Lekcje upływały w miłej atmosferze.
Nie wiem jak to się dzieje, ale rozmowy o chłopakach naprawdę
zbliżają. Kiedy opowiedziałam im kilka bzdetów zrobiło mi się
jakoś lżej. Istotnie były one jedynymi osobami, z którymi mogłam
porozmawiać w tak szczery sposób. Związek Phoebe i Chaza był dla
mnie czymś w rodzaju zabezpieczenia, że nikt nie chce w żaden
sposób wykorzystać moich wyznań do niecnych celów. Na długiej
przerwie dosiadł się do nas Jake. Przywitał się z nami i zapytał
jak się miewamy. Już chciałam powiedzieć, że obgadujemy
chłopaków, ale uświadomiłam sobie, że był jednym z nich i
lepiej było tego nie mówić. Nie wiem dlaczego, ale kiedy ugryzę
się w porę w język odczuwać dziwną satysfakcję, że jednak nie
zachowuję się jak zwierze i czasem przemyślę to co siedzi mi w
głowie.
-Zapraszam dzisiaj na jogę-znikąd
pojawiła się Monica i usiadła obok nas.
-Ja nie mogę-odezwała się
Phoebe.-Umówiłam się.
Hannah popatrzyła na mnie pytająco.
Chyba żadna z nas nigdy nie cieszyła się na ten rodzaj wysiłku
fizycznego, ale było to czymś w rodzaju zła koniecznego. Dygnęłam
do niej, że mogę iść.
-My z Kasią przyjedziemy-powiedziała
Hannah.-Muszę przećwiczyć pozycję tygrysa-mrugnęła dwa razy
patrząc na Jake'a.
Chłopak zaśmiał się pod nosem i
mruknął coś do niej. Hannah była tą najbardziej zadziorą w
towarzystwie i czasem trochę przesadzała. Choć może tak nie
wypadało nieraz z Jacobem wymienialiśmy w takich momentach znaczące
spojrzenia. Nie czułam się wtedy bardzo źle, bo pocieszał mnie
fakt, że to on powinien bardziej doceniać Hannę.
Po lekcjach czekaliśmy z Phoebe koło
parkingu na chłopaków. Po chwili pojawili się, a my zapakowałyśmy
się do samochodu. Tym razem siedziałam z Phoebe na tylnym
siedzeniu. W pewnym momencie Chaz powiedział, że razem z Justinem
zaplanowali obiad na mieście żebyśmy nie kisili się kolejny dzień
w domu. Mieliśmy zostawić tylko jakieś niepotrzebne rzeczy w domu
i ruszyć do jakiejś restauracji.
-Ja za bardzo nie mogę-odezwałam
się.-Idę na jogę-powiedziałam cicho.
Justin raptownie odwrócił się do
mnie i zrobił dziwną minę.
-Gdzie idziesz?-zapytał.
-Na jogę-powtórzyłam głośniej.-I
się ze mnie nie śmiej.
-Po prostu myślałem, że do takiego
wyginania potrzebna jest dobra koordynacja ruchowa. No, ale
oczywiście wierzę, że dobrze ci idzie.
Nie lubiłam kiedy się na mnie
nabijał. Nie robił tego jakoś chamsko, ale urażał mnie trochę.
Kiedy tylko pierwszy raz usłyszał o jodze zaczął się śmiać, że
niedługo zacznę chodzić na różne dziwaczne zabiegi, które niby
są popularne wśród mieszkańców LA.
-W takim razie pojedziemy we trójkę
i weźmiemy co coś na wynos.
W domu wszystko potoczyło się tak jak
ustaliliśmy. Tym razem to ja pojechałam po Hannę i razem udałyśmy
się do Monici. Na miejscu znowu z wielkim smakiem wypiłyśmy trochę
dziwnego naparu i poćwiczyłyśmy. Tym razem szło mi odrobinę
lepiej, bo przynajmniej bardziej kojarzyłam już poszczególne
pozycje. Próbowałam nawet wczuć się tak jak Monica i instruktorka
czy przewodniczka. Powstrzymałam się jednak kiedy zauważyłam, że
Hannah ma ze mnie ubaw. Po wszystkim znowu napiłyśmy się herbaty.
Powiedziałam jej, że dzisiaj nie mam już czasu na Starbucksa, bo
wszyscy na mnie czekają. Dziewczyna powiedziała, że rozumie itp.
Po drodze do jej domu rozmawiałyśmy trochę o tym, co dzieje się z
Phoebe. Zasugerowała, że jest po prostu kochliwa i czasem niechcący
bawi się uczuciami chłopaków, więc lepiej żebym odrobinę
przygotowała na to Chaza skoro jest moim przyjacielem. Pokiwałam
głową rozumiejąc o co jej chodzi. Mimo że Phoebe była strasznie
miła, dojrzałość nie była jej dobrą stroną i do pewnych rzeczy
jej podejście było bardzo infantylne. Wychodząc z auta na
podjeździe podziękowała mi za mile spędzony czas, co wywołało u
mnie chichotanie. Cmoknęłam ją na pożegnanie w policzek i
odjechałam. W domu od razu zauważyłam Chaza i Phoebe, którzy byli
rozwaleni na kanapie i z uwagą przyglądali się włosom dziewczyny.
Kiedy tylko mnie zobaczyli powiedzieli mi gdzie jest Justin jakby
chcąc się mnie pozbyć. Ruszyłam za dom gdzie Justin siedział na
komputerze.
-Jak tam się ma piąte koło u
wozu?-zaśmiałam się.
-Ich czułe słówka są nie do
zniesienia.
-Widzisz, a ja musiałam to znosić
przez cały tydzień. Byłam bardziej wytrwała od ciebie, bo non
stop siedziałam z nimi i im przeszkadzałam swoim towarzystwem.
-A jak tam joga? Strój masz bardzo
profesjonalny i wyglądasz jakbyś naprawdę nie tylko tam leżała i
oddychała w dziwaczny sposób.
-Bardzo zabawne.
-Chodź tutaj. Umiem jedną rzecz.
Niepewnie zaczęłam się o niego
zbliżać. Krzyknął żebym się nie bała. Kiedy stałam u jego nóg
złapał mnie mocno za ręce i przyłożył stopy do mojego
podbrzusza. Chciałam się jakoś z tego wyplątać, bo bałam się,
że to się nie uda i spadnę, ale nie zamierzał już mnie puszczać.
Zaczął powoli odliczać aż przy „jeden” oderwałam się od
ziemi i znalazłam nad nim. Robiliśmy ten słodki samolocik, który
pary robią zawsze na filmikach na YouTube. Trochę bałam się, że
nagle mogę runąć, ale kazał mi patrzeć sobie w oczy i nie
zwracać na nic uwagi.
-Ja latam-zaśmiałam się.
W pewnym momencie zapowiedział
lądowanie i w jednej chwili leżałam już na nim. Kiedy poczułam
jak moje ciało przykleja się do niego jak najszybciej chciałam
pójść wziąć prysznic.
-Puść mnie. Jestem cała spocona.
-Dlatego wyglądasz wyjątkowo
seksownie.
-Kiedy będziemy sami wszystko
nadrobimy-otarłam nosem jego nos.-Ale teraz idę wziąć prysznic.
W końcu udało mi się dojść do
łazienki. Szybko ściągnęłam z siebie legginsy i koszulkę,
weszłam pod prysznic i poczułam miłe kropelki na ciele. Chwilę po
prostu stałam, ale potem wzięłam swój ulubiony żel i zaczęłam
robić to, co zazwyczaj robi się pod prysznicem. Kiedy znowu
stanęłam na kafelkach z przyzwyczajenia wzięłam koszulkę
Justina, ale po chwili przypomniałam sobie, że oprócz niego w domu
jest jeszcze Chaz i Phoebe. Ruszyłam do garderoby i wyciągnęłam z
szafy własną bluzkę i dresowe, różowe szorty. Związałam włosy
w nieporadny kok i zeszłam na dół. Papużki gawędziły w
najlepsze i znowu mnie nie zauważyli. Nie przejmując się nimi
poszłam do kuchni, gdzie Justin podgrzewał mi jedzenie. Był dla
mnie taki dobry, że aż nie mogłam się powstrzymać od przytulenia
się do niego.
-Kocham cię-cmoknęłam go w
policzek.
-Obiecałem o ciebie dbać-objął
mnie w pasie.
Jego ręce zjechały trochę niżej aż
pod pupę żeby potem znowu pojechać wyżej podwijając moje
spodenki. Zaśmiałam się lekko całując go w usta. W pewnej chwili
usłyszeliśmy skwierczenie i Justin odsunął się żeby wyłączyć
płytę. Usunęłam się na bok i usiadłam na wysokim stołku. Biebs
z wielką precyzją postawił przede mną talerz i podał sztućce.
Szczerze mówiąc nigdy nie myślałam, że będzie on gotował i to
jeszcze w taki naturalny sposób, a nie, że jest jakaś rocznica i
robi coś żeby było romantycznie i wyszło na to, że się stara.
Trzeba było im przyznać, że jedzenie wybrali pyszne i pomimo, że
było odgrzewane bardzo mi smakowało.
Kiedy byłam już najedzona poszliśmy
do salonu. Usiedliśmy na sofie naprzeciwko Chaza i Phoebe. Chwilę
gapiliśmy się na siebie, a potem zaczęliśmy coś ze sobą robić
i włączyliśmy konsolę. Postanowiliśmy stoczyć pojedynek w
wirtualną koszykówkę. Żeby było ciekawiej ja byłam z Chazem, a
Justin z Phoebe. Wszyscy oprócz Justina podchodzili do tego
nastawieni na dobrą zabawę. Jeżeli chodzi o gry to jestem
beznadziejna i nigdy nie wiem komu mam coś podać albo kim właściwie
jestem. Chaz krzyczał żeby niby mi pomóc, bo Phoebe ze mną
wygrywała, ale ja czułam się okropnie. Justin jeszcze się ze mnie
śmiał i chwalił Phoebe. Zaczęłam mieć przypuszczenia, że
specjalnie chciał się tak podzielić. Pomimo licznych starań Chaza
przegraliśmy. Biebs przybił piątkę ze swoją świetną partnerką.
-To teraz musicie robić to co wam
każemy przez resztę dnia-powiedział dumnie Justin.
-Chyba śnisz-odcięłam się.
-Chodź do mnie króliczku-zaczął
przyciągać mnie do siebie.-Następnym razem może i wam się uda.
-Mówi się trudno, prawda?-Chaz
przysunął się do Phoebe, a ona zachichotała.
-Przestań-zaśmiałam się czując
jak Justin zaczął podgryzać mnie w szyję.-Specjalnie nie chciałeś
być ze mną w drużynie, bo nie chciałeś przegrać.
-Nigdy bym tego nie zrobił-zaśmiał
się przytulając mnie mocniej.-Jesteś przecież świetnym
graczem-mówił z trudem powstrzymując śmiech.
-Jeszcze się ze mnie
śmiejesz-odparłam robiąc minę szczeniaczka.
-Kocham cię-zaczął na siłę
obcałowywać moją twarz.
Wtedy wszyscy zaczęli się już z nas
śmiać. Nie wiem dlaczego, ale poczułam się lepiej kiedy to oni
musieli się na nas patrzeć, a nie odwrotnie.
Jak sweetaśnie <3
OdpowiedzUsuńswietne! <3 kocham Cie za te opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńJa też cię kocham <3 tylko szkoda, że tak rzadko dodajesz!
OdpowiedzUsuńDodasz dzisiaj błagam w jedną noc przeczytałam wszystkie 140 części i bym czytała jeszcze jak by były a więc błagam dodaj dzisiaj
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz dawno nie dodawałaś a co do rozdziału to jak zawsze świetny tylko szkoda że tak rzadko teraz dodajesz bo blog i opowiadanie na prawdę świetny
OdpowiedzUsuńCzekam na nn ! :O AAAAAAAAAA
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie uprzedzilam, ale byłam tydzień w Londynie i nie miałam tam ani czasu, ani dostępu do internetu. Nadrobię wszystko, obiecuję ;) i bardzo dziękuję za miłe komentarze.
OdpowiedzUsuń