Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


18 lipca 2014

ROZDZIAŁ 165


 -Czyli będziemy na czerwonym dywanie?-oczy Hanny zrobiły się dwa razy większe.
-Tak-uśmiechnęłam się.
-Boże, w co ja się ubiorę. Przecież to stolica mody. Boże, co ja mam zrobić.
-Hannah, musimy po prostu kupić dwie sukienki, a nie jedną-Phoebe oderwała oczy od ekranu telefonu.-Dasz radę.
-Boże, Phoebe, daj mu już spokój. Chaz na pewno za tobą tęskni i wciąż wspomina waszą cudowną noc, ale błagam... Nie przesadzaj.
-Mówi ci to Hannah-zaśmiałam się.
Przez całą przerwę gadaliśmy na przemian o ich sylwestrze, ogólnie Cabo, Paryżu i ulubionym temacie Phoebe czyli Chazie. Potem czekała nas druga połowa lekcji. Nauczyciele poinformowali nas ponownie o zbliżających się egzaminach. Cała klasa była zachwycona. Po lekcjach znowu zagadałam się z Hanną przed szkołą. Po chwili dołączył do nas Jake, którego Hannah od razu poinformowała o naszym wypadzie do Paryża. Chłopak nie osiągnął takiej ekscytacji jak ona, ale wyglądał na zadowolonego z powodu wyjazdu. Po piętnastu minutach na parkingu pojawił się samochód Justina. Chłopak opuścił szybę z naszej strony i podniósł rękę bezgłośnie się z nami witając.
-Bonjour!-krzyknęła Hannah, na co Justin głupio się uśmiechnął.
Szybko pożegnałam się z nimi i ruszyłam w stronę samochodu. Od razu pocałowałam go w policzek i z uśmiechem zapięłam pas. Zaczęłam mu tłumaczyć ekscytację Hanny, a potem musiałam podzielić się z nim wszystkimi plotkami na temat Chaza i Phoebe. Cały czas uśmiechał się pod nosem i za bardzo mnie nie słuchał. Szczególnie mi to nie przeszkadzało, bo czasami nawet lubiłam mówić coś tylko żeby mówić. Po drodze do domu zatrzymaliśmy się w dosyć popularnej restauracji, gdzie zjedliśmy obiad. Jedząc pyszną sałatkę dopiero uświadomiłam sobie jak głodna byłam. Justin oczywiście śmiał się ze mnie, że pierwszy raz od stu lat zjadłam coś szybciej od niego. Każda dziewczyna chce usłyszeć, że jest mistrzem szybkiego jedzenia i innych tekstów w stylu „nawet ja nie potrafiłbym tyle zjeść”. Ja, Justin i nasze romantyczne obiady.
W domu od razu wzięłam się za lekcje, bo naprawdę zaczęłam czuć presję czasu. Zrobiłam chyba tyle zadań z genetyki ile zrobiłam przez cały ostatni miesiąc szkoły. Robiłam tyle błędów, że sama nie mogłam w to uwierzyć. Późnym wieczorem zdecydowałam dać sobie już z tym wszystkim spokój. Kiedy położyliśmy się już spać Justin musiał znowu wysłuchać jak boję się egzaminów. Kilka razy powtórzył, że to niemożliwe-jednego dnia udaję jakby szkoła nie istniała, a następnego mówię tylko o tym. Chyba chciał żebym przestała już tyle mówić, bo wtulił głowę w moją szyję co uniemożliwiało mi mówienie.
Następnego ranka szybko wzięłam prysznic i zaczęłam szykować się do szkoły. Justin przewracał się z jednego boku na drugi nie mogąc się do końca obudzić.
-Sama pojadę do szkoły-powiedziałam spokojnie pakując zeszyty do torby.
-Nie, ja już wstaję-odpowiedział lekko podnosząc się na łokciach.-Lubię cię odwozić.
Szybko podeszłam do łóżka i lekko przytuliłam się do jego boku. Chłopak delikatnie mruknął i z uśmiechem zarzucił na mnie swoje ramie.
-A może dzisiaj ty też zostaniesz w domu?
-Nie Justin, ja nie zostanę, ale ty owszem. Powinieneś zbierać siły, bo w sobotę znowu przestawiasz się na czas europejski.
-Przestań-zarzucił na mnie kołdrę.-Zobacz jak cieplutko. Pośpimy do 11.
-Cudowny pomysł, ale muszę iść-pocałowałam go w policzek.-Dobranoc.
W szkole byłam odrobinę spóźniona, ale nikt nie zwrócił na to większej uwagi. Na biologii znowu dostawałam największej głupawki, a wszystko przez Jacoba. Znowu naśladował dziwne dźwięki i opowiadał zmyślone historie. Oczywiście mówił, że to wszystko jest prawdą, ale w takie rzeczy nie sposób uwierzyć. Na drugiej godzinie zaczął odwalać jeszcze większe cyrki. Dał mi jedną słuchawkę, a sam wcisnął drugą w swoje ucho. Zaczął mi puszczać jakieś dziwne piosenki po francusku, jakieś rapsy jak on to nazywa, a potem coś co ja mogłabym spokojnie nazwać disco polo. Nie miałam pojęcia jak on to wszystko znalazł, ale całkowicie mnie rozwalił. Potem zaczęła się seria obrazków z 9gaga, co było już jakby naszym co tygodniowym rytuałem. Potem przyszła kolej na stronę z męskimi żartami. Po usłyszeniu dzwonka wciąż w świetnych humorach ruszyliśmy do wyjścia z klasy.
-Pan Moriss z koleżanką zostają-powiedział nauczyciel kiedy byliśmy już jedną nogą na korytarzu.
-Nikt już nawet nie próbuje wymówić twojego nazwiska-Jake szepnął mi do ucha.
-Jest stres przed egzaminami?-nauczyciel zapytał z przyjaznym uśmiechem.
-Zero. Po lekcjach u takiego nauczyciela nie mamy co się martwić-szybko odpowiedział Jake, a ja tylko pokiwałam głową przyznając mu rację.
-Moriss, z ciebie to jest artysta-biolog pokręcił głową.-Mam wam do powiedzenia jedną rzecz. Weście się już do roboty, bo będziecie mogli tylko pomarzyć o dobrym uniwersytecie. Wasze oceny są nadal wyróżniające się, ale chyba do testów przykładacie się już nie tak dokładnie jak na początku. Tak żeście się dobrali, że obojgu spadły wyniki i chyba specjalnie się tym nie przejmujecie. Jesteście naprawdę dobrzy, ale, błagam, wasze zachowanie na lekcjach jest niedopuszczalne, nie na półtora miesiąca do egzaminu.
-Zaokrąglając mamy jeszcze dwa miesiące-Jake nie mógł utrzymać języka za zębami.
-Nie pajacuj. W każdy wtorek i czwartek widzimy się w tej sali na zajęciach dodatkowych.
-Ale we wtorki mamy już planowe lekcje-odezwałam się cicho.
-Nie zaszkodzi wam parę godzin więcej.
-Parę?-zapytaliśmy oboje naraz.
-Nie skomentuję tego. Widzimy się w czwartek. Do zobaczenia.
Oboje wyszliśmy z sali lekko wstrząśnięci. Właśnie zostaliśmy zwerbowani na dodatkową biologię, gdzie pojawiają się naprawdę dziwne osoby. Rozpoczęliśmy żywą dyskusje szukając jakiegoś wyjścia z tej sytuacji. Trzeba było przyznać, że oboje specjalnie się nie przejmowaliśmy lekcjami, ale oceny mieliśmy dobre i serio uważaliśmy, że nie były one nam potrzebne. Wizja spędzania kilku godzin dłużej w szkole była okropna. Wolałam już się uczyć w domu. Zawsze mogę wygodniej usiąść albo się położyć. Co prawda często kończy się to oglądaniem telewizji, ale teraz mogłabym już się zacząć przykładać. Na całe szczęście tego dnia nie musieliśmy jeszcze zostawać w szkole. Oboje poskarżyliśmy się tym wszystkim na przerwie Hannie i Phoebe. Dziewczyny zaczęły się z tego śmiać. One chciały kontynuować edukację na czymś bardziej lajtowym, więc za bardzo się wszystkim nie przejmowały, ale ja z Jacobem poczuliśmy presje. Kiedy zaczęliśmy być bardziej poważni uświadamiając sobie sytuację było jeszcze gorzej. Szykował się zapieprz, prawdziwy zapieprz.
Kiedy wróciłam do domu zjedliśmy z Justinem obiad, a potem zaciągnęłam go na spacer z psem. Zawsze wychodził lekko zamaskowany nie chcąc zwracać na siebie uwagi. Ostatnio mieliśmy wielkie szczęście i podczas przechadzek po naszej okolicy rzadko spotykaliśmy na swojej drodze kogokolwiek. Swaggy delikatnie ciągnął mnie chociaż starałam się nauczyć go chodzenia przy nodze. Oczywiście Justin powtarzał, że to pies z charakterem i nie da się tak podporządkować. Mijając jeden z małych skwerków pies zaczął się bardziej rzucać. Szybko zauważyliśmy o co chodzi. Spuściłam go ze smyczy, a ten wystrzelił jak z rakiety w stronę biegającego za piłką psa. Zbliżyliśmy się do około czterdziestoletniej właścicielki psa, którą poznałam jakiś czas temu żebym mogła się z nią przywitać. Justina lekko zamurowało kiedy przyjrzał się z bliska kobiecie. Ona obdarowała go piorunującym spojrzeniem. Zignorowałam to i wdałam się z nią w rozmowę na temat psów. Każdy psiarz wie jak to jest. Nasze pupile w tym czasie super się bawili. Po dwudziestu minutach kiedy Justin był już znudzony jak nigdy postanowiłam pożegnać się z Sarą.
-Wiesz co to za kobieta?-zapytał Justin kiedy oddaliliśmy się na pewną odległość.
Pokręciłam przecząco głową.
-To jej mąż zawsze dzwonił po policje kiedy mieszkałem jeszcze sam.
-Naprawdę?-zapytałam ze zdziwieniem.-Ona jest strasznie miła. Jej mąż Will też wydaje się okay. Często go widuję.
-I co, kiedy go widzisz krzyczysz „cześć Will”?
-Mniej więcej-zaśmiałam się.-Naprawdę musiałeś im dać w kość jeśli te wszystkie akcje były przez nich.
Justin lekko się obruszył, że byłam po ich stronie. Musiałam trochę zmienić nastawienie żeby się na mnie nie obraził.
-Ale w sumie po tym jak cię poznali i najwidoczniej polubili, a teraz ona dowiedziała się, że jesteś ze mną będę miał z nimi spokój. Jakoś mnie wybronisz.
-Głupi jesteś-wywróciłam oczami.

14 lipca 2014

ROZDZIAŁ 164


Rano z wielkim uśmiechem wyciągnęłam się na łóżku. Justin z zadowoleniem mruknął kiedy znowu docisnęłam się do jego boku. Chłopak ściągnął z szafki swój telefon i zaczął w nim coś oglądać. Usiadł, a ja wtuliłam się w poduszkę chcąc jeszcze się na chwilkę zdrzemnąć.
-Chyba razem z nowym rokiem powstały nowe pary-Justin powiedział obojętnie.-Wygląda na to, że Chaz ma dziewczynę-dodał.
Szybko odwróciłam się do niego i wyciągnęłam rękę po jego telefon. Szybko odsunął go dalej ode mnie. Jęknęłam kilka razy żeby mi go dał, ale on wyciągnął rękę jeszcze dalej. Moja ciekawość osiągnęła najwyższy stopień, więc szybko przełożyłam nad nim jedną nogę żeby móc dosięgnąć iPhone'a. Nareszcie dał mi ten telefon i mogłam zaczął podziwiać zdjęcie Chaza, na którym na pierwszy planie była jego twarz, a dalej postać jakiejś dziewczyny. Szybko zauważyłam lokalizaję, gdzie została zrobiona fotka. CABO.
-Wiedziałam. Chaz i Phoebe!-niemal krzyknęłam.
-I to ty ich zapoznałaś-powiedział Justin delikatnie ciągnąć za pasek mojego szlafroka.
-Hej, co ty robisz?-powiedziałam nagle zwracając na niego większą uwagę.
W tym momencie Justin przyciągnął mnie do siebie i jeszcze zanim zdołałam cokolwiek zrobić czy powiedzieć rozsunął moje okrycie pozwalając złączyć się naszym nagim klatkom piersiowym. Wystarczył już tylko ułamek sekundy żebym zauważyła, że oboje byliśmy całkowicie nadzy.-Jakieś noworoczne postanowienia?-zapytałam z buzią pełną płatków.
-Więcej czasu spędzać w łóżku.
-I bardzo dobrze. Ja też mam zamiar lepiej się wysypiać i więcej odpoczywać.
Justin zaśmiał się, a ja dopiero wtedy uświadomiłam sobie co miał na myśli. Szybko wywróciłam oczami i lekko kopnęłam go pod stołem.
-Ja muszę wziąć się porządniej za naukę. Pierwszy egzamin mam chyba tydzień po balu.
-Poradzisz sobie-powiedział serdecznie.
-Tylko bez głupich gadek. Na szczęście uzgodniłam z dziewczynami, że sukienkami i całymi przygotowaniami zajmiemy się teraz żeby potem zająć się już nauką, a ten 19. był tylko dniem przerwy i rozrywki.
-19.?
-No bal.
-A nie 26.?
-19. mam ostatnią premierę w Europie.
Nagle przerwałam jeść i spojrzałam na niego w osłupieniu. Przecież przed świętami miał prawie wszystkie premiery i miał mieć jeszcze jakieś w nadchodzącym tygodniu.
-A nie tydzień wcześniej?
-Kasiu, przecież Ci mówiłem.
-Ja ci mówię cały czas o balu i cały czas powtarzałam, że jest 19.
-Papiery z rozpiską premier mam dłużej niż ty wiesz o tym balu.
Nasz spór nie miał kompletnego sensu, ale i tak wymieniliśmy jeszcze z dziesięć zarzutów do siebie nawzajem. Nie byłam bardzo zła, ale zrobiło mi się niesamowicie smutno, że znowu Justina nie będzie przy mnie, w takim ważnym dla mnie dniu. Nie chciałam tego, ale zaczęły lecieć mi łzy. Zanim zrobiła się tragedia wstałam i szybkim krokiem poszłam na górę do łazienki żeby „wziąć prysznic”. W zasadzie to nawet odkręciłam wodę, ale miała ona jedynie zagłuszyć mój delikatny płacz. Trochę zajęło mi opanowanie łez i napuchniętych oczu, ale w końcu zdecydowałam się wyjść stamtąd. Włączyłam komputer i zadzwoniłam do rodziców na Skypie. Tego zdecydowanie nie robiłam za często i było mi cholernie głupio. Zdarzało się, że mówiłam im o braku czasu na rozmowę choć tak naprawdę nie chciało mi się podnosić komputera. W głowie dodałam to do listy noworocznych postanowień. Zdecydowanie chciałam i powinnam częściej rozmawiać z rodzicami. Gadaliśmy chyba ze dwie godziny. Tata zdążył nawet w międzyczasie wyjść do sklepu i z niego wrócić. Mama była nieugięta i potrafiła gadać i gadać. Tak bardzo brakowało mi jej głosu. Nie wiem czym to było spowodowane, ale nagle powiedziałam im, że zamierzam spędzić z nimi tydzień zimowej przerwy. Rodzice byli widocznie zdziwieni, ale potem od razu zaczęli powtarzać, że już nie mogą się doczekać. Z wielkim uśmiechem skończyłam z nimi rozmawiać i postanowiłam zadzwonić do Phoebe.
-Hahaha, przestań-usłyszałam w słuchawce.
-Phoebe?-zapytałam niepewnie.
-Tak, to ja-zaśmiała się.-Nie mogę rozmawiać, ale mam nadzieję, że twój sylwester był choć w połowie tak fajny jak mój.
-Było fajnie.
-Ona musi kończyć-usłyszałam męski głos.
-Tak, muszę-znowu się zaśmiała.-Do zobaczenia w szkole-cmoknęła dwa razy do słuchawki.
Dopiero po odłożeniu telefonu uzmysłowiłam sobie, że to był głos Chaza. Uśmiechnęłam się szerzej żeby po chwili moją twarz zdobił już tylko grymas na myśl na moim spięciu z Justinem. Postanowiłam jak najszybciej znaleźć się blisko jego ciepłego ciała. Zbiegłam po schodach i od razu zauważyłam go na kanapie przed telewizorem z psem na rękach. Na palcach zbliżyłam się do niego nie żeby zrobić mu jakąś niespodziankę, a tylko z nadzieją, że nagle się nie odwróci i zmusi mnie do powiedzenia czegoś, na co nie miałam jeszcze pomysłu. Przygryzłam wargę zastanawiając się co powinnam mu powiedzieć. Nie widziałam powodu i sensu w jakiś przeprosinach. Prawda była taka, że oboje skupiliśmy się na swoich odmiennych planach, które nie mogły razem istnieć. Justin nie mógł pójść na bal skoro wtedy miał być kilka tysięcy kilometrów dalej. Postanowiłam pokrzątać się po kuchni żeby to on zwrócił na mnie uwagę i sam coś powiedział. Nie podziałało. Zdecydowałam się zapytać go co chce zjeść na obiad.
-Może zamówilibyśmy dzisiaj coś włoskiego?-krzyknęłam z kuchni.
-Już jadłem.
Nie chciałam tego robić, ale jedyną opcją, która przychodziła mi do głowy żeby Justinowi poprawił się humor była dosyć paskudna gra. Obciągnęłam niżej bluzkę żeby bardziej wyeksponować biust, podciągnęłam wyżej spodenki żeby wyglądać tanio jak nie powiem kto i ruszyłam na poszukiwania nie wiadomo czego w szafce koło telewizora. Nie zwracając wielkiej uwagi na jego osobę zaczęłam otwierać kolejne szafeczki. W górnych nic nie znalazłam, więc trzeba było pochylić się do dolnych. Szukanie było bardzo mozolne i dokładne.
-Szukasz czegoś konkretnego?
-Wydawało mi się, że gdzieś tutaj wrzuciłam mój notes z numerami. Mam wielką ochotę na lasagne-powiedziałam odwracając się do niego przodem i krzyżując ręce na brzuchu. Oczywiście wypięłam przy tym bardziej piersi.
Chłopak zaczął mi się przyglądać. Mój plan trochę działał, ale liczyłam na większą reakcję. Przysiadłam się do niego tak, że nasze kolana się dotykały. Chłopak od razu położył rękę na moim nagim udzie.
-Dlaczego zachowujesz się tak jakbyś zrobiła coś złego albo miała taki zamiar?
Spojrzałam na niego z zaciekawieniem.
-Wiesz, że to działa, cholernie działa-posadził mnie na swoich kolanach.-Ale może powinniśmy porozmawiać?
-Nie mam pojęcia o co chodzi-oparłam się dłońmi o jego klatkę piersiową.
-Dobra, uznajmy to za remis. Też chętnie coś zjem, a ty będziesz mogła szukać powietrza przez cały wieczór-wyszczerzył się.
Uśmiechnęłam się nieśmiało i złożyłam na jego ustach pojedynczy pocałunek.
Za pół godziny w dobrych nastrojach jedliśmy przepyszną lasagne. Była przewspaniała. Oczywiście nie mogło być tak dobrze za długo. Wiem, że powinno się rozmawiać i to bardzo dużo żeby w związku wszystko było ok, ale nie miałam na to najmniejszej ochoty.
-Przyszedł mi do głowy pewien pomysł-uśmiechnął się.
Naprawdę nie wiedziałam czego miałam się spodziewać. Co takiego mogło mu przyjść do głowy i dlaczego dodawał temu taką dziwną oprawę.
-Chcesz żebym Ci powiedział czy nie?-zapytał zirytowany moim brakiem zainteresowania.
-Jasne, że chcę.-uśmiechnęłam się lekko.
-W przyszłym tygodniu mam premierę w Paryżu i może dla wyjątku poleciałabyś tam ze mną? Nie opuścisz żadnego dnia szkoły, więc się tym nie martw.
-Brzmi nieźle.
-Udam, że twój zachwyt jest większy i przedstawię kolejną część planu-uśmiechnął się.-Niestety tej premiery przypadającej na bal nie da rady przełożyć czy coś takiego, a wiem, że chciałaś spędzić tę noc ze znajomymi i mną u boku. Pomyślałem więc, że kilkoro z nich mogłoby polecieć tam z nami. Poszlibyśmy w jakiś fajne miejsce... Co o tym myślisz?
Nie wiem dlaczego tam mnie to ucieszyło. Z zachwytu od razu wtuliłam się w jago ramię i zaczęłam mówić jaki to wspaniały pomysł. Naprawdę, na takim wyjeździe mogłabym trochę nadrobić sylwestra w Cabo i spędzić czas z Justinem w takim cudownym miejscu. Biebs uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie. Muszę przyznać, że długie pocałunki po zjedzeniu dania składającego się z dużej ilości mięsa, sera żółtego i dość tłustego sosu nie jest niesamowitym doznaniem. Zdecydowanie pocałunki z rana i te po obiedzie nie należały do moich ulubionych. Myślenie o śmierdzącym sosie trochę oddaliło mnie od rozmyślania o tym co będziemy robić w Paryżu, więc szybko wyrzuciłam to z głowy. Powtarzałam sobie tylko w myślach Paryż, Paryż, Paryż.  

11 lipca 2014

ROZDZIAŁ 163


Po drodze, ku wielkiej uciesze Justina, zatrzymaliśmy się pod całodobowym sklepem żebym mogła kupić gumę do żucia i paczkę chusteczek. Nie zdziwił mnie fakt kiedy okazało się, że weszłam tam bez żadnych pieniędzy co uświadomiłam sobie dopiero będąc przy kasie. Szybkim krokiem wróciłam się do samochodu i udałam, że nie widzę lekko zirytowanej miny Justina. Chwilę potem ponownie wsiadając do samochodu z moimi zakupami uśmiechnęłam się szeroko do JB. Nie podziałało, więc zbliżyłam się do niego i złączyłam nasze usta na pewien moment. Chłopak delikatnie uśmiechnął się i szybko ruszyliśmy z parkingu.
Trochę zdziwiłam się kiedy zatrzymaliśmy się pod olbrzymim apartamentowcem. Nie wiem dlaczego, ale byłam przekonana, że znowu będziemy na jakimś małym osiedlu podobnym do tego, w którym sami mieszkaliśmy. Justin zaparkował super nieprzepisowo, ale ugryzłam się w język chcąc go pouczyć, bo tego dnia i tak przekroczyliśmy limit spięć. W windzie szybko poprawiałam spódnicę i top, które trochę zmieniły położenie w czasie jazdy.
-Wspaniale wyglądasz-Justin oplótł ręką moją talię i przyciągnął mnie bliżej siebie.
Szeroko się uśmiechnęłam i pewnym krokiem wyszłam z windy kiedy byliśmy na właściwym piętrze. Przed moimi oczami od razu pojawił się tłum ludzi pochłonięty licznymi rozmowami. Rozpoznawałam tylko nieliczne twarze, ale obecność Justina dodawała mi otuchy. Pociągnął mnie do jednej z grupek i od razu wciągnął się w rozmowę ze swoim dobrym znajomym. Nie byłam skrępowana, ale zawsze w takich momentach czułam się tylko dodatkiem Justina. Wszyscy witali się ze mną i chwalili mój strój, ale potem cała uwaga skupiała się na moim partnerze. Chcąc się trochę wyrwać przeprosiłam towarzystwo i poszłam po coś do picia.
-Kasia?-usłyszałam jakiś znajomy głos za plecami.
Z zielonym kubkiem w ręce odwróciłam się i zobaczyłam Scootera. Z szerokim uśmiechem przywitałam się z nim przyjacielskim uściskiem. Zapytałam go co u niego, on zrobił to samo, a potem zapoznał mnie ze swoimi towarzyszami.
Od razu po tym Scooter zauważył jakiegoś znajomego i zostawił nas samych. Było mi jakoś głupio też od razu odchodzić, więc postanowiłam trochę pogadać z nowo poznanymi ludźmi. Od razu wyczułam jakiś dziwny akcent w czasie naszej krótkiej rozmowy. Szczerze mówiąc w Stanach wszyscy mówili inaczej, ale nie mając lepszych tematów postanowiłam o to zapytać.
-Jesteśmy z Holandii-powiedział jeden z nich.
-Łał, słyszałam, że to super miejsce.
-Ale nie ma tam takich imprez-odezwał się drugi z uśmiechem.
-Tak, ale tam przynajmniej można by było napić się piwa-odparł trzeci z frustracją.
-Czyli wam też zdezaktualizowała się pełnoletność?-zapytałam ze śmiechem.-Nie chcę do niczego zachęcać, ale tutaj nikt nie zwróci wam uwagi, a kubeczki właśnie dlatego nie są przeźroczyste-podniosłam wyżej swój kubek.
-Pozna swój swego-zachichotał pierwszy.
Uśmiechnęłam się miło i postanowiłam wrócić do Justina. Znalezienie jego trochę mi zajęło, ale w końcu zobaczyłam go na sofie w towarzystwie Twista. Okazało się, że przyjechał specjalnie na tę imprezę, tylko na jedną noc. Zrobiło mi się głupio kiedy Justin mi to mówił, bo przecież nie musiał tak mnie zapewniać, że jego przyjaciel znowu nas nie odwiedzi. Nasze stosunki były naprawdę dużo lepsze.
Godziny mijały naprawdę szybko i zanim się zorientowałam większość ludzi była na wielkim tarasie. Razem z Justinem przecisnęliśmy się do samej barierki. Gdy ludzie zaczęli odliczać ostatnie minuty 2013 chłopak przytulił mnie mocniej i obrócił mnie twarzą do siebie. Na „jeden” nasze usta złączyły się w ciepłym pocałunku. Czułam się niesamowicie. W uszach słyszałam niesłabnące krzyki naszych towarzyszy na tle kolejnych uderzeń fajerwerków. Po chwili oderwaliśmy się od siebie aby obdarować się noworocznymi życzeniami. Potem Justin jeszcze raz docisnął mnie do zimnej metalowej barierki i znowu się pocałowaliśmy. Następnie każde z nas składało krótkie życzenia otaczającym nas ludziom. Z uśmiechem wyściskałam naprawdę dużą grupę ludzi, a z częścią z nich wdałam się nawet w dłuższą rozmowę. Jakoś przed 1 Justin zabrał mnie do swoich bliższych znajomych. Usiedliśmy na wygodnych szarych kanapach i zaczęliśmy miło rozmawiać. Chłopak cały czas trzymał rękę na moim kolanie, co było bardzo miłym gestem. W pewnym momencie na środku zaczął tworzyć się parkiet. Od razu pociągnęłam tam Justina. Zaczęłam podskakiwać koło niego ciesząc się każdą sekundą muzyki. Biebs położył ręce na moich biodrach i zaczął nimi kołysać. Kiedy trochę się zmęczyłam objęłam go za szyję i złożyłam kilka pocałunków na jego twarzy.
-Mattta nie jest zły, prawda?-Justin przekrzykiwał muzykę
-Kto?
-Za konsolą-wskazał palcem.
-Ale kto to jest?
Zirytowany tym, że nic nie słyszę odciągnął mnie z powrotem na sofę.
-Chodziło mi o Martina, ten który teraz gra-szybko spojrzałam na stanowisko DJa, za którym stał poznany wcześniej przeze mnie Holender.
-Poznałam go, ale nie miałam pojęcia, że coś gra.
-Kasia, zawsze pogłaśniasz kiedy go puszczają w radiu.
Spojrzałam na niego ściągając brwi. Dopiero po chwili mnie olśniło.
-To jest Garrix? Serio? Myślałam, że jest starszy. Wiesz jaki on jest fajny? O rany, może będzie „Helicopter”!
-Na pewno-chłopak wywrócił oczami.
-Och, Justin-przytuliłam się do jego boku.
Przed 4 zaczęliśmy się zbierać. Byłam już trochę zmęczona i już nie mogłam doczekać się ciepłego łóżka. Kiedy wsiedliśmy do samochodu od razu zauważyłam żółtą kartkę pod wycieraczką. Justin też na nią spojrzał i przeklnął pod nosem wyciągając ją stamtąd. Starałam się ukryć chichot, który chciał strasznie się ze mnie wydostać. Chcąc się trochę uspokoić ściągnęłam buty i zaczęłam ruszać stopami, które zdecydowanie za długo były wygięte w szpilce. Kiedy Justin zaparkował pod domem straciłam resztki sił myśląc o śnie. Chłopak chyba to wyczuł i postanowił otworzyć drzwi z mojej strony i zanieść mnie do domu. Po drodze machałam nogami i wesoło chichotałam na co Justin tylko lekko się uśmiechał. W domu stanęłam na własnych nogach i zawołałam szczeniaka, który od razu pojawił się na schodach. Podniosłam go i pocałowałam ten zimny nosek, a następnie poszłam z nim na górę. W łazience szybko zmyłam makijaż i rozebrałam się żeby na pół minuty wejść pod prysznic. Żeby nawet na moment nie zrobiło mi się zimno od razu zarzuciłam na plecy szlafrok. Umyłam jeszcze zęby i od razu poszłam do łóżka. Zaczęłam zastanawiać się gdzie jest Justin, więc zaczęłam go wołać. Chwilę potem pojawił się w drzwiach z butelką szampana. Wyszczerzyłam się jak głupia i od razu przeturlałam się na brzuch żeby go obserwować. Z szerokim uśmiechem zaczął trząść butelką. Chwilę udawał, że we mnie celuje.
-Tylko spróbuj!-krzyknęłam podnosząc się z łóżka i chowając się za drzwiami.
Nagle w te drzwi uderzył rozpędzony korek. Krzyknęłam jakbym to ja dostała. Biebs zaśmiał się pod nosem i usiadł na łóżku żeby spokojnie nalać złotą ciecz do kieliszków, które znikąd pojawiły się na nocnym stoliku. Wtedy postanowiłam wyjść z ukrycia i wskoczyłam na łóżko. Zauważyłam, że Justin rozlał odrobinę płynu na pościel, bo trzymał wtedy pełne kieliszki w rękach. Bałam się, że zacznie mi o tym gadać, ale tylko na chwilę skrzywił się. Usiadłam i zaczęłam przyglądać się bąbelkom.
-Tam nie udało nam się napić, a przecież co to za Nowy Rok bez szampana-uśmiechnął się.
Wzięłam duży łyk i skrzywiłam się. Nie wiem czy było to spowodowane resztkami pasty w moich zębach czy po prostu smakiem szampana, za którym nigdy nie przepadałam. Oczywiście nie chciałam żeby Justin to widział, więc od razu się uśmiechnęłam. Przysunęłam się do zagłówka łóżka żeby było mi wygodniej. Justin wypił duszkiem dwa kieliszki i przybliżył się do mnie. Szybko opróżniłam swój kieliszek i umiejscowiłam się na nim. Chłopak zaczął jeździć po moich udać kierując się coraz wyżej.
-Przestań-powiedziałam prostu w jego usta.-Nic pod spodem nie mam.
-Właśnie na to liczyłem.-uśmiechnął i pocałował mnie w policzek.
Starałam się z niego zejść, ale właśnie wtedy mocno oplótł moją talię nie pozwalając mi odejść. Zaczęłam śmiać się z przyciśniętą głową do jego klatki piersiowej. Po chwili sam zaczął się śmiać i pozwolił mi położyć się po jego lewej stronie i mocno przytulić do jego boku.  

7 lipca 2014

ROZDZIAŁ 162


 -Justin! Puść mnie!-krzyknęłam próbując mu się wyrwać.
-Pół godziny-mruknął dalej ściskając moje nadgarstki.
-Nie mam czasu-powiedziałam spokojnie licząc, że to zadziała.-Wolę coś zjeść i być na czas u kosmetyczki.
Chłopak lekko zirytowany zszedł ze mnie i bez słowa wziął ze stolika iPada. Wtedy szybko zeszłam z łóżka i poszłam do garderoby. Błyskawicznie wcisnęłam tyłek w obcisłe dżinsy, a na górę zarzuciłam biały top. Kiedy się ubierałam znikąd pojawił się piesek i zaczął na mnie skakać. Podniosłam go z podłogi i wróciłam do sypialni. Justin udawał, że mnie nie widzi, więc żeby się trochę ożywił postawiłam na nim szczeniaka. Nie zadziałało to, ale mówi się trudno. Nie miałam ochoty zastanawiać się o co mu znowu chodzi. W kuchni szybko zalałam sobie kakao i przygotowałam coś do jedzenia. Nie wiem dlaczego zawsze nazywam to przygotowaniem skoro tutaj wszystko jest gotowe i zamknięte w jakimś plastiku. Prawda jest taka, że od przeprowadzki zdążyłam się już całkowicie przestawić na amerykańskie jedzenie. Wszystko jest gotowe i wymaga tylko podgrzania i ,uwaga, wyjęcia z opakowania. Po szybkim śniadanku poszłam jeszcze po torebkę do sypialni. Pokrzątałam się tam jeszcze chwilę próbując zlokalizować mój telefon. Znowu go nigdzie nie było.
-Szukasz telefonu?-Justin zapytał lekko się uśmiechając.
-Nie-powiedziałam biorąc z toaletki błyszczyk żeby przypadkiem nie mógł znowu się ze mnie śmiać.-Tego szukałam.
-Masz króliczku-chłopak podał mi mojego iPhone'a pojawiając się obok.
Wzięłam go od niego i pocałowałam go w policzek jako podziękowanie. Justin przekręcił lekko głowę i zaczął całować mnie w usta. Uśmiechnęłam się i odwzajemniłam pocałunek. Wciąż nie potrafiłam być na niego zła dłużej niż pięć minut. Chłopak po raz dziesiąty zapytał o której wrócę i czy przypadkiem nie chcę żeby ze mną pojechał. Tak, nie ma to jak zabrać faceta ze sobą do kosmetyczki i fryzjera. Szybko wzięłam kluczyki do samochodu i pojechałam do salonu. Na miejscu było dużo ludzi. Jak zawsze w ostatni dzień roku, bo przecież wszyscy chcą się dobrze prezentować na nocnym szaleństwie. Okazało się, że musiałam chwilę poczekać, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Po chwili podeszła do mnie jedna kobieta i zaprosiła na fryzjerski fotel. Wytłumaczyłam jej jak to wszystko widzę. Zdecydowałam się na karmelowe pasemka i delikatne podcięcie, bo co jakiś czas po prostu trzeba to zrobić. Fryzury żadnej nie chciałam, więc wszystko poszło nawet szybko. Potem przyszła kolej na paznokcie. Po trzydziestu minutach nareszcie nie wyglądały jak u jakiegoś zwierzęcia. Po zapłaceniu małego majątku w kasie wyszłam przed salon i szybko zauważyłam lodziarnie. Nie mogłam się oprzeć i po chwili już trzymałam wielkie lody czekoladowe. Po tym wszystkim mogłam wracać do domu.
Na miejscu szybko znalazłam Justina i zaczęłam go wypytywać gdzie dokładnie idziemy i kto tam będzie. Musiałam przygotować się psychicznie na towarzystwo celebrytów. Miałam jeszcze trochę czasu, więc podgrzałam jakieś jedzenie i kazałam Justinowi zejść na dół. Tym razem od razu mnie posłuchał i po chwili siedział już na stołku barowym przy kuchennej wyspie.
-Justin, a co z psem?
-Jak to?
-No on będzie się bał fajerwerków. Chcesz żeby siedział tu taki przestraszony i nie mógł spać kiedy my będziemy na imprezie?
-Tutaj nic nie będzie słychać. Nic mu nie będzie.
-Może zostanie w naszej sypialni? Tam jest chyba najciszej.
-Ale tylko ten jeden raz, bo mu nie ufam. Ostatnio znowu zasikał dywan.
-I tak to ja sprzątałam.
Po obiedzie wciąż mieliśmy trochę czasu na odpoczynek, więc włączyliśmy sobie jakiś film. Nie wiem dlaczego, ale tego dnia nie miałam najlepszego humoru. Niby wszystko było ok, ale i tak nie czułam się jakoś super. Koło siódmej uznałam, że to najwyższy czas na prysznic i przygotowanie się na nasze wyjście. Uważałam żeby nie zmoczyć włosów, bo naprawdę ładnie się układały. W sypialni usiadłam przy toaletce i pomalowałam się. Ostatnim krokiem było ubranie się. Szybko wcisnęłam się we wcześniej przygotowany dwuczęściowy komplet. Po dziesięciu minutach udało mi się też zlokalizować czarne szpilki i byłam już gotowa. Przeglądałam się chwilę w dużym lustrze czy przypadkiem taki strój nie jest złym rozwiązaniem, bo w przypadku pokazywania tali bałam się czy ze spódnicy nic nie będzie się brzydko mówiąc wylewać. Pochyliłam się kilka razy żeby być pewną, że wszystko jest na swoim miejscu. Kiedy weszłam do sypialni poczułam nagle silny zapach perfum Justina i od razu przypomniałam sobie o dezodorancie i moich perfumach. Tylko tego brakowało żebym śmierdziała tam jakimś potem. Będąc już gotową szybko zlokalizowałam torebkę i wsadziłam w nią kilka rzeczy. Po raz dziesiąty uznałam, że jestem gotowa. Na dole znalazłam Justina, który wyglądał znakomicie.
-Już jedziemy?-zapytałam.
-Jakoś za godzinę.
-Jak to. Przecież mówiłeś, że o 8 i jest 8.
-Ale pomyślałem, że lepiej będzie pojechać trochę później. Trzeba się trochę spóźnić żeby wszystko się już tam rozkręciło.
-No i teraz mam tak siedzieć przez godzinę?-wskazałam na buty i spódnicę.-Zaraz będę cała w sierści psa.
-Nie przesadzaj.
-To mi się w takim razie nie chce nigdzie jechać-powiedziałam ściągając buty.-Mam gdzieś te imprezy, na których niby są przyjaciele, ale i tak stosuje się jakieś głupie gierki.
-Nie musimy nigdzie jechać. Serio. Zostańmy w domu skoro masz być taka wkurzona przez całą noc.
-Jedź sam, a ja zostanę-odwróciłam się do niego plecami i ruszyłam w stronę schodów.
-Nie będę brać znowu wszystkiego na siebie skoro to ty widzisz jakieś problemy. Nie ma opcji żebyś została sama. Albo zostajemy, albo jedziemy i się dobrze bawimy.
Nie wiedziałam co we mnie wstąpiło. Mogłam trzymać język za zębami i poczekać tę godzinę, co było dla mnie głupie, ale ja musiałam zacząć gadać. Było mi głupio, ale zdecydowałam ochłonąć w samotności. Na górze zrobiło mi się jeszcze gorzej, bo doszłam do wniosku, że pokazałam jaka jestem samolubna i głupia. Prawda była taka, że to ja nie mogłam normalnie traktować znajomych Justina w czasie kiedy on starał się i dogadywał z moimi. Czułam się jak najgorsza dziewczyna pod słońcem. Musiałam wywalać z siebie takie zmyślone idiotyzmy w sylwestra przed prawie samym wyjściem. Przez cały dzień było przecież ok, a tu teraz taki wybuch. Po piętnastu minutach poszłam do Justina, który zaszył się na zewnątrz. Moje wyrzuty sumienia sięgnęły maksimum. Skoro on nie mógł wytrzymać w domu zdecydowanie przesadziłam. Z zakłopotaniem splątałam swoje ręce na brzuchu i zaczęłam go przepraszać. Kilka razy powtórzyłam, że szanuję jego znajomych i broń boże nie mam ich gdzieś. Kiedy kazał mi usiąść sobie na kolanach jeszcze kilka razy wspomniałam jak mi głupio po tym wszystkim.
-Nie musisz już tak przepraszać-uśmiechnął się obejmując mnie.
Spojrzałam na niego z delikatnym uśmiechem. Jakim cudem on potrafił się tak dobrze zachować. Kiedy chodziło o jakieś poważne rzeczy zawsze umiał sobie poradzić i przejąć kontrolę.
-Chcesz tam jechać?-zapytał zakładając kosmyk moich włosów za ucho.-Tylko mów prawdę.
Pokiwałam głową dając znać, że z wielką chęcią tam pojadę.
-To wstawaj i jedziemy-klasnął w dłonie.
-Ale jeszcze nie ma 9...
-Hej, przecież nikt nas stamtąd nie wyrzuci-uśmiechnął się całując mnie w policzek.