie myśl, że śnię. Jechaliśmy zdecydowanie dłużej niż w tamtą stronę. Aż zaczynałam się zastanawiać czy rzeczywiście jechałam dużo wolniej od Justina.
-Chyba się zgubiliśmy-powiedziałam z rozczarowaniem w głosie.
-Wiem, bo ignorowałaś wszystkie znaki prowadzące w prawo-zaśmiał się.-Zatrzymasz się gdzieś? Wypiłem trochę za dużo, a to zapowiada się na długą podróż.
Szybko zjechałam na pobocze i oparłam głowę o kierownicę. Krzyknęłam jeszcze do niego dlaczego nie powiedział mi, że źle jadę. Poprawiając się w fotelu obejrzałam się dookoła sprawdzając gdzie jesteśmy. U Hanny byłam wcześniej tylko jeden raz, bo mieszkała dość daleko od szkoły, jadąc właśnie tą drogą, ale zupełnie nic nie rozpoznawałam. Justin nie wracał i zaczęłam się bać, że policja złapała go na sikaniu na plaży. Choć zachował się źle nie chciałam okazywać mu swojego zirytowania i zaczęłam go wołać po imieniu, a nie per idioto. Po pięciu minutach zaczęłam się trząść. W końcu wyszłam z samochodu i obejrzałam się. Nigdzie nie było go widać. Próbowałam nasłuchiwać, ale ocean wszystko zagłuszał. Zamknęłam samochód i ruszyłam w stronę, w którą jak mi się wydawało poszedł. Nagle runęłam na piasek. Usłyszałam stłumiony śmiech.
-Justin co z tobą jest nie tak?
-Wszystko-położył się na mnie i zaczął całować szyję.
-Prędzej poszłabym teraz do wody-zaczęłam się wiercić i spychać go z siebie.
Wtedy Biebs gwałtownie się podniósł i przełożył mnie przez swoje ramie. Nie chciał mnie puszczać, ale przypomniałam mu, że wciąż jestem na lekach i powinnam na siebie uważać. Przekręcił mnie tak, że leżałam na jego rękach jak panna młoda. Podszedł kilka metrów na środek plaży i usiadł na piasku kładąc mnie na kolanach. Wciąż przytrzymywał moją głowę patrząc mi w oczy. Kilka razy powtórzył, że wyglądam w tej sukience i scenerii jak syrena. Kilka razy pocałował mnie w usta, ale nie robił tego już tak zachłannie jak wcześniej. Potem przytuliłam się do niego mocniej, bo taka pozycja przypominała mi najlepsze chwile, te pierwsze, kiedy wyglądał trochę inaczej, jego oczy były wesołe w prosty sposób, a uśmiech zawsze był szczery. Wtuliłam się w niego mocniej i wzięłam głęboki wdech.
-Wtedy się wszystko zaczęło-powiedziałam cicho patrząc na fale.
-To było dokładnie trzy lata temu.
Odwróciłam się szybko twarzą do niego. Nie mogłam uwierzyć, że trzy lata temu i dzień wcześniej nie znałam go i nawet nie wyobrażałam sobie, że trzy lata później będę w tym miejscu. Wtedy nie miałam pojęcia co znaczy miłość, nie znałam tak wielkich uczuć i właściwie nic nie wiedziałam. Przez moją głowę zaczęło przelatywać setki wspomnień, chwil, uśmiechów, pocałunków, jego ciepłych oddechów na mojej skórze.
-Właściwie nasze życie dopiero się zaczyna. Jesteśmy wciąż tylko nastolatkami-odparł z uśmiechem.-Wszystko przed nami króliczku.


No i dotarliśmy do końca opowiadania. Były potknięcia, ale jakoś przetrwaliśmy. Muszę przyznać, że koniec wyszedł sam z siebie i wydaje się być trochę filmowy. Nie przeszkadza mi to, więc już nie kombinuję. Dziękuję za miłe komentarze i serdecznie wszystkich pozdrawiam.

+Całusy z pierwszych urodzin mojego chrześniaczka. Wakacje się kończą i czeka mnie klasa maturalna... Trzymajcie kciuki

20 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 155


Kiedy zatrzymaliśmy się pod domem Hanny wszystko wyglądało jakoś normalnie. Nie wiem czy spodziewałam się masy ludzi przed wejściem, ale wydawało mi się to trochę za proste. Pożegnałam się z JB i ruszyłam do środka. Od razu zobaczyłam Phoebe, która musiała wejść do domu chwilę wcześniej. Sytuacja wyglądała tam już inaczej. Nie wiem jak można przenieść takie klimaty do zwykłego domowego wnętrza. Dom nie był zwykły jak na realia tej okolicy czyli był wielki i piękny.
-Robi wrażenie, prawda?-Hannah pocałowała mnie w policzek i mocno przytuliła.
-Bosko-zaśmiałam się.
-Kiedy będzie ciemno zrobi jest jeszcze lepiej-Phoebe powiedziała jakby w sekrecie.
W pokoju przy długim blacie swój ekwipunek wyjmował fryzjer, a przy nim krzątała się kosmetyczki. Tego się już spodziewałam. Nigdy nie sądziłam, że będę brała udział w przygotowaniach niczym świty z "Supersłodkich urodzin" MTV. Nagle pojawiła się kolejna osoba. Była to odrobinę mniejsza wersja Hanny. Dziewczyna szybko przywitała się ze wszystkimi i zaczęła ochoczo opowiadać o czymś jubilatce. Byłam pewna, że są takimi siostrami, które podbierają sobie ubrania kłócąc się co nie miara, ale kiedy jest czas nie mogą przestać ze sobą plotkować.
-Dylan jest-Phoebe zaczęła.
-Identyczna jak Hannah?
-Właśnie. Dwa lata młodsza, ale robią to samo. Ona po prostu wcześniej zaczyna.
-Ja nie miałam takiego wzorca i musiałam sama się wszystkiego uczyć. Ona ma łatwiej-daje jej moje stare sprawdziany, telefony do starszych chłopaków i rożne inne rzeczy. Przez to ma więcej czasu na szkołę i jest geniuszem matematycznym. Serio. Odrabia za mnie ścisłe przedmioty. Phoebe zaczęła się śmiać.
-Tobie też zawsze przesyłamy odpowiedzi-powiedziała Dylan.
-Wiem i dlatego to mnie śmieszy. A jak czujesz się z tym, że poznasz swojego byłego niedoszłego męża?
-To było dwa lata temu-Dylan wywróciła oczami z lekkim zdenerwowaniem.
-Dylan kochała się w twoim Justinie-Phoebe powiedziała z lekką wyższością.
-Wy też mówiliście, że był słodki. Wzięłyście mnie nawet na koncert w Stamples.
Zaczęło robić mi się odrobinę niezręcznie, bo nigdy nie wiem czy w takich chwilach powinno zacząć się śmiać i wyśmiać w ten sposób ich byłe uczucia czy udać, że się nie słyszało. Zaczęłam się bać czy mała Hannah nie będzie chciała się za bardzo przestawiać do Justina. W ten sposób udowodniłaby sobie, że ona z niego wyrosła i działa na niego tak jak on kiedyś na nią. To na pewno fajne uczucie, ale nie chciałabym żeby akurat on był w to zamieszany. Kiedy przestałam już zastanawiać się nad tym dziewczyny dawno zdążyły zacząć rozprawiać na inny temat. Ucieszyłam się i zaczęłam wciągać w rozmowę. Koło 20 wszystkie byłyśmy już prawie przygotowane. Ja siedziałam jeszcze w wałkach, bo dziewczyny stwierdziły, że dzisiaj będę wyglądać jak żona piłkarza z burzą ciemnych loków i skąpą sukienką. O 21 zaczęłyśmy się już ubierać. Szybko wyciągnęłam z torby sukienkę i naciągnęłam ją na siebie. Jak wyszło nikt się nikogo nie wstydził i wszystkie ubierałyśmy się obok siebie.
-Hej, do tej sukienki nie zakłada się już stanika, bo go widać-Dylan zwróciła się nagle do mnie.
-Jak ją kupowałam Hannah powiedziała, że wyglądała dobrze-zaczęłam się bronić, a właściwie swojego stanika.
-Masz jakieś tatuaże na piersiach, że nie chcesz go.
W tej chwili zadzwonił mój telefon. To Justin-mój wydawca. Phoebe jednak mnie wyprzedziła i sama odebrała.
-My się jeszcze szykujemy i macamy po biustach. Wiesz, jak to dziewczyny-zaśmiała się.-Teraz kolej Kate, więc nie ma jak odebrać. Aż ci zazdrościmy.
-Przestań-pisnęłam, ale nikt chyba tego nie zauważył.
-Wejdź do środka. Gdzieś tam powinien być Jake. Pogadajcie sobie.
Wiedziałam jaką minę musiał wtedy zrobić. Na pewno nie chciał siedzieć tam z Jacobem i spokojnie gadać. Było mi trochę głupio, ale bardzo mi to nie przeszkadzało. Może to przez to, że zrobiłam się trochę zazdrosna o Dylan i chciałam żeby Jake wpłynął tak samo na Justina. Kiedy wszystkie były już ubrane mogłam podziwiać trzy wspaniałe dziewczyny. Kiedy sama zobaczyłam się w lustrze byłam chyba bardziej odwalona niż na własnym ślubie, bo wtedy wyglądałam skromniej. Dylan poszła na zwiady żeby sprawdzić czy jest dostatecznie dużo osób. Kiedy wróciła powiedziała, że możemy już wychodzić. Były szerokie schody, po których miałyśmy wszystkie zejść. Hannah i Dylan wzięły się za ręce i dumnie zeszły na dół machając do jakiś znajomych. Ja z Phoebe poczekałyśmy aż wszyscy będą się na nie patrzeć by nikt nie zwracał na nas większej uwagi kiedy będziemy za nimi iść. W tłumie zobaczyłam Justina w lekko odgrodzonym kącie, o którym wcześniej mówiła Hannah. Phoebe wzięła mnie wtedy za rękę i pociągnęła w jego kierunku. Okazało się, że nadal jest z Jake'iem. Im bliżej byłyśmy tym silniejsze odczuwałam wrażenie, że się dogadują. Szybko cmoknęłam Jacoba w policzek czując w tym samym momencie rękę Justina, przy którym się pochyliłam. Kiedy usiadłam przy nim położył ramie za mną na oparciu, a drugą ręką trzymając mnie za podbródek złożył na ustach krótki pocałunek. Szepnął, że ładnie wyglądam, a potem z lekko dumną miną odwrócił się do Jake'a by kontynuować rozmowę.
-Przepraszamy, że tak długo, ale wiecie jak to jest-Phoebe uśmiechnęła się.
-Hannah zawsze powtarza, że to stresujące, to całe szykowanie-Jake udawał, że świetnie to rozumie.
-Ale ty zabawny-Phoebe spojrzała na niego spod mocno umalowanych rzęs.
-Siedzicie same i porównujecie swoje cycki i chłopaków. Taka prawda.
-Na twoim miejscu bym się tak nie cieszyła-uśmiechnęłam się.
-Piąteczka-Phoebe wystawiła rękę do przodu i klasnęłyśmy chłopakom przed twarzami.
-Widzisz Justin, chciałeś mieć miłą dziewczynę, świat dla niej objeździłeś, a te diabełki ją marnują.
-Na razie nie narzekam-poklepał mnie po udzie.
-Dobra, idę szukać Hanny, bo o nią to się boję.
Kiedy zostaliśmy we trójkę pogadaliśmy trochę na cudowny temat jakim była moja choroba. Potem omówiliśmy trochę imprezę i wysłałyśmy Justina po jakieś napoje. Powiedziała mi, że chyba bardzo spodobałam się Justinowi, bo cały czas na mnie zerka i nie może wyjść z zachwytu. Kiedy już do nas wracał dodała, że ma olbrzymi ten łańcuch. Zaśmiałam się i przesunęłam bliżej niej robiąc więcej miejsca Justinowi. Zapytał czy bardzo go obsmarowywałyśmy. Obie odpowiedziałyśmy śmiechem.
-Kocham tę piosenkę!-nagle krzyknęła.-Chodź Justin, zabaw się trochę.
-Pozwolisz jej na to?-chciał żebym go uratowała, bo ona już go ciągnęła.
Pokiwałam głową i na odchodne klepnęłam go w tyłek. Z daleka obserwowałam jak Phoebe podskakuje i fajnie się wygina. On na początku był nieśmiały, coś go powstrzymywało, ale kiedy ona nie chciała dać mu spokoju rozluźnił się i zaczął się bujać w rytm muzyki. Piosenki się zmieniały i towarzystwo wokół niego też. Niespodziewanie były tam same dziewczyny i prawie wiły się przy nim. Nie wiem kiedy skrzyżowałam ramiona i uśmiech zszedł z mojej twarzy. Byłam odrobinę zazdrosna, ale nie chciałam przyklejać się do jakiś typów żeby pokazać mu, że nie jestem gorsza. Albo w sumie chcę, stwierdziłam i ruszyłam w stronę parkietu od innej strony, gdzie przeważali chłopcy. Jakoś szybko wpasowałam się tam i zaczęłam tańczyć. Moja sukienka była za krótka żeby nie zwracano na mnie uwagi. Rozpoznałam kilku chłopaków ze szkolnej drużyny, którzy przyjaźnili się z Jacobem. Trochę przekrzykiwaliśmy muzykę żeby pogadać. Jeden stwierdził, że przez Justina stracił dziewczynę, bo wolała przy nim się pokręcić. Zaśmiałam się przepraszając. Poszłam z nimi się czegoś napić. Oczywiście mieli ze sobą trochę alkoholu, ale przez leki musiałam im odmówić.

18 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 154


Rano Justin obudził mnie na kolejną porcję lekarstwa. Powiedział, że w nocy znowu dostałam gorączki i dał mi wtedy tabletkę. Nic z tego nie pamiętałam, ale było to prawdopodobne. Chociaż byłam osłabiona i ledwo siedziałam zdecydowałam się podnieść i wziąć szybki prysznic. Zrobiło mi się trochę zimno i po wyjściu z łazienki od razu wcisnęłam się pod kołdrę. Czy już mówiłam, że nie cierpię być chora? Znowu wypiłam całą wodę z bidonu, ale nie byłam pewna czy przyzwyczaję się do tych bąbelków, bo kiedy one wesoło pękały mi rozsadzało głowę. Justin poszedł po jakieś jedzenie dla mnie chociaż mówiłam mu, że nie dam rady nic zjeść. Myślałam, że tutaj mi odpuści, ale był taki sam jak mama. Telefon na półce zaczął dzwonić. Nie spojrzałam nawet na ekran i automatycznie go odebrałam nie mogąc znieść kolejnej dawki hałasu.
-Halo?
-Boże, co ci jest?!-usłyszałam damski głos.
-Hannah, jestem chora i nawet nie dam rady gadać-powiedziałam pociągając nosem, bo jakby było mi mało miałam jeszcze katar.
-Może zrobić ci szalone odwiedziny? Kupię kawę i przyjadę z Phoebe natrochę.
-Lepiej nie. Wystarczy, że Justin musi mnie oglądać w takim stanie.
-Ale do soboty się ogarniesz? Twoja boska sukienka nie może przeleżeć tego dnia w szafie. Zrób to dla niej i dla mnie.
Zachichotałam pod nosem i obiecałam, że się postaram.
-Koniec rozmów. Czas na jedzenie-Justin wszedł do pokoju.
-Przecież mówiłam, że nie dam rady jeść.
-Słyszysz mamciu?
-Justin mówi do mamy 'mamcia'-Hannah zaśmiała się.
-Gorzej. Mówi tak na moją mamę. Muszę kończyć, bo zaczyna się wojna.

-Powodzenia szeregowy.
-Tak jest kapitanie-cmoknęłam do telefonu.
Biorąc od Justina telefon wykrzywiłam się, bo wiedziałam, że specjalnie do niej zadzwonił. Na początku mama trochę pokrzyczała, że się nie odzywałam i najprawdopodobniej siebie nie szanuje skoro zachorowałam, gdy na zewnątrz jest najdogodniejsza temperatura. Potem zapytała jak się czuję, co ogólnie słychać itp. Na koniec zaczęła mi powtarzać, że jeżeli chcę wyzdrowieć muszę jeść i dużo pić. Nawet zagroziła, że codziennie będzie pytać Justina czy jem.
-A wiesz, że nawet kupił jogurty, które zawsze we mnie wpychasz? Owoce leśne to twój ulubiony smak, a nie mój.
-Wypijaj jogurt. Potem jeszcze zadzwonię.
-Pa mamo.
Justin podał mi mój koszmar od czasów dzieciństwa. Ten kto wymyślił jogurt pitny zaszkodził mi bardziej niż dziadek od KFC, a prawie się tak kiedyś udławiłam nóżką kurczaka. Kiedy jestem chora łapią mnie dziwne wspomnienia. Albo to przez ten jogurt. Nieważne. Dla spokoju
wypiłam pół butelki 'Jogurtowego szaleństwa', a potem znowu opadłam na łóżko i schowałam się pod kołdrą z pilotem od telewizora.
-To był cios poniżej pasa-uśmiechnęłam się w poduszkę.
Poczułam jak dołącza do mnie pod kołdrę. Miał takie ciepłe ręce.
-Lubię waniliowy zapach-przyłożył usta do mojej szyi i delikatnie zassał skórę.
-Wciąż źle się czuję-postawiłam się chcąc odsunąć się od niego i sięgnąć po chusteczki.
-Chwila-poczułam jego dłoń na wewnętrznej stronie uda.
Zaczęłam czuć się dziwnie rzeczy. Nie chciałam tego, bo od razu mój oddech stał się płytszy i ledwo łapałam powietrze.
-Czy to też było zaleceniem mamy?-zapytałam wyciągając jego rękę spod kołdry.
-Miałem pilnować żebyś nie wychodziła z łóżka-uśmiechnął się.
-Wiesz, że wszystko mnie boli?-zaśmiałam się lekko czując jego rękę powracającą na moją nogę.
-Wiem króliczku. Po prostu sprawdzam, czy odpowiadasz na pewne bodźce.
-W takim razie zabieraj ręce i oglądaj ze mną telewizje albo daj mi spokój. Jestem chora i mam teraz prawo krzyczeć.
Szybko cmoknął mnie w kącik ust chociaż cały czas powtarzałam mu żeby trzymał się od nich z dala przez co najmniej trzy dni aby się nie zaraził. Potem znowu zasnęłam oglądając powtórki jakiegoś serialu. Takie epizody zdarzały się kilka razy dziennie przez dwa kolejne dni: pobudka na leki, gadki, seriale, zasypianie i telefony od mamy. W sobotę rano poczułam nagłą poprawę. Wstałam sama, wzięłam długi prysznic, a potem przyniosłam się jeszcze do wanny. Jakimś cudem Justin to wyczuł i pojawił się po chwili w łazience. Spojrzał na mnie pytająco. Żebym nie wyszła już na taką niewdzięczną uśmiechnęłam się do niego i przesunęłam robiąc mu miejsce. Mruknął coś, że nie znosi olejków, które dolewam, bo nie może się pozbyć tych dziwnych zapachów przez dwa dni. Pózniej te aromaty tak mu nie przeszkadzały, bo chyba po prostu mój język zatkał mu usta. Chyba się za tym stęsknił, bo gwałtownie pociągnął mnie do tyłu niemal podtapiając moją głowę. Zaśmiałam się lekko i pozwoliłam mu dalej zwiedzać rękoma ciało. Żeby nie czuł się pominięty trzymałam go mocno jakby nie chcąc oddalić się o kilka centymetrów. Po tym zdarzeniu, które skończyło się niezłym finałem wróciliśmy do łóżka i jeszcze przez chwile cieszyliśmy się sobą. Potem zeszłam do kuchni i zrobiłam coś prostego do jedzenia. Wszystko przyniosłam mu do łóżka, co było chyba miłą odmianą po tych kilku dniach. Po południu przypomniałam mu o urodzinach Hanny. Nie był do końca przekonany, bo jak powiedział martwił się o moje zdrowie, ale chyba po prostu nie miał ochoty przebywać z ludźmi z mojej szkoły, którzy mogli nie dawać mu spokoju spojrzeniami itp, bo co innego podwozić mnie do szkoły kiedy ktoś popatrzy z boku, a co innego być z nimi w jednym pomieszczeniu i słuchać jak nieudolnie cię obgadują. Podzieliłam się z nim moimi przypuszczeniami. Powiedziałam, że obiecałam jej, że będę i nie mogę jej zawieść, a on nie musi się mną martwić, bo Phoebe też będzie solo. Dodatkowo miałam przyjść wcześniej do Hanny żeby razem z Phoebe się szykować, a ściślej patrzeć jak ona jest picowana. Umówiłam się z Justinem, że przyjedzie kiedy my będziemy już gotowe, a ludzie będą się dopiero zbierać. Mamie przy okazji rozmowy nie wspomniałam o swoich sobotnich planach, bo pewnie stwierdziłaby, że to nieodpowiedzialne i znowu mi się przez to może pogorszyć. Ja zwyczajnie chciałam zobaczyć jak wygląda taka impreza. Chyba prawie każdego młodego człowieka ciągnie do zabaw, a jeszcze do takiej za kilka tysięcy dolarów.
-Czyli o której odwieźć cię do Hanny?
-Za godzinę.
-Czyli możemy wrócić jeszcze na chwilę do łóżka?
-Przeleżeliśmy tam trzy dni.
Justin spojrzał na mnie wymownie.
-Nie dam rady-oparłam głowę o jego ramię.-Jestem osłabiona. Jeszcze zdążymy-pocałowałam go w policzek.
Biebs mruknął jeszcze coś pod nosem, ale bardziej wziął to do siebie pies i wskoczył mu na kolana. Zaczęłam bawić się z futrzaną kulką. Tak upłynęło trochę czasu i musiałam już zacząć szykować się do wyjścia. Wzięłam prysznic, umyłam włosy i ubrałam się normalnie. W garderobie zapakowałam sukienkę w pokrowiec i dobrałam do niej buty i torebkę. Aż trochę bałam się tego jak będę wyglądać.
-Musimy chyba zacząć chodzić z nim na spacerki-powiedziałam do Justina, kiedy on pakował się do samochodu z psem w jednej ręce.-Jazda samochodem to jak do tej pory jego jedyne wyjścia. Może ktoś w okolicy też ma psa i byłoby raźniej.
-To jest pies domowy, jemu wystarczy ogród i skwerek pod twoją szkołą.
-Ja będę z nim chodziła po okolicy. Swaggy też powinien mieć swoim psich znajomych.
-Napisz ogłoszenie "Casting na przyjaciół mojego psa"-zaśmiał się z własnego żartu.
-Brawo za poczucie humoru. My od jutra rozpoczynamy spacery-zwróciłam się do psa, który z zadowoleniem merdał ogonem.

17 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 153

-Co tak uciekasz?-objął mnie od tyłu.-Byłaś na zakupach?
Jedną ręką zanurkował w papierowej torbie i wyciągnął różowy biustonosz oraz zaplątane czarne majtki.
-Dużo tego masz?-uśmiechnął się.-Na takie zakupy mogę z tobą chodzić. Męskie oko zawsze się przyda. A może to ta niespodzianka i pod spodem masz coś jeszcze lepszego?
-A spałeś?
-Cały dzień.
-Wiem, że kłamiesz. Pewnie nawet nie próbowałeś zasnąć. Nie ma żadnych niespodzianek. Byłam z Hanną na zakupach, bo potrzebowała paru rzeczy na urodziny, które są w ten weekend. Nawet są imienne zaproszenia.
-Czy wymyśliła coś niesamowitego?
W skrócie zaczęłam mu opowiadać jak ma wyglądać impreza itp. Spodobało mu się, ale chyba tylko dlatego, że kilka razy użyłam słowa „seksownie”, na co jego oczy robiły się weselsze, a ręce czuły jakąś większą potrzebę wędrowania po moim ciele. Tego dnia miałam zerową ochotę na pieszczoty, więc szybko zaczęłam podgrzewać obiad i kazałam mu usiąść. Po wstawieniu warzyw do piekarnika usiadłam naprzeciwko niego i zaczęłam go wypytywać jak mają się jego sprawy. Jak zawsze powiedział, że wszystko jest w porządku. Czasem chciałabym, żeby w rozmowach ze mną ujawniał więcej uczuć i nie ukrywał jakiś porażek czy czegoś takiego, bo chciałabym go szczerze wspierać. Nie wiem dlaczego, ale mógłby też kiedyś być na mnie zły i jakoś mi to pokazać, bo jak do tej pory zawsze traktuje mnie jak jajko. Nie mam na myśli wielkich kłótni, ale ostatnio cały czas gdy ja zaczynam się spierać mówi „nie chcę się kłócić” i wszystko uspokaja.
Po piętnastu minutach wszystko było gotowe i nałożyłam jedzenie na talerze. Poszliśmy jeść na zewnątrz, bo oboje lubiliśmy tamtą część posiadłości. Chociaż wcześniej wydawało mi się, że byłam cholernie głodna kiedy zaczęłam jeść od razu było mi niedobrze i nie chciałam połknąć ani kęsa więcej. Powiedziałam Justinowi, że nie jestem głodna i muszę się położyć, bo ledwo siedzę. Kiedy obudziłam się po popołudniowej drzemce moja głowa bolała mnie jeszcze bardziej, a w dodatku towarzyszyły temu dreszcze. Wiedziałam, że jestem chora. Spróbowałam jeszcze tylko przełknąć ślinę, by potwierdzić swoją początkową diagnozę. Moje gardło zostało zaatakowane przez miliony igiełek. Chyba od gorączki naszła mnie myśl, że w drzwiach zaraz pojawi się mama z lekarstwami w ręce. Wiedząc, że nie dam rady dość głośno krzyknąć podniosłam się na łokciach
przezwyciężając coś chcącego rozwalić moją czaszkę od środka. Posuwistym ruchem ruszyłam w stronę schodów pozbywając się jeszcze spodni przed wyjściem z sypialni. Na dole Justin siedział w towarzystwie Twista. Nie chcąc pokazywać mu swoich majtek pisnęłam tylko żeby zwrócić jego uwagę. Na początku powiedział żebym się nie wygłupiała i siadała z nimi. Dopiero po chwili Justin podniósł się z kanapy i podszedł do mnie. Widząc, że coś jest nie w porządku spojrzał mi w oczy łapiąc moje łokcie, które były przyciśnięte do ciała żeby bronić się przed kolejnymi falami dreszczy.
-Ale ty jesteś gorąca-cmoknął moje ramię.
Szybko wziął mnie na ręce i zaniósł z powrotem do łóżka. Po mojej prośbie podał mi koszulkę, w którą szybko się przebrałam. Było mi przykro kiedy patrzył na mnie z bezsilnością w oczach. Nie chciałam żeby tak się przejął i martwił. Zaczęłam go przepraszać aż w moich oczach pojawiły się piekące łzy. Szybko uspokoił się przyciągając mnie do siebie. Wysunął z kieszeni telefon i zaczął przeglądać kontakty nie odchodząc ode mnie.
-Zaraz zadzwonię po lekarza kochanie. Wszystko będzie dobrze.
-Nie. Daj mi tylko coś przeciwbólowego. To tylko przeziębienie. Moja mama będzie wiedziała czego potrzebuję.
-Ale w Polsce jest środek nocy. Jutro się z nią skontaktujemy. Teraz lekarz coś na to poradzi-głaskał mnie po głowie.-Phoebe? Masz może telefon do jakiegoś lekarza? Tutaj Justin.
Usłyszałam szczebioczącą Phoebe. Trochę się zdziwiłam, że on nie zna jakiegoś lekarza i dzwoni akurat do niej. Po jakiejś minucie podziękował jej i pożegnał zwracając się do niej P.
-Dobry wieczór. Tutaj Justin Bieber. Nie, to nie są żarty-dodał zirytowany.
Zachichotałam pod nosem zapominając na pół sekundy o swoim stanie. Dalej rozmowa była już normalna. Na koniec podał adres i pożegnał się. Odkładając komórkę znowu mnie przytulił i położył się obok. Po chwili w pokoju pojawił się Twist. Justin szybko wytłumaczył co się dzieje i tamten wyszedł życząc nam szczęścia i zdrowia. Nagle na łóżku znalazł się Swaggy. Merdając ogonkiem zaczął lizać mnie po twarzy. Justin odciągnął go i zabrał włosy z mojej twarzy. Pies położył się na kołdrze i ze smutkiem patrzył na mnie. To niesamowite, że psy tak dobrze wyczuwają, że ludzi coś boli itp.
-Chcesz tej herbaty czerwonej? Wrócę za dwie minuty skarbie.
Pokiwałam twierdząco głową. Dodałam żeby wziął jeszcze trochę jakiegoś lodu albo namoczył ręcznik żeby zrobić mi jakiś kompres. Będąc sama spojrzałam w sufit i zaszlochałam ze smutkiem. Zamknęłam oczy i próbowałam jak najszybciej zasnąć. Chciałam przespać ten najgorszy stan.
-Już jestem Kasiu. Herbata musi jeszcze troszkę ostygnąć. Tutaj jest też lód. Wsadziłem w ręcznik-położył zimny kompres na moje czoło.-Dobrze?
Nagle usłyszeliśmy domofon od bramy. Justin szybko wstał i poszedł na dół pytając czy wytrzymam jeszcze chwilę. Przypomniało mi się, że nie mam na sobie stanika, a przecież na pewno lekarz będzie chciał mnie osłuchać. Szybko wysunęłam się spod kołdry i ściągnęłam z krzesła sportowy stanik. Zaciskając żeby założyłam go i na niego koszulkę. W tym samym momencie w sypialni pojawił się lekarz z Justinem. Mężczyzna był spokojny i podszedł do łóżka. Przedstawił mi się i zapytał o samopoczucie. Powiedziałam co mnie boli i że to pewnie od przewiania. Lekarz poprosił Justina żeby wyszedł, bo chce mnie przebadać. Chłopak był trochę zdenerwowany, ale posłuchał go i zostawił nas. Po chwili doktor mnie przebadał i wypisał mi receptę. Widząc, że ja go nie utrzymam zawołał Justina i dał mu instrukcje widząc, że za dobrze się on na tym nie zna. Mężczyzna pożegnał się ze mną i Justin odprowadził go do drzwi regulując opłatę.
-Był dla ciebie miły?-zapytał wracając.
Pokiwałam głową.
-To dobrze. Zaraz zadzwonię po Twista żeby pojechał kupić lekarstwa.
-Nie niepokoimy już go. Jak byś mógł to sam po nie pojedź. Ja i moja choroba nigdzie nie uciekniemy-spróbowałam się uśmiechnąć.-Nie umieram, to tylko zapalenie gardła.
Tak naprawdę wolałabym żeby został ze mną, bo wiedziałam, że kiedy będę sama znowu zacznę płakać z niewyjaśnionego powodu. Równocześnie wiedziałam, że nie będzie go tylko jakieś pól godziny i Lil nie będzie musiał przerywać tego, co robił. Justin przed wyjściem zapytał czy wszystko jest ok. Powiedziałam, że tak, ale nic się przecież nie zmieniło. W domu nie było nawet najzwyklejszego środka przeciwbólowego, bo kilka tabletek z jedynego lista, którego przywiozłam z Polski zużyłam przy okazji okresu. Przypomniałam sobie, że mama ma pewnie sto dwadzieścia zapasowych tabletek, z których dałaby mi jedną czy dwie i po chwili czułabym się już o niebo lepiej. Trudno, teraz musiał zając się mną Justin, który zapowiadał się na naprawdę dobrego opiekuna. Żebym nie była sama Swaggy postanowił pilnować mnie wpatrując się w powtórki "Przyjaciół", które puszczali w telewizji, prawie tak samo jak ja. Po pewnym czasie zaczęłam usypiać. Odkryłam się, bo zrobiło mi się gorąco i zamknęłam oczy naciągając na twarz kompres. Niestety nie było danym mi dłużej pospać, bo Justin po powrocie pomyślał, że straciłam przytomność i zaczął niemal brutalnie mną potrząsać. Nawet pies zaczął wtedy szczekać. Szybko
naciągnęłam na głowę kołdrę broniąc się przed światłem i hałasem.
-Już zgasiłem. Wyłaź spod kołdry i nie pajacuj-powiedział wyjmując z siatki pudełko z tabletkami.
Nieśmiało wyjrzałam i popatrzyłam na niego skarconym wzrokiem.
-Przepraszam-przytulił klatkę do mojej głowy.-Po prostu czuję się bezsilny, bo chciałbym ci pomóc, ale nie wiem jak. Lekarz kazał brać to okrągłe co osiem godzin przez trzy dni i to na gorączkę. Kupiłem też termometr, bo nie mieliśmy wcześniej. Teraz to-podał mi podłużną tabletkę i zimną już herbatę.-A za godzinę tamto.
Tutaj zabrakło mi "wstań, żebyś się nie udławiła", co zawsze mówiła mama kiedy podawała mi lekarstwa. Ale przecież nie byłam już małą córeczką rodziców, a dojrzałą żoną. Te dwa słowa cały czas były dla mnie obce, ale zaczynałam się z tym godzić. Justin niemal mnie zaskoczył swoim zaangażowaniem. Po wzięciu tabletki zabrał mi z rąk pusty kubek i wsunął się do mnie pod kołdrę. Po chwili wstał jednak i rozebrał się do bokserek, bo byłam podobno okropnie gorąca. Chciał mnie też pocałować w usta, ale raptownie odwróciłam się do niego tyłem. Powiedział, że usta też mam wrzące. Delikatnie przytulił mnie od tyłu i cmoknął w szyje. Jego ręka wydała mi się nawet chłodna kiedy wsunął mi ją pod bluzkę i położył na rozgrzanym brzuchu. Na początku to wszystko mi odpowiadało, ale potem przypomniało mi się, że wolałabym nie pocić się przy nim, nie chciałam żeby widział mnie lepiącą się z posklejanymi włosami, bo przecież to obrzydliwe. Pozwoliłam sobie jednak na jeszcze kilka minut przyjemności. Kiedy zaczęły się reklamy wysłałam go po wodę, tzn. poprosiłam żeby ją przyniósł. Związałam włosy w koka by nic nie wchodziło mi na twarz i odkryłam się, bo zaczynało mi się robić gorąco. Byłam pewna, że wyglądam okropnie. Co innego pokazywać się komuś bez makijażu, a co innego będąc chorym. Chyba nie było jednak ze mną tak źle skoro mogłam tak intensywnie myśleć. Marna pociecha. Justina nie było trochę dłużej, ale przyniósł wodę i jeszcze jakiś kubek z dzióbkiem, który często można zobaczyć u sportowców, bo uznał, że będzie mi z niego wygodniej pić. Chwyciłam go i pociągnęłam duży łyk. Coś aż zabulgotało.
-To filtr-uspokoił mnie i zaczął kłaść się koło mnie.
-Wiesz...-zaczęłam.-Nie chcę żebyś się ode mnie zaraził. Może lepiej byłoby gdybym przeniosła się do gościnnej sypialni?
-Nie przejmuj się tym. Nic mi nie będzie. A jeśli będziesz czegoś potrzebowała albo gorzej się poczujesz?
-Ale nie chcę żebyś...
-To ważny moment, nasza pierwsza choroba, musisz dać mi się sprawdzić. "W zdrowiu, w chorobie...", nie pamiętasz?
-Ale ja wyglądam strasznie i to dopiero początek. Zaraz zobaczysz w telewizji Milę Kunis, przeniesiesz wzrok na mnie i pomyślisz, że nieźle się wpakowałeś.
-Czy ty nigdy nie zrozumiesz, że jesteś szczytem moich marzeń? Nawet nie sądziłem, że uda mi się ciebie kiedykolwiek zdobyć, że będziesz moja. Przy tobie czuję się nikim, pieniądze są tylko papierkami, dom tylko kolejnym budynkiem. Zarabiam żebyś miała wszystko, a dla ciebie to
obojętne. Chyba kochałabyś mnie nawet bardziej gdybym nie miał pieniędzy.
-Kocha się po prostu, a nie z jakiegoś powodu.
-Nawet z gorączką zawsze podcinasz mi skrzydła.
-Kocham cię-powiedziałam z uśmiechem chociaż miałam niezły cytat na końcu języka.

31 lipca 2013

ROZDZIAŁ 152


Kiedy rano usłyszałam budzik czułam się jeszcze bardziej zmęczona niż kiedy kładłam się w nocy. Telewizor grał, a Justin nie spał i z udawanym uśmiechem patrzył na mnie. Chciałam już mu coś powiedzieć, ale powstrzymałam się i poszłam do łazienki. Zimny prysznic mnie obudził i nawet trochę poprawił humor. Ubrałam się w sukienkę ciesząc się, że w Californii wiecznie świeci słońce. Zaczęłam trochę stresować się prezentacją i robiąc śniadanie cały czas trzymałam w jednej ręce notatki. Wtedy pojawił się on i objął mnie od tyłu. Od razy odgarnął moje włosy i pocałował w szyję.
-Gdybym miała jakieś problemy, np w szkole to wolałabyś żebym ci o nich powiedziała?
-Mów mi od razu takie rzeczy. Coś się dzieje? Mam tam zadzwonić?
-Chodzi mi o to, że skoro ty martwisz się o mnie i chciałbyś żebym ci mówiła takie rzeczy to ja, martwiąc się o ciebie, też chciałabym wiedzieć co się dzieje. Czy wszystko jest dobrze?
-Jest świetnie. Zaraz się ubiorę i cię odwiozę.
-Wybij to sobie z głowy. Zaśniesz przed kierownicą i nas zabijesz. Jadę sama.
-Nie przesadzaj Kasiu-przyciągnął mnie mocniej.
-Lubię być twoim króliczkiem, ale musisz traktować mnie poważnie kiedy ja mówię serio. Nie jestem twoim psem, ale żoną.
-Kochanie, to tylko stres. Nie dzieje się nic specjalnego. Nie chcę się z tobą kłócić. Przecież wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza i bardzo cię szanuję.
Chcę to zobaczyć na Twitterze-zaśmiałam się.-Dzisiaj sama pojadę do szkoły, a ty masz odespać.
-Kiedy ze mną naprawdę jest wszystko dobrze-wsunął ręce pod moją sukienkę.
-Jeżeli wypoczniesz dostaniesz nagrodę, a jeżeli nie to podjedziesz ze mną do kilku butików i będziesz musiał na mnie czekać aż wydam trochę twoich pieniędzy.
-Możesz wydawać ile chcesz. Przecież są też twoje.
-Ile musiałabym wydać żebyś był zły?
-Naprawdę dużo, ale potrafiłabyś mnie uspokoić-jego ręce wsuwały się pod moją bieliznę.
W środku robiło mi się już gorąco, więc szybko chwyciłam go za nadgarstki i przełożyłam jego ręce na biodra. Przed wyjściem jeszcze raz powtórzyłam mu żeby szedł spać, bo inaczej się na niego obrazę i nie będzie już tak fajnie. W końcu udało mi się oderwać go od siebie i wyjść. Wcisnęłam się do swojego Mercedesa i pojechałam do szkoły. Kiedy zatrzymałam się tylko po kilku minutach szukania dobrego miejsca od razu zobaczyłam Jake'a. Szybko wysiadłam z auta i przywitałam się z nim.
-Zabawowy weekend, łóżko było za wygodne czy problemy z kalendarzem?
-Opcja druga-uśmiechnęłam się.-Jak nasza prezentacja?
-W przyszłym tygodniu-zaśmiał się widząc moją minę.-Myślałem, że dziewczyny ci powiedziały.
-One nie chodzą przecież na biologię-uderzyłam go notatkami w brzuch.-Wiesz, że uczyłam się do trzeciej i odkąd wstałam nie wypuściłam ich z rąk?
-Tak się kończy niechodzenie do szkoły Kate.
-Bardzo zabawne-zaśmiałam się.-Czyli dzisiaj nic ciekawego w szkole nie ma.
-Hannah wczoraj zaczęła rozdawać "Boskie zaproszenia" na swoje urodziny, które będą już w ten weekend.
Nagle zbliżyła się Phoebe i przytuliła mnie na przywitanie.
-Czy rozmawiacie o boskich zaproszeniach Hanny na jej urodziny, które będą już w ten weekend?
-Mniej więcej-Jacob uśmiechnął się.-Gdzie ona teraz jest?
-Poszła łapać kogoś z drużyny-wyjaśniła Phoebe.
Jacob podziękował jej skinieniem głowy i poszedł w kierunku boiska. Dziewczyna zwróciła się wtedy do mnie i podzieliła się najnowszym newsem. Okazało się, że Jake i Hannah od soboty są razem. Miałam jednak udawać przed nią zaskoczenie, bo podobno chciała powiedzieć mi to osobiście. W drodze do szkoły odpowiedziałam jej o swoim wyjeździe do Stratford. Nie dawałam dużo opisów, bo wydawało mi się, że nie będą jej ciekawić. Kiedy odeszłyśmy od jej szafki nagle zobaczyłam Hannę zbliżającą się z szerokim uśmiechem. Od razu wiedziałam co trzyma w rękach, ale kiedy mnie o to spytała udawałam, że nic nie wiem.
-To boskie zaproszenia na moje urodziny, które odbędą się już w ten weekend-pokazała mi je dokładnie i podała dwa.-Dla Kate i Justina. Wybacz, że wpisałam jego nazwisko, ale nigdy nie pamiętam jak zapisuje się twoje. No ale przecież to tylko kwestia czasu-zaśmiała się.-Będziecie mogli, prawda?
-Myślę, że tak. Przecież nie może nas to ominąć.
-Macie wyglądać bosko i to dosłownie.
-Justin wleci na skrzydłach-zachichotała Phoebe.
Pod nosem też zaczęłam się śmiać. Później w drodze do klasy zaczęłam ją wypytywać o co chodzi z tą boskością. Kiedy mi wszystko wyjaśniła byłam lekko zdziwiona, ale gdyby Hannah chciała robić zwykłe urodziny byłoby to bardziej zastanawiające. Tego dnia miałam naprawdę mało lekcji i nie chciało mi się czekać na dziewczyny, więc pożegnałam się z nimi po lunchu. Kiedy odpaliłam już silnik nagle Hannah zapukała w szybę.
-Tak rzadko Justin cię nie odwozi, że trzeba to wykorzystać-uśmiechnęła się.-Mi nic się nie stanie jak opuszczę zajęcia artystyczne. I tak już dokończyłam pracę.
-A Phoebe? Też się zrywa?
-Nie, ona zostaje, bo bla bla. My możemy za to pojechać na zakupy.
Pomysł nie brzmiał źle, więc szybko się zgodziłam i razem z Hanną pojechałyśmy do jej ulubionego sklepu, który, jak powiedziała, musiałam zobaczyć. Muszę przyznać, że ubrania były tam tak ładne jak i drogie. Ona nie była wybredna i wzięła do przymierzalni chyba milion rzeczy. Ja wzięłam tylko jedną sukienkę, którą mi doradziła. Kiedy ją mierzyłam wydała mi się dziwna, bo była jasna i skąpa. Wyszłam w niej i czekałam na Hannę. Kiedy wyszła wyglądała cudownie. Chyba odkryłam dlaczego tak lubi ten sklep. Wszystko było w jej stylu(albo po prostu miała z niego wszystkie rzeczy) i wyglądała świetnie w ich ubraniach.
-Reszty już nie będę mierzyć. Podobają mi się. A ty bierzesz sukienkę?
-Chyba to nie do końca moj styl. Boskość to dla mnie bardziej grecka bogini, a nie aniołek Victoria's Secret.
-Nie pieprz głupot. To moja impreza i ta sukienka jest idealna.
-Po prostu tobie się podoba-zaśmiałam się.
-Ludzie mają wyglądać seksownie, a nie przyjść w prześcieradłach. W zeszłym roku wszyscy mieli ubrać się na czarno albo czerwono i w sumie seksownie było, ale całość wyglądała jak burdel. Dlatego teraz ma być jasno.
W końcu zgodziłam się na nią żeby jej też było milej. Następnie ruszyłyśmy do dwóch sklepów z butami. Na sam koniec padło na bieliznę. Ekspedientka dokładnie mnie wymacała żeby powiedzieć mi na końcu, że chodzę w za małym staniku. Moim zdaniem nie był zły, ale nie chciałam się z nią kłócić. Potem naznosiła mi do przymierzalni kilka rożnych modeli. Gdyby Hannah nie była w stanikowym szale powiedziałabym, że nie mam czasu, ale w takim wypadku nie miałam wyjścia. Po godzinie spędzonej w przymierzalni miałam już serdecznie dość i powiedziałam kobiecie, że biorę wszystko.
-Posiadanie chłopaka jest kosztowne-uśmiechnęła się Hannah kiedy płaciłam przy kasie prawie tysiąc dolarów za bieliznę.
-Ja dopiero zaczynam...
-Hmm, czy ja o czymś nie wiem?
-Ja i Jake, od soboty oficjalnie razem-uśmiechnęła się.-Nawet nie wiesz jaka jestem podjarana. On mi się długo podobał, nawet kiedy byłam jeszcze z poprzednim chłopakiem.
-To już na imprezie będziecie szaleć jako para.
-To dla niego te koronki. Po urodzinach pierwszy raz się razem prześpimy.
Hannah zaczęła mi opowiadać o swoim dość bujnym życiu seksualnym, które prowadziła od swoich 15 czy 16 urodzin. Nie wiem czy to dobre określenie, ale byłam pod wrażeniem. W końcu udało mi się zmienić temat, bo kiedy zaczęła mi opowiadać o swoich przygotowaniach niechcący zgodziłam się odwalić je razem z nią i czekało mnie trochę nieprzyjemnych rzeczy. Powiedziałam jej, że nie mam też za dużo czasu, bo umówiłam się na słowo z Justinem, że nie będę nigdzie chodzić po szkole. Chichocząc przeprosiła mnie, że tak mnie umęczyła. Odwiozłam ją do domu, a potem wróciłam do Justina. Szybko krzyknęłam, że jestem i pobiegłam na górę schować torby. Wiedziałam, że go tam nie będzie, więc powiesiłam sukienkę na wieszak i zaczęłam wyciągać pięknie popakowaną bieliznę.

30 lipca 2013

ROZDZIAŁ 151


-Która godzina?-zapytałam otwierając oczy.
-Dzisiaj możemy spać ile chcesz-Biebs pogłaskał mnie po plecach.
Zamruczałam dwa razy w jego tors i zamknęłam ponownie oczy. Ucieszyłam się, że mogę jeszcze poleżeć, bo znowu miałam jakiś taki senny dzień, w którym najchętniej nie wysuwałabym nawet stopy spod kołdry. Klatka Justina ruszała się tak miarowo jakby specjalnie chciał mnie kołysać. Wyciągnęłam ręce żeby trochę się rozciągnąć, a potem znowu zwinęłam się w kłębek. Myślę, że leżeliśmy jeszcze jakąś godzinę albo półtorej. Potem zdecydowaliśmy się wstać, bo nie chcieliśmy marnować ostatniego dnia, który przeznaczyliśmy głównie dla dziadków. Na początku wstał Justin i poszedł do łazienki, a ja powciskałam do walizki niepotrzebne rzeczy. Zostawiłam tylko jakieś
ubrania na drogę i ostatnie szpargały. Kiedy też zaliczyłam poranną wizytę w łazience poszłam do kuchni coś zjeść. Babcia Justina powiedziała, że to dobrze, że odpoczywamy, bo w mieście czas nas goni i pewnie nie mamy chwili na nicnierobienie. Justin przypomniał sobie, że chciał pójść do swojej szkoły i narobić tam trochę zamieszania. Babcia nie była przekonana czy to dobry sposób, ale obie wiedziałyśmy, że jeżeli on coś sobie wbije do głowy nic go nie powstrzyma. Nie wiem dlaczego uparł się żebym z nim szła, ale w końcu się złamałam i zrezygnowałam z kanapy na rzecz zimna na zewnątrz. Powiedziałam, że nie ma mowy żebyśmy szli na piechotę, z czego trochę się śmiał przypominając mi, że dzień wcześniej deklarowałam, że nigdy nie zmusi mnie już do wspólnej jazdy. Udawałam, że go nie słyszę, bo nie chciałam już do tego wracać. Po dosłownie chwili byliśmy pod budynkiem jego szkoły. Kiedy zatrzymywaliśmy się akurat zadzwonił dzwonek na lekcje. Poczekaliśmy jeszcze chwilę i weszliśmy do środka. Aby było kulturalnej weszliśmy na początku do pani dyrektor żeby powiedzieć co mamy, a właściwie Justin ma w planach. Kobieta miała mieszane uczucia, ale pozwoliła nam zostać w szkole i poodwiedzać na przerwie nauczycieli. Oczywiście Justin był bardzo miły i jeszcze jej podziękował, ale kiedy byliśmy na korytarzu stwierdził, że fajniej będzie wejść do wszystkich sal w czasie trwania zajęć. Zapytałam go czy sobie żartuje, ale on pokręcił przecząco głową i otworzył pierwsze drzwi. Szepty
ustały na kilka sekund, a potem przybrały na sile. Nie chciałam wchodzić do środka, więc nic nie widziałam i mogłam tylko nasłuchiwać. W każdej sali wyglądało to podobnie-Justin wchodził i rzucał coś stylu "przepraszam, że nie oddałem pracy", "teraz mi głupio, że sam pisałem sobie usprawiedliwienia", ale były też teksty typu "o to pani nie chciała mi postawić czwórki", "to Butler zawsze ode mnie ściągał, a mi się dostawało". Nauczyciele różnie reagowali, ale wszyscy byli zdziwieni tą nagłą wizytą. W sali od matematyki podszedł nawet do tablicy i spróbował rozwiązać jakieś zadanie, ale nie udało mu się, a wtedy przeprosił, że się nie przygotował. Wychodząc zapraszał wszystkich na spotkanie z nim na przerwie na sali gimnastycznej. Kiedy zaliczyliśmy wszystkie interesujące nas sale usiedliśmy na ławce na korytarzu.
-Szkoła kiedy nie musisz już w niej się uczyć nie jest taka zła-powiedział.
-Ja wciąż się uczę-przypomniałam mu.-Co ty chcesz robić na sali gimnastycznej?!
-Zrobię im wykład o potrzebie edukacji.
-Nawet nie próbuj, bo się tylko ośmieszysz. Ktoś cię jeszcze nagra i nie będzie tak zabawnie.
-Spokojnie kochanie, wiem jak to się robi.
Byłam pewna, że to nie wyjdzie dobrze. Kiedy ledwo usłyszałam dzwonek na przerwę on już ciągnął mnie za rękę w stronę, jak się domyśliłam, sali. WF właśnie się tam skończył i dwie osoby zbierały piłki. Justin przywitał się z nauczycielem i usiadł stanął z nim z boku. Ja gapiłam się na podłogę i słyszałam rosnące dudnienie. Miałam ochotę przyłożyć głowę do podłogi tak jak w westernach robią to z torami. Nie miałam pojęcia co zamierza zrobić. Sala zaczęła się napełniać. Specjalnie usiadłam w rogu żeby nie zwracać na siebie uwagi, ale być wystarczająco blisko Justina. Zaczął się ze wszystkimi witać i zapraszał do zbliżenia się. Kiedy sala była już pełna zaczął wygłaszać mowę. Na początku chciałam go stamtąd wyciągać, bo zaczął od mało śmiesznych żartów o nauczycielach. Gimnazjalistom podobało się, ale licealistów to aż tak nie śmieszyło. Na szczęście potem zaczął opowiadać o tym co robi i odpowiadał na pytania, które zaczęły padać z sali. Ograniczył swoje żarciki i było nieźle. Szczerze mówiąc uważam, że powinien częściej odwiedzać szkoły i opowiadać o tym, że należy w siebie wierzyć i czasem zaryzykować, by zdobyć jeszcze więcej. Z jego ust czyli tak naprawdę kolegi ze starszej klasy, który stał się najbardziej znanym nastolatkiem na świecie brzmi to jakby bliżej niż mieliby słuchać nudnego wykładu historyka, któremu udało się wydać książkę. Oczywiście każdego interesuje i imponuje mu co innego, ale chyba w tym przedziale wiekowym Justin Bieber robi na nich większe wrażenie. Obiecał wszystkim, że postara się ich jeszcze odwiedzić, bo nawet dwie nauczycielki powiedziały, że pomogą wtedy w organizacji spotkania. Na koniec ustawiła się do niego kolejka po jakieś zdjęcie. Było pewne, że trochę to potrwa, więc sama też się tam ustawiłam.
-Zawsze się w tobie kochałem-powiedział obejmując mnie w pasie, kiedy poprosiłam inną dziewczynę, żeby zrobiła nam zdjęcie.
Kiedy już przechodziłam na bok przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Kilka osób dziwnie się spojrzało, a jedna dziewczyna uśmiechnęła się szeroko myśląc, że ją może spotkać to samo.
-Nie, nie-uśmiechnął się do niej.-To moja dziewczyna. Przyjechała mnie pilnować. Następnym razem-puścił jej oczko.
-Mogę robić zdjęcia żeby było szybciej-zaproponowałam.-Przy okazji cię przypilnuję.
Robienie zdjęć przebiegało bardzo fajnie. Można było zobaczyć jak każdy na niego reaguje. Przy okazji kazałam mu też czasem szerzej się uśmiechać żeby na żadnym nie wyglądał na znudzonego, bo po co komu takie zdjęcia. Po dwudziestu minutach ręka mi już odpadła, ale musieliśmy poczekać aż wszyscy będę mieli fotkę. Z ostatnimi osobami Justin zamienił kilka słów więcej.
-Muszę już iść, bo ona ledwo stoi-uśmiechnął się do nich.-Postaram się przyjechać jak najszybciej, ale mam teraz trochę spraw na głowie, a Kasia nie może cały czas zrywać się ze szkoły.
-To mój pierwszy dzień w tym roku-wtrąciłam.
-Możesz przyjechać sam-ktoś zażartował.
-Nie da rady. Muszę jej pilnować-objął mnie w pasie.-Cześć wszystkim-pożegnał się.
Odchodząc machnął jeszcze ręką do kilku osób i poszliśmy do wyjścia. Zaproponował, że moglibyśmy pójść na chwilę do Subwaya, gdzie kiedyś chodził po szkole, ale powiedziałam, że lepiej jest wrócić do dziadków i z nimi potem gdzieś pójść. Zgodził się ze mną i wysiedliśmy do samochodu. Po drodze chwaliłam jego występ, bo naprawdę byłam z niego dumna, przynajmniej z tej drugiej części. W domu zajęliśmy kanapę i przesiedzieliśmy całe popołudnie z dziadkami. Opowiadaliśmy im o naszym psie, za którym zaczęłam już tęsknić. Wieczorem kiedy szykowaliśmy się do wyjścia babcia zatrzymała mnie na chwilę w kuchni żeby porozmawiać.
-Naprawdę cieszę się, że wam się układa. I Justin trochę się uspokoił.
-Nie wiem czy jest spokojniejszy, ale żyje nam się lepiej niż przypuszczałam, że będzie.
-Ale lepiej nie myślcie teraz o dzieciach, bo on jest jeszcze za mało dojrzały. Jak się przytrafi to wszyscy będziemy się cieszyć.
-Wiem, wiem. Ja to nie wyobrażam sobie teraz dzieci, ale on raz się uwziął i powtarzał codziennie, że to dobry pomysł.
-Kasiu, wiesz, że on potrafi się do czegoś przyczepić i nie odpuści.
-Tak, dlatego powiedziałam mu, żeby lepiej już do tego nie wracał w ciągu najbliższych trzech lat, bo inaczej będę męczyła go o tatuaże.
-Cała rękę już w tych maziajach.
-To jest sztuka babciu-wszedł nagle.-Poza tym Kasia je lubi.
-Uwielbiam-zaśmiałam się do babci.
-Kończcie już te rozmowy i chodźcie do samochodu, bo już czekamy.
Justin wyciągnął mnie prawie na siłę z kuchni i wziął na ręce wychodząc z domu. Chociaż zawsze krzyczę na niego w takich momentach w tym samym czasie cieszę się jak dziecko i mam nadzieje, że jemu to nigdy się nie znudzi. Pojechaliśmy do Madelyn's gdzie podobno kiedyś dość często chodzili. Kiedy kończyliśmy już jeść zaczęłam myśleć o powrocie, którego nie chciałam. Stwierdziłam, że w sumie mogłabym tam zostać. Kupilibyśmy mały domek, albo nawet wielki pałac, bo chyba Justin nie chciałby przesadzić. Kiedy wracaliśmy do domu na zewnątrz było już ciemno. Musieliśmy dopakować jakieś ładowarki, ręczniki itp. Było mi trochę smutno i kiedy wszystko pochowałam położyłam się ostatni raz na tym małym łóżku. Justin z troską zapytał czy jedzenie mi nie smakowało. Zaśmiałam się i powiedziałam, że nie chcę wracać do domu. Przyciągnął mnie na swoje kolana i zaczął całować mnie delikatnie. Potem położył się i zachęcił żebym teraz ja przejęła inicjatywę. Zostając na kolanach pochyliłam się nad nim i pocałowałam
go jeden, dłuższy raz, a wtedy do środka weszła babcia z moim czerwonym płaszczem. Chyba obie strony się zdziwiły i dopiero po chwili babcia zamknęła drzwi, a ja opuściłam wreszcie tyłek. On nie przejmując się niczym wpił się w moją szyję. Odskoczyłam od niego jak oparzona. On spojrzał na mnie zmieszany i odparł, że przecież mogła nas zobaczyć nagich na kanapie na dole w bardziej jednoznacznej sytuacji. Na szczęście kiedy Justin zaczął nosić bagaże do samochodu, a ja żegnałam się dłużej z jego dziadkami obie udałyśmy, że do niczego nie doszło. Naprawdę musiało to się stać ostatniego dnia, dosłownie piętnaście minut przed wyjazdem? Kiedy siedzieliśmy już w aucie przyjechaliśmy jeszcze raz główną ulicą i udałyśmy się do Toronto.
-Chcesz jeszcze pochodzić po Toronto?-zapytał odwracając moją uwagę od szyby.
-Nie, chce być już w samolocie.
-Może dokończymy tam to co zaczęliśmy?
-Z moją chorobą lokomocyjną najprawdopodobniej bym na ciebie zwymiotowała-odpowiedziałam.-Przepraszam, jakoś nie mam humoru.
-Rozumiem, ja też tracę humor, kiedy pomyślę, że zaraz będę musiał włączyć telefon i sprawdzić pocztę.
-Czyli przez cały wyjazd byłeś poza zasięgiem?
-Dlatego wyjechaliśmy skarbie. Mieliśmy być tylko my, dziadkowie i Stratford.
-Dostanie ci się?
-Nikt nic mi nie może powiedzieć-ścisnął mocniej kierownicę.-Oni zarabiają na mnie, więc to im powinno zależeć, a nie mi. Teraz liczysz się dla mnie tylko ty i nasz związek. Moim jedynym zadaniem jest opiekowanie się żoną i tym żeby było jej dobrze.
Nie widziałam czy jakoś go uraziłam, czy może miał jakieś problemy, o których wolał nie mówić. Trochę mnie to wszystko zmartwiło, ale nie chciałam się w to wgłębiać i mu o tym przypominać. Lot był wyjątkowo spokojny, więc nie mogłam rozłożyć się na dwóch fotelach i oprzeć o Justina. Choć było ogólnie wcześnie, a mój dzień zaczął się dziesięć godzin wcześniej bez trudu zasnęłam i obudziłam dopiero na miejscu. Z pokładu od razu przesiedliśmy się do jakiegoś samochodu, który podwiózł nas na parking, a tam stał już znajomy samochód Twist. Zaczynałam go coraz bardziej lubić, ale nie wiedziałam czy to dobrze, czy źle. Kierowca przerzucił nasze bagaże do bagażnika, a sami szybko weszliśmy do środka auta. Po drodze Lil popytał nas o jakieś pierdoły, co też było miłe. Na miejscu zatrzymał się przed samymi drzwiami. Podziękowałam mu jeszcze raz i razem z Justinem wyciągnęliśmy nasze torby. Kiedy tylko otworzyłam drzwi zobaczyłam naszą białą pociechę, która zaczęła biegać po całym hallu. Szybko postawiłam walizkę pod ścianą i złapałam psa. Chwilę mówiłam do niego śmiesznym głosem aż w końcu puściłam go wolno i pozwoliłam przywitać się z Justinem. Nie umiem określić czy byłam zmęczona, bo po spaniu w samolocie byłam otępiała. Zapowiadała się jednak dla mnie długa noc, bo zbliżała się moja prezentacja z biologii i skoro udało nam się wrócić zgodnie z planem musiałam się do niej przygotować żeby nie zawieść Jacoba. Oczywiście do Stratford wzięłam ze sobą wszystkie notatki, ale jakoś się za nie nie zebrałam. Aby się orzeźwić wzięłam prysznic. Po drodze do salonu wzięłam z kuchni kawę, a potem usiadłam już tylko na kanapie i otworzyłam komputer. Wszystko szło mi trochę jak krew z nosa, ale jakoś udało mi się w miarę przygotować przed 3. Zmęczona poszłam umyć zęby, a potem od razu wcisnęłam się pod kołdrę obok Justina. Okazało się, że jeszcze nie spał, ale kiedy tylko wcisnęłam głowę pod jego ramię odłożył iPhone i pocałował mnie w czoło na dobranoc.
-Powiedz szczerze, podobało ci się?
-Było cudownie. Gdyby wstawić tam to łóżko mogłabym tam zostać na dużo dłużej. Po tamtym bolą mnie plecy. Teraz jeszcze jak kończyłam projekt to myślałam, że nie wstanę.
-Połóż się na brzuchu, a ja cię pomasuję.
-Jest za późno. Nie wygłupiaj się.
-Nie mogę spać-powiedział podnosząc się.
Jemu może nie chciało się spać, ale mi tak. Położyłam się bardziej na nim i kazałam iść spać.
-Hej, uspokój się trochę-jęknęłam po chwili.-Muszę wstać za trzy i pól godziny.
-Połóż inaczej nogę.
-Czy naprawdę nad tym nie panujesz?
-Wiem, że tobie jeszcze mniej trzeba-zaśmiał się.
-Spróbuj tylko mnie dotknąć-zagroziłam.
-Idę pooglądać telewizor-znowu zaczął się wiercić.
-Włącz go tutaj. Chyba, że chcesz oglądać jakieś porno.
-Nie chcę ci przeszkadzać w spaniu.
-Wolę żebyś włączył ten telewizor i przestał się tak wiercić. Mi on nie przeszkadza.

15 lipca 2013

ROZDZIAŁ 150

-Cześć skarbie-poczułam jego miękkie usta za uchem. 
-Chcę jeszcze pospać-jeknęłam. 
-Wstawaj jeść śniadanie i zaraz ruszamy do Ryana, bo przyjechał do rodziców z Toronto. 
-Może sam do niego idź. Będę wam przecież tylko przeszkadzać w wymianie jakiś historyjek-powiedziałam podciągając kołdrę pod szyję. 
Justin nie dał jednak się przekonać, raptownie ściągnął ze mnie kołdrę i przerzucił przez ramię. Od razu zaczęłam krzyczeć żeby się nie wygłupiał i mnie puścił. Zrobił to jednak dopiero w kuchni i posadził od  razu na krzesło. Ziewnęłam przeciągając się leniwie. Czułam się swobodnie, bo obok nie było dziadków, którzy prawdopodobnie już zjedli. Pomyślałam, że pewnie poszli  do kościoła, a Justin nie chciał mnie budzić. Chwilę potem przed moim nosem stanął talerz z gorącą i pachnącą jajecznicą. Nigdy nie byłam fanką jajek, ale ona była po prostu idealna. W smaku była prze wspaniała. 
-A teraz tłumacz się dlaczego zostawiłaś mnie na kanapie. 
-Po pierwsze mocno spałeś, a po drugie... Myślisz, że dałabym radę cię tam zanieść?-powiedziałam z jajecznicą w ustach. 
-Już tyle nie gadaj tylko jedz, bo już prawie 12. Gdybyś tak po nocy nie oglądała filmów trzymalibyśmy się planu. 
Powiedziałam mu, że ani trochę nie żałuję obejrzenia wszystkich kaset. Pózniej zapytałam go jaki ma plan, ale nie chciał mi powiedzieć, bo miał on być niespodzianką. Ciekawiło mnie co takiego wykombinował, ale w sumie czułam się jeszcze senna i wcale nie przeszkadzałoby mi zostanie w łóżku na pól dnia. W końcu dla mnie też były to krótkie wakacje. Kiedy umyłam zęby i poszłam do pokoju znaleźć jakieś ubrania mój telefon zaczął dzwonić. Właściwie była to mama na Skype. Szybko odebrałam rozmowę audio żeby mama przypadkiem nie domyśliła się, że nie jesteśmy w LA. Powtarzała, że nie mogła się do nas dodzwonić. Powiedziałam, że są problemy z siecią. Przez chwilę jeszcze trochę gadała, żebym częściej się odzywała, bo oboje z tatą za mną tęsknią. Obiecałam, że się poprawię i pożegnałam się. Wtedy do pokoju wszedł Justin i zapytał dlaczego nie jestem jeszcze gotowa i siedzę na łóżku. Podszedł do swojej walizki i wyciągnął z niej jakąś bluzę, a potem wyjął z mojej koszulkę, która leżała na samym wierzchu i mi ją podał. Korzystając z okazji oplotłam rękoma jego szyję i pocałowałam go. Na początku nie wydawał się chętny, ale kiedy otarłam się o niego kilka razy zaczął odpowiadać na moje pocałunki i wsunął ręce pod moją bluzkę żeby przyciągnąć mnie bliżej. Zaczęłam lekko przyssawać się do jego szyi, co bardzo lubił, a on zjechał rękoma na moją pupę. Po chwili cofnęłam się i położyłam na łóżku ciągnąc go na siebie. Tutaj trochę się zawahał, ale poddał się i zaczął mnie całować. 
-Nie moglibyśmy dziś tak spędzić dnia?-zapytałam przyglądając się jego ruszającej się głowie.-Ja, ty i twoje dziecięce łóżko-dodałam po chwili. 
Nagle Biebs wstał i poprawił koszulkę zostawiają mnie na łóżku z bluzką kończącą się pod samym biustem. Byłam zła, że tak szybko ze mnie zrezygnował. 
-Ubieraj się Kasiu. 
-Justin, przecież ci się podobało. Dlaczego nie możemy zostać? Nie zrobisz tego dla swojego króliczka?
-To była chwila słabości. Nie gadaj już tyle tylko ubierz swoje piękne ciałko i wychodzimy. I nie wykorzystuj tutaj króliczka. 
-No dobra, już wstaje. 
-Grzeczna dziewczynka. 
Nie wiem dokładnie dlaczego, ale nie spodobało mi się jak mnie nazwał i powiedziałam mu, że nie życzę sobie żeby tak mnie nazywał. Następnie wreszcie się ubrałam i mogliśmy wychodzić. Na początku byłam jeszcze lekko dotknięta, bo poczułam się jakbym była jego własnością, ale kiedy to zauważył, bo nie chciałam mu podać ręki szturchnął dwa razy nosem mój policzek i wtedy trochę chichocząc podałam mu rękę. Widziałam jak zasmiać się pod nosem z pewnie jak myślał moich dziewczęcych fochów. Nie chciałam dalej bronić swoich trochę feministycznych zasad, więc udałam, że nic nie zauważyłam. Obiecałam sobie, że tego dnia nie będę mu już przypominać, że wcale nie uważam się za słabszą albo co więcej gorszą od niego. Stratford w dziwny sposób obudziło we mnie zadziorny charakterek. Nieważne. W drzwiach domu Ryana przywitał nas jego tata. Z szerokim i bardzo znaczącym uśmiechem spojrzał na Justina i uścisnął mu dłoń. A potem przedstawił mi się i zaprosił do środka. Byłam pewna, że za moimi plecami szturchnął jeszcze Biebsa. W środku od razu zobaczyłam rozwalonego na kanapie Ryana. Powiedziałam mu, że nie musi sobie przeszkadzać. Zaśmiał się i podszedł do mnie. Przytuliłam się do niego. Następnie Justin wykonał z nim jakieś przywitanie. Ryan powiedział żebyśmy się rozgościli i poszedł po coś do jedzenia.
-Kasia chwilę temu kończyła śniadanie-zaśmiał się Justin kiedy Ryan wrócił. 
-Przecież jest wpół do drugiej. 
-Późno poszłam spać, późno wstałam, więc i późno jadłam. 
Chłopcy zaczęli śmiać się z mojej krótkiej historii. Sama też się uśmiechnęłam, bo faktycznie mój filozoficzny wywód robił średnie wrażenie. Następnie tak jak myślałam zaczęły się ich męskie rozmowy. Nie miałam nic do powiedzenia, więc siedziałam cicho i tylko chrupałam krakersy. Były gadki o pracy Ryana, jakiś projektach Justina itp. 
-A jak tam małżeńskie życie?-zapytał Ryan.-Gotujecie sobie obiadki?
-Jest dobrze i jakoś sobie radzimy ze wszystkim-odpowiedziałam. 
-A przyzwyczaiłaś się do LA? Zaliczony pierwszy botoks?
-Daj spokój, Kasia zaczęła uprawiać jogę, a kiedy raz u nas wszystkie ćwiczyły to ich uduchowiona instruktorka się na mnie obraziła, bo zacząłem z nimi ćwiczyć i wyszła-zaczął śmiać się Justin. 
-Uspokój się-wywrociłam oczami. 
-Chaz mi mówił, że niezłe sztuki was odwiedzają. Nawet jedną to on zwiedził. 
-To prawda. 
Zrobiłam wielkie oczy ze zdziwienia i zdenerwowania. 
-Przestańcie! To moje koleżanki. 
-To tylko żarty Kasiu-Justin mocniej ścisnął moje kolano, na którym cały czas trzymał rękę i uśmiechnął się. 
Byłam w stu procentach pewna, że gdyby Hannah to usłyszała mogłaby się obrazić i to nawet bardzo. Miałaby racje, bo o takich rzeczach nie powinno się mówić głośno i robić sobie z nich żartów. 
Na szczęście dalsza cześć naszej wizyty była już dla mnie mniej krępująca. Oni znowu wrócili do swoich spraw, a ja wypiłam prawie cały sok. Trochę żałowałam, że Chaza nie było, bo wtedy byłoby trochę zabawniej i nie musiałabym siedzieć cały czas z zamkniętymi ustami. Po jakiś trzech godzinach zdecydowali, że moglibyśmy gdzieś się ruszyć. Na słowo "pizza" jeszcze bardziej mnie zemdliło. Kiedy Ryan poszedł jeszcze po jakieś rzeczy Justin i ja zdążyliśmy się już ubrać. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i cmoknął w nos. Przeprosił za to, że musiałam się wynudzić, ale nie chciał mnie zostawiać w domu, bo lubi kiedy jak najczęściej z nim jestem. Po tych słowach już mnie miał i z szerokim uśmiechem powiedziałam, że go kocham. Nagle obok nas pojawili się rodzice Ryana. Odsunęłam się trochę od JB i przedstawiłam kobiecie. Oboje powiedzieli, że cieszą się naszym szczęściem i pogratulowali ślubu. Po chwili jakiejś niezobowiązującej rozmowy pojawił się Ryan i mogliśmy już wychodzić. Ryan stwierdził, że jest za zimno na spacery i podjechaliśmy pod pizzerię jego samochodem. Na miejscu wysiedliśmy pod brązowym budynkiem, gdzie podobno sprzedawali najlepszą pizzę w Stratford. W środku zajęliśmy stolik pod oknem i przejrzeliśmy menu. 
-Klasyczne są najlepsze-polecił Ryan. 
-Dzień dobry-nagle pojawiła się kelnerka. -Co podać?
Zauważyłam, że jakoś za długo przygląda się Justinowi. Już zaczynałam robić się zazdrosna, ale po chwili przypomniałam sobie, że to nic dziwnego, bo przecież jest sławny. 
-O, Mandy-Justin uśmiechnął się.-Co u ciebie?
-Pracuję w pizzeri-zaśmiała się.-Ciebie nie będę nawet pytała. Nie wiedziałam, że przyjechałeś. 
-Wyszło trochę spontanicznie. Odwiedzamy dziadków na weekend. 
-Widzę-spojrzała na mnie. 
-Kto by pomyślał, że Justin ożeni się przed dwudziestką-odezwał się Ryan. 
Zrobiło mi się dziwnie, bo mówiono poniekąd o mnie tak jakby mnie tam nie było. Zastanawiałam się kim jest Mandy i dlaczego jest taka miła dla Justina. Starałam się za dużo nie myśleć i powtarzałam sobie, że jesteśmy w jego rodzinnym mieście, w którym wszyscy się znają i są dla siebie mili. Chciałam przecież poznać tę jego stronę. Nie chciałam być niemiła, ale wolałam zamówić wreszcie tę pizzę i wysłać Mandy do innych klientów, dla których też mogła być taka miła i i h wreszcie obsłużyć. 
-Jak chcesz i twój szef nie będzie zły-posłał jej uśmieszek.-to siadaj z nami. 
Robiło się ze mną coraz gorzej. Dlaczego Justin zapraszał ją do nas. Może powinien ją jeszcze zaprosić do domu żebyśmy sobie zrobili jakiś maraton filmowy-on z Mandy i ja nieznająca ich wspólnych histori i żartów. Zdecydowałam się pójść do łazienki, ale nie chciałam zostawiać ich samych. Kurdę, do fanek nic nie miałam, bo szczerze mówiąc Justin nigdy nie ufał żadnej do końca, ale Mandy, do której uśmiechał się tak szczerze jak do rodziny była dla mnie jakimś zagrożeniem. Wiedząc, że Justin zawsze lubił dziewczyny i im się podobał moim najgorszym koszmarem było spotkanie którejś z nich i udawanie, że możemy stać się koleżankami i rozmawiać wspólnie o Justinie. Karciłam się jeszcze w myślach, że nie ubrałam się trochę lepiej, bo wyglądałam zupełnie normalnie, a przecież mogłam założyć coś ładnego i pokazać, że nie jestem byle kim. 
-Przepraszam, że się nie przedstawiłam. Jestem Mandy-dziewczyna nagle przypomniała sobie, że tam jestem. 
-Kasia-podałam jej rękę wstawać z miejsca. 
Kiedy odezwałam się tylko od kanapy rękę Justina zniknęła z mojego kolana i zaczęła ubezpieczyć mój tyłek. Uśmiechnęłam się w środku zadowolona, że jednak o mnie pamięta. Rozmowa trochę się rozluźniła, więc Mandy zebrała od nas zamówienia i poszła do okienka. 
Niepewnie spojrzałam na Justina z lekko przesłodzonymi oczami. Widząc to cmoknął mnie w policzek, a potem uśmiechnął się marszcząc nos. 
-Chyba Kasia chce wiedzieć kim jest Mandy-odezwał się Ryan rozbawiony moim zachowaniem. 
-Chodziliśmy razem do szkoły-Justin wzruszył ramionami. 
-Chyba nie jest usatysfakcjonowana-odparł Ryan ze śmiechem. 
-A powinnam wiedzieć coś więcej?
-Jesteś zazdrosna Kasiu-Justin spojrzał mi w oczy z uśmiechem. 
-Nie-uśmiechnęłam się ukrywając lekką irytację. 
Po chwili Mandy przyniosła nam jedzenie i zaczęliśmy jeść. Pizza rzeczywiście była bardzo dobra. Rozmowa stała się luźna i nareszcie się uspokoiłam. Mandy była zajęta innymi gośćmi, więc już do nas nie zagadywała. Nie będę kłamać, że nie byłam zadowolona z tego faktu. Wychodząc pożegnaliśmy się zwyczajnym "cześć". Następnie Ryan odwiózł nas do domu, a sam wrócił do siebie. 
-Szkoda, że nie możecie się widywać częściej-powiedziałam wchodząc do środka. 
-Życie się toczy-powiedział z nutą smutku. 
Chciałam już wypalić, że dobrze, że my możemy się widywać, ale przecież byliśmy małżeństwem i to byłoby dziwne. 
W środku byli dziadkowie, którzy oglądali telewizję. Już zdążyłam się do nich dosiąść kiedy Justin powiedział, że zaraz wychodzimy. Dodał, że mogę się ładniej ubrać czyli nie iść w dżinsach. Zrobiło mi się głupio, bo pomyślałam, że chodziło mu o to, że chodzę ubrana jak po domu i mu to się nie podoba, więc założyłam czarną sukienkę i czerwony płaszcz. Miałam nadzieję, że nie będziemy długo chodzić, bo nie wytrzymałabym w cienkich rajstopach. Kiedy byłam już gotowa dziadek Justina powiedział, że ślicznie wyglądam, więc uznałam, że jest okay. Justin doszedł do mnie i przyjrzał mi się uważnie. Nic przy tym nie mówił, więc nie byłam pewna czy o to mu chodziło. Starałam się o tym nie myśleć, bo przecież zrobiłam to co powiedział. Wysiedliśmy do jego samochodu i ruszylismy ulicami Stratford, gdzie zapaliły się latarnie. Po jakiś dziesięciu minutach zatrzymaliśmy się pod jakimś sklepem. Nie wiedziałam czego się spodziewać, więc wysiadłam powoli na zewnątrz. Od razu poczułam igiełki na łydkach. Obróciłam się na obcasach i zobaczyłam jasny neon po drugiej stronie ulicy-Avon Theatre. Justin splótł nasze palce i ruszyliśmy w tamtym kierunku. Stało tam trochę ludzi, więc domyśliłam się, że idziemy na jakąś sztukę. Sala nie była ogromna, ale podobało mi się. Nie jestem pewna czy Justin kierował się czymś przy wyborze sztuki, bo szczerze mówiąc do najciekawszych nie należała. Nie była jednak okropna, taka do wysiedzenia. Jej plusem była też długość, bo jak na klasykę szybko poszło. Po opuszczeniu kurtyny poczekaliśmy aż się trochę rozluźni i poszliśmy po rzeczy. Na zewnatrz zatrzymaliśmy się na chwilę. Oczywiście musiałam zobaczyć tą rzecz. Ostrożnie szłam chodnikiem aż w końcu zobaczyłam gwiazdę. 
-Więc to tutaj-ścisnęłam mocniej jego dłoń.-To niesamowite. 
-Za każdym razem mam wrażenie jakbym ostatnim razem był tutaj wtedy z gitarą. Dziwnie się czuję z tą gwiazdą, bo przecież tutaj jestem tylko sobą bez wielkiego domu, samochodów i chciałbym mieć tu takie swoje miejsce, a ona przypomina mi, że nigdy nie będę już tamtym dzieciakiem. 
-Ja po wizycie w Stratford jestem z ciebie dumna. Przeszedłeś naprawdę długą drogę żeby osiągnąć to co osiągnąłeś. Może twoje życie stało się bardziej skomplikowane, ale jesteśmy na tym etapie życia, kiedy trzeba podejmować pierwsze ważne decyzje. Tobie idzie to naprawdę dobrze.-przerwałam na chwilę.-Będąc tutaj chciałam poznać tego Justina sprzed Bieber Fever, ale teraz dochodzę do wniosku, że przecież to właśnie w nim się zakochałam i obok niego jestem. 
-Chyba jesteś ode mnie mądrzejsza. 
-Nie mów, że dopiero to zauważyłeś-zaśmiałam się. 
Wtedy poczułam jak moje trzęsące się z zimna ciało jest podnoszone. Nie zwrócił zupełnie uwagi na fakt, że miałam sukienkę. Zapiszczałam czując podmuch wiatru na udach. Wtedy nagle runął deszcz. Dawno nie widziałam żeby rozpętał się tak raptownie. Justin postawił mnie na ziemi i mocno przyciągnął do siebie moją głowę. Jego usta naparły na moje i dopiero po chwili oboje rozchyliliśmy swoje wargi i rozluźniliśmy ciała. Świat zatrzymał się jakby tylko dla nas. Całowaliśmy i nie chcieliśmy przestać, bo chociaż zimny deszcz lał nam to nie przeszkadzało. Czułam, że już nasiąkam tą wodą, ale wszystko było jakieś przyjemne. Nawet to kiedy Justin ściągnął ze mnie płaszcz. Nie mam bladego pojęcia dlaczego to zrobił.  Nagle usłyszałam klakson samochodu. Justin jakby tego nie zauważył. Otworzyłam oczy i zobaczyłam dwa wielkie reflektory. Krzyknęłam do Justina, że jest idiotą i stoimy po środku ulicy. On zaśmiał mi się w szyję, ale ruszył w stronę samochodu ciągnąc mnie w pasie i krzyknął jakieś "przepraszam" do tamtego kierowcy. Nie wiem jak to zrobił, ale wysunął się na przednie siedzenie ze mną na rękach. 
-Króliczek nie może się przeziębić-powiedział włączając ogrzewanie i wrócił do pieszczenia mojej szyi. 
-Pojedz chociaż gdzieś, gdzie nie ma tyle ludzi-powiedziałam odgrywając się od niego. 
Nagle samochód ruszył. Nie zdążyłam nawet z niego zejść. Zaczął ze mnie się śmiać, bo krzyczałam na niego i kazałam pilnować drogi. Naprawę się bałam i starałam jak najbardziej przybliżyć do niego żeby nie ograniczać jego ruchów. Czułam, że jego nogi normalnie pracują, tzn chamował i się rozpędzał, ale w tym samym czasie jeździł ręką po mojej pupie i powtarzał żebym się nie martwiła. 
-Życzę ci żeby złapała nas teraz policja i odebrała ci to pieprzone prawo jazdy. 
-Nie wierć się tak, bo mnie rozpraszasz-zaśmiał się. 
-Nienawidzę cię-pisnęłam dociskają się do jego ramienia. 
Po chwili ciszy, a właściwie chichotu Justina zatrzymaliśmy się. Wyskoczyłam z auta jak oparzona i krzyknęłam, że nigdy więcej nie wsiądę z nim do samochodu. Naprawdę się przestraszyłam i lekko się trzęsłam. Ucieszył mnie widok domu dziadków i od razu weszłam do środka poprawiając sukienkę. Szybko poszłam na górę zmienić ubranie, bo to było całkowicie mokre. Z włosów tez musiałam wycisąć wodę. W legginsach i bluzie zeszłam na dół żeby jeszcze powiedzieć coś Justinowi. 
-Zalałem ci herbatę-powiedział stawiając kubek w dużym pokoju na stole.-Naprawdę nic nie mogło się stać. 
-Jesteś po prostu nieodpowiedzialny. Poza tym, gdzie jest mój płaszcz?!
-Suszy się-powiedział spokojnie.-No chodź już do mnie. 
Idąc do niego powtarzałam mu jaki on nie jest zły i okropny. Uświadomiłam sobie, że zaczynałam zachowywać się jak moja mama. W końcu usiadłam przy nim i oparłam głowę o jego bok. Wtedy podał mi kubek z gorącym naparem, który zaczęłam powoli pić. 
-Gdzie są dziadkowie?-zapytałam. 
-Powiedziałem, że im też należy się coś od życia i wysłałem ich ze znajomymi do kina i restauracji. Wrócą za jakieś dwie godziny. -założył kosmyk moich włosów za ucho.-Zawsze chciałem zrobić to w deszczu. Ty po obejrzeniu dziesięć razy "Pamiętnika" pewnie też. 
-Tam był ciepły, letni deszcz, a nie liatopadowy mini tajfun. 
-I nie jestem Goslingiem. 
-I nie jesteś Goslingiem-powtórzyłam. 
-Miałaś powiedzieć, że wolisz mnie od niego. 
-Pewnie miałam rzucić się na ciebie i ci do seksownie szepnąć-zaśmiałam się. 
-Nie, to miałaś zrobić dopiero kiedy powiem ci to: lubię kiedy woda spływa po twoim ciele i patrzysz na mnie spod długich ciemnych rzęs z seksownie rozmazanym tuszem. 
-O kurde, to było naprawdę dobre-przyznałam zaciskając wargi z uznaniem. 
-Więc?
-Więc co? 
-Nie baw się tak ze mną-powiedział biorąc mnie na kolana. 
-Na kanapie?-udawałam, że kręcę nosem. 
Pobawiliśmy się jeszcze kilka minut, a potem zaczęliśmy robić coś innego. Muszę przyznać, że to był nasz najsłodszy raz. Jakbyśmy robili to pierwszy raz i trochę bali, że zaraz wpadną dziadkowie i nas nakryją. Udało nam się jednak uspokoić zanim wrócili. Właściwie kiedy usłyszeliśmy otwierające się drzwi wejściowe leżeliśmy już w łóżku gotowi do spania. To, że dziadkowie nie chcieli wchodzić do pokoju od kiedy przyjechaliśmy żeby mnie nie krępować pierwszy raz nabrało plusów, bo miałam na sobie tylko bokserkę, a Justin nic.