-Justin! Puść mnie!-krzyknęłam
próbując mu się wyrwać.
-Pół godziny-mruknął dalej
ściskając moje nadgarstki.
-Nie mam czasu-powiedziałam spokojnie
licząc, że to zadziała.-Wolę coś zjeść i być na czas u
kosmetyczki.
Chłopak lekko zirytowany zszedł ze
mnie i bez słowa wziął ze stolika iPada. Wtedy szybko zeszłam z
łóżka i poszłam do garderoby. Błyskawicznie wcisnęłam tyłek w
obcisłe dżinsy, a na górę zarzuciłam biały top. Kiedy się
ubierałam znikąd pojawił się piesek i zaczął na mnie skakać.
Podniosłam go z podłogi i wróciłam do sypialni. Justin udawał,
że mnie nie widzi, więc żeby się trochę ożywił postawiłam na
nim szczeniaka. Nie zadziałało to, ale mówi się trudno. Nie
miałam ochoty zastanawiać się o co mu znowu chodzi. W kuchni
szybko zalałam sobie kakao i przygotowałam coś do jedzenia. Nie
wiem dlaczego zawsze nazywam to przygotowaniem skoro tutaj wszystko
jest gotowe i zamknięte w jakimś plastiku. Prawda jest taka, że od
przeprowadzki zdążyłam się już całkowicie przestawić na
amerykańskie jedzenie. Wszystko jest gotowe i wymaga tylko
podgrzania i ,uwaga, wyjęcia z opakowania. Po szybkim śniadanku
poszłam jeszcze po torebkę do sypialni. Pokrzątałam się tam
jeszcze chwilę próbując zlokalizować mój telefon. Znowu go
nigdzie nie było.
-Szukasz telefonu?-Justin zapytał
lekko się uśmiechając.
-Nie-powiedziałam biorąc z toaletki
błyszczyk żeby przypadkiem nie mógł znowu się ze mnie
śmiać.-Tego szukałam.
-Masz króliczku-chłopak podał mi
mojego iPhone'a pojawiając się obok.
Wzięłam go od niego i pocałowałam
go w policzek jako podziękowanie. Justin przekręcił lekko głowę
i zaczął całować mnie w usta. Uśmiechnęłam się i
odwzajemniłam pocałunek. Wciąż nie potrafiłam być na niego zła
dłużej niż pięć minut. Chłopak po raz dziesiąty zapytał o
której wrócę i czy przypadkiem nie chcę żeby ze mną pojechał.
Tak, nie ma to jak zabrać faceta ze sobą do kosmetyczki i fryzjera.
Szybko wzięłam kluczyki do samochodu i pojechałam do salonu. Na
miejscu było dużo ludzi. Jak zawsze w ostatni dzień roku, bo
przecież wszyscy chcą się dobrze prezentować na nocnym
szaleństwie. Okazało się, że musiałam chwilę poczekać, ale
jakoś mi to nie przeszkadzało. Po chwili podeszła do mnie jedna
kobieta i zaprosiła na fryzjerski fotel. Wytłumaczyłam jej jak to
wszystko widzę. Zdecydowałam się na karmelowe pasemka i delikatne
podcięcie, bo co jakiś czas po prostu trzeba to zrobić. Fryzury
żadnej nie chciałam, więc wszystko poszło nawet szybko. Potem
przyszła kolej na paznokcie. Po trzydziestu minutach nareszcie nie
wyglądały jak u jakiegoś zwierzęcia. Po zapłaceniu małego
majątku w kasie wyszłam przed salon i szybko zauważyłam
lodziarnie. Nie mogłam się oprzeć i po chwili już trzymałam
wielkie lody czekoladowe. Po tym wszystkim mogłam wracać do domu.
Na miejscu szybko znalazłam Justina i
zaczęłam go wypytywać gdzie dokładnie idziemy i kto tam będzie.
Musiałam przygotować się psychicznie na towarzystwo celebrytów.
Miałam jeszcze trochę czasu, więc podgrzałam jakieś jedzenie i
kazałam Justinowi zejść na dół. Tym razem od razu mnie posłuchał
i po chwili siedział już na stołku barowym przy kuchennej wyspie.
-Justin, a co z psem?
-Jak to?
-No on będzie się bał fajerwerków.
Chcesz żeby siedział tu taki przestraszony i nie mógł spać kiedy
my będziemy na imprezie?
-Tutaj nic nie będzie słychać. Nic
mu nie będzie.
-Może zostanie w naszej sypialni? Tam
jest chyba najciszej.
-Ale tylko ten jeden raz, bo mu nie
ufam. Ostatnio znowu zasikał dywan.
-I tak to ja sprzątałam.
Po obiedzie wciąż mieliśmy trochę
czasu na odpoczynek, więc włączyliśmy sobie jakiś film. Nie wiem
dlaczego, ale tego dnia nie miałam najlepszego humoru. Niby wszystko
było ok, ale i tak nie czułam się jakoś super. Koło siódmej
uznałam, że to najwyższy czas na prysznic i przygotowanie się na
nasze wyjście. Uważałam żeby nie zmoczyć włosów, bo naprawdę
ładnie się układały. W sypialni usiadłam przy toaletce i
pomalowałam się. Ostatnim krokiem było ubranie się. Szybko
wcisnęłam się we wcześniej przygotowany dwuczęściowy komplet.
Po dziesięciu minutach udało mi się też zlokalizować czarne
szpilki i byłam już gotowa. Przeglądałam się chwilę w dużym
lustrze czy przypadkiem taki strój nie jest złym rozwiązaniem, bo
w przypadku pokazywania tali bałam się czy ze spódnicy nic nie
będzie się brzydko mówiąc wylewać. Pochyliłam się kilka razy
żeby być pewną, że wszystko jest na swoim miejscu. Kiedy weszłam
do sypialni poczułam nagle silny zapach perfum Justina i od razu
przypomniałam sobie o dezodorancie i moich perfumach. Tylko tego
brakowało żebym śmierdziała tam jakimś potem. Będąc już
gotową szybko zlokalizowałam torebkę i wsadziłam w nią kilka
rzeczy. Po raz dziesiąty uznałam, że jestem gotowa. Na dole
znalazłam Justina, który wyglądał znakomicie.
-Już jedziemy?-zapytałam.
-Jakoś za godzinę.
-Jak to. Przecież mówiłeś, że o 8
i jest 8.
-Ale pomyślałem, że lepiej będzie
pojechać trochę później. Trzeba się trochę spóźnić żeby
wszystko się już tam rozkręciło.
-No i teraz mam tak siedzieć przez
godzinę?-wskazałam na buty i spódnicę.-Zaraz będę cała w
sierści psa.
-Nie przesadzaj.
-To mi się w takim razie nie chce
nigdzie jechać-powiedziałam ściągając buty.-Mam gdzieś te
imprezy, na których niby są przyjaciele, ale i tak stosuje się
jakieś głupie gierki.
-Nie musimy nigdzie jechać. Serio.
Zostańmy w domu skoro masz być taka wkurzona przez całą noc.
-Jedź sam, a ja zostanę-odwróciłam
się do niego plecami i ruszyłam w stronę schodów.
-Nie będę brać znowu wszystkiego na
siebie skoro to ty widzisz jakieś problemy. Nie ma opcji żebyś
została sama. Albo zostajemy, albo jedziemy i się dobrze bawimy.
Nie wiedziałam co we mnie wstąpiło.
Mogłam trzymać język za zębami i poczekać tę godzinę, co było
dla mnie głupie, ale ja musiałam zacząć gadać. Było mi głupio,
ale zdecydowałam ochłonąć w samotności. Na górze zrobiło mi
się jeszcze gorzej, bo doszłam do wniosku, że pokazałam jaka
jestem samolubna i głupia. Prawda była taka, że to ja nie mogłam
normalnie traktować znajomych Justina w czasie kiedy on starał się
i dogadywał z moimi. Czułam się jak najgorsza dziewczyna pod
słońcem. Musiałam wywalać z siebie takie zmyślone idiotyzmy w
sylwestra przed prawie samym wyjściem. Przez cały dzień było
przecież ok, a tu teraz taki wybuch. Po piętnastu minutach poszłam
do Justina, który zaszył się na zewnątrz. Moje wyrzuty sumienia
sięgnęły maksimum. Skoro on nie mógł wytrzymać w domu
zdecydowanie przesadziłam. Z zakłopotaniem splątałam swoje ręce
na brzuchu i zaczęłam go przepraszać. Kilka razy powtórzyłam, że
szanuję jego znajomych i broń boże nie mam ich gdzieś. Kiedy
kazał mi usiąść sobie na kolanach jeszcze kilka razy wspomniałam
jak mi głupio po tym wszystkim.
-Nie musisz już tak
przepraszać-uśmiechnął się obejmując mnie.
Spojrzałam na niego z delikatnym
uśmiechem. Jakim cudem on potrafił się tak dobrze zachować. Kiedy
chodziło o jakieś poważne rzeczy zawsze umiał sobie poradzić i
przejąć kontrolę.
-Chcesz tam jechać?-zapytał
zakładając kosmyk moich włosów za ucho.-Tylko mów prawdę.
Pokiwałam głową dając znać, że z
wielką chęcią tam pojadę.
-To wstawaj i jedziemy-klasnął w
dłonie.
-Ale jeszcze nie ma 9...
-Hej, przecież nikt nas stamtąd nie
wyrzuci-uśmiechnął się całując mnie w policzek.
SUPER !!!!!
OdpowiedzUsuń