Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


28 stycznia 2011

ROZDZIAŁ 30

Jednego dnia napisał do mnie Justin.-Pakuj się kochana, bo spędzasz ze mną całe wakacje.
-Co??
-Nie pytaj 'co' tylko powiedz rodzicom i szykuj się.
-Nie gadaj bzdur. Włącz kamerkę.
Po chwili prowadziliśmy rozmowę z kamerkami.
-Ślicznie wyglądasz-uśmiechnął się Biebs.
-Nie czaruj tylko gadaj o co chodzi.
-A więc tak. Przez całe wakacje mam trasę w Stanach. Taka luźniejsza trochę. Koncert co 2 czy 3 dni. Chciałbym abyś mi towarzyszyła. Musisz tylko powiedzieć rodzicom i spotykamy się 2 dni po zakończeniu twojego roku szkolnego.
-Aaaa!-krzyknęłam.
-Ale masz minę. Nie drzyj się tylko pakuj-zaśmiał się.
-Kurczę, to ja mam brać ciuchy na prawie 2 miesiące?-zapytałam.
-Jak dla mnie możesz chodzić bez-zaśmiał się.
-Nie no, nie żartuj.
-Spokojnie, trochę rzeczy weźmiemy z tych które kupiła wcześniej mama. Weź tylko trochę luźniejszych rzeczy, a jak coś to dokupimy w trasie i będziesz miała pamiątkę.
-Dobra, idę już powiedzieć rodzicom. Boj się telefonu mojego taty-zaśmiałam się.
-Przygotuję się.
Potem rozłączyłam się i poleciałam na dół do rodziców.
-Mamo, wiesz, że cię kocham-uśmiechnęłam się.
-O co chodzi?-zapytała zainteresowana.
-Bo dostałam taką propozycję...
-O nie, tylko nie on-chrząknął tata.
-Mam jedyną szansę uczestniczyć w czymś takim-zaczęłam popiskiwać.
-Daruj sobie-powiedział tata.
-Dobrze, porozmawiajmy. Na ile czasu?-spytała mama.
-Prawie całe wakacje. Trasa po Stanach.
-O Boże. Czym będziecie jeździć?
-Chyba autobusem takim dużym, ale z pełną ochroną i lekarzem.
-To za długo. Masz przecież chorobę lokomocyjną. Będziesz ciągle wymiotować.
-Bez przesady. W Polsce tylko mam chorobę, bo mamy tu takie drogi, a tam będzie inaczej.
-Odpowiedź brzmi NIE-powiedział tata ostatecznie i wyszedł z kuchni.
-Kasiu, ale jak to ma być?-zapytała cicho mama.
-Normalna trasa, ale nie bardzo uciążliwa. To wielka szansa, bo zwiedzę prawie całe Stany. Będziemy tylko przesiadywać z Justinem.
-Ale wy w dalszym ciągu nie..
-Oj mamo, oczywiście, że nie.
-Zgodziłabym się, ale to kupa czasu...
-Mamo, ale to byłyby najlepsze wakacje mojego życia.
-No dobra. Jesteś już prawie dorosła i myślę, że możemy cię puścić. Z tatą jeszcze pogadam, zadzwonię do Pattie.
-Kocham cię-obcałowałam ją.
Koniec roku zbliżał się wielkimi krokami. Z ocenami bardzo dobrze się poprawiłam, więc byłam z siebie zadowolona. Liczyłam tylko dni do odlotu, do chwili kiedy spotkam się z Justinem... Aż w końcu nadszedł ten dzień. Tata wieczorem zawiózł mnie na lotnisko, gdzie odebraliśmy zarezerwowane przez Pattie bilety. Justin zafundował mi wyjazd, bo mnie nie byłoby na to stać i oboje się z tym pogodziliśmy. Mama trochę popłakała, bo ona łatwo się wzrusza. W końcu pożegnaliśmy się i po odprawie i tym wszystkim podobnym w końcu samolot wystartował. Nie mogłam uwierzyć, że za kilka godzin zobaczę mojego chłopaka. Tak rzadko się widujemy. W czasie lotu były straszne turbulencje. Obok mnie siedział jakiś facet w wieku mojego taty i zaczął mnie pocieszać, że zaraz będzie już ok. Nagle zaczął coś mnie szturchać, łapał za ramie. Denerwowało mnie to. Myślałam, że mu coś odpowiem, ale zrobiło mi się okropnie niedobrze i zwymiotowałam do papierowej torebki. Od tamtego czasu chyba obrzydziłam się facetowi, bo już się nie zalecał. Czułam się okropnie. Kiedy dolecieliśmy do Stanów czekała mnie przesiadka w nieduży samolot prosto do Atlanty. W drugim samolocie było już znacznie lepiej. Nareszcie byłam na miejscu. Ogólnie średnio się czułam, ale myśl, że zaraz zobaczę mojego Justina sprawiała, że mogłam do jego domu pójść nawet na kolanach. Kiedy stałam w hali przylotów nagle ktoś złapał mnie od tyłu. Okropnie wrzasnęłam, że wszyscy popatrzyli się na mnie, a w tym też ochroniarze.
-Haha, to twój zboczeniec, nie boj się-zaśmiał mi się do ucha Justin.
Był kompletnie przebrany. Ubrany w szaro-czarne dresy, kaptur i ciemne okulary. Gdybym zobaczyła go wieczorem na ulicy zmykałabym jak najprędzej do domu.
-Strasznie tęskniłam-przytuliłam się do niego mocno.
-Ja też, ale czekają nas wspaniałe wakacje.
-Gdzie inni?
-Znaczy kto?
-Twoja mama, Kenny itd.
-Pozwolili mi przyjechać samemu. Tyle, że musiałem się przebrać-zaśmiał się.
-Wyglądasz jak gangsta-uśmiechnęłam się.
-Haha, lecimy do domu. Na pewno jesteś strasznie zmęczona po locie.
-Poczekasz chwilę, bo muszę do łazienki-zaczerwieniłam się.
-Leć szybko, a ja poczekam tutaj z bagażami.
Poleciałam do łazienki, bo trzymałam od Polski. Umyłam też zęby, bo jednak sama guma nie wystarcza. Po chwili wróciłam do JB.
-No to do domu-uśmiechnęłam się i podniosłam moją wielką i różową walizkę.
-Daj mi ją-wyciągnął rękę-aż nie wypada żebyś sama to nosiła.
-O rany jaki z ciebie gentlemen-cmoknęłam go w policzek.
Poszliśmy do wyjścia, a potem na parking.
-O mój Boże. Ale on wielki!-powiedziałam kiedy zobaczyłam samochód Biebera.
-No taki akurat. Jakoś się w nim zmieścimy.
Otworzył bagażnik i umieścił w nim walizkę. Potem obszedł samochód i otworzył mi drzwi.
-O rany, chyba przez te 18 urodziny poczułeś się takim eleganckim facetem.
-Dla mojej Kasi wszystko. Wiem, że lubisz te wszystkie stare zwyczaje.
-A ja wiem, że ty lubisz to-pociągnęłam go za koszulkę i pocałowałam w usta.
-A może ochrzcimy mój samochód?-zaśmiał się
-Justin-zaśmiałam się.
-Tylko żartowałem-powiedział i usiadł za kierownicą.
-O rany-powiedziałam kiedy uruchomił silnik.
-To się nazywa szpan-zaśmiał się.
Po drodze jedną ręką zręcznie kierując położył drugą na moim kolanie.
-Nie no, teraz czuję się jak dziewczyna gangstera z filmu-uśmiechnęłam się-zabieraj rękę i skup się na drodze.
-Tak tak. Bezpieczeństwo jest najważniejsze.
W końcu dojechaliśmy pod dom. Przez te pół roku zapomniałam jaki on jest piękny. Justin wyjmował walizkę.
-Czuję się jakbyśmy byli małżeństwem-zaśmiałam się-przywiozłeś mnie do domu, wyciągasz bagaż.
-Haha, też tak mam.
Pattie i mnie przytuliła.
-Cieszę się, że jesteś-pocałowała mnie w policzek-Jak lot?
-W miarę. Straszne turbulencje, potem jakiś pan w średnim wieku się do mnie zalecał, ale poza tym ok.
-No widzisz jaki cham, ale odczepił się?
-Tak, od razu powiedziałam żeby dał sobie spokój.
-Jesteś głodna czy może wolisz się położyć?
-Masz może jakąś herbatę miętową czy coś takiego? Po locie jeszcze wszystko w środku hula.
-Już się robi. Pooglądajcie telewizor albo pójdź się położyć.
-Zaraz mecz-Justin zaczął trzeć ręce.
-Justin, przyjechała twoja dziewczyna, a ty mecz będziesz oglądać?-krzyknęła Pattie.
-Mi tam wszystko jedno, pewnie oglądając zaraz przysnę-uśmiechnęłam się.
Poszliśmy do salonu i usiedliśmy obok siebie na kanapie. Justin włączył mecz. Za chwilę Pattie przyniosła mi herbatę. Kiedy ją piłam poczułam straszne zmęczenie. Odłożyłam kubek i oparłam się o Justina. Po chwili Pattie nakryła mnie kocem.
-Wygodnie ci? Jak coś to mogę zanieść cię na górę-zapytał Justin za jakiś czas.
-Jest dobrze-powiedziałam cicho-strasznie chce mi się spać.
Zaczęłam zasypiać. Odpłynęłam w cudowną krainę cała czas czując zapach Biebsa. Było mi wspaniale.
-Kasiu-ktoś mnie szturchał-tata dzwoni.
-Co?-powiedziałam zaspana.
-Trzymaj, bo nie wierzy mi, że dojechałaś-zaśmiał się Justin.
-Halo?-powiedziałam do słuchawki.
-Cześć córciu. Jak tam?-zapytał tata.
-Cześć. Wszystko OK. Byłam zmęczona i zasnęłam.
-Aha. A jak lot?
-Tato, przecież wysłałam was SMS-a, że jest dobrze.
-No, ale wiesz. Mógł go wysłać ktoś inny.
-Haha, ciekawe kto.
-No wiesz, ten twój piosenkarz.
-On ma imię-zaśmiałam się.
-Dobra. Jak jest OK to będę kończyć.
-Trzymaj się.
-Ty też i niech ten chłopak trzyma lepiej ręce przy sobie.
-OK. Papa-odłożyłam słuchawkę.
Wyciągnęłam się na kanapie.
-Co u taty? Wasz język jest taki dziwny, że nic nie da rady zrozumieć-powiedział JB.
-Wszystko dobrze-uśmiechnęłam się-wiesz co. Cały czas rozmawiamy w twoim języku, więc może się zamienimy?
-Spróbujmy.
-Lubię kanapki z masłem-powiedziałam po polsku.
-Co powiedziałaś?-zapytał rozkojarzony.
-Że jesteś strasznie pociągający-zaśmiałam się.
-Serio?-nachylił się nade mną.
-Nie-zaśmiałam się.
-Mów co powiedziałaś, bo ci coś zrobię-chwycił moje nadgarstki śmiejąc się.
-Puszczaj, bo zadzwonię do taty.
-Nie dasz rady, bo cię nie puszczę.
-Lubię masło.
-Że co?
-To powiedziałam-zaśmiałam się.
-Lubisz masło?
-Nie.
-Czyli jesteś kłamczuchą?
-Nie, a ty jesteś brzydki.
-Że co?
-Kłamałam-zaśmiałam się.
-Zaraz dostaniesz-powiedział i zaczął mnie łaskotać.
Strasznie się śmiałam i krzyczałam. Nagle zjechałam z kanapy aż podwinęła mi się bluzka. Szybko wstałam i poprawiłam ją.

1 komentarz:

  1. barzdoooooo fajny i dłuuugi rozdział. na prawdę mi się podobał :))

    OdpowiedzUsuń