Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


20 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 158


Około północy poszłam do sypialni, gdzie na łóżku leżał Justin wgapiony w sufit. Szybko rozpięłam sukienkę i zrzuciłam ją z siebie. Chłopak spojrzał na mnie z zainteresowaniem, ale chyba nie był w stanie wypełnić swojego wcześniejszego planu. Wcisnęłam się pod kołdrę i przysunęłam do Justina. Pocałowałam go w policzek i położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Nic się nie odzywał, a ja nie próbowałam go zagadywać. Po dłuższej chwili poczułam się senna i poprosiłam go żeby zgasił światło. Bez słowa wstał i zrobił to. Kiedy wrócił podniosłam się i spojrzałam na niego. Szybko rozwiązał moją wstążkę i przyssał się do szyi. Wygięłam się robiąc mu miejsce. Zaczął dotykać mojego biustu. Moje ręce wędrowały po jego klatce piersiowej, a wcześniej wyjęłam koszulę z jego spodni. Kiedy mocno pchnął mnie na łóżko spojrzałam w jego oczy. Zdecydowanie targały nim emocje, ale był to głównie gniew. Gwałtownie rozpiął rozporek i padł na mnie. Poczułam ból i nie powstrzymałam piśnięcia. Uniósł się wtedy na chwilę i spojrzał pytająco zirytowany. Powiedziałam, że nie zamierzam się z nim kochać kiedy jest zły. Wypuszczając głośno powietrze zszedł ze mnie i poszedł do łazienki. Szybko ruszyłam za nim i zapukałam do łazienki.
-Cały dzisiejszy wieczór jest jakimś żartem-powiedział wpuszczając mnie.-Moja matka jest w ciąży z facetem, o którym nam powiedziała tydzień temu. Czy nie powinna mi była tego powiedzieć wcześniej? Zawsze powtarza, że mogę jej wszystko powiedzieć, a ona zawsze mi doradzi, a sama ukrywa przede mną takie rzeczy.
-Pewnie bała się, że właśnie tak zareagujesz...
-Czyli uroczyste powiedzenie tego w Wigilię było najlepszym rozwiązaniem? I może też miałem zacząć im gratulować jak ty? Naprawdę jesteś taka zadowolona?
-Myślę, że każdy ma prawo do szczęścia. Twoja mama przez długi czas nie miała partnera, a teraz jest John i wygląda na zadowoloną. Ty uważasz się za takiego dorosłego, ale nie zachowujesz się tak.
-Dziękuję za radę. Jesteś taka dobra i idealna. Stoisz w czerwonej bieliźnie i mówisz takie mądre rzeczy zamiast dać mi spokój i trochę się pokochać.
-Dobra, to mnie tutaj pieprz. No co tak stoisz?! Pieprz mnie i wreszcie się rozluźnij. Jak to sprawi, że będziesz szczęśliwy to śmiało. W przeciwieństwie do ciebie nie myślę tylko o sobie i chcę żeby osoby, które kocham i na których mi zależy były szczęśliwe.
Nic nie mówił i nawet na mnie nie spojrzał. Wyszłam więc szybko z łazienki i ruszyłam do garderoby po jakąś normalną piżamę, bo faktycznie chodzenie w czerwonych koronkach było za dziwkarskie. Wcisnęłam się w śmieszny komplet i wróciłam do łóżka. Byłam cały czas zdenerwowana tym, że Justin zepsuł cały wieczór. Rozumiem, że mógł dziwnie się poczuć, ale żeby od razu wszystko rujnować. Dodatkowo nic nie powiedział o tym co zrobiłam. Ani słowem mnie nie pochwalił ani nic, a przecież spędziłam cały dzień na przygotowaniach. Poza składaniem życzeń, które były okropnie oklepane nie powiedział mi nic miłego. Chciałam żeby nasze pierwsze święta były idealne, ale on na to nie pozwolił. Jakie to straszne uczucie kiedy w święta posprzeczasz się z tak ważną dla ciebie osobą o inną osobę. Poczułam jak moja twarz wykrzywia się, a oczy robią się strasznie gorące i pełne łez. Nie chciałam go martwić jeszcze moim samopoczuciem, więc przycisnęłam głowę do poduszki i starałam się uspokoić. Miałam cichą nadzieję, że Justin zaraz wyjdzie z łazienki i przytuli mnie. Niestety ta chwila nie nadeszła. Tak samo jak sen. Wydaje mi się, że tamtej nocy spałam jakąś godzinę lub dwie. Kiedy za oknem pojawiło się słońce wstałam i poszłam zrobić sobie coś do picia. W mikrofalówce podgrzałam sobie pierogi i usiadłam przy blacie. Połykałam je prawie w całości żeby jak najszybciej się napchać i czuć coś więcej niż smutek. Była dopiero 6 i w całym domu panowała okropna cisza, której w żaden sposób nie mogłam znieść. W piżamie wsiadłam do swojego Mercedesa i ruszyłam przed siebie. Chyba nigdy nie widziałam tam tak pustych ulic. Wszyscy jeszcze spali albo cieszyli się świętami w domu, a ja byłam sama i do tego bezsensownie pokłócona z mężem. Nic nie miało sensu. Zatrzymałam się na jakimś sklepowym parkingu i zaczęłam płakać. Żałowałam, że powiedziałam mu w nocy za dużo. Powinnam zawsze być po jego stronie, a nie sprzeciwiać się i doprowadzać do takich rzeczy. Wcześniej myślałam, że to źle, że nigdy się nie kłócimy, ale zobaczyłam, że sprzeczki to nic fajnego i powinnam się cieszyć. Nie wiem jak to możliwe, ale zasnęłam w samochodzie. Obudziłam się nagle i nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Dopiero po chwili poukładałam sobie wszystko w głowie i doszłam do siebie. Było trochę po 11, więc zdecydowałam się wracać żeby nie było, że wszystkich zostawiłam. Kiedy wjechałam na podjazd zobaczyłam jak Pattie wsiada z Johnem do samochodu. Wystraszyłam się, że postanowili wyjechać przez całą sytuację. Błyskawicznie zaparkowałam i podbiegłam do nich. Oboje zaśmiali się widząc mój strój i powiedzieli, że jadą pozwiedzać tylko Los Angeles i za dwie godziny będą z powrotem. Pokiwałam szybko głową i weszłam do domu. Babcia Justina uśmiechnęła się widząc mnie w drzwiach. Razem z nią poszłam do salonu pooglądać jakiś rodzinny film z dziadkiem i Justinem. On siedział niewzruszony tym, że przyszłam do domu w piżamie, o czym opowiadałam dziadkom. Stwierdziłam, że jest gorzej niż myślałam. Rozmawialiśmy niby wspólnie, ale ja i Justin nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Nie mogąc znieść tego, że jest tak blisko, a nic nie mówi poszłam do sypialni żeby trochę się ogarnąć. Usiadłam w pustej wannie i czekałam aż napełni się wodą prawie po brzegi. Chwilę gapiłam się w ścianę, ale potem znowu przypomniałam sobie o wszystkim i zaczęłam płakać. Wiedząc, że nikt mnie nie słyszy robiłam to głośno i się nie powstrzymywałam. Trochę to trwało i w końcu byłam cała we łzach i jakiś smarkach. Klęłam na całą łazienkę chcąc się wyładować. Nagle ktoś zaczął pukać do drzwi. Krzyknęłam, że siedzę w wannie i ktoś szybko zrezygnował. Jednak po chwili pojawił drzwi otworzyły się i stanął w nich Justin. Usiadł na wannie i przyglądał mi się. Szybko przetarłam twarz przypominając sobie, że nie wyglądam za dobrze.
-Przyszedłeś w jakimś konkretnym celu?
Nic nie odpowiedział.
-Teraz będziesz tutaj siedział, ale w nocy zostawiłeś mnie samą.
-Myślałem, że tego chcesz i nie chciałem żebyś to ty musiała wychodzić z własnej sypialni.
-Myślałeś, że wolę leżeć w samotności w naszym łóżku, w naszej sypialni?-spojrzałam do góry czując łzy.-Grubo się myliłeś.
Szybko złapał moją rękę i splótł nasze palce. Trzymał mnie mocno jakby bał się, że będę się wyrywać.
-Wydawało mi się po prostu, że jeżeli nie zgodzę się z tobą nie będziesz chciała ze mną rozmawiać. Chociaż zawsze jesteśmy po tej samej stronie, w tej sprawie nie będę dla ciebie zmieniał zdania. Jestem facetem i czasem musimy postawić na swoim, taka męska decyzja.
-Bardzo cię przepraszam. Ja po prostu nie cierpię kiedy ktoś się kłóci-drugą ręką otarłam łzy.-Chciałam żebyście się nie spierali i nie ranili nawzajem.
-Chodź do mnie.
-Jestem mokra.
-Chodź króliczku-pociągnął mocniej moją rękę.
Wstałam w wannie i objęłam go mocno. Wtedy on lekko uniósł mnie i wyciągnął z wanny. Po policzkach spłynęły mi resztki łez, a na ustach zagościł uśmiech. Pocałowałam go w policzek i jeszcze w ramię kiedy się do niego mocniej przytulałam. Na moment odsunął się ode mnie.
-Przepraszam, że chciałem to wczoraj zrobić tylko żeby się rozładować i poczuć się lepiej. Pewnie tylko bym ciebie zranił, a jest mi naprawdę dobrze tylko wtedy kiedy i ty odczuwasz z tego radość i spełnienie. Kocham cię i twoje śliczne ciałko.
Nagle zaczął szybko cmokać mój brzuch tak, że zaczęłam chichotać i trząść się ze śmiechu. Później wyprostował się i pocałował mnie bardziej namiętnie w usta. Trzymając mnie cały czas za rękę spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko. W chwilę oboje ubraliśmy się żeby wrócić do dziadków. W tym czasie Justin nadrobił cały wczorajszy wieczór powtarzając jaką jestem idealną żoną, która potrafi wspaniale gotować, wszystko ozdabiać, zabawiać gości. Uśmiechałam się dumna z siebie lekko śmiejąc się pod nosem kiedy wspominał jak szybko dziadek wciągał pierogi bojąc się, że zaraz ich zabraknie, a ja doniosłam potem drugie tyle i powiedziałam, że jest ich jeszcze dużo. Wspomniał jeszcze, że zamówił dla mnie pierniki z moim imieniem, ale tak się zdenerwował, że walnął pudełkiem w schody i wszystko się porozwalało. Potem powiedział, że kiedy nagle zniknęłam rano śledził mój samochód przez internet, bo mój GPS jest do wyśledzenia. Śmiałam się słysząc te wszystkie rzeczy. Justin był takim wspaniałym człowiekiem, który bardzo o mnie dbał.
-Czas na prezenty śnieżynko-cmoknął mnie w policzek kiedy przed nami była już choinka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz