Kolejne
dni były naprawdę fatalne. Kiedy wstałam rano sama zjadłam
śniadanie i sama pojechałam do szkoły. Justin zostawił mi
karteczkę z napisem „Zabrałem Pawła na kilkudniową wycieczkę.
Swaggy jest u sąsiadów. Odezwij się kiedy skończą się te jebane
egzaminy i będziesz mogła normalnie funkcjonować. -Pomimo wszystko
kochający Justin”. Byłam w takim stanie, że zupełnie się tym
nie przejęłam. Przez kilka dni zachowywałam się jak duch. Ciągle
tylko kartki, ten ich straszny szelest, od którego robiło mi się
zimno, hektolitry gorącej czekolady naprzemiennie z kawą, dresy
itd.
W końcu
nadeszły one, te wyczekiwane, jak to je nazwał Justin jebane
egzaminy. Pisząc je byłam w totalnym amoku. Pisałam co wiedziałam,
część pozmyślałam, ale jakoś szło. Przy każdym kolejnym
czułam się już tylko gorzej. Oczywiście idealnie na te wszystkie
dni miałam mieć okres, ale co gorsza on mi się przesunął i
miałam najgorsze stadium PMS-a. To wręcz zabawne, że tak długi
okres poświęciłam tym kilku godzinom testów. Tyle zmarnowanego
czasu na naukę części rzeczy, które nawet się na nich nie
pojawiły. No ale przecież skąd mieliśmy to wiedzieć. Jednak
cieszyłam się, tak samą jak zresztą Jake z pytań, które się
pojawiły. Tegoroczne egzaminy naprawdę nie były najgorsze.
Przeglądając te z poprzednich lat zdarzały się istne
okropieństwa, za które zupełnie nie umiałabym się zabrać. Tym
razem było całkiem nieźle. Po ostatnim egzaminie byłam wyprana ze
wszystkiego. Miałam ochotę tylko się położyć i przespać
najbliższy tydzień. Dodatkowo cieszył mnie fakt, że świętowanie
egzaminów będzie dopiero na drugi dzień, bo w tamtym momencie nie
dałabym rady wysiedzieć żadnej imprezy. Do domu pojechał ze mną
Jake, bo w czasie naszej wcześniejszej wspólnej nauki zostało u
mnie parę jego rzeczy.
-A
gdzie Justin?-zapytał od razu kiedy zauważył, że w domu jest dość
cicho i nikt na niego nie napada.
-Zabrał
Pawła na wycieczkę. Pewnie jutro wrócą.
-Pokłóciliście
się?-zapytał siadając.
-Nie,
po prostu uznaliśmy, że tak będzie lepiej. Ja miałam dużo nauki,
a ich jest zawsze wszędzie pełno.
Chłopak
miał trochę zmieszaną minę, a potem uśmiechnął się
pocieszająco.
-Wiesz,
że zawsze możesz na mnie liczyć gdyby coś się działo-zbliżył
się do mnie.
-Dzięki
Jacob, ale naprawdę jest ok-szybko wstałam i skierowałam się do
kuchni.-Chcesz się czegoś napić?
Mój
gość niczego nie chciał i po zabraniu swoich rzeczy zdecydował
się na powrót do domu, bo tak jak ja był zmęczony. Jego słowa
bardzo mnie ucieszyły, bo naprawdę czułam, że mogę na niego
liczyć. Oczywiście teraz go nie potrzebowałam, ale i tak zrobiło
mi się miło.
Przed
położeniem się do łóżka zjadłam w wannie sporą porcję lodów.
Chciałam też zadzwonić do Justina, bo w ciągu ostatnich dni
rozmawialiśmy właściwie tylko przez dosyć skąpe w słowa SMS-y.
Biebs od razu odebrał.
-Kiedy
wracacie?-zapytałam.
-Jutro
wieczorem będziemy. A jak się czujesz?
-Jest
najgorzej. Czuję się naprawdę fatalnie. Nawet nie dochodzi do
mnie, że już wszystko za mną.
-Mam
nadzieje, że wszystko wróci już do normy. Na razie będę już
kończyć, bo ty na pewno chcesz spać.
-Kocham
cię Justin.
-Ja
ciebie też króliczku.
Po tej
krótkiej rozmowie od razu zasnęłam. Już dawno tak dobrze mi się
nie spało, a już na pewno nie tak długo. Wyszło na to, że spałam
siedemnaście godzin i nawet po tylu godzinach snu nie czułam się
tak do końca wyspana. Była 13, więc postanowiłam coś zjeść i
wziąć się za sprzątanie. W czasie ostatnich kilku dni raczej
niczego nie robiłam, więc zrobił się spory bałagan. W gościnnej
sypialni było pełno szklanek, kubków i różnych misek. Oprócz
tego wszędzie trzeba było poodkurzać i wyprać całą pościel.
Chcąc jakoś się odwdzięczyć wszystkim innym domownikom
postanowiłam wszędzie posprzątać. U Chaza panował istny sajgon.
Prawie taki jak w mojej garderobie. Sprzątanie trwało prawie do 18,
ale jakoś mi się nawet podobało chociaż szczerze nienawidzę
sprzątania. Tym razem było to nawet odprężające. Robiłam
wszystko przy muzyce i wszystko jakoś dobrze mi szło. Chcąc jakoś
dogodzić moim chłopakom postanowiłam też coś ugotować. W dresie
pojechałam do sklepu i dokupiłam parę rzeczy. W zasadzie nie było
to tylko kilka rzeczy, bo sporo zjadłam w ostatnim czasie.
Postanowiłam zrobić coś włoskiego – taki nadziewany mięsem i
serem makaron. Trochę się napociłam wypełniając duże rurki, ale
na końcu prezentowały się naprawdę dobrze. Chciałam rzeczy
wszystko było ciepłe kiedy przyjadą, więc nie wstawiałam jeszcze
tego do piekarnika. Szybko zrobiłam też owocowe shake'i, które
miały ich trochę zapchać zanim kolacja się upiecze. Nie
wiedziałam o której właściwie mają przyjechać, ale pędem
ruszyłam na górę żeby ogarnąć też samą siebie. W ekspresowym
tempie wykąpałam się, ubrałam i ogólnie ogarnęłam. Założyłam
nową sukienkę, która właściwie nie była nowa, ale po prostu
jeszcze jej nie nosiłam. Miała dekolt w stylu Bridget Bardot. Na
twarz musiałam nałożyć sporą porcję podkładu, bo była
naprawdę wymęczona i strasznie dziwna. Będąc już gotową
zaczęłam intensywnie na nich czekać. Włączyłam muzykę żeby
było milej i siedziałam tak przez dłuższy czas. Po jakiś
czterdziestu minutach usłyszałam jakiś ruch na zewnątrz. Szybko
pobiegłam włączyć piekarnik i zajęłam pozycję rozprostowując
swoją sukienkę. Głosy robiły się wyraźniejsze i głośniejsze.
W końcu ktoś przekręcił klucz w zamku. Na początku wszedł Chaz
z Pawłem. Któryś z nich nazwał moje szpilki „fajnymi kapciami”,
ale nawet tego nie skomentowałam, bo wtedy w drzwiach pojawił się
Justin z dużą torbą sportową na ramieniu. Uśmiechnęłam się
szeroko. On przystanął na chwilę i spojrzał na mnie w taki
sposób, o którym każda dziewczyna marzy. Odłożył torbę na
ziemię i wtedy energicznym krokiem ruszyliśmy do siebie.
Przytuliliśmy się mocno i następnie zaczęłam ciągnąć go za
rękę do kuchni.
-Zrobiłam
wam kolację-powiedziałam jeszcze raz przytulając się niego.
-Czuję-uśmiechnął
się i delikatnie mnie pocałował.-Cudownie wyglądasz.
-Dziękuję-cmoknęłam
go.-A jak podróż?
-Okay-powiedział
nieco obojętnie, bo znowu zaczął mnie całować i dotykać.-Nigdy
nie myślałem, że będę miał taką piękną żonę, która będzie
na mnie czekać z kolacją.
-Och,
tak słodko, tak wspaniale-Chaz zaczął udawać damski głos i
zaczął zaglądać do lodówki.
-Jedzenie
będzie za dziesięć minut-powiedziałam szybko.-I mam jeszcze
shake'a-szybko nalałam napój do wysokiej szklanki i mu ją podałam.
-No
ładnie. Mam nadzieje, że to nie żadne dziwactwo bez glutenu, tego,
tamtego, wszystkiego.
-Nigdy
w życiu. Prędzej ja przestałbym jeść pizzę niż Kasia albo jej
mama zrobiłyby nam coś takiego-powiedział Justin obejmując mnie
od tyłu i delikatnie cmoknął moje ramię.
Przez
chwilę trochę pogadaliśmy, a później jedzenie było już gotowe
i zaniosłam wszystko na zewnątrz. Tego dnia wszyscy mieli nic nie
robić. Ja byłam panią domu i chciałam wszystkim dogodzić. Chyba
naprawdę wszystko wyszło jak powinno, bo wszyscy się zachwycali.
Nawet Paweł, który od swojego przyjazdu chyba ani razu nie
powiedział mi niczego miłego, co było dość słabe i nierozważne
z jego strony, bo był tutaj zdecydowanie nieproszonym gościem. Po
jedzeniu siedzieliśmy bardzo długo na zewnątrz. Chłopaki
opowiadali mi o ich wyjeździe. Okazało się, że zwiedzili więcej
niż myślałam. Byli nawet trzy dni w Nowym Jorku, co nie jest
zwykłą wycieczką, bo to przecież drugi koniec kraju. Aż trochę
zaczęłam im zazdrościć, ale później przypomniałam sobie, że
niedługo ruszam z Justinem znacznie dalej. W pewnym momencie Paweł
i Chaz dostali jakiejś głupawki i zaczęli wpychać się do basenu.
Od razu krzyknęłam żeby ze mną tego nie próbowali, bo ich
pozabijam. Justin zaśmiał się widząc przerażenie w moich oczach
i podał mi rękę. Kiedy byliśmy już w środku chłopak złapał
mnie i wziął na ręce. Zapiszczałam, ale nie sprzeciwiałam się.
Zaniósł mnie do sypialni i położył na łóżku. Całowaliśmy
się trochę, poprzytulaliśmy się, a później poszliśmy spać.
Było wspaniale mając go znowu obok. Kiedy kilka razu mu o tym
powiedziałam wspomniał jak chętnie wyprowadziłam się od niego
przed egzaminami.
Kiedy
wstaliśmy czekał nas bardzo miły i leniwy poranek. Tarzaliśmy się
po łóżku przez jakieś dwie godziny. Chichotałam i cały czas go
całowałam. Naprawdę okropnie się za nim stęskniłam. Było to
tylko kilka dni, ale w moim przypadku było to stanowczo za długo.
On też był bardzo zadowolony.
-Za
cztery dni ruszamy-powiedział nagle.
-Już?-zapytałam
zdziwiona.
-Tak,
przecież doskonale o tym wiesz. Podałem ci wszystkie daty już
jakiś czas temu. Mam nadzieje, że nie chcesz rezygnować.
-No coś
ty. Jestem przeszczęśliwa-odparłam patrząc w jego oczy.
-Ogólnie
to gadałem z Chazem i zajmie się domem i psem. Paweł będzie mu
pomagał.
-Ferie
Pawła przecież już się kończą. Ma szkołę chyba od przyszłego
tygodnia.
-Mówił
coś innego. Podobno ma jakąś długą przerwę. Może jego szkoła
ma jakoś to inaczej rozłożone.
-Nie.
Wszystkie szkoły w Polsce mają dwa tygodnie ferii zimowych. On
znowu coś kręci-opadłam na łóżko sfrustrowana.