Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


31 lipca 2013

ROZDZIAŁ 152


Kiedy rano usłyszałam budzik czułam się jeszcze bardziej zmęczona niż kiedy kładłam się w nocy. Telewizor grał, a Justin nie spał i z udawanym uśmiechem patrzył na mnie. Chciałam już mu coś powiedzieć, ale powstrzymałam się i poszłam do łazienki. Zimny prysznic mnie obudził i nawet trochę poprawił humor. Ubrałam się w sukienkę ciesząc się, że w Californii wiecznie świeci słońce. Zaczęłam trochę stresować się prezentacją i robiąc śniadanie cały czas trzymałam w jednej ręce notatki. Wtedy pojawił się on i objął mnie od tyłu. Od razy odgarnął moje włosy i pocałował w szyję.
-Gdybym miała jakieś problemy, np w szkole to wolałabyś żebym ci o nich powiedziała?
-Mów mi od razu takie rzeczy. Coś się dzieje? Mam tam zadzwonić?
-Chodzi mi o to, że skoro ty martwisz się o mnie i chciałbyś żebym ci mówiła takie rzeczy to ja, martwiąc się o ciebie, też chciałabym wiedzieć co się dzieje. Czy wszystko jest dobrze?
-Jest świetnie. Zaraz się ubiorę i cię odwiozę.
-Wybij to sobie z głowy. Zaśniesz przed kierownicą i nas zabijesz. Jadę sama.
-Nie przesadzaj Kasiu-przyciągnął mnie mocniej.
-Lubię być twoim króliczkiem, ale musisz traktować mnie poważnie kiedy ja mówię serio. Nie jestem twoim psem, ale żoną.
-Kochanie, to tylko stres. Nie dzieje się nic specjalnego. Nie chcę się z tobą kłócić. Przecież wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza i bardzo cię szanuję.
Chcę to zobaczyć na Twitterze-zaśmiałam się.-Dzisiaj sama pojadę do szkoły, a ty masz odespać.
-Kiedy ze mną naprawdę jest wszystko dobrze-wsunął ręce pod moją sukienkę.
-Jeżeli wypoczniesz dostaniesz nagrodę, a jeżeli nie to podjedziesz ze mną do kilku butików i będziesz musiał na mnie czekać aż wydam trochę twoich pieniędzy.
-Możesz wydawać ile chcesz. Przecież są też twoje.
-Ile musiałabym wydać żebyś był zły?
-Naprawdę dużo, ale potrafiłabyś mnie uspokoić-jego ręce wsuwały się pod moją bieliznę.
W środku robiło mi się już gorąco, więc szybko chwyciłam go za nadgarstki i przełożyłam jego ręce na biodra. Przed wyjściem jeszcze raz powtórzyłam mu żeby szedł spać, bo inaczej się na niego obrazę i nie będzie już tak fajnie. W końcu udało mi się oderwać go od siebie i wyjść. Wcisnęłam się do swojego Mercedesa i pojechałam do szkoły. Kiedy zatrzymałam się tylko po kilku minutach szukania dobrego miejsca od razu zobaczyłam Jake'a. Szybko wysiadłam z auta i przywitałam się z nim.
-Zabawowy weekend, łóżko było za wygodne czy problemy z kalendarzem?
-Opcja druga-uśmiechnęłam się.-Jak nasza prezentacja?
-W przyszłym tygodniu-zaśmiał się widząc moją minę.-Myślałem, że dziewczyny ci powiedziały.
-One nie chodzą przecież na biologię-uderzyłam go notatkami w brzuch.-Wiesz, że uczyłam się do trzeciej i odkąd wstałam nie wypuściłam ich z rąk?
-Tak się kończy niechodzenie do szkoły Kate.
-Bardzo zabawne-zaśmiałam się.-Czyli dzisiaj nic ciekawego w szkole nie ma.
-Hannah wczoraj zaczęła rozdawać "Boskie zaproszenia" na swoje urodziny, które będą już w ten weekend.
Nagle zbliżyła się Phoebe i przytuliła mnie na przywitanie.
-Czy rozmawiacie o boskich zaproszeniach Hanny na jej urodziny, które będą już w ten weekend?
-Mniej więcej-Jacob uśmiechnął się.-Gdzie ona teraz jest?
-Poszła łapać kogoś z drużyny-wyjaśniła Phoebe.
Jacob podziękował jej skinieniem głowy i poszedł w kierunku boiska. Dziewczyna zwróciła się wtedy do mnie i podzieliła się najnowszym newsem. Okazało się, że Jake i Hannah od soboty są razem. Miałam jednak udawać przed nią zaskoczenie, bo podobno chciała powiedzieć mi to osobiście. W drodze do szkoły odpowiedziałam jej o swoim wyjeździe do Stratford. Nie dawałam dużo opisów, bo wydawało mi się, że nie będą jej ciekawić. Kiedy odeszłyśmy od jej szafki nagle zobaczyłam Hannę zbliżającą się z szerokim uśmiechem. Od razu wiedziałam co trzyma w rękach, ale kiedy mnie o to spytała udawałam, że nic nie wiem.
-To boskie zaproszenia na moje urodziny, które odbędą się już w ten weekend-pokazała mi je dokładnie i podała dwa.-Dla Kate i Justina. Wybacz, że wpisałam jego nazwisko, ale nigdy nie pamiętam jak zapisuje się twoje. No ale przecież to tylko kwestia czasu-zaśmiała się.-Będziecie mogli, prawda?
-Myślę, że tak. Przecież nie może nas to ominąć.
-Macie wyglądać bosko i to dosłownie.
-Justin wleci na skrzydłach-zachichotała Phoebe.
Pod nosem też zaczęłam się śmiać. Później w drodze do klasy zaczęłam ją wypytywać o co chodzi z tą boskością. Kiedy mi wszystko wyjaśniła byłam lekko zdziwiona, ale gdyby Hannah chciała robić zwykłe urodziny byłoby to bardziej zastanawiające. Tego dnia miałam naprawdę mało lekcji i nie chciało mi się czekać na dziewczyny, więc pożegnałam się z nimi po lunchu. Kiedy odpaliłam już silnik nagle Hannah zapukała w szybę.
-Tak rzadko Justin cię nie odwozi, że trzeba to wykorzystać-uśmiechnęła się.-Mi nic się nie stanie jak opuszczę zajęcia artystyczne. I tak już dokończyłam pracę.
-A Phoebe? Też się zrywa?
-Nie, ona zostaje, bo bla bla. My możemy za to pojechać na zakupy.
Pomysł nie brzmiał źle, więc szybko się zgodziłam i razem z Hanną pojechałyśmy do jej ulubionego sklepu, który, jak powiedziała, musiałam zobaczyć. Muszę przyznać, że ubrania były tam tak ładne jak i drogie. Ona nie była wybredna i wzięła do przymierzalni chyba milion rzeczy. Ja wzięłam tylko jedną sukienkę, którą mi doradziła. Kiedy ją mierzyłam wydała mi się dziwna, bo była jasna i skąpa. Wyszłam w niej i czekałam na Hannę. Kiedy wyszła wyglądała cudownie. Chyba odkryłam dlaczego tak lubi ten sklep. Wszystko było w jej stylu(albo po prostu miała z niego wszystkie rzeczy) i wyglądała świetnie w ich ubraniach.
-Reszty już nie będę mierzyć. Podobają mi się. A ty bierzesz sukienkę?
-Chyba to nie do końca moj styl. Boskość to dla mnie bardziej grecka bogini, a nie aniołek Victoria's Secret.
-Nie pieprz głupot. To moja impreza i ta sukienka jest idealna.
-Po prostu tobie się podoba-zaśmiałam się.
-Ludzie mają wyglądać seksownie, a nie przyjść w prześcieradłach. W zeszłym roku wszyscy mieli ubrać się na czarno albo czerwono i w sumie seksownie było, ale całość wyglądała jak burdel. Dlatego teraz ma być jasno.
W końcu zgodziłam się na nią żeby jej też było milej. Następnie ruszyłyśmy do dwóch sklepów z butami. Na sam koniec padło na bieliznę. Ekspedientka dokładnie mnie wymacała żeby powiedzieć mi na końcu, że chodzę w za małym staniku. Moim zdaniem nie był zły, ale nie chciałam się z nią kłócić. Potem naznosiła mi do przymierzalni kilka rożnych modeli. Gdyby Hannah nie była w stanikowym szale powiedziałabym, że nie mam czasu, ale w takim wypadku nie miałam wyjścia. Po godzinie spędzonej w przymierzalni miałam już serdecznie dość i powiedziałam kobiecie, że biorę wszystko.
-Posiadanie chłopaka jest kosztowne-uśmiechnęła się Hannah kiedy płaciłam przy kasie prawie tysiąc dolarów za bieliznę.
-Ja dopiero zaczynam...
-Hmm, czy ja o czymś nie wiem?
-Ja i Jake, od soboty oficjalnie razem-uśmiechnęła się.-Nawet nie wiesz jaka jestem podjarana. On mi się długo podobał, nawet kiedy byłam jeszcze z poprzednim chłopakiem.
-To już na imprezie będziecie szaleć jako para.
-To dla niego te koronki. Po urodzinach pierwszy raz się razem prześpimy.
Hannah zaczęła mi opowiadać o swoim dość bujnym życiu seksualnym, które prowadziła od swoich 15 czy 16 urodzin. Nie wiem czy to dobre określenie, ale byłam pod wrażeniem. W końcu udało mi się zmienić temat, bo kiedy zaczęła mi opowiadać o swoich przygotowaniach niechcący zgodziłam się odwalić je razem z nią i czekało mnie trochę nieprzyjemnych rzeczy. Powiedziałam jej, że nie mam też za dużo czasu, bo umówiłam się na słowo z Justinem, że nie będę nigdzie chodzić po szkole. Chichocząc przeprosiła mnie, że tak mnie umęczyła. Odwiozłam ją do domu, a potem wróciłam do Justina. Szybko krzyknęłam, że jestem i pobiegłam na górę schować torby. Wiedziałam, że go tam nie będzie, więc powiesiłam sukienkę na wieszak i zaczęłam wyciągać pięknie popakowaną bieliznę.

30 lipca 2013

ROZDZIAŁ 151


-Która godzina?-zapytałam otwierając oczy.
-Dzisiaj możemy spać ile chcesz-Biebs pogłaskał mnie po plecach.
Zamruczałam dwa razy w jego tors i zamknęłam ponownie oczy. Ucieszyłam się, że mogę jeszcze poleżeć, bo znowu miałam jakiś taki senny dzień, w którym najchętniej nie wysuwałabym nawet stopy spod kołdry. Klatka Justina ruszała się tak miarowo jakby specjalnie chciał mnie kołysać. Wyciągnęłam ręce żeby trochę się rozciągnąć, a potem znowu zwinęłam się w kłębek. Myślę, że leżeliśmy jeszcze jakąś godzinę albo półtorej. Potem zdecydowaliśmy się wstać, bo nie chcieliśmy marnować ostatniego dnia, który przeznaczyliśmy głównie dla dziadków. Na początku wstał Justin i poszedł do łazienki, a ja powciskałam do walizki niepotrzebne rzeczy. Zostawiłam tylko jakieś
ubrania na drogę i ostatnie szpargały. Kiedy też zaliczyłam poranną wizytę w łazience poszłam do kuchni coś zjeść. Babcia Justina powiedziała, że to dobrze, że odpoczywamy, bo w mieście czas nas goni i pewnie nie mamy chwili na nicnierobienie. Justin przypomniał sobie, że chciał pójść do swojej szkoły i narobić tam trochę zamieszania. Babcia nie była przekonana czy to dobry sposób, ale obie wiedziałyśmy, że jeżeli on coś sobie wbije do głowy nic go nie powstrzyma. Nie wiem dlaczego uparł się żebym z nim szła, ale w końcu się złamałam i zrezygnowałam z kanapy na rzecz zimna na zewnątrz. Powiedziałam, że nie ma mowy żebyśmy szli na piechotę, z czego trochę się śmiał przypominając mi, że dzień wcześniej deklarowałam, że nigdy nie zmusi mnie już do wspólnej jazdy. Udawałam, że go nie słyszę, bo nie chciałam już do tego wracać. Po dosłownie chwili byliśmy pod budynkiem jego szkoły. Kiedy zatrzymywaliśmy się akurat zadzwonił dzwonek na lekcje. Poczekaliśmy jeszcze chwilę i weszliśmy do środka. Aby było kulturalnej weszliśmy na początku do pani dyrektor żeby powiedzieć co mamy, a właściwie Justin ma w planach. Kobieta miała mieszane uczucia, ale pozwoliła nam zostać w szkole i poodwiedzać na przerwie nauczycieli. Oczywiście Justin był bardzo miły i jeszcze jej podziękował, ale kiedy byliśmy na korytarzu stwierdził, że fajniej będzie wejść do wszystkich sal w czasie trwania zajęć. Zapytałam go czy sobie żartuje, ale on pokręcił przecząco głową i otworzył pierwsze drzwi. Szepty
ustały na kilka sekund, a potem przybrały na sile. Nie chciałam wchodzić do środka, więc nic nie widziałam i mogłam tylko nasłuchiwać. W każdej sali wyglądało to podobnie-Justin wchodził i rzucał coś stylu "przepraszam, że nie oddałem pracy", "teraz mi głupio, że sam pisałem sobie usprawiedliwienia", ale były też teksty typu "o to pani nie chciała mi postawić czwórki", "to Butler zawsze ode mnie ściągał, a mi się dostawało". Nauczyciele różnie reagowali, ale wszyscy byli zdziwieni tą nagłą wizytą. W sali od matematyki podszedł nawet do tablicy i spróbował rozwiązać jakieś zadanie, ale nie udało mu się, a wtedy przeprosił, że się nie przygotował. Wychodząc zapraszał wszystkich na spotkanie z nim na przerwie na sali gimnastycznej. Kiedy zaliczyliśmy wszystkie interesujące nas sale usiedliśmy na ławce na korytarzu.
-Szkoła kiedy nie musisz już w niej się uczyć nie jest taka zła-powiedział.
-Ja wciąż się uczę-przypomniałam mu.-Co ty chcesz robić na sali gimnastycznej?!
-Zrobię im wykład o potrzebie edukacji.
-Nawet nie próbuj, bo się tylko ośmieszysz. Ktoś cię jeszcze nagra i nie będzie tak zabawnie.
-Spokojnie kochanie, wiem jak to się robi.
Byłam pewna, że to nie wyjdzie dobrze. Kiedy ledwo usłyszałam dzwonek na przerwę on już ciągnął mnie za rękę w stronę, jak się domyśliłam, sali. WF właśnie się tam skończył i dwie osoby zbierały piłki. Justin przywitał się z nauczycielem i usiadł stanął z nim z boku. Ja gapiłam się na podłogę i słyszałam rosnące dudnienie. Miałam ochotę przyłożyć głowę do podłogi tak jak w westernach robią to z torami. Nie miałam pojęcia co zamierza zrobić. Sala zaczęła się napełniać. Specjalnie usiadłam w rogu żeby nie zwracać na siebie uwagi, ale być wystarczająco blisko Justina. Zaczął się ze wszystkimi witać i zapraszał do zbliżenia się. Kiedy sala była już pełna zaczął wygłaszać mowę. Na początku chciałam go stamtąd wyciągać, bo zaczął od mało śmiesznych żartów o nauczycielach. Gimnazjalistom podobało się, ale licealistów to aż tak nie śmieszyło. Na szczęście potem zaczął opowiadać o tym co robi i odpowiadał na pytania, które zaczęły padać z sali. Ograniczył swoje żarciki i było nieźle. Szczerze mówiąc uważam, że powinien częściej odwiedzać szkoły i opowiadać o tym, że należy w siebie wierzyć i czasem zaryzykować, by zdobyć jeszcze więcej. Z jego ust czyli tak naprawdę kolegi ze starszej klasy, który stał się najbardziej znanym nastolatkiem na świecie brzmi to jakby bliżej niż mieliby słuchać nudnego wykładu historyka, któremu udało się wydać książkę. Oczywiście każdego interesuje i imponuje mu co innego, ale chyba w tym przedziale wiekowym Justin Bieber robi na nich większe wrażenie. Obiecał wszystkim, że postara się ich jeszcze odwiedzić, bo nawet dwie nauczycielki powiedziały, że pomogą wtedy w organizacji spotkania. Na koniec ustawiła się do niego kolejka po jakieś zdjęcie. Było pewne, że trochę to potrwa, więc sama też się tam ustawiłam.
-Zawsze się w tobie kochałem-powiedział obejmując mnie w pasie, kiedy poprosiłam inną dziewczynę, żeby zrobiła nam zdjęcie.
Kiedy już przechodziłam na bok przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Kilka osób dziwnie się spojrzało, a jedna dziewczyna uśmiechnęła się szeroko myśląc, że ją może spotkać to samo.
-Nie, nie-uśmiechnął się do niej.-To moja dziewczyna. Przyjechała mnie pilnować. Następnym razem-puścił jej oczko.
-Mogę robić zdjęcia żeby było szybciej-zaproponowałam.-Przy okazji cię przypilnuję.
Robienie zdjęć przebiegało bardzo fajnie. Można było zobaczyć jak każdy na niego reaguje. Przy okazji kazałam mu też czasem szerzej się uśmiechać żeby na żadnym nie wyglądał na znudzonego, bo po co komu takie zdjęcia. Po dwudziestu minutach ręka mi już odpadła, ale musieliśmy poczekać aż wszyscy będę mieli fotkę. Z ostatnimi osobami Justin zamienił kilka słów więcej.
-Muszę już iść, bo ona ledwo stoi-uśmiechnął się do nich.-Postaram się przyjechać jak najszybciej, ale mam teraz trochę spraw na głowie, a Kasia nie może cały czas zrywać się ze szkoły.
-To mój pierwszy dzień w tym roku-wtrąciłam.
-Możesz przyjechać sam-ktoś zażartował.
-Nie da rady. Muszę jej pilnować-objął mnie w pasie.-Cześć wszystkim-pożegnał się.
Odchodząc machnął jeszcze ręką do kilku osób i poszliśmy do wyjścia. Zaproponował, że moglibyśmy pójść na chwilę do Subwaya, gdzie kiedyś chodził po szkole, ale powiedziałam, że lepiej jest wrócić do dziadków i z nimi potem gdzieś pójść. Zgodził się ze mną i wysiedliśmy do samochodu. Po drodze chwaliłam jego występ, bo naprawdę byłam z niego dumna, przynajmniej z tej drugiej części. W domu zajęliśmy kanapę i przesiedzieliśmy całe popołudnie z dziadkami. Opowiadaliśmy im o naszym psie, za którym zaczęłam już tęsknić. Wieczorem kiedy szykowaliśmy się do wyjścia babcia zatrzymała mnie na chwilę w kuchni żeby porozmawiać.
-Naprawdę cieszę się, że wam się układa. I Justin trochę się uspokoił.
-Nie wiem czy jest spokojniejszy, ale żyje nam się lepiej niż przypuszczałam, że będzie.
-Ale lepiej nie myślcie teraz o dzieciach, bo on jest jeszcze za mało dojrzały. Jak się przytrafi to wszyscy będziemy się cieszyć.
-Wiem, wiem. Ja to nie wyobrażam sobie teraz dzieci, ale on raz się uwziął i powtarzał codziennie, że to dobry pomysł.
-Kasiu, wiesz, że on potrafi się do czegoś przyczepić i nie odpuści.
-Tak, dlatego powiedziałam mu, żeby lepiej już do tego nie wracał w ciągu najbliższych trzech lat, bo inaczej będę męczyła go o tatuaże.
-Cała rękę już w tych maziajach.
-To jest sztuka babciu-wszedł nagle.-Poza tym Kasia je lubi.
-Uwielbiam-zaśmiałam się do babci.
-Kończcie już te rozmowy i chodźcie do samochodu, bo już czekamy.
Justin wyciągnął mnie prawie na siłę z kuchni i wziął na ręce wychodząc z domu. Chociaż zawsze krzyczę na niego w takich momentach w tym samym czasie cieszę się jak dziecko i mam nadzieje, że jemu to nigdy się nie znudzi. Pojechaliśmy do Madelyn's gdzie podobno kiedyś dość często chodzili. Kiedy kończyliśmy już jeść zaczęłam myśleć o powrocie, którego nie chciałam. Stwierdziłam, że w sumie mogłabym tam zostać. Kupilibyśmy mały domek, albo nawet wielki pałac, bo chyba Justin nie chciałby przesadzić. Kiedy wracaliśmy do domu na zewnątrz było już ciemno. Musieliśmy dopakować jakieś ładowarki, ręczniki itp. Było mi trochę smutno i kiedy wszystko pochowałam położyłam się ostatni raz na tym małym łóżku. Justin z troską zapytał czy jedzenie mi nie smakowało. Zaśmiałam się i powiedziałam, że nie chcę wracać do domu. Przyciągnął mnie na swoje kolana i zaczął całować mnie delikatnie. Potem położył się i zachęcił żebym teraz ja przejęła inicjatywę. Zostając na kolanach pochyliłam się nad nim i pocałowałam
go jeden, dłuższy raz, a wtedy do środka weszła babcia z moim czerwonym płaszczem. Chyba obie strony się zdziwiły i dopiero po chwili babcia zamknęła drzwi, a ja opuściłam wreszcie tyłek. On nie przejmując się niczym wpił się w moją szyję. Odskoczyłam od niego jak oparzona. On spojrzał na mnie zmieszany i odparł, że przecież mogła nas zobaczyć nagich na kanapie na dole w bardziej jednoznacznej sytuacji. Na szczęście kiedy Justin zaczął nosić bagaże do samochodu, a ja żegnałam się dłużej z jego dziadkami obie udałyśmy, że do niczego nie doszło. Naprawdę musiało to się stać ostatniego dnia, dosłownie piętnaście minut przed wyjazdem? Kiedy siedzieliśmy już w aucie przyjechaliśmy jeszcze raz główną ulicą i udałyśmy się do Toronto.
-Chcesz jeszcze pochodzić po Toronto?-zapytał odwracając moją uwagę od szyby.
-Nie, chce być już w samolocie.
-Może dokończymy tam to co zaczęliśmy?
-Z moją chorobą lokomocyjną najprawdopodobniej bym na ciebie zwymiotowała-odpowiedziałam.-Przepraszam, jakoś nie mam humoru.
-Rozumiem, ja też tracę humor, kiedy pomyślę, że zaraz będę musiał włączyć telefon i sprawdzić pocztę.
-Czyli przez cały wyjazd byłeś poza zasięgiem?
-Dlatego wyjechaliśmy skarbie. Mieliśmy być tylko my, dziadkowie i Stratford.
-Dostanie ci się?
-Nikt nic mi nie może powiedzieć-ścisnął mocniej kierownicę.-Oni zarabiają na mnie, więc to im powinno zależeć, a nie mi. Teraz liczysz się dla mnie tylko ty i nasz związek. Moim jedynym zadaniem jest opiekowanie się żoną i tym żeby było jej dobrze.
Nie widziałam czy jakoś go uraziłam, czy może miał jakieś problemy, o których wolał nie mówić. Trochę mnie to wszystko zmartwiło, ale nie chciałam się w to wgłębiać i mu o tym przypominać. Lot był wyjątkowo spokojny, więc nie mogłam rozłożyć się na dwóch fotelach i oprzeć o Justina. Choć było ogólnie wcześnie, a mój dzień zaczął się dziesięć godzin wcześniej bez trudu zasnęłam i obudziłam dopiero na miejscu. Z pokładu od razu przesiedliśmy się do jakiegoś samochodu, który podwiózł nas na parking, a tam stał już znajomy samochód Twist. Zaczynałam go coraz bardziej lubić, ale nie wiedziałam czy to dobrze, czy źle. Kierowca przerzucił nasze bagaże do bagażnika, a sami szybko weszliśmy do środka auta. Po drodze Lil popytał nas o jakieś pierdoły, co też było miłe. Na miejscu zatrzymał się przed samymi drzwiami. Podziękowałam mu jeszcze raz i razem z Justinem wyciągnęliśmy nasze torby. Kiedy tylko otworzyłam drzwi zobaczyłam naszą białą pociechę, która zaczęła biegać po całym hallu. Szybko postawiłam walizkę pod ścianą i złapałam psa. Chwilę mówiłam do niego śmiesznym głosem aż w końcu puściłam go wolno i pozwoliłam przywitać się z Justinem. Nie umiem określić czy byłam zmęczona, bo po spaniu w samolocie byłam otępiała. Zapowiadała się jednak dla mnie długa noc, bo zbliżała się moja prezentacja z biologii i skoro udało nam się wrócić zgodnie z planem musiałam się do niej przygotować żeby nie zawieść Jacoba. Oczywiście do Stratford wzięłam ze sobą wszystkie notatki, ale jakoś się za nie nie zebrałam. Aby się orzeźwić wzięłam prysznic. Po drodze do salonu wzięłam z kuchni kawę, a potem usiadłam już tylko na kanapie i otworzyłam komputer. Wszystko szło mi trochę jak krew z nosa, ale jakoś udało mi się w miarę przygotować przed 3. Zmęczona poszłam umyć zęby, a potem od razu wcisnęłam się pod kołdrę obok Justina. Okazało się, że jeszcze nie spał, ale kiedy tylko wcisnęłam głowę pod jego ramię odłożył iPhone i pocałował mnie w czoło na dobranoc.
-Powiedz szczerze, podobało ci się?
-Było cudownie. Gdyby wstawić tam to łóżko mogłabym tam zostać na dużo dłużej. Po tamtym bolą mnie plecy. Teraz jeszcze jak kończyłam projekt to myślałam, że nie wstanę.
-Połóż się na brzuchu, a ja cię pomasuję.
-Jest za późno. Nie wygłupiaj się.
-Nie mogę spać-powiedział podnosząc się.
Jemu może nie chciało się spać, ale mi tak. Położyłam się bardziej na nim i kazałam iść spać.
-Hej, uspokój się trochę-jęknęłam po chwili.-Muszę wstać za trzy i pól godziny.
-Połóż inaczej nogę.
-Czy naprawdę nad tym nie panujesz?
-Wiem, że tobie jeszcze mniej trzeba-zaśmiał się.
-Spróbuj tylko mnie dotknąć-zagroziłam.
-Idę pooglądać telewizor-znowu zaczął się wiercić.
-Włącz go tutaj. Chyba, że chcesz oglądać jakieś porno.
-Nie chcę ci przeszkadzać w spaniu.
-Wolę żebyś włączył ten telewizor i przestał się tak wiercić. Mi on nie przeszkadza.

15 lipca 2013

ROZDZIAŁ 150

-Cześć skarbie-poczułam jego miękkie usta za uchem. 
-Chcę jeszcze pospać-jeknęłam. 
-Wstawaj jeść śniadanie i zaraz ruszamy do Ryana, bo przyjechał do rodziców z Toronto. 
-Może sam do niego idź. Będę wam przecież tylko przeszkadzać w wymianie jakiś historyjek-powiedziałam podciągając kołdrę pod szyję. 
Justin nie dał jednak się przekonać, raptownie ściągnął ze mnie kołdrę i przerzucił przez ramię. Od razu zaczęłam krzyczeć żeby się nie wygłupiał i mnie puścił. Zrobił to jednak dopiero w kuchni i posadził od  razu na krzesło. Ziewnęłam przeciągając się leniwie. Czułam się swobodnie, bo obok nie było dziadków, którzy prawdopodobnie już zjedli. Pomyślałam, że pewnie poszli  do kościoła, a Justin nie chciał mnie budzić. Chwilę potem przed moim nosem stanął talerz z gorącą i pachnącą jajecznicą. Nigdy nie byłam fanką jajek, ale ona była po prostu idealna. W smaku była prze wspaniała. 
-A teraz tłumacz się dlaczego zostawiłaś mnie na kanapie. 
-Po pierwsze mocno spałeś, a po drugie... Myślisz, że dałabym radę cię tam zanieść?-powiedziałam z jajecznicą w ustach. 
-Już tyle nie gadaj tylko jedz, bo już prawie 12. Gdybyś tak po nocy nie oglądała filmów trzymalibyśmy się planu. 
Powiedziałam mu, że ani trochę nie żałuję obejrzenia wszystkich kaset. Pózniej zapytałam go jaki ma plan, ale nie chciał mi powiedzieć, bo miał on być niespodzianką. Ciekawiło mnie co takiego wykombinował, ale w sumie czułam się jeszcze senna i wcale nie przeszkadzałoby mi zostanie w łóżku na pól dnia. W końcu dla mnie też były to krótkie wakacje. Kiedy umyłam zęby i poszłam do pokoju znaleźć jakieś ubrania mój telefon zaczął dzwonić. Właściwie była to mama na Skype. Szybko odebrałam rozmowę audio żeby mama przypadkiem nie domyśliła się, że nie jesteśmy w LA. Powtarzała, że nie mogła się do nas dodzwonić. Powiedziałam, że są problemy z siecią. Przez chwilę jeszcze trochę gadała, żebym częściej się odzywała, bo oboje z tatą za mną tęsknią. Obiecałam, że się poprawię i pożegnałam się. Wtedy do pokoju wszedł Justin i zapytał dlaczego nie jestem jeszcze gotowa i siedzę na łóżku. Podszedł do swojej walizki i wyciągnął z niej jakąś bluzę, a potem wyjął z mojej koszulkę, która leżała na samym wierzchu i mi ją podał. Korzystając z okazji oplotłam rękoma jego szyję i pocałowałam go. Na początku nie wydawał się chętny, ale kiedy otarłam się o niego kilka razy zaczął odpowiadać na moje pocałunki i wsunął ręce pod moją bluzkę żeby przyciągnąć mnie bliżej. Zaczęłam lekko przyssawać się do jego szyi, co bardzo lubił, a on zjechał rękoma na moją pupę. Po chwili cofnęłam się i położyłam na łóżku ciągnąc go na siebie. Tutaj trochę się zawahał, ale poddał się i zaczął mnie całować. 
-Nie moglibyśmy dziś tak spędzić dnia?-zapytałam przyglądając się jego ruszającej się głowie.-Ja, ty i twoje dziecięce łóżko-dodałam po chwili. 
Nagle Biebs wstał i poprawił koszulkę zostawiają mnie na łóżku z bluzką kończącą się pod samym biustem. Byłam zła, że tak szybko ze mnie zrezygnował. 
-Ubieraj się Kasiu. 
-Justin, przecież ci się podobało. Dlaczego nie możemy zostać? Nie zrobisz tego dla swojego króliczka?
-To była chwila słabości. Nie gadaj już tyle tylko ubierz swoje piękne ciałko i wychodzimy. I nie wykorzystuj tutaj króliczka. 
-No dobra, już wstaje. 
-Grzeczna dziewczynka. 
Nie wiem dokładnie dlaczego, ale nie spodobało mi się jak mnie nazwał i powiedziałam mu, że nie życzę sobie żeby tak mnie nazywał. Następnie wreszcie się ubrałam i mogliśmy wychodzić. Na początku byłam jeszcze lekko dotknięta, bo poczułam się jakbym była jego własnością, ale kiedy to zauważył, bo nie chciałam mu podać ręki szturchnął dwa razy nosem mój policzek i wtedy trochę chichocząc podałam mu rękę. Widziałam jak zasmiać się pod nosem z pewnie jak myślał moich dziewczęcych fochów. Nie chciałam dalej bronić swoich trochę feministycznych zasad, więc udałam, że nic nie zauważyłam. Obiecałam sobie, że tego dnia nie będę mu już przypominać, że wcale nie uważam się za słabszą albo co więcej gorszą od niego. Stratford w dziwny sposób obudziło we mnie zadziorny charakterek. Nieważne. W drzwiach domu Ryana przywitał nas jego tata. Z szerokim i bardzo znaczącym uśmiechem spojrzał na Justina i uścisnął mu dłoń. A potem przedstawił mi się i zaprosił do środka. Byłam pewna, że za moimi plecami szturchnął jeszcze Biebsa. W środku od razu zobaczyłam rozwalonego na kanapie Ryana. Powiedziałam mu, że nie musi sobie przeszkadzać. Zaśmiał się i podszedł do mnie. Przytuliłam się do niego. Następnie Justin wykonał z nim jakieś przywitanie. Ryan powiedział żebyśmy się rozgościli i poszedł po coś do jedzenia.
-Kasia chwilę temu kończyła śniadanie-zaśmiał się Justin kiedy Ryan wrócił. 
-Przecież jest wpół do drugiej. 
-Późno poszłam spać, późno wstałam, więc i późno jadłam. 
Chłopcy zaczęli śmiać się z mojej krótkiej historii. Sama też się uśmiechnęłam, bo faktycznie mój filozoficzny wywód robił średnie wrażenie. Następnie tak jak myślałam zaczęły się ich męskie rozmowy. Nie miałam nic do powiedzenia, więc siedziałam cicho i tylko chrupałam krakersy. Były gadki o pracy Ryana, jakiś projektach Justina itp. 
-A jak tam małżeńskie życie?-zapytał Ryan.-Gotujecie sobie obiadki?
-Jest dobrze i jakoś sobie radzimy ze wszystkim-odpowiedziałam. 
-A przyzwyczaiłaś się do LA? Zaliczony pierwszy botoks?
-Daj spokój, Kasia zaczęła uprawiać jogę, a kiedy raz u nas wszystkie ćwiczyły to ich uduchowiona instruktorka się na mnie obraziła, bo zacząłem z nimi ćwiczyć i wyszła-zaczął śmiać się Justin. 
-Uspokój się-wywrociłam oczami. 
-Chaz mi mówił, że niezłe sztuki was odwiedzają. Nawet jedną to on zwiedził. 
-To prawda. 
Zrobiłam wielkie oczy ze zdziwienia i zdenerwowania. 
-Przestańcie! To moje koleżanki. 
-To tylko żarty Kasiu-Justin mocniej ścisnął moje kolano, na którym cały czas trzymał rękę i uśmiechnął się. 
Byłam w stu procentach pewna, że gdyby Hannah to usłyszała mogłaby się obrazić i to nawet bardzo. Miałaby racje, bo o takich rzeczach nie powinno się mówić głośno i robić sobie z nich żartów. 
Na szczęście dalsza cześć naszej wizyty była już dla mnie mniej krępująca. Oni znowu wrócili do swoich spraw, a ja wypiłam prawie cały sok. Trochę żałowałam, że Chaza nie było, bo wtedy byłoby trochę zabawniej i nie musiałabym siedzieć cały czas z zamkniętymi ustami. Po jakiś trzech godzinach zdecydowali, że moglibyśmy gdzieś się ruszyć. Na słowo "pizza" jeszcze bardziej mnie zemdliło. Kiedy Ryan poszedł jeszcze po jakieś rzeczy Justin i ja zdążyliśmy się już ubrać. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i cmoknął w nos. Przeprosił za to, że musiałam się wynudzić, ale nie chciał mnie zostawiać w domu, bo lubi kiedy jak najczęściej z nim jestem. Po tych słowach już mnie miał i z szerokim uśmiechem powiedziałam, że go kocham. Nagle obok nas pojawili się rodzice Ryana. Odsunęłam się trochę od JB i przedstawiłam kobiecie. Oboje powiedzieli, że cieszą się naszym szczęściem i pogratulowali ślubu. Po chwili jakiejś niezobowiązującej rozmowy pojawił się Ryan i mogliśmy już wychodzić. Ryan stwierdził, że jest za zimno na spacery i podjechaliśmy pod pizzerię jego samochodem. Na miejscu wysiedliśmy pod brązowym budynkiem, gdzie podobno sprzedawali najlepszą pizzę w Stratford. W środku zajęliśmy stolik pod oknem i przejrzeliśmy menu. 
-Klasyczne są najlepsze-polecił Ryan. 
-Dzień dobry-nagle pojawiła się kelnerka. -Co podać?
Zauważyłam, że jakoś za długo przygląda się Justinowi. Już zaczynałam robić się zazdrosna, ale po chwili przypomniałam sobie, że to nic dziwnego, bo przecież jest sławny. 
-O, Mandy-Justin uśmiechnął się.-Co u ciebie?
-Pracuję w pizzeri-zaśmiała się.-Ciebie nie będę nawet pytała. Nie wiedziałam, że przyjechałeś. 
-Wyszło trochę spontanicznie. Odwiedzamy dziadków na weekend. 
-Widzę-spojrzała na mnie. 
-Kto by pomyślał, że Justin ożeni się przed dwudziestką-odezwał się Ryan. 
Zrobiło mi się dziwnie, bo mówiono poniekąd o mnie tak jakby mnie tam nie było. Zastanawiałam się kim jest Mandy i dlaczego jest taka miła dla Justina. Starałam się za dużo nie myśleć i powtarzałam sobie, że jesteśmy w jego rodzinnym mieście, w którym wszyscy się znają i są dla siebie mili. Chciałam przecież poznać tę jego stronę. Nie chciałam być niemiła, ale wolałam zamówić wreszcie tę pizzę i wysłać Mandy do innych klientów, dla których też mogła być taka miła i i h wreszcie obsłużyć. 
-Jak chcesz i twój szef nie będzie zły-posłał jej uśmieszek.-to siadaj z nami. 
Robiło się ze mną coraz gorzej. Dlaczego Justin zapraszał ją do nas. Może powinien ją jeszcze zaprosić do domu żebyśmy sobie zrobili jakiś maraton filmowy-on z Mandy i ja nieznająca ich wspólnych histori i żartów. Zdecydowałam się pójść do łazienki, ale nie chciałam zostawiać ich samych. Kurdę, do fanek nic nie miałam, bo szczerze mówiąc Justin nigdy nie ufał żadnej do końca, ale Mandy, do której uśmiechał się tak szczerze jak do rodziny była dla mnie jakimś zagrożeniem. Wiedząc, że Justin zawsze lubił dziewczyny i im się podobał moim najgorszym koszmarem było spotkanie którejś z nich i udawanie, że możemy stać się koleżankami i rozmawiać wspólnie o Justinie. Karciłam się jeszcze w myślach, że nie ubrałam się trochę lepiej, bo wyglądałam zupełnie normalnie, a przecież mogłam założyć coś ładnego i pokazać, że nie jestem byle kim. 
-Przepraszam, że się nie przedstawiłam. Jestem Mandy-dziewczyna nagle przypomniała sobie, że tam jestem. 
-Kasia-podałam jej rękę wstawać z miejsca. 
Kiedy odezwałam się tylko od kanapy rękę Justina zniknęła z mojego kolana i zaczęła ubezpieczyć mój tyłek. Uśmiechnęłam się w środku zadowolona, że jednak o mnie pamięta. Rozmowa trochę się rozluźniła, więc Mandy zebrała od nas zamówienia i poszła do okienka. 
Niepewnie spojrzałam na Justina z lekko przesłodzonymi oczami. Widząc to cmoknął mnie w policzek, a potem uśmiechnął się marszcząc nos. 
-Chyba Kasia chce wiedzieć kim jest Mandy-odezwał się Ryan rozbawiony moim zachowaniem. 
-Chodziliśmy razem do szkoły-Justin wzruszył ramionami. 
-Chyba nie jest usatysfakcjonowana-odparł Ryan ze śmiechem. 
-A powinnam wiedzieć coś więcej?
-Jesteś zazdrosna Kasiu-Justin spojrzał mi w oczy z uśmiechem. 
-Nie-uśmiechnęłam się ukrywając lekką irytację. 
Po chwili Mandy przyniosła nam jedzenie i zaczęliśmy jeść. Pizza rzeczywiście była bardzo dobra. Rozmowa stała się luźna i nareszcie się uspokoiłam. Mandy była zajęta innymi gośćmi, więc już do nas nie zagadywała. Nie będę kłamać, że nie byłam zadowolona z tego faktu. Wychodząc pożegnaliśmy się zwyczajnym "cześć". Następnie Ryan odwiózł nas do domu, a sam wrócił do siebie. 
-Szkoda, że nie możecie się widywać częściej-powiedziałam wchodząc do środka. 
-Życie się toczy-powiedział z nutą smutku. 
Chciałam już wypalić, że dobrze, że my możemy się widywać, ale przecież byliśmy małżeństwem i to byłoby dziwne. 
W środku byli dziadkowie, którzy oglądali telewizję. Już zdążyłam się do nich dosiąść kiedy Justin powiedział, że zaraz wychodzimy. Dodał, że mogę się ładniej ubrać czyli nie iść w dżinsach. Zrobiło mi się głupio, bo pomyślałam, że chodziło mu o to, że chodzę ubrana jak po domu i mu to się nie podoba, więc założyłam czarną sukienkę i czerwony płaszcz. Miałam nadzieję, że nie będziemy długo chodzić, bo nie wytrzymałabym w cienkich rajstopach. Kiedy byłam już gotowa dziadek Justina powiedział, że ślicznie wyglądam, więc uznałam, że jest okay. Justin doszedł do mnie i przyjrzał mi się uważnie. Nic przy tym nie mówił, więc nie byłam pewna czy o to mu chodziło. Starałam się o tym nie myśleć, bo przecież zrobiłam to co powiedział. Wysiedliśmy do jego samochodu i ruszylismy ulicami Stratford, gdzie zapaliły się latarnie. Po jakiś dziesięciu minutach zatrzymaliśmy się pod jakimś sklepem. Nie wiedziałam czego się spodziewać, więc wysiadłam powoli na zewnątrz. Od razu poczułam igiełki na łydkach. Obróciłam się na obcasach i zobaczyłam jasny neon po drugiej stronie ulicy-Avon Theatre. Justin splótł nasze palce i ruszyliśmy w tamtym kierunku. Stało tam trochę ludzi, więc domyśliłam się, że idziemy na jakąś sztukę. Sala nie była ogromna, ale podobało mi się. Nie jestem pewna czy Justin kierował się czymś przy wyborze sztuki, bo szczerze mówiąc do najciekawszych nie należała. Nie była jednak okropna, taka do wysiedzenia. Jej plusem była też długość, bo jak na klasykę szybko poszło. Po opuszczeniu kurtyny poczekaliśmy aż się trochę rozluźni i poszliśmy po rzeczy. Na zewnatrz zatrzymaliśmy się na chwilę. Oczywiście musiałam zobaczyć tą rzecz. Ostrożnie szłam chodnikiem aż w końcu zobaczyłam gwiazdę. 
-Więc to tutaj-ścisnęłam mocniej jego dłoń.-To niesamowite. 
-Za każdym razem mam wrażenie jakbym ostatnim razem był tutaj wtedy z gitarą. Dziwnie się czuję z tą gwiazdą, bo przecież tutaj jestem tylko sobą bez wielkiego domu, samochodów i chciałbym mieć tu takie swoje miejsce, a ona przypomina mi, że nigdy nie będę już tamtym dzieciakiem. 
-Ja po wizycie w Stratford jestem z ciebie dumna. Przeszedłeś naprawdę długą drogę żeby osiągnąć to co osiągnąłeś. Może twoje życie stało się bardziej skomplikowane, ale jesteśmy na tym etapie życia, kiedy trzeba podejmować pierwsze ważne decyzje. Tobie idzie to naprawdę dobrze.-przerwałam na chwilę.-Będąc tutaj chciałam poznać tego Justina sprzed Bieber Fever, ale teraz dochodzę do wniosku, że przecież to właśnie w nim się zakochałam i obok niego jestem. 
-Chyba jesteś ode mnie mądrzejsza. 
-Nie mów, że dopiero to zauważyłeś-zaśmiałam się. 
Wtedy poczułam jak moje trzęsące się z zimna ciało jest podnoszone. Nie zwrócił zupełnie uwagi na fakt, że miałam sukienkę. Zapiszczałam czując podmuch wiatru na udach. Wtedy nagle runął deszcz. Dawno nie widziałam żeby rozpętał się tak raptownie. Justin postawił mnie na ziemi i mocno przyciągnął do siebie moją głowę. Jego usta naparły na moje i dopiero po chwili oboje rozchyliliśmy swoje wargi i rozluźniliśmy ciała. Świat zatrzymał się jakby tylko dla nas. Całowaliśmy i nie chcieliśmy przestać, bo chociaż zimny deszcz lał nam to nie przeszkadzało. Czułam, że już nasiąkam tą wodą, ale wszystko było jakieś przyjemne. Nawet to kiedy Justin ściągnął ze mnie płaszcz. Nie mam bladego pojęcia dlaczego to zrobił.  Nagle usłyszałam klakson samochodu. Justin jakby tego nie zauważył. Otworzyłam oczy i zobaczyłam dwa wielkie reflektory. Krzyknęłam do Justina, że jest idiotą i stoimy po środku ulicy. On zaśmiał mi się w szyję, ale ruszył w stronę samochodu ciągnąc mnie w pasie i krzyknął jakieś "przepraszam" do tamtego kierowcy. Nie wiem jak to zrobił, ale wysunął się na przednie siedzenie ze mną na rękach. 
-Króliczek nie może się przeziębić-powiedział włączając ogrzewanie i wrócił do pieszczenia mojej szyi. 
-Pojedz chociaż gdzieś, gdzie nie ma tyle ludzi-powiedziałam odgrywając się od niego. 
Nagle samochód ruszył. Nie zdążyłam nawet z niego zejść. Zaczął ze mnie się śmiać, bo krzyczałam na niego i kazałam pilnować drogi. Naprawę się bałam i starałam jak najbardziej przybliżyć do niego żeby nie ograniczać jego ruchów. Czułam, że jego nogi normalnie pracują, tzn chamował i się rozpędzał, ale w tym samym czasie jeździł ręką po mojej pupie i powtarzał żebym się nie martwiła. 
-Życzę ci żeby złapała nas teraz policja i odebrała ci to pieprzone prawo jazdy. 
-Nie wierć się tak, bo mnie rozpraszasz-zaśmiał się. 
-Nienawidzę cię-pisnęłam dociskają się do jego ramienia. 
Po chwili ciszy, a właściwie chichotu Justina zatrzymaliśmy się. Wyskoczyłam z auta jak oparzona i krzyknęłam, że nigdy więcej nie wsiądę z nim do samochodu. Naprawdę się przestraszyłam i lekko się trzęsłam. Ucieszył mnie widok domu dziadków i od razu weszłam do środka poprawiając sukienkę. Szybko poszłam na górę zmienić ubranie, bo to było całkowicie mokre. Z włosów tez musiałam wycisąć wodę. W legginsach i bluzie zeszłam na dół żeby jeszcze powiedzieć coś Justinowi. 
-Zalałem ci herbatę-powiedział stawiając kubek w dużym pokoju na stole.-Naprawdę nic nie mogło się stać. 
-Jesteś po prostu nieodpowiedzialny. Poza tym, gdzie jest mój płaszcz?!
-Suszy się-powiedział spokojnie.-No chodź już do mnie. 
Idąc do niego powtarzałam mu jaki on nie jest zły i okropny. Uświadomiłam sobie, że zaczynałam zachowywać się jak moja mama. W końcu usiadłam przy nim i oparłam głowę o jego bok. Wtedy podał mi kubek z gorącym naparem, który zaczęłam powoli pić. 
-Gdzie są dziadkowie?-zapytałam. 
-Powiedziałem, że im też należy się coś od życia i wysłałem ich ze znajomymi do kina i restauracji. Wrócą za jakieś dwie godziny. -założył kosmyk moich włosów za ucho.-Zawsze chciałem zrobić to w deszczu. Ty po obejrzeniu dziesięć razy "Pamiętnika" pewnie też. 
-Tam był ciepły, letni deszcz, a nie liatopadowy mini tajfun. 
-I nie jestem Goslingiem. 
-I nie jesteś Goslingiem-powtórzyłam. 
-Miałaś powiedzieć, że wolisz mnie od niego. 
-Pewnie miałam rzucić się na ciebie i ci do seksownie szepnąć-zaśmiałam się. 
-Nie, to miałaś zrobić dopiero kiedy powiem ci to: lubię kiedy woda spływa po twoim ciele i patrzysz na mnie spod długich ciemnych rzęs z seksownie rozmazanym tuszem. 
-O kurde, to było naprawdę dobre-przyznałam zaciskając wargi z uznaniem. 
-Więc?
-Więc co? 
-Nie baw się tak ze mną-powiedział biorąc mnie na kolana. 
-Na kanapie?-udawałam, że kręcę nosem. 
Pobawiliśmy się jeszcze kilka minut, a potem zaczęliśmy robić coś innego. Muszę przyznać, że to był nasz najsłodszy raz. Jakbyśmy robili to pierwszy raz i trochę bali, że zaraz wpadną dziadkowie i nas nakryją. Udało nam się jednak uspokoić zanim wrócili. Właściwie kiedy usłyszeliśmy otwierające się drzwi wejściowe leżeliśmy już w łóżku gotowi do spania. To, że dziadkowie nie chcieli wchodzić do pokoju od kiedy przyjechaliśmy żeby mnie nie krępować pierwszy raz nabrało plusów, bo miałam na sobie tylko bokserkę, a Justin nic. 

7 lipca 2013

ROZDZIAŁ 149


Lekko z opóźnieniem... WSPANIAŁYCH WAKACJI! SZALEJCIE, ALE Z GŁOWĄ :D

Po zjedzeniu śniadania poszłam do łazienki wziąć prysznic. Ubrałam się w zwykłe dżinsy i koszulkę. Nie malowałam się przesadnie, a właściwie nałożyłam na twarz tylko trochę kremu matującego. Kiedy zakładałam skarpetki(tak, cudowny moment) Justin usiadł obok mnie na łóżku.
-Zaraz będę gotowa-powiedziałam wyciągając z torby UGGi.
-Nigdzie nam się nie śpieszy-odparł dumnie.-Jak to cudownie brzmi. Tutaj możemy robić to co chcemy i kiedy mamy na to ochotę. Nikt też nie napisze, że powinienem kupić ci ładniejsze buty.
-Bardzo zabawne-uśmiechnęłam się sztucznie chociaż to mnie śmieszyło.
Justin raptownie przyciągnął mnie do siebie i zaczął kołysać. Naprawdę mu odbijało. Zaczął szalenie cmokać mnie w szyję chociaż się broniłam. Chyba zaczęłam piszczeć na pół domu. W końcu dał mi spokój i mogłam odetchnąć. Powtarzałam mu, że chyba powinien zgłosić się do jakiegoś lekarza, bo robi się z nim coraz gorzej. W odpowiedzi zrobił zeza i klasnął w dłonie żebyśmy już wychodzili. Kiedy sięgałam po telefon gwałtownie pociągnął mnie w stronę drzwi stwierdzając, że nie będzie mi on potrzebny.
-Babciu, wychodzimy-Justin krzyknął kiedy staliśmy już w progu.
-Uważajcie na siebie-usłyszeliśmy.
-Kocham tę kobietę-chłopak stwierdził cicho z uśmiechem wskazując palcem na pokój, gdzie prawdopodobnie znajdowała się jego babcia.
Na zewnątrz było zimno i poczułam się aż dumna, że wzięłam ze sobą te ciepłe buty i kurtkę. Justin złapał mnie za rękę i uścisnął mocno. Na początku udaliśmy się do jego szkoły, a właściwie pod nią, bo uważał, że lepiej nie pokazywać wszystkim, że tu jest, aby mieć trochę wolności. Z pewnej odległości pokazywał mi gdzie miał lekcje i przy okazji opowiedział kilka zabawnych historyjek. Odniosłam wrażenie, że strasznie chciałabym poznać Justina z tamtych czasów. Myślę, że byłabym jedną z tych dziewczyn, które ogólnie udają, że tacy chłopcy są niedojrzali, a ich pajacowanie głupie, ale w ukryciu śmiałabym się z tego i być może podkochiwała w nim. Justin, który właśnie szedł ze mną był właśnie tym chłopakiem. Kiedy przyglądałam mu się nie wyglądał jak postać z telewizji i przypominał normalnego chłopaka. Strasznie mi się to spodobało, bo uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Tak naprawdę nie byłam w stanie określić gdzie jesteśmy, skąd przyszliśmy ani ile czasu idziemy. Miasto bardzo mi się podobało, bo budynki były po prostu urocze i jak z jakiegoś filmu. On był w stanie powiedzieć mi coś o wszystkim co było dookoła, bo tu robić coś, tak coś znalazł. Poczułam, że jakby tęskni za tym wszystkim.
-Masz ochotę na gorącą czekoladę?
-Zawsze-uśmiechnęłam się.
Justin przepuścił mnie w drzwiach skromnie wyglądającej kawiarni. Dla ludzi w Stratford był wyjątkowo miły. Nie mówię, że w LA był nie miły i traktował wszystkich z góry, ale tutaj traktował wszystkich jak najbliższych znajomych i zagadywał ich. Ludzie widząc go też się uśmiechali i byli dla nas bardzo sympatyczni. Z kubkami wyszliśmy na zewnątrz i ruszyliśmy dalej. Po jakimś czasie dotarliśmy do miejsca, gdzie Justin trenował. Udało nam się tam jakoś wślizgnąć i na jakiś czas usiedliśmy na górnych trybunach koło lodowiska.
-Pięć czy sześć lat temu byłem jednym z nich-uśmiechnął się patrząc na trenujących chłopców.
-Może za kolejne kilka lat będzie tam kolejny Bieber-powiedziałam zamyślona i po chwili skarciłam się, że musiało mi się to wymsknąć.
Mi było głupio, ale Justin zrobił się jeszcze bardziej rozanielony i mocno mnie objął. Nie chcąc na siłę zmieniać tematu siedziałam cicho i czekałam aż Justin coś powie. Jednak przez dłuższą chwilę też nic nie mówił. Przez to, że myślałam o czym on musi myśleć sama też zaczęłam mieć to w głowie. Wizja dziecka i mieszkania w Stratford była wyjątkowo sielankowa, ale po pierwsze byliśmy za młodzi na dzieci i po drugie przeprowadzka była niemal niemożliwa w naszej sytuacji. W końcu Biebs stwierdził, że zrobiło się późno i moglibyśmy już wrócić do domu na jakiś obiad. Ucieszyłam się, że to coś dziwnego, co było między nami rozpłynęło się i moja wizja małego chłopca z blond czupryną zniknęła. Do domu szliśmy trochę czasu, ale pogoda była ładna i sprzyjała spacerom. Znowu trzymaliśmy się za rękę. Naprawdę przez ten wyjazd coś się ze mną działo. Nie miałam pojęcia co to, ale czasem nie byłam pewna kim właściwie jestem i co dzieje się dookoła mnie. Idąc prawie pustymi ulicami gdzie wszyscy są mili i nikt nie widzi w Justinie ósmego cudu świata czułam się na nowo zwyczajną dziewczyną. Wszystko znowu było proste, tzn. byłam z moim ukochanym, nic poza nami nie miało znaczenia, byliśmy całkowicie sami i czuć było ogólny spokój. Myśl, że dzień wcześniej otaczały mnie rezydencje po kilka a nawet kilkanaście milionów dolarów, drogie samochody i wiecznie świecące słońce była surrealistyczna i jakby niemożliwa. Co dziwniejsze nie tęskniłam za tym ani moją wielką garderobą.
Kiedy dotarliśmy na miejsce na początku zamieniłam kilka słów z babcią Justina i powiedziałam, że pomogę jej w przygotowaniu obiadu. Diana stwierdziła, że później mnie zawoła i podała dwie szklanki żebyśmy się czegoś z Justinem napili. Z uśmiechem zaniosłam do salonu szklanki i dzbanek z jakimś sokiem i czymś takim. Bieber siedział na fotelu i rozmawiał z dziadkiem, który zajął kanapę. Usiadłam obok na kanapie i postawiłam wszystko na stole.
-I jak ci się tutaj podoba Kasiu?-zapytał.
-Jest naprawdę cudownie, tak spokojnie i przyjemnie. Zupełnie co innego jak Los Angeles.
-Powinniście przyjeżdżać częściej-uśmiechnął się.
-Teraz wy z babcią musicie do nas przyjechać, a potem my z Kasią przyjedziemy na dłużej-powiedział Justin.
Po kilku chwilach babcia Justina mnie zawołała i poszłam jej pomóc w kuchni. Następnie zjedliśmy obiad i wspólnie usiedliśmy w salonie. Siedziałam na kanapie pomiędzy Justinem i jego babcią, która podała mi z półki albumy ze zdjęciami. Na widok malutkiego Justina zrobiło mi się jakoś ciepło i miło. Babcia do każdego zdjęcia dodawała kilka słów o tym kiedy i gdzie zostało zrobione. Justin na niektóre się krzywił, ale wtedy wciskałam mocniej łokieć między jego żebra żeby nie przeszkadzał mi w oglądaniu.
-Twist zabrał już psa?-zapytałam nagle widząc jakiegoś czworonoga na zdjęciu.
-Tak, jest już u niego i cały czas mu mówi jak za tobą tęskni.
-Ale jesteś zabawny-zmarszczyłam nos.
-Zabawnie to ty wyglądasz kiedy tak robisz-zaczął mnie naśladować.
Znowu pchnęłam go łokciem żeby nikt nie widział i wróciłam do przerzucania kolejnych stron albumu. Doszłam do wniosku, że był on jednym z najsympatyczniejszych dzieci jakie kiedykolwiek widziałam. A kiedy miał tylko dwa małe zęby wyglądał przecudownie. Kiedy był już większy wyglądał trochę śmiesznie, bo na każdym zdjęciu robił co innego i wydawał się jakby doklejony do wielkiej perkusji albo jakiś grabi. A te wszystkie jego miny i uśmieszki. Po prostu nie mogłam powstrzymać śmiechu.
-Kasiu, nawet sobie nie wyobrażasz co my się z nim mieliśmy. Non stop coś się działo-powiedziała Diana.-Przyszedł do nas z Pattie, a po chwili już widzimy jak coś zakopuje na zewnątrz albo skacze po śmietniku.
-Skakałeś po śmietniku?-zaśmiałam się.
-Oj tam. Był z takiego dziwnego plastiku.
-Dla niego wszystko było niesamowite i chciał robić wszystko-dodał dziadek.
-Nie byłem aż takim strasznym dzieckiem-bronił się Justin.-Pomagałem wam sprzątać.
-Och tak, pomagałeś, a potem musiałam pozbywać się tej powodzi po twoim myciu podłogi.
-Jakbyś chciała to mamy jeszcze dużo kaset do obejrzenia-zaproponował dziadek.
-Bardzo chętnie-uśmiechnęłam się.
-O, nie-zajęczał Justin.
Filmy to chyba najlepsza pamiątka jaka istnieje. Okazało się, że dziadkowie mają ich pokaźną kolekcję, a ja chciałam obejrzeć je wszystkie. Nie wiadomo kiedy zrobiło się późno i dziadkowie poszli spać. Zostałam wtedy sama z Justinem, który leżał już na kanapie. Kiedy uznałam, że też nie dam już rady siedzieć położyłam się przed nim nie odrywając oczu od telewizora. Justin lekko przysypiał, ale kiedy dociskałam się do niego, żeby się zmieścić zarzucił rękę na moją talię i cmoknął w ramię. Po kilkunastu minutach oglądania usłyszałam za sobą chrapanie i zachichotałam. Pierwszy raz spotkałam się u niego z takim odgłosem. Razem ze śmiechem z filmu tworzyło to niezły kontrast. Nie mogłam zasnąć jeszcze chwilę po obejrzeniu ostatniego filmu. Ten maraton, który można byłoby nazwać „Hi, my name is Justin” pozwolił mi go jeszcze bardziej poznać i poczułam jakbym znała go naprawdę od zawsze.
-Kocham cię-szepnęłam do jego śpiącej postaci.

1 lipca 2013

ROZDZIAŁ 148

WIEM, ŻE KRÓTKI, ALE NA DZIŚ WYSTARCZY.
---

Po spakowaniu się w moją wielką walizkę zaczęłam ściągać ją po schodach. W połowie drogi Justin wziął ją ode mnie i sam zniósł ją na dół. Nie wiedziałam na ile dokładnie tam jedziemy i nie byłam pewna pogody, więc wolałam wziąć więcej rzeczy niż potem np. tam marznąć. Na drogę założyłam legginsy i jedną z bluz Justina, którą przywłaszczyłam sobie jakiś czas temu. Dla niego nie miało to większego znaczenia, bo rzadko nosił jakąś rzecz więcej niż pięć razy i miał wielką kolekcję, która cały czas się rozrastała. Na nogi naciągnęłam czarno-białe tenisówki i byłam już gotowa. Oparłam się o komodę przy drzwiach i czekałam na Justina. On zaczynał się denerwować, bo nie lubił kiedy na niego czekałam. Nagle zapytał czy wzięłam swoje dokumenty. Oczywiście zapomniałam najważniejszej rzeczy. Szybko wróciłam się na górę do swojej toaletki, gdzie w jednej z szuflad trzymałam wszystkie najważniejsze rzeczy. Wróciłam na swoje miejsce przy drzwiach i sprawdzałam czy mam wszystko w torbie. Justin w tym czasie zajął się wyłączeniem wszystkich ważniejszych rzeczy żeby pod naszą nieobecność nic się nie stało. Na wszelki wypadek dom miał odwiedzać Twist. Zachwycona tym faktem nie byłam, ale był przecież jego „przyjacielem”. Kiedy wszystko było gotowe usłyszeliśmy klakson zamówionego samochodu. Kierowca wziął nasze bagaże, a sami wpakowaliśmy się na tylne siedzenie. Ścisnęłam dłoń Justina i patrząc na niego uśmiechnęłam się. Jego oczy były trochę niespokojne, ale wiedziałam, że na miejscu będę się uśmiechać tak jak usta. Na lotnisku przeszliśmy szybką kontrolę, a potem weszliśmy do prywatnego samolotu.
-Dobry wieczór panie Bieber-przy wejściu przywitał nas pilot.
Justin coś mu odpowiedział i zapytał jak się ma. Kiedy znaleźliśmy się już na pokładzie zatopiłam się w fotelu. Po piętnastu minutach maszyna uniosła się do góry. Z zaciekawieniem przyglądałam się widokiem miasta z lotu ptaka. Kiedy byliśmy na odpowiedniej wysokości odpięłam swój pas i usiadłam na kolanach Justina.
-Wszystko w porządku?
-Tak króliczku-cmoknął mnie w czoło.-Nie idziesz spać?
-Idę, ale musiałam sprawdzić czy z tobą wszystko dobrze-uśmiechnęłam się.
Po krótkim pocałunku wróciłam na swoje miejsce, ściągnęłam buty i przykryłam się kocem. Zamknęłam oczy i czekałam na sen, który nadszedł nadspodziewanie szybko. Pewnie to dlatego, że w samolocie nie było tak chłodno, jak zazwyczaj bywa.
Obudziło mnie gwałtowne uderzenie kół o płytę lotniska. Zaczęłam szybko mrugać oczami żeby się dobudzić.
-Jesteśmy w Kanadzie-powiedziałam cicho jakby to był jakiś sekret.
Na moje słowa Justin szeroko się uśmiechnął. Jeszcze ziewając założyłam buty i odłożyłam na miejsce koc. Byłam pewna, że moje włosy to jeden wielki nieład, ale nie przejmowałam się nim i poprawiłam tylko swój kok na środku głowy. Za znakiem Justina wstałam z fotela i zarzuciłam torebkę na ramie. Samochód Justina stał zaparkowany na parkingu. Idąc do niego cały czas się trzęsłam, bo było tam wręcz zimo. Szybko zapakowaliśmy do bagażnika nasze torby i weszliśmy do środka. Justin z uśmiechem odpalił silnik. Mi też udzieliło się jakieś podniecenie tą podróżą. Miałam zobaczyć wszystkie najbliższe mu miejsca, dom rodzinny i wszystko na co patrzył w czasie pierwszych kilkunastu lat swojego życia, ten jego mały świat. Z wielką pasją poruszał się nawet po najmniejszych ulicach Toronto, a kiedy zbliżaliśmy się do Stratford jego oczy świeciły jaśniej niż latarnie.
-Teraz nie będę cię jeszcze męczył, ale jutro czeka cię wielka wycieczka ze mną w roli przewodnika-uśmiechnął się przejeżdżając obok tabliczki oznajmiającej, że jesteśmy na miejscu.
Po przejechaniu pustymi i niezwykle cichymi ulicami dotarliśmy pod znajomy mi z filmu dom. Cicho opróżniliśmy bagażnik i wciągnęliśmy torby po schodach. Justin wyciągnął ukryty pod wycieraczką kluczyk i otworzył drzwi.
-Wiem, że to głupie, ale chciałbym zrobić to też tu-powiedział cicho.
Uśmiechnęłam się lekko i dałam się przenieść przez próg. Światła były pogaszone, więc nie widziałam za dużo. Po chwili Justin wstawił do środka walizki. Wzięłam swoją i poszłam za nim w głąb domu.
-Ty prześpisz się u mnie, a ja pójdę na kanapę, dobrze?-zapytał otwierając drzwi pokoju.
-O rany, on jest identyczny jak w filmie-rozejrzałam się po jego niebieskim królestwie wypełnionym plakatami, trofeami i medalami za osiągnięcia sportowe.-Wiem, że to łóżko jest małe, ale może moglibyśmy się jednak na nim ścisnąć razem?
-Damy radę?
Szybko skorzystałam jeszcze z łazienki, a potem rozebrałam się i naciągnęłam na siebie tylko jego koszulkę, którą też sobie przywłaszczyłam. Na łóżku docisnęłam się do niego jak najszczelniej żeby jakoś się tam zmieścić. Justin trochę się śmiał, ale nie był jakiś niezadowolony z takiego ułożenia. Życzyliśmy sobie nawzajem miłej nocy i chyba oboje szybko zasnęliśmy. Pomimo tego, że fizycznie nie było mi za wygodnie, psychicznie czułam się świetnie mogąc być tak blisko niego. Rano obudziłam się sama. Przeleciałam wzrokiem cały pokój, ale nie było go. Wiedziałam, że najprawdopodobniej jest z dziadkami i nic się nie stało. Nie wiedziałam na ile mogę sobie pozwolić przed dziadkami Justina, więc naciągnęłam legginsy i poprawiłam kucyk. Poświęciłam jeszcze kilka minut na popatrzenie na jakieś stare zdjęcia klasowe i różne powykładane rzeczy. Na zdjęciach był zupełnie inny. Nie był aż tak pewny siebie i nie ociekał swagiem. Jego blond czupryna rozśmieszyła mnie na jakieś dwie minuty. Potem usiadłam jeszcze na chwilę na jego łóżku i przyglądałam się pokojowi jako całości. Gdybyśmy pierwszą noc naszej znajomości spędzili właśnie tu, a nie w hotelu nie byłabym zawiedziona, bo dużo o nim mówił. Czułam, że tej najczystszej części Justina nie do końca znałam i było mi trochę z tego powodu smutno, ale równocześnie podczas tego wyjazdu miało to się zmienić. Po chwili rozmyśleń postanowiłam wrócić do życia i zaczęłam szukać po domu Justina. Nie było to trudne. Wystarczyło zejść na dół i już było słychać jakieś rozmowy. Kiedy weszłam do kuchni babcia Justina od razu podeszła do mnie i przywitała się uściskiem.
-Razem z Brucem bardzo cieszymy się, że w końcu nas odwiedziliście-uśmiechnęła się.
-Nie wiem jak to się stało, że jeszcze nigdy tu nie byłam. Aż mi głupio-zaśmiałam się przyjaźnie.
-Najważniejsze, że już jesteście-powiedział dziadek.-Nie myślałem, że Justin przyjedzie do nas następnym razem już jako mężczyzna, z żoną u boku.
Justin spoglądał na mnie dumnie. Zrobiło mi się miło i uśmiechnęłam się podchodząc do niego bliżej. Pociągnął mnie do siebie i posadził mnie na swoich kolanach. Objął mnie i cmoknął w ramie.
-Dzisiaj zaczynamy zwiedzanie Stratford-oznajmił Justin.
-A kiedyś mówiłeś, że to najnudniejsze miejsce na świecie-zauważyła babcia.
-Nie przesadzaj babciu, bo wcale nie mówiłem, że najnudniejsze.
-Chcę zobaczyć wszystko, a wiedząc jak Justin ekscytuje się na tę wycieczkę wierzę, że mi się tu spodoba.
-Ona jest po prostu cudowna-uścisnął mnie mocniej.