Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


15 grudnia 2011

R o z d z i a ł 9

          Nagle budzę się. Przed moimi oczami jest duże okno. Lekko zaspana podchodzę do niego i podziwiam widok. Jakie życie jest niesamowite, stwierdzam z uśmiechem. Rozmyślam nad snem, który miałam w nocy. Mówią, że to co przyśni ci się pierwszej nocy w nowym miejscu spełnia się. Ciekawe czy podczas mojej wizyty w Nowym Jorku spełni się mój... W końcu zdecydowałam, że wypadałoby pójść coś zjeść, bo poprzedniego dnia, poza tym nieszczęsnym kisielem, nic nie jadłam. Czy mam ubrać się i dopiero wyjść, czy iść w koszuli nocnej i udawać z uśmiechem na twarzy niewyspaną i zakłopotaną? Wybieram pierwszą opcję i powoli naciągam ciemne jeggingsy, biały sweterek z baletkami oraz piaskowe emu z bordowymi getrami. Na początku jedynie uchylam drzwi i patrzę czy ktoś się przypadkiem nie kręci. Korytarz jest zupełnie pusty, więc wychodzę z większym przekonaniem. Wczoraj tata w zasadzie nie pokazał mi nic, bo Krzysztofa i jego żony nie było, a nie chciał w żaden sposób naruszyć ich prywatności. Nie mam pomysłu gdzie powinnam szukać kuchni, więc lekko szurając patrzę na obrazy wiszące na ścianach. Całe pomieszczenie jest bardzo jasne, z ciemno beżową marmurową podłogą i jaśniejszymi ścianami. Wszystko wydaje się ogromne. Minęłam jakieś dwie pary drzwi. W końcu dochodzę do ostatnich, które są pośrodku węższej strony. Otwieram je, ale od razu zamykam, bo stoi za nimi jakiś dziwny facet. Budzi się we mnie panika. Kim on jest? Co tu robi?, pytam siebie. Nagle słyszę nieznany głos. Odwracam się i przed moimi oczami widzę grubszą kobietę z białym fartuchem. Widząc moje zakłopotanie uśmiecha się do mnie, a ja ten uśmiech odwzajemniam. Pyta czy przypadkiem nie jestem głodna, a po twierdzącej odpowiedzi zabiera mnie do kuchni, która jest również bardzo duża. Cóż za zdziwienie. Gosposia, jak się domyślam, jest bardzo miła i spokojnie rozmawiamy. Niektórych słów nie za bardzo rozumiem, bo mówi z dziwnym akcentem, ale i tak jest okay i rozluźniam się.
           -I jak ci się tu podoba?-pyta.
           -Jest przyjemnie, ale właściwie nic jeszcze nie widziałam. Oczywiście poza żółtymi taksówkami na ulicach i tymi niewiarogodnymi obrazami w hallu-śmieję się nieśmiało.
            -Tak, pani Hillman lubi wydawać pieniądze...Ale jeśli się je ma to czemu nie.
Przez jakiś czas opowiadała mi jeszcze o domownikach. Z jej opowieści byłam bardzo nimi zaciekawiona. Powiedziała mi, że Krzysztof jest już w pracy, a jego żona na jakimś brunchu z przyjaciółmi. Wydają mi się tacy idealni, bogacze z Nowego Jorku. Sama nie wiem czemu, ale zawsze podobali mi się tacy ludzie. Jedząc pancake'a z truskawkami rozmyślam jak wyglądałoby moje życie, gdybym urodziła się w takim środowisku. Byłoby inaczej, ale w sumie ze swojego życia jestem no może nie zachwycona, ale jest dobrze. Clair mówi, że musi iść posprzątać, więc zaprowadza mnie do salonu, gdzie włączam telewizor i gapię się na niego przez długi czas.
Około 14 ktoś wchodzi do apartamentu. Ponieważ salon jest otwarty próbuję dostrzec kto to jest. Widzę jedynie zarys ciała. Z kobiecej sylwetki domyślam się, że to pani Hillman. Nie wiem jak mam się zachować, więc próbuję ukryć swoją obecność i ściszam telewizor. Jednak nie udaje mi się i słyszę swoje imię. Szybko podnoszę się ze skórzanej sofy i zbliżam się do miejsca pochodzenia głosu.
           -Cześć. Jestem Caroline-przedstawia mi się kobieta.
Nie jest jakaś ładna, ale ma przyjazne rysy twarzy. Ma na sobie ciemno zieloną sukienkę do kolan z ciekawym dekoltem i wysokie brązowe szpilki. Wygląda na jakieś 30 lat, bo wokół jej oczu są malutkie zmarszczki.
           -Dzień dobry-odpowiadam niepewnie, bo nie chcę wydać się niegrzeczna.
           -Jesteś tak samo grzeczna jak Andżej-śmieje się.-Spokojnie, czuj się jak u siebie-uśmiecha się.
           -Dziękuję.
           -Odpręż się-kładzie mi dłonie na ramionach.
Panuje cisza. Jednak nie jest ani trochę krępująca. Nawet mi się to podoba, bo miło czuję się w towarzystwie tej kobiety. Caroline chyba tego nie podziela, bo wydaje się być spięta i cały czas kręci stopą w szpilce. Nie mam pojęcia, co wypada teraz powiedzieć. Na pewno nie chcę się zacząć pieścić i mówić jakie to miłe, że Krzysztof „przygarnął” mojego tatę i pozwolił mi spędzić tu ferie. Patrzę na nią, wręcz się gapię. Chcę powiedzieć coś odpowiedniego, ale nic nie przychodzi mi do głowy.
           -Proszę pani, a mogłaby mi pani pokazać dom?-mówię nie pewnie.
Wtedy oczy kobiety zaczynają się błyszczeć. Z wielkim uśmiechem zgadza się i podrywa z sofy. W hallu informuje mnie jak licytowała otaczające nas dzieła sztuki, a ja wcale nie udaję, że mnie to interesuje, bo czuję się jakbym była taka jak ona i podoba mi się to. Potem pokazuje mi dwie sypialnie, łazienki i na końcu trafiamy do głównej sypialni. Tu jest dopiero przepięknie. Wszystko perfekcyjne, ekscytujące, niewiarygodne... Na środku stoi ogromne łoże jak z pałacu ze złotymi zdobieniami i wyrzeźbionym zagłowiem, które ma jakieś sto pięćdziesiąt centymetrów. Moje stopy lekko łaskocze czarny dywan. Na jednej ze ścian wisi nowoczesny obraz, który chyba widziałam gdzieś w gazecie. Nawet pamiętam jaki miał tytuł ten artykuł. „Living dream”, zabawne. Caroline spokojnie o wszystkim opowiada i z uśmiechem pokazuje mi różne drobiazgi, których jest pełno na szerokiej półce. Przede wszystkim są to zdjęcia z różnych zakątków świata. Potem idziemy do jeszcze jednej łazienki, która jest również duża-co za zdziwienie. Na końcu najlepsze. Chyba zrobiła to specjalnie. Garderoba. Rząd wieszaków po prawej i lewej stronie, a nad nimi poukładane kolorami stroje sportowe. Na końcu jest szafa, którą otwiera moja towarzyszka. Za drzwiczkami są chyba setki butów. Część szpilek, obok trochę niższe, niskie i płaskie. Na dole około dziesięciu par typowo zimowych, ale również bardzo dobrych marek.
          -Ile masz par butów?-pytam.
          -Gdybym to ja wiedziała-śmieje się.
Dalej oglądam te piękności. Czuję się jak w sklepie, ale one wszystkie są jednej osoby. Niewiarygodne. Aż chciałoby się coś wziąć, tylko dotknąć. Jestem ciekawa kiedy nosi się te wszystkie buty. Chociaż pewnie taka kobieta sukcesu z Nowego Jorku ma aż za dużo takich wyjść. Już widzę siebie spacerującą po Central Parku w czarnych wysokich botkach, cieszącą się otaczającą mnie naturą w środku wielkiego miasta. Oczywiście nie idę sama. Obok mnie jest Michał, który nadal nie jest elegancki, ale wygląda niezwykle schludnie. Zaczynam za nim znowu tęsknić i ponownie przychodzą te wyrzuty sumienia. Przepraszam go w myślach, ale postanawiam trochę się rozluźnić i na razie cieszyć tym co mam w tej chwili. Caroline przygląda mi się badawczo. Chyba widać po mnie wszystko to co mam wewnątrz. Nagle dochodzi do mnie, że ona wszystko wie. Wie o szpitalu i pewnie Michale. Co robić, co robić? Głupio mi, dziwnie. Co na to powiedzieć? Pustka... Moje ciało jest puste, a ja tylko unoszę się nad nim.
           -Victoria-mówi z amerykańskim akcentem, który mi się podoba-Andżej mówił mi o tym co ostatnio się stało. Bardzo mi przykro z powodu twojego chłopaka i tego wypadku. Mam nadzieję, że tutaj trochę o tym wszystkim zapomnisz. Nie zrozum mnie źle, ale wszyscy chcemy dla ciebie jak najlepiej.
Nie dotyka mnie to ani nie jest mi przykro. Ona jest naprawdę miła i wierzę jej.
           -Dziękuję-mówię cicho.
Teraz przytula mnie i robi mi się ciepło. Kiedy już tego nie robi na jej twarzy widzę uśmiech.
           -Może chciałabyś zobaczyć teraz coś więcej? Pogoda nie jest za dobra, ale samochodowa wycieczka nie jest zła, prawda?
Dziesięć minut później jesteśmy już w czarnym Mercedesie. Objeżdżamy okolicę. Pierwszy raz widzę Manhattan. Nie umiem go nawet opisać. Chyba za dużo się dziś zdarzyło, a jeszcze nie ma 17. To była bardzo szybka wycieczka i już jesteśmy z powrotem. Ona idzie od razu na górę, a ja idę kupić sobie coś w restauracyjnym barku. Gorąca czekolada kosztuje trzy razy więcej jak w drogiej restauracji w Polsce, ale Caroline powiedziała mi, że mają tam własny rachunek i mam na niego brać wszystko co chcę. Oczywiście nie chcę naciągać ich na wielkie rzeczy, ale czekolada będzie chyba okay. Po wypiciu idę w kierunku windy. Wsiadam spokojnie. Nagle do windy wbiegają jeszcze dwie osoby. Jest to dla mnie trochę dziwne, bo nie widziałam w tym budynku jeszcze nikogo w biegu. Wszyscy, nawet śpiesząc się wyglądają bardzo spokojnie. Z zaciekawieniem patrzę na nich. Jeden z nich to nastolatek, chyba w moim wieku, może trochę starszy. Ma ciemną naciąganą czapkę i ciemne okulary. Od razu zgaduję, że to jakiś szpaner, bo kto normalny chodzi w zimie w okularach przeciwsłonecznych. Utrzymuję powagę i przyciskam przycisk z moim piętrem.
           -Wysoko-uśmiecha się do mnie chłopak i przyciska piętnastkę.
           -Tak-odpowiadam spokojnie.
           -Chyba trafiła nam się nowojorska dama-mówi dziwnym głosem ten drugi.
Robi mi się średnio miło. Nie chcę się wdawać w rozmowę z tymi chłopakami i modlę się, aby wreszcie wysiedli. Na szczęście winda jest szybka i już ich nie ma. Uff.


Przepraszam za przerwę... Mam nadzieję, że się spodoba :)

3 komentarze: