Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


7 maja 2011

ROZDZIAŁ 75

Nawet nie myślałam, że weźmie to na poważnie, ale po przejechaniu dwudziestu metrów, czyli skręcając w małą uliczkę, ponownie się zatrzymaliśmy. Cicho zaśmiałam się. Wtedy on przejechał ręką po moim udzie, a potem przyciągnął mnie w tali. Prawie na nim leżałam, a on całował mnie wręcz drapieżnie. W końcu, kiedy moja szminka była dosłownie wszędzie na mojej twarzy i szyi, opadłam na swoje siedzenie i posłałam mu lekko speszone spojrzenie. Lekko zaśmiałam się też, bo i on miał widoczne ślady w okolicy ust. Wyjęłam chusteczki ze schowka i doprowadziłam do pożądku siebie i potem jego.
-No to robota mamy ze mnie zeszła-spojrzałam w lusterko.
-Jak dla mnie to mogłabyś się w ogóle nie szykować. Zawsze jesteś śliczna. Chociaż taką sukienkę cudownie by się ściągało-rzekł odpalając silnik.
-Czasem mógłbyś nie kończyć-uśmiechnęłam się poprawiając dekolt sukienki.
-Lubię kończyć i zaczynać. Yeaa-powiedział z wyczuwalnym podtekstem skręcając.
-Czy to miało coś znaczyć?
-Sama to powiedziałaś zboczeńcu.
-Mógłbyś używać ładniejszych rzeczowników ogóreczku.
-Dobrze rzodkieweczko.
W myślach zaczęłam analizować dlaczego wybrał rzodkiewkę. To takie dziwne warzywo, bo ani ono jakieś smaczne, ani za fajne. Niektóre z naszych rozmów są na prawdę bardzo elokwentne. Całą pozostałą drogę wypytywałam go czemu tak mnie nazwał. Ja starałam się dobierać jakoś wszystko, a on mnie nazwał małą, okrągłą rzodkiewką. Parę minut po 20 byliśmy na miejscu. Do końca nie wiedziałam gdzie jesteśmy, bo nie patrzyłam na drogę. Kiedy zaczęłam się rozglądać on wręczył mi opaskę na oczy. Myślałam, że to jakiś żart, ale naprawdę to zrobił. Nie chciałam nic już mówić, ale śmiechu nie opanowałam. Kiedy nie widziałam już nic, co potwierdziłam machając bezwładnie rękami. On siedząc jeszcze w samochodzie pocałował mnie i niewiadomo kiedy wysiadł. Czułam się bardzo nieswojo, bo nie wiedziałam co się właściwie dzieje. W końcu pomógł mi opuścić pojazd i stanęłam na ziemi. Szliśmy i szliśmy, a ja co chwilę się o coś potykałam, albo zatrzymywałam się próbując wyczuć schodki i niezwykle nierówne warszawskie chodniki. Nie pomagały mi wysokie buty ani śmiech Justina.
-Teraz ja jestem szefem-zaśmiał się.
-Nie lubię cię-spróbowałam go popchnąć, ale nie trafiłam na niego tylko na coś dziwnego-przepraszam.
-Właśnie przeprosiłaś pomnik.Haha.
Szliśmy jeszcze przez jakiś czas aż w końcu byliśmy w jakimś budynku. Potem jeszcze krótki odcinek i byliśmy w windzie. Usłyszałam, że Biebier dostał SMSa. Trochę mi to przeszkadzało, bo zawsze jego telefon albo dzwonił, albo co innego.
-Przepraszam cię, ale mógłbyś czasem wyłączyć ten telefon? Czy ci ludzie są dużo ważniejsi ode mnie?
-A co z twoją mamą?
-Wyłączyłam telefon i poprosiłam żeby do mnie nie dzwoniła.
-Następnym razem powiedz jej też, żeby do mnie nie pisała-zaśmiał się-pyta się czy nic ci nie jest i czy jesteśmy na miejscu.
-Zabiję ją-skrzywiłam się.
Po chwili byliśmy już na ustalonym piętrze. Wysiedliśmy. Poczułam, że JB nie jest już obok mnie. Odrobinę się zlękłam. Ściągnęłam opaskę i zobaczyłam coś przepięknego. Doskonale wiedziałam gdzie byliśmy. Poczułam spokój. Byliśmy na piętrze widokowym Pałacu Kultury i Nauki. Zanim zdołałam ogarnąć wszystko wzrokiem. Było pełno świateł, a po środku nakryty stolik. Dojrzałam Biebsa i podeszłam do krzesła, które mi odsunął. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko zaplanował. Chciałam go jeszcze ucałować, ale skubaniec  zwiał na swoje miejsce. Na stole był przygotowany pyszny posiłek, który zaczęliśmy jeść. Justin pochwalił dwa razy mój wygląd i złapał mnie za rękę. W takich chwilach można poczuć się na prawdę wyjątkowo. Czułam się taka ważna, taka kobieca i kochana przez kogoś tak niezwykłego jak on. Szeroko uśmiechnęłam się kiedy to on użył tego przymiotnika. To było takie nierealne, ja i Justin Bieber razem na kolacji, właśnie tam. Zagadałam go o co właściwie chodziło z moim tatą i tym wszystkim. Powiedział, że praktycznie niedługo po tym jak wyjechał skontaktował się ponownie z tatą. Na początku bardzo trudno im się rozmawiało, ale niby z dnia na dzień było coraz lepiej. Przyznał, że rozmawiali prawie codziennie. Nie mogłam sobie tego wyobrazić.
-Żeby się poznać, spotkaliśmy się. Odwiedził mnie-powiedział.
-Ale jak to? Kiedy?-zapytałam z niedowierzaniem.
W końcu ustaliłam sobie, że chyba tamten wyjazd nie był służbowy. Jednak tata bardzo, ale to bardzo mnie kochał. Na zakończenie powiedział, że wkrótce dołączyły do tego nasze mamy. Wyszło na jaw, że czasem więcej czasu spędzał na rozmowach nie ze mną, ale z nimi. Kiedy to mówił udałam obrażoną, a wtedy on stwierdził, że to wszystko dla nas, dla naszego związku i miłości. Jak on pięknie to opisywał. Nabrałam wspaniałego humoru i deser jadłam z wielkim uśmiechem na twarzy. W końcu znowu przeszedł na nasz temat. Zaczął mówić jaka jestem dla niego ważna i ile szczęścia mu daję. Nazwał mnie też wspaniałą odskocznią od wszystkich zmartwień i kłopotów, jego prywatnym gazem rozweselającym. Prawie wzruszył się opowiadając jak czuł się kiedy z nim zerwałam oraz kiedy na nowo się zeszliśmy, przebywaliśmy i znowu rozłączyliśmy, kiedy musiał wyjechać. W oczach miał aż pasję. Nawet nie same słowa, ale właśnie to spojrzenie, gra ciała I gestykulacja sprawiała, że tą miłość, która z niego płynęła mogłam poczuć. Kończąc powiedział, że w tej chwili jestem najważniejszą kobietą w jego życiu. To określenie przekonało mnie do końca. Nazwał mnie swoją, nie dziewczyną, ale kobietą i do tego ważniejszą od mamy i wszystkich fanek, które go tak uszczęśliwiały i wspierały. Chciałam mu podziękować za to wszystko co robi dla mnie, ale powstrzymał mnie i odchodząc od stołu podeszliśmy do barierek. Patrzyłam w tym samym kierunku co on czyli na budynek Mariottu. Nagle nie wiadomo kiedy jego światła zaczęły mrugać. Po chwili sklejał się z nich wzór ogromnego serca. Choć w filmach zawsze mnie to irytowało to kiedy zobaczyłam coś takiego tylko dla mnie nie miałam nic przeciwko. Poczułam, że tętno mi przyśpieszyłozdążyłam.
-To jest ten moment-uśmiechnął się krzywym uśmiechem i uklęknął na prawe kolano-Katarzyno, czy wyjdziesz za mnie?
Wciągnęłam głośno powietrze. Pytałam siebie jak to się stało, jak do tego doszło? Jak zawsze za dużo myślałam i przez głowę przeleciały mi opinie rodziców i wszystkich innych. Cóż, że ostatni miesiąc, ale i tak miałam tylko 17 lat. Poczułam, że za długo trzymam go w niepewności. Tak się cieszyłam, byłam taka podekscytowana. To była magia, magia była w powietrzu i wszędzie indziej. Przeanalizowałam jeszcze raz jego słowa. Mojego pełnego imienia użył chyba po raz pierwszy i do tego tak mocno, z męskim "rz". Wiedziałam, że niczego nie pragnę bardziej jak połączyć się z nim i zostać jego narzeczoną.
-Tak. Oczywiście, że tak-poczułam łzy w oczach.
Patrząc na niego dostrzegłam piękne, klasyczne, czerwone pudełeczko z pierścionkiem. Nieziemsko piękny, z dużym kamieniem. Nie wyglądał na nic innego jak diament. Oczarowałam się nim, jego blaskiem. Chwilę potem, chwytając mnie za dłoń, Justin już wsuwał go na mój serdeczny palec u lewej ręki. Kiedy był już na miejscu pocałował mnie delikatnie w to miejsce i podniósł się z ziemi. Byłam pełna pozytywnych uczuć, ale drobnych łez nie udało mi się powstrzymać. Wkrótce przeszły one wręcz w jęki i moje ciało zaczęło drżeć. Nie wiem dlaczego się tak stało, ale poczułam się taka słaba, taką klasyczną ludzką słabość. Nie mogłam złapać powietrza. Justin, wiedząc, że dziwnie reaguję na niektóre rzeczy, nie przejął się za bardzo. Wydaję mi się jednak, że w takim stanie widział mnie po raz pierwszy. Mocno przytuliłam się do niego oplatając rękami jego szyję. On, swoimi dłońmi, próbował mnie trochę ustabilizować, ale nic nie pomagało.
-Wszystko dobrze?-zapytał w końcu.
-Tak. Ja cię tak kocham-znowu wtuliłam się w jego klatkę.
Wypływały ze mnie wszystkie uczucia nazbierane podczas naszego bycia razem. Dosłownie wyleciało ze mnie tyle łez, tyle drgań ile byliśmy ze sobą. On zaczął całować mnie po głowie. Nie chciałam już nic mówić. Trwaliśmy w takim stanie przez długi czas. Chciałabym móc powiedzieć jak się wtedy czułam, ale nie potrafię. Wszystko było zbyt niesamowite. W głowie miałam tylko takie krótkie urywki, ogrom obrazów. Czułam, że muszę się wykrzyczeć.
-Jestem cholernie zakochaną narzeczoną-wrzasnęłam wychylając się przez barierkę i nabrałam powietrza najcudowniejszego mężczyzny na świecie!-drgania i łzy zniknęły.
-Jesteś szalona-wziął nie na ręce i zakręcił.
Chwilę potem całowaliśmy się. To nie był pocałunek niedoświadczonych młodych, bo czułam przy tym uczucia jak nigdy wcześniej. Czułam się jak jakaś niezmiernie upragniona kochanka. Nie wiedziałam, że można się tak całować. Nie wiedziałam, że usta mogą być równocześnie takie twarde z pragnienia i miękkie z miłości. Było to takie wciągające, a jednocześnie tak jakby nieznane i nie do końca zrozumiałe.
-Czy ty to czułaś?-zapytał.
-Tak-ponownie go pocałowałam.

6 komentarzy:

  1. Odpowiadając na pytanie z poprzedniego rozdziału, cały czas piszę i choć ostatnio nie mam za dużo weny to raczej za bardzo się już od tego uzależniłam i nie przestanę. W tej chwili mam napisanych około 10 rozdziałów do przodu, ale umieszczam je kiedy mam czas, bo zawsze muszę wprowadzić korektę itp. Mam nadzieję, że powyższy rozdział Wam się spodobał :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. ten rozdział jest na prawdę cudowny ! prawie się wzruszyłam. pięknie budujesz emocje.

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurcze... świetny rozdział :) Super wszystko opisujesz!

    OdpowiedzUsuń
  4. swietnie piszesz , opowiadanie mozna zastapic zamiast ksiazki . super sie je czyta :D

    OdpowiedzUsuń
  5. nowy nowy nowy ! proszę

    OdpowiedzUsuń