Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


18 listopada 2012

ROZDZIAŁ 103

-->
Rano w naszej sypialni było pełno słońca. Wchodziło przez wielkie okna i świeciło mi prosto w oczy. Byłam cholernie szczęśliwa bez większego powodu. Było ciepło i czułam przyjemne ciepło od Justina, który jeszcze spał i cicho pochrapywał. Przewróciłam się na drugi bok, aby już się na niego tak nie gapić. To lekko go przebudziło, bo trzymał na mnie rękę. Zanurzył dłoń pod kołdrę i przewędrował nią przez moje udo, zatrzymał się na kości biodrowej, a potem przez brzuch dotarł na splot słoneczny, gdzie spokojnie ją położył. Podsunęłam się do niego, czułam jego oddech na karku. To było świetne uczucie, wszystko było cudowne. Mimo, że byłam wyspana zasnęłam ponownie. Obudziły mnie ciche dźwięki.
-Podśpiewujesz sobie-zaśmiałam się i przekręciłam na brzuch.
-Jest mi za dobrze.
-Mi też-znowu uśmiechnęłam się szeroko.
-Uwielbiam kiedy się tak śmiejesz. Kiedyś każde twoje zdanie kończyło się śmiechem. „Muszę iść do sklepu haha”, „Idę jeść haha” i moje ulubione.
-Justin, przestań. Haha.
-O właśnie to. Roześmiana istota. To wspaniałe, że teraz tu jesteśmy. Tyle mieliśmy epizodów różnego typu, a teraz leżę sobie w łóżku, patrzę w twoje złote oczy i nie mam żadnych problemów. Chciałbym tylko siedzieć tutaj z tobą, nawet nie chcę mi się gdzieś wychodzić. Zaczynam mówić jak swój dziadek.
Po niepełnej godzinie gadek tego typu poszliśmy na dół coś zjeść. Zdecydowałam, że muszę go zacząć karmić. Przez stresujący i szybki tryb życia jest drobny i jego sylwetka mimo ćwiczeń nie zmienia się tak bardzo. Dlatego zrobiłam mu wielką jajecznicę z kiełbasą i serem żółtym. Był trochę zdziwiony, bo raczej jadał trochę inne rzeczy. Stwierdził, że jeśli będę go tak karmić to za miesiąc będzie musiał kupić nowe ubrania. Powiedziałam mu wtedy, że nie będzie mi to przeszkadzać, a wręcz przeciwnie. Wypróbowałam kolejną kawową miksturę z ekspresu. Była tak dobra jak pozostałe i wyglądała niesamowicie. Nie miałam pamięci do nazw, ale miała zaznaczone warstwy.
-No chyba sobie teraz żartujesz. To że ja jem za dwoje nie znaczy, że ty masz nic nie jeść. Chyba nie odebrałem mi porcji.
-Zjem za chwile. Trochę mnie teraz mdli. Wiesz, zmiana wody i te sprawy.
Bieber gapił się na mnie tak, że musiałam coś w siebie wepchnąć. Wzięłam jogurt, kanapkę i zmiksowałam sobie shake'a. Patrząc na moje śniadanko uśmiechnął się i stwierdził, że nic mi nie jest skoro idę na całość. Usiedliśmy w salonie i włączyliśmy sobie film.
-Może wieczorem zrobimy kolejny krok-powiedziałam nie odrywając oczu od telewizora.
-Co?-spytał zdezorientowany.-Och..-domyślił się.-Skąd ta zmiana? Wczoraj jacuzzi, teraz mówisz o kolejnym kroku. Nie przeszkadza mi to, ale mam nadzieję, że nie robisz tego ze względu na mnie. Nie chcę żebyś robiła coś czego nie chcesz.
-Wczoraj chyba ci pokazałam, że nie zrobię niczego na co nie mam ochoty.
-Jeremy wysłał mi smsa, że przyjadą dzisiaj wieczorem. Na jutro były jakieś problemy z biletami. Będą o 19.30.
-No to zrobimy to kiedy będzie czas.
-Lekko mnie przerażasz. Twoje dziwne, tajemnicze plany.
Sama nie wiem co we mnie wstąpiło. Wychodziło na to, że on zrobił się nagle romantyczny i jakiś taki delikatny, a ja zaczęłam myśleć o seksie. Gdzie tu jest jakaś logika. Dobrze, że mnie nie dręczył pytaniami, co planuje, bo nie wiedziałabym co powiedzieć. Po 1. nie wiedziałam co chcę zrobić, a po 2. nie umiałabym to nazwać.
Jakoś o 14, kiedy film się skończył zapytałam go czy nie moglibyśmy spróbować uruchomić mojego samochodu, bo nie mogłam znieść myśli, że może tam tak stać nieużywany. Wiedziałam, że kiedy przyjadą dzieciaki nie będzie na to czasu, a od razu potem był początek szkoły i chciałabym móc się nim poruszać. Biebs trochę się ze mnie śmiał, że wcześniej byłam taka dumna, że zdałam wszystkie egzaminy, a teraz boję się wsiąść do samochodu. W końcu przestał i powiedział żebym wygodnie się ubrała i możemy wypróbować maszynę. Założyłam czerwone trampki, dżinsowe szorty i luźną koszulkę ze znaczkiem rockowego zespołu. Oboje mieliśmy takie same okulary Ray Ban w kolorze czarnym. Na początku to on zasiadł na miejscu kierowcy, bo ja wolałam być w jakimś miejscu gdzie ulica jest szersza, a ludzi nie ma. Po pół godzinie byliśmy za miastem. Wtedy Justin zaprosił mnie na swoje miejsce. Na początku musiałam ogarnąć, która ładna rzecz to jedno z tych dziwnych sterczących rzeczy z samochodu, w którym zdawałam. Towarzyszący śmiech Justina nie pomagał. W końcu wszystko już wiedziałam i powoli ruszyłam. Naprawdę nie było aż tak źle. Samochód jechał niezwykle płynnie. Nie przekroczyłam 50km/h, ale byłam z siebie dumna. Pokręciliśmy się tam trochę w kółko, a wtedy on powiedział, że czas ruszyć gdzieś indziej. Kierował mnie dodając cały czas żebym przyśpieszyła. Nagle zaczęły pojawiać się większe budynki i wylądowałam w środku miasta. Samochody trąbiły, a ja biedna nie wiedziałam co zrobić. Tym razem był dla mnie milszy i spokojnym głosem mówił, że to idioci, ale z drugiej strony powinnam przyśpieszyć. W końcu przycisnęłam pedał i doszłam do 100. Czułam wielką ekscytację, ale bałam się, że zaraz gdzieś walnę i będzie koniec przygody. Zajechaliśmy do baru z okienkiem dla samochodów, gdzie wzięliśmy sobie dwa koktajle i jakieś ciastka. Czułam się odrobinę pewniej i nie wzbudzałam wielkiego zamieszania na ulicy. Dobrze wychodziło mi stanie w korku. Mój kompan stwierdził, że w staniu jestem mistrzem. Wstąpiliśmy do sklepu z zabawkami żeby kupić jakieś drobnostki dla Jazzy i Jaxona. Tym razem Bieber był pod wrażeniem, bo parkowałam świetnie. Z każdej możliwej strony potrafiłam idealnie ustawić samochód. Po trzech godzinach byliśmy w domu. Kiedy wysiadłam podziwiałam przez chwilę piękny samochodzik. Po chwili odpoczynku wzięliśmy się wspólnie do robienia obiadu. Ja natarłam kurczaka, a Justin zajmował się czymś innym. Niby coś próbował robić, ale większym zainteresowaniem darzył telefon. Potem naszykowałam warzywa do duszenia i kaszę.
O 18.30 Justin pojechał na lotnisko. Mówiłam mu, że przecież to za wcześnie, ale uparł się, że nie chce się spóźnić, a mogą być korki itp. Zajęłam się sobą, wsadziłam kurczaka do piekarnika i nawet rozgryzłam jak się wszystko ustawia. Ponieważ wszystkiego było w stanie nienaruszonym od naszego przyjazdu odkurzyłam tylko salon i przetarłam lustro w dolnej łazience. Zaczęłam zastanawiać się ile zajmuje sprzątanie takiego gigantycznego domu. Całe szczęście, że nie korzystaliśmy z większości pomieszczeń.
Kilka minut po 20 przyjechali. Dzieciaki od razu rozbiegły się po salonie i zaczęły patrzeć na wszystko zadziwione. Każde z nich zrobiło dla nas laurkę na szczęście, która miała stać na półce. Od razu umieściłam je nad telewizorem, czym były rozradowane. Nie można ich było utrzymać w miejscy i od razu poleciały na górę obejrzeć wszystko. Jaxon świetnie dawał sobie radę nawet na schodach i pędził za Jazzy jak szalony.
-Byłem w sklepie-Justin podał mi pakunek w foliowej torebce.
-Oszalałeś? Test ciążowy?-byłam zadziwiona.
-Podobno mdłości i te twoje podniecenie mogą być oznakami ciąży. Nie zabezpieczamy się, więc chyba warto sprawdzić.
-Ale wielki basen-usłyszeliśmy wrzaski z piętra.
-Wszystko mam wyliczone. I nie jestem w ciąży-szepnęłam energicznie.
-Tylko sprawdź. Podobno ten jest najprostszy. Wystarczy..
-Może jeszcze pójdziesz ze mną do łazienki i będziesz patrzył jak na to sikam?-przerwałam mu.-Połóż go gdzieś w niewidocznym miejscu i zrobię go. Dla twojej pewności.
Dzieciaki po chwili były już w kuchni, gdzie ponakładałam wszystkim jedzenie. Chyba nie było złe, bo wszyscy powiedzieli, że im smakuje. Ten test zbił mnie trochę z tropu. Przecież odliczyłam dni i akurat wyszło idealnie, że w czasie naszego wyjazdu nie mogłam zajść w ciążę. Starałam się o tym nie myśleć, ale mina Justina cały czas mi o tym przypominała.
Na szczęście dzieciaki nie dały nam chwili odpoczynku i pół godziny później wszyscy siedzieliśmy w basenie. Biebs powyciągał jakieś dmuchane zabawki itp., więc zabawa była przednia. Wszyscy byli nieźle przemęczeni całym dniem i o 22 Jazzy i Jaxon leżeli w łóżkach. My poszliśmy do siebie i zajęliśmy się jakimiś drobnymi rzeczami. Żadne z nas nie wracało do testu. Ja czytałam książkę, a on grał w coś na iPadzie. Zasnęliśmy jakoś o północy.

Widząc zainteresowanie, nadrabiam zaległosci :) Dzięki za wczorajsze 300 wyświetleń. 

1 komentarz: