Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


21 listopada 2012

ROZDZIAŁ 105

-->JEŚLI CHCECIE BYĆ NA BIERZĄCO ZAPRASZAM NA TWITTERA @JNNROCK

Rano od razu poszłam do łazienki wziąć prysznic, bo po stresującej nocy cała byłam spocona. Lubiłam siedzieć pod prysznicem jeszcze bardziej niż w wannie. Stałam sobie, a woda spokojnie ze mnie ściekała. Na chwilę zamknęłam oczy. Najbardziej nie lubiłam momentu kiedy spod tej cieplutkiej wody trzeba było wyjść. Szybko narzuciłam na siebie ręcznik i wyszłam z kabiny. Czymś się jeszcze nasmarowałam i wróciłam do pokoju. Stamtąd poszłam do garderoby żeby ubrać się w jakiś wygodny strój. Oczywiście czekał na mnie granatowy dresik Juicy Couture, który dała mi kiedyś Pattie. Na nogi naciągnęłam krótkie Emu i poszłam posiedzieć sobie przed domem. Usiadłam pod daszkiem w cieniu i przyglądałam się wodzie w basenie. Z domu obok dobiegały jakieś wrzaski, ale specjalnie mi nie przeszkadzały. Wepchnęłam w uszy słuchawki i włączyłam iPoda. Po godzinie siedzenia byłam zaniepokojona, że jeszcze wszyscy śpią. Skierowałam się na chwilę do kuchni. Na stołku siedziała Jazzy.
-Już nie śpisz?-spytałam.
-Nie, już nie.
-Chcesz coś do jedzenia?
-Naleśniki.
-Już się robi-uśmiechnęłam się.
Było mi trochę weselej, że nie jestem już sama.
-Będziesz miała dzidzię?
Nie wierzyłam, że ona też o to pyta. Chociaż przecież to Jazzy naopowiadała o wszystkim Jeremiemu. Temat mnie nie denerwował, bardziej gadki Justina, który wmawiał mi, że jestem niby w ciąży. Odpowiedziałam pogodnie, że na razie nie będzie żadnej dzidzi. Była lekko zbita z tropu, ale chyba mnie zrozumiała. Powiedziała, że Jaxon już się cieszył, że będzie wujkiem. Przy okazji chciała się upewnić czy kiedy urodzę dziecko będzie ciocią. Zdążyli już nawet wymyślić imię. Niezależnie od płci dziecko miało nazywać się Jackass. Trochę mnie to rozśmieszyło, ale dokładnie mi wytłumaczyła, że ja pochodzi od ich imion, c wzięło się znikąd, a kass jest od mojego imienia. Wspomniała przy okazji, że usłyszała to w telewizji. Wesoła robiłam naleśniki. Po jakimś czasie przyszedł do nas Jaxon i przytulił się do mojego brzucha i zaczął do niego mówić. Zaczęłam uświadamiać go, że nie jestem w ciąży. Na początku nie dawał się przekonać i pokrzykiwał, że Jazz mu powiedziała, że będzie bobasek. W końcu skończył temat i zajął się jedzeniem. Polewaliśmy wszystko syropem czekoladowym i posypywaliśmy owocami i orzechami. Śmialiśmy się wesoło, że Justin jest największym śpiochem, którego trzeba obudzić. Nie trzeba było przekonywać ich do wielkiej pobudki. Po pięciu minutach przyszli. Bieber miał na karku Jaxona, a Jazzy go popychała żeby szybciej szedł.
-Nie będzie dzidzi-Jaxon starał się mówić jak najciszej, ale i tak wszyscy go usłyszeliśmy.
-Kasia powiedziała, że będzie za dwa lata. I wtedy będę ciocią-ogłosiła Jasmine.
Justin był lekko zdezorientowany, więc pogodnie się do niego uśmiechnęłam, a on go odwzajemnił. Dosmażyłam trochę naleśników żeby i dla niego było. Na ten dzień wykombinowaliśmy, że pojedziemy na plażę. Dzieciaki były zachwycone, my trochę się martwiliśmy. Z każdego wyjścia Biebsa na plaże zdjęcia były zamieszczane w różnych gazetach, na portalach i wszędzie. I nie chodziło o to, że chodził tylko na jedną plaże. Gdzie nie pojechał zdjęcia i tak były. Ukrywanie się to ciężka robota. W końcu znalazł najlepsze wyjście. Nie chciało mi się przebierać, ale poszłam na górę i zaczęłam pakować do dużej torby rzeczy swoje i dzieciaków. Wszystko nosiliśmy do samochodu. Trzeba było wziąć jeszcze jakieś kremy, jedzenie itd. Kiedy wszystko było już spakowane poprzyczepiałam foteliki i razem ruszyliśmy.
Podróż trochę trwała, bo szukaliśmy plaży, gdzie nie było dużo ludzi. Kiedy jechaliśmy jakby promenadą podziwiałam widok oceanu. To takie niesamowite, taki ogrom wody. Była najcieplejsza i najsłoneczniejsza część dnia, więc właśnie tak było. Wzięliśmy najpotrzebniejsze rzeczy z Land Rovera i rozłożyliśmy się na ciepłym piasku. Jazzy z Jaxonem już piszczeli i tupali nie mogąc doczekać się kąpieli. Szybko ściągnęli z siebie ubrania zostając w kostiumach. Ja zrobiłam to samo. Wtedy złapałam ich za ręce i pobiegliśmy do wody. Powiedziałam, że zanurzamy się maksymalnie do majtek. W tym czasie Justin pompował dmuchane zabawki. Kiedy jego płuca były już wykończone dołączył do nas. Kiedy ja lekko pochylona pomagałam wejść Jazzy do kółka trzymał mnie za biodra. Nagle podniósł mnie na wysokość ramion i posuwając się kilka metrów do przodu wrzucił do wody. Słona ciecz trafiła do mojego gardła i kilka razy kaszlnęłam.
-Z czego się tak cieszysz?-zaczęłam ochlapywać go wodą.
Dzieciaki szybko podłapały fajną zabawę i wszyscy na siebie chlapaliśmy. Po zabawie w wodzie przenieśliśmy się na piasek, gdzie Jazzy zaczęła formować z niego różne rzeczy. W tym czasie smarowałam im plecy kremem żeby broń boże się nie poparzyły od słońca. Kiedy były pochłonięte budową zamku położyłam się na brzuchu. Justin wziął wtedy butelkę i zaczął smarować mi plecy. Jego dotyk był bardzo przyjemny. Rozwiązał supełki góry od kostiumu żeby przypadkiem nie ominąć tego jednego centymetra. Kiedy dotykał moich ud robiło mi się jeszcze cieplej. Niby dla dokładności smarował moje boki niechcący dotykając biustu.
-Co cię tak wygina?-zaśmiał się.
-Nie dotykaj już mnie-zaczęłam uginać nogi w kolanach i machać stopami.-I zapnij mi stanik, bo potem zapomnę.
-Podoba ci się to!
-Niedaleko są ludzie. Uspokój się. Chętnie skorzystam w domu, ale nie tutaj.
-Masz to załatwione-klepnął mnie po tyłku.
Piasek był ciekawszy dla dzieci niż woda. Na początku stworzyły zamek, który był ozdobiony muszelkami i małymi patyczkami, a potem robili z niego różne rzeczy, zwierzęta. Najlepsze było jednak zakopywanie. Na zmianę z Justinem kopaliśmy podłużny dołek, w którym kładli się na zmianę Jazzy i Jaxon. Potem zasypywaliśmy ich tak żeby na zewnątrz była tylko głowa. Kiedy mówiliśmy, że już gotowe musieli jakoś się stamtąd wydostać. Oczywiście nie było to trudne i w dwie sekundy udawało im się stawać już na nogi. Więcej zabawy mieliśmy, kiedy z dzieciakami powiększyliśmy znacznie piaskową wannę i wsadziliśmy tam Biebsa. Kiedy był już nakryty piaskiem usypaliśmy jeszcze więcej piasku z którego powstała płaskorzeźba przedstawiająca JB jako syrenę. Ogon był dokładnie ozdobiony muszelkami. Niby niechcący dwa razy nasypałam mu na głowę trochę piasku. Niestety dzieci trochę to podłapały i nasypały mu do buzi. Aby było mu jeszcze ciężej wstać usiedliśmy na ogonie i czekaliśmy aż się wydostanie. Nie było już to takie proste. Wiercił się i wiercił, a my śmialiśmy się w najlepsze. W końcu mu się udało i zaczął nas ganiać. Na początku wpadła mu w ręce Jazzy, którą zaczął łaskotać. Próbowaliśmy ją uwolnić co skończyło się złapaniem Jaxona. I tak w kółko. Zgłodnieliśmy trochę, więc poszłam wyjąć z samochodu jedzenie. Dzieci wsunęły wszystkie przekąski, ale nadal były głodne. Zdecydowaliśmy, że to czas na ostatnią kąpiel i powrót do domu. Musieliśmy pozbyć się piasku, bo Justin już zaczął gadać, że wniesiemy pewnie pół plaży do samochodu, a on nie ma ochoty na sprzątanie. Oczywiście pominął fakt, że to nie on myje samochody, a nie robi to ktoś inny. Pomagałam dzieciakom nałożyć suche ubrania, a zdjęte kostiumy spakowałam do jednej torby. Auto trochę się nagrzało od stania na słońcu, więc Justin włączył klimatyzację. Od razu zrobiło się chłodno. Po drodze zajechaliśmy do skromnej restauracji, gdzie zamówiliśmy obiad. Na całe szczęście nikt nie rozpoznał Biebsa, albo nie dawał po prostu o tym znać.
-Może zajedziemy na chwilę do apteki?-zapytał.
-W jakim celu?
-Moglibyśmy kupić testy. Tak dla pewności.
-Nie ma takiej potrzeby. Na dniach ma pojawić się naturalne potwierdzenie. Wiesz co.
-To znaczy, że się spóźnia?
-Nie. Jeżeli zgadzają się moje obliczenia i kalendarzyk będzie jutro. Wytrzymasz?
-Ok.
Oczywiście nasze rozmowy wzbudziły w dzieciakach zainteresowanie. Na szczęście nie wiedzieli o co nam właściwie chodzi. W domu usiedliśmy wygodnie w naszym domowym kinie i oglądaliśmy bajkę Disneya. Po nim kolacja i do spanie. Tak minął nam do końca dzień.

6 komentarzy:

  1. super!:D czekam z niecierpliwością na kolejny:) pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. z rozdziału na rozdziała jestem w wiekszym napieciu dawaj nn

    OdpowiedzUsuń
  3. dawaj nn natychmiast :P

    OdpowiedzUsuń
  4. OBIECUJĘ, ŻE W TYM TYGODNIU BĘDZIE NN. Mam urwanie głowy

    OdpowiedzUsuń
  5. ey kiedy następny? jestem strasznie ciekawa czy Kasia jest w ciąży ! :D

    OdpowiedzUsuń