Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


29 marca 2013

Believe Tour-po

W szkole myślałam tylko o tym koncercie. Siedem lekcji jakoś wysiedziałam, a potem pędem ruszyłam do domu. Tam mama od razu nakręciła mi włosy na wałki i z głową w plastikowej reklamówce jadłam obiad z niesamowitą prędkością. Cały czas bałam się, że czegoś zapomnę, ale na szczęście nie było aż tak źle. O 16:30 byłam już u koleżanki, której mama zawiozła nas do Łodzi. Na miejscu przeszłyśmy się trochę najbardziej znaną łódzką ulicą czyli Piotrkowską. Było okropnie zimno, więc nasz spacer nie trwał długo. Po drobnych problemach z dojazdem do Areny wysiadłyśmy z samochodu i ruszyłyśmy do wejścia. Koncert miał się rozpocząć za jakieś pół godziny, więc trochę się denerwowałam. W biegu nałożyłam na nadgarstek fioletową opaskę ze swoim nickiem z Twittera, co miały zrobić wszystkie Beliebers, które mają swoje konto. Nie pamiętałam którym wejściem ma wchodzić Płyta A. Kojarzyłam, że było to wejście 20 czy 21. Nie wiedziałyśmy co właściwie robić i przebiegłyśmy obok kilku innych wejść. Wszędzie były tylko oznaczenia literowe sektorów. Zapytałam jakiś dziewczyn pod jednym z nich czy wiedzą gdzie powinnyśmy iść, ale nikt nie potrafił nam pomóc. W głowie miałam już najgorszą wizję, że staniemy na końcu płyty i będziemy podziwiać tylko plecy innych fanek. Obiegałyśmy dalej Arenę i w końcu ktoś nam powiedział, że nie ma znaczenia, którym wejściem wejdziemy. Odetchnęłam z ulgą i razem z koleżanką ustawiłyśmy się w niedużej kolejce. Stałyśmy chyba ze dwie minuty, bo stało tam chyba kilkanaście osób. K. nie miała ze sobą legitymacji, ale ochroniarz ją wpuścił, więc rozluźniłam się. W końcu byłyśmy w środku. Słyszałam kończący się występ Honey, więc wystraszyłam się, że Justin będzie już niedługo wychodził. W miarę szybko zaliczyłyśmy łazienkę i szatnię. Okazało się, że moja bransoletka gdzieś zniknęła, więc szybko napisałam swoją nazwę ręcznie. Uświadomiłam też sobie, że zapomniałam całkowicie o serduszkach. Na szczęście znalazłam dwa koło szatni. Piętnaście minut przed rozpoczęciem koncertu weszłyśmy na halę między sektorami N i O. Udało nam się zejść na dół. Szczerze mówiąc myślałam, że będzie tam większy tłok. Stanęłyśmy w prawym rogu płyty prawie przy samych barierkach. Ucieszyłam się z naszego miejsca, bo stając na palcach nawet dobrze widziałam scenę i „wybieg”. Trochę żałowałyśmy, że nie zdążyłyśmy kupić Goldenów(dzień po rozpoczęciu sprzedaży biletów w internecie byłam na 10 w Empiku, ale już ich nie było), bo były znacznie bliżej sceny. Ogólnie to doszłam do wniosku, że wystarczyło sobie wydrukować z internetu dodatkowo bilet Golden(dużo dziewczyn je wstawiało) i bez problemu można było się tam wkraść, bo na samej płycie nie sprawdzali za bardzo biletów(kodów itp.). K. chciała spróbować wcisnąć się trochę bliżej środka sali, bo stamtąd widok był pewnie lepszy, ale ja wolałam zostać na swoim miejscu. Stałam przy bocznej barierce, na którą mogłam się trochę wspiąć, a wtedy widziałam jeszcze lepiej, więc byłam zadowolona. Co prawda jeden z ochroniarzy, który mówił tylko po angielsku zwrócił mi dwa razy uwagę żebym tak nie robiła, ale kiedy odchodził znowu na nią wchodziłam. Na telebimie pojawił się klucz i zegar zaczął odliczać TE 10 minut. Obok nas wchodziły też osoby na Diamond. Wśród nich była też m.in. Karolina z Local Heroes i Monika, którą można było zobaczyć w DD TVN. Kiedy przychodził ten ochroniarz były wpuszczane większe grupki osób, co nas trochę zaciekawiło. K. postanowiła ustawić się tam z innymi, a ja pilnowałam wtedy miejsca. W pewnym momencie minęła mnie. Szybko ruszyłam w kierunku tamtego wejścia. Ochroniarz wpuścił już tylko dwie dziewczyny za mną, więc miałam wielkie szczęście. Nie mogłam w to uwierzyć. Szłam jeszcze niepewnie, ale dochodziło do mnie, że trafiłam na Diamond. 

Z inną fanką, której też udało się tam wejść zaczęłyśmy mówić jakie to niesamowite, że z płyty A trafiłyśmy na Diamond. Udało mi się lekko przepchnąć do wybiegu. Byłam jakby w drugim rzędzie, a potem nawet przy samych barierkach. Po drugiej stronie wybiegu dostrzegłam Oliwię z Sabiną, co od razu wywołało u mnie uśmiech. Po pięciu minutach światła zgasły, a na ekranie pojawił się obraz. Chwilę później pojawił się ON. Patrzyłam na niego jak na jakieś objawienie. Leciał sztywno ubrany na biało. Białe trampki i spodnie na jego chudych łydkach przeleciały metr ode mnie. W zasadzie cały czas nie mogę uwierzyć, że widziałam go z tak bliska. Wyglądał jeszcze lepiej niż na zdjęciach. Jest niesamowity. Ta idealna twarz, tatuaże, skóra. Nie wyglądał jak człowiek. A kiedy krzyknął „Let's go! What's up Pooland?” to prawie zamarłam. Właściwie to nie wiem co pisać o samym koncercie. W każdej sekundzie nie mogłam uwierzyć, że jest tak blisko. Show było niesamowite, każda piosenka dopieszczona do granic możliwości. Cały czas śpiewałam(za co przepraszam osoby, które były obok mnie) i tylko go podziwiałam. Dwa razy prawie go dotknęłam, nasze dłonie dzieliły centymetry. W pewnym momencie podeszła do mnie jakaś dziewczyna i zapytała czy ją przepuszczę, bo chce się „po tym” przebiec. Poprosiłam ją żeby powtórzyła, bo nie miałam pojęcia czy ona naprawdę chce to zrobić. Przepuściłam ją do barierki, ale było tam za mało miejsca, a obok stał ochroniarz. Straciłam ją z wzroku i wróciłam na swoje miejsce. Nagle patrzę, a ona biegnie w na scenę. Chciałam ruszyć za nią, ale nie jestem aż taka odważna i mnie by pewnie złapali już wcześnie. Przez to, że nie mogłam uwierzyć, że tam jestem chciałam zrobić coś głupiego, ale stwierdziłam, że nie będę ściągać z siebie stanika(specjalnie założyłam fioletowy haha) i rzucać go na scenę, bo to już trochę przesada. Śpiewanie SWAGu też było fajne. Czułam się trochę jakby mnie tam wkleili albo jakby była w świetnym kinie, bo przecież to nie mogła być prawda, że jest tak blisko. Kiedy nie miał koszuli i na wierzchu były całe jego majtki akurat pochylił się do fanów po drugiej stronie wybiegu. Zagapiłam się wtedy na jego tyłek. Po prawej stronie majtek miał plamę od potu(przepraszam jeśli to dla was obrzydliwe). Właściwie to od ruchu cały czas się pocił i wycierał swoje idealne ciało ręcznikiem. Podobało mi się też kiedy Justin poszedł na koniec wybiegu i widać było tylko tańczącą ciemną postać na tle jasnego światła. Wyglądał mistycznie. Było też rzucanie rzeczy w tłum. Woda poleciała obok mnie, ale nic nie poczułam, a pałeczka perkusisty poleciała jakieś dwa metry za mną, ale wszyscy się na nią rzucili i aż poupadali. Dzięki temu wydarzeniu zobaczyłam w nim człowieka, dobrego muzyka i niesamowitego performera. Koncert nie był długi, ale myślę, że wszyscy byli zadowoleni. Po koncercie zrobiłyśmy sobie trochę zdjęć. Po zniknięciu Justina scena po pięciu minutach zamieniła się w goły stelaż. Ludzi z tej sekcji technicznej są niesamowici i rozbierają wszystko w bardzo krótkim czasie. Nie wiem czy ktoś wie kto to, ale pod Areną spotkałam Damiana Skoczyka. Tak poza wszystkim to aż zdziwiła mnie obecność boy Belieberów. Trzeba przyznać, że trzeba mieć odwagę żeby śmiało być jego fanem. Brawo chłopcy! Znalezienie samochodu mamy K. po koncercie trochę nam zajęło, bo był tam niesamowity korek. Podobno Łódź była nieźle zablokowana przez wizytę Justina i nie można było dojechać nawet na lotnisko. Wracając do domu cały czas nie mogło do mnie dojść to, że tam byłam. Cały czas w to nie wierzę. Widziałam kogoś kto tak zmienił moje życie, o kim myślę codziennie od ponad trzech lat i napisałam to opowiadanie. Na żywo wygląda jeszcze lepiej i życzę wszystkim żeby udało im pójść na jego koncert. Wierzę, że jeszcze do nas wróci i będziecie mieć taką szansę. Never Say Never & Believe
Jeszcze takie małe wtrącenie. Nie wiem jak to się stało, bo na Twitterze śledzę niecałe 40 osób, a w śród nich znalazłam tę przemiłą dziewczynę, z którą tak się cieszyłam :) 
skradzione od @luuuvvvjb

Tylko zdjęcia udowadniają mi, że tam byłam.

2 komentarze:

  1. Też byłam na koncercie i nie mogę w to uwierzyć, gdyż było tak niesamowicie !

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdroszczę !

    OdpowiedzUsuń