Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


22 grudnia 2010

ROZDZIAŁ 17

Jednego dnia żeby zapomnieć o tych wszystkich problemach wybrałam się do galerii handlowej z koleżankami. Było fajnie. Śmiałyśmy się z wystaw, przymierzałyśmy różne ciuchy, Przypomniało mi się wtedy, że przecież muszę kupić prezenty gwiazdkowe. W mojej rodzinie nie dajemy sobie drogich prezentów, bo uważamy, że nie to w świętach jest ważne, a jeśli coś jest nam potrzebne nie będziemy odkładać tego do świąt. Prezenty bez okazji są najlepsze.
-Co dam Bieberowi?!-pomyślałam-on rzeczy kupuje za setki dolarów, a mnie nie stać na takie prezenty. Myślałam, że może dam
mu coś śmiesznego, ale nie chcę żeby sobie pomyślał, że nie traktuje go poważnie. Jego zostawiłam na koniec. W ciągu następnych dni kupiłam już prezenty dla najbliższych. Mam dwie kuzynki, które kochają
Justina, więc naszykowałam dla nich jego płyty z autografami. Dla chłopców kupiłam z rodzicami paczki klocków. Dla mamy telefon, bo naprawdę poprzedni jej się zniszczył, a ona sama sobie nie kupi, bo będzie żałować kasy. Dla taty kupiłam coś co chciał, ale nie mam pojęcia co to właściwie jest. Potem przyszły już święta. Było bardzo fajnie, bo mieszkanie było pełne ludzi. Maluchy latały po pokojach, a starsi rozmawiali przy stole. Ja przebrałam się za mikołajkę i zabawiałam wszystkich. Wcześniej z mamą przygotowałyśmy całą masę jedzenia. Lubię gotować i piec ciastka. Dzieliliśmy się opłatkiem. Babcia życzyła mi zdrowia, ciocie fajnego chłopaka...Było więc trochę zabawy. Jedzenie było pyszne. Zjadłam tyle barszczu, że wszyscy stwierdzili, że robię zapasy do następnych świąt. Dzieciaki bardzo ucieszyły się z prezentów. Ja je rozdawałam, więc trochę się z nimi droczyłam. Mi również trafiły się prezenty. Dostałam książki i piękny obraz. Wieczorem usiadłam na chwilę do komputera i zobaczyłam koncert Justina. Bardzo dobrze wyszedł. Byłam z niego dumna. Potem na chwilę go złapałam i pokazałam mu się w stroju mikołajki. Potańczyłam
do 'Let it snow' wyginając się dziwnie, ale Justin i tak zaklaskał w dłonie.
-Super ci dziś poszło-powiedziałam do mikrofonu.
-Dziękuje. Tobie też-uśmiechnął się.
-A i jeszcze jedno, dziewczynki były wniebowzięte kiedy dostały prezenty.
-To świetnie. A właśnie jeśli chodzi o prezenty to mam coś dla ciebie.
-O kurcze..-pomyślałam-Nie potrzebuje niczego-powiedziałam.
-Hmm. popatrz-zaczął machać jakąś kartką.
-Co to jest?-zapytałam zaciekawiona.
-Bilet lotniczy-uśmiechnął się.
-Ale jaki?-dopytywałam.
-Na trasę Warszawa-Atlanta.
-Co??-krzyknęłam.
-Przylatujesz do mnie-uśmiechnął się.
-Ale moi rodzice...-posmutniałam.
-Nie bój się. Miesiąc wydzwaniałem z mamą do twoich rodziców i jakoś się udało. Chociaż twój tata jest straszny-zaśmiał się.
-Niemożliwe. Nic mi nie mówili.
-O to chodziło.
-Justin, to jest za drogi prezent. Nie powinnam go przyjmować
-Nie mów tak. Teraz kiedy jest kupiony nie może się zmarnować.
-Naprawdę nie wiem.
-Nie chcesz się ze mną zobaczyć?
-Chcę i to bardzo bardzo, ale nie wiem czy powinnam...
-Musisz przyjechać. Przyjedziesz?
-No dobrze-uśmiechnęłam się-A kiedy?
-Huraaa! Hmm 28 masz lot.
-Co? Będziemy razem w sylwestra?
-Tak-uśmiechnął się-i nowy rok też, a jak to się mówi 'jak w nowy rok tak przez cały rok'.
-Jesteś wspaniały.
-Wiem-zaśmiał się.
Potem rozłączyłam się i zbiegłam do rodziców.
-Kocham was-krzyknęłam i rzuciłam się im na szyję.
-A więc już pedałek ci powiedział-chrząknął tata.
-Oj, tato-zaśmiałam się.
-Kasiu, a czy ty chcesz tam jechać?-zapytała mama.
-Tak mamusiu i to bardzo-odpowiedziałam.
-Nie wiem czy powinniśmy cię puszczać...-spoważniała mama.
-Ale podobno się już zgodziliście.
-No tak, ale to tak daleko. Nie wiemy jak tam jest, jak się tobą tam zajmą. Wierze mamie Justina, ale.. no wiesz.
-Mamo, na pewno będzie OK. Spędzę sylwestra w Ameryce!
-Haha, to zabawę masz gwarantowaną.
-Czemu ja się nie domyśliłam. Byłam przecież po wizę 2 tygodnie temu.
-Haha, też się dziwiłam, że tego nie powiązałaś.
Potem przez pół nocy myślałam jak to będzie. On przecież wiedział, że nie chcę rozgłosu. Przez kilka dni chodziliśmy jeszcze na różne rodzinne spotkania. Mama chwaliła się, że jadę do Stanów do 'dalekiej rodziny'. W głębi bardzo się bała przez ten długi lot, ale jakoś ją pocieszałam.

2 komentarze:

  1. nie mogę doczekać się następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ten rozdział jest wspaniały. cieszę się, że masz czas by ciągle pisać :))

    OdpowiedzUsuń