Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


29 sierpnia 2011

P r o l o g

           
          W poniedziałkowy poranek Wiktoria jak zwykle zbierała wszystkie rzeczy z różnych zakamarków mieszkania, które były jej niezbędne do szkoły. Jak zwykle nie mogła znaleźć zeszytu od francuskiego. Dlaczego zawsze ten cholerny francuski, wyklinała w myślach. W tamtej chwili z łazienki wyłonił się Paweł z zeszytem w ręce.
           -Wolę nie wiedzieć co tam robił-zaśmiał się i podał siostrze zgubę.
           -A ja wolę nie wiedzieć co ty tam robiłeś-powiedziała z kąśliwym uśmiechem.
Jak na prawdziwe rodzeństwo przystało, często droczyli się ze sobą. Jednak było to w stu procentach pozytywne i raczej nigdy nie wychodziły z tego większe kłótnie.
          -Co ciekawego u Michała?-zapytał wciągając się w zabawę.-Czy dziś też będę musiał słuchać jego „interesujących” uwag, co takiego robiliście w weekend?
           -Zamknij się-posłała mu język.
           -Wszystko z miłości-uśmiechnął się.
           -Dobra. Koniec przepychanek-powiedział ojciec.-Czas jechać.
Oczywiście nie wyszli od razu, bo na klatce schodowej dziewczynie przypomniało się, że zapomniała stroju na balet. Od jakiegoś czasu miała go coraz bardziej dość, ale nie potrafiłaby zaprzestać praktyk. Kiedy w końcu znalazła baletki na dnie szafy, rodzina nareszcie mogła ruszyć. Codziennie wyglądało to identycznie:szkoła Wiktorii, szkoła Pawła i nareszcie budynek firmy Andrzeja.
          Już od dziesięciu lat pracował w jednej korporacji, od czego czasem było mu już niedobrze. To przez nią od jakiś dwóch lat czuł się taki „wypalony”. Od dłuższego czasu zastanawiał się nad zmianą pracy, ale nie miał śmiałości wyrwać się stamtąd. Jednak ostatnio coś się zmieniło, dostał bardzo interesującą propozycję od dawnego przyjaciela jeszcze z czasów studiów. Wiązało się to ze zmianami, wielkimi zmianami. Choć rodzice wspierali go i mówili, że zmiany są dobre, sam nie był tego pewien. Nie chciał zmuszać dzieci do przeprowadzki z powodu własnych zachcianek, a perspektywa zostawienia ich samych nie wchodziła w grę. Oczywiście w momentach kiedy nie ma się na coś zupełnej ochoty musi stać się właśnie to. Sprawdzając skrzynkę odbiorczą otworzył mail od Krzysztofa:
      Czesc Andrzej!
      Z tej strony Krzysiek. Z gory przepraszam za brak polskich znakow, ale nie mam teraz do nich dostepu. Dawno się nie odzywales, ale mam nadzieje, ze przemyslales moja propozycje. Na prawde, wszystko uklada się fantastycznie. Na miejscu moglbys zarabiac przeszlo dwa razy więcej nawet przy mniejszym wymiarze. Do tego wlasne biuro i inne udogodnienia. Na Twoim miejscu w ogole bym się nie zastanawial. Pozbadz się starych sentymentow i przyjezdzaj. Dzieciaki na pewno beda zachwycone, ale jeśli wolisz przyjechac sam i wszystko sprawdzic zostaw je na kilka tygodni u rodzicow czy same. Pamietam je kiedy były maluchami, ale chyba już ci porosly, więc nie ma problemu. Licze, ze zalatwiles już visę. Teraz pakoj torbe, bo już na Ciebie czekam.
      Trzymaj się i pozdrow dzieciaki,
      Krzysiek.
Andrzej przez dłuższą chwilę zastanawiał się czy to jego przeznaczenie by znowu tam wrócić, tam gdzie spotkało go największe szczęście i nieszczęście. Przy przypływie dawki ekscytacji złożył podanie o wydanie visy, a w zeszłym tygodniu pojechał ponownie do konsulatu Stanów Zjednoczonych. Zaczynał coraz bardziej się do tego przekonywać, choć tego nie chciał. Nie chciał patrzeć ponownie na te miejsca gdzie był z nią, z Annie. Jednak czuł, że to może być coś dobrego. Przecież Krzysiek nigdy nie wprowadziłby go w maliny, nie on. Przeżył z nim nie mało historii, a w tym kilka, jak to młodzież określa, przypałów. Nigdy nie zapomni jak mieli mały przypadek z marihuaną. To były czasy jego młodości, czasy szaleństwa, bez myślenia o dzieciach. Teraz liczyły się tylko one, ale w żadnym razie nie chciał by tam pojechały. Czuł przed tym jakiś lęk. Wracając do sprawy, szybko odpisał. Odpowiadając znowu poczuł tę dawkę adrenaliny, tą krew w żyłach. Jakby nagle nie był już w tym biurowcu przy długim drewnianym blacie. Nie, teraz otwierała się przed nim nowa perspektywa. Przecież mogę pojechać tam tak na chwilę, myślał, zobaczyć co i jak, zarobić i wrócić do dzieciaków. Tak, będzie dobrze.
      Witaj!
      Nie wiem jak to zrobiłeś, ale przekonałeś mnie. Jak ty mnie dobrze znasz. Oczywiście, że visę mam już w kieszeni. Jeszcze dziś poszukam odpowiedniego samolotu i najpóźniej w połowie stycznia będę u Ciebie. Co do dzieci, nie poznałbyś ich. Ba, nawet ja nie poznaję tej dorastającej kobiety, którą odwożę co rano do szkoły. Czy wiedziałeś, że piętnastolatki w tych czasach już się malują? To niesamowite. W każdym razie ich nie będę ze sobą zabierać, bo na razie chcę tylko zobaczyć jak to wygląda. Jeszcze dziś zadzwonię do Ciebie, kiedy będę w domu i pogadamy trochę o tej całej pracy.
      Pozdrawiam,
      Andrzej.
Jeszcze chwilę patrzył na tę wiadomość i zastanawiał się czy dobrze robi. To był duży krok. Ba, ogromny krok. Nie chciał dłużej się zastanawiać i kliknął „Wyślij”. Po chwili na ekranie pojawił się komunikat”Twoja wiadomość została wysłana.”. No to się zaczęło, pomyślał i opadł na fotel. Przed nim jeszcze dużo zadań. Poczuł, że najlepiej poinformuje o tym rodzinę w święta. Może wtedy radość prezentów i świąt, trochę ich omami i obędzie się bez kłótni.

Witajcie ponownie:)
Zamieściłam prolog, bo nie mogłam jakoś już tego trzymać. Wiem, że wcielenie się w ojca Wiktorii jest odrobinę dziwne, ale najlepiej mi przypasowała. 

Mam jedną prośbę: NIECH KTOŚ DODA PIERWSZY KOMENTARZ! Przepraszam, ale chcę wiedzieć czy komukolwiek się to podoba. Ja jestem raczej zadowolona, więc chcę jakiegokolwiek komentarza. PROSZĘ!

4 komentarze:

  1. ładnie się zaczyna. wcielenie się w ich ojca nie jest dziwne, wręcz przeciwnie - jest czymś odmiennym. masz za to u mnie plusa :)zapraszam do siebie http://death-is-everywhere.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Właśnie przeczytałam twoje nowe opowiadanie.
    Szkoda, że nie piszesz w 1 osobie.
    Bardziej podobało mi się w wersji pamiętniku, no cóż wybrałaś inaczej :D
    ..................................
    Fabuły się nie czepiam, gdyż zaczyna się ciekawie.
    Życzę weny i dalszych postępów w opowiadaniu!
    Pozdrawiam Caroline.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej : D
    To znowu ja XD
    Sorki, że się tak narzucam !
    Ale strasznie nie mogę się doczekać nowego rozdziału ;)
    Kiedy będzie ?
    Bo nie mogę się doczekać ..
    Pozdrawiam Caroline

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział pojawi się do końca tygodnia, bo dziś o 23 wróciłam z wyjazdu.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń