-To twoja
wina-oblizałam usta podnosząc się z niego.
-A to
twoja-wskazał na swój krok.
-Doprowadź się
do porządku i załóż coś na siebie albo siedzi tutaj i się nie
pokazuj.
Szybko naciągnęłam
na siebie bluzę i poprawiłam koszulę. Szybko zeszłam na dół i
od razu rzuciłam się w kierunku piekarnika. Wyłączyłam go i
otworzyłam drzwiczki na oścież. Dym zaczął wydobywać się
kłębami i było czuć mocny zapach spalenizny. Nie wiem jak doszło
aż takiego kataklizmu. Brytfankę wstawiłam dosłownie chwilę
wcześniej. Phoebe śmiała się trochę ze mnie i widząc ją też
zaczęłam chichotać.
-Dlatego wolę
jeść jogurty-powiedziała.
-Jaki chcesz
smak?-otworzyłam lodówkę.-Albo sama weź co chcesz.
-Pijecie dużo Red
Bulli-zauważyła wyciągając pojemnik z jogurtem.
-To Justin. Pije
tego hektolitry, a potem nie może spać w nocy. Próbuję go
przestawić na herbatę, ale wtedy się denerwuje.
-Fajnie musi być
tak mieszkać z chłopakiem. Już się trochę znacie, prawda?
Widziałam zdjęcia w pokoju.
-Cztery lata.
-To strasznie
długo! Pewnie dlatego mówisz już o nim jakbyście byli starym
małżeństwem. Dbasz o niego itd.
-Wiesz, mam tutaj
tylko jego i spędzamy ze sobą większą część dnia. Odciąga
mnie od wszystkiego. Nawet lekcji nie mogę odrobić w spokoju. Muszę
dziś napisać jeszcze ten esej na angielski-skrzywiłam się.
-Nawet się za to
nie bierz. Zadzwoń nawet dziś do dyrektora i poproś o zmianę
nauczyciela, bo będziesz mieć z nim piekło. Weltonowi odbiło mu w
zeszłym roku kiedy umarła jego żona. Ja też bym chętnie to
zrobiła, ale uczy mnie od początku liceum i nie mogę go zmienić.
-Wiesz, nie chcę
żeby wyszło, że się od czegoś wykręcam, bo inni zaczną gadać,
że uważam się za nie wiadomo kogo, bo spotykam się z Justinem. I
tak czuję, że ludzie o mnie gadają.
-Hej-uśmiechnęła
się szeroko.-Miej ich gdzieś, bo i tak im przejdzie. Pewnie pod
koniec tygodnia nikt nie będzie zwracał na ciebie uwagi. Zacznij
gadać z innymi i daj im się poznać, bo przebywając z Morgan
zostaniesz uznana za wariatkę taką jak ona. Jutro zapoznam cię ze
swoimi znajomymi. Na pewno cię polubią-uśmiechnęła się.
-Szczerze mówiąc
to byłabym ci bardzo wdzięczna-powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Daj spokój.
Jestem twoją dłużniczką.
W środku aż
skakałam ze szczęścia. Jej słowa dodawały mi otuchy i nadzieję,
że kolejny dzień w szkole będzie lepszy i nie będę musiała
samotnie chodzić korytarzem wyglądając Morgan. Zaczęłyśmy gadać
o jakiś głupotach typu co opłaca się oglądać w telewizji itp.
Wyglądało na to, że miałam coś wspólnego z tą „fajną”
dziewczyną z LA. Nie do pomyślenia. W pewnym momencie usłyszałam
kroki na schodach. Phoebe lekko odrętwiała aż zrobiłam się
trochę zazdrosna. Justin szedł wyjątkowo wolno, ale napięcie
rosło w nas obydwu. Kiedy był już widoczny dziewczyna przełknęła
ślinę. Wyglądał całkiem sympatycznie w ciemnych sportowych
spodenkach i zielonej koszulce z jakimś napisem. Może to trochę
głupie, ale ucieszyłam się, że wybrał akurat ją, bo zielony nie
był jego najlepszym kolorem. Przywitał się z nią zwykłym
„cześć”. Potraktował ją jak zwykłą nowo poznaną osobę.
Wolałabym żeby był trochę bardziej przyjazny, ale przez to kim
był nie był jakoś dobrze nastawiony do innych. Kiedyś był
bardziej otwarty, ale w tamtym momencie nie był już taki
przyjacielski i pozytywny. Zrobiło się trochę niezręcznie. Ciszę
przerwała Phoebe mówiąc, że będzie zaraz wychodzić. Zaczęłam
przekonywać ją, że powinna zostać. Justin natomiast nic nie
powiedział i tylko wyjął z lodówki Red Bulla. Kiedy zszedł nam z
wzroku przestałyśmy tłumić śmiech.
-Przepraszam-zasłoniła
usta dłonią.-Nie mogłam się powstrzymać.
-Nie przejmuj
się-powiedziałam ze śmiechem.-Jak będziesz chciała wracać do
domu to mów, a ja cię odwiozę.
-Mogłybyśmy już
się zbierać? Moi rodzice woleliby żebym była już w domu.
Przytaknęłam jej
i poszłam na górę ubrać się. Szybko naciągnęłam legginsy,
stanik i koszulkę na ramiączkach. Justin leżał podpierając się
nogami z telefonem w kroku. Wyglądał jakoś trochę smutno.
Zagapiłam się trochę, ale nie wiedziałam co powiedzieć. Na dole
wciągnęłam jeszcze balerinki i wzięłam kluczyki. W samochodzie
gawędziłyśmy jeszcze miło. W końcu wjechałam na podjazd. Dom
był prawie tak duży jak nasz. Było jednak w nim widać, że sami
go urządzali, bo było czuć w nim coś przyjemnego i rodzinnego.
Podziękowała mi jeszcze kilka razy, a potem wyszła z samochodu.
Wtedy ja włączyłam silnik i wracałam do domu. Na miejscu od razu
pobiegłam na górę. Justin cały czas był w tej samej pozycji.
-Kochanie...?-zwróciłam
nieśmiało jego uwagę.
-Chodź do
mnie-powiedział odkładając obok siebie telefon.
W kilku krokach
doszłam do łóżka i usiadłam na brzegu łóżka. Przygryzłam
wargę i patrzyłam na niego pytająco. Jego twarz nie pokazywała
żadnych podpowiedzi. Zbliżyłam swoją twarz opierając się na
jego klatce piersiowej. Skubaniec nic nie mówił. Lekko wbijałam w
niego łokcie mając nadzieję, że to go jakoś zmotywuje. Znowu
nic. Wzięłam więc do ręki jego telefon i odblokowałam jednym
ruchem. Wcisnęłam ikonkę wiadomości.
-Ale...Czyli wraca
cała trasa, tzn. cała reszta trasy?
-Sześć koncertów
w Stanach i trzy w Kanadzie.
-Myślałam, że
więcej-uśmiech wrócił na moją twarz.-To jakieś dwa tygodnie.
-Ale jadę już
jutro.
-A planowo kiedy
miałeś zaczynać?
-Za trzy tygodnie.
Ja nie dam rady teraz śpiewać.
-Nie można jakoś
tego odwołać skoro jesteś chory? Powiemy, że masz grypę.
-Nie-zaśmiał się
lekko.-Z ludzi nie można robić idiotów. Moje fanki już nie mogą
się doczekać, więc muszę jechać.
-Tymi „fankami”
chcesz wzbudzić moją zazdrość?-musnęłam językiem koniuszek
jego nosa.
-Myślałem, że
bardziej przejmiesz się tym wyjazdem, a ty wręcz się cieszysz.
-Pogodziłam się
z myślą, że będziesz wyjeżdżał. Ostatni czas był za idealny.
Jakbyśmy mieli własny świat, w którym istnieją tylko dwie osoby.
Patrząc mu cały
czas w oczy przełożyłam nad nim nogę. Moją pozycje mogłabym
porównać do żaby. Justin położył ręce na mojej pupie i też mi
się przyglądał.
-Chciałbym żeby
zawsze tak było.
-Przestań.
Kochasz swoje występy i fanów. Gdybym kazała ci to odwoływać
byłabym najgorszym człowiekiem na świecie, bo odebrałabym ci to
wszystko. Fani też by mnie znienawidzili, a już wystarczająco mnie
nie lubią. Martwię się teraz tylko twoim zdrowiem. Jest bardzo źle
z głosem?
-Powinienem dać
radę-oblizał usta.-Dzięki-wsunął ręce pod mój top.-Czemu te
twoje legginsy się nie kończą. Szkoda, że ich jeszcze na biust
nie naciągnęłaś.
-Ale mój tyłek
dobrze w nich wygląda-powiedziałam obejmując dłońmi jego głowę.
-On zawsze wygląda
super. Tylko jak założysz majtki z krową czuję się dziwnie.
Trochę jakbym miał nad sobą Jazzy albo inną dziewczynkę-zaśmiał
się lekko ściągając ze mnie legginsy.
Śmiałam się
razem z nim do póki nie przypomniałam sobie, że mam na sobie
majtki z kurczakami. Serio nie wiem czemu tak chętnie je zakładałam.
Już pewnie lepsze byłyby jakieś z napisami, ale ja jakoś lubiłam
te ze zwierzętami hodowlanymi. Szybko powstrzymałam jego ręce i
przygryzłam dolną wargę. Justin przez chwilę nie wiedział o co
mi chodzi, ale po chwili ścisnął mocno oczy aż cała jego twarz
była w zmarszczkach. Na jego twarzy pojawiło się rozbawienie
połączone z zażenowaniem.
-Tym razem ci
odpuszczę-stwierdził i zaczął kontynuować.
Byłam wygięta,
aby ułatwić mu ściąganie moich legginsów. W tym samym czasie
całowaliśmy się. W pewnym momencie zamieniliśmy się
miejscami. Odrywając nasze usta od siebie na dosłownie kilka sekund
ściągnęłam z niego koszulkę. Szybko przejechałam rękoma po
jego torsie. Nagle zaczął wbijać mi się w plecy jego iPhone, więc
podnosząc się delikatnie odłożyłam go na stolik. Justin nagle
się zatrzymał i roześmiał się.
-Rodzina kurczaków
to dla mnie za dużo-powiedział opierając ręce na kościach
miednicy.
-Ale przyznaj, że
są słodkie-próbowałam się bronić.
-Tak urocze, że
nie mogę ich z ciebie ściągnąć.
-Po prostu na nie
nie patrz.
-Nie dam rady.
Jeden ma kokardkę na główce.
KURCZAKI Z KOKARDKĄ ! XDDD HAHA
OdpowiedzUsuńhttp://jesli-wierzysz-osiagniesz-wszystko.blogspot.com/
<--- ZAPRASZAM :)
hihi :)
OdpowiedzUsuńPoszukuję administratora/rki na mojego bloga z opowiadaniami
OdpowiedzUsuńopowiadania-sny.blogspot.com