Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


15 września 2011

R o z d z i a ł 2

          W przeddzień wyjazdu Andrzeja mężczyzna czuł wielką ekscytację i cały chodził od buzującej w krwi adrenaliny. Był poniedziałek rano i znowu odwoził dzieci do szkół. Patrząc na nie widział jakieś dziwne miny, ale ich sens nie docierał do jego podświadomości. Wziął wolny dzień, ponieważ potrzebował czasu na przygotowania. Nie mogło jeszcze do niego dojść, że już następnego dnia będzie tak daleko tego mieszkania, miasta i kraju. Wodząc po półkach myślał, że długo nie będzie widział tych wszystkich pudełek, płyt, ozdóbek, wieży, telewizora... Po chwili jego oczy zatrzymały się na rodzinnej fotografii. Nie zostawiał tu samych przedmiotów, dzieci też zostawały. Na kilka sekund ścisnęło go w żołądku. Cofnął się kilka dni wstecz i widział mającą łzy w oczach córkę. Skamlała, że nie chce zostać sama, nie chce żeby ją zostawiał. Naciskała go przez dobrych kilka dni, że chce z nim pojechać. Upierała się, że nawet jej nie zauważy. Jednak on jechał sam i traktował to jako pracę. Prawie się złamał, ale w końcu odzyskał trzeźwość umysłu i zakończył, z lekkim bólem serca, dyskusję stanowczym „nie”. Wyzbywając się resztek urywków wspomnień z ostatnich dni poszedł do piwnicy po walizki. Odnalezienie zajęło mu kilka chwil, bo były dawno nieużywane. Na zwykłe dwutygodniowe wakacje były stanowczo za duże, więc od kilku lat po prostu leżały i pokrywały się warstwą szarobrunatnego kurzu. W mieszkaniu zaniósł je od razu do swojej sypialni. Bez większego zastanowienia zaczął wrzucać ubrania. Najpierw poleciało kilka koszulek polo, koszule z krótkim i długim rękawem, eleganckie spodnie, dwie marynarki. Z komody powrzucał masę par skarpetek, bokserki, trochę podkoszulków. Po jakiejś pół godzinie walizki były pełne. Sam aż się zdziwił, że wziął wszystkie rzeczy. Równie dobrze mógł kupić ubrania na miejscu, bo przecież tam wszystko jest tanie. W końcu przeszedł do elektroniki, dokumentów itp. Z szafki nocnej wyjął iPoda i plik swoich dokumentów. Podnosząc głowę dojrzał kolejną fotografię. To była Annie i on w dniu ślubu. W głowie zaczęły mu się pojawiać kolejne obrazy, ale nagle usłyszał otwierające się drzwi. Dzieci, pomyślał i poszedł do przedpokoju wcześniej wrzucając zdjęcie z ramką do bagażu podręcznego.
           Dla Pawła poniedziałek był dniem wyjątkowo trudnym. Przed szkołą widząc ojca, który aż podskakiwał i miał dziwny głos, poczuł dziwną odrazę. Naprawdę szanował jego decyzję, bo wiedział, że robi to dla nich, aby podnieść ich standard życia. Mimo tego, nie mógł pogodzić się z tym faktem. Odrobinę przyczyniła się do tego Wiktoria, bo patrząc na jej przygnębienie udzielił mu się nastrój i jakoś łącząc ze sobą fakty, stwierdził, że tata prawie specjalnie doświadcza tak córkę. Myśląc o tym, wiedział, że to nieprawda, ale jakoś tak mu się wszystko w głowie poukładało. Siedząc w szkole miał w pamięci widok siostry, kiedy rano jechali do szkoły. Była roztrzęsiona i wyglądało na to, że bała się jutra. On też się bał, bo jutro pozostawał z nią sam.
           Wiktoria z powodu emocji cały poniedziałek i wtorek była pozbawiona życia. Nie chciało jej się już płakać i szlochać do poduszki. Dotarło do niej, że nie ma to żadnego sensu. We wtorkowy poranek tata obudził ją i Pawła, aby się pożegnać. Chciała pomachać mu na lotnisku, ale ten stwierdził, że nie ma sensu, aby jechali z nim na lotnisko. Sama pojechała do szkoły i cały czas gapiła się na zegar w sali, w której obecnie była. Na francuskim była godzina do lotu, na historii już tylko dziesięć minut. Dlaczego tatuś odlatuje?, wciąż maltretowała się w myślach.
           Wszystkie jego poczynania z ostatnich paru miesięcy były drogą do tego co właśnie się zaczynało. Wychodząc z domu rzucił ostatnie spojrzenie na i zamknął drzwi. Na klatce jeszcze raz przeliczył torby, wszystko się zgadzało. Na lotnisko zajechał parę minut przed godziną 11. To już dziś, uświadamiał sobie, to już teraz. Wioząc pakunki na wózku przyglądał się wszystkiemu dookoła. Po nadaniu bagażu w kierunku bramek. Wielki osiłek dokładnie sprawdził czy przypadkiem nie przewozi pistoletu bądź noża w bokserkach. Nie cierpiał tego momentu. Kiedy celnik pozwolił mu odejść wypuścił powietrze z płuc i szedł dalej. Zostało mu jeszcze jakieś czterdzieści minut do startu, więc kupił gazetę i usiadł przy wielkiej szybie. Stopniowo zaczynał się denerwować. Widok wielkiego samolotu również nie pocieszał. Wielka maszyna ważąca kilkaset tysięcy kilogramów. Nie ma co, ale chyba nigdy nie dotrze do niego, że coś tak ogromnego może wznieść się na taką wysokość. Nareszcie nadszedł czas i wraz z innymi pasażerami ruszył do miłej, młodej stewardesy. Kobieta zaprosiła go na pokład i przypomniała o numerze miejsca, który Andrzej doskonale pamiętał. Idąc rękawem zakręciło mu się w głowie, ale nie dał tego po sobie poznać. Później przeszedł przez I klasę i w końcu usiadł na swoim fotelu. Za kilkanaście godzin będę na miejscu, stwierdził. Po prezentacji sposobu nakładania kamizelek ratunkowych i masek tlenowych z głośników usłyszał głos pilota: Serdecznie witam państwa na pokładzie boeinga... Nagle samolot zaczął manewrować i... wzniósł się nad ziemię. Mężczyznę wbiło w fotel. W myślach liczył do dziesięciu. Nie stresował się, po prostu start jest mało naturalny. Po kilkunastu minutach pilot ponownie się odezwał informując o wysokości lotu i przewidywanym czasie dotarcia na lotnisko JFK.
Musiał przyznać, że przez te lata warunki znacznie się poprawiły. Odczuwał jedynie delikatne turbulencje, które były niczym z tymi, kiedy leciał ostatnio nad oceanem. Przez kilka godzin przez okienko widział jedynie wodę, co przypomniało mu historię jego żony.
           Szef Annie był bardzo oszczędny i dbał o każdy wydany grosz. W tym roku, po raz pierwszy zostali zaproszeni na konferencję w Nowym Jorku. Dyrektor był wprost zachwycony, bo spotkanie miało światową klasę i znaczyło to znaczne podniesienie dochodów w następnych latach. Jednak pomimo tego, przez tego wielkiego węża w kieszeni postanowił ponownie zaoszczędzić czas i pieniądze i spośród personelu wybrał swoją drobną pomocnicę, ponieważ miała ona amerykańskie obywatelstwo. Wiedział również, że na takich imprezach liczy się prezencja, więc klasyczna blond piękność wydała mu się idealna. Na początku stawiała się, bo miała małe dzieci, ale w końcu ustalili zasady. Edward był zachwycony, bo choć zażądała wcześniejszego powrotu, koszt był niższy. Annie, wychowywana po amerykańsku, oczarowywała całe towarzystwo swoim wdziękiem i zabawnymi anegdotami. Jednak najwięcej mówiła o dzieciach. Non stop wracała do tematu dzieci i wszystkim pokazywała zdjęcia małej Wiktorii, która miała wtedy zaledwie roczek. W dzień odlotu była okropnie szczęśliwa i z tej swojej radości zapomniała z hotelu teczki. Nie wracała się już jednak, bo wiedziała, że w końcu ktoś ją odeśle. Będąc już na lotnisku J. F. Kennedy'ego, w ostatniej chwili przed wylotem zadzwoniła na chwilę do Andrzeja żeby zapytać czy z dziećmi wszystko w porządku. Po trzech minutach zmierzała już do terminalu, bo na panelu pokazał TWA 800, czyli jej lot. Po sprawnej odprawie była już na pokładzie.
Andrzej był już bardzo zniecierpliwiony i choć była noc nie mógł spać. Częściowo było to spowodowane płaczem córeczki, ale po prostu chciał zobaczyć już żonę. Nigdy nie zapomni tej chwili. W wiadomościach przewijał się pasek informacyjny „Wybuch Boeinga 747 tuż po starcie z lotniska JFK”. Zamarł. Część jego chciała by prezenterka natychmiast przeszła do tego tematu, jednak druga nie chciała nic słyszeć. Kiedy podawali informacje” 16 lipca w katastrofie zginęli wszyscy(...)” nagle zadzwonił telefon, a Wiktoria zaczęła płakać. Podszedł do telefonu i po kilku sekundach podniósł słuchawkę. Usłyszał komunikat o telefonie z USA. Wiedział, że to jej rodzina. Po chwili usłyszał przeraźliwe łkanie, łkanie mamy Annie. Kobieta nie mogła prawie mówić, bo tak płakała. Przez jeden dzień jakoś się trzymał, ale potem było coraz gorzej. Po telefonie z linii lotniczych, w którym w ten schematyczny sposób, bez żadnych emocji pracownica poinformowała go o wypadku i śmierci żony, nie mógł siedzieć w tym dużym mieszkaniu. Na trzy tygodnie przeprowadził się do niewielkiego mieszkanka rodziców. Dało to też trochę miejsca, kiedy do Polski przyjechała cała rodzina zmarłej. To był koszmarny czas. Pogrzeb był smutny. Ksiądz wspominał, że miała zaledwie dwadzieścia pięć lat i zostawiła dwoje dzieci, chłopca dwa lata i roczną dziewczynkę.
Wydaje się, że Andrzej nigdy nie zdoła zapełnić tej dziury, która mu po tym wydarzeniu została.
Przypominając sobie tę historię wyjął z torby dwie ramki ze zdjęciami. Annie, moja piękna Annie, mówił w myślach patrząc na ślubne zdjęcie, czemu odeszłaś? Biorąc kolejne zdjęcie, te z dziećmi, które zabrał wychodząc z mieszkania. Był już od nich tak daleko... Słowa córki stwarzały nieprzyjemne echo w jego uszach, które były już zatkane przez ciśnienie. Ja was nie zostawiam, walczył z jęczeniem Wiktorii, jadę do pracy. Pierwszy raz zrobiło mu się aż tak smutno z powodu wyjazdu. Przez resztę podróży myślał tylko o swoich pociechach, które choć były duże, nigdy nie przestaną być dla niego tymi maluchami, które podziwiał w objęciach Annie...

Hey:)
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał. Jak zawsze proszę o komentarze i oceny. Osobiście myślę, że mi się udał, ale powiedzcie sami.
Przypuszczam, że kolejny rozdział pojawi się jakoś w weekend. Bądźcie przygotowani.
Oprócz tego, proszę o jakiekolwiek rozsławienie bloga, będę bardzo wdzięczna:)
Zapraszam również na Team Bieber, którego jestem, od kilku dni, jedną z administratorek.
Pozdrawiam,
Jnn

1 komentarz: