Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


6 stycznia 2012

R o z d z i a ł 12

Na temat podarku na początku zbyt dużo nie myślałam. Ale kiedy zjadłam już prawie pół tabliczki na pusty żołądek wraz z bólem przyszedł moment zastanowienia. Co to ma w ogóle znaczyć?, pytałam siebie. Nie miałam pojęcia dlaczego zupełnie nie znany dla mnie chłopak przesyła mi z rana paczki. Widzieliśmy się zaledwie dwa razy, a tu takie niespodzianki. Właściwie to nie wiem czy mogę to tak nazwać, bo wiecznie widzę go w dziwacznej czapce i tych okularach. Gdyby nie to, przyznawałam z lekkim zażenowaniem, byłby znośny. Oczywiście wtedy w moich oczach był nikim w porównaniu do Michała. On był dla mnie niemal idealny i nawet zapomniałam jak wyglądał kiedy w jego ciele buzowały narkotyki. Gdy był „normalny” jego ciemne, niemal czarne włosy spadały na błękitne oczy i dawało to niesamowity kontrast. Czując jego wzrok moje myśli stawały się wierszem z iście homeryckimi opisami małej plamki na lewej tęczówce. Znowu powrócił smutek, rzeczy straciły sens i zaczęłam płakać. Ledwo oddychając, powietrze łaskotało przełyk i mdliło mnie. Ruszyłam szybko do łazienki, a potem stało się i historia ze szpitala powtórzyła się. To było jak déjà vu i kolejne godziny zleciały jak minuty. Clair zagrała w tym małym filmie pielęgniarkę i poinformowała wszystkich o wydarzeniu. Na moje nieszczęście tata był w domu, bo dziś razem z Krzysztofem mieli wolne. Może mi się przewidziało, ale jego oczy zrobiły się szkliste. „Spieprzyłaś sprawę”, głos w mojej głowie śpiewał radosną piosenkę. Było mi bardzo przykro, bo to był tylko wypadek, a one się najzwyczajniej w świecie zdarzają. Niestety ludzie nie rozumieją, że coś może zdarzyć się dwa razy i nikt mi nie wierzył. Tata z Caroline przesiedzieli ze mną cały, długi dzień. On tylko patrzył z nieznanym dla mnie wyrazem twarzy, co sprawiło, że było mi potwornie źle. Za to pani Hillman miała bardzo, bardzo dużo rzeczy do powiedzenia. Opowiedziała mi właściwie historię swojego życia. Nie była to dla mnie wtedy najpotrzebniejsza rzecz, ale fajnie, że dowiedziałam się o niej wielu rzeczy.
Caroline urodziła się w niewielkim miasteczku Hodgenville w stanie Kentucky. Powiedziała, że właśnie tam urodził się Lincoln i cała mieścina żyje od XIX wieku tylko tą historią. Powiedziała, że będąc młodą dziewczyną miała dość tego wszystkiego, nienawidziła wszystkich i wszystkiego. Jej rodzice, jako jedno z niewielu małżeństw miało tylko jedno dziecko i nie byli zbyt religijni, co nie sprzyjało jej kontaktom z rówieśnikami, bo w niespełna trzytysięcznym miasteczku wszyscy wszystkich znają i plotek jest od groma. Mając wszystkiego dość jadła tylko ich znane kurczaki. Kiedy powiedziała mi o tym zaczęłam się śmiać, bo opisywała jak powinien smakować prawdziwy smażony kurczak, bo z KFC to ma on mało wspólnego. Kiedy wreszcie wyniosła się z rodzinnego domu przejechała pół Stanów poszukując szczęścia. Poszła nawet na studia i tu wystąpiła historia, która miała mnie pouczyć. Po zjedzeniu masy kurczaków była trochę tłuściutka i widząc inne dziewczyny stwierdziła, że musi to zmienić. Na pomoc przyszły diety-cud. Po wszystkim była wykończona, ale wtedy pojawił się „zjawiskowo przystojny, inteligentny...” Krzysztof i uratował ją. Dzięki niemu pokochała życie i teraz są szczęśliwi.
Wiem, że chciała jak najlepiej ale ta historia, no może za wyjątkiem kurczaków, specjalnie mnie nie poruszyła. Bardziej interesujące były te inne, o których zaledwie wspomniała i nie chciała kontynuować, bo „jeszcze to nie ten czas”. Szkoda, bo małe wspomnienie o Carterze z Backstreet Boys zaintrygowało mnie. Pomyślałam, że związek z kimś znanym byłby ciekawy. Kto wie, może kiedyś Michał do czegoś dojdzie jako muzyk, pomyślałam i uśmiechnęłam się. Naprawdę, te moje wahania nastroju dotyczące Miśka były przerażające. Raz jestem rozanielona widząc jego twarzyczkę, a potem, brzydko mówiąc, rzygam z płaczu myśląc o jego stanie i tym jaki był w ostatnim czasie. Tego wieczora stwierdziłam więc, że koniec myślenia o Michale. Nie była to pierwsza próba, ale miałam nadzieję, że ta się uda. Zasypiając w głowie miałam jedną myśl: „Do końca pobytu w Nowym Jorku zachowuj się tak jakby Michał nie istniał. Nie martw się i spokojnie korzystaj z uroków miasta.”. Zasnąć tej nocy również nie było łatwo, bo myślałam o moim kontakcie z tatą. Obiecałam mu, że już więcej nic takiego się nie stanie. Powiedział, że mi wierzy, ale wiem, że tak nie było, bo miał zwyczaj powtarzać: co się zdarzyło raz nie musi się powtórzyć, ale co zdarzyło się dwa razy na pewno się zdarzy ponownie.
Rano miałam pustą głowę. Poszłam wziąć prysznic i wypsikałam się perfumami. Do południa odpoczywałam oglądając Sponge Boba. Schodziłam na psy z kreskówkami, ale nie miałam nic do roboty. Wcześniej myślałam, że całe dnie będę spędzać spacerując po Central Parku i centrach handlowych, ale istotnie najdalej samodzielnie ruszyłam się do supermarketu. Nagle przypomniałam sobie o tej gwieździe. Zobaczenie jej też mi się nie udało, bo podobno już wyjechała. Tak przynajmniej powiedziała mi Clair kiedy po raz setny pytałam ją czy słyszała coś nowego od jednej hotelowej sprzątaczki, którą zna. Nie wyszło mi i tyle. W pewnej chwili zawołała mnie Clair.
           -Co się stało?-spytałam.
           -Dzwoniła pani Hillman. Powiedziała, że chciałaby abyś poznała jakiegoś jej znajomego i za jakąś godzinę przyjechała do restauracji.
W myślach dziękowałam za to, że nareszcie coś zaczęło się dziać. Kto wiedział czy nie będzie na mnie tam czekać z kimś bardziej znanym albo przy stoliku obok będzie siedzieć ktoś z telewizji.
           -Ale jak ja tam dojadę?-zapytałam.
           -Poprosisz odźwiernego o zatrzymanie taksówki i masz tu adres.-Podała mi białą karteczkę zamykając skuwką długopis.
           -A za ile powinnam wyjść?
           -Jak chcesz być tam za mniej więcej godzinę to masz jakieś piętnaście, może dwadzieścia minut, bo są korki-odpowiedziała.
Znając informacje poszłam się przebrać w coś wytwornego, ale nie zobowiązującego. Hah, a to zagwozdka. Wybrałam krótką plisowaną spódniczkę, beżowy t-shirt i marynarkę. Trochę jeszcze się pomalowałam i byłam gotowa. Zostało mi jeszcze kilka minut, które spędziłam na rozmyślaniu jak mam się zachować itp.. W końcu zabrałam płaszcz i zjechałam windą na dół. Tam podeszłam do mężczyzny koło drzwi i poprosiłam o taksówkę podając mu karteczkę z adresem. Przeprosił mnie na chwilę i trzy minuty później byłam już w aucie. To była moja pierwsza podróż żółtą taksówką. Było niesamowicie, ale to zasługa korków, bo jeszcze nigdy nie jechałam z prędkością pięciu metrów na minutę. Clair mówiła, że będą korki, ale nie spodziewałam się aż takich. Pozostało mi już tylko gapić się przez okno. Ludzie chodzili w tą i z powrotem. Wszyscy się spieszyli. W końcu byłam pod restauracją. Z zewnątrz nie wyglądała jakoś powalająco, ale gdy tylko przekroczyłam próg było już pięknie. Wokół była cała masa stolików. Nie wiedziałam gdzie mam się właściwie kierować, ale zauważyłam machającą Caroline i szybkim krokiem podeszłam do czteroosobowego stolika. Na początku nie widziałam twarzy mężczyzny, bo siedział tyłem. Potem jednak wstał i przywitał się ze mną. Następnie była gadka szmatka. Ale w końcu wyszło szydło z worka. Tim był lekarzem i specjalizował się w zaburzeniach odżywiania. Naprawdę było okropnie. Zadał mi wiele pytań, na które starałam się odpowiadać jak najbardziej opanowana. Był jakiś dziwny i nie wiedziałam czy mam się śmiać, czy płakać. Kiedy zaczął mnie pytać o kontakty z chłopakami miałam już dość. Błagałam aby to się skończyło. Zazwyczaj tak nie mam, ale ten facet tak na mnie wpływał. Dodatkowo wyczuwałam w jego głosie jakieś politowanie i jakby w środku się ze mnie naśmiewał. Po półtorej godzinie męki koszmar się skończył. Uśmiechnięta Caroline zaproponowała mi jeszcze mały wypad do centrum handlowego, ale ja po raz pierwszy w życiu nie miałam ochoty na żadne zakupy.
          -Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła za Tima-powiedziała.
          -Nie, skądże.
          -Fajny z niego facet, prawda?
          -Och tak-skłamałam.
Wyszłam jak najszybciej na zewnątrz. Chłodne lecz duszne powietrze szybko mnie uspokoiło i uznałam całe wydarzenie za sen. Aż dziwię się, że sobie to tak dobrze wmówiłam. Przyszła kolej na zatrzymanie taksówki. Próbowałam i próbowałam, ale nic, żadna nie chciała się zatrzymać. Nie mogłam uwierzyć. I jak miałam wrócić? Zaczęłam lekko panikować, bo zapomniałam telefonu.
Stałam tam jak głupia przez pół godziny.
          -Witaj-usłyszałam za sobą głos.
Prosiłam, aby to nie był żaden zboczeniec. Chciałam tylko wrócić do domu. Odwróciwszy się nie mogłam powiedzieć czy osobnik nie ma takich skłonności, bo jego uśmiech był wieloznaczny.


Wiem, że chcecie czegoś więcej. Już 12 rozdział, a nic się nie dzieje... Bądźcie gotowi, bo w następnym rozdziale zacznie się już dziać.

2 komentarze:

  1. I just couldn't depart your web site before suggesting that I extremely loved the standard information an individual provide to your guests? Is going to be again steadily to check up on new posts

    My web page :: read more css

    OdpowiedzUsuń