Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


28 marca 2011

ROZDZIAŁ 61

-Zawsze będę z tobą-objął w ręce moją głowę.
-O co chodziło z moim tatą?-zapytałam patrząc mu w oczy.
-Później ci opowiem. Teraz zaniosę cię do lekarza, bo tą kostkę trzeba obejrzeć-ostatni raz mnie cmoknął w czuło i zaczął gdzieś nieść.
W korytarzu spotkaliśmy managera Justina, który poinformował nas, że do koncertu Justin ma niecałe dziesięć minut. Chociaż powiedziałam, że sama sobie poradzę, on uparł się, że sam mnie zaniesie. Po chwili byliśmy w biało-zielonym pokoju z kozetką, na którą zostałam położona. Od razu pojawiła się pielęgniarka i zaczęła oglądać moją nogę. Na szczęście okazało się, że to tylko skręcenie. Poleciła mi jedynie żebym chodziła w uciskowej opasce i co wieczór smarowała kostkę kremem rozgrzewającym. Ucieszyłam się, bo gdyby była złamana rodzice zaczeliby spekulować, że się samookaleczam. Usłyszeliśmy krzyki co znaczyło, że fanki są już na sali. Poleciłam Bieberowi żeby już biegł i pocałowałam go w policzek na pożegnanie. Sama posiedziałam jeszcze chwilę z pielęgniarką, a potem przyszedł do mnie Chaz i Ryan i pomogli pójść za scenę. Zobaczyłam tam Pattie. Od razu do niej podeszłam i powiedziałam, że mimo wszystko będziemy razem. Ona oznajmiła, że jednak nigdy nic nie wiadomo, a związek na taką odległość nie wróży nic dobrego. Miała rację, bo nazajutrz wszyscy wyjeżdzali, a ja zostawałam tak naprawdę sama. Później zagapiłam się na scenę i nie wiadomo kiedy koncer się skończył. Poszłam z Justinem do jego garderoby, żeby chwilę porozmawiać. Nagle wszedł Ryan i wyciągnął nas siłą z pokoju. Po dziesięciu minutach byliśmy już w samochodzie w drodze nie-wiadomo-gdzie. Chaz, Ryan, Chris i Cathlin wesoło rozmawiali w czasie, gdy ja opierałam tylko głowę o ramie Justina patrząc bez wyrazu w szybę. W końcu samochód się zatrzymał. Wysiedliśmy pod klubem 'Bank'. Nie wiedziałam co właściwie powiedzieć, bo nie czułam w sobie ani grama ochoty na zabawę. Jednak kiedy weszliśmy do środka i usiedliśmy na czerwonej kanapie słysząc muzykę trochę się rozluźniłam. Wiedziałam, że reszta chce trochę poszaleć, więc razem z Justinem przyłączyliśmy się. Wyszyliśmy nawet na chwilę na parkiet w czasie czegoś wolniejszego, bo z moją kostką nie mogłam za bardzo szaleć. Pośmialiśmy się pijąc kolorowe drinki bezalkoholowe i nawet dobrze się bawiłam. Kiedy spojrzałam na zegarek okazało się, że już 22. Powiedziałam Justinowi, że muszę wracać, albo chociaż skontaktować się z rodzicami, bo chyba przestali wierzyć, że cały czas jestem w kościele. Zaczeliśmy się zbierać, a reszta została jeszcze na godzinę. Złapaliśmy taksówkę w centrum i pojechaliśmy do mnie. Powiedziałam mu, że nie musi wchodzić do środka, ale on chciał. W drzwiach stanął tata ze średnią miną.
-O której to się wraca do domu?-powiedział.
-Przepraszam, ale trochę się nam zeszło-rzekł JB.
-Byliśmy na koncercie i w parku-uśmiechnęłam się.
-Nieważne gdzie byliście. Dobranoc Justin-tata zamknął drzwi.
Zaczęłam się lekko z nim kłócić, że nawet nie dał mi się z nim pożegnać. Od razu szybko poszłam do okna i widząc Biebera zaczęłam machać żeby podszedł od podwórka. Po chwili wymknęłam się na zewnątrz pod przykrywką przewietrzenia się i oboje usiedliśmy na trawie pod płotem, bo było to miejsce będące niewidoczne z domu. Przez pewnien czas tylko mnie obejmował, a potem zaczęliśmy rozmawiać.
-Smutno mi, że mój tata tak cię traktuje-powiedziałam.
-Też bym taki był na jego miejscu. Jesteś jego oczkiem w głowie, a ja takim pasożytem. Mojej, tzn. naszej córki-uśmiechnął się-nie dałbym żadnemu chłopakowi. Wybudowałbym wielką wierzę-zaśmiał się.
-Ty wiesz jak mnie rozweselić-cmoknęłam go w policzek.
-Kocham cię-pocałował mnie namiętne w usta.
-Zaraz się rozstaniemy-opuściłam głowę-będziesz tak daleko. A jeśli twoja mama ma rację? Co jeżeli nie przetrwamy?
-Tak właściwie to nie będę tak daleko-bawił się moimi włosami.
-Tylko mnóstwo tysięcy kilometrów.
-Chyba do hotelu aż tyle nie ma-uśmiechnął się.
-Zostajesz?-krzyknęłam.
-Tak-cmoknął mnie powtórnie w policzek-będę już szedł. Trzymaj się. Spotkamy się jutro-wstał i zaczął wychodzić.
-Nienawidzę cię-krzyknęłam za nim, a potem wróciłam do domu.
Porozmawiałam chwilę z mamą, odrobiłam lekcje i o 1 już spałam. Rano obudziłam się zaspana, ale jednocześnie zadowolona. Szybko zjadłam śniadanie i wyszłam z domu, przed którym stał duży czarny Jeep. Mijając go spojrzałam z zaciekawieniem w jego zacienione szyby. Usłyszałam, że uruchomił silnik, więc delikatnie się odwróciłam. Samochód minął mnie i znów się zatrzymał. Trochę się wystraszyłam i pośpiesznie skręciłam w boczną uliczkę. Kiedy usłyszałam jego warkot zaczęłam wręcz biec.

2 komentarze: