-To jest zły pomysł-powiedziałam
szybko.
-Ale nie był mój-bronił się.-Jest
od Twista.
-Czy on nie wie, że nie daje się
żywych prezentów? Trzeba go będzie oddać.
-Dobra, zaraz do niego zadzwonię.
-Zrobisz to potem. Teraz wypuść go z
klatki, bo na pewno chce mu się pić.
Początkowo mała, biała kulka nie
miała zamiaru wychodzić z klatki. Podeszłam więc do niej i sama
wyciągnęłam szczeniaka. Okazał się jeszcze mniejszy niż
sądziłam. Jego ciałko trzęsło się ze strachu i cały czas
próbował wrócić do klatki. Justin przyniósł z kuchni miskę z
wodą i postawił ją przed pyskiem zwierzątka. Piciem też nie był
zainteresowany. W końcu odsunęłam się od niego dając mu wolną
rękę. Nieporadnie ruszył do klatki i z niej nam się przyglądał.
Justin zaczął mówić do niego jak do dziecka robiąc przy tym
głupie miny.
-Nie ogłupiaj go-powiedziałam
stanowczo.-Nie może się do nas przyzwyczaić.
-Bez przesady. Jest tu jakieś
dziesięć minut. Swaggy, chodź tutaj koleżko-zwrócił się do
psa.-Nie bądź taki i się przywitaj.
Nagle piesek wyszedł z klatki i z miną
myśliciela dalej nam się przyglądał. Po kilku chwilach
zainteresował się miską i pochlipał trochę wody. Potem znowu
patrzył na Justina aż w końcu do niego podszedł i zamerdał dwa
razy ogonkiem.
-Ale ty jesteś fajny, ale ty jesteś
fajny-powtarzał głosem jak z kreskówki drapiąc psiaka po brzuchu.
Chyba biała kulka zaczęła odczuwać
pełnię szczęścia, bo nagle w górę zaczęło coś lecieć i
wyszło na to, że obsikał sobie cały brzuch i rękę Justina.
Zaczęłam się śmiać ze zmiany nastawienia Biebera. Od razu
odsunął się na pewną odległość i przeklął pod nosem. Pies
myślał, że to dalsza część zabawy i pobiegł za nim. Jego łapy
wciąż były nieporadne i kiedy biegł wyglądał przekomicznie.
Zaczął go podgryzać chcąc zachęcić do ponownego drapania po
brzuchu. Kiedy Justin szybkim krokiem ruszył do łazienki pies
zatrzymał się i usiadł nie przestając patrzeć na zamknięte
drzwi. Wystarczyło naciśnięcie klamki żeby pies znowu zaczął
machać ogonem.
-Pozaczepiaj teraz Kasię. Ona chętnie
się z tobą pobawi-zaczął wskazywać na mnie ręką, co pies źle
zrozumiał i zaczął skakać mu na nogę.-On ma cały czas mokry
brzuch. To straszne.
-Mówiłam żebyś go nie dotykał i
dał spokój-powiedziałam patrząc na nich.-Szczeniaki dużo sikają
i wcale nie jest to przyjemne. Teraz nie będzie chciał cię
zostawić.
-Kurczę nie udawaj takiej chłodnej.
Sama chciałabyś się z nim pobawić-wziął go do ręki.-Zobacz,
nawet obsikany jest słodki-postawił go na moich kolanach.
-Naprawdę jest mokry. Fuu-pisnęłam
głaszcząc go po suchym grzbiecie.-Jest taki malutki.
-Może damy mu jeden dzień, co? Tak
na próbę?
-Chodzi o to, że ja cały dzień
jestem w szkole, ty też masz swoje sprawy, a on nie może siedzieć
sam, bo będzie mu smutno.
-Dalibyśmy radę-uśmiechnął się.
Zwierzęta były jego słabym punktem.
Uwielbiał je i najchętniej wykupiłby pół sklepu zoologicznego.
Ale w naszej sytuacji nie mogliśmy sobie na niego pozwolić, bo
przecież on mógł w każdej chwili mógł wyjechać w trasę albo
na drugi koniec kraju na wywiad. Poza tym Justin sam kilka razy
przekonał się, że nie ma czasu na zajmowanie się żywym
stworzeniem. Nie chciałam mu już tego wypominać, ale przecież w
ciągu ostatniego roku był już i chomik, i małpka, i kot. Nie
chciałam żeby do tej listy dołączył jeszcze pies. Wiedziałam,
że gdyby został to ja bym się nim musiała opiekować, a przecież
od 9 do 16 jestem w szkole.
-A jeśli będziemy chcieli gdzieś
wyjechać?
-Teraz zwierzęta można zabrać
wszędzie.
-Justin, przecież to jest jak
dziecko. Trzeba non stop patrzeć co robi, bo jest zdolne do
wszystkiego.
-Będę wspaniałym psim tatą.
-Jezu, nie. Przestań-zachichotałam.
Justin odłożył psa na podłogę i
objął mnie w tali. Zaczął cmokać mnie po twarzy i przyjemnie
łaskotać.
W końcu nie zdecydowaliśmy się co
będzie dalej. Justin miał tylko zadzwonić wieczorem do Lil Twista
żeby zapytać czy jest możliwość oddania psa. Na piętnaście
minut pojechałam do sklepu zoologicznego żeby kupić jakąś karmę
dla psa. W środku było pełno rzeczy dla psów i kotów.
Wiedziałam, że najprawdopodobniej Swaggy, jak Justin na niego cały
czas mówił nie zostanie u nas długo. Pomyślałam, że pewnie
będzie z nami maksymalnie trzy dni. W końcu nie mogłam się
powstrzymać i wzięłam jeszcze dwie miski, obrożę i smycz. W domu
Justin siedział na kanapie, a na jego kolanach był zwinięty w
kłębek pies.
-Śmiesznie z nim wyglądasz. To nie
jest zbyt męski pies. Kiedy jesteś z nim nici z póz na gangstera.
Mogę sobie was wyobrazić na spacerze-zachichotałam.
-Bardzo śmieszne. Ten pies to
prawdziwy wojownik. Załatwiłby wszystkie inne.
-Nie podoba mi się tylko, że ten psi
Chuck Norris zajmuje moje miejsce.
-Czy ty jesteś zazdrosna o psa?
Zmieścisz się króliczku.
-To jest jakaś komedia. Dobra. Jak
myślisz, gdzie najlepiej postawić mu miski? W kuchni będzie ok?
-Tak. Jak się obudzi pokażemy mu
gdzie może jeść.
Kiedy wszystko poukładałam wróciłam
do salonu pooglądać z Justinem telewizję. Poczułam się jakbyśmy
byli taką mini rodzinką. Nigdy wcześniej nie miałam psa i nie
wiedziałam, że im też może się coś śnić i mogę wydawać
dźwięki przez sen. Był naprawdę bardzo uroczy i szybko
przyzwyczajałam się do tego, że jego obecność jest normalna.
Wieczorem wpadł do nas Lil Twist.
Starałam się być jak najmilsza, bo w sumie za tym razem był dla
mnie nawet ok. Na początku rozmawialiśmy o neutralnych tematach, co
było dziwne, bo zazwyczaj nie rozmawialiśmy nawet o pogodzie. Tym
razem było naprawdę bardzo dobrze. Powiedział, że psa nie da rady
oddać, bo wziął go jakby z ulicy.
-Nie dacie rady się nim
zaopiekować?-zapytał poprawiając okulary.
-Justin wyjeżdża często, a ja
jestem pół dnia w szkole. Nie chciałabym żeby sam siedział.
-Spróbujcie przez tydzień, a jak nie
wyjdzie to oddam go siostrze.
Po kilku minutach mini dyskusji
zdecydowaliśmy się spróbować. W taki sposób w domu pojawił się
nowy lokator. Kiedy Justin piszczącym głosem powiedział mu, że
zostaje zaczął znowu skakać po jego nodze jakby naprawdę rozumiał
co się dzieje.
Kiedy zrobiło się już późno Twist
wrócił do hotelu, a ja przygotowałam posłanie dla psa.
Zdecydowaliśmy się, że pierwszą noc może spędzić w łazience.
Baliśmy się, że zasika nam całą sypialnie, a w łazience było
cicho i ciepło. Na początku trochę piszczał, ale w końcu
uspokoił się i zasnął.
-No to od jutra musisz zacząć go
uczyć załatwiać się na zewnątrz albo chociaż w jedno
miejsce-powiedziałam kładąc się obok Justina w łóżku.
-Więc teraz będziemy rozmawiać w
łóżku o sikającym psie?
-Chciałeś psa to masz.
-A jeżeli pies już śpi, a ja mam
ochotę na coś innego?
-Idź spać-zaśmiałam się.-Trzy
razy w ciągu dnia to już chyba wystarczająca ilość.
-W takim razie dobranoc króliczku.
-Słodkich snów Justin.
W nocy nie spało nam się za dobrze,
bo pies dwa razy się obudził i swoim piszczeniem nie dawał nam
spać. Z desperacji Biebs chciał go wziąć do sypialni, ale
powiedziałam mu, że jeżeli się do tego przyzwyczai, że takie
zachowanie działa będzie to częściej wykorzystywał. W końcu
udało nam się przespać ostatnie kilka godzin. Rano cała łazienka
była w dość średnim stanie, bo wszędzie były małe kałuże.
-Czeka cię trudne
zadanie-powiedziałam Justinowi, kiedy ten zatrzymał się w progu
łazienki i zastanawiał się jak to jest możliwe.
Króliczku ahahhaha ;)
OdpowiedzUsuńDodasz.jutro kolejną no chyba że dzisiaj dałabyś radę
OdpowiedzUsuńaww :)
OdpowiedzUsuń