Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


31 marca 2013

ROZDZIAŁ 120


-To twoja wina-oblizałam usta podnosząc się z niego.
-A to twoja-wskazał na swój krok.
-Doprowadź się do porządku i załóż coś na siebie albo siedzi tutaj i się nie pokazuj.
Szybko naciągnęłam na siebie bluzę i poprawiłam koszulę. Szybko zeszłam na dół i od razu rzuciłam się w kierunku piekarnika. Wyłączyłam go i otworzyłam drzwiczki na oścież. Dym zaczął wydobywać się kłębami i było czuć mocny zapach spalenizny. Nie wiem jak doszło aż takiego kataklizmu. Brytfankę wstawiłam dosłownie chwilę wcześniej. Phoebe śmiała się trochę ze mnie i widząc ją też zaczęłam chichotać.
-Dlatego wolę jeść jogurty-powiedziała.
-Jaki chcesz smak?-otworzyłam lodówkę.-Albo sama weź co chcesz.
-Pijecie dużo Red Bulli-zauważyła wyciągając pojemnik z jogurtem.
-To Justin. Pije tego hektolitry, a potem nie może spać w nocy. Próbuję go przestawić na herbatę, ale wtedy się denerwuje.
-Fajnie musi być tak mieszkać z chłopakiem. Już się trochę znacie, prawda? Widziałam zdjęcia w pokoju.
-Cztery lata.
-To strasznie długo! Pewnie dlatego mówisz już o nim jakbyście byli starym małżeństwem. Dbasz o niego itd.
-Wiesz, mam tutaj tylko jego i spędzamy ze sobą większą część dnia. Odciąga mnie od wszystkiego. Nawet lekcji nie mogę odrobić w spokoju. Muszę dziś napisać jeszcze ten esej na angielski-skrzywiłam się.
-Nawet się za to nie bierz. Zadzwoń nawet dziś do dyrektora i poproś o zmianę nauczyciela, bo będziesz mieć z nim piekło. Weltonowi odbiło mu w zeszłym roku kiedy umarła jego żona. Ja też bym chętnie to zrobiła, ale uczy mnie od początku liceum i nie mogę go zmienić.
-Wiesz, nie chcę żeby wyszło, że się od czegoś wykręcam, bo inni zaczną gadać, że uważam się za nie wiadomo kogo, bo spotykam się z Justinem. I tak czuję, że ludzie o mnie gadają.
-Hej-uśmiechnęła się szeroko.-Miej ich gdzieś, bo i tak im przejdzie. Pewnie pod koniec tygodnia nikt nie będzie zwracał na ciebie uwagi. Zacznij gadać z innymi i daj im się poznać, bo przebywając z Morgan zostaniesz uznana za wariatkę taką jak ona. Jutro zapoznam cię ze swoimi znajomymi. Na pewno cię polubią-uśmiechnęła się.
-Szczerze mówiąc to byłabym ci bardzo wdzięczna-powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Daj spokój. Jestem twoją dłużniczką.
W środku aż skakałam ze szczęścia. Jej słowa dodawały mi otuchy i nadzieję, że kolejny dzień w szkole będzie lepszy i nie będę musiała samotnie chodzić korytarzem wyglądając Morgan. Zaczęłyśmy gadać o jakiś głupotach typu co opłaca się oglądać w telewizji itp. Wyglądało na to, że miałam coś wspólnego z tą „fajną” dziewczyną z LA. Nie do pomyślenia. W pewnym momencie usłyszałam kroki na schodach. Phoebe lekko odrętwiała aż zrobiłam się trochę zazdrosna. Justin szedł wyjątkowo wolno, ale napięcie rosło w nas obydwu. Kiedy był już widoczny dziewczyna przełknęła ślinę. Wyglądał całkiem sympatycznie w ciemnych sportowych spodenkach i zielonej koszulce z jakimś napisem. Może to trochę głupie, ale ucieszyłam się, że wybrał akurat ją, bo zielony nie był jego najlepszym kolorem. Przywitał się z nią zwykłym „cześć”. Potraktował ją jak zwykłą nowo poznaną osobę. Wolałabym żeby był trochę bardziej przyjazny, ale przez to kim był nie był jakoś dobrze nastawiony do innych. Kiedyś był bardziej otwarty, ale w tamtym momencie nie był już taki przyjacielski i pozytywny. Zrobiło się trochę niezręcznie. Ciszę przerwała Phoebe mówiąc, że będzie zaraz wychodzić. Zaczęłam przekonywać ją, że powinna zostać. Justin natomiast nic nie powiedział i tylko wyjął z lodówki Red Bulla. Kiedy zszedł nam z wzroku przestałyśmy tłumić śmiech.
-Przepraszam-zasłoniła usta dłonią.-Nie mogłam się powstrzymać.
-Nie przejmuj się-powiedziałam ze śmiechem.-Jak będziesz chciała wracać do domu to mów, a ja cię odwiozę.
-Mogłybyśmy już się zbierać? Moi rodzice woleliby żebym była już w domu.
Przytaknęłam jej i poszłam na górę ubrać się. Szybko naciągnęłam legginsy, stanik i koszulkę na ramiączkach. Justin leżał podpierając się nogami z telefonem w kroku. Wyglądał jakoś trochę smutno. Zagapiłam się trochę, ale nie wiedziałam co powiedzieć. Na dole wciągnęłam jeszcze balerinki i wzięłam kluczyki. W samochodzie gawędziłyśmy jeszcze miło. W końcu wjechałam na podjazd. Dom był prawie tak duży jak nasz. Było jednak w nim widać, że sami go urządzali, bo było czuć w nim coś przyjemnego i rodzinnego. Podziękowała mi jeszcze kilka razy, a potem wyszła z samochodu. Wtedy ja włączyłam silnik i wracałam do domu. Na miejscu od razu pobiegłam na górę. Justin cały czas był w tej samej pozycji.
-Kochanie...?-zwróciłam nieśmiało jego uwagę.
-Chodź do mnie-powiedział odkładając obok siebie telefon.
W kilku krokach doszłam do łóżka i usiadłam na brzegu łóżka. Przygryzłam wargę i patrzyłam na niego pytająco. Jego twarz nie pokazywała żadnych podpowiedzi. Zbliżyłam swoją twarz opierając się na jego klatce piersiowej. Skubaniec nic nie mówił. Lekko wbijałam w niego łokcie mając nadzieję, że to go jakoś zmotywuje. Znowu nic. Wzięłam więc do ręki jego telefon i odblokowałam jednym ruchem. Wcisnęłam ikonkę wiadomości.
-Ale...Czyli wraca cała trasa, tzn. cała reszta trasy?
-Sześć koncertów w Stanach i trzy w Kanadzie.
-Myślałam, że więcej-uśmiech wrócił na moją twarz.-To jakieś dwa tygodnie.
-Ale jadę już jutro.
-A planowo kiedy miałeś zaczynać?
-Za trzy tygodnie. Ja nie dam rady teraz śpiewać.
-Nie można jakoś tego odwołać skoro jesteś chory? Powiemy, że masz grypę.
-Nie-zaśmiał się lekko.-Z ludzi nie można robić idiotów. Moje fanki już nie mogą się doczekać, więc muszę jechać.
-Tymi „fankami” chcesz wzbudzić moją zazdrość?-musnęłam językiem koniuszek jego nosa.
-Myślałem, że bardziej przejmiesz się tym wyjazdem, a ty wręcz się cieszysz.
-Pogodziłam się z myślą, że będziesz wyjeżdżał. Ostatni czas był za idealny. Jakbyśmy mieli własny świat, w którym istnieją tylko dwie osoby.
Patrząc mu cały czas w oczy przełożyłam nad nim nogę. Moją pozycje mogłabym porównać do żaby. Justin położył ręce na mojej pupie i też mi się przyglądał.
-Chciałbym żeby zawsze tak było.
-Przestań. Kochasz swoje występy i fanów. Gdybym kazała ci to odwoływać byłabym najgorszym człowiekiem na świecie, bo odebrałabym ci to wszystko. Fani też by mnie znienawidzili, a już wystarczająco mnie nie lubią. Martwię się teraz tylko twoim zdrowiem. Jest bardzo źle z głosem?
-Powinienem dać radę-oblizał usta.-Dzięki-wsunął ręce pod mój top.-Czemu te twoje legginsy się nie kończą. Szkoda, że ich jeszcze na biust nie naciągnęłaś.
-Ale mój tyłek dobrze w nich wygląda-powiedziałam obejmując dłońmi jego głowę.
-On zawsze wygląda super. Tylko jak założysz majtki z krową czuję się dziwnie. Trochę jakbym miał nad sobą Jazzy albo inną dziewczynkę-zaśmiał się lekko ściągając ze mnie legginsy.
Śmiałam się razem z nim do póki nie przypomniałam sobie, że mam na sobie majtki z kurczakami. Serio nie wiem czemu tak chętnie je zakładałam. Już pewnie lepsze byłyby jakieś z napisami, ale ja jakoś lubiłam te ze zwierzętami hodowlanymi. Szybko powstrzymałam jego ręce i przygryzłam dolną wargę. Justin przez chwilę nie wiedział o co mi chodzi, ale po chwili ścisnął mocno oczy aż cała jego twarz była w zmarszczkach. Na jego twarzy pojawiło się rozbawienie połączone z zażenowaniem.
-Tym razem ci odpuszczę-stwierdził i zaczął kontynuować.
Byłam wygięta, aby ułatwić mu ściąganie moich legginsów. W tym samym czasie całowaliśmy się. W pewnym momencie zamieniliśmy się miejscami. Odrywając nasze usta od siebie na dosłownie kilka sekund ściągnęłam z niego koszulkę. Szybko przejechałam rękoma po jego torsie. Nagle zaczął wbijać mi się w plecy jego iPhone, więc podnosząc się delikatnie odłożyłam go na stolik. Justin nagle się zatrzymał i roześmiał się.
-Rodzina kurczaków to dla mnie za dużo-powiedział opierając ręce na kościach miednicy.
-Ale przyznaj, że są słodkie-próbowałam się bronić.
-Tak urocze, że nie mogę ich z ciebie ściągnąć.
-Po prostu na nie nie patrz.
-Nie dam rady. Jeden ma kokardkę na główce.

 Wyszedł jeden dialog. Przepraszam. Obiecuję się poprawić! Follow me on Twitter @JnnRock

3 komentarze:

  1. KURCZAKI Z KOKARDKĄ ! XDDD HAHA

    http://jesli-wierzysz-osiagniesz-wszystko.blogspot.com/
    <--- ZAPRASZAM :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Poszukuję administratora/rki na mojego bloga z opowiadaniami

    opowiadania-sny.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń