Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


7 lipca 2013

ROZDZIAŁ 149


Lekko z opóźnieniem... WSPANIAŁYCH WAKACJI! SZALEJCIE, ALE Z GŁOWĄ :D

Po zjedzeniu śniadania poszłam do łazienki wziąć prysznic. Ubrałam się w zwykłe dżinsy i koszulkę. Nie malowałam się przesadnie, a właściwie nałożyłam na twarz tylko trochę kremu matującego. Kiedy zakładałam skarpetki(tak, cudowny moment) Justin usiadł obok mnie na łóżku.
-Zaraz będę gotowa-powiedziałam wyciągając z torby UGGi.
-Nigdzie nam się nie śpieszy-odparł dumnie.-Jak to cudownie brzmi. Tutaj możemy robić to co chcemy i kiedy mamy na to ochotę. Nikt też nie napisze, że powinienem kupić ci ładniejsze buty.
-Bardzo zabawne-uśmiechnęłam się sztucznie chociaż to mnie śmieszyło.
Justin raptownie przyciągnął mnie do siebie i zaczął kołysać. Naprawdę mu odbijało. Zaczął szalenie cmokać mnie w szyję chociaż się broniłam. Chyba zaczęłam piszczeć na pół domu. W końcu dał mi spokój i mogłam odetchnąć. Powtarzałam mu, że chyba powinien zgłosić się do jakiegoś lekarza, bo robi się z nim coraz gorzej. W odpowiedzi zrobił zeza i klasnął w dłonie żebyśmy już wychodzili. Kiedy sięgałam po telefon gwałtownie pociągnął mnie w stronę drzwi stwierdzając, że nie będzie mi on potrzebny.
-Babciu, wychodzimy-Justin krzyknął kiedy staliśmy już w progu.
-Uważajcie na siebie-usłyszeliśmy.
-Kocham tę kobietę-chłopak stwierdził cicho z uśmiechem wskazując palcem na pokój, gdzie prawdopodobnie znajdowała się jego babcia.
Na zewnątrz było zimno i poczułam się aż dumna, że wzięłam ze sobą te ciepłe buty i kurtkę. Justin złapał mnie za rękę i uścisnął mocno. Na początku udaliśmy się do jego szkoły, a właściwie pod nią, bo uważał, że lepiej nie pokazywać wszystkim, że tu jest, aby mieć trochę wolności. Z pewnej odległości pokazywał mi gdzie miał lekcje i przy okazji opowiedział kilka zabawnych historyjek. Odniosłam wrażenie, że strasznie chciałabym poznać Justina z tamtych czasów. Myślę, że byłabym jedną z tych dziewczyn, które ogólnie udają, że tacy chłopcy są niedojrzali, a ich pajacowanie głupie, ale w ukryciu śmiałabym się z tego i być może podkochiwała w nim. Justin, który właśnie szedł ze mną był właśnie tym chłopakiem. Kiedy przyglądałam mu się nie wyglądał jak postać z telewizji i przypominał normalnego chłopaka. Strasznie mi się to spodobało, bo uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Tak naprawdę nie byłam w stanie określić gdzie jesteśmy, skąd przyszliśmy ani ile czasu idziemy. Miasto bardzo mi się podobało, bo budynki były po prostu urocze i jak z jakiegoś filmu. On był w stanie powiedzieć mi coś o wszystkim co było dookoła, bo tu robić coś, tak coś znalazł. Poczułam, że jakby tęskni za tym wszystkim.
-Masz ochotę na gorącą czekoladę?
-Zawsze-uśmiechnęłam się.
Justin przepuścił mnie w drzwiach skromnie wyglądającej kawiarni. Dla ludzi w Stratford był wyjątkowo miły. Nie mówię, że w LA był nie miły i traktował wszystkich z góry, ale tutaj traktował wszystkich jak najbliższych znajomych i zagadywał ich. Ludzie widząc go też się uśmiechali i byli dla nas bardzo sympatyczni. Z kubkami wyszliśmy na zewnątrz i ruszyliśmy dalej. Po jakimś czasie dotarliśmy do miejsca, gdzie Justin trenował. Udało nam się tam jakoś wślizgnąć i na jakiś czas usiedliśmy na górnych trybunach koło lodowiska.
-Pięć czy sześć lat temu byłem jednym z nich-uśmiechnął się patrząc na trenujących chłopców.
-Może za kolejne kilka lat będzie tam kolejny Bieber-powiedziałam zamyślona i po chwili skarciłam się, że musiało mi się to wymsknąć.
Mi było głupio, ale Justin zrobił się jeszcze bardziej rozanielony i mocno mnie objął. Nie chcąc na siłę zmieniać tematu siedziałam cicho i czekałam aż Justin coś powie. Jednak przez dłuższą chwilę też nic nie mówił. Przez to, że myślałam o czym on musi myśleć sama też zaczęłam mieć to w głowie. Wizja dziecka i mieszkania w Stratford była wyjątkowo sielankowa, ale po pierwsze byliśmy za młodzi na dzieci i po drugie przeprowadzka była niemal niemożliwa w naszej sytuacji. W końcu Biebs stwierdził, że zrobiło się późno i moglibyśmy już wrócić do domu na jakiś obiad. Ucieszyłam się, że to coś dziwnego, co było między nami rozpłynęło się i moja wizja małego chłopca z blond czupryną zniknęła. Do domu szliśmy trochę czasu, ale pogoda była ładna i sprzyjała spacerom. Znowu trzymaliśmy się za rękę. Naprawdę przez ten wyjazd coś się ze mną działo. Nie miałam pojęcia co to, ale czasem nie byłam pewna kim właściwie jestem i co dzieje się dookoła mnie. Idąc prawie pustymi ulicami gdzie wszyscy są mili i nikt nie widzi w Justinie ósmego cudu świata czułam się na nowo zwyczajną dziewczyną. Wszystko znowu było proste, tzn. byłam z moim ukochanym, nic poza nami nie miało znaczenia, byliśmy całkowicie sami i czuć było ogólny spokój. Myśl, że dzień wcześniej otaczały mnie rezydencje po kilka a nawet kilkanaście milionów dolarów, drogie samochody i wiecznie świecące słońce była surrealistyczna i jakby niemożliwa. Co dziwniejsze nie tęskniłam za tym ani moją wielką garderobą.
Kiedy dotarliśmy na miejsce na początku zamieniłam kilka słów z babcią Justina i powiedziałam, że pomogę jej w przygotowaniu obiadu. Diana stwierdziła, że później mnie zawoła i podała dwie szklanki żebyśmy się czegoś z Justinem napili. Z uśmiechem zaniosłam do salonu szklanki i dzbanek z jakimś sokiem i czymś takim. Bieber siedział na fotelu i rozmawiał z dziadkiem, który zajął kanapę. Usiadłam obok na kanapie i postawiłam wszystko na stole.
-I jak ci się tutaj podoba Kasiu?-zapytał.
-Jest naprawdę cudownie, tak spokojnie i przyjemnie. Zupełnie co innego jak Los Angeles.
-Powinniście przyjeżdżać częściej-uśmiechnął się.
-Teraz wy z babcią musicie do nas przyjechać, a potem my z Kasią przyjedziemy na dłużej-powiedział Justin.
Po kilku chwilach babcia Justina mnie zawołała i poszłam jej pomóc w kuchni. Następnie zjedliśmy obiad i wspólnie usiedliśmy w salonie. Siedziałam na kanapie pomiędzy Justinem i jego babcią, która podała mi z półki albumy ze zdjęciami. Na widok malutkiego Justina zrobiło mi się jakoś ciepło i miło. Babcia do każdego zdjęcia dodawała kilka słów o tym kiedy i gdzie zostało zrobione. Justin na niektóre się krzywił, ale wtedy wciskałam mocniej łokieć między jego żebra żeby nie przeszkadzał mi w oglądaniu.
-Twist zabrał już psa?-zapytałam nagle widząc jakiegoś czworonoga na zdjęciu.
-Tak, jest już u niego i cały czas mu mówi jak za tobą tęskni.
-Ale jesteś zabawny-zmarszczyłam nos.
-Zabawnie to ty wyglądasz kiedy tak robisz-zaczął mnie naśladować.
Znowu pchnęłam go łokciem żeby nikt nie widział i wróciłam do przerzucania kolejnych stron albumu. Doszłam do wniosku, że był on jednym z najsympatyczniejszych dzieci jakie kiedykolwiek widziałam. A kiedy miał tylko dwa małe zęby wyglądał przecudownie. Kiedy był już większy wyglądał trochę śmiesznie, bo na każdym zdjęciu robił co innego i wydawał się jakby doklejony do wielkiej perkusji albo jakiś grabi. A te wszystkie jego miny i uśmieszki. Po prostu nie mogłam powstrzymać śmiechu.
-Kasiu, nawet sobie nie wyobrażasz co my się z nim mieliśmy. Non stop coś się działo-powiedziała Diana.-Przyszedł do nas z Pattie, a po chwili już widzimy jak coś zakopuje na zewnątrz albo skacze po śmietniku.
-Skakałeś po śmietniku?-zaśmiałam się.
-Oj tam. Był z takiego dziwnego plastiku.
-Dla niego wszystko było niesamowite i chciał robić wszystko-dodał dziadek.
-Nie byłem aż takim strasznym dzieckiem-bronił się Justin.-Pomagałem wam sprzątać.
-Och tak, pomagałeś, a potem musiałam pozbywać się tej powodzi po twoim myciu podłogi.
-Jakbyś chciała to mamy jeszcze dużo kaset do obejrzenia-zaproponował dziadek.
-Bardzo chętnie-uśmiechnęłam się.
-O, nie-zajęczał Justin.
Filmy to chyba najlepsza pamiątka jaka istnieje. Okazało się, że dziadkowie mają ich pokaźną kolekcję, a ja chciałam obejrzeć je wszystkie. Nie wiadomo kiedy zrobiło się późno i dziadkowie poszli spać. Zostałam wtedy sama z Justinem, który leżał już na kanapie. Kiedy uznałam, że też nie dam już rady siedzieć położyłam się przed nim nie odrywając oczu od telewizora. Justin lekko przysypiał, ale kiedy dociskałam się do niego, żeby się zmieścić zarzucił rękę na moją talię i cmoknął w ramię. Po kilkunastu minutach oglądania usłyszałam za sobą chrapanie i zachichotałam. Pierwszy raz spotkałam się u niego z takim odgłosem. Razem ze śmiechem z filmu tworzyło to niezły kontrast. Nie mogłam zasnąć jeszcze chwilę po obejrzeniu ostatniego filmu. Ten maraton, który można byłoby nazwać „Hi, my name is Justin” pozwolił mi go jeszcze bardziej poznać i poczułam jakbym znała go naprawdę od zawsze.
-Kocham cię-szepnęłam do jego śpiącej postaci.

1 komentarz:

  1. <33333 Justin jest słoooodki kiedy jest zażenowany <333

    OdpowiedzUsuń