Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


20 czerwca 2011

ROZDZIAŁ 87

Nagle coś zaczęło mnie szturchać. Otworzyłam delikatnie oczy i z uśmiechem otworzyłam delikatnie oczy myśląc, że to mój ukochany mnie budzi.
-Cześć Kasiu-zobaczyłam Pattie-chyba śniło ci się coś sympatycznego.
-Oo, Pattie. Dzień dobry-odpowiedziałam po chwili, bo na początku musiałam się pogodzić z faktem, że to nie Justin z miękkimi ustami i ciepłym dotykiem.
-Już 8, a dziś czeka na nas sporo rzeczy, ale nie przejmuj się, bo masz póltorej godziny żeby się dobudzić uśmiechnęła się pogodnie.
-Dobrze-odpowiedziałam delikatnym uśmiechem-Pattie, chciałam ci bardzo za wszystko podziękować -zatrzymałam ją kiedy chciała już wychodzić z mojego pokoju-Wychowałaś naprawdę wspaniałego mężczyznę i bardzo przepraszam, że zdarzyło mi się go nie doceniać. On jest najlepszą rzeczą jaka mi się przydarzyła i bardzo go kocham. Obiecuję, że nigdy was nie zawiodę. Dziękuję, że pozwoliłaś nam na ten ślub i wszystko inne. Wiem, że to dla ciebie ogromny krok, bo teraz twój synek, który przeszedł tak wielką drogę, ustatkuje się ze mną i to, nie kłamiąc, ogranicza rolę matki.
-Kasia, ja cię bardzo nie lubiłam. Chyba jeszcze bardziej jak twój tata Justina-posłała mi zabawne spojrzenie-potem zaczęłam się przyzwyczajać kiedy spędzaliście razem wakacje, ponieważ myślałam, że i tak nie przetrwa to długo, bo zauważyłaś już pewnie jak się kończą takie związki. Potem nagle wyjechałaś i w głębi duszy zaczęłam się z tego powodu cieszyć. Justin chodził markotny, bo to ty dawałaś mu najwięcej szczęścia, nie emocji i przygód, ale właśnie takiej radości z życia. Pamiętam jak patrzyłam na niego, a on na koncercie tylko czekał aż się skończy cała otoczka związana z gwiazdowaniem i choć schodził z wewnętrznym zmęczeniem i niekoniecznie dobrym samopoczuciem oraz humorem to prawie biegł by zobaczyć ciebie i pobyć przez chwilą i w tamtej chwili miał na twarzy taki uśmiech, którego nigdy wcześniej nie widziałam. To był dla niego ogromny cios i był zły na wszystko, ba nawet odwołał koncerty, czego nigdy nie robił. Mimo tego i tak cieszyłam się z twojego odjazdu. Myślałam, że znowu będziemy siebie bliżej, ale w rzeczywistości było całkowicie na odwrót, bo stał się dla mnie wręcz nie miły i pyskaty. Jeszcze bardziej cię nie znosiłam. Potem kiedy znowu się zeszliście, w tym momencie kiedy weszliśmy wszyscy do pokoju, w którym wy znowu się całowaliście, prawie wybuchłam. Co działo się dalej już wiesz, ale w tej chwili chcę cię przeprosić za wszystko. Żałuję, że pewien rozdział mojego życia-macierzyństwo się kończy, bo to ty będziesz się teraz opiekować tym moim zakręconym, czasem nienormalnym, denerwującym synem-uśmiechnęła się, a w jej oczach były łzy.
-Obie go kochamy. Będziemy wszyscy szczęśliwą rodziną-też poczułam łzy.
Po chwili obie płakałyśmy. Następnie do pokoju weszła moja mama i też zaczęła płakać. Ona też wszystko przeżywała i skończyło się na tym, że wszystkie beczałyśmy. Wielkich powodów do płaczu nie było, ale tak wyszło. Do tej pory nie wiem dlaczego mama płakała, bo mogła albo podsłuchiwać, albo sama była w takim nastroju. Po jakimś czasie wszystkim nam zmienił się całkowicie nastrój i wspólnie jadłyśmy w kuchni tosty. Takie zmiany nastoju i kobiet są naprawdę śmieszne, ale było to ważne wydarzenie,  ponieważ przez mój ślub z Justinem z jednej strony dwie rodziny się rozpadały, a z drugiej tworzyła się zupełnie nowa. Pattie powiedziała, że ten dzień jest naszym dniem, który spędzimy jedynie we trzy, bo Justin z tatą gdzieś pojechali. Troszkę się zmartwiłam, bo nie miałam bladego pojęcia co mogli razem robić, a z innej strony brakowało mi JB. Na początku Pattie opróżniła zawartość swojej wielkiej torebki i cały stół pokryło kilkanaście magazynów o ślubach. Otoczyłyśmy je i każda brała po jednym i przeglądając mówiła co jej się podoba, a co śmieszy. Było to dla mnie bardzo nienaturalne, bo planowanie ślubu było takie nagłe i nie do końca byłam do tego przygotowana. Po dwóch godzinach przyszła pora na wybieranie kwiatów, ozdób itp. Z natłoku niezwykle pięknych rzeczy nie mogłam stwierdzić co podoba mi się najbardziej. Mamy trochę się posprzeczały o kolory, ale w końcu wspólnie stwierdziłyśmy, że jasny lila kokardek i małych ozdób będzie dobrym rozwiązaniem. Jeśli chodzi o kwiaty to chciałam wyrazistej zieleni łodyżek i białych kwiatów jak na przykład róże. Mama nie była tego pomysłu zbyt pewna, bo powiedziała, ze wolałaby odcienie złota i czerwieni w kwiatach. Ja, poparta przez mamę Biebsa, postawiłam na swoim. Nie miałam jednak pojęcia ile czasu zajmuję przygotowanie tych wszystkich pierdółek. Od razu ruszyłyśmy taksówką do jakiegoś sklepu z ozdobami ślubnymi. Wszystko było tam piekielnie drogie, ale zaczęłam się już przyzwyczajać do myśli ślubnej i zrobiłam się bardzo wybredna. Anorektycznie chuda sprzedawczyni zaczęła pokazywać zdjęcia dostępnych dodatków. Część z nich była do niczego, bo albo jechało od nich jakimś wiejskim klimatem, albo były tak fikuśne, że nie dało rady na nie patrzeć. Niestety w tym sklepie nie było nic odpowiedniego, więc byłyśmy zmuszone do pojechania gdzie indziej. Następny sklep był bardzo przestszenny i było tam bardzo minimalistycznie co od razu przypadło mi do gustu. Miły sprzedawca, chyba gej, zaczął prezentować mi najpiękniejsze koronki i wstążki jakie w życiu widziałam.
-To. To. I to-pokazałam na produkty, które mnie olśniły swoim nierzeczywistym blaskiem.
-Dobry wybór-uśmiechnął się-cena jest w miarę przystępna jak na materiał, więc macie panie dziś szczęście. Na kiedy i ile?
-Chcemy użyć ich do 120 małych stroików, 40 ozdóbek do ławek w kościele i siedem dużych do kwiatów -odparła Pattie-chcemy je mieć w ciągu dwóch tygodni czyli do 20. czerwca.
-Ile?!-razem ze sprzedawcą popatrzyłam na nią wielkimi oczami.
-Wiedzą panie, to bardzo duża liczba. Chodzi o to, że ilość materiału jest ograniczona i trzeba sprowadzać go zza granicy-zaczął lekko niespokojnie poprawiać idealnie zielonkawy krawat-nie wiem czy zdążymy, a wręcz w to wątpię. Bardzo mi przykro.
międzynarodowe-zaczęła mówić mama-myślę, że jeśli nie wyjdzie to sprawy państwowe mogą się pogorszyć.
-Czy to aż tak ważne?-zapytał lekko zdenerwowany.
-Ważne? Pff, to jest b-a-r-d-z-o ważne-odpowiedziała.
Robiła przy tym taką minę jakbym była córką Bóg wie kogo. W sumie moja mama była dobra w robieniu dziwnych min i facet się nabrał. W końcu okazało się, że materiały znajdą się bez problemu i dodatkowo dostałyśmy zniżkę. Sprzedawca na pożegnanie dokładnie nas ucałował i mogłyśmy wyjść. Od razu razem z Pattie wybuchłyśmy śmiechem, bo doszedł do nas komizm mamy. Ona też się po chwili uśmiechnęła i powiedziała, że w innym wypadku ten 'laluś' niczego by nie załatwił, a teraz się boi i wyobraża ślub z  Obamą jako gościem, więc miałyśmy pewność, że materiały będą idealne. Zbliżał się już wieczór, więc wstąpiłyśmy do kawiarenki najbliżej salonu i zjadłyśmy po wielkim kawałku ciasta i herbacie. Nagle kiedy kończyłyśmy Pattie zapytała czy mamy ochotę na zakupy. Nawet będąc zmęczona zakupów sobie nie odpuszczę, więc od razu się zgodziłam. Mama przez trochę kręciła nosem, ale nawet nie wiedziała jak opłacą jej się te łowy. Od razu zadzwoniłyśmy po taksówkę i po godzinie jazdy, która była spowodowana korkami, byłyśmy w centrum handlowym. Obeszłyśmy pełno sklepów. Na chwilę weszłyśmy do sklepu z piękną bielizną i niektóre sztuki aż do mnie krzyczały. Wiedziałam, że Justinowi też by się spodobały. Miałam przez chwilę w głowie to co czeka każdą parę po ślubie czyli noc poślubna. Nieukrywając pragnęłam już jej. Od kupienia powstrzymała mnie jednak obecność mam, bo jedna z nich była moją rodzicielką i trochę dziwnie byłoby mi kupować coś tak podkreślającego role podniecania myśli mężczyzn, a druga mamą mojego wybranka co było nie mniej niekomfortowe.

UWAGA! Kolejne rozdziały tego opowiadania pojawiają się po dodatkowych historiach, które polecam ominąć i czytać rozdział 88 :) <link do rozdziału 88>

16 czerwca 2011

ROZDZIAŁ 86

Spokojnym krokiem poszliśmy w kierunku pierwszego salonu. To był dobry wybór, bo były tam same drogie modele znanych marek, w których gustował. Wydawało mi się, że przez to oszczędzimy dużo czasu. Na początku zaczęliśmy od kilku modeli Mercedesów. Sama wsiadłam do jednego z nich i uśmiechnęłam się do Justina otwierając szybę. Był ogromny, ale nie podobał mi się. On uznał jednak, że są za bardzo damskie, z czym się zgodziłam. Następnie chodziliśmy wokół Land Roverów. Były bardzo duże, ale nie tak jak ten, który widziałam kiedyś u Kennego. Cudem wdrapałam się do środka, bo koturna omsknęła mi się ze schodka. Jednak w końcu się udało. Kiedy tak siedziałam oglądając go od środka podszedł do nas sprzedawca i zaczął pytać czego szukamy, a przy tym przyznał, że mam bardzo wyrafinowany gust, bo wsiadłam do jednych z najdroższych modeli w całym salonie. Wspólnie zaśmiali się z Justinem, że nie ma on łatwo mając taką narzeczoną. Później oglądaliśmy masę innych samochodów. Nie wiedziałam dlaczego, ale on wyglądał jakby nie chciał nic kupować ani nawet oglądać. Ja chodząc wokół samochodów wsiadałam do wszystkich próbując bawić się najlepiej jak w takim miejscu można, a on chodził mało zainteresowany i tylko czytał jakieś informacje techniczne, które nie były wcale znaczące. Chodziliśmy i chodziliśmy, a ja coraz bardziej się nudziłam. W końcu zapytałam czy może już pójdziemy, ale on stwierdził, że podobają mu się dwa modele i chce się nimi przejechać. Dobrze wiedziałam, że mu się nie podobają, bo wolał trochę inne. Nic już nie mówiłam i obojętnie przejechałam się z nim oboma. Miałam cały czas skwaszoną minę i dobrze o tym wiedziałam. On też ją widział, ale nic nie mówił. W końcu byliśmy znowu w salonie.
-Justin, jeśli znowu mamy łazić tutaj i oglądać samochody, które ci się nie podobają to zostawaj tu sam, a ja jadę do domu i będę na ciebie czekać-w końcu wybuchłam.
-Okay-odparł obojętnie-jeden samochód i jedziemy nad wodę.
-Błagam. Koniec z samochodami na dziś. I jedzmy prosto do domu, bo jestem za bardzo zmęczona na wodę.
-Umówmy się tak, oglądamy ostatnie auto i pojedziemy coś zjeść.
-Dobra.
Wyszliśmy za hale salonu. Pośrodku stał jeden samochód, który był bardzo duży i ładny. Tym razem to on wsiadł do środka z uśmiechem. Ja cały czas tylko stałam i się patrzyłam.
-Wsiadaj-powiedział.
Zrobiłam jak powiedział. W środku samochód był przepięknie wykończony czarną skórą. Nagle Justin odpalił silnik i ruszyliśmy z wielką szybkością. Popatrzyłam na niego, a on miał ten swój uśmiech. Wtedy doszło do mnie, że te ponad dwie godziny w salonie były zbędne, bo to był ten samochód, po który przyjechaliśmy. Mimowolnie się uśmiechnęłam i położyłam głowę na kolanach mówiąc jak bardzo go nienawidzę. Chciałam jechać już do domu i położyć się. Mówiłam, że chcę wracać, ale on się nie zgadzał i mówił, że mieliśmy przecież w planie wypad nad wodę i obiad. Trochę ponarzekałam, ale i tak pojechaliśmy do małej knajpy. Jedząc powtarzałam, że mam już dość całego dnia, ale on ponownie postawił na swoim. W głowie miałam pyśli o ślubie i naprawdę chciałam rozmawiać ze wszystkimi w domu, a nie jechać nad rzekę. Po dobrym posiłku ruszyliśmy w kierunku wody. Jechaliśmy i jechaliśmy, a ja robiłam się coraz bardziej zmęczona. Oparłam głowę o szybę, która jeszcze pachniała nowością. W zasadzie cały samochód pachniał mieszanką mięty, wanilii i naszych perfum. Po czterdziestu minutach byliśmy na miejscu. Justin wziął naszykowane rzeczy i wspólnie usiedliśmy przy samym brzegu. W sumie było tam bardzo ładnie i przyjemnie, bo nie było już tak gorąco. Justin zaczął się podnosić i rozbierać.
-Woda nie jest tutaj za ciepła-powiedziałam.
-Nie przesadzaj-uśmiechnął się ściągając koszulkę-idziesz ze mną.
Już miałam powiedzieć "nie", kiedy nagle Justin wziął mnie gwałtownie na ręce i wrzucił do zimnej wody. Wydawała się lodowata, bo moje ciało nagrzało się przez cały dzień. Byłam trochę zła, bo ja zanurzyłam się po głowę, a on ledwo do kolan. Jednak nie chciałam się już kłócić i podpłynęłam do połowy odległości między nami. Zaczęłam machać żeby do mnie podszedł, ale on wprost rzucił się na wodę i sekundę później obejmował mnie w pasie. Przybrał minę znaczącą, że znowu coś wymyślił. Powtarzałam ze śmiechem żeby nic mi nie robił, ale nie posłuchał mnie. Na początku zanurzył się i w ogóle nie wiedziałam gdzie jest. W końcu poczułam, że podpłynął z tyłu i wsunąwszy głowę między moje nogi znalazłam się na jego barkach. Bałam się, bo nie lubię być na jakimkolwiek ruchomym podłożu. On zaczął jeszcze mną machać sprawiając, że bujałam się na prawo i lewo. Krzyczałam jak opętana, a on doskonale się bawił. W końcu powiedział, że mnie puści i gwałtownie zrzucił mnie do tyłu. Naleciało mi sporo wody do nosa i zaczęłam się krztusić. Udając obrażoną wyszłam z wody i usiadłam na trawie. Z mojej sukienki cały czas leciała woda. Dziesięć minut później również wyszedł na suchy ląd i poszedł do samochodu, a następnie nakrył mnie suchym ręcznikiem.
-Przepraszam skarbie-przytulił mnie.
-Nic się nie stało-uśmiechnęłam się-było fajnie. Wziąłeś może dla mnie jakieś ubranie na zmianę?
-Wszystko jest w samochodzie. Posiedzimy chwilkę i będziemy lecieć.
-Nareszcie! A tak właściwie to skąd go wytrzasnąłeś?-pokazałam na samochód.
-Sprowadziłem go ze Stanów żeby mieć tu coś swojego. Mamy nawet polskie tablice.
-Wiedziałam, że go tu nie kupiłeś. Ładny to on jest, ale nie rozumiem po co rozwalać tak pieniądze. Ciekawe co powiedzą rodzice.
Tak jak obiecał, na piaseczku posiedzieliśmy jakieś dziesięć minut, a potem przebraliśmy się w suche ubranie. W zasadzie to nie wiem czy robiło mi to jakąś różnicę, bo bieliznę miałam mokrą, a bez niej wolałam nie jechać. Kiedy chowaliśmy rzeczy Justin pokazał mi bagażnik, który był tak ogromny jakbyśmy mieli przewozić tam trzy telewizory i lodówkę. Co jak co, miał chłopak gest. Chociaż byłam zadowolona z dnia to i tak byłam nim już nieźle zmęczona, bo cały czas byłam poza domem. Kiedy nareszcie usłyszałam silnik byłam poczułam, że niedługo będę już leżeć we własnym łóżku i spać. W niecałą godzinę byłam w domu. Jeszcze w aucie z przymykającymi się oczami pocałowałam delikatnieBiebera w policzek. Obejmując mnie na wysokości bioder odprowadził mnie do drzwi z rzeczami w drugiej ręce. Po tym jak rodzice zagadali go w przedpokoju, pożegnał się z nami i odjechał. Idąc do siebie słyszałam, że mama coś jeszcze do mnie mówi, ale mój mózg odpłynął i nic do mnie nie dochodziło. Na pięć minut weszłam pod gorący prysznic, a potem, w mojej ulubionej, różowej piżamie, weszłam pod kołdrę i zasnęłam dosłownie w chwili, kiedy zamknęłam oczy.

13 czerwca 2011

ROZDZIAŁ 85

Była dopiero 15 czyli środek dnia. Poszłam na chwilę do swojego pokoju i wniosłam na dół moje pamiątkowe pudło.
-Gdzie mam je odłożyć?-zapytałam mamę.
-Postaw w salonie to potem pogonię tatę żeby wszystko pozanosił-odpowiedziała mieszając zupę.
-Mamusiu, a kiedy ja właściwie będę pakować swoje rzeczy?-zapytałam kiedy wróciłam do kuchni.
-Po ślubie-odpowiedziała wręcz z lekką irytacją.
-Mamo, będę za wami tęsknić, ale to najlepsza rzecz w moim życiu-położyłam głowę na jej ramieniu.
-Jesteś bardzo młoda. Cały świat jest dla ciebie, a ty już się określasz...
-Nie lubisz go?
-Lubię, ale i tak myślę, że to wcześnie. Może na początku powinniście ze sobą razem zamieszkać i zobaczyć co z tego wyjdzie?
-Nie chcę żyć na kocią łapę tymbardziej ze względu na wiek. Wiesz co by na przykład taka Lasocka powiedziałam...
-A co ci tam Lasocka.
-Mamo, Justin jest gwiazdą. On ma dziesiątki milionów osób, które się takimi rzeczami interesują.
-Aż tyle?-powiedziała wręcz nie dowierzając.
-Jak nie więcej.
Mama liczbą była oszołomiona. Mnie też przerażała. Jeżeli wyjdziemy w końcu na jaw oni wszyscy będą na mnie się gapić i oceniać. Te wszystkie oczy. Będąc z nim w trasie doświadczyłam trochę tego, ale byłam wtedy jego dziewczyną, zwykłym pachołkiem, a teraz miałam być żoną, a to do czegoś zoobowiązuje. Przez resztę dnia przygotowywałam się do zaczęcia ślubnych przygotowań. To było szalone, bo miałam tylko 17 lat! Wieczorem zadzwoniła Pattie. Chwilę podsłuchiwałam rozmowę mam, ale w tym czasie do mnie zadzwonił JB. Nie mówił nic specjalnego. Powiedział tylko, że chce jutro pojechać do salonu z samochodami. Zgodziłam się, bo w tych salonach zawsze panuje taki ciekawy klimat kiedy jesteś zachęcany do kupienia wszystkich samochodów na raz. Pamiętałam jak kilka lat wcześniej byłam w kilku z nich z tatą i dostałam kilka naklejek reklamowych z logami firm od samochodów, benzyny itp. Zapytałam jednak czy mamy czegoś nie planują, ale rzekł, że jutro spotykają się sami rodzice. Byłam trochę zdziwiona, bo przecież to my braliśmy ślub, a nie rodzice, ale przytaknęłam. Reszta dnia minęła okropnie szybko i już był następny dzień. Tym razem czułam się trochę spięta, tak jak przez następne dni aż do wydarzenia. Gapiłam się w sufit godząc się z nowym życiem. Wtedy usłyszałam z dołu rozmowy. Wszystko po angielsku i głos Pattie. Nakryłam głowę poduszką, bo znowu byłam ostatnia i nie gotowa. Po pięciu minutach poczłapałam do łazienki i doprowadziłam się do pożądku. Założyłam ładną sukienkę bez ramiączek, niewysokie koturny i uśmiech. Zgrabnie zeszłam na dół i od razu rzuciła się na mnie mama Justina. Zaczęła pokrzykiwać jak bardzo się cieszy, że będziemy razem, ściskała mnie i całowała. Byłam odrobinę zdziwiona jej zachowaniem, bo między nami było różnie, właściwie, albo było doskonale, albo miałam wynosić się z życia Justina. W końcu z objęć Pattie wyswobodził mnie mój rycerz. Uśmiechnęłam się i delikatnie pocałowaliśmy się na przywitanie. Tata pochylił głowę żeby na nas nie patrzeć, a Pattie wręcz zaklaskała w ręce. Było to wręcz zabawne. Usiadłam przy Justinie, a właściwie na jego kolanach i tak przesiedziałam prawie dwie godziny. Nie rozmawialiśmy o niczym konkretnym, tylko trochę ogólnie o ślubie, bo 'jak to będzie fajnie' itp.. Bieber szeptał mi też do ucha jak ładnie wyglądam, a ja w międzyczasie zjadłam trochę musli z jogurtem i razem ze wszystkimi piłam kawę z mlekiem. W końcu moje 'kszesło' zaczęło się wiercić. W końcu powiedział, że na nas już czas, bo samochody nie będą czekać. Uśmiechnęłam się tylko i oboje wyszliśmy z domu. Będąc już w aucie zapytałam dlaczego właściwie jedziemy do salonu kiedy przyjechała jego mama. Było to trochę głupie, bo leciała taki szmat godzin, a my pierwszego dnia ją zostawiamy. Odpowiedział, że po prostu tak mu było wygodniej. Dalszą drogę przejechaliśmy w ciszy. Było mi bardzo gorąco i bawiłam się włosami otwierając okno.
-Jesteś śliczna-JB zagapił się na mnie kiedy staliśmy na światłach.
-Dziękuję-uśmiechnęłam się z widocznym zadowoleniem-ale dziś ciepło.
-Racja. Może później pojedziemy gdzieś się pomoczyć?
-Nie wiem czy dobrze byłoby narażać się na jakiś gapiów na basenie.
-To może jakaś rzeka czy coś takiego. Opowiadałaś, że ze trzydzieści kilometrów od Warszawy jest coś odpowiedniego.
-No dobrze. To jak obejrzymy te wszystkie samochody to pojedziemy do domu i wezmę jakieś rzeczy.
-Ale po co? Mam w samochodzie ręcznik to wystarczy. Pomoczymy się tylko lekko dla ochłody.
-No dobrze-odpowiedziałam lekko zdziwiona.
-Często mówisz 'no dobrze'-zaśmiał się.
-Nie prawda-uśmiechnęłam się.
-Jesteśmy już. Wysiadaj kochana.
-No dobrze-odparłam i uświadomiwszy, że znowu się powtórzyłam posłałam mu spojrzenie żeby już się nie śmiał.

10 czerwca 2011

ROZDZIAŁ 84

-Witaj nowe życie-powiedziałam w myślach-witaj Justin-powiedziałam do niego.
-A więc kiedy będzie Pattie?-zapytałam pogodnym głosem.
-Samolot przylatuje o 16 czyli na miejscy będziemy po 17, bo trzeba doliczyć opóźnienia, bagaże itd. itd...
-Czemu się tak uśmiechasz?-zobaczyłam, że ma minę jakby zobaczył coś dziwnie śmiesznego.
-Bo patrzę na ciebie-powiedział czyli znowu wyszłam na wybryk natury.
Szybko podniosłam się z łóżka opierając na jego kolanie i wzięłam ze stolika lusterko. Okazało się, że wszystkie włosy mi sterczą i każdy w innym kierunku. Poczułam się głupio, bo on jak zwykle wyglądał idealnie w tej swojej czapeczce i równo obciętych włosach, a ja siedziałam na łóżku w starej koszulce i szopie na głowie. Stwierdziałam w myślach, że powinnam się lepiej starać, bo stanę przy ołtarzu sama. Chociaż w tej chwili chciałam tylko na niego opaść o obiąć go nogami, stwierdziłam, że nawet takie zachowanie nie zmieni faktu jak wyglądam. Szybko wstałam z łóżka i biegiem zachaczając po drodzę o szafę, biegiem ruszyłam do łazienki. Spojrzałam na siebie w lustro i przywitałam się z tym ptakiem z Ulicy Sezamkowej, który tam był. Szybko rozebrałam się i ubierając bieliznę zaczęłam robić coś z włosami. Nawet kiedy je uczesłam, nadal sterczały. W końcu przynałam, że nic im nie pomoże i lekko zmoczyłam je wodą żeby się tak nie puszyły.
-Mogę?-usłyszałam jego głos zza drzwi.
-Proszę-odpowiedziałam bez wyrazu.
-Ubierz się-teatralnie zasłonił sobie oczy.
-Daj spokój. Sam mnie podglądasz w łazience.
-Kiedyś...
-Zacząłeś drugiego czy trzeciego dnia naszej znajomości-zaśmiałam się naciągając leniwie szorty.
-Ale ja okropny-przytulił mnie tak, że nasze ciała przylegały do siebie od stóp do mniej więcej mojego pasa.
-I tak cię lubię-uśmiechnęłam się, a on przejeżdżając ręką po moich plecach odczepił jedno ramiączko mojego biustonosza-jest ktoś poza nami w domu?-zapytałam psikając się perfumami.
-Minąłem się z twoją mamą w drzwiach. Mówiła coś o dużych zakupach-zawiesił głowę patrząc się centralnie w mój biust.
-Czyli mamy dwie godziny dla siebie. Nie gap się tak-uśmiechnęłam się pocałowałam go w usta.
On delikatnie wsadził rękę do tylnej kieszeni moich spodenek i wtedy zaczęła się zabawa. Chciałam go podotykać, po prostu chciałam. Wsunęłam powoli ręce pod jego koszulkę i ponownie mocno się pocałowaliśmy. Tak przyjemnie smakował. W łazience było dość ciemno, bo paliła się tylko mała żarówka nad lustrem. Nie wiem co mnie tak wtedy wzięło, ale chciałam pokazać mu, że warto mnie poślubić. Odchyliłam się i chciałam coś powiedzieć, ale wtedy on mocno mnie pocałował. Szepnęłam mu do ucha żeby podał mi rękę, a wtedy on głęboko wciągnęł zapach mojego YSL. Trzymając go za rękę ciągnęłam go tyłem do sypalni. Położyłam go na łóżku, a sama usiadłam chwilę potem na wysokości jego bioder. Patrząc na niego dostrzegłam, że oboje mamy przygryzione wargi. Posłałam mu szalony uśmiech i zaczęłam delikatnie wodzić palcem po jego guziku od spodni. On mocno szarpnął mnie i już leżałam na nim. Obdarował mnie tym wspaniałym pocałunkiem. Poczułam to o czym myślicie. Od pasa przeszedł mnie promienny dreszcz. Zatopiona w tych jego cudnych ustach sięgnęłam ręką pod łóżko i znalazłam to czego szukałam. Fizycznie byłam gotowa już dawno, a psychicznie poczułam to kiedy się zaręczyliśmy. Nie było to jakieś nagłe, ale wiedziałam, że za te niecałe trzy tygodnie będziemy małżeństwem. Nie miało już dla mnie takiego znaczenia czy wydarzy się to w tamtej chwili czy w noc poślubną. Mogliśmy zrobić taką małą próbę. Podparłam się lekko na jego klatce piersiowej i zębami otworzyłam plastikowe opakowanie. Byłam jak w transie i znów zaczęłam go całować przerzucając się, po raz pierwszy, na jego szyję. Było wspaniale, a on nagle zacisnął wszystkie mięśnie. Popatrzyłam na niego lekko zbita z tropu. Przecież on zawsze tego chciał. Czemu zrobił się taki obojętny?
-Czy coś nie tak?-zapytałam szepcząc do jego ucha.
-Nie zrobimy tego teraz.
-Nie chcesz?-zaczęłam powoli robić palcami kroczki po wewnętrznej stronie jego uda do góry.
-Kasiu..-zacisnął szczęki i lekko oczy-zapomniałaś o swoich postanowieniach?-złapał raptownie za moją dłoń kierując ją na poduszę.
Zdałam sobie sprawę, że do niczego nie dojdzie i przetoczywszy z niego położyłam się na drugiej części łóżka. Nie chciał mnie, no bo z jakiego normalnego powodu nie chciał uprawiać seksu. Nie odzywałam się.
-Czekam na to od kiedy cię poznałem, ale chcę żebyś dotrzymała swoich postanowień i niczego nie żałowała. Trzy tygodnie przy tych prawie trzech latach nie robią już olbrzymiej różnicy dla mnie, ale dla ciebie i owszem-mówił, a ja zaczynałam się rozluźniać-szczerze to nie wiedziałem, że masz takie grzeszne rączki cmoknął mnie w ramię.
Mimowolnie się zaśmiałam i wybaczyłam to, że nie chciał wtedy tego ze mną robić. Odwróciłam się do niego przodem i przytuliłam. Sama nie jestem pewna ile czasu tak leżeliśmy, ale było tak przyjemnie, że straciłam poczucie czasu. Oboje usłyszeliśmy, że mama jest już w domu i zaczęła nas szukać. Spojrzałam szybko na niego i na moją rozebraną sylwetkę. Słysząc kroki mamy na schodach szybko naciągnęłam koszulkę, która była najbliżej i usiadłam przy biurku. Justin też poprawił t-shirt i usiadł na rogu łóżka.
-Cześć mamo-prawie krzyknęłam radośnie
-Cześć, cześć-powiedziała patrząc się na rozwalone łóżko-co porabialiście?
-Nic, tylko siedzieliśmy na komputerze, ale właśnie wyłączaliśmy go i mieliśmy w planie pójść na dół-zaczęłam trajkotać.
-Dobrze. Ja pójdę pochować zakupy-powiedziała i wyszła.
Oboje odetchnęliśmy, ale nasze spojrzenia automatycznie przeniosły się na otworzoną prezerwatywę leżącą na łóżku.
-Widziała?-spytałam trochę zakłopotana.
-Nie-pocieszył mnie uśmiechając się Biebs.
-Mam nadzieję-odwzajemniłam uśmiech.
W głębi byłam prawie pewna, że jeśli mama będzie miała okazję zaprosi mnie na którką rozmowę. Już widziałam jak mówi, że nie życzy sobie żebym robiła z jej domu burdelu. Nie dostałabym jakiegoś wielkiego ochrzanu, ale nie wiedziałam, że jeszcze nie do końca pogodziła się z tym, że miałam się wyprowadzić z daleka od niej i mieszkać z kimś prawie dla niej nieznanym. Pewnie myślała, żeby mi powiedzieć o co chodzi w seksie itp., ale jeszcze o tym nie wspominała i miałam delikatną nadzieję, że się za to nie zabierze. Lubiłam rozmawiać z mamą o wszystkim, czasem nawet o "tenteges', ale kiedy wiedziała już z kim to trochę głupio. Dla nie robienia jej dobrej podstawy do rozmyśleń razem z Justinem poszliśmy do niej. Pomogłam trochę rozpakować torby i potem zrobiłam dla nas wszystkich coś do picia. Mama cały czas uśmiechała się i nie robiła dziwnych min, więc wyszło na to, że nie widziała. Od razu zrobiło mi się lżej. Potem zostaliśmy jednak przegodnieni, bo zbyt ją zagadywaliśmy podczas robienia obiadu. Chciałam zaciągnąć narzeczonego na zewnątrz, ale wtedy Biebs stwierdził, że musi się zbierać, bo przed odebraniem mamy z lotniska musi trochę u siebie posprzątać. Nie byłam pewna o co właściwie chodzi, przecież nie miała z nim spać w pokoju, bo było tam tylko jedno łóżko. Nie chciałam jednak nic wspominać żeby nie odebrał tego tak, że niby uważam go za maminsynka. Kiedy wychodził mama rzuciła do niego, żeby przekazał Pattie, że jak będzie miała czas to niech zadzwoni do niej. Pożegnałam go drobnym całusem w usta, a on obdarzył mnie tym swoim zabójczym spojrzeniem od stóp do głów i zaśmiał się zapewne przypominając moje dzisiejsze próby dojścia z nim do czegoś. Delikatnie odpowiedziałam uśmiechem i wypchnęłam go za drzwi.

5 czerwca 2011

ROZDZIAŁ 83

Byłam zmęczona i nie miałam już siły przeglądać mojego pudełka. Wzięłam je jednak ze sobą na górę, bo miałam zamiar zrobić to jutro rano. Wstąpiłam jeszcze na chwilę do kuchni i zjadłam trochę płatków. One też przypomniały mi dawne lata, kiedy miałam wszystkie ich rodzaje, bo codziennie lubiłam jeść inne i dodatkowo zbierałam wszystkie zabawki, które dorzucali tam jako wielkie nagrody. Później poczłapałam jeszcze do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Poszłam do łóżka z mokrą głową i zasnęłam chyba po dwóch minutach, bo poczułam nagle wielkie zmęczenie po całym dniu. Nic mi się nie śniło, ale czułam się cudownie. Wstałam przed 11 i otworzyłam delikatnie oczy. Od razu poraziły mnie promyki letniego słońca, które wpadały do mojego pokoju. Nie potrafiłam zrobić nic innego jak uśmiechnąć się do okna. Ziewając leniwie dojrzałam na podłodze moje pudełko. Od razu zsunęłam po nie na ziemię i potem cofnęłam na łóżko i usiadłam po turecku. Przez trzy sekundy popatrzyłam na jego pokrywkę, a potem szybko ją ściągnęłam i nieśmiało zajrzałam do środka. Od razu wyciągnęłam pierwszy album. Przypomniałam sobie jak wyciągnęłam z rodzinnego albumu wszystkie zdjęcia z moich urodzin i powpychałam je do swojego różowego z wielkim elfem. Powoli przerzucałam strony patrząc na zdjęcia z urodzin, na których się popłakałam, bo stwierdziłam, że moich gości bardziej obchodzi zjeżdżalnia, a nie ja. Potem następnych, chyba 11, na których malowali dzieciom twarze lecz pani, która to robiła nie miała żadnych umiejętności i choć miałam być kaczką wyglądałam jakbym miała hot-doga zamiast ust. Na następnym bardzo dobrze widoczne było to, że jeden z chłopców mi się podobał, a ja jemu i delikatnie mnie obejmował. Słodko to wyglądało, bo w tej samej chwili drapał się po nosie. Potem wzięłam następny z wycieczkami szkolnymi. Na jednej byliśmy w stajni przez cały dzień i mieliśmy zdjęcia na koniach, które wtedy wydawały się takie ogromne. Doskonale pamiętam jak nagle jeden z nim zaczął się załatwiać i wszyscy chłopcy zaczęli robić zdjęcia jego odbytowi. Cudna  zabawa. Potem kolejna, na której wywieźli nas w jakiś las i wszyscy się pogubiliśmy i to na poważnie. Straż pożarna szukała nas do 21.30. Nie pamiętam zbyt dobrze, ale chyba opisali to na Wirtualnej Polsce i zrobiło to sensację z tytułem 'Nauczycielka po spożyciu pogubiła w lesie swoich uczniół'. Nie pamiętam żebym się jakoś wtedy bała, bo wszyscy przesiadaliśmy się tylko z kamienia na kamień, bo nie mogliśmy się potem za bardzo przemieszczać. Następny album był z jakiś wydarzeń w szkole. Był najgrubszy ze wszystkich, bo zawierał zdjęcia ze szkoły podstawowej i gimnazjum. Śmiesznie było znowu zobaczyć ludzi dłubiących w nosie, którzy w tej chwili są pełnoletni itp. Został mi ostatni album kiedy dostrzegłam swój pierwszy pamiętnik z przyczepionym misiem. Otworzyłam pierwszą stronę '30.07.03 Ten pamientnik dostałam od swojego hłopaka Kuby...'. Doskonale to pamiętałam. Prawda była taka, że z tym Kubą prawie nie rozmawiałam, bo za bardzo się wstydziłam, ale w ukryciu przed nim mówiłam, że jest moim chłopakiem. Kiedy byłam młodsza zdarzało się, że przebijałyśmy się z koleżankami ilością chłopaków. Często wygrywałam, bo mówiłam, że mam na przykład jedenastu i wymieniałam ich: Karol, którego spotkałam w sklepie, kilku chłopaków z klasy i podwórka, sąsiad, który miał 20 lat itd. To były super czasy. Ten pamiętniczek był pełny wywodów na takie tematy jak chłopcy ze szkoły, kolorowe spódniczki, które kupiła mi babcia... Potem wyciągnęłam kolejny. Sama nie przypominałam sobie, żebym tam go chowała, ale pewnie zrobiła to mama kiedy się wyprowadzaliśmy. Miałam zapisane tam prawie pełne trzy lata gimnazjum z wielkimi szczegółami, które z roku na rok trochę się zmieniały, bo zaczynałam od tego w co się ubierałam, a kończyłam na tym co w danym dniu myślałam o Bogu i pragnieniu miłości. Dostrzegłam pełen opis tych dni, kiedy spotkałam Justina. Wszystko ze szczegółami. Potem opisywałam prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek go jeszcze spotkam. Potem wszystko się urywa. W czasie tych dni dostrzegłam, że ślub z Biebsem całkowicie kończy rozdział mojego dotychczasowego życia, mojego dzieciństwa, w ogóle całego życia w Polsce. Były to dni mojego całkowitego pożegnania ze wszystkim, całkowicie ze wszystkim. Rezygnowałam ze wszystkiego co mnie otaczało i co było mi bliskie przez 18 lat, całe moje życie, dla Justina. Nie chodzi, że zaczęłam się wahać, bo moja miłość do niego była jedną z najpewniejszych, albo i najpewniejszych decyzji jakie podjęłam. Tym samym uświadomiłam sobie, że tak  naprawdę rzucam wszystko i nie mam nic oprócz jego. Stawał się jedyną rzeczą jaką miałam, on stawał się wszystkim co miałam mieć. Taka była prawda, że dla związku z nim, zgodziłam się na utratę wszystkiego i on stawał się wszystkim i, co wynikało z jego gwiazdorstwa, kiedy miał wyjechać traciłam wszystko. W tej samej chwili ktoś złapał mnie w pasie. Poczułam znajomy dotyk i to zakończyło moje pożegnanie.

2 czerwca 2011

ROZDZIAŁ 82

Później przytuliliśmy się kilka razy. W między czasie doszło też do kilku drobnych pocałunków. Następnie będąc już oboje w dobrym humorze, poopowiadałam mu o moim zaliczeniu i panu Romanie. Poczułam, że już mi w pełni wybaczył i zaczął śmiać się z moich opisów. Bardzo się za nim stęskniłam i chciałam trochę nadrobić te dwa dni, w czasie których w ogóle go nie widziałam. W pewnej chwili naparłam na niego tak, że całkowicie leżał na oparciu bujanej ławki, a ja na nim. Ujęłam delikatnie jego twarz w dłonie i pocałowałam dwa razy tak delikatnie jak tylko potrafiłam, bo chciałam pokazać mu jak tęskniłam. On od razu odpowiedział na pocałunek i zrobił to samo. Już prawie zapomniałam jakie to cudowne uczucie. Z niesamowitego rozmarzenia zostałam jednak szybko obudzona. Biebs delikatnie szarpnął mnie i pokazał głową na okno domu, które wyglądało na ogródek. W nim od razu zobaczyłam mamę, która bardzo nieelegancko się nam przyglądała. Zaśmiałam się łagodnie i powiedziałam mu, że chyba u mnie w domu nie będziemy mieli spokoju i lepiej pojechać do niego. Przez chwilę namawiał mnie, że chętniej pojechałby gdzieś do restauracji, bo zbliżała się pora kolacji. Zgodziłam się chociaż sama wolałabym położyć się po prostu na łóżku i wtulona w jego tors pooglądać jakiś film. On zaczął jednak mówić, że musi być wyjątkowo, bo zrobiłam dziś wielką rzecz. Przed wyjściem poszłam się przebrać, bo nie było mi za wygodnie w stroju pokazowym. Założyłam beżową sukienkę i cienki biały sweterek. Kiedy informowałam mamę, że wychodzimy ta zaczęła przekonywać nas, abyśmy zostali w domu, bo ona sama coś ugotuję. Powiedziałam jej prawie dosłownie, że trochę nam przeszkadza, na co ona lekko się obraziła. Zbliżając się do samochodu zaczęłam zagadywać go, że może ja poprowadzę. Wiedziałam, że nie był chętny, ale chciałam zobaczyć jak się z tego wywinie. Obojętnym głosem stwierdził, że on wyręczy w tym mnie, bo po co mam się przemęczać. Lekko uśmiechnęłam się pod nosem i usiadłam na miejscu pasażera. Jechaliśmy około dziesięciu minut, a potem wysiedliśmy przed małą restauracyjką. Chwilę podziwiałam wnętrze lokalu. Posiłki w restauracjach były jadną z najbardziej przeze mnie lubianych zmian związanych z związkiem z Justinem. Przed poznaniem rzadko wychodziłam i zazwyczaj jadłam w domu lub w jakiejś budce z kebabami. Bieber zamówił sobie jakieś mięso, a ja prostą sałatkę z kurczakiem. W czasie jedzenia zaczął mówić, że czekają nas przygotowania do ślubu. Do tej pory prawie w ogóle o tym nie rozmawialiśmy, więc byłam ciekawa wszystkiego. Sama nie wiedziałam co planował, bo w końcu miał bardzo wiele znajomych, więc spokojnie mógł chcieć ślub z weselem na pięćset osób. Bardzo zdziwiłam się jednak, bo kiedy zaczęłam pytać o jakieś szczegóły on odpowiadał tylko, że o tym będziemy rozmawiać razem z naszymi rodzicami.
-A kiedy przyjedzie Pattie?-zapytałam w końcu.
-Jutro-odpowiedział szybko.
-Jak to jutro?-byłam bardzo zdziwiona.
-No przecież za trzy tygodnie ślub-zaśmiał się.
Byłam całkowicie wybita z rozmowy. Nie mogło do mnie dojść, że to już tak nie długo, a do tego on wydał się na to całkowicie obojętny jakby gdzieś miał tą całą szopkę i traktował to jak wyjście do sklepu. Już za trzy tygodnie i dwa dni miałam skończyć 18lat, zostać żoną i były to naprawdę dla mnie ważne. Zaczęłam coraz bardziej się niecierpliwić. Resztę kolacji prawie się nie odzywałam i tylko dzióbałam widelcem w posiłku.
-Kasiu, nie martw się. Wszystko będzie dobrze. W ciągu dwóch tygodni załatwicie te wszystkie damskie rzeczy i będzie okey-rzekł widząc moją minę-będziesz śliczną panną młodą, ale musisz się uśmiechnąć-lekko pokazałam zęby-haha, ale nie tak, bo wyglądasz jakbyś zobaczyła coś obrzydliwego-wyszczerzyłam się jak małe dziecko-trochę lepiej.
Kiedy wreszcie skończyliśmy jeść pojechaliśmy na krótką przejażdżkę po mieście. Jadąc z nim takim pięknym samochodem wąskimi uliczkami ze starymi kamienicami, które kruszyły się na naszych oczach było trochę dziwne, bo wyglądało to słabo w porównaniu do jego otoczenia w Stanach. Czułam się trochę gorsza i dostałam lekkich kompleksów.
-Justin, myślisz, że jestem inna przez to skąd pochodzą?-zapytałam nagle.
-Jesteś wspaniała-uśmiechnął się.
-Ale to w porównaniu do LA są slamsy...
-Daj spokój. Wjechaliśmy teraz w taką gorszą dzielnicę, ale takie są wszędzie. Warszawa jest pięknym miastem i są tu niesamowite miejsca. Nie uważam żeby były już takie lepsze miejsca do oświadczyn. Nie podobało ci się wtedy na górze?
-Było wspaniale-szeroko uśmiechnęłam się widząc tą scenę w głowie.
-Więc nie gadaj bzdur.
-Kocham cię-oparłam głowę o jego ramię.
-Ja ciebie też skarbie-cmoknął mnie w głowę.
-Lubię kiedy tak do mnie mówisz.
Około 20 byłam w domu. Na początku poszłam pogadać z rodzicami. Mama zdąrzyła w czasie mojej nieobecności znaleźć wielkie pudło z rodzinnymi pamiątkami. Usiadłam razem z nią na podłodze i zaczęłam wspólnie oglądać zdjęcia. Mieliśmy bardzo pokaźną kolekcję fotografii, bo kiedyś było to hobby taty. Z pierwszego roku mojego życia miałam chyba trzy albumy po osiemdziesiąt zdjęć. Przy każdej była też mała notatka jak na przykład '23.12.1995 I Święta Kasi i jej I prezent'. Byłam okropnie wdzięczna rodzicom za takie pamiątki, bo oglądanie ich po latach jest niesamowitym doświadczeniem. Mama miała delikatne łzy w oczach. Jeszcze dotkliwiej doszło do mnie, że już niedługo będę kilka tysięcy kilometrów od mojego domu i rodziców, którzy byli ze mną w każdej ważnej chwili mojego życia. Po jakimś czasie przyszedł do nas tata. Również przeglądał zdjęcia. Zaczął śmiać się jaką wtedy nosił fryzurę i że nie miał tylu siwych włosów jak teraz. Później pokazywał na kolanach jaka byłam malutka kiedy kładł mnie sobie na kolanach. Poczułam jak bardzo będę za nimi tęsknić. Za tatą, bo zawsze na wszystko mi pozwalał i zawsze byłam jego  najukochańsząpodtrzymywał kiedy szli po schodach do sypialni. Powiedziałam tylko 'dobranoc', bo sama zostałam jeszcze do końca finałowej sceny, kiedy wszyscy tańczyliśmy. Widziałam siebie mającą jakieś trzydzieści centymetrów mniej niż w tej chwili w pistacjowozielonej sukience do kolan w wielkim kapeluszu z papieru i pomyślałam jak będę wyglądać za trzy tygodnie odprowadzana przez tatę do ołtarza gdzie stał Justin z tym jego zawsze obecnym szerokim uśmiechem. Wydało mi się jakby to było z dnia na dzień, ja taka malutka, a potem taka dorosła z mężem. Już jutro przylatywała Pattie i razem z jej pojawieniem ruszały przygotowania.