W szkole myślałam tylko o tym
koncercie. Siedem lekcji jakoś wysiedziałam, a potem pędem
ruszyłam do domu. Tam mama od razu nakręciła mi włosy na wałki i
z głową w plastikowej reklamówce jadłam obiad z niesamowitą
prędkością. Cały czas bałam się, że czegoś zapomnę, ale na
szczęście nie było aż tak źle. O 16:30 byłam już u koleżanki,
której mama zawiozła nas do Łodzi. Na miejscu przeszłyśmy się
trochę najbardziej znaną łódzką ulicą czyli Piotrkowską. Było
okropnie zimno, więc nasz spacer nie trwał długo. Po drobnych
problemach z dojazdem do Areny wysiadłyśmy z samochodu i ruszyłyśmy
do wejścia. Koncert miał się rozpocząć za jakieś pół godziny,
więc trochę się denerwowałam. W biegu nałożyłam na nadgarstek
fioletową opaskę ze swoim nickiem z Twittera, co miały zrobić
wszystkie Beliebers, które mają swoje konto. Nie pamiętałam
którym wejściem ma wchodzić Płyta A. Kojarzyłam, że było to
wejście 20 czy 21. Nie wiedziałyśmy co właściwie robić i
przebiegłyśmy obok kilku innych wejść. Wszędzie były tylko
oznaczenia literowe sektorów. Zapytałam jakiś dziewczyn pod jednym
z nich czy wiedzą gdzie powinnyśmy iść, ale nikt nie potrafił
nam pomóc. W głowie miałam już najgorszą wizję, że staniemy na
końcu płyty i będziemy podziwiać tylko plecy innych fanek.
Obiegałyśmy dalej Arenę i w końcu ktoś nam powiedział, że nie
ma znaczenia, którym wejściem wejdziemy. Odetchnęłam z ulgą i
razem z koleżanką ustawiłyśmy się w niedużej kolejce. Stałyśmy
chyba ze dwie minuty, bo stało tam chyba kilkanaście osób. K. nie
miała ze sobą legitymacji, ale ochroniarz ją wpuścił, więc
rozluźniłam się. W końcu byłyśmy w środku. Słyszałam
kończący się występ Honey, więc wystraszyłam się, że Justin
będzie już niedługo wychodził. W miarę szybko zaliczyłyśmy
łazienkę i szatnię. Okazało się, że moja bransoletka gdzieś
zniknęła, więc szybko napisałam swoją nazwę ręcznie.
Uświadomiłam też sobie, że zapomniałam całkowicie o
serduszkach. Na szczęście znalazłam dwa koło szatni. Piętnaście
minut przed rozpoczęciem koncertu weszłyśmy na halę między
sektorami N i O. Udało nam się zejść na dół. Szczerze mówiąc
myślałam, że będzie tam większy tłok. Stanęłyśmy w prawym
rogu płyty prawie przy samych barierkach. Ucieszyłam się z naszego
miejsca, bo stając na palcach nawet dobrze widziałam scenę i
„wybieg”. Trochę żałowałyśmy, że nie zdążyłyśmy kupić
Goldenów(dzień po rozpoczęciu sprzedaży biletów w internecie
byłam na 10 w Empiku, ale już ich nie było), bo były znacznie
bliżej sceny. Ogólnie to doszłam do wniosku, że wystarczyło
sobie wydrukować z internetu dodatkowo bilet Golden(dużo dziewczyn
je wstawiało) i bez problemu można było się tam wkraść, bo na
samej płycie nie sprawdzali za bardzo biletów(kodów itp.). K.
chciała spróbować wcisnąć się trochę bliżej środka sali, bo
stamtąd widok był pewnie lepszy, ale ja wolałam zostać na swoim
miejscu. Stałam przy bocznej barierce, na którą mogłam się
trochę wspiąć, a wtedy widziałam jeszcze lepiej, więc byłam
zadowolona. Co prawda jeden z ochroniarzy, który mówił tylko po
angielsku zwrócił mi dwa razy uwagę żebym tak nie robiła, ale
kiedy odchodził znowu na nią wchodziłam. Na telebimie pojawił się
klucz i zegar zaczął odliczać TE 10 minut. Obok nas wchodziły też
osoby na Diamond. Wśród nich była też m.in. Karolina z Local
Heroes i Monika, którą można było zobaczyć w DD TVN. Kiedy
przychodził ten ochroniarz były wpuszczane większe grupki osób,
co nas trochę zaciekawiło. K. postanowiła ustawić się tam z
innymi, a ja pilnowałam wtedy miejsca. W pewnym momencie minęła
mnie. Szybko ruszyłam w kierunku tamtego wejścia. Ochroniarz
wpuścił już tylko dwie dziewczyny za mną, więc miałam wielkie
szczęście. Nie mogłam w to uwierzyć. Szłam jeszcze niepewnie,
ale dochodziło do mnie, że trafiłam na Diamond.
Z inną fanką,
której też udało się tam wejść zaczęłyśmy mówić jakie to
niesamowite, że z płyty A trafiłyśmy na Diamond. Udało mi się
lekko przepchnąć do wybiegu. Byłam jakby w drugim rzędzie, a
potem nawet przy samych barierkach. Po drugiej stronie wybiegu
dostrzegłam Oliwię z Sabiną, co od razu wywołało u mnie uśmiech.
Po pięciu minutach światła zgasły, a na ekranie pojawił się
obraz. Chwilę później pojawił się ON. Patrzyłam na niego jak na
jakieś objawienie. Leciał sztywno ubrany na biało. Białe trampki
i spodnie na jego chudych łydkach przeleciały metr ode mnie. W
zasadzie cały czas nie mogę uwierzyć, że widziałam go z tak
bliska. Wyglądał jeszcze lepiej niż na zdjęciach. Jest
niesamowity. Ta idealna twarz, tatuaże, skóra. Nie wyglądał jak
człowiek. A kiedy krzyknął „Let's go! What's up Pooland?” to
prawie zamarłam. Właściwie to nie wiem co pisać o samym
koncercie. W każdej sekundzie nie mogłam uwierzyć, że jest tak
blisko. Show było niesamowite, każda piosenka dopieszczona do
granic możliwości. Cały czas śpiewałam(za co przepraszam osoby,
które były obok mnie) i tylko go podziwiałam. Dwa razy prawie go
dotknęłam, nasze dłonie dzieliły centymetry. W pewnym momencie
podeszła do mnie jakaś dziewczyna i zapytała czy ją przepuszczę,
bo chce się „po tym” przebiec. Poprosiłam ją żeby powtórzyła,
bo nie miałam pojęcia czy ona naprawdę chce to zrobić.
Przepuściłam ją do barierki, ale było tam za mało miejsca, a
obok stał ochroniarz. Straciłam ją z wzroku i wróciłam na swoje
miejsce. Nagle patrzę, a ona biegnie w na scenę. Chciałam ruszyć
za nią, ale nie jestem aż taka odważna i mnie by pewnie złapali
już wcześnie. Przez to, że nie mogłam uwierzyć, że tam jestem
chciałam zrobić coś głupiego, ale stwierdziłam, że nie będę
ściągać z siebie stanika(specjalnie założyłam fioletowy haha) i
rzucać go na scenę, bo to już trochę przesada. Śpiewanie SWAGu
też było fajne. Czułam się trochę jakby mnie tam wkleili albo
jakby była w świetnym kinie, bo przecież to nie mogła być
prawda, że jest tak blisko. Kiedy nie miał koszuli i na wierzchu
były całe jego majtki akurat pochylił się do fanów po drugiej
stronie wybiegu. Zagapiłam się wtedy na jego tyłek. Po prawej
stronie majtek miał plamę od potu(przepraszam jeśli to dla was
obrzydliwe). Właściwie to od ruchu cały czas się pocił i
wycierał swoje idealne ciało ręcznikiem. Podobało mi się też kiedy Justin poszedł na koniec wybiegu i widać było tylko tańczącą ciemną postać na tle jasnego światła. Wyglądał mistycznie. Było też rzucanie
rzeczy w tłum. Woda poleciała obok mnie, ale nic nie poczułam, a
pałeczka perkusisty poleciała jakieś dwa metry za mną, ale
wszyscy się na nią rzucili i aż poupadali. Dzięki temu wydarzeniu
zobaczyłam w nim człowieka, dobrego muzyka i niesamowitego
performera. Koncert nie był długi, ale myślę, że wszyscy byli
zadowoleni. Po koncercie zrobiłyśmy sobie trochę zdjęć. Po
zniknięciu Justina scena po pięciu minutach zamieniła się w goły
stelaż. Ludzi z tej sekcji technicznej są niesamowici i rozbierają
wszystko w bardzo krótkim czasie. Nie wiem czy ktoś wie kto to, ale
pod Areną spotkałam Damiana Skoczyka. Tak poza wszystkim to aż
zdziwiła mnie obecność boy Belieberów. Trzeba przyznać, że
trzeba mieć odwagę żeby śmiało być jego fanem. Brawo chłopcy!
Znalezienie samochodu mamy K. po koncercie trochę nam zajęło, bo
był tam niesamowity korek. Podobno Łódź była nieźle zablokowana
przez wizytę Justina i nie można było dojechać nawet na lotnisko.
Wracając do domu cały czas nie mogło do mnie dojść to, że tam
byłam. Cały czas w to nie wierzę. Widziałam kogoś kto tak
zmienił moje życie, o kim myślę codziennie od ponad trzech lat i
napisałam to opowiadanie. Na żywo wygląda jeszcze lepiej i życzę
wszystkim żeby udało im pójść na jego koncert. Wierzę, że
jeszcze do nas wróci i będziecie mieć taką szansę. Never Say
Never & Believe
Jeszcze takie małe wtrącenie. Nie wiem jak to się stało, bo na Twitterze śledzę niecałe 40 osób, a w śród nich znalazłam tę przemiłą dziewczynę, z którą tak się cieszyłam :)
Też byłam na koncercie i nie mogę w to uwierzyć, gdyż było tak niesamowicie !
OdpowiedzUsuńZazdroszczę !
OdpowiedzUsuń