Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


7 lipca 2014

ROZDZIAŁ 162


 -Justin! Puść mnie!-krzyknęłam próbując mu się wyrwać.
-Pół godziny-mruknął dalej ściskając moje nadgarstki.
-Nie mam czasu-powiedziałam spokojnie licząc, że to zadziała.-Wolę coś zjeść i być na czas u kosmetyczki.
Chłopak lekko zirytowany zszedł ze mnie i bez słowa wziął ze stolika iPada. Wtedy szybko zeszłam z łóżka i poszłam do garderoby. Błyskawicznie wcisnęłam tyłek w obcisłe dżinsy, a na górę zarzuciłam biały top. Kiedy się ubierałam znikąd pojawił się piesek i zaczął na mnie skakać. Podniosłam go z podłogi i wróciłam do sypialni. Justin udawał, że mnie nie widzi, więc żeby się trochę ożywił postawiłam na nim szczeniaka. Nie zadziałało to, ale mówi się trudno. Nie miałam ochoty zastanawiać się o co mu znowu chodzi. W kuchni szybko zalałam sobie kakao i przygotowałam coś do jedzenia. Nie wiem dlaczego zawsze nazywam to przygotowaniem skoro tutaj wszystko jest gotowe i zamknięte w jakimś plastiku. Prawda jest taka, że od przeprowadzki zdążyłam się już całkowicie przestawić na amerykańskie jedzenie. Wszystko jest gotowe i wymaga tylko podgrzania i ,uwaga, wyjęcia z opakowania. Po szybkim śniadanku poszłam jeszcze po torebkę do sypialni. Pokrzątałam się tam jeszcze chwilę próbując zlokalizować mój telefon. Znowu go nigdzie nie było.
-Szukasz telefonu?-Justin zapytał lekko się uśmiechając.
-Nie-powiedziałam biorąc z toaletki błyszczyk żeby przypadkiem nie mógł znowu się ze mnie śmiać.-Tego szukałam.
-Masz króliczku-chłopak podał mi mojego iPhone'a pojawiając się obok.
Wzięłam go od niego i pocałowałam go w policzek jako podziękowanie. Justin przekręcił lekko głowę i zaczął całować mnie w usta. Uśmiechnęłam się i odwzajemniłam pocałunek. Wciąż nie potrafiłam być na niego zła dłużej niż pięć minut. Chłopak po raz dziesiąty zapytał o której wrócę i czy przypadkiem nie chcę żeby ze mną pojechał. Tak, nie ma to jak zabrać faceta ze sobą do kosmetyczki i fryzjera. Szybko wzięłam kluczyki do samochodu i pojechałam do salonu. Na miejscu było dużo ludzi. Jak zawsze w ostatni dzień roku, bo przecież wszyscy chcą się dobrze prezentować na nocnym szaleństwie. Okazało się, że musiałam chwilę poczekać, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Po chwili podeszła do mnie jedna kobieta i zaprosiła na fryzjerski fotel. Wytłumaczyłam jej jak to wszystko widzę. Zdecydowałam się na karmelowe pasemka i delikatne podcięcie, bo co jakiś czas po prostu trzeba to zrobić. Fryzury żadnej nie chciałam, więc wszystko poszło nawet szybko. Potem przyszła kolej na paznokcie. Po trzydziestu minutach nareszcie nie wyglądały jak u jakiegoś zwierzęcia. Po zapłaceniu małego majątku w kasie wyszłam przed salon i szybko zauważyłam lodziarnie. Nie mogłam się oprzeć i po chwili już trzymałam wielkie lody czekoladowe. Po tym wszystkim mogłam wracać do domu.
Na miejscu szybko znalazłam Justina i zaczęłam go wypytywać gdzie dokładnie idziemy i kto tam będzie. Musiałam przygotować się psychicznie na towarzystwo celebrytów. Miałam jeszcze trochę czasu, więc podgrzałam jakieś jedzenie i kazałam Justinowi zejść na dół. Tym razem od razu mnie posłuchał i po chwili siedział już na stołku barowym przy kuchennej wyspie.
-Justin, a co z psem?
-Jak to?
-No on będzie się bał fajerwerków. Chcesz żeby siedział tu taki przestraszony i nie mógł spać kiedy my będziemy na imprezie?
-Tutaj nic nie będzie słychać. Nic mu nie będzie.
-Może zostanie w naszej sypialni? Tam jest chyba najciszej.
-Ale tylko ten jeden raz, bo mu nie ufam. Ostatnio znowu zasikał dywan.
-I tak to ja sprzątałam.
Po obiedzie wciąż mieliśmy trochę czasu na odpoczynek, więc włączyliśmy sobie jakiś film. Nie wiem dlaczego, ale tego dnia nie miałam najlepszego humoru. Niby wszystko było ok, ale i tak nie czułam się jakoś super. Koło siódmej uznałam, że to najwyższy czas na prysznic i przygotowanie się na nasze wyjście. Uważałam żeby nie zmoczyć włosów, bo naprawdę ładnie się układały. W sypialni usiadłam przy toaletce i pomalowałam się. Ostatnim krokiem było ubranie się. Szybko wcisnęłam się we wcześniej przygotowany dwuczęściowy komplet. Po dziesięciu minutach udało mi się też zlokalizować czarne szpilki i byłam już gotowa. Przeglądałam się chwilę w dużym lustrze czy przypadkiem taki strój nie jest złym rozwiązaniem, bo w przypadku pokazywania tali bałam się czy ze spódnicy nic nie będzie się brzydko mówiąc wylewać. Pochyliłam się kilka razy żeby być pewną, że wszystko jest na swoim miejscu. Kiedy weszłam do sypialni poczułam nagle silny zapach perfum Justina i od razu przypomniałam sobie o dezodorancie i moich perfumach. Tylko tego brakowało żebym śmierdziała tam jakimś potem. Będąc już gotową szybko zlokalizowałam torebkę i wsadziłam w nią kilka rzeczy. Po raz dziesiąty uznałam, że jestem gotowa. Na dole znalazłam Justina, który wyglądał znakomicie.
-Już jedziemy?-zapytałam.
-Jakoś za godzinę.
-Jak to. Przecież mówiłeś, że o 8 i jest 8.
-Ale pomyślałem, że lepiej będzie pojechać trochę później. Trzeba się trochę spóźnić żeby wszystko się już tam rozkręciło.
-No i teraz mam tak siedzieć przez godzinę?-wskazałam na buty i spódnicę.-Zaraz będę cała w sierści psa.
-Nie przesadzaj.
-To mi się w takim razie nie chce nigdzie jechać-powiedziałam ściągając buty.-Mam gdzieś te imprezy, na których niby są przyjaciele, ale i tak stosuje się jakieś głupie gierki.
-Nie musimy nigdzie jechać. Serio. Zostańmy w domu skoro masz być taka wkurzona przez całą noc.
-Jedź sam, a ja zostanę-odwróciłam się do niego plecami i ruszyłam w stronę schodów.
-Nie będę brać znowu wszystkiego na siebie skoro to ty widzisz jakieś problemy. Nie ma opcji żebyś została sama. Albo zostajemy, albo jedziemy i się dobrze bawimy.
Nie wiedziałam co we mnie wstąpiło. Mogłam trzymać język za zębami i poczekać tę godzinę, co było dla mnie głupie, ale ja musiałam zacząć gadać. Było mi głupio, ale zdecydowałam ochłonąć w samotności. Na górze zrobiło mi się jeszcze gorzej, bo doszłam do wniosku, że pokazałam jaka jestem samolubna i głupia. Prawda była taka, że to ja nie mogłam normalnie traktować znajomych Justina w czasie kiedy on starał się i dogadywał z moimi. Czułam się jak najgorsza dziewczyna pod słońcem. Musiałam wywalać z siebie takie zmyślone idiotyzmy w sylwestra przed prawie samym wyjściem. Przez cały dzień było przecież ok, a tu teraz taki wybuch. Po piętnastu minutach poszłam do Justina, który zaszył się na zewnątrz. Moje wyrzuty sumienia sięgnęły maksimum. Skoro on nie mógł wytrzymać w domu zdecydowanie przesadziłam. Z zakłopotaniem splątałam swoje ręce na brzuchu i zaczęłam go przepraszać. Kilka razy powtórzyłam, że szanuję jego znajomych i broń boże nie mam ich gdzieś. Kiedy kazał mi usiąść sobie na kolanach jeszcze kilka razy wspomniałam jak mi głupio po tym wszystkim.
-Nie musisz już tak przepraszać-uśmiechnął się obejmując mnie.
Spojrzałam na niego z delikatnym uśmiechem. Jakim cudem on potrafił się tak dobrze zachować. Kiedy chodziło o jakieś poważne rzeczy zawsze umiał sobie poradzić i przejąć kontrolę.
-Chcesz tam jechać?-zapytał zakładając kosmyk moich włosów za ucho.-Tylko mów prawdę.
Pokiwałam głową dając znać, że z wielką chęcią tam pojadę.
-To wstawaj i jedziemy-klasnął w dłonie.
-Ale jeszcze nie ma 9...
-Hej, przecież nikt nas stamtąd nie wyrzuci-uśmiechnął się całując mnie w policzek.

1 komentarz: