Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


23 maja 2013

ROZDZIAŁ 136


PRZEPRASZAM, ŻE ROZDZIAŁY SĄ KRÓTKIE, ALE STARAM SIĘ ZAMIESZCZAĆ COŚ JAK NAJCZĘŚCIEJ, A JEST TO TRUDNE, BO CIERPIĘ NA BRAK CZASU I LENISTWO, CO OGÓLNIE OZNACZA, ŻE JESTEM ZBYT LENIWA, ŻEBY ZABRAĆ SIĘ ZA PEWNE RZECZY, A POTEM NIE MAM JUŻ NA NIC CZASU I LEDWO SIĘ WYRABIAM, A WŁAŚCIWIE TO SIĘ NIE WYRABIAM. XOXO :)
Rano poczułam kilka pocałunków na szyi. Uśmiechnęłam się z rozkoszy i wypuściłam całe powietrze z płuc żeby po chwili zapełnić nim ponownie całą pierś. Ręką zaczęłam szukać dłoni Justina. Splotłam nasze palce i otworzyłam oczy. Wyglądał przesłodko z rozczochranymi włosami, lekko zaspanymi oczami i nie słabnącym uśmiechem. Mimo że byliśmy razem od dłuższego czasu w takich momentach zawsze pytałam siebie, co ja właściwie tu robię i jeszcze z kim.
-Co skłoniło cię do wstania?-zapytałam.
-Budzik-zachichotał.
-Jesteś dla mnie okropny-przytuliłam się do jego boku.
Po chwili ruszyłam wziąć prysznic do łazienki. Z mokrymi włosami poszłam do garderoby i wybrałam ubrania. Założyłam pudrowe baleriny, materiałowe szorty, koszulkę i białą marynarkę. Justin był w tym czasie w łazience, ale kiedy się ubierałam, a właściwie badałam czy mój tyłek dobrze wygląda w lustrze, wszedł i położył ręce na moich biodrach. Podskoczyłam z zaskoczenia, co oczywiście bardzo go rozśmieszyło. Nic chcąc tracić czasu uszczypnęłam go i poszłam na dół. Szybko wrzuciłam chleb do tostera i wyciągnęłam z lodówki trochę jedzenia.
-Będziesz jadła te tosty?-zapytał nagle Chaz pojawiając się znikąd.
-Nie, zrobiłam je dla ciebie.
Niestety on chyba nie wyczuł mojego sarkazmu i bez zastanowienia wsadził jeden kawałek do ust, a następnie wziął ode mnie dżem i zaczął smarować nim drugi. Usiadłam naprzeciwko niego i pijąc sok piorunowałam go wzrokiem, czego on oczywiście nie zauważył. Po chwili zrezygnowałam i wsadziłam kolejne kromki chleba do tostera. Wróciłam na stołek do swojej szklanki soku. Nie minęły trzy minuty, a za sobą usłyszałam chrupanie. Odwróciłam się ze wściekłością w oczach. Justin nawet nie lubił tostów, ale akurat tego dnia mu się ich zachciało. Wstałam ze swojego miejsca i poszłam do lodówki po mleko. Widocznie tego dnia tosty nie byly mi przeznaczone. Do miski nasypałam musli, skroiłam banana i dorzuciłam trochę malin. Po śniadaniu z problemami spakowałam torbę i za Justinem ruszyłam w stronę samochodu.
-Jakieś plany na dzisiaj?-zapytałam zapinając pas.
-Będziemy grać na Xboxie.
-Tylko się nie przemęczcie.
-Robimy sobie przerwy, więc nic się nie bój-zaśmiał się.
Pod szkołą Justin odpuścił sobie parkowanie na samym środku placu. Nie śpiesząc się zaczęliśmy się całować. W końcu udało mi się od niego oderwać i wyszłam z samochodu. Pomachałam mu jeszcze, a następnie ruszyłam do szkoły. Na matematyce robiliśmy całą masę zadań, które wymęczyły większą część klasy.
-Osobiście mam dość liczb na dzisiaj-powiedziałam do Phoebe na korytarzu.
-Ja też. Od połowy nic już nie rozumiałam.
-Dzisiaj średnio mogę, ale może jutro dla rozluźnienia po połowie tygodnia przyszłabyś do mnie obejrzeć jakiś film?
-Ok, ale niech to będzie coś lekkiego, jakaś komedia czy coś.
-Nie ma sprawy.
W taki właśnie sposób punkt pierwszy mojego planu został wykonany. Zadowolona poszłam na kolejne lekcje. Żeby nie było dziwnie zapytałam jeszcze Hanny czy może ona też nie chciałaby przyjść. Przyznam szczerze, że zrobiłam to doskonale wiedząc, że nie da rady. Na długiej przerwie czułam się w pełni rozluźniona i wolno piłam milkshakea.
-Był bardzo zły?-zapytał nagle Jake dosiadając się do nas.
-Kto?-zapytała natychmiast Hannah, która interesowała się wszystkim co mogło dotyczyć Jacoba.
Szybko wytłumaczyłam o co chodzi i powiedziałam chłopakowi, że obyło się bez bicia. Oczywiście mówiłam bardzo przesadzając, bo nikt nie twierdził, że między mną, a Justinem dochodzi do takich rzeczy. Trochę nie podobało mi się to, że do tego wraca, bo w sumie nic się nie stało. Pewnie na jego miejscu takie zachowanie względem mnie siedziałoby mi w głowie przez tydzień, ale Jake traktował wszystko z przymrużeniem oka, był taki easy-going. Wszyscy pośmiali się trochę ze swagu Justina. Nie przeszkadzało mi to bardzo, bo robili to w pozytywny sposób i doskonale ich rozumiałam. Kiedy wróciliśmy do siebie trochę stępiłam jego coraz ostrzejszy wizerunek i powiedziałam, że noszenie dwóch zegarków nie jest za fajne, a raczej dziwne i bardzo dziwne.
Po skończonych lekcjach poszłam jeszcze na chwilę z Hanną do łazienki, bo ona i Jake umówili się na wspólne wyjście do centrum handlowego. Przez grzeczność spytała mnie czy nie miałabym ochoty jechać z nimi. Z uśmiechem odmówiłam. Kiedy szłyśmy korytarzem mój telefon zaczął wariować w mojej kieszeni. Biebs dobijał się jakby coś się stało, ale oczywiście wszystko było w porządku. Po wyjściu z budynku zobaczyłam go wpatrującego się przez okno w drzwi. Chwilę zawahałam się widząc, że obok jego samochodu stoi Jake. Razem z Hanną podeszłyśmy do nich.
-Byłyśmy w łazience-powiedziałam zdezorientowana widząc uśmiechy na ich twarzach.
-To my lecimy do centrum-odchrząknął Jake patrząc na Hannę.-Ogarniemy się jakoś w weekend.
-Spoko-odpowiedział Justin zakładając okulary na nos.
Wszyscy pożegnaliśmy się, a Justin zapoznał się oficjalnie z Hanną. Kiedy poszli w stronę samochodu Jake'a wsunęłam się na siedzenie próbując poukładać sobie wszystko w głowie. Justin pocałował mnie na przywitanie w policzek.
-Co ci jest?-zapytał szturchając mnie w nagie udo.
-O czym rozmawialiście?-zapytałam.-Ty i Jake-sprecyzowałam.
-Niczym szczególnym. Powiedziałem, że wczoraj zachowałem się trochę słabo i stwierdziliśmy, że warto byłoby się jakoś spotkać. Chciałbym poznać twoich znajomych-uśmiechnął się.-Spędzasz z nimi dużo czasu w szkole i pewnie po niej, a ja nie chcę być tylko chłopakiem-gwiazdorem, który siedzi w domu i najchętniej trzymałby cię zamkniętą w szafie.
Też się uśmiechnęłam, bo to co powiedział było słodkie. Wiedział, że potrzebuję mieć jakąś odskocznię od niego i domu, a jego chęć bycia częścią mojego życia towarzyskiego. Jego gest względem Jacoba też mi się bardzo spodobał. Wyciągając się na siedzeniu pocałowałam go w policzek.
-Dzięki Justin.
-Dla ciebie wszystko króliczku.
-Masz wyjątkowo dobry humor. Czyżbyś pokonał Chaza na konsoli?
-To nic niezwykłego-wzruszył ramionami.-Tobie chyba dzień też się udał.
-Tak. Zrobiłam to co chciałam-odparłam przypominając się o jutrzejszej wizycie Phoebe.
Po drodze do domu zajechaliśmy na chwilę do sklepu, bo chciałam kupić coś na normalny obiad nie z restauracji. Justin został w samochodzie, a ja poszłam do marketu. Szybko zlokalizowałam kurczaka, gotową mieszankę warzyw i dwa pudełka lodów. Między regałami wrzucałam jeszcze do koszyka jakieś drobne rzeczy. Po piętnastu minutach ustawiłam się w kolejce do kasy. Wychodząc na zewnątrz dostrzegłam jakiegoś faceta z aparatem, który uparcie stał przy w połowie drogi między naszym samochodem, a sklepem. Spuszczając głowę miałam nadzieję przejść niezauważona, ale widząc mnie mężczyzna automatycznie odwrócił się i pstryknął mi zdjęcie. Czułam się trochę głupio, bo trzymałam w obu rękach siatki z zakupami. Jakoś dotarłam do samochodu i wstawiłam torby do bagażnika. Facet skupił się teraz na przedniej szybie i atakował nas masą flesza.
-Wystarczyło dziesięć minut, dosłownie i się pojawił. Przyjechał na rowerze i zaczął robić zdjęcia-zaczął Justin odpalając silnik.-Czuję się jak jakieś dzikie zwierze w klatce. Ja siedzę w samochodzie, a on stoi przed nim i po prostu robi mi zdjęcia. Szkoda, że nie miał w jednej ręce jakiś chrupek.
-Przepraszam.
-Daj spokój Kasiu. Oni są wszędzie, ale to nie powód żeby nie robić zakupów.
-Chyba tak-zachichotałam.
Pod domem Justin opróżnił bagażnik i zaniósł wszystko do kuchni. Szybko nastawiłam piekarnik, żeby już się nagrzewał, a sama poszłam do łazienki spiąć włosy i przebrać się w coś wygodniejszego.
-Co tam Chaz?-zapytałam widząc go w salonie.-Jak ci minął dzień?
-Spędziłem go na Xboxie-zaśmiał się.-Justin nigdy nie ma dość.
-To prawda. Dobrze, że ja jestem beznadziejna we wszystkie gry i my nie spędzamy tak wieczorów. Zabiłabym się.
Po krótkiej rozmowie z Chazem wróciłam do kuchni żeby przygotować obiad.

3 komentarze:

  1. słodki Justin :)

    OdpowiedzUsuń
  2. :D dobry rodział, a ty się nie martw ROZUMIEMY twój brak czasu!

    OdpowiedzUsuń
  3. niestety na nn musicie poczekać do Bożego Ciała. Przepraszam :(

    OdpowiedzUsuń