Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


21 listopada 2012

ROZDZIAŁ 105

-->JEŚLI CHCECIE BYĆ NA BIERZĄCO ZAPRASZAM NA TWITTERA @JNNROCK

Rano od razu poszłam do łazienki wziąć prysznic, bo po stresującej nocy cała byłam spocona. Lubiłam siedzieć pod prysznicem jeszcze bardziej niż w wannie. Stałam sobie, a woda spokojnie ze mnie ściekała. Na chwilę zamknęłam oczy. Najbardziej nie lubiłam momentu kiedy spod tej cieplutkiej wody trzeba było wyjść. Szybko narzuciłam na siebie ręcznik i wyszłam z kabiny. Czymś się jeszcze nasmarowałam i wróciłam do pokoju. Stamtąd poszłam do garderoby żeby ubrać się w jakiś wygodny strój. Oczywiście czekał na mnie granatowy dresik Juicy Couture, który dała mi kiedyś Pattie. Na nogi naciągnęłam krótkie Emu i poszłam posiedzieć sobie przed domem. Usiadłam pod daszkiem w cieniu i przyglądałam się wodzie w basenie. Z domu obok dobiegały jakieś wrzaski, ale specjalnie mi nie przeszkadzały. Wepchnęłam w uszy słuchawki i włączyłam iPoda. Po godzinie siedzenia byłam zaniepokojona, że jeszcze wszyscy śpią. Skierowałam się na chwilę do kuchni. Na stołku siedziała Jazzy.
-Już nie śpisz?-spytałam.
-Nie, już nie.
-Chcesz coś do jedzenia?
-Naleśniki.
-Już się robi-uśmiechnęłam się.
Było mi trochę weselej, że nie jestem już sama.
-Będziesz miała dzidzię?
Nie wierzyłam, że ona też o to pyta. Chociaż przecież to Jazzy naopowiadała o wszystkim Jeremiemu. Temat mnie nie denerwował, bardziej gadki Justina, który wmawiał mi, że jestem niby w ciąży. Odpowiedziałam pogodnie, że na razie nie będzie żadnej dzidzi. Była lekko zbita z tropu, ale chyba mnie zrozumiała. Powiedziała, że Jaxon już się cieszył, że będzie wujkiem. Przy okazji chciała się upewnić czy kiedy urodzę dziecko będzie ciocią. Zdążyli już nawet wymyślić imię. Niezależnie od płci dziecko miało nazywać się Jackass. Trochę mnie to rozśmieszyło, ale dokładnie mi wytłumaczyła, że ja pochodzi od ich imion, c wzięło się znikąd, a kass jest od mojego imienia. Wspomniała przy okazji, że usłyszała to w telewizji. Wesoła robiłam naleśniki. Po jakimś czasie przyszedł do nas Jaxon i przytulił się do mojego brzucha i zaczął do niego mówić. Zaczęłam uświadamiać go, że nie jestem w ciąży. Na początku nie dawał się przekonać i pokrzykiwał, że Jazz mu powiedziała, że będzie bobasek. W końcu skończył temat i zajął się jedzeniem. Polewaliśmy wszystko syropem czekoladowym i posypywaliśmy owocami i orzechami. Śmialiśmy się wesoło, że Justin jest największym śpiochem, którego trzeba obudzić. Nie trzeba było przekonywać ich do wielkiej pobudki. Po pięciu minutach przyszli. Bieber miał na karku Jaxona, a Jazzy go popychała żeby szybciej szedł.
-Nie będzie dzidzi-Jaxon starał się mówić jak najciszej, ale i tak wszyscy go usłyszeliśmy.
-Kasia powiedziała, że będzie za dwa lata. I wtedy będę ciocią-ogłosiła Jasmine.
Justin był lekko zdezorientowany, więc pogodnie się do niego uśmiechnęłam, a on go odwzajemnił. Dosmażyłam trochę naleśników żeby i dla niego było. Na ten dzień wykombinowaliśmy, że pojedziemy na plażę. Dzieciaki były zachwycone, my trochę się martwiliśmy. Z każdego wyjścia Biebsa na plaże zdjęcia były zamieszczane w różnych gazetach, na portalach i wszędzie. I nie chodziło o to, że chodził tylko na jedną plaże. Gdzie nie pojechał zdjęcia i tak były. Ukrywanie się to ciężka robota. W końcu znalazł najlepsze wyjście. Nie chciało mi się przebierać, ale poszłam na górę i zaczęłam pakować do dużej torby rzeczy swoje i dzieciaków. Wszystko nosiliśmy do samochodu. Trzeba było wziąć jeszcze jakieś kremy, jedzenie itd. Kiedy wszystko było już spakowane poprzyczepiałam foteliki i razem ruszyliśmy.
Podróż trochę trwała, bo szukaliśmy plaży, gdzie nie było dużo ludzi. Kiedy jechaliśmy jakby promenadą podziwiałam widok oceanu. To takie niesamowite, taki ogrom wody. Była najcieplejsza i najsłoneczniejsza część dnia, więc właśnie tak było. Wzięliśmy najpotrzebniejsze rzeczy z Land Rovera i rozłożyliśmy się na ciepłym piasku. Jazzy z Jaxonem już piszczeli i tupali nie mogąc doczekać się kąpieli. Szybko ściągnęli z siebie ubrania zostając w kostiumach. Ja zrobiłam to samo. Wtedy złapałam ich za ręce i pobiegliśmy do wody. Powiedziałam, że zanurzamy się maksymalnie do majtek. W tym czasie Justin pompował dmuchane zabawki. Kiedy jego płuca były już wykończone dołączył do nas. Kiedy ja lekko pochylona pomagałam wejść Jazzy do kółka trzymał mnie za biodra. Nagle podniósł mnie na wysokość ramion i posuwając się kilka metrów do przodu wrzucił do wody. Słona ciecz trafiła do mojego gardła i kilka razy kaszlnęłam.
-Z czego się tak cieszysz?-zaczęłam ochlapywać go wodą.
Dzieciaki szybko podłapały fajną zabawę i wszyscy na siebie chlapaliśmy. Po zabawie w wodzie przenieśliśmy się na piasek, gdzie Jazzy zaczęła formować z niego różne rzeczy. W tym czasie smarowałam im plecy kremem żeby broń boże się nie poparzyły od słońca. Kiedy były pochłonięte budową zamku położyłam się na brzuchu. Justin wziął wtedy butelkę i zaczął smarować mi plecy. Jego dotyk był bardzo przyjemny. Rozwiązał supełki góry od kostiumu żeby przypadkiem nie ominąć tego jednego centymetra. Kiedy dotykał moich ud robiło mi się jeszcze cieplej. Niby dla dokładności smarował moje boki niechcący dotykając biustu.
-Co cię tak wygina?-zaśmiał się.
-Nie dotykaj już mnie-zaczęłam uginać nogi w kolanach i machać stopami.-I zapnij mi stanik, bo potem zapomnę.
-Podoba ci się to!
-Niedaleko są ludzie. Uspokój się. Chętnie skorzystam w domu, ale nie tutaj.
-Masz to załatwione-klepnął mnie po tyłku.
Piasek był ciekawszy dla dzieci niż woda. Na początku stworzyły zamek, który był ozdobiony muszelkami i małymi patyczkami, a potem robili z niego różne rzeczy, zwierzęta. Najlepsze było jednak zakopywanie. Na zmianę z Justinem kopaliśmy podłużny dołek, w którym kładli się na zmianę Jazzy i Jaxon. Potem zasypywaliśmy ich tak żeby na zewnątrz była tylko głowa. Kiedy mówiliśmy, że już gotowe musieli jakoś się stamtąd wydostać. Oczywiście nie było to trudne i w dwie sekundy udawało im się stawać już na nogi. Więcej zabawy mieliśmy, kiedy z dzieciakami powiększyliśmy znacznie piaskową wannę i wsadziliśmy tam Biebsa. Kiedy był już nakryty piaskiem usypaliśmy jeszcze więcej piasku z którego powstała płaskorzeźba przedstawiająca JB jako syrenę. Ogon był dokładnie ozdobiony muszelkami. Niby niechcący dwa razy nasypałam mu na głowę trochę piasku. Niestety dzieci trochę to podłapały i nasypały mu do buzi. Aby było mu jeszcze ciężej wstać usiedliśmy na ogonie i czekaliśmy aż się wydostanie. Nie było już to takie proste. Wiercił się i wiercił, a my śmialiśmy się w najlepsze. W końcu mu się udało i zaczął nas ganiać. Na początku wpadła mu w ręce Jazzy, którą zaczął łaskotać. Próbowaliśmy ją uwolnić co skończyło się złapaniem Jaxona. I tak w kółko. Zgłodnieliśmy trochę, więc poszłam wyjąć z samochodu jedzenie. Dzieci wsunęły wszystkie przekąski, ale nadal były głodne. Zdecydowaliśmy, że to czas na ostatnią kąpiel i powrót do domu. Musieliśmy pozbyć się piasku, bo Justin już zaczął gadać, że wniesiemy pewnie pół plaży do samochodu, a on nie ma ochoty na sprzątanie. Oczywiście pominął fakt, że to nie on myje samochody, a nie robi to ktoś inny. Pomagałam dzieciakom nałożyć suche ubrania, a zdjęte kostiumy spakowałam do jednej torby. Auto trochę się nagrzało od stania na słońcu, więc Justin włączył klimatyzację. Od razu zrobiło się chłodno. Po drodze zajechaliśmy do skromnej restauracji, gdzie zamówiliśmy obiad. Na całe szczęście nikt nie rozpoznał Biebsa, albo nie dawał po prostu o tym znać.
-Może zajedziemy na chwilę do apteki?-zapytał.
-W jakim celu?
-Moglibyśmy kupić testy. Tak dla pewności.
-Nie ma takiej potrzeby. Na dniach ma pojawić się naturalne potwierdzenie. Wiesz co.
-To znaczy, że się spóźnia?
-Nie. Jeżeli zgadzają się moje obliczenia i kalendarzyk będzie jutro. Wytrzymasz?
-Ok.
Oczywiście nasze rozmowy wzbudziły w dzieciakach zainteresowanie. Na szczęście nie wiedzieli o co nam właściwie chodzi. W domu usiedliśmy wygodnie w naszym domowym kinie i oglądaliśmy bajkę Disneya. Po nim kolacja i do spanie. Tak minął nam do końca dzień.

19 listopada 2012

ROZDZIAŁ 104

Nie chciało nam się jakoś spać, więc mozolnie poszłam do łazienki umyć się. Potem on zrobił to samo. Pogasiliśmy wszystkie światła i położyliśmy się spać. Spanie nie trwało jednak długo, bo o 3 w nocy obudził nas lekko roztrzęsiony Jaxon. Powiedział, że śniły mu się jakieś potwory czy coś takiego. Był zapłakany i podszedł do łóżka. Bez dalszego wyjaśniania wskoczył na łóżko i ułożył się obok mnie pod kołdrą. Stwierdziłam, że przyda mu się własna kołdra i poduszka, więc poszłam do jego pokoju po pościel. Po drodze zajrzałam do Jazzy. Ona też nie spała, bo jak stwierdziła boi się tak dużego pokoju. Powiedziałam, żeby brała rzeczy i przyszła do nas. Chętnie ściągnęła wszystko z łóżka i pobiegła do sypialni. Justin nie był jakoś zadowolony z takiego układu. Nic jednak nie mówił i tylko przesunął się robiąc mi miejsce. Przez pół godziny jeszcze coś opowiadały, jakieś historyjki i co chwilę wybuchały śmiechem. Biebs przysypiał już trzeci raz kiedy nagle Jaxon zaczął znowu chichotać. Docisnął wtedy poduszkę do uszu i próbował dalej. Nie wiem czemu, ale też się zaczęłam śmiać i przez jakieś pół godziny gawędziliśmy sobie. W końcu nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, bo wszyscy już spali. Położyłam rękę na torsie męża i wypuściłam swobodnie powietrze.
Rano, konkretnie o 8 dzieciaki się przebudziły i zaczęły skakać po łóżku. Chwilę udawałam, że dalej śpię, ale po pięciu minutach poddałam się chociaż miałam wielką ochotę na sen.
-Co wy wyrabiacie?-udałam lekką irytację.
-Skaczemy-odpowiedzieli równocześnie ze śmiechem.
Po chwili Jaxon wylądował na Justinie, a Jazzy na mnie. Bieber zaczął pokrzykiwać żeby nie skakała po moim brzuchu, bo może mi to zaszkodzić. Nie wierzyłam w jego słowa. Myślałam, że te wcześniejsze gadki o ciąży były luźną sugestią, ale okazało się, że nie.
-Nic się przecież nie stało-powiedziałam.
-Przecież nie mamy pewności....-odparł cicho.
-Daj mi spokój.
-Tata mówił, że mama też już od początku była rozdrażniona.
-Dzieciaki, pędem myć zęby i zabierajcie Justina, bo inaczej...-powiedziałam stanowczo.
Miałam dość tego gadania. Czy każdy chłopak tak obawia się ciąży mimo, że dziewczyna dziesięć razy powtarza, że to jest niemożliwe. Jakim cudem on ma mieć rację? Chyba takie rzeczy się czuje. Po dziesięciu minutach przyszedł do mnie Jaxon i zaciągnął mnie na dół do kuchni. Zaczęli już sypać płatki czekoladowe. Dla mnie miseczka też była już gotowa. Jazzy zajęła się nalewaniem mleka podlewając przy okazji blat i owoce w misce. Pedantyczny Justin nawet tego nie zauważył, bo cały czas się na mnie gapił. Myślałam, że wybuchnę. Wyciągnęłam go na chwilę z kuchni.
-Trochę przesadzasz.
-Po prostu się martwię-objął moją twarz w dłonie.
-Tak chciałbyś żebym była w ciąży?
` -Byłoby to niesamowite.
-Jesteś rozbrajający-wtuliłam się w niego.-Ale to jeszcze nie czas na dzieci, przecież wiesz. To, że tak wcześnie się pobraliśmy nie oznacza, że równie szybko mamy mieć dzieci.
-Zacząłem o tym myśleć i to wydało mi się świetne.
-Oboje nie jesteśmy nawet jeszcze tu pełnoletni. Nikt nie sprzeda nam alkoholu, a ty myślisz o roli tatuśka-zaśmiałam się i cmoknęłam go w usta.
-Dalibyśmy radę. Ja, ty i maleństwo.
-Nie wierzę, że to powiedziałeś-zachichotałam cały czas przyklejona do jego klatki piersiowej.-Idę się jeszcze położyć, bo jestem niewyspana, a nie dlatego, że dziwnie się czuję. Wierzę, że zaczniesz się już wczuwać w rolę opiekuna i zajmiesz się dwojgiem rozrabiaków, które właśnie coś potłukło. Powodzenia.
Pobiegłam schodami na górę i zamknęłam się w sypialni. Postanowiłam dla spokoju Justina zrobić ten cholerny test. Jego obecne nastawienie było przesłodkie. Pewnie gdybym na serio była w ciąży nosiłby mnie na rękach i zamykał w pokoju aby nic mi się przypadkiem nie stało. Świat jest przecież taki niebezpieczny... Otworzyłam pudełeczko i robiłam wszystko zgodnie z instrukcją. Zostawiłam go na półeczce w łazience, bo czas oczekiwania na wynik miał wynosić więcej niż dałabym radę wysiedzieć. Położyłam się i nakryłam ciepłą kołdrą. Od razu zasnęłam.
Kiedy obudziłam się był koło mnie Justin i głaskał mnie po karku, a w drugiej ręce bawił się testem ciążowym.
-Odłóż to. Ja tam sikałam. To obrzydliwe-mówiłam z lekko rozchylonymi oczami.-Gdzie się podziały maluchy?
-Śpią. Pojechaliśmy się trochę przejechać, potem znowu chciały się kąpać w basenie i padły.
-To ile ja właściwie śpię?
-Cztery godziny-uśmiechnął się.
-O rany. Czemu cały czas to trzymasz?
-Są dwie kreski.
Jakie kurwa dwie kreski, pomyślałam. Szybko podciągnęłam się na łokciach i wyrwałam mu z rąk plastikowe coś. Kilka razy mrugnęłam powiekami żeby wyraźniej widzieć.
-Jest jedna kreska. Wynik negatywny-powiedziałam.
-Przyjrzyj się. Są dwie. Ta druga jest jasna, ale widoczna. Pozytywny.
-To jasne jest zawsze. Negatywny-rzuciłam plastik do kosza.
Justin szybko po to pobiegł i wręcz na mnie nakrzyczał, że to może być pamiątka i dziecko w moim brzuchy mówi, że tam jest. Chyba pięć razy powiedział, że to cudowny moment. Nie wiedziałam czemu jest taki nakręcony. Nie mogło go przekonać żadne moje tłumaczenie. Wiedział lepiej. Po pół godzinie spierania przekonałam go, że test nie jest w 100% pozytywny. Potem powstawały dzieciaki i zajmowaliśmy się nimi cały dzień. Robili wszystko. Były z nich prawdziwe wulkany energii. Wieczorem latały do późna i nie wiadomo kiedy poukładały się na naszym łóżku i w piżamkach słodko spały. Chyba wydawało im się, że już tak będziemy sypiać. Z Justinem uznaliśmy, że dla własnej wygody przeniesiemy się do innej sypialni. On na początku trochę się burzył, ale w końcu stanęło na moim. Leżąc w łóżku przeglądałam magazyn, a on siedział zatopiony w laptopie. Nie rozmawialiśmy ze sobą, zajmowaliśmy się każde sobą. Oczywiście nie byliśmy jacyś pokłóceni. Przecież nie da rady rozmawiać ze sobą non stop.
-Właśnie tata napisał na Twitterze „Dobra robota synu”. Nie mam pojęcia o co chodzi.
Po godzinie, jakoś tak o północy zadzwonił telefon. To była Pattie. Kazała wziąć się na głośnik.
-Bardzo się cieszę i to cudowne, ale jak wy to sobie wyobrażacie?-zapytała miłym, radosnym głosem.-Będę mogła do was przyjechać czy coś, ale nie chcę się też jakoś narzucać.
-Mamo, o co ci chodzi?-zapytał Justin.
-Będziecie mieć dziecko.
-A skąd to niby wiesz?-zapytał zdezorientowany.
-Tata do mnie dzwonił.
-A on skąd to wie?
-Jazzy widziała test. Mówiła, że Kasie mdli i dużo śpi. Wszystko z tobą dobrze kochanie?
-Pattie, powiedz, że nie dzwoniłaś jeszcze do moich rodziców-wtrąciłam się.
-Nie. Pomyślałam, że sama im powiesz.
-Nie jestem w ciąży.
-Jak to?
-Jeszcze nie jesteśmy pewni-poprawił mnie Justin.
-Nie jestem w ciąży-powtórzyłam.
Przez dwadzieścia minut mówiliśmy Pattie własne wersje. Nieźle nią musieliśmy zakręcić, bo na koniec nic nie powiedziała, tylko się pożegnała. Justin zadzwonił też do swojego taty. Tamten zanim dał mu dojść do głosu gadał jak katarynka o tym jaka to dla niego radość. Dowiedzieliśmy się, że Jazzy nagadała mu tych bzdur. Z ukrycia zadzwoniła z tą wiadomością. Podobno znalazła test po samym przyjeździe kiedy był jeszcze w pudełku i bardzo ją to zainteresowało. Powiedziała Jeremiemu, że Justin cały czas dotyka mojego brzucha jakby chciał coś wyczuć i o moim mdłościach. Miałam wrażenie, że wszyscy mnie obserwują i nie dają mi spokoju. Justin wyszedł na chwilę, a ja na niego krzyczałam, że też chcę posłuchać. To go jednak nie przekonało.
-Kupimy jutro więcej testów-stwierdził.
-Nie. Więcej nie będzie. Przecież nie jestem w ciąży. Nie męcz mnie już tym
-To zapiszemy cię i pójdziemy do lekarza.
-I też będziesz gapił mi się w krok?
-Nie przesadzaj.
-Mam dość. Nie mów już do mnie. Idę spać-odwróciłam się do niego plecami.
-Kasiu-pogłaskał mnie po głowie.
-Nawet mnie nie dotykaj-warknęłam.

18 listopada 2012

ROZDZIAŁ 103

-->
Rano w naszej sypialni było pełno słońca. Wchodziło przez wielkie okna i świeciło mi prosto w oczy. Byłam cholernie szczęśliwa bez większego powodu. Było ciepło i czułam przyjemne ciepło od Justina, który jeszcze spał i cicho pochrapywał. Przewróciłam się na drugi bok, aby już się na niego tak nie gapić. To lekko go przebudziło, bo trzymał na mnie rękę. Zanurzył dłoń pod kołdrę i przewędrował nią przez moje udo, zatrzymał się na kości biodrowej, a potem przez brzuch dotarł na splot słoneczny, gdzie spokojnie ją położył. Podsunęłam się do niego, czułam jego oddech na karku. To było świetne uczucie, wszystko było cudowne. Mimo, że byłam wyspana zasnęłam ponownie. Obudziły mnie ciche dźwięki.
-Podśpiewujesz sobie-zaśmiałam się i przekręciłam na brzuch.
-Jest mi za dobrze.
-Mi też-znowu uśmiechnęłam się szeroko.
-Uwielbiam kiedy się tak śmiejesz. Kiedyś każde twoje zdanie kończyło się śmiechem. „Muszę iść do sklepu haha”, „Idę jeść haha” i moje ulubione.
-Justin, przestań. Haha.
-O właśnie to. Roześmiana istota. To wspaniałe, że teraz tu jesteśmy. Tyle mieliśmy epizodów różnego typu, a teraz leżę sobie w łóżku, patrzę w twoje złote oczy i nie mam żadnych problemów. Chciałbym tylko siedzieć tutaj z tobą, nawet nie chcę mi się gdzieś wychodzić. Zaczynam mówić jak swój dziadek.
Po niepełnej godzinie gadek tego typu poszliśmy na dół coś zjeść. Zdecydowałam, że muszę go zacząć karmić. Przez stresujący i szybki tryb życia jest drobny i jego sylwetka mimo ćwiczeń nie zmienia się tak bardzo. Dlatego zrobiłam mu wielką jajecznicę z kiełbasą i serem żółtym. Był trochę zdziwiony, bo raczej jadał trochę inne rzeczy. Stwierdził, że jeśli będę go tak karmić to za miesiąc będzie musiał kupić nowe ubrania. Powiedziałam mu wtedy, że nie będzie mi to przeszkadzać, a wręcz przeciwnie. Wypróbowałam kolejną kawową miksturę z ekspresu. Była tak dobra jak pozostałe i wyglądała niesamowicie. Nie miałam pamięci do nazw, ale miała zaznaczone warstwy.
-No chyba sobie teraz żartujesz. To że ja jem za dwoje nie znaczy, że ty masz nic nie jeść. Chyba nie odebrałem mi porcji.
-Zjem za chwile. Trochę mnie teraz mdli. Wiesz, zmiana wody i te sprawy.
Bieber gapił się na mnie tak, że musiałam coś w siebie wepchnąć. Wzięłam jogurt, kanapkę i zmiksowałam sobie shake'a. Patrząc na moje śniadanko uśmiechnął się i stwierdził, że nic mi nie jest skoro idę na całość. Usiedliśmy w salonie i włączyliśmy sobie film.
-Może wieczorem zrobimy kolejny krok-powiedziałam nie odrywając oczu od telewizora.
-Co?-spytał zdezorientowany.-Och..-domyślił się.-Skąd ta zmiana? Wczoraj jacuzzi, teraz mówisz o kolejnym kroku. Nie przeszkadza mi to, ale mam nadzieję, że nie robisz tego ze względu na mnie. Nie chcę żebyś robiła coś czego nie chcesz.
-Wczoraj chyba ci pokazałam, że nie zrobię niczego na co nie mam ochoty.
-Jeremy wysłał mi smsa, że przyjadą dzisiaj wieczorem. Na jutro były jakieś problemy z biletami. Będą o 19.30.
-No to zrobimy to kiedy będzie czas.
-Lekko mnie przerażasz. Twoje dziwne, tajemnicze plany.
Sama nie wiem co we mnie wstąpiło. Wychodziło na to, że on zrobił się nagle romantyczny i jakiś taki delikatny, a ja zaczęłam myśleć o seksie. Gdzie tu jest jakaś logika. Dobrze, że mnie nie dręczył pytaniami, co planuje, bo nie wiedziałabym co powiedzieć. Po 1. nie wiedziałam co chcę zrobić, a po 2. nie umiałabym to nazwać.
Jakoś o 14, kiedy film się skończył zapytałam go czy nie moglibyśmy spróbować uruchomić mojego samochodu, bo nie mogłam znieść myśli, że może tam tak stać nieużywany. Wiedziałam, że kiedy przyjadą dzieciaki nie będzie na to czasu, a od razu potem był początek szkoły i chciałabym móc się nim poruszać. Biebs trochę się ze mnie śmiał, że wcześniej byłam taka dumna, że zdałam wszystkie egzaminy, a teraz boję się wsiąść do samochodu. W końcu przestał i powiedział żebym wygodnie się ubrała i możemy wypróbować maszynę. Założyłam czerwone trampki, dżinsowe szorty i luźną koszulkę ze znaczkiem rockowego zespołu. Oboje mieliśmy takie same okulary Ray Ban w kolorze czarnym. Na początku to on zasiadł na miejscu kierowcy, bo ja wolałam być w jakimś miejscu gdzie ulica jest szersza, a ludzi nie ma. Po pół godzinie byliśmy za miastem. Wtedy Justin zaprosił mnie na swoje miejsce. Na początku musiałam ogarnąć, która ładna rzecz to jedno z tych dziwnych sterczących rzeczy z samochodu, w którym zdawałam. Towarzyszący śmiech Justina nie pomagał. W końcu wszystko już wiedziałam i powoli ruszyłam. Naprawdę nie było aż tak źle. Samochód jechał niezwykle płynnie. Nie przekroczyłam 50km/h, ale byłam z siebie dumna. Pokręciliśmy się tam trochę w kółko, a wtedy on powiedział, że czas ruszyć gdzieś indziej. Kierował mnie dodając cały czas żebym przyśpieszyła. Nagle zaczęły pojawiać się większe budynki i wylądowałam w środku miasta. Samochody trąbiły, a ja biedna nie wiedziałam co zrobić. Tym razem był dla mnie milszy i spokojnym głosem mówił, że to idioci, ale z drugiej strony powinnam przyśpieszyć. W końcu przycisnęłam pedał i doszłam do 100. Czułam wielką ekscytację, ale bałam się, że zaraz gdzieś walnę i będzie koniec przygody. Zajechaliśmy do baru z okienkiem dla samochodów, gdzie wzięliśmy sobie dwa koktajle i jakieś ciastka. Czułam się odrobinę pewniej i nie wzbudzałam wielkiego zamieszania na ulicy. Dobrze wychodziło mi stanie w korku. Mój kompan stwierdził, że w staniu jestem mistrzem. Wstąpiliśmy do sklepu z zabawkami żeby kupić jakieś drobnostki dla Jazzy i Jaxona. Tym razem Bieber był pod wrażeniem, bo parkowałam świetnie. Z każdej możliwej strony potrafiłam idealnie ustawić samochód. Po trzech godzinach byliśmy w domu. Kiedy wysiadłam podziwiałam przez chwilę piękny samochodzik. Po chwili odpoczynku wzięliśmy się wspólnie do robienia obiadu. Ja natarłam kurczaka, a Justin zajmował się czymś innym. Niby coś próbował robić, ale większym zainteresowaniem darzył telefon. Potem naszykowałam warzywa do duszenia i kaszę.
O 18.30 Justin pojechał na lotnisko. Mówiłam mu, że przecież to za wcześnie, ale uparł się, że nie chce się spóźnić, a mogą być korki itp. Zajęłam się sobą, wsadziłam kurczaka do piekarnika i nawet rozgryzłam jak się wszystko ustawia. Ponieważ wszystkiego było w stanie nienaruszonym od naszego przyjazdu odkurzyłam tylko salon i przetarłam lustro w dolnej łazience. Zaczęłam zastanawiać się ile zajmuje sprzątanie takiego gigantycznego domu. Całe szczęście, że nie korzystaliśmy z większości pomieszczeń.
Kilka minut po 20 przyjechali. Dzieciaki od razu rozbiegły się po salonie i zaczęły patrzeć na wszystko zadziwione. Każde z nich zrobiło dla nas laurkę na szczęście, która miała stać na półce. Od razu umieściłam je nad telewizorem, czym były rozradowane. Nie można ich było utrzymać w miejscy i od razu poleciały na górę obejrzeć wszystko. Jaxon świetnie dawał sobie radę nawet na schodach i pędził za Jazzy jak szalony.
-Byłem w sklepie-Justin podał mi pakunek w foliowej torebce.
-Oszalałeś? Test ciążowy?-byłam zadziwiona.
-Podobno mdłości i te twoje podniecenie mogą być oznakami ciąży. Nie zabezpieczamy się, więc chyba warto sprawdzić.
-Ale wielki basen-usłyszeliśmy wrzaski z piętra.
-Wszystko mam wyliczone. I nie jestem w ciąży-szepnęłam energicznie.
-Tylko sprawdź. Podobno ten jest najprostszy. Wystarczy..
-Może jeszcze pójdziesz ze mną do łazienki i będziesz patrzył jak na to sikam?-przerwałam mu.-Połóż go gdzieś w niewidocznym miejscu i zrobię go. Dla twojej pewności.
Dzieciaki po chwili były już w kuchni, gdzie ponakładałam wszystkim jedzenie. Chyba nie było złe, bo wszyscy powiedzieli, że im smakuje. Ten test zbił mnie trochę z tropu. Przecież odliczyłam dni i akurat wyszło idealnie, że w czasie naszego wyjazdu nie mogłam zajść w ciążę. Starałam się o tym nie myśleć, ale mina Justina cały czas mi o tym przypominała.
Na szczęście dzieciaki nie dały nam chwili odpoczynku i pół godziny później wszyscy siedzieliśmy w basenie. Biebs powyciągał jakieś dmuchane zabawki itp., więc zabawa była przednia. Wszyscy byli nieźle przemęczeni całym dniem i o 22 Jazzy i Jaxon leżeli w łóżkach. My poszliśmy do siebie i zajęliśmy się jakimiś drobnymi rzeczami. Żadne z nas nie wracało do testu. Ja czytałam książkę, a on grał w coś na iPadzie. Zasnęliśmy jakoś o północy.

17 listopada 2012

ROZDZIAŁ 102


Kiedy się obudziłam paliło mnie trochę w nosie po „płaczliwym” katarze. Sen mnie uspokoił. Włączyłam sobie telewizor, jakąś głupotę. Wtedy telewizor zrobił się czarny i pomyślałam, że pewnie pilot z tysiącem przycisków jest dla mnie za bardzo nowoczesny. Spróbowałam innych, dokładniej wszystkich, ale nic to nie zmieniło. Kiedy padłam na łóżko obraz się pojawił. Drobne opóźnienie, stwierdziłam. Tyle że coś się nie zgadzało, bo pokazał się jakiś pokój i zaczęłam się nakręcać, że to pewnie jakiś durnowaty BigBrother. Chwilę mi zajęło, żeby zauważyć, że to ten sam dom, w którym teraz siedzę, mój dom, nasz dom, Justina. Wtedy pojawił się na ekranie z opuszczoną głową, co niezwykle rzadko można zobaczyć, bo jest nieźle nadmuchany pewnością siebie. Aż się zmartwiłam. Siedział na podnóżku fotela z gitarą. Zaczął uderzać w struny. Słabo było słychać, więc zlokalizowałam odpowiedni przycisk na pilocie, który zadziałał tak jak chciałam. Chwilę grał, jakby nastrajał, coś poprawiał.
Lie down with me
And hold me in your arms-
zaczął śpiewać.

Settle down with me
And I'll be your safety
You'll be my lady

I was made to keep your body warm
But I'm cold as the wind blows so hold me in your arms

Oh no
My heart's against your chest, your lips pressed to my neck
I'm falling for your eyes, but they don't know me yet
And with this feeling I'll forget, I'm in love now

Kiss me like you wanna be loved
You wanna be loved
You wanna be loved
This feels like falling in love
Falling in love
We're falling in love

Yeah I've been feeling everything from hate to love to lust
From lust to truth I guess that's how I know you
So I hold you close to help you give it up
Na koniec powtórzył jeszcze refren. Po odczekaniu kilku sekund podniósł głowę i spojrzał prostu w kamerę pytającym głosem. Ocierając policzki podeszłam do drzwi, jak najgłośniej przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi na oścież. Zaczął się zbliżać, a im bliżej był moje nogi były mniej pewne. Przytuliłam się do jego klatki piersiowej.
-Przepraszam-powiedział z przyciśniętym czołem do mojego ramienia.
-Doprowadzasz mnie do szaleństwa... Płaczę kiedy mi zagrażasz, płaczę kiedy dla mnie śpiewasz. Jesteśmy tacy niemądrzy, niedojrzali-szeptałam.
-Ja jestem głupi.
-Przestań. Cholernie cię kocham-pocałowałam jego szyję. Wyglądamy teraz jak licealiści z „Walentynek”. Przecież ja chodzę do liceum. Wszystko mi się już myli.
-I masz majtki w muffinki-zaśmiał się nieodrywając się ode mnie.
-Tak, i mam majtki w muffinki.
-Wysłuchałem wszystkich scen erotycznych z Greya*. Chciałem zrobić na tobie wrażenie, że jestem dojrzalszy i bardziej męski.
-O Boże. To tego tak zaciekle słuchałeś w samolocie. Mam nadzieję, że nie kupiłeś żadnych „zabawek”.
-Nie będę się przyznawał-zaśmiał się wprawiając w ruch całe swoje ciało.-Jeżeli staramy się już być inni powinniśmy pójść do jacuzzi. Zachód słońca się zbliża. Jak z kiepskiego filmu.
-Zgadzam się. Weźmy coś słodkiego i jeszcze zrobić pianę trzeba.
W kuchni wyjęłam z lodówki zmrożoną mieszankę owoców i dwie lemoniady w szklanych butelkach. Z takim ekwipunkiem wyszliśmy na zewnątrz. Wszystko postawiłam na ściance jacuzzi. Sama zdjęłam z siebie koszulkę, biustonosz i majtki. Nie czułam żadnego skrępowania. Zaczęłam wchodzić do wody. Usłyszałam, że drzwi domu się otwierają. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Justina, na którego twarzy pojawiało się zadziwienie. Puściłam mu oczko i weszłam do wody. Byłam do niego tyłem, ale dałam radę usłyszeć jak ściąga niezdarnie kąpielowe szorty. Usiadł naprzeciwko mnie i gapił się w pianę.
-Nalałaś chyba z pół buteleczki.
-Jest jej tak dużo, że nic nie zobaczysz. Nie musisz więc się tak wpatrywać. Usiądź bliżej.
Wspólnie zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy. Wszystko było tak swobodne jakby wcześniej nic się nie wydarzyło. Śmieliśmy się i wybieraliśmy z mieszanki maliny. Justin pijąc przykładał butelkę do mojego dekoltu i obserwował tworzącą się wtedy gęsią skórkę. Powtarzał, że to zabawne. Ja z drugiej strony widziałam, że to go lekko pobudza.
-Ta woda jest wrząca. Nie obniżyć temperatury? Siedzimy już tu ponad godzinę. Maliny aż się skończyły-zaśmiał się.
-Czy chciałbyś mnie zobaczyć?
Chwila ciszy.
-Tak, chciałbym.
Wysunęłam się na środek zbiornika i będąc do niego tyłem stanęłam na równe nogi, ręce rozłożyłam do góry jak ptak. Czułam, że woda z mojego ciała paruje. Z zamkniętymi oczami odwróciłam się do niego przodem. Nie pozbyłam się do końca wstydliwości, więc oczy miałam cały czas zamknięte oczy. Z nerwów moje serce było chyba ze dwa razy szybciej, a puls podskoczył do dwustu. Klatka piersiowa ruszała się jak oszalała. Nie podnosząc wzroku wróciłam na swoje miejsce.
-Uśmiechnij się. Jesteś piękna i bądź tego pewna-uniósł moją brodę i pocałował mnie w usta.
-Chciałabym zobaczyć ciebie.
Wstał wolno i zaczął robić śmieszne pozy, na sportowca, na siłacza, na dyskobola. Ja nie śmiałam się, ale przyglądałam z zaciekawieniem. Słońce już prawie zaszło, na niebie były pozostałości różu, purpura i zimny fiolet i granat. Na tym tle widziałam go w parze. Z każdego centymetra kwadratowego jego ciała unosiła się para. Wyglądał jak jakiś bożek-umięśnione plecy, brzuch i te opary wokół.
-Trochę mnie przerażasz-powiedział.
-Kocham cię.
-Też cię kocham. Może pójdziemy dzisiaj wcześniej spać? To był długi dzień.
-Chodźmy-złapałam go za rękę.
Justin wyszedł z wody i wyjął z szafki ręcznik, którym otoczył swoje wąskie biodra i szlafrok, który podał mi kiedy wyszłam z wody.
Poszliśmy objęci na górę gasząc po drodze wszystkie światła. Dom stawał się coraz ciemniejszy, ale czułam się bardzo bezpiecznie. W sypialni usiadłam na łóżku i zaczęłam czesać włosy, a potem dołączyłam do Justina, który mył zęby. Potem poszłam do swojej pięknej garderoby, nałożyłam luźne krótkie spodenki i koszulkę. Wsunęłam się pod kołdrę i przykleiłam do Justina.
-Skąd wiedziałeś, że lubię Eda?
-Bo wyświetla się na twoim iPodzie-zaśmiał się.
-Wszystko jakoś bardziej mi się teraz podoba. Raj na ziemi. 
-------
*chodzi o serię książek E.L.James

ROZDZIAŁ 101

-->
Garderoba, do której weszliśmy była pełna ubrań. Wszystko idealnie poukładane kolorystycznie. Najbardziej niesamowita była liczba butów. Były wszędzie i wszystkie wyglądały jak nowe i nienoszone. Tu Conversy, dalej Supry chyba we wszystkich wzorach i kolorach, potem jeszcze adidasy Nike, Adidas i trochę jakiś marek, których nie kojarzyłam. On zupełnie nie był tym przytłoczony po prostu przeszliśmy przez pokój do następnego. Był zapełniony w dwudziestu pięciu procentach.
-To od geja Paula-powiedział.
-To moje?-zapytałam otępiała.
-No chyba nie moje-zaśmiał się.
Pomalutku, żeby niczego nie pominąć, zaczęłam przyglądać się każdej półce i wieszakowi. Ubrania były takie śliczne. W myślach skarciłam Justina za to, że mi wcześniej tego nie pokazał. W większości były to rzeczy podstawowe-rurki, proste sukienki i spódnice, koszule i bluzki. Wszystko z metkami o jakich nigdy nie myślałam. Miałam ochotę wszystko od razu mierzyć i przeglądać się w wielkim lustrze, które wisiało na jednej ze ścian. Przez te wszystkie niesamowite nowości byłam aż tym zmęczona. Czułam się tym zawstydzona. Tak jakbym była Kopciuszkiem czy coś takiego. Czym sobie niby na to zasłużyłam?
-Gdyby czegoś ci było trzeba to mów. Pójdziemy razem po rzeczy. Twoją kartę musimy wyrobić jakoś w tygodniu żebyś miała cały czas pieniądze. Teraz będziesz radzić sobie z gotówką.
-Ale to jest nienormalne. Czuję się jakbyś był moim sponsorem.
-Daj spokój. Utrzymuję cię, bo jestem twoim mężem. Rozumiesz, pieniądze są wspólne. Ja idę wziąć prysznic i pojedziemy do sklepu.
Nic już nie mówiłam, bo nie wiedziałam nawet co. Wybrałam jasnofioletowe rurki, białą luźną koszulę i baletki. Ubrałam się i czekałam na Justina w salonie. Kiedy wszedł znowu wyglądał zachwycająco. Zwyczajnie zapytał czy jestem gotowa, a ja zaczęłam się rozpływać. Jego oczy, roztrzepane włosy i koszulka opinająca lekko klatkę piersiową. Właściwie to odechciało mi się jeść chociaż było już prawie południe i żadne z nas nic nie jadło. Jednak powstrzymałam się, byłam silna. Pojechaliśmy do marketu, który znajdował się jakieś dwadzieścia minut od domu. Było tam stosunkowo nie dużo osób. Wszyscy byli chyba wykończeniu pogodą, bo nikt nie zwracał na nas większego znaczenia. Bieber brał wszystko jak leci. Ja tylko dokładałam produkty, które lubię. Pewnie gdyby nie jego tępo spędziłabym tam ze dwie godziny. Wszystko zapakowaliśmy do samochodu i wróciliśmy do domu. Na miejscu zajęłam się przygotowaniem śniadania. Cały czas pytałam Justina gdzie jest patelnia, talerze, sztućce. Pierwszy raz w życiu spróbowałam zrobić pancakesy. Wyszły nawet dobre. Byłam pełna energii, chciałam czymś się zająć, porobić coś ciekawego. No ale nie wiedziałam co możemy robić.
-Mamy na dziś jakieś plany?
-Możemy przejechać się tak jak wczoraj, ale zatrzymamy się w kilku miejscach, zjemy coś na mieście. Potem posiedzimy przy basenie.
-Świetnie!
Około 15 wsiedliśmy do Porsche i pojechaliśmy na wycieczkę. Byliśmy na różnych znanych plażach, np. tej w Santa Barbara. W równie bogatym miejscu zjedliśmy obiad. Musiałam przyznać, że centrum LA nie jest takie wspaniałe jak jego okolice typu Hollywood czy Beverly Hills. Wręcz przeciwnie, jest tam średnio przyjemnie i niebezpiecznie. Ludzie tam głównie pracują i miasto zasypia dość wcześnie. Około 22 ostatni klienci wychodzą z barów, knajp i wracają do domów. Wszystko zawsze się równoważy, tam ładniej, tam już mniej. Oczywiście, wszystko ma jakiś swój własny urok. LA niezaprzeczalnie też. W drodze powrotnej Justin pokazywał mi kto gdzie mieszka. Tyle tam sławnych ludzi! Mieszkaliśmy w bardzo doborowym towarzystwie. Wieczorem byliśmy już w domu. Nie wiem czym się niby tak zmęczyłam będąc wiezioną przez Biebsa, ale padłam na sofę jak nieżywa.
-Dzwonił do mnie tata-zaczął Justin.
-Twój czy mój?
-Mój. Mają jakiś remont i wielki bałagan, bo niedawno się przeprowadzali. Pytał czy nie moglibyśmy zająć się dzieciakami przez trzy albo cztery dni tak żeby mogli wyszykować ich pokoje czy coś takiego. Mówił, że Jazmin i Jaxon chcą trochę z nami posiedzieć przed rozpoczęciem szkoły.
-Ale to oni wszyscy przyjadą? No i właściwie jak?
-Nie. Same dzieciaki samolotem pod opieką stewardessy.
-Aha. OK.
-Powiedz szczerze czy ci to w żaden sposób nie przeszkadza? Mi wydaję się to trochę głupie. Mają jechać tylko na kilka dni akurat do nas, a nie do rodziny matki.
-Trochę tak. No ale one cię kochają i w sumie jesteś fajniejszy od jakiejś ciotki.
-W sumie?-uśmiechnął się rozbawiony.-Czym się od niej różnię?
-Po pierwsze żadna ciotka nie bierze na kolana takich dużych dziewczynek jak ja-usiadłam na niego.-Po drugie żadna ciotka nie chwali się tak brzuchem jak ty-podciągnęłam mu koszulkę.-Po trzecie całujesz lepiej od przeciętnej ciotki-pocałowałam go w policzek.
Myślałam, że od razu przejdzie przez niego ten prąd, ale nie zareagował na nic. Siedział jak siedział, tylko się zaśmiał. Byłam lekko zdezorientowana.. Przecież zawsze zaczynał się prężyć czy coś, a teraz zero oznak. Postanowiłam zsunąć się z jego kolan. W niecałą sekundą zwalił wszystko ze stołu, i rzucił mnie na niego. Powietrze zatrzymało się w moich płucach i nie mogłam go wypuścić. Położył się na moim bezwładnym ciele i zaczął całować moją szyję. Jego ręka chciała dostać się pod moje spodnie, ale zapięty guzik nie pozwalał na to. Byłam lekko przestraszona, bo nic do mnie nie mówił, a jego ruchy nie były delikatne. Cały czas na mnie napierał, wszystko zaczęło mnie boleć. Nie wiedziałam co robić. Zaczęłam się wiercić i wyrywać. Wydało mu się chyba, że to wszystko pozytywnie, ale tak nie było. Ręka w końcu weszła pod moje spodnie. Dalej nią napierał i chciał wsadzić we mnie palec. W końcu zaczęły cieknąć mi łzy. Zatrzymał się, a ja wykorzystałam sytuację i wycisnęłam się spod niego.
-Nie wiem co sobie wyobrażałeś, ale nie jestem dziewczyną, którą się pieprzy.-powiedziałam drżącym głosem i pobiegłam schodami na górę.
Wleciałam do gościnnej sypialni i zaczęłam mocniej płakać. Nie mogłam sobie wytłumaczyć czemu to zrobił. Pewnie nie miał złych zamiarów, ale co go podkusiło żeby udawać jakiegoś sadystę. Pewnie zaraz sam ściągnąłby spodnie i na siłę zaczął wpychać we mnie swoją męskość.
Normalnie był delikatny i nie chciał sprawiać mi żadnego bólu, a teraz był nachalny i nie wydał z siebie nawet pół słowa. Czy nie przeszło mu chociaż przez myśl, że ja nie lubię takich rzeczy. I to jeszcze na stole?!
-Kasiu, wpuść mnie. Bardzo cię przepraszam. Nie chciałem zrobić ci krzywdy.-dobijał się do drzwi.
Nie odzywałam się ani słowem,a w myślach powtarzałam tylko „spier*alaj” chociaż nie przeklinam. Chciałam sama się uspokoić. Po jakiejś chwili przestać się dobijać, a wtedy przestałam tak mocno płakać.
Pewnie gdyby taką historię jakaś fanka Justina zaczęłaby się śmiać czy coś. Przecież to mogło być takie podniecające dla obu stron. Która dziewczyna nie chciałaby być taką pożądaną przez Justina Biebera. Byłyby w stanie dać mu wszystko nie myśląc o własnym poczuciu wartości i jakiejś moralności. Naprężona gwiazda chcąca zaznać z tobą przyjemności. Ja też czytając taki opis byłabym trochę inaczej nastawiona, ale taka sytuacja nie jest wspaniała, bardzo poniża dziewczynę. Czuje się bezbronna, bo nie jest tak silna fizycznie jak chłopak, a on to wykorzystuje by poczuć się lepszym i wyładować się seksualnie. Ja nie chciałam być uległą i zgadzać się na takie rzeczy. Kojarzyło mi się to z jakimś gwałtem. Wiem, że nie chciał abym tak to odebrała, ale dlaczego nie powiedział mi o swoich zamiarach? Nie odczuwaliśmy wielkiej satysfakcji z naszego współżycia, ale nie musiał od razu próbować czegoś takiego. Myślał, że to mi się spodoba? Czy ciągając go co kościoła i czekając ze wszystkim do ślubu dałam mu znać, że chciałabym żeby mnie zerżnął. W żadnym razie od obraziłam się na niego, chciałam tylko posiedzieć trochę sama i przemyśleć sytuację. Ściągnęłam spodnie i wcisnęłam się pod kołdrę, którą przykryłam się pod szyję. Myślałam i myślałam, a potem zasnęłam.