Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


30 lipca 2013

ROZDZIAŁ 151


-Która godzina?-zapytałam otwierając oczy.
-Dzisiaj możemy spać ile chcesz-Biebs pogłaskał mnie po plecach.
Zamruczałam dwa razy w jego tors i zamknęłam ponownie oczy. Ucieszyłam się, że mogę jeszcze poleżeć, bo znowu miałam jakiś taki senny dzień, w którym najchętniej nie wysuwałabym nawet stopy spod kołdry. Klatka Justina ruszała się tak miarowo jakby specjalnie chciał mnie kołysać. Wyciągnęłam ręce żeby trochę się rozciągnąć, a potem znowu zwinęłam się w kłębek. Myślę, że leżeliśmy jeszcze jakąś godzinę albo półtorej. Potem zdecydowaliśmy się wstać, bo nie chcieliśmy marnować ostatniego dnia, który przeznaczyliśmy głównie dla dziadków. Na początku wstał Justin i poszedł do łazienki, a ja powciskałam do walizki niepotrzebne rzeczy. Zostawiłam tylko jakieś
ubrania na drogę i ostatnie szpargały. Kiedy też zaliczyłam poranną wizytę w łazience poszłam do kuchni coś zjeść. Babcia Justina powiedziała, że to dobrze, że odpoczywamy, bo w mieście czas nas goni i pewnie nie mamy chwili na nicnierobienie. Justin przypomniał sobie, że chciał pójść do swojej szkoły i narobić tam trochę zamieszania. Babcia nie była przekonana czy to dobry sposób, ale obie wiedziałyśmy, że jeżeli on coś sobie wbije do głowy nic go nie powstrzyma. Nie wiem dlaczego uparł się żebym z nim szła, ale w końcu się złamałam i zrezygnowałam z kanapy na rzecz zimna na zewnątrz. Powiedziałam, że nie ma mowy żebyśmy szli na piechotę, z czego trochę się śmiał przypominając mi, że dzień wcześniej deklarowałam, że nigdy nie zmusi mnie już do wspólnej jazdy. Udawałam, że go nie słyszę, bo nie chciałam już do tego wracać. Po dosłownie chwili byliśmy pod budynkiem jego szkoły. Kiedy zatrzymywaliśmy się akurat zadzwonił dzwonek na lekcje. Poczekaliśmy jeszcze chwilę i weszliśmy do środka. Aby było kulturalnej weszliśmy na początku do pani dyrektor żeby powiedzieć co mamy, a właściwie Justin ma w planach. Kobieta miała mieszane uczucia, ale pozwoliła nam zostać w szkole i poodwiedzać na przerwie nauczycieli. Oczywiście Justin był bardzo miły i jeszcze jej podziękował, ale kiedy byliśmy na korytarzu stwierdził, że fajniej będzie wejść do wszystkich sal w czasie trwania zajęć. Zapytałam go czy sobie żartuje, ale on pokręcił przecząco głową i otworzył pierwsze drzwi. Szepty
ustały na kilka sekund, a potem przybrały na sile. Nie chciałam wchodzić do środka, więc nic nie widziałam i mogłam tylko nasłuchiwać. W każdej sali wyglądało to podobnie-Justin wchodził i rzucał coś stylu "przepraszam, że nie oddałem pracy", "teraz mi głupio, że sam pisałem sobie usprawiedliwienia", ale były też teksty typu "o to pani nie chciała mi postawić czwórki", "to Butler zawsze ode mnie ściągał, a mi się dostawało". Nauczyciele różnie reagowali, ale wszyscy byli zdziwieni tą nagłą wizytą. W sali od matematyki podszedł nawet do tablicy i spróbował rozwiązać jakieś zadanie, ale nie udało mu się, a wtedy przeprosił, że się nie przygotował. Wychodząc zapraszał wszystkich na spotkanie z nim na przerwie na sali gimnastycznej. Kiedy zaliczyliśmy wszystkie interesujące nas sale usiedliśmy na ławce na korytarzu.
-Szkoła kiedy nie musisz już w niej się uczyć nie jest taka zła-powiedział.
-Ja wciąż się uczę-przypomniałam mu.-Co ty chcesz robić na sali gimnastycznej?!
-Zrobię im wykład o potrzebie edukacji.
-Nawet nie próbuj, bo się tylko ośmieszysz. Ktoś cię jeszcze nagra i nie będzie tak zabawnie.
-Spokojnie kochanie, wiem jak to się robi.
Byłam pewna, że to nie wyjdzie dobrze. Kiedy ledwo usłyszałam dzwonek na przerwę on już ciągnął mnie za rękę w stronę, jak się domyśliłam, sali. WF właśnie się tam skończył i dwie osoby zbierały piłki. Justin przywitał się z nauczycielem i usiadł stanął z nim z boku. Ja gapiłam się na podłogę i słyszałam rosnące dudnienie. Miałam ochotę przyłożyć głowę do podłogi tak jak w westernach robią to z torami. Nie miałam pojęcia co zamierza zrobić. Sala zaczęła się napełniać. Specjalnie usiadłam w rogu żeby nie zwracać na siebie uwagi, ale być wystarczająco blisko Justina. Zaczął się ze wszystkimi witać i zapraszał do zbliżenia się. Kiedy sala była już pełna zaczął wygłaszać mowę. Na początku chciałam go stamtąd wyciągać, bo zaczął od mało śmiesznych żartów o nauczycielach. Gimnazjalistom podobało się, ale licealistów to aż tak nie śmieszyło. Na szczęście potem zaczął opowiadać o tym co robi i odpowiadał na pytania, które zaczęły padać z sali. Ograniczył swoje żarciki i było nieźle. Szczerze mówiąc uważam, że powinien częściej odwiedzać szkoły i opowiadać o tym, że należy w siebie wierzyć i czasem zaryzykować, by zdobyć jeszcze więcej. Z jego ust czyli tak naprawdę kolegi ze starszej klasy, który stał się najbardziej znanym nastolatkiem na świecie brzmi to jakby bliżej niż mieliby słuchać nudnego wykładu historyka, któremu udało się wydać książkę. Oczywiście każdego interesuje i imponuje mu co innego, ale chyba w tym przedziale wiekowym Justin Bieber robi na nich większe wrażenie. Obiecał wszystkim, że postara się ich jeszcze odwiedzić, bo nawet dwie nauczycielki powiedziały, że pomogą wtedy w organizacji spotkania. Na koniec ustawiła się do niego kolejka po jakieś zdjęcie. Było pewne, że trochę to potrwa, więc sama też się tam ustawiłam.
-Zawsze się w tobie kochałem-powiedział obejmując mnie w pasie, kiedy poprosiłam inną dziewczynę, żeby zrobiła nam zdjęcie.
Kiedy już przechodziłam na bok przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Kilka osób dziwnie się spojrzało, a jedna dziewczyna uśmiechnęła się szeroko myśląc, że ją może spotkać to samo.
-Nie, nie-uśmiechnął się do niej.-To moja dziewczyna. Przyjechała mnie pilnować. Następnym razem-puścił jej oczko.
-Mogę robić zdjęcia żeby było szybciej-zaproponowałam.-Przy okazji cię przypilnuję.
Robienie zdjęć przebiegało bardzo fajnie. Można było zobaczyć jak każdy na niego reaguje. Przy okazji kazałam mu też czasem szerzej się uśmiechać żeby na żadnym nie wyglądał na znudzonego, bo po co komu takie zdjęcia. Po dwudziestu minutach ręka mi już odpadła, ale musieliśmy poczekać aż wszyscy będę mieli fotkę. Z ostatnimi osobami Justin zamienił kilka słów więcej.
-Muszę już iść, bo ona ledwo stoi-uśmiechnął się do nich.-Postaram się przyjechać jak najszybciej, ale mam teraz trochę spraw na głowie, a Kasia nie może cały czas zrywać się ze szkoły.
-To mój pierwszy dzień w tym roku-wtrąciłam.
-Możesz przyjechać sam-ktoś zażartował.
-Nie da rady. Muszę jej pilnować-objął mnie w pasie.-Cześć wszystkim-pożegnał się.
Odchodząc machnął jeszcze ręką do kilku osób i poszliśmy do wyjścia. Zaproponował, że moglibyśmy pójść na chwilę do Subwaya, gdzie kiedyś chodził po szkole, ale powiedziałam, że lepiej jest wrócić do dziadków i z nimi potem gdzieś pójść. Zgodził się ze mną i wysiedliśmy do samochodu. Po drodze chwaliłam jego występ, bo naprawdę byłam z niego dumna, przynajmniej z tej drugiej części. W domu zajęliśmy kanapę i przesiedzieliśmy całe popołudnie z dziadkami. Opowiadaliśmy im o naszym psie, za którym zaczęłam już tęsknić. Wieczorem kiedy szykowaliśmy się do wyjścia babcia zatrzymała mnie na chwilę w kuchni żeby porozmawiać.
-Naprawdę cieszę się, że wam się układa. I Justin trochę się uspokoił.
-Nie wiem czy jest spokojniejszy, ale żyje nam się lepiej niż przypuszczałam, że będzie.
-Ale lepiej nie myślcie teraz o dzieciach, bo on jest jeszcze za mało dojrzały. Jak się przytrafi to wszyscy będziemy się cieszyć.
-Wiem, wiem. Ja to nie wyobrażam sobie teraz dzieci, ale on raz się uwziął i powtarzał codziennie, że to dobry pomysł.
-Kasiu, wiesz, że on potrafi się do czegoś przyczepić i nie odpuści.
-Tak, dlatego powiedziałam mu, żeby lepiej już do tego nie wracał w ciągu najbliższych trzech lat, bo inaczej będę męczyła go o tatuaże.
-Cała rękę już w tych maziajach.
-To jest sztuka babciu-wszedł nagle.-Poza tym Kasia je lubi.
-Uwielbiam-zaśmiałam się do babci.
-Kończcie już te rozmowy i chodźcie do samochodu, bo już czekamy.
Justin wyciągnął mnie prawie na siłę z kuchni i wziął na ręce wychodząc z domu. Chociaż zawsze krzyczę na niego w takich momentach w tym samym czasie cieszę się jak dziecko i mam nadzieje, że jemu to nigdy się nie znudzi. Pojechaliśmy do Madelyn's gdzie podobno kiedyś dość często chodzili. Kiedy kończyliśmy już jeść zaczęłam myśleć o powrocie, którego nie chciałam. Stwierdziłam, że w sumie mogłabym tam zostać. Kupilibyśmy mały domek, albo nawet wielki pałac, bo chyba Justin nie chciałby przesadzić. Kiedy wracaliśmy do domu na zewnątrz było już ciemno. Musieliśmy dopakować jakieś ładowarki, ręczniki itp. Było mi trochę smutno i kiedy wszystko pochowałam położyłam się ostatni raz na tym małym łóżku. Justin z troską zapytał czy jedzenie mi nie smakowało. Zaśmiałam się i powiedziałam, że nie chcę wracać do domu. Przyciągnął mnie na swoje kolana i zaczął całować mnie delikatnie. Potem położył się i zachęcił żebym teraz ja przejęła inicjatywę. Zostając na kolanach pochyliłam się nad nim i pocałowałam
go jeden, dłuższy raz, a wtedy do środka weszła babcia z moim czerwonym płaszczem. Chyba obie strony się zdziwiły i dopiero po chwili babcia zamknęła drzwi, a ja opuściłam wreszcie tyłek. On nie przejmując się niczym wpił się w moją szyję. Odskoczyłam od niego jak oparzona. On spojrzał na mnie zmieszany i odparł, że przecież mogła nas zobaczyć nagich na kanapie na dole w bardziej jednoznacznej sytuacji. Na szczęście kiedy Justin zaczął nosić bagaże do samochodu, a ja żegnałam się dłużej z jego dziadkami obie udałyśmy, że do niczego nie doszło. Naprawdę musiało to się stać ostatniego dnia, dosłownie piętnaście minut przed wyjazdem? Kiedy siedzieliśmy już w aucie przyjechaliśmy jeszcze raz główną ulicą i udałyśmy się do Toronto.
-Chcesz jeszcze pochodzić po Toronto?-zapytał odwracając moją uwagę od szyby.
-Nie, chce być już w samolocie.
-Może dokończymy tam to co zaczęliśmy?
-Z moją chorobą lokomocyjną najprawdopodobniej bym na ciebie zwymiotowała-odpowiedziałam.-Przepraszam, jakoś nie mam humoru.
-Rozumiem, ja też tracę humor, kiedy pomyślę, że zaraz będę musiał włączyć telefon i sprawdzić pocztę.
-Czyli przez cały wyjazd byłeś poza zasięgiem?
-Dlatego wyjechaliśmy skarbie. Mieliśmy być tylko my, dziadkowie i Stratford.
-Dostanie ci się?
-Nikt nic mi nie może powiedzieć-ścisnął mocniej kierownicę.-Oni zarabiają na mnie, więc to im powinno zależeć, a nie mi. Teraz liczysz się dla mnie tylko ty i nasz związek. Moim jedynym zadaniem jest opiekowanie się żoną i tym żeby było jej dobrze.
Nie widziałam czy jakoś go uraziłam, czy może miał jakieś problemy, o których wolał nie mówić. Trochę mnie to wszystko zmartwiło, ale nie chciałam się w to wgłębiać i mu o tym przypominać. Lot był wyjątkowo spokojny, więc nie mogłam rozłożyć się na dwóch fotelach i oprzeć o Justina. Choć było ogólnie wcześnie, a mój dzień zaczął się dziesięć godzin wcześniej bez trudu zasnęłam i obudziłam dopiero na miejscu. Z pokładu od razu przesiedliśmy się do jakiegoś samochodu, który podwiózł nas na parking, a tam stał już znajomy samochód Twist. Zaczynałam go coraz bardziej lubić, ale nie wiedziałam czy to dobrze, czy źle. Kierowca przerzucił nasze bagaże do bagażnika, a sami szybko weszliśmy do środka auta. Po drodze Lil popytał nas o jakieś pierdoły, co też było miłe. Na miejscu zatrzymał się przed samymi drzwiami. Podziękowałam mu jeszcze raz i razem z Justinem wyciągnęliśmy nasze torby. Kiedy tylko otworzyłam drzwi zobaczyłam naszą białą pociechę, która zaczęła biegać po całym hallu. Szybko postawiłam walizkę pod ścianą i złapałam psa. Chwilę mówiłam do niego śmiesznym głosem aż w końcu puściłam go wolno i pozwoliłam przywitać się z Justinem. Nie umiem określić czy byłam zmęczona, bo po spaniu w samolocie byłam otępiała. Zapowiadała się jednak dla mnie długa noc, bo zbliżała się moja prezentacja z biologii i skoro udało nam się wrócić zgodnie z planem musiałam się do niej przygotować żeby nie zawieść Jacoba. Oczywiście do Stratford wzięłam ze sobą wszystkie notatki, ale jakoś się za nie nie zebrałam. Aby się orzeźwić wzięłam prysznic. Po drodze do salonu wzięłam z kuchni kawę, a potem usiadłam już tylko na kanapie i otworzyłam komputer. Wszystko szło mi trochę jak krew z nosa, ale jakoś udało mi się w miarę przygotować przed 3. Zmęczona poszłam umyć zęby, a potem od razu wcisnęłam się pod kołdrę obok Justina. Okazało się, że jeszcze nie spał, ale kiedy tylko wcisnęłam głowę pod jego ramię odłożył iPhone i pocałował mnie w czoło na dobranoc.
-Powiedz szczerze, podobało ci się?
-Było cudownie. Gdyby wstawić tam to łóżko mogłabym tam zostać na dużo dłużej. Po tamtym bolą mnie plecy. Teraz jeszcze jak kończyłam projekt to myślałam, że nie wstanę.
-Połóż się na brzuchu, a ja cię pomasuję.
-Jest za późno. Nie wygłupiaj się.
-Nie mogę spać-powiedział podnosząc się.
Jemu może nie chciało się spać, ale mi tak. Położyłam się bardziej na nim i kazałam iść spać.
-Hej, uspokój się trochę-jęknęłam po chwili.-Muszę wstać za trzy i pól godziny.
-Połóż inaczej nogę.
-Czy naprawdę nad tym nie panujesz?
-Wiem, że tobie jeszcze mniej trzeba-zaśmiał się.
-Spróbuj tylko mnie dotknąć-zagroziłam.
-Idę pooglądać telewizor-znowu zaczął się wiercić.
-Włącz go tutaj. Chyba, że chcesz oglądać jakieś porno.
-Nie chcę ci przeszkadzać w spaniu.
-Wolę żebyś włączył ten telewizor i przestał się tak wiercić. Mi on nie przeszkadza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz