Lekko z opóźnieniem... WSPANIAŁYCH WAKACJI! SZALEJCIE, ALE Z GŁOWĄ :D
Po zjedzeniu śniadania poszłam do
łazienki wziąć prysznic. Ubrałam się w zwykłe dżinsy i
koszulkę. Nie malowałam się przesadnie, a właściwie nałożyłam
na twarz tylko trochę kremu matującego. Kiedy zakładałam
skarpetki(tak, cudowny moment) Justin usiadł obok mnie na łóżku.
-Zaraz będę gotowa-powiedziałam
wyciągając z torby UGGi.
-Nigdzie nam się nie śpieszy-odparł
dumnie.-Jak to cudownie brzmi. Tutaj możemy robić to co chcemy i
kiedy mamy na to ochotę. Nikt też nie napisze, że powinienem kupić
ci ładniejsze buty.
-Bardzo zabawne-uśmiechnęłam się
sztucznie chociaż to mnie śmieszyło.
Justin raptownie przyciągnął mnie do
siebie i zaczął kołysać. Naprawdę mu odbijało. Zaczął
szalenie cmokać mnie w szyję chociaż się broniłam. Chyba
zaczęłam piszczeć na pół domu. W końcu dał mi spokój i mogłam
odetchnąć. Powtarzałam mu, że chyba powinien zgłosić się do
jakiegoś lekarza, bo robi się z nim coraz gorzej. W odpowiedzi
zrobił zeza i klasnął w dłonie żebyśmy już wychodzili. Kiedy
sięgałam po telefon gwałtownie pociągnął mnie w stronę drzwi
stwierdzając, że nie będzie mi on potrzebny.
-Babciu, wychodzimy-Justin krzyknął
kiedy staliśmy już w progu.
-Uważajcie na siebie-usłyszeliśmy.
-Kocham tę kobietę-chłopak
stwierdził cicho z uśmiechem wskazując palcem na pokój, gdzie
prawdopodobnie znajdowała się jego babcia.
Na zewnątrz było zimno i poczułam
się aż dumna, że wzięłam ze sobą te ciepłe buty i kurtkę.
Justin złapał mnie za rękę i uścisnął mocno. Na początku
udaliśmy się do jego szkoły, a właściwie pod nią, bo uważał,
że lepiej nie pokazywać wszystkim, że tu jest, aby mieć trochę
wolności. Z pewnej odległości pokazywał mi gdzie miał lekcje i
przy okazji opowiedział kilka zabawnych historyjek. Odniosłam
wrażenie, że strasznie chciałabym poznać Justina z tamtych
czasów. Myślę, że byłabym jedną z tych dziewczyn, które
ogólnie udają, że tacy chłopcy są niedojrzali, a ich pajacowanie
głupie, ale w ukryciu śmiałabym się z tego i być może
podkochiwała w nim. Justin, który właśnie szedł ze mną był
właśnie tym chłopakiem. Kiedy przyglądałam mu się nie wyglądał
jak postać z telewizji i przypominał normalnego chłopaka.
Strasznie mi się to spodobało, bo uśmiech nie schodził z jego
twarzy.
Tak naprawdę nie byłam w stanie
określić gdzie jesteśmy, skąd przyszliśmy ani ile czasu idziemy.
Miasto bardzo mi się podobało, bo budynki były po prostu urocze i
jak z jakiegoś filmu. On był w stanie powiedzieć mi coś o
wszystkim co było dookoła, bo tu robić coś, tak coś znalazł.
Poczułam, że jakby tęskni za tym wszystkim.
-Masz ochotę na gorącą czekoladę?
-Zawsze-uśmiechnęłam się.
Justin przepuścił mnie w drzwiach
skromnie wyglądającej kawiarni. Dla ludzi w Stratford był
wyjątkowo miły. Nie mówię, że w LA był nie miły i traktował
wszystkich z góry, ale tutaj traktował wszystkich jak najbliższych
znajomych i zagadywał ich. Ludzie widząc go też się uśmiechali i
byli dla nas bardzo sympatyczni. Z kubkami wyszliśmy na zewnątrz i
ruszyliśmy dalej. Po jakimś czasie dotarliśmy do miejsca, gdzie
Justin trenował. Udało nam się tam jakoś wślizgnąć i na jakiś
czas usiedliśmy na górnych trybunach koło lodowiska.
-Pięć czy sześć lat temu byłem
jednym z nich-uśmiechnął się patrząc na trenujących chłopców.
-Może za kolejne kilka lat będzie
tam kolejny Bieber-powiedziałam zamyślona i po chwili skarciłam
się, że musiało mi się to wymsknąć.
Mi było głupio, ale Justin zrobił
się jeszcze bardziej rozanielony i mocno mnie objął. Nie chcąc na
siłę zmieniać tematu siedziałam cicho i czekałam aż Justin coś
powie. Jednak przez dłuższą chwilę też nic nie mówił. Przez
to, że myślałam o czym on musi myśleć sama też zaczęłam mieć
to w głowie. Wizja dziecka i mieszkania w Stratford była wyjątkowo
sielankowa, ale po pierwsze byliśmy za młodzi na dzieci i po drugie
przeprowadzka była niemal niemożliwa w naszej sytuacji. W końcu
Biebs stwierdził, że zrobiło się późno i moglibyśmy już
wrócić do domu na jakiś obiad. Ucieszyłam się, że to coś
dziwnego, co było między nami rozpłynęło się i moja wizja
małego chłopca z blond czupryną zniknęła. Do domu szliśmy
trochę czasu, ale pogoda była ładna i sprzyjała spacerom. Znowu
trzymaliśmy się za rękę. Naprawdę przez ten wyjazd coś się ze
mną działo. Nie miałam pojęcia co to, ale czasem nie byłam pewna
kim właściwie jestem i co dzieje się dookoła mnie. Idąc prawie
pustymi ulicami gdzie wszyscy są mili i nikt nie widzi w Justinie
ósmego cudu świata czułam się na nowo zwyczajną dziewczyną.
Wszystko znowu było proste, tzn. byłam z moim ukochanym, nic poza
nami nie miało znaczenia, byliśmy całkowicie sami i czuć było
ogólny spokój. Myśl, że dzień wcześniej otaczały mnie
rezydencje po kilka a nawet kilkanaście milionów dolarów, drogie
samochody i wiecznie świecące słońce była surrealistyczna i
jakby niemożliwa. Co dziwniejsze nie tęskniłam za tym ani moją
wielką garderobą.
Kiedy dotarliśmy na miejsce na
początku zamieniłam kilka słów z babcią Justina i powiedziałam,
że pomogę jej w przygotowaniu obiadu. Diana stwierdziła, że
później mnie zawoła i podała dwie szklanki żebyśmy się czegoś
z Justinem napili. Z uśmiechem zaniosłam do salonu szklanki i
dzbanek z jakimś sokiem i czymś takim. Bieber siedział na fotelu i
rozmawiał z dziadkiem, który zajął kanapę. Usiadłam obok na
kanapie i postawiłam wszystko na stole.
-I jak ci się tutaj podoba
Kasiu?-zapytał.
-Jest naprawdę cudownie, tak
spokojnie i przyjemnie. Zupełnie co innego jak Los Angeles.
-Powinniście przyjeżdżać
częściej-uśmiechnął się.
-Teraz wy z babcią musicie do nas
przyjechać, a potem my z Kasią przyjedziemy na dłużej-powiedział
Justin.
Po kilku chwilach babcia Justina mnie
zawołała i poszłam jej pomóc w kuchni. Następnie zjedliśmy
obiad i wspólnie usiedliśmy w salonie. Siedziałam na kanapie
pomiędzy Justinem i jego babcią, która podała mi z półki albumy
ze zdjęciami. Na widok malutkiego Justina zrobiło mi się jakoś
ciepło i miło. Babcia do każdego zdjęcia dodawała kilka słów o
tym kiedy i gdzie zostało zrobione. Justin na niektóre się
krzywił, ale wtedy wciskałam mocniej łokieć między jego żebra
żeby nie przeszkadzał mi w oglądaniu.
-Twist zabrał już psa?-zapytałam
nagle widząc jakiegoś czworonoga na zdjęciu.
-Tak, jest już u niego i cały czas
mu mówi jak za tobą tęskni.
-Ale jesteś zabawny-zmarszczyłam
nos.
-Zabawnie to ty wyglądasz kiedy tak
robisz-zaczął mnie naśladować.
Znowu pchnęłam go łokciem żeby nikt
nie widział i wróciłam do przerzucania kolejnych stron albumu.
Doszłam do wniosku, że był on jednym z najsympatyczniejszych
dzieci jakie kiedykolwiek widziałam. A kiedy miał tylko dwa małe
zęby wyglądał przecudownie. Kiedy był już większy wyglądał
trochę śmiesznie, bo na każdym zdjęciu robił co innego i wydawał
się jakby doklejony do wielkiej perkusji albo jakiś grabi. A te
wszystkie jego miny i uśmieszki. Po prostu nie mogłam powstrzymać
śmiechu.
-Kasiu, nawet sobie nie wyobrażasz co
my się z nim mieliśmy. Non stop coś się działo-powiedziała
Diana.-Przyszedł do nas z Pattie, a po chwili już widzimy jak coś
zakopuje na zewnątrz albo skacze po śmietniku.
-Skakałeś po śmietniku?-zaśmiałam
się.
-Oj tam. Był z takiego dziwnego
plastiku.
-Dla niego wszystko było niesamowite
i chciał robić wszystko-dodał dziadek.
-Nie byłem aż takim strasznym
dzieckiem-bronił się Justin.-Pomagałem wam sprzątać.
-Och tak, pomagałeś, a potem
musiałam pozbywać się tej powodzi po twoim myciu podłogi.
-Jakbyś chciała to mamy jeszcze dużo
kaset do obejrzenia-zaproponował dziadek.
-Bardzo chętnie-uśmiechnęłam się.
-O, nie-zajęczał Justin.
Filmy to chyba najlepsza pamiątka jaka
istnieje. Okazało się, że dziadkowie mają ich pokaźną kolekcję,
a ja chciałam obejrzeć je wszystkie. Nie wiadomo kiedy zrobiło się
późno i dziadkowie poszli spać. Zostałam wtedy sama z Justinem,
który leżał już na kanapie. Kiedy uznałam, że też nie dam już
rady siedzieć położyłam się przed nim nie odrywając oczu od
telewizora. Justin lekko przysypiał, ale kiedy dociskałam się do
niego, żeby się zmieścić zarzucił rękę na moją talię i
cmoknął w ramię. Po kilkunastu minutach oglądania usłyszałam za
sobą chrapanie i zachichotałam. Pierwszy raz spotkałam się u
niego z takim odgłosem. Razem ze śmiechem z filmu tworzyło to
niezły kontrast. Nie mogłam zasnąć jeszcze chwilę po obejrzeniu
ostatniego filmu. Ten maraton, który można byłoby nazwać „Hi,
my name is Justin” pozwolił mi go jeszcze bardziej poznać i
poczułam jakbym znała go naprawdę od zawsze.
-Kocham cię-szepnęłam do jego
śpiącej postaci.
<33333 Justin jest słoooodki kiedy jest zażenowany <333
OdpowiedzUsuń