Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


8 stycznia 2011

ROZDZIAŁ 24

To była Pattie.
-Siema, siema-krzyknęli chłopcy.
-Cześć Pattie-uśmiechnęłam się.
-Hey dzieciaki. Kurczę, miałam tyle rzeczy na głowie, że cały dzień byłam na mieście. Jak podróż chłopcy?-powiedziała Pattie.
-Wszystko było OK-odpowiedział Chaz.
-To świetnie, a Cathlin i Christian nie przyjechali?
-Nie, zostali z rodzicami. W tym roku obchodzą sylwestra rodzinnie-powiedział Ryan.
-Szkoda, Kasia miałaby jakąś koleżankę, a tak to musi z wami siedzieć-zaśmiała się Pattie.
-Jakoś z nimi wytrzymuje-zaśmiałam się.
-Dobrze, a co dziś porabialiście?-zapytała.
-Byliśmy u Ushera-odpowiedział JB.
-Uu, to fajnie. I co u niego?
-Wszystko OK.
-A jedliście coś?
-Kasia zrobiła nam śniadanie.
-O rany, to wy nic potem nie jedliście?
-Nie chciało nam się, ale jak już jesteś to może nam coś zrobisz?-zapytał Biebs.
-No dobrze-odpowiedziała i poszła do kuchni.
Po chwili wróciła z talerzem kanapek i owoców.
-Dzię ku je my-powiedzieliśmy chórem.
Chłopcy zabrali się za pałaszowanie, ale mi nie chciało się jeść.
-A ty czemu nic nie jesz? Rano też nic nie jadłaś-zapytał Chaz.
-A jakoś mi się nie chcę. Jaki ty opiekuńczy-uśmiechnęłam się i go przytuliłam.
-A ja to niby się tobą nie opiekuję-powiedział JB z pełną buzią i wyleciał mu ogórek.
-To raczej tobą trzeba się opiekować-wsadziłam mu ogórek do buzi.
-Omijają cię pyszne kanapeczki-powiedział Biebs machając mi kanapką przed nosem.
-Całej nie zjem, ale dasz mi gryza?-zapytałam.
-Oczywiście-podsunął mi ją przed nos i ugryzłam kawałek.
-Haha, zawsze tak siebie karmicie?-zaśmiał się Ryan.
-Nie, raczej nie-uśmiechnęłam się-dobra, ja chyba pójdę się wykąpać.
-O rany, znowu będziesz siedzieć tam 1,5 godziny-zaśmiał się Justin.
-Żałujesz mi?
-Nie, no co ty. Siedz tam nawet całą noc-powiedział Biebs.
-Tylko się nie utop-zaśmiał się Ryan.
-Jak coś to krzycz, wtedy cię uratujemy-odezwał się Chaz.
-Haha, jak się utopię to nie będę już krzyczeć-zaśmiałam się i poszłam do łazienki.
Posiedziałam tam trochę, bo bardzo lubię tą wielką wannę. Można włączyć nawet hydro masaż. Potem wyszłam z wanny i ubrałam moją bieberkową piżamkę oraz długie grube skarpetki i bluzę, bo jednak jest zima i nie da rady chodzić po domu tak rozgogolonym. Szłam sobie do pokoju i podśpiewywałam pod nosem piosenkę Lady Gagi.
-Haha-usłyszałam śmiech z pokoju Justina.
-Bardzo śmieszne-zaśmiałam się-dobranoc.
Położyłam się w łóżku i zaczęłam myśleć na temat dzisiejszego dnia. Pomodliłam się trochę. Potem ktoś po cichutku wszedł do pokoju, położył się koło mnie i objął. Było mi dobrze i poczułam ciepło jego ciała.
-Łóżka ci się nie pomyliły?-powiedziałam cicho.
-Przyszedłem tylko życzyć ci miłych snów.
-Od kiedy jestem z tobą żadne sny nie są lepsze od rzeczywistości.
-Miło mi to słyszeć. Śpij dobrze-powiedział i pocałował mnie w czoło.
-Dobranoc.
Potem wyszedł, a ja nie wiedząc kiedy zasnęłam.
Rano obudziły mnie śmiechy chłopaków. Otworzyłam oczy i zobaczyłam ich koło łóżka.
-Ej no, co to ma być?-zapytałam zaspana.
-Zasnęłaś w dziwnej pozycji i przez pół nocy jęczałaś-zaśmiał się Ryan.
-Na serio?-zapytałam ze śmiechem.
-Żartujemy tylko, chcieliśmy po prostu cię obudzić-powiedział Chaz.
-Ej, a gdzie Bieber?-zapytałam.
-Śpi, ale jego obudzimy razem-uśmiechnęli się diabelsko.
-Haha, OK.
Poszliśmy do pokoju Biebsa.
-No to jak? Co robimy?-zapytałam ze śmiechem.
-Poskacz na nim czy coś, albo to co ja ci wczoraj-zaśmiał się Ryan.
-Haha-zaśmialiśmy się wszyscy.
-Dobra, zaczynamy.
Justin spał na brzuchu, więc delikatnie podeszłam do niego i usiadłam na jego plecach.
-Ohh, Justin-szepnęłam mu do ucha, a ten się uśmiechnął przez sen, więc wszyscy się zaśmialiśmy.
Potem zaczęłam skakać na jego łóżku i opadłam na niego
-WTF-powiedział zaspany, a ja połaskotałam go po boku.
-Wszyscy na niego-krzyknął Chaz i zrobiliśmy na Justinie wielką kanapkę.
-Połamaliście mi wszystkie kości-zaśmiałam się.
Wtedy JB podniósł się lekko i zrzucił nas wszystkich na podłogę. Trudno uwierzyć, że mają po 17 lat i ciągle się tak bawią. Potem niewiadomo czemu wszyscy zaczęli mnie łaskotać. Nie mogłam przestać się śmiać. W końcu przestali.
-Zmęczyłam się. Wracam do spania-wdrapałam się na łóżko Biebsa.
-To ja też-Justin ułożył się koło mnie.
-To my wychodzimy-powiedział Chaz i razem z Ryanem wyszli z pokoju.
-Dobra, idę do łazienki-uśmiechnęłam się i ruszyłam do łazienki.
-Myślałem, że chwilę poleżymy-powiedział JB.
-Justin, znasz zasady-uśmiechnęłam się.
On pociągnął mnie za rękę tak, że byliśmy blisko siebie.
-Uspokój się-zaśmiałam się.
-Nie-złapał mnie w tali.
Objęłam jego głowę w obie ręce i cmoknęłam go delikatnie w usta.
-Już wystarczy-odsunęłam się od niego.
-Dziś będziemy mieć wspaniały dzień.
-Jakieś crazy plany?
-Teraz szykuj się na sylwestrowe śniadanko.
-To coś specjalnego?
-Bądź gotowa na wszystko-uśmiechnął się.
Szybko poleciałam do łazienki i ogarnęłam się. Ubrałam się w czarną mini sukienkę. Kiedy wyszłam pod drzwiami stał Justin.
-Nareszcie. Chodź szybko, samochód już czeka-wziął mnie pod rękę.
Szybko weszliśmy do samochodu gdzie czekali już chłopcy.
-Dobra, to lecimy na śniadanko-powiedział Kenny, który prowadził.
-Mało jesz, więc jedziemy tam gdzie zawsze coś zjesz-uśmiechnął się Biebs.
-Haha, nie gadaj, że jeszcze do Mca-zaśmiałam się.
-Jasne-uśmiechnął się.
-Kasiu, nie wyglądasz na fana Donalda-powiedział Chaz.
-Dlaczego?-zapytałam.
-Za dobrą masz figurę-uśmiechnął się.
-O rany, jaki ty jesteś słodki-przytuliłam go.
-Haha, Bieber lepiej uważaj, bo Chaz
-Ona lubi tylko mnie-uśmiechnął się Justin jak zdobywca.
Chciałam się z nim trochę podroczyć, więc...
-Pozgrywamy się z Biebsa-szepnęłam Ryanowi na ucho-udaj, że powiedziałam coś wstrętnego.
-Z tobą zawsze-powiedział głośno.
Przysunęłam się do niego i zaczęłam bawić się jego włosami.
-Kurczę, ale ty masz bicepsy. Mogę dotknąć?-zapytałam mrugając zalotnie.
-Często ćwiczę na siłowni i jeszcze koszykówka. To robi swoje-napiął mięśnie.
-Opanujcie się. Jesteśmy na miejscu-chrząknął Justin.
-Czy mój Justinek jest zazdrosny?-zaśmiałam się.
-Oj weź się-odwrócił głowę.
-Nie mów tak do mnie-syknęłam.
-Dobra, koniec tematu-powiedział i zaczął wysiadać z samochodu.
Zasmuciłam się trochę i żałowałam tego co zrobiłam. Chociaż on też mógłby się od razu nie obrażać. Podbiegłam do niego i przytuliłam w pasie.
-Przepraszam-pocałowałam go w policzek.
-Wiem, że żartowaliście, ale dziwnie było mi na to patrzeć. Teraz idziemy na śniadanko-wziął mnie na barana i zaczął biegać po parkingu.
-Jesteś szalony-zaśmiałam się.
-I takiego mnie lubisz.
-Nie zaprzeczę-zaśmiałam się.
W końcu weszliśmy do środka. Tamten McDonalds różnił się od naszych polskich. To Kenny poszedł do kasy żeby przypadkiem nikt nie rozpoznał Biebsa. Usiedliśmy przy ostatnim stoliku koło drzwi w środkowej części. Chłopcy zabawnie wyglądali, bo mieli okulary żeby nikt ich nie rozpoznał.
-Ej no, następnym razem też chcę mieć gangsterskie okulary-zaśmiałam się.
-Nie śmiej się, bo nawet nie wiesz co by było gdybym je ściągnął-powiedział Justin.
-Wiem-powiedziałam.
Po chwili Kenny przyniósł nam trzy wielkie tace jedzenia. Zaczęliśmy jeść i jak to zwykle w moim przypadku bywa umazałam się majonezem.Chłopcy chwilę się pośmiali. Potem posiedzieliśmy jeszcze chwilkę w środku. Justin mnie obejmował za szyję, a ja wciągałam przez rurkę colę.
-O bożena, ale się najadłam-zaśmiałam się.
-Haha, będziemy cię musieli nieść do samochodu-powiedział Ryan.
-Weźmiemy taczkę-uśmiechnął się Chaz.
-Nie no, teraz jedziemy do ZOO-uśmiechnął się Biebs.
-Jak to?-zapytałam zdziwiona.
-A tak to-zaśmiał się.
-Nie byłam w ZOO od 12lat-zaśmiałam się.
-Jam być goryl i ja cię lubić i zabrać do rodzina-zaczął zgrywać się Kenny i przerzucił przez ramie.
Wszyscy strasznie się śmialiśmy. Kenny zaniósł mnie aż do samochodu. Jechaliśmy 20minut. Przez całą drogę gadaliśmy o wszystkim. Nie mogłam uwierzyć, że spędzam właśnie sylwestra z Justinem Bieberem. To cały czas było dla mnie nierzeczywiste. Wyglądałam przez okno i podziwiałam widok Atlanty.
-Nareszcie-krzyknął Chaz, kiedy byliśmy już na miejscu.

1 komentarz:

  1. ten rozdział bardzo mi się podobał :) sszkoda tylko, że teraz dodajesz je tak rzadko..

    OdpowiedzUsuń