Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


15 lipca 2013

ROZDZIAŁ 150

-Cześć skarbie-poczułam jego miękkie usta za uchem. 
-Chcę jeszcze pospać-jeknęłam. 
-Wstawaj jeść śniadanie i zaraz ruszamy do Ryana, bo przyjechał do rodziców z Toronto. 
-Może sam do niego idź. Będę wam przecież tylko przeszkadzać w wymianie jakiś historyjek-powiedziałam podciągając kołdrę pod szyję. 
Justin nie dał jednak się przekonać, raptownie ściągnął ze mnie kołdrę i przerzucił przez ramię. Od razu zaczęłam krzyczeć żeby się nie wygłupiał i mnie puścił. Zrobił to jednak dopiero w kuchni i posadził od  razu na krzesło. Ziewnęłam przeciągając się leniwie. Czułam się swobodnie, bo obok nie było dziadków, którzy prawdopodobnie już zjedli. Pomyślałam, że pewnie poszli  do kościoła, a Justin nie chciał mnie budzić. Chwilę potem przed moim nosem stanął talerz z gorącą i pachnącą jajecznicą. Nigdy nie byłam fanką jajek, ale ona była po prostu idealna. W smaku była prze wspaniała. 
-A teraz tłumacz się dlaczego zostawiłaś mnie na kanapie. 
-Po pierwsze mocno spałeś, a po drugie... Myślisz, że dałabym radę cię tam zanieść?-powiedziałam z jajecznicą w ustach. 
-Już tyle nie gadaj tylko jedz, bo już prawie 12. Gdybyś tak po nocy nie oglądała filmów trzymalibyśmy się planu. 
Powiedziałam mu, że ani trochę nie żałuję obejrzenia wszystkich kaset. Pózniej zapytałam go jaki ma plan, ale nie chciał mi powiedzieć, bo miał on być niespodzianką. Ciekawiło mnie co takiego wykombinował, ale w sumie czułam się jeszcze senna i wcale nie przeszkadzałoby mi zostanie w łóżku na pól dnia. W końcu dla mnie też były to krótkie wakacje. Kiedy umyłam zęby i poszłam do pokoju znaleźć jakieś ubrania mój telefon zaczął dzwonić. Właściwie była to mama na Skype. Szybko odebrałam rozmowę audio żeby mama przypadkiem nie domyśliła się, że nie jesteśmy w LA. Powtarzała, że nie mogła się do nas dodzwonić. Powiedziałam, że są problemy z siecią. Przez chwilę jeszcze trochę gadała, żebym częściej się odzywała, bo oboje z tatą za mną tęsknią. Obiecałam, że się poprawię i pożegnałam się. Wtedy do pokoju wszedł Justin i zapytał dlaczego nie jestem jeszcze gotowa i siedzę na łóżku. Podszedł do swojej walizki i wyciągnął z niej jakąś bluzę, a potem wyjął z mojej koszulkę, która leżała na samym wierzchu i mi ją podał. Korzystając z okazji oplotłam rękoma jego szyję i pocałowałam go. Na początku nie wydawał się chętny, ale kiedy otarłam się o niego kilka razy zaczął odpowiadać na moje pocałunki i wsunął ręce pod moją bluzkę żeby przyciągnąć mnie bliżej. Zaczęłam lekko przyssawać się do jego szyi, co bardzo lubił, a on zjechał rękoma na moją pupę. Po chwili cofnęłam się i położyłam na łóżku ciągnąc go na siebie. Tutaj trochę się zawahał, ale poddał się i zaczął mnie całować. 
-Nie moglibyśmy dziś tak spędzić dnia?-zapytałam przyglądając się jego ruszającej się głowie.-Ja, ty i twoje dziecięce łóżko-dodałam po chwili. 
Nagle Biebs wstał i poprawił koszulkę zostawiają mnie na łóżku z bluzką kończącą się pod samym biustem. Byłam zła, że tak szybko ze mnie zrezygnował. 
-Ubieraj się Kasiu. 
-Justin, przecież ci się podobało. Dlaczego nie możemy zostać? Nie zrobisz tego dla swojego króliczka?
-To była chwila słabości. Nie gadaj już tyle tylko ubierz swoje piękne ciałko i wychodzimy. I nie wykorzystuj tutaj króliczka. 
-No dobra, już wstaje. 
-Grzeczna dziewczynka. 
Nie wiem dokładnie dlaczego, ale nie spodobało mi się jak mnie nazwał i powiedziałam mu, że nie życzę sobie żeby tak mnie nazywał. Następnie wreszcie się ubrałam i mogliśmy wychodzić. Na początku byłam jeszcze lekko dotknięta, bo poczułam się jakbym była jego własnością, ale kiedy to zauważył, bo nie chciałam mu podać ręki szturchnął dwa razy nosem mój policzek i wtedy trochę chichocząc podałam mu rękę. Widziałam jak zasmiać się pod nosem z pewnie jak myślał moich dziewczęcych fochów. Nie chciałam dalej bronić swoich trochę feministycznych zasad, więc udałam, że nic nie zauważyłam. Obiecałam sobie, że tego dnia nie będę mu już przypominać, że wcale nie uważam się za słabszą albo co więcej gorszą od niego. Stratford w dziwny sposób obudziło we mnie zadziorny charakterek. Nieważne. W drzwiach domu Ryana przywitał nas jego tata. Z szerokim i bardzo znaczącym uśmiechem spojrzał na Justina i uścisnął mu dłoń. A potem przedstawił mi się i zaprosił do środka. Byłam pewna, że za moimi plecami szturchnął jeszcze Biebsa. W środku od razu zobaczyłam rozwalonego na kanapie Ryana. Powiedziałam mu, że nie musi sobie przeszkadzać. Zaśmiał się i podszedł do mnie. Przytuliłam się do niego. Następnie Justin wykonał z nim jakieś przywitanie. Ryan powiedział żebyśmy się rozgościli i poszedł po coś do jedzenia.
-Kasia chwilę temu kończyła śniadanie-zaśmiał się Justin kiedy Ryan wrócił. 
-Przecież jest wpół do drugiej. 
-Późno poszłam spać, późno wstałam, więc i późno jadłam. 
Chłopcy zaczęli śmiać się z mojej krótkiej historii. Sama też się uśmiechnęłam, bo faktycznie mój filozoficzny wywód robił średnie wrażenie. Następnie tak jak myślałam zaczęły się ich męskie rozmowy. Nie miałam nic do powiedzenia, więc siedziałam cicho i tylko chrupałam krakersy. Były gadki o pracy Ryana, jakiś projektach Justina itp. 
-A jak tam małżeńskie życie?-zapytał Ryan.-Gotujecie sobie obiadki?
-Jest dobrze i jakoś sobie radzimy ze wszystkim-odpowiedziałam. 
-A przyzwyczaiłaś się do LA? Zaliczony pierwszy botoks?
-Daj spokój, Kasia zaczęła uprawiać jogę, a kiedy raz u nas wszystkie ćwiczyły to ich uduchowiona instruktorka się na mnie obraziła, bo zacząłem z nimi ćwiczyć i wyszła-zaczął śmiać się Justin. 
-Uspokój się-wywrociłam oczami. 
-Chaz mi mówił, że niezłe sztuki was odwiedzają. Nawet jedną to on zwiedził. 
-To prawda. 
Zrobiłam wielkie oczy ze zdziwienia i zdenerwowania. 
-Przestańcie! To moje koleżanki. 
-To tylko żarty Kasiu-Justin mocniej ścisnął moje kolano, na którym cały czas trzymał rękę i uśmiechnął się. 
Byłam w stu procentach pewna, że gdyby Hannah to usłyszała mogłaby się obrazić i to nawet bardzo. Miałaby racje, bo o takich rzeczach nie powinno się mówić głośno i robić sobie z nich żartów. 
Na szczęście dalsza cześć naszej wizyty była już dla mnie mniej krępująca. Oni znowu wrócili do swoich spraw, a ja wypiłam prawie cały sok. Trochę żałowałam, że Chaza nie było, bo wtedy byłoby trochę zabawniej i nie musiałabym siedzieć cały czas z zamkniętymi ustami. Po jakiś trzech godzinach zdecydowali, że moglibyśmy gdzieś się ruszyć. Na słowo "pizza" jeszcze bardziej mnie zemdliło. Kiedy Ryan poszedł jeszcze po jakieś rzeczy Justin i ja zdążyliśmy się już ubrać. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i cmoknął w nos. Przeprosił za to, że musiałam się wynudzić, ale nie chciał mnie zostawiać w domu, bo lubi kiedy jak najczęściej z nim jestem. Po tych słowach już mnie miał i z szerokim uśmiechem powiedziałam, że go kocham. Nagle obok nas pojawili się rodzice Ryana. Odsunęłam się trochę od JB i przedstawiłam kobiecie. Oboje powiedzieli, że cieszą się naszym szczęściem i pogratulowali ślubu. Po chwili jakiejś niezobowiązującej rozmowy pojawił się Ryan i mogliśmy już wychodzić. Ryan stwierdził, że jest za zimno na spacery i podjechaliśmy pod pizzerię jego samochodem. Na miejscu wysiedliśmy pod brązowym budynkiem, gdzie podobno sprzedawali najlepszą pizzę w Stratford. W środku zajęliśmy stolik pod oknem i przejrzeliśmy menu. 
-Klasyczne są najlepsze-polecił Ryan. 
-Dzień dobry-nagle pojawiła się kelnerka. -Co podać?
Zauważyłam, że jakoś za długo przygląda się Justinowi. Już zaczynałam robić się zazdrosna, ale po chwili przypomniałam sobie, że to nic dziwnego, bo przecież jest sławny. 
-O, Mandy-Justin uśmiechnął się.-Co u ciebie?
-Pracuję w pizzeri-zaśmiała się.-Ciebie nie będę nawet pytała. Nie wiedziałam, że przyjechałeś. 
-Wyszło trochę spontanicznie. Odwiedzamy dziadków na weekend. 
-Widzę-spojrzała na mnie. 
-Kto by pomyślał, że Justin ożeni się przed dwudziestką-odezwał się Ryan. 
Zrobiło mi się dziwnie, bo mówiono poniekąd o mnie tak jakby mnie tam nie było. Zastanawiałam się kim jest Mandy i dlaczego jest taka miła dla Justina. Starałam się za dużo nie myśleć i powtarzałam sobie, że jesteśmy w jego rodzinnym mieście, w którym wszyscy się znają i są dla siebie mili. Chciałam przecież poznać tę jego stronę. Nie chciałam być niemiła, ale wolałam zamówić wreszcie tę pizzę i wysłać Mandy do innych klientów, dla których też mogła być taka miła i i h wreszcie obsłużyć. 
-Jak chcesz i twój szef nie będzie zły-posłał jej uśmieszek.-to siadaj z nami. 
Robiło się ze mną coraz gorzej. Dlaczego Justin zapraszał ją do nas. Może powinien ją jeszcze zaprosić do domu żebyśmy sobie zrobili jakiś maraton filmowy-on z Mandy i ja nieznająca ich wspólnych histori i żartów. Zdecydowałam się pójść do łazienki, ale nie chciałam zostawiać ich samych. Kurdę, do fanek nic nie miałam, bo szczerze mówiąc Justin nigdy nie ufał żadnej do końca, ale Mandy, do której uśmiechał się tak szczerze jak do rodziny była dla mnie jakimś zagrożeniem. Wiedząc, że Justin zawsze lubił dziewczyny i im się podobał moim najgorszym koszmarem było spotkanie którejś z nich i udawanie, że możemy stać się koleżankami i rozmawiać wspólnie o Justinie. Karciłam się jeszcze w myślach, że nie ubrałam się trochę lepiej, bo wyglądałam zupełnie normalnie, a przecież mogłam założyć coś ładnego i pokazać, że nie jestem byle kim. 
-Przepraszam, że się nie przedstawiłam. Jestem Mandy-dziewczyna nagle przypomniała sobie, że tam jestem. 
-Kasia-podałam jej rękę wstawać z miejsca. 
Kiedy odezwałam się tylko od kanapy rękę Justina zniknęła z mojego kolana i zaczęła ubezpieczyć mój tyłek. Uśmiechnęłam się w środku zadowolona, że jednak o mnie pamięta. Rozmowa trochę się rozluźniła, więc Mandy zebrała od nas zamówienia i poszła do okienka. 
Niepewnie spojrzałam na Justina z lekko przesłodzonymi oczami. Widząc to cmoknął mnie w policzek, a potem uśmiechnął się marszcząc nos. 
-Chyba Kasia chce wiedzieć kim jest Mandy-odezwał się Ryan rozbawiony moim zachowaniem. 
-Chodziliśmy razem do szkoły-Justin wzruszył ramionami. 
-Chyba nie jest usatysfakcjonowana-odparł Ryan ze śmiechem. 
-A powinnam wiedzieć coś więcej?
-Jesteś zazdrosna Kasiu-Justin spojrzał mi w oczy z uśmiechem. 
-Nie-uśmiechnęłam się ukrywając lekką irytację. 
Po chwili Mandy przyniosła nam jedzenie i zaczęliśmy jeść. Pizza rzeczywiście była bardzo dobra. Rozmowa stała się luźna i nareszcie się uspokoiłam. Mandy była zajęta innymi gośćmi, więc już do nas nie zagadywała. Nie będę kłamać, że nie byłam zadowolona z tego faktu. Wychodząc pożegnaliśmy się zwyczajnym "cześć". Następnie Ryan odwiózł nas do domu, a sam wrócił do siebie. 
-Szkoda, że nie możecie się widywać częściej-powiedziałam wchodząc do środka. 
-Życie się toczy-powiedział z nutą smutku. 
Chciałam już wypalić, że dobrze, że my możemy się widywać, ale przecież byliśmy małżeństwem i to byłoby dziwne. 
W środku byli dziadkowie, którzy oglądali telewizję. Już zdążyłam się do nich dosiąść kiedy Justin powiedział, że zaraz wychodzimy. Dodał, że mogę się ładniej ubrać czyli nie iść w dżinsach. Zrobiło mi się głupio, bo pomyślałam, że chodziło mu o to, że chodzę ubrana jak po domu i mu to się nie podoba, więc założyłam czarną sukienkę i czerwony płaszcz. Miałam nadzieję, że nie będziemy długo chodzić, bo nie wytrzymałabym w cienkich rajstopach. Kiedy byłam już gotowa dziadek Justina powiedział, że ślicznie wyglądam, więc uznałam, że jest okay. Justin doszedł do mnie i przyjrzał mi się uważnie. Nic przy tym nie mówił, więc nie byłam pewna czy o to mu chodziło. Starałam się o tym nie myśleć, bo przecież zrobiłam to co powiedział. Wysiedliśmy do jego samochodu i ruszylismy ulicami Stratford, gdzie zapaliły się latarnie. Po jakiś dziesięciu minutach zatrzymaliśmy się pod jakimś sklepem. Nie wiedziałam czego się spodziewać, więc wysiadłam powoli na zewnątrz. Od razu poczułam igiełki na łydkach. Obróciłam się na obcasach i zobaczyłam jasny neon po drugiej stronie ulicy-Avon Theatre. Justin splótł nasze palce i ruszyliśmy w tamtym kierunku. Stało tam trochę ludzi, więc domyśliłam się, że idziemy na jakąś sztukę. Sala nie była ogromna, ale podobało mi się. Nie jestem pewna czy Justin kierował się czymś przy wyborze sztuki, bo szczerze mówiąc do najciekawszych nie należała. Nie była jednak okropna, taka do wysiedzenia. Jej plusem była też długość, bo jak na klasykę szybko poszło. Po opuszczeniu kurtyny poczekaliśmy aż się trochę rozluźni i poszliśmy po rzeczy. Na zewnatrz zatrzymaliśmy się na chwilę. Oczywiście musiałam zobaczyć tą rzecz. Ostrożnie szłam chodnikiem aż w końcu zobaczyłam gwiazdę. 
-Więc to tutaj-ścisnęłam mocniej jego dłoń.-To niesamowite. 
-Za każdym razem mam wrażenie jakbym ostatnim razem był tutaj wtedy z gitarą. Dziwnie się czuję z tą gwiazdą, bo przecież tutaj jestem tylko sobą bez wielkiego domu, samochodów i chciałbym mieć tu takie swoje miejsce, a ona przypomina mi, że nigdy nie będę już tamtym dzieciakiem. 
-Ja po wizycie w Stratford jestem z ciebie dumna. Przeszedłeś naprawdę długą drogę żeby osiągnąć to co osiągnąłeś. Może twoje życie stało się bardziej skomplikowane, ale jesteśmy na tym etapie życia, kiedy trzeba podejmować pierwsze ważne decyzje. Tobie idzie to naprawdę dobrze.-przerwałam na chwilę.-Będąc tutaj chciałam poznać tego Justina sprzed Bieber Fever, ale teraz dochodzę do wniosku, że przecież to właśnie w nim się zakochałam i obok niego jestem. 
-Chyba jesteś ode mnie mądrzejsza. 
-Nie mów, że dopiero to zauważyłeś-zaśmiałam się. 
Wtedy poczułam jak moje trzęsące się z zimna ciało jest podnoszone. Nie zwrócił zupełnie uwagi na fakt, że miałam sukienkę. Zapiszczałam czując podmuch wiatru na udach. Wtedy nagle runął deszcz. Dawno nie widziałam żeby rozpętał się tak raptownie. Justin postawił mnie na ziemi i mocno przyciągnął do siebie moją głowę. Jego usta naparły na moje i dopiero po chwili oboje rozchyliliśmy swoje wargi i rozluźniliśmy ciała. Świat zatrzymał się jakby tylko dla nas. Całowaliśmy i nie chcieliśmy przestać, bo chociaż zimny deszcz lał nam to nie przeszkadzało. Czułam, że już nasiąkam tą wodą, ale wszystko było jakieś przyjemne. Nawet to kiedy Justin ściągnął ze mnie płaszcz. Nie mam bladego pojęcia dlaczego to zrobił.  Nagle usłyszałam klakson samochodu. Justin jakby tego nie zauważył. Otworzyłam oczy i zobaczyłam dwa wielkie reflektory. Krzyknęłam do Justina, że jest idiotą i stoimy po środku ulicy. On zaśmiał mi się w szyję, ale ruszył w stronę samochodu ciągnąc mnie w pasie i krzyknął jakieś "przepraszam" do tamtego kierowcy. Nie wiem jak to zrobił, ale wysunął się na przednie siedzenie ze mną na rękach. 
-Króliczek nie może się przeziębić-powiedział włączając ogrzewanie i wrócił do pieszczenia mojej szyi. 
-Pojedz chociaż gdzieś, gdzie nie ma tyle ludzi-powiedziałam odgrywając się od niego. 
Nagle samochód ruszył. Nie zdążyłam nawet z niego zejść. Zaczął ze mnie się śmiać, bo krzyczałam na niego i kazałam pilnować drogi. Naprawę się bałam i starałam jak najbardziej przybliżyć do niego żeby nie ograniczać jego ruchów. Czułam, że jego nogi normalnie pracują, tzn chamował i się rozpędzał, ale w tym samym czasie jeździł ręką po mojej pupie i powtarzał żebym się nie martwiła. 
-Życzę ci żeby złapała nas teraz policja i odebrała ci to pieprzone prawo jazdy. 
-Nie wierć się tak, bo mnie rozpraszasz-zaśmiał się. 
-Nienawidzę cię-pisnęłam dociskają się do jego ramienia. 
Po chwili ciszy, a właściwie chichotu Justina zatrzymaliśmy się. Wyskoczyłam z auta jak oparzona i krzyknęłam, że nigdy więcej nie wsiądę z nim do samochodu. Naprawdę się przestraszyłam i lekko się trzęsłam. Ucieszył mnie widok domu dziadków i od razu weszłam do środka poprawiając sukienkę. Szybko poszłam na górę zmienić ubranie, bo to było całkowicie mokre. Z włosów tez musiałam wycisąć wodę. W legginsach i bluzie zeszłam na dół żeby jeszcze powiedzieć coś Justinowi. 
-Zalałem ci herbatę-powiedział stawiając kubek w dużym pokoju na stole.-Naprawdę nic nie mogło się stać. 
-Jesteś po prostu nieodpowiedzialny. Poza tym, gdzie jest mój płaszcz?!
-Suszy się-powiedział spokojnie.-No chodź już do mnie. 
Idąc do niego powtarzałam mu jaki on nie jest zły i okropny. Uświadomiłam sobie, że zaczynałam zachowywać się jak moja mama. W końcu usiadłam przy nim i oparłam głowę o jego bok. Wtedy podał mi kubek z gorącym naparem, który zaczęłam powoli pić. 
-Gdzie są dziadkowie?-zapytałam. 
-Powiedziałem, że im też należy się coś od życia i wysłałem ich ze znajomymi do kina i restauracji. Wrócą za jakieś dwie godziny. -założył kosmyk moich włosów za ucho.-Zawsze chciałem zrobić to w deszczu. Ty po obejrzeniu dziesięć razy "Pamiętnika" pewnie też. 
-Tam był ciepły, letni deszcz, a nie liatopadowy mini tajfun. 
-I nie jestem Goslingiem. 
-I nie jesteś Goslingiem-powtórzyłam. 
-Miałaś powiedzieć, że wolisz mnie od niego. 
-Pewnie miałam rzucić się na ciebie i ci do seksownie szepnąć-zaśmiałam się. 
-Nie, to miałaś zrobić dopiero kiedy powiem ci to: lubię kiedy woda spływa po twoim ciele i patrzysz na mnie spod długich ciemnych rzęs z seksownie rozmazanym tuszem. 
-O kurde, to było naprawdę dobre-przyznałam zaciskając wargi z uznaniem. 
-Więc?
-Więc co? 
-Nie baw się tak ze mną-powiedział biorąc mnie na kolana. 
-Na kanapie?-udawałam, że kręcę nosem. 
Pobawiliśmy się jeszcze kilka minut, a potem zaczęliśmy robić coś innego. Muszę przyznać, że to był nasz najsłodszy raz. Jakbyśmy robili to pierwszy raz i trochę bali, że zaraz wpadną dziadkowie i nas nakryją. Udało nam się jednak uspokoić zanim wrócili. Właściwie kiedy usłyszeliśmy otwierające się drzwi wejściowe leżeliśmy już w łóżku gotowi do spania. To, że dziadkowie nie chcieli wchodzić do pokoju od kiedy przyjechaliśmy żeby mnie nie krępować pierwszy raz nabrało plusów, bo miałam na sobie tylko bokserkę, a Justin nic. 

2 komentarze:

  1. Pisany i dodany przez telefon, więc z góry rzepraszam za błędy itp. Pozdrowienia z wakacji ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dodasz dzisiaj kolejny proszę, nie mogę się doczekać.

    OdpowiedzUsuń