Rano Justin obudził mnie na kolejną
porcję lekarstwa. Powiedział, że w nocy znowu dostałam gorączki
i dał mi wtedy tabletkę. Nic z tego nie pamiętałam, ale było to
prawdopodobne. Chociaż byłam osłabiona i ledwo siedziałam
zdecydowałam się podnieść i wziąć szybki prysznic. Zrobiło mi
się trochę zimno i po wyjściu z łazienki od razu wcisnęłam się
pod kołdrę. Czy już mówiłam, że nie cierpię być chora? Znowu
wypiłam całą wodę z bidonu, ale nie byłam pewna czy przyzwyczaję
się do tych bąbelków, bo kiedy one wesoło pękały mi rozsadzało
głowę. Justin poszedł po jakieś jedzenie dla mnie chociaż
mówiłam mu, że nie dam rady nic zjeść. Myślałam, że tutaj mi
odpuści, ale był taki sam jak mama. Telefon na półce zaczął
dzwonić. Nie spojrzałam nawet na ekran i automatycznie go odebrałam
nie mogąc znieść kolejnej dawki hałasu.
-Halo?
-Boże, co ci jest?!-usłyszałam
damski głos.
-Hannah, jestem chora i nawet nie dam
rady gadać-powiedziałam pociągając nosem, bo jakby było mi mało
miałam jeszcze katar.
-Może zrobić ci szalone odwiedziny?
Kupię kawę i przyjadę z Phoebe natrochę.
-Lepiej nie. Wystarczy, że Justin
musi mnie oglądać w takim stanie.
-Ale do soboty się ogarniesz? Twoja
boska sukienka nie może przeleżeć tego dnia w szafie. Zrób to dla
niej i dla mnie.
Zachichotałam pod nosem i obiecałam,
że się postaram.
-Koniec rozmów. Czas na
jedzenie-Justin wszedł do pokoju.
-Przecież mówiłam, że nie dam rady
jeść.
-Słyszysz mamciu?
-Justin mówi do mamy 'mamcia'-Hannah
zaśmiała się.
-Gorzej. Mówi tak na moją mamę.
Muszę kończyć, bo zaczyna się wojna.
-Powodzenia szeregowy.
-Tak jest kapitanie-cmoknęłam do
telefonu.
Biorąc od Justina telefon wykrzywiłam
się, bo wiedziałam, że specjalnie do niej zadzwonił. Na początku
mama trochę pokrzyczała, że się nie odzywałam i
najprawdopodobniej siebie nie szanuje skoro zachorowałam, gdy na
zewnątrz jest najdogodniejsza temperatura. Potem zapytała jak się
czuję, co ogólnie słychać itp. Na koniec zaczęła mi powtarzać,
że jeżeli chcę wyzdrowieć muszę jeść i dużo pić. Nawet
zagroziła, że codziennie będzie pytać Justina czy jem.
-A wiesz, że nawet kupił jogurty,
które zawsze we mnie wpychasz? Owoce leśne to twój ulubiony smak,
a nie mój.
-Wypijaj jogurt. Potem jeszcze
zadzwonię.
-Pa mamo.
Justin podał mi mój koszmar od czasów
dzieciństwa. Ten kto wymyślił jogurt pitny zaszkodził mi bardziej
niż dziadek od KFC, a prawie się tak kiedyś udławiłam nóżką
kurczaka. Kiedy jestem chora łapią mnie dziwne wspomnienia. Albo to
przez ten jogurt. Nieważne. Dla spokoju
wypiłam pół butelki 'Jogurtowego
szaleństwa', a potem znowu opadłam na łóżko i schowałam się
pod kołdrą z pilotem od telewizora.
-To był cios poniżej
pasa-uśmiechnęłam się w poduszkę.
Poczułam jak dołącza do mnie pod
kołdrę. Miał takie ciepłe ręce.
-Lubię waniliowy zapach-przyłożył
usta do mojej szyi i delikatnie zassał skórę.
-Wciąż źle się czuję-postawiłam
się chcąc odsunąć się od niego i sięgnąć po chusteczki.
-Chwila-poczułam jego dłoń na
wewnętrznej stronie uda.
Zaczęłam czuć się dziwnie rzeczy.
Nie chciałam tego, bo od razu mój oddech stał się płytszy i
ledwo łapałam powietrze.
-Czy to też było zaleceniem
mamy?-zapytałam wyciągając jego rękę spod kołdry.
-Miałem pilnować żebyś nie
wychodziła z łóżka-uśmiechnął się.
-Wiesz, że wszystko mnie
boli?-zaśmiałam się lekko czując jego rękę powracającą na
moją nogę.
-Wiem króliczku. Po prostu sprawdzam,
czy odpowiadasz na pewne bodźce.
-W takim razie zabieraj ręce i
oglądaj ze mną telewizje albo daj mi spokój. Jestem chora i mam
teraz prawo krzyczeć.
Szybko cmoknął mnie w kącik ust
chociaż cały czas powtarzałam mu żeby trzymał się od nich z
dala przez co najmniej trzy dni aby się nie zaraził. Potem znowu
zasnęłam oglądając powtórki jakiegoś serialu. Takie epizody
zdarzały się kilka razy dziennie przez dwa kolejne dni: pobudka na
leki, gadki, seriale, zasypianie i telefony od mamy. W sobotę rano
poczułam nagłą poprawę. Wstałam sama, wzięłam długi prysznic,
a potem przyniosłam się jeszcze do wanny. Jakimś cudem Justin to
wyczuł i pojawił się po chwili w łazience. Spojrzał na mnie
pytająco. Żebym nie wyszła już na taką niewdzięczną
uśmiechnęłam się do niego i przesunęłam robiąc mu miejsce.
Mruknął coś, że nie znosi olejków, które dolewam, bo nie może
się pozbyć tych dziwnych zapachów przez dwa dni. Pózniej te
aromaty tak mu nie przeszkadzały, bo chyba po prostu mój język
zatkał mu usta. Chyba się za tym stęsknił, bo gwałtownie
pociągnął mnie do tyłu niemal podtapiając moją głowę.
Zaśmiałam się lekko i pozwoliłam mu dalej zwiedzać rękoma
ciało. Żeby nie czuł się pominięty trzymałam go mocno jakby nie
chcąc oddalić się o kilka centymetrów. Po tym zdarzeniu, które
skończyło się niezłym finałem wróciliśmy do łóżka i jeszcze
przez chwile cieszyliśmy się sobą. Potem zeszłam do kuchni i
zrobiłam coś prostego do jedzenia. Wszystko przyniosłam mu do
łóżka, co było chyba miłą odmianą po tych kilku dniach. Po
południu przypomniałam mu o urodzinach Hanny. Nie był do końca
przekonany, bo jak powiedział martwił się o moje zdrowie, ale
chyba po prostu nie miał ochoty przebywać z ludźmi z mojej szkoły,
którzy mogli nie dawać mu spokoju spojrzeniami itp, bo co innego
podwozić mnie do szkoły kiedy ktoś popatrzy z boku, a co innego
być z nimi w jednym pomieszczeniu i słuchać jak nieudolnie cię
obgadują. Podzieliłam się z nim moimi przypuszczeniami.
Powiedziałam, że obiecałam jej, że będę i nie mogę jej
zawieść, a on nie musi się mną martwić, bo Phoebe też będzie
solo. Dodatkowo miałam przyjść wcześniej do Hanny żeby razem z
Phoebe się szykować, a ściślej patrzeć jak ona jest picowana.
Umówiłam się z Justinem, że przyjedzie kiedy my będziemy już
gotowe, a ludzie będą się dopiero zbierać. Mamie przy okazji
rozmowy nie wspomniałam o swoich sobotnich planach, bo pewnie
stwierdziłaby, że to nieodpowiedzialne i znowu mi się przez to
może pogorszyć. Ja zwyczajnie chciałam zobaczyć jak wygląda taka
impreza. Chyba prawie każdego młodego człowieka ciągnie do zabaw,
a jeszcze do takiej za kilka tysięcy dolarów.
-Czyli o której odwieźć cię do
Hanny?
-Za godzinę.
-Czyli możemy wrócić jeszcze na
chwilę do łóżka?
-Przeleżeliśmy tam trzy dni.
Justin spojrzał na mnie wymownie.
-Nie dam rady-oparłam głowę o jego
ramię.-Jestem osłabiona. Jeszcze zdążymy-pocałowałam go w
policzek.
Biebs mruknął jeszcze coś pod nosem,
ale bardziej wziął to do siebie pies i wskoczył mu na kolana.
Zaczęłam bawić się z futrzaną kulką. Tak upłynęło trochę
czasu i musiałam już zacząć szykować się do wyjścia. Wzięłam
prysznic, umyłam włosy i ubrałam się normalnie. W garderobie
zapakowałam sukienkę w pokrowiec i dobrałam do niej buty i
torebkę. Aż trochę bałam się tego jak będę wyglądać.
-Musimy chyba zacząć chodzić z nim
na spacerki-powiedziałam do Justina, kiedy on pakował się do
samochodu z psem w jednej ręce.-Jazda samochodem to jak do tej pory
jego jedyne wyjścia. Może ktoś w okolicy też ma psa i byłoby
raźniej.
-To jest pies domowy, jemu wystarczy
ogród i skwerek pod twoją szkołą.
-Ja będę z nim chodziła po okolicy.
Swaggy też powinien mieć swoim psich znajomych.
-Napisz ogłoszenie "Casting na
przyjaciół mojego psa"-zaśmiał się z własnego żartu.
-Brawo za poczucie humoru. My od jutra
rozpoczynamy spacery-zwróciłam się do psa, który z zadowoleniem
merdał ogonem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz