Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


13 stycznia 2012

R o z d z i a ł 13

           -Zgubiłeś czapkę-również obdarowałam go uśmiechem.
Trudno w to uwierzyć, ale stał przede mną ten „brunet ze 158”. Tym razem jednak, gdy pozbył się czapki, wyglądał znacznie lepiej. Jego włosy w odcieniu ciemnego blondu były zmierzwione i zadziorne. W połączeniu z uśmiechem, który trzeba przyznać, że onieśmielał, wyglądał, nie wierzę, że tak sądziłam, powalająco i nieco za seksownie jak na chłopaka, który rzucał głupie żarty w windzie kilka dni wcześniej.
           -Do restauracji trzeba się jakoś ubrać-rzekł sztucznie poprawiając ciemną kurtkę.
           -Oczywiście-przyznałam.
           -Ty pewnie pojechałaś po jakieś specjalne duperele do sklepu-zaśmiał się delikatnie.
           -Też byłam w restauracji-powiedziałam oschle.-Właśnie miałam wracać do domu, ale mnie zaczepiłeś.
           -Ja też miałem wracać. Może... pojedziemy razem?
No i pojawiło się wybawienie z mojej sytuacji, ale czy to był dobry pomysł, aby jechać z chłopakiem, który stwierdził, że wyglądam jakbym szła do sklepu, kiedy ja starałam się wyglądać jak najlepiej. To oznaczało, że potrzebna mi pomoc i jestem niesamowystarczalna, ale zgodziłam się na jego propozycję. Poszliśmy razem do jednego z samochodów, w którym kierowca już czekał. Żadne z nas nie było zbyt rozmowne, ale to chyba ja gasiłam jego zapał do rozmowy. Postanowiłam go więc jakoś zagadać, bo jednak zachował się w stosunku do mnie miło.
           -Nie uważasz, że noszenie okularów kiedy jest ciemno nie jest głupie?
           -Po prostu zabijam spojrzeniem-zaśmiał się ze swojego żarciku.-Mogę je ściągnąć, ale obiecaj, że nie zaczniesz krzyczeć.
Widząc jego nagłe spoważnienie przytaknęłam tylko lekko głową. Czarne Ray-Bany opuściły jego twarz. Było ciemno, ale jego oczy delikatnie połyskiwały kiedy światłom innych samochodów udawało się wbić przez przyciemniane szyby. Nie widziałam jaki mają kolor, a na to od razu zwracam uwagę, bo popieram myśl, że są one zwierciadłem duszy.
           -Chyba przesadziłeś jeśli chodzi o ich moc. Wciąż żyję-powiedziałam lekko zadziornie i spojrzałam w swoją szybę.
Na chwilę zapadła cisza. Trwała ona chyba cztery minuty. W pewnej chwili chciałam sprawdzić co on robi i odwróciłam się. Już nie siedział na końcu siedzenia, był tuż obok mnie. Zdziwiło mnie, że nie poczułam jego bliskości. Zrobiło mi się gorąco, za gorąco jak na zimowe późne popołudnie. Chciałam pozbyć się tego ciepła, ale nie musiałam. Już było mi zimno i przez moje ciało przechodziły pojedyncze dreszcze.
           -Jak masz na imię?-zapytał nagle.
           -Veronica-powiedziałam po amerykańsku, bo tutaj grałam i w pobliżu nie było już Weroniki.-A ty?
           -Drew.
           -Miło mi cię poznać, Drew-podałam mu dłoń.
W tamtej chwili, mogę przysiąc, że on nie uścisnął mojej dłoni, ale otulił ją.To chyba przykład tego, że pewne skromne zachowania mogą skończyć się zawrotem głowy. Nie wiedziałam co powinnam powiedzieć. Nie myślałam w tamtej chwili, że mam chłopaka. Było tylko tu i teraz.
           -Chyba ten samochód się zmniejszył-uśmiechnęłam się.
           -Mój własny samochód jest duży.
           -Masz z tym jakiś problem?-uniosłam brwi.
           -A ty?
           -Dziewczynek nie pyta się o takie rzeczy-znowu skierowałam twarz do szyby.
           -One nie wsiadają do samochodów nieznajomych.
Na to nic już nie odpowiedziałam. Był chłopakiem, a oni muszą mieć ograniczenia ze strony płci przeciwnej. Wiedziałam, że myśli o mnie. Miałam lekką ochotę jeszcze się z nim podroczyć, ale wystarczyło jak na jeden raz. Kolejne dziesięć minut spędziliśmy w ciszy. Na nowo rozgadaliśmy się kiedy już dojeżdżaliśmy. Gdy byliśmy pod hotelem otworzył mi drzwi. Weszliśmy od tyłu, bo tak wolał. Wtedy na niego spojrzałam. Wyglądał cudownie. Teraz zauważyłam, że faktycznie zrezygnował nie tylko z czapki. Szyliśmy tuż obok siebie tak, że co chwilę nasze ręce się stykały. Trafiliśmy do windy. Pierwszy raz błagałam, aby podróż trwała jak najdłużej. Oczywiście cyferki na wyświetlaczu zmieniały się i zmieniały. Zobaczyłam, że on też je obserwuje. Ponownie posłał mi ten uśmiech pełen białych zębów. Nagle powciskał kolejne guziki, co drugie piętro. Zatrzymaliśmy się na piątym, siódmym, dziewiątym, jedenastym, trzynastym i piętnastym. Cały czas utrzymywałam powagę i tylko leciutko na niego zerkałam. On był bardziej nachalny i czułam na swoim ciele jego ciężkie spojrzenie. Miał już wysiadać i na kilka sekund zrobiło się zimno. Wtedy szybko wyciągnęłam notatnik i wyrwałam z niego kartkę, na której zapisałam swój telefon. Był z tego powodu zadowolony i chyba nawet chciał żebym to zauważyła. Kiedy był już poza windą jeszcze patrzył w moją stronę. Wydaję mi się, że zbliżał się do mnie ponownie, ale drzwi się zamknęły i odjechałam. Przez wieczór jakbym unosiła się dwa centymetry nad ziemią. Zadałam sobie ostatnie pytanie tego dnia: Czy ja się zakochałam?
Rano świat zrobił się dużo lepszy niż był przez poprzednie dwa dni. Z pustą głową przeleżałam jeszcze w łóżku półtorej godziny. O 11 stwierdziłam, że jednak mogłabym wstać. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było sprawdzenie komórki. Trochę liczyłam, że Drew się odezwał, ale wiedziałam, że byłoby to trochę dziwne i natarczywe. Wyświetlacz był jednak pusty, niestety. Nie traciłam jednak dobrego humoru i poszłam zająć swoje miejsce w salonie przed telewizorem. Taty jak zwykle nie było. Okazało się, że byłam całkowicie sama. Na stoliku do kawy była mała karteczka z moim imieniem. Szybko wzięłam ją do ręki i przeczytałam „Clair wzięła dziś wolne. Ja będę dopiero wieczorem. Zejdź zjeść coś w restauracji i baw się dobrze. -Caroline”. Miałam cały apartament tylko dla siebie. Tylko co mogłam zrobić? Chwilę pochodziłam w tę i z powrotem, ale potem zdecydowałam, że muszę coś ze sobą zrobić. W głowie miałam jeden pomysł-Drew. Od obudzenia o nim myślałam. Wcześniej się go obawiałam, ale kiedy poprzedniego dnia był taki miły i ludzki... coś się zmieniło. Pomyślałam czego chciałabym w tej chwili najbardziej. Być w jego objęciach. Drew, Drew i Drew. Byłam opętana. Postanowiłam pójść do restauracji i coś zjeść. Ubieranie dłużyło mi się i dłużyło. W końcu wzięłam białą bardzo szeroką koszulę, którą wcisnęłam w ciemnozieloną spódnicę przed kolano. We włosy wpięłam jeszcze tylko bladoróżową spinkę i na koniec naciągnęłam cieliste baleriny. Wsiadając do windy zastanowiłam się jeszcze raz gdzie chciałabym jechać. Parter był już wciśnięty, byłam na dwudziestym piętrze, a mój palec lekko jeździł po chropowatej powierzchni guzika z numerem piętnaście. Masz jeszcze trzydzieści sekund, informowałam siebie. Nagle była już czternastka i koniec z wahaniem się. Zamówiłam sobie, jak na ironię, naleśniki. Bawiłam się widelcem jakieś dziesięć minut, bo na jedzenie nie miałam ochoty. Nagle telefon upchnięty za spódnicę zawibrował. Szybko odblokowałam klawisze i odczytałam wiadomość. „Bon appetit”, życzył mi nieznany numer. Wiedziałam, że to on. Szybko zaczęłam się rozglądać, ale przy żadnym stoliku go nie było. W takim razie skąd wie, gdzie jestem?, zapytałam siebie. Kolejna wibracja-„Szukasz mnie?”. Chciałam go znaleźć, ale nie wiedziałam jak się za to zabrać. Szybko odeszłam od stolika zostawiając prawie wszystko na talerzu. Wracałam do pokoju, kiedy telefon odezwał się jeszcze raz. „O 14:20 jem lunch tam gdzie wczoraj. Może jedzenie zasmakuje Ci bardziej niż te tutaj.”. Chłopak był szybki i podobała mi się taka odmiana. Może w „zaproszeniu” nie było nic znaczącego, ale trzeba przyznać, że coś musiało to znaczyć. Odpisałam jedynie „może”, co było dwuznaczne i według mnie idealnie pasowało. No cóż, szykowało mi się spotkanie. Na zegarku była 12:56 czyli miałam niecałe dwie godziny, aby przygotować się i dopiąć wszystko na ostatni guzik. Szybko ruszyłam do apartamentu i rozpoczęłam przygotowania.

8 komentarzy:

  1. Dziwne jest to ze ona się nie skapneła ze to J.B ? O.o

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale czy to jest on?

    OdpowiedzUsuń
  3. Musi to być on, jeżeli autorka zapewniała ze będzie ;) XD

    OdpowiedzUsuń
  4. a co jeśli kłamała? jestem podejrzliwa XDD

    OdpowiedzUsuń
  5. To nie ładnie, tylko świadczy to o samej autroce ;/ jeśli to prawda to współczuje ..

    OdpowiedzUsuń
  6. BŁAGAM DOKOŃCZ TAMTO PIERWSZE ! BYŁO NAJLEPSZE ,A TERAZ JESTEM BARDZO ZAWIEDZIONA ... :< POZA TYM NIE WIEM CZY ZAUWAŻYŁAŚ ,ALE WTEDY MIAŁAŚ NAJWIĘCEJ KOMENTARZY I WSZYSTKIM SIĘ PODOBAŁO .

    OdpowiedzUsuń
  7. Powyższy komentarz -> W PEŁNI SIĘ ZGADZAM.. 86 niesamowitych rozdziałów ! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dokładnie ... Nigdy nie spotkałam kogoś kto by tak długo pisał . Skończ je , bardzo proszę . <3

    OdpowiedzUsuń