-Która godzina?-zapytałam otwierając
oczy.
-Dzisiaj możemy spać ile chcesz-Biebs
pogłaskał mnie po plecach.
Zamruczałam dwa razy w jego tors i
zamknęłam ponownie oczy. Ucieszyłam się, że mogę jeszcze
poleżeć, bo znowu miałam jakiś taki senny dzień, w którym
najchętniej nie wysuwałabym nawet stopy spod kołdry. Klatka
Justina ruszała się tak miarowo jakby specjalnie chciał mnie
kołysać. Wyciągnęłam ręce żeby trochę się rozciągnąć, a
potem znowu zwinęłam się w kłębek. Myślę, że leżeliśmy
jeszcze jakąś godzinę albo półtorej. Potem zdecydowaliśmy się
wstać, bo nie chcieliśmy marnować ostatniego dnia, który
przeznaczyliśmy głównie dla dziadków. Na początku wstał Justin
i poszedł do łazienki, a ja powciskałam do walizki niepotrzebne
rzeczy. Zostawiłam tylko jakieś
ubrania na drogę i ostatnie szpargały.
Kiedy też zaliczyłam poranną wizytę w łazience poszłam do
kuchni coś zjeść. Babcia Justina powiedziała, że to dobrze, że
odpoczywamy, bo w mieście czas nas goni i pewnie nie mamy chwili na
nicnierobienie. Justin przypomniał sobie, że chciał pójść do
swojej szkoły i narobić tam trochę zamieszania. Babcia nie była
przekonana czy to dobry sposób, ale obie wiedziałyśmy, że jeżeli
on coś sobie wbije do głowy nic go nie powstrzyma. Nie wiem
dlaczego uparł się żebym z nim szła, ale w końcu się złamałam
i zrezygnowałam z kanapy na rzecz zimna na zewnątrz. Powiedziałam,
że nie ma mowy żebyśmy szli na piechotę, z czego trochę się
śmiał przypominając mi, że dzień wcześniej deklarowałam, że
nigdy nie zmusi mnie już do wspólnej jazdy. Udawałam, że go nie
słyszę, bo nie chciałam już do tego wracać. Po dosłownie chwili
byliśmy pod budynkiem jego szkoły. Kiedy zatrzymywaliśmy się
akurat zadzwonił dzwonek na lekcje. Poczekaliśmy jeszcze chwilę i
weszliśmy do środka. Aby było kulturalnej weszliśmy na początku
do pani dyrektor żeby powiedzieć co mamy, a właściwie Justin ma w
planach. Kobieta miała mieszane uczucia, ale pozwoliła nam zostać
w szkole i poodwiedzać na przerwie nauczycieli. Oczywiście Justin
był bardzo miły i jeszcze jej podziękował, ale kiedy byliśmy na
korytarzu stwierdził, że fajniej będzie wejść do wszystkich sal
w czasie trwania zajęć. Zapytałam go czy sobie żartuje, ale on
pokręcił przecząco głową i otworzył pierwsze drzwi. Szepty
ustały na kilka sekund, a potem
przybrały na sile. Nie chciałam wchodzić do środka, więc nic nie
widziałam i mogłam tylko nasłuchiwać. W każdej sali wyglądało
to podobnie-Justin wchodził i rzucał coś stylu "przepraszam,
że nie oddałem pracy", "teraz mi głupio, że sam pisałem
sobie usprawiedliwienia", ale były też teksty typu "o to
pani nie chciała mi postawić czwórki", "to Butler zawsze
ode mnie ściągał, a mi się dostawało". Nauczyciele różnie
reagowali, ale wszyscy byli zdziwieni tą nagłą wizytą. W sali od
matematyki podszedł nawet do tablicy i spróbował rozwiązać
jakieś zadanie, ale nie udało mu się, a wtedy przeprosił, że się
nie przygotował. Wychodząc zapraszał wszystkich na spotkanie z nim
na przerwie na sali gimnastycznej. Kiedy zaliczyliśmy wszystkie
interesujące nas sale usiedliśmy na ławce na korytarzu.
-Szkoła kiedy nie musisz już w niej
się uczyć nie jest taka zła-powiedział.
-Ja wciąż się uczę-przypomniałam
mu.-Co ty chcesz robić na sali gimnastycznej?!
-Zrobię im wykład o potrzebie
edukacji.
-Nawet nie próbuj, bo się tylko
ośmieszysz. Ktoś cię jeszcze nagra i nie będzie tak zabawnie.
-Spokojnie kochanie, wiem jak to się
robi.
Byłam pewna, że to nie wyjdzie
dobrze. Kiedy ledwo usłyszałam dzwonek na przerwę on już ciągnął
mnie za rękę w stronę, jak się domyśliłam, sali. WF właśnie
się tam skończył i dwie osoby zbierały piłki. Justin przywitał
się z nauczycielem i usiadł stanął z nim z boku. Ja gapiłam się
na podłogę i słyszałam rosnące dudnienie. Miałam ochotę
przyłożyć głowę do podłogi tak jak w westernach robią to z
torami. Nie miałam pojęcia co zamierza zrobić. Sala zaczęła się
napełniać. Specjalnie usiadłam w rogu żeby nie zwracać na siebie
uwagi, ale być wystarczająco blisko Justina. Zaczął się ze
wszystkimi witać i zapraszał do zbliżenia się. Kiedy sala była
już pełna zaczął wygłaszać mowę. Na początku chciałam go
stamtąd wyciągać, bo zaczął od mało śmiesznych żartów o
nauczycielach. Gimnazjalistom podobało się, ale licealistów to aż
tak nie śmieszyło. Na szczęście potem zaczął opowiadać o tym
co robi i odpowiadał na pytania, które zaczęły padać z sali.
Ograniczył swoje żarciki i było nieźle. Szczerze mówiąc uważam,
że powinien częściej odwiedzać szkoły i opowiadać o tym, że
należy w siebie wierzyć i czasem zaryzykować, by zdobyć jeszcze
więcej. Z jego ust czyli tak naprawdę kolegi ze starszej klasy,
który stał się najbardziej znanym nastolatkiem na świecie brzmi
to jakby bliżej niż mieliby słuchać nudnego wykładu historyka,
któremu udało się wydać książkę. Oczywiście każdego
interesuje i imponuje mu co innego, ale chyba w tym przedziale
wiekowym Justin Bieber robi na nich większe wrażenie. Obiecał
wszystkim, że postara się ich jeszcze odwiedzić, bo nawet dwie
nauczycielki powiedziały, że pomogą wtedy w organizacji spotkania.
Na koniec ustawiła się do niego kolejka po jakieś zdjęcie. Było
pewne, że trochę to potrwa, więc sama też się tam ustawiłam.
-Zawsze się w tobie
kochałem-powiedział obejmując mnie w pasie, kiedy poprosiłam inną
dziewczynę, żeby zrobiła nam zdjęcie.
Kiedy już przechodziłam na bok
przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Kilka osób dziwnie się
spojrzało, a jedna dziewczyna uśmiechnęła się szeroko myśląc,
że ją może spotkać to samo.
-Nie, nie-uśmiechnął się do
niej.-To moja dziewczyna. Przyjechała mnie pilnować. Następnym
razem-puścił jej oczko.
-Mogę robić zdjęcia żeby było
szybciej-zaproponowałam.-Przy okazji cię przypilnuję.
Robienie zdjęć przebiegało bardzo
fajnie. Można było zobaczyć jak każdy na niego reaguje. Przy
okazji kazałam mu też czasem szerzej się uśmiechać żeby na
żadnym nie wyglądał na znudzonego, bo po co komu takie zdjęcia.
Po dwudziestu minutach ręka mi już odpadła, ale musieliśmy
poczekać aż wszyscy będę mieli fotkę. Z ostatnimi osobami Justin
zamienił kilka słów więcej.
-Muszę już iść, bo ona ledwo
stoi-uśmiechnął się do nich.-Postaram się przyjechać jak
najszybciej, ale mam teraz trochę spraw na głowie, a Kasia nie może
cały czas zrywać się ze szkoły.
-To mój pierwszy dzień w tym
roku-wtrąciłam.
-Możesz przyjechać sam-ktoś
zażartował.
-Nie da rady. Muszę jej pilnować-objął
mnie w pasie.-Cześć wszystkim-pożegnał się.
Odchodząc machnął jeszcze ręką do
kilku osób i poszliśmy do wyjścia. Zaproponował, że moglibyśmy
pójść na chwilę do Subwaya, gdzie kiedyś chodził po szkole, ale
powiedziałam, że lepiej jest wrócić do dziadków i z nimi potem
gdzieś pójść. Zgodził się ze mną i wysiedliśmy do samochodu.
Po drodze chwaliłam jego występ, bo naprawdę byłam z niego dumna,
przynajmniej z tej drugiej części. W domu zajęliśmy kanapę i
przesiedzieliśmy całe popołudnie z dziadkami. Opowiadaliśmy im o
naszym psie, za którym zaczęłam już tęsknić. Wieczorem kiedy
szykowaliśmy się do wyjścia babcia zatrzymała mnie na chwilę w
kuchni żeby porozmawiać.
-Naprawdę cieszę się, że wam się
układa. I Justin trochę się uspokoił.
-Nie wiem czy jest spokojniejszy, ale
żyje nam się lepiej niż przypuszczałam, że będzie.
-Ale lepiej nie myślcie teraz o
dzieciach, bo on jest jeszcze za mało dojrzały. Jak się przytrafi
to wszyscy będziemy się cieszyć.
-Wiem, wiem. Ja to nie wyobrażam sobie
teraz dzieci, ale on raz się uwziął i powtarzał codziennie, że
to dobry pomysł.
-Kasiu, wiesz, że on potrafi się do
czegoś przyczepić i nie odpuści.
-Tak, dlatego powiedziałam mu, żeby
lepiej już do tego nie wracał w ciągu najbliższych trzech lat, bo
inaczej będę męczyła go o tatuaże.
-Cała rękę już w tych maziajach.
-To jest sztuka babciu-wszedł
nagle.-Poza tym Kasia je lubi.
-Uwielbiam-zaśmiałam się do babci.
-Kończcie już te rozmowy i chodźcie
do samochodu, bo już czekamy.
Justin wyciągnął mnie prawie na siłę
z kuchni i wziął na ręce wychodząc z domu. Chociaż zawsze
krzyczę na niego w takich momentach w tym samym czasie cieszę się
jak dziecko i mam nadzieje, że jemu to nigdy się nie znudzi.
Pojechaliśmy do Madelyn's gdzie podobno kiedyś dość często
chodzili. Kiedy kończyliśmy już jeść zaczęłam myśleć o
powrocie, którego nie chciałam. Stwierdziłam, że w sumie mogłabym
tam zostać. Kupilibyśmy mały domek, albo nawet wielki pałac, bo
chyba Justin nie chciałby przesadzić. Kiedy wracaliśmy do domu na
zewnątrz było już ciemno. Musieliśmy dopakować jakieś
ładowarki, ręczniki itp. Było mi trochę smutno i kiedy wszystko
pochowałam położyłam się ostatni raz na tym małym łóżku.
Justin z troską zapytał czy jedzenie mi nie smakowało. Zaśmiałam
się i powiedziałam, że nie chcę wracać do domu. Przyciągnął
mnie na swoje kolana i zaczął całować mnie delikatnie. Potem
położył się i zachęcił żebym teraz ja przejęła inicjatywę.
Zostając na kolanach pochyliłam się nad nim i pocałowałam
go jeden, dłuższy raz, a wtedy do
środka weszła babcia z moim czerwonym płaszczem. Chyba obie strony
się zdziwiły i dopiero po chwili babcia zamknęła drzwi, a ja
opuściłam wreszcie tyłek. On nie przejmując się niczym wpił się
w moją szyję. Odskoczyłam od niego jak oparzona. On spojrzał na
mnie zmieszany i odparł, że przecież mogła nas zobaczyć nagich
na kanapie na dole w bardziej jednoznacznej sytuacji. Na szczęście
kiedy Justin zaczął nosić bagaże do samochodu, a ja żegnałam
się dłużej z jego dziadkami obie udałyśmy, że do niczego nie
doszło. Naprawdę musiało to się stać ostatniego dnia, dosłownie
piętnaście minut przed wyjazdem? Kiedy siedzieliśmy już w aucie
przyjechaliśmy jeszcze raz główną ulicą i udałyśmy się do
Toronto.
-Chcesz jeszcze pochodzić po
Toronto?-zapytał odwracając moją uwagę od szyby.
-Nie, chce być już w samolocie.
-Może dokończymy tam to co
zaczęliśmy?
-Z moją chorobą lokomocyjną
najprawdopodobniej bym na ciebie
zwymiotowała-odpowiedziałam.-Przepraszam, jakoś nie mam humoru.
-Rozumiem, ja też tracę humor, kiedy
pomyślę, że zaraz będę musiał włączyć telefon i sprawdzić
pocztę.
-Czyli przez cały wyjazd byłeś poza
zasięgiem?
-Dlatego wyjechaliśmy skarbie.
Mieliśmy być tylko my, dziadkowie i Stratford.
-Dostanie ci się?
-Nikt nic mi nie może
powiedzieć-ścisnął mocniej kierownicę.-Oni zarabiają na mnie,
więc to im powinno zależeć, a nie mi. Teraz liczysz się dla mnie
tylko ty i nasz związek. Moim jedynym zadaniem jest opiekowanie się
żoną i tym żeby było jej dobrze.
Nie widziałam czy jakoś go uraziłam,
czy może miał jakieś problemy, o których wolał nie mówić.
Trochę mnie to wszystko zmartwiło, ale nie chciałam się w to
wgłębiać i mu o tym przypominać. Lot był wyjątkowo spokojny,
więc nie mogłam rozłożyć się na dwóch fotelach i oprzeć o
Justina. Choć było ogólnie wcześnie, a mój dzień zaczął się
dziesięć godzin wcześniej bez trudu zasnęłam i obudziłam
dopiero na miejscu. Z pokładu od razu przesiedliśmy się do
jakiegoś samochodu, który podwiózł nas na parking, a tam stał
już znajomy samochód Twist. Zaczynałam go coraz bardziej lubić,
ale nie wiedziałam czy to dobrze, czy źle. Kierowca przerzucił
nasze bagaże do bagażnika, a sami szybko weszliśmy do środka
auta. Po drodze Lil popytał nas o jakieś pierdoły, co też było
miłe. Na miejscu zatrzymał się przed samymi drzwiami.
Podziękowałam mu jeszcze raz i razem z Justinem wyciągnęliśmy
nasze torby. Kiedy tylko otworzyłam drzwi zobaczyłam naszą białą
pociechę, która zaczęła biegać po całym hallu. Szybko
postawiłam walizkę pod ścianą i złapałam psa. Chwilę mówiłam
do niego śmiesznym głosem aż w końcu puściłam go wolno i
pozwoliłam przywitać się z Justinem. Nie umiem określić czy
byłam zmęczona, bo po spaniu w samolocie byłam otępiała.
Zapowiadała się jednak dla mnie długa noc, bo zbliżała się moja
prezentacja z biologii i skoro udało nam się wrócić zgodnie z
planem musiałam się do niej przygotować żeby nie zawieść
Jacoba. Oczywiście do Stratford wzięłam ze sobą wszystkie
notatki, ale jakoś się za nie nie zebrałam. Aby się orzeźwić
wzięłam prysznic. Po drodze do salonu wzięłam z kuchni kawę, a
potem usiadłam już tylko na kanapie i otworzyłam komputer.
Wszystko szło mi trochę jak krew z nosa, ale jakoś udało mi się
w miarę przygotować przed 3. Zmęczona poszłam umyć zęby, a
potem od razu wcisnęłam się pod kołdrę obok Justina. Okazało
się, że jeszcze nie spał, ale kiedy tylko wcisnęłam głowę pod
jego ramię odłożył iPhone i pocałował mnie w czoło na
dobranoc.
-Powiedz szczerze, podobało ci się?
-Było cudownie. Gdyby wstawić tam to
łóżko mogłabym tam zostać na dużo dłużej. Po tamtym bolą
mnie plecy. Teraz jeszcze jak kończyłam projekt to myślałam, że
nie wstanę.
-Połóż się na brzuchu, a ja cię
pomasuję.
-Jest za późno. Nie wygłupiaj się.
-Nie mogę spać-powiedział podnosząc
się.
Jemu może nie chciało się spać, ale
mi tak. Położyłam się bardziej na nim i kazałam iść spać.
-Hej, uspokój się trochę-jęknęłam
po chwili.-Muszę wstać za trzy i pól godziny.
-Połóż inaczej nogę.
-Czy naprawdę nad tym nie panujesz?
-Wiem, że tobie jeszcze mniej
trzeba-zaśmiał się.
-Spróbuj tylko mnie
dotknąć-zagroziłam.
-Idę pooglądać telewizor-znowu
zaczął się wiercić.
-Włącz go tutaj. Chyba, że chcesz
oglądać jakieś porno.
-Nie chcę ci przeszkadzać w spaniu.
-Wolę żebyś włączył ten telewizor
i przestał się tak wiercić. Mi on nie przeszkadza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz