Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


18 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 157

A więc mam jeszcze kilka rozdziałów(5) opowiadanie, którymi z chęcią bym się z Wami podzieliła. Napisałam je dawno temu, ale do tej pory nie opublikowałam. Dajcie znać czy się podoba. Z chęcią spróbuję napisać coś jeszcze, ale nic nie obiecuję :)
*Akcja poszła jakieś dwa miesiące do przodu*
----

Długą łyżką mieszałam mak. Po prostu nie wyobrażałam sobie świąt Bożego Narodzenia bez makowca, bo w Polsce zawsze przynosiła go babcia i była prawdziwą mistrzynią w jego pieczeniu. To były pierwsze święta poza domem i wszystko musiało być idealne. Justin powtarzał żebym się nie przejmowała, bo możemy zamówić super jedzenie. Dla mnie było to nie do pomyślenia, ale Pattie, która miała do nas przyjechać powiedziała, że zna świetną firmę, która zrobi klasyczne jedzenie. Zgodziłam się, bo nie chciałam się kłócić, ale i tak postanowiłam sama coś zrobić. Justin kręcił się dookoła i cały czas powtarzałam mu żeby się uspokoił, bo zaczynało mnie to już denerwować. Aby czymś go zająć zaproponowałam mu wyrabianie ciasta. Chwilę je ugniatał, ale robił w to okropny sposób, że aż mu je wyrwałam. Usunął się wtedy na jakiś czas dając mi trochę spokoju. Zrobiłam w kuchni największy bałagan jaki kiedykolwiek widziałam. No ale jak można przygotować jedzenie bez rozstawiania różnych produktów? Kiedy wszystko było już prawie gotowe, tzn. coś się gotowało, coś piekło zaczęłam chować rzeczy do szafek. Kiedy pojawił się blat z uśmiechem poszłam po jakąś szmatkę żeby jeszcze coś powycierać. Chyba pierwszy raz tak wszystko dobrze posprzątałam. Było to chyba spowodowane stresem. Pierwsze święta w roli gospodyni to nie przelewki. W łazience wzięłam szybki prysznic żeby zmyć pot wymieszany z mąką. Nałożyłam na siebie cienki szlafrok i poszłam do jadalni poustawiać naczynia, serwetki itd. Zawołałam Justina żeby ocenił moje dzieło. Powiedział, że wygląda dobrze. Spojrzałam na niego z wyrzutem. Chyba nareszcie zauważył, że też się denerwuję i zrobił do mnie słodką minkę kładąc ręce na moich biodrach. Pocałowałam go mocno chcąc się trochę wyładować. Jego ręka szybko powędrowała na moje udo. Drugą ręką rozwiązał pasek szlafroka. Odsunął się żeby móc się lepiej przyjrzeć. Szybko złapał za czerwoną wstążkę, która była zawiązana w mojej tali.
-Justin!-pisnęłam teatralnie.-Prezenty na końcu-zakryłam się.
-Chyba nie liczysz, że będziesz to miała na sobie cały czas, a ja będę spokojnie siedział. Poza tym myślę, że mamy jeszcze jakieś pół godziny dla siebie.
-Dzisiaj trzymasz ręce przy sobie kochanie.
Justin chwilę próbował mnie jeszcze przekonać do pójścia na górę, ale cały czas mu się wyrywałam. Wróciłam na chwilę do kuchni żeby poprzekładać parę rzeczy na półmiski. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Krzyknęłam do Justina żeby otworzył, a ja pobiegłam się ubrać. Szybko wcisnęłam się w czarną, obcisłą sukienkę i wcisnęłam nogi w szpilki. Po dziesięciu minutach zeszłam na dół i przywitałam się z dziadkami Justina, których przywiozła z lotniska Pattie. Nie chcieli przeszkadzać, więc postanowili przyjechać w ostatniej chwili i zostać na tylko trzy dni. Szybko powiedziałam Justinowi żeby też się ubrał. Stwierdził, że zrobi to jeśli z nim pójdę. Pattie powiedziała mu żeby nie zachowywał się jak dziecko. Zgodziłam się to zrobić żeby nie było więcej zamieszania. Grzecznie wszedł do garderoby i oparł się o ścianę. Zaśmiałam się z jego gierek. Szybko ściągnął koszulkę i włożył jasną koszulę. Zaczęłam zapinać jej guziki.
-Justin, zachowuj się dzisiaj jak należy-powiedziałam poprawiając jego kołnierzyk.-Decydujesz się na krawat?
-To już przesada.
-Zmień spodnie na takie, w których nie masz połowy tyłka na na wierzchu. Ja czekam na dole.
Wychodząc puściłam mu oczko. Kiedy schodziłam na dół usłyszałam dzwonek do drzwi. Okazało się, że przywieźli już jedzenie. Razem z Pattie zaniosłyśmy wszystko do kuchni. Zaczęłam rozmawiać z dziadkami Justina o tym jak dziwnie czuję się w święta kiedy na zewnątrz jest tak ciepło i nie ma śniegu. Doskonale mnie rozumieli i powiedzieli, że w Stanford był już śnieg. Poczułam lekką zazdrość i zatęskniłam za domem. Nagle pojawił się Justin i usiadł obok mnie na sofie. Wyglądał bardzo dobrze. Ruszył znacząco brwiami kiedy zagapiłam się na niego. Pattie widząc go jaki jest elegancki od razu wstała z miejsca i kazała nam stanąć przed trzymetrową choinką. Justin niechętnie podniósł się i przeszedł te kilka metrów. Objął mnie w pasie i spojrzał tym tępym wzrokiem na mamę. Skarciłam go od razu, kazałam się rozluźnić i zachowywać normalnie. Wtedy pocałował mnie i przyciągnął do siebie. Usłyszałam śmiech dziadka. Gwałtownie odsunęłam się i zirytowana spojrzałam na niego. Uśmiechnął się szeroko i spojrzał na Pattie. Wtedy mnie upomniał żebym też się rozluźniła. Jaki on czasem był okropny. Przynajmniej nasze zdjęcie naprawdę wyszło urocze.
Po piętnastu minutach usłyszeliśmy dzwonek. Justin pewnym krokiem ruszył do drzwi podwijając rękawy marynarki. Szybko pobiegłam za nim. Na chwilę obejrzał się i wiedząc, że nikt się nam nie przygląda pocałował mnie mocniej. Błyskawicznie oblizałam usta i starłam szminkę z ust JB.
-Witam-powiedział formalnie.
-Cześć. Jestem John Stone-mężczyzna wyciągnął rękę.
Justin uścisnął ją mocno i bez uśmiechu przedstawił się. Ja zachowałam się już bardziej przyjaźnie, przywitałam się i zaprosiłam do środka. Oczywiście wszyscy przyglądali się naszemu nowemu gościowi. Pattie przywitała się z nim skromnym pocałunkiem w policzek. Po jakimś czasie wszyscy usiedli do stołu. Szturchnęłam pod stołem Justina żeby poszedł ze mną do kuchni. Pattie zaoferowała, że też pomoże coś przynieść, ale powiedziałam, że damy sobie radę.
-Kochanie, są święta-spojrzałam na Justina, który miał grymas na twarzy.
-Po prostu nie wiem dlaczego on musiał przyjeżdżać. Podobno to rodzinne święto.
-John jest ważny dla twojej mamy. Nie chcesz żeby była szczęśliwa?
-Przyznaj, że to dość dziwna sytuacja. Ten gość prawdopodobnie pieprzy moją matkę. Nie czułabyś się dziwnie?
Wywróciłam oczami.
-My robimy to samo i nie widzisz w tym problemu. Mój tata też jest tego świadomy i pewnie nie jest to dla niego najłatwiejsze. Spróbuj nie myśleć o takich rzeczach i dobrze się dziś bawić-podałam mu wazę.
Justin nic już nie odpowiedział i wrócił do jadalni. Szłam za nim z kolejną porcją jedzenia. Zaprezentowałam na początku to co sama zrobiłam, a potem powiedziałam jakie są inne dania. Muszę przyznać, że chyba pierogi były nawet niezłe. Rozmowy z godziny na godzinę robiły się coraz bardziej przyjazne i chyba John czuł się dobrze w naszym towarzystwie. Justin kręcił trochę nosem, ale nie było źle.
Kiedy było już późno przyniosłam słodkości i poukładałam wszystko na stole. Biebs stwierdził, że jest już pełny, ale na siłę włożyłam mu na talerz makowca i kazałam spróbować. Nie smakowało mu, więc spróbowałam z sernikiem i było już lepiej. Uśmiechnęłam się widząc jak wciska do ust kolejny kęs. Żeby zakończyć tę formalną część z tacą ciast i piciem przenieśliśmy się do salonu, gdzie znikąd pod choinką pojawiły się prezenty. Postanowiliśmy otworzyć je rano tak jak robi się to w Stanach.
-Kasiu, naprawdę nie sądziłem, że polskie jedzenie może tak smakować. Justin ma szczęście mając taką wspaniałą partnerkę-John uśmiechnął się popijając wino.
-Wcale nie masz gorszej-posłałam uśmiech Pattie.-Bardzo się cieszę, że przyszedłeś.
-Stwierdziliśmy, że to dobry moment na wyjawienie naszego związku. Justin zrobił się w pełni samodzielny, ma własną żonę i już nie potrzebuję matki na pełen etat-Pattie ścisnęła kolano Johna.
-I mamy wam coś do powiedzenia-John spojrzał z miłością na Pattie.
Wszyscy spojrzeliśmy na nich pytająco. Widziałam, że Justin połknął głośno ślinę. Przysunęłam się do niego bliżej jakby chroniąc Johna przed jego możliwym atakiem. Spojrzałam na niego szybko. Wszystko zaczynało się układać, goście się dogadywali, ale po środku tykała bomba zegarowa.
-Spodziewamy się dziecka-Pattie uśmiechnęła się szeroko.
Wszyscy zastygli na kilka sekund. Nagle zrobiło się okropnie cicho. Czułam jak ciało Justina napina się.
-To wspaniale-babcia podeszła do Pattie i mocno ją przytuliła.-Gratulacje.
Szybko poszłam w jej ślady i też pogratulowałam teściowej i Johnowi, który wyglądał bardzo dumnie. Kiedy wróciłam na swoje miejsce Justin stał i wyglądało na to, że na razie nie zamierza nic zrobić.
-Pattie zawsze będzie twoją matką Justin-John próbował być miły.
Wiedziałam, że jego słowa wcale nie pomogą. Biebs powiedział, że jest zmęczony i musi przemyśleć kilka rzeczy. Zaoferowałam, że z nim pójdę, ale kazał mi zostać. Nalegałam, ale i tak nie miało to znaczenia. Usiadłam przy dziadku i próbowałam się uspokoić. Wiadomo, wszystkich nas to zaskoczyło, ale wiedziałam, że w takim sytuacjach nie można zachowywać się tak jak to zrobił Justin. Należy się cieszyć ze szczęścia innych. Oczywiście zaczęłam wypytywać Pattie o różne rzeczy. Bardzo chętnie odpowiadała na moje pytania. Dawno nie wyglądała na taką szczęśliwą. Przez chwilę była zmieszana, ale tak jak ja wiedziała, że dla Justina to po prostu za duży szok i musi dojść do siebie.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz