Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


23 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 159


Justin usiadł na fotelu obok choinki i wziął mnie na kolana. Ręką, którą mnie nie obejmował sięgał po prezenty. Jedno pudło było naprawdę duże. Trzymając je w rękach potrzęsłam nim, bo było bardzo lekkie. Kiedy ściągnęłam pokrywkę zobaczyłam dużo kolorowych papierków zabezpieczających. Szybko zanurkowałam w nim ręką i chwyciłam coś dziwnego. Justin śmiał się za moimi plecami, kiedy wyciągnęłam królicze uszy. Odwróciłam się do niego i spojrzałam pytająco. Pokazał mi żebym dalej szukała. Tym razem złapałam kartkę i przyjrzałam się jej. Dla króliczka Justina od H. Hefnera, przeczytałam. Odwróciłam kartkę, a tam na odwrocie było logo Playboya. Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam. Justin zaczął głośniej się śmiać, a ja poczułam się skrępowana, bo jego dziadkowie byli obok. Na szczęście oni też oglądali prezenty i nie przyglądali się co właściwie trzymałam. Cmoknęłam szybko Justina w te roześmiane usta i odłożyłam pudełko, wiedząc, że jest tam coś więcej. Od razu wzięłam mój prezent dla Justina. Szybko podałam mu go. Jednym ruchem rozerwał papier i przyłożył do siebie czarną koszulkę. Napis głosił „Moja żona ma zawsze rację”. Zaśmiał się pod nosem i lekko mnie uszczypnął. Po drodze było jeszcze kilka dziwnych prezentów jak na przykład śmieszne skarpetki, płyty, filmy. W końcu podałam mu mniejsze pudełko. Miałam nadzieję, że mu się spodoba. Szeroko uśmiechnął się widząc złotego Rolexa, którego trochę pomógł mi wybrać Twist. To ja byłam dziewczyną, ale oni lepiej rozróżniali te zegarki, a ja nie chciałam kupić mu takiego samego jak ma. Kiedy Justin odłożył go wcisnął mi od razu w ręce jeszcze jeden prezent. Szybko otworzyłam małe pudełko, w którym był bardzo słodki naszyjnik z białego złota. Od razu kazałam go sobie nałożyć. Na moich kolanach pojawiło się kolejne pudełko, w środku którego były jeszcze dwa kolejne. Zrobiło mi się aż głupio, że moje prezenty dla niego już się skończyły. W jednym błękitnym pudełeczku były kolczyki z małymi perłami, a drugim takie same tylko, że z brylantami. Kamienie błyszczały jakby specjalnie ktoś je podświetlał. Powiedziałam, że są niesamowite. Uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam go. Zaczęliśmy delikatnie się całować podgryzając się leciutko. Chichotałam kiedy łaskotał mnie językiem. Nagle wsunął między nas kopertę. Pytająco spojrzałam na niego oblizując jeszcze usta. Delikatnie otworzyłam kopertę i wysunęłam sztywny papier.
-Mówiłaś, że chciałabyś zobaczyć co najmniej pół świata żeby móc zostać w jednym miejscu na dłużej i przestawić się na tryb żony, przyszłej matki...-uniósł delikatnie kąciki ust.-Ja obiecałem sobie, że będę starał się spełnić każde twoje marzenie.
Tym razem wręcz rzuciłam się na niego. Przycisnęłam się do jego klatki piersiowej tak mocno, że nie mogłam oddychać. Uwielbiałam takie chwile kiedy czułam, że jestem największą szczęściarą na świecie i mam obok siebie kogoś tak niesamowitego.
-Dzieciaki, a to jest taki skromny prezent od nas-babcia wskazała ręką na dużą, płaską paczkę.
Zeszłam na chwilę z kolan Justina i wyciągnęłam spod drzewka tajemniczy przedmiot. Siadając na podłokietniku fotela zaczęłam zdzierać papier. W środku była duża ramka z czarno-białym zdjęciem.
-To jedno z tych, które zrobiliśmy w Stratford.
Chwilę przyglądałam się zdjęciu. Nic nie było w nim perfekcyjne, ani ostrość, ani ogólna kompozycja, ale chyba to sprawiało, że wyglądało niesamowicie. Justin i ja siedzieliśmy obok siebie na kanapie ukrywając uśmiechy i patrząc na siebie. Pamiętam, że było to dopiero po tym jak przyjechaliśmy i oboje byliśmy zmęczeni, bo pierwszej nocy się nie wyspaliśmy. Wyglądaliśmy jakbyśmy byli cholernie szczęśliwi w zwyczajnym domu, prostych ubraniach i kiepskich fryzurach. Spojrzałam na Justina z dziwnym wzruszeniem.
-Wyglądasz ślicznie na tym zdjęciu-powiedział spokojnie.
-Jest idealne-stwierdziłam.-Dziękujemy-spojrzałam na dziadków.
Od razu zaniosłam ramkę do sypialni i postawiłam ją na komodzie, na której stały tylko jakieś do połowy wypalone świeczki zapachowe. Miałam nadzieję, że Justin nic nie będzie miał do takiego ustawienia i zdjęcie nie psuło całej wizji sypialni. Kiedy schodziłam na dół Pattie z Johnem akurat wracali. Uśmiechnęłam się do nich i na chwilę poszliśmy do kuchni wziąć jakieś jedzenie, bo oni trochę zgłodnieli. Po dziesięciu minutach znaleźliśmy się w salonie. Justin widząc Johna wstał i podszedł do niego. Spojrzałam na niego zdenerwowana, ale Biebs poprosił tylko Johna o rozmowę w cztery oczy. Pattie była lekko zmieszana, ale uśmiechnęłam się do niej pocieszająco. Nie wiedziałam czy wszystko będzie dobrze, ale miałam taką nadzieję. Niby normalnie rozmawialiśmy, ale czułam, że w środku ja i Pattie nie byłyśmy takie spokojne. Babcia zaczęła jeszcze dopytywać o ciążę, a ja tylko się temu przysłuchiwałam. W sumie interesowało mnie to, bo miałam być przecież bratową tego dziecka, ale po prostu w tamtym momencie mój umysł był gdzieś indziej. Wyświetlacz zegara jakby się zatrzymał. Błagałam żeby w reszcie się ruszył, ale łaskawie przeskoczył o dwie minuty. Po jakiś piętnastu minutach Justin z Johnem wrócili. Obie z Pattie mieliśmy chyba najbardziej pytające miny na świecie. Chłopak podszedł do mnie i swobodnie usiadł obok mnie. John zaczął mówić coś Pattie, ale wszystko wyglądało dobrze. Justin zaczął coś mówić nie na temat. Gwałtownie odwróciłam się do niego i wpiłam się palcami w jego kolano. Ściągnął na sekundę brwi, ale po tym od razu uśmiechnął się i przyciągnął moją rękę do ust żeby pocałować wierzch dłoni. Trochę się uspokoiłam, ale chętnie bym coś usłyszała. Opierając się o niego zobaczyłam uśmiechniętą Pattie. Na ten widok też się uśmiechnęłam. Chyba w tamtym momencie naprawdę ucieszyłam się z całej sytuacji. Od kilkunastu lat była sama, tzn. nie miała żadnego faceta w życiu, sama musiała o wszystko dbać i zajmować się. Justin też nic jej nie ułatwiał, bo nim zawsze trzeba było się przejmować. Naprawdę należało jej się teraz spokojne życie, który na pierwszy rzut oka John był w stanie jej zapewnić. Był miłym facetem około czterdziestki z lekko już przerzedzonymi włosami, ale nadal wesołymi oczami. Nie wiem dlaczego, ale chyba nie był zupełnie spokojny i jego jedyną rozrywką nie był telewizor. Jednak przy tym czułam, że będzie wspaniałym ojcem. Kładąc brodę na ramieniu Justina zaczęłam przyglądać się jego oczom. Szybko spojrzał na mnie i lekko uniósł kąciki ust. Pocałował mnie potem swoimi miękkimi wargami. Kiedy oparł się ponownie i objął mnie ramieniem poczułam się wręcz idealnie. Spojrzałam na przyszłych rodziców i uśmiechnęłam się na myśl, że kiedyś też będziemy się cieszyć z takiego szczęścia. Szczerze mówiąc wydawało mi się, że wszyscy takiego wyznania bardziej spodziewali się po mnie niż po Pattie. Zdecydowanie za dużo myślałam i do głowy przyszła mi taka myśl. Resztę dnia spędziliśmy w rodzinnym gronie rozmawiając, jedząc i oglądając jakieś świąteczne programy telewizyjne.
Wieczorem po prysznicu czytałam w łóżku książkę. Justin bawił się nowym iPadem kręcąc nim i sprawdzając czy naprawdę jest taki czuły. Na początku był to trochę śmieszne, ale później trochę denerwowało mi to całe jego przewracanie jakby tablet był kierownicą. Zaczęłam dawać mu jakieś znaki, ale nie załapał żadnego z nich. Nagle zaczął jeszcze sobie podśpiewywać pod nosem. Szczerze mówiąc liczyłam, że w święta coś zagra albo chociaż zaśpiewa, ale najwidoczniej nie miał na to ochoty. Odrywając wzrok od książki powiedziałam mu to. Ze zdziwieniem spojrzał na mnie i nagle wstał z łóżka ciągnąc mnie za rękę. Kiedy zaczęłam powtarzać, że jest już późno chwycił mnie w pasie i przerzucił przez ramię. Posadził mnie na ławie przy fortepianie i kazał siedzieć cicho. Strasznie podziwiałam jego umiejętności i kochałam patrzeć jak gra na jakimś instrumencie. Za każdym razem było mi głupio, że wcześniej byłam negatywnie nastawiona do jego muzyki, co on wziął sobie do serca i ograniczał się.
-Chcesz spróbować?-zapytał podnosząc klapę.
Pokiwałam głową. Justin zagrał kilka nut, a potem pokazał mi, które dwa klawisze mam naciskać. Bałam się czy ogarnę nawet te dwa dźwięki, ale widocznie on we mnie wierzył. Zaczął od dwóch prostych kolęd. Czasem trochę słów mi się wymykało, ale chyba jemu to nie przeszkadzało. Potem trochę się przesunęłam dając mu więcej miejsca. Nie wiem czy celowo chciał się popisać, ale zrobił na mnie wielkie wrażenie. Właściwie w ostatnim czasie wciąż mnie zaskakiwał. „Cicha noc” w jego wersji prawie wyciskała łzy z moich oczu. Patrząc na mnie co chwilę uśmiechał się trochę speszony. Kończąc westchnął przytulając mnie.
-Przepraszam, że nie zrobiliśmy tego wczoraj. Nie chciałem wszystkiego zepsuć. Nasze pierwsze święta miały być idealne.
-I takie są-uśmiechnęłam się dociskając brodę do jego ramienia.
-Zdzierżysz moją piosenkę?
Entuzjastycznie pokiwałam głową. Każda nuta sprawiała, że moje ciało rozpływało się i nie mogłam wysiedzieć na ławeczce. Chyba spodobało mu się to i jeszcze bardziej się starał. Miałam wielką ochotę wtulić się w niego i już nie puszczać, ale nie chciałam żeby kończył śpiewać. Nagle przerwał i zaprosił mnie do tańca. Kilka razy powtórzyłam, że nie wychodzi mi to za dobrze, szczególnie o tej porze, ale nie obchodziło go to. W telefonie włączył jakąś piosenkę, której na początku nie rozpoznałam, ale po chwili doskonale słyszałam, że to „Fa la la”. Zaciągnął mnie na środek pokoju, gdzie było więcej miejsca i przyciągnął mnie w pasie. Dwa razy obrócił mnie jakby się rozgrzewając. Stałam na palcach żeby czuć się trochę zwinniej i delikatniej. Trzymając jedną rękę na moim pasie kierował całym moim ciałem. Pod nosem cały czas śpiewał dobrze znany tekst i patrzył się przy tym cały czas w moje oczy. Kiedy była mowa o biciu serca przyciągał mnie bliżej i dociskał ucho do mojej klatki piersiowej. Po tym kiedy piosenka się skończyła dalej tańczyliśmy powoli chcąc przedłużyć tę chwilę. Moja piżama za bardzo nie pasowała, ale kiedy czułam na sobie jego wzrok, te nieziemskie oczy wpatrzone w moje ciało czułam się jakbym była odwalona jak na jakąś galę. Zatrzymując się przyłożył dłoń do mojego policzka i złączył nasze usta. W czasie kiedy ja objęłam jego szyję i zaczęłam bawić się jego włosami on zjechał rękami na moje biodro i przycisnął mocniej nasze ciała. Mruknął z zadowoleniem kiedy zaczęłam się o niego ocierać. Zaczęło mi się robić przyjemnie w ten dziwny sposób. Zwolniłam żeby za bardzo się nie wciągać. On jednak nie dawał za wygraną i chyba nie zamierzał przerywać. Gwałtownie podniósł mnie za pupę i zaczął obniżać się na kolana, więc szybko owinęłam się nogami wokół jego pasa. Po chwili leżeliśmy już na sobie. Jedną ręką rozpiął dwa guziki góry mojej piżamy i zaczął całować mnie po dekolcie. Tę samą ręką zaczął odchylać gumkę spodni. Mocniej ścisnęłam go kolanami chcąc go powstrzymać, ale jego tylko to napędziło. Pociągnęłam go za włosy. Zatrzymał się czując ból.
-Jesteś dzisiaj szybsza ode mnie?-oderwał się na pięć centymetrów.-Jeszcze chwila i możesz drapać mnie do krwi. Tak bardzo cię dziś chcę-szukał w moich oczach podobnych odczuć.-Kochanie, jeśli nie masz ochoty...-powiedział trochę się spinając.
-Po prostu mam świadomość, że zaraz ktoś może nas zobaczy. Chciałbyś żeby nagle przyszedł John? Jakbyś nas tłumaczył?
-John wcześniej zapytał czy nie miałbym nic przeciwko gdyby w nocy trochę „pofiglowali”, więc przed nim nie ma co się tłumaczyć i pewnie raczej nie zostawi mamy-wzdrygnął się.-To okropne. Nie bój się-zaśmiał się widząc moją twarz zastygniętą w osłupieniu.-Wyrzucimy ich pościel.
-Wiesz, że tym przegrałeś wieczór?-zachichotałam chowając głowę w jego ramię.-Jutro będziemy już sami i jeśli niczego nie planujesz chętnie wypełniłabym ci czas swoją osobą.
Justin zgodził się chociaż chyba liczył, że dobierze się do mnie jeszcze tego samego dnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz