-Całuski, całuski-przyłożyłam psa
do twarzy Justina udając głos dziecka.
Swaggy zaczął lizać całą twarz
Justina, który dopiero się budził. Zaczął jęczeć żebym
zabierała psa, bo inaczej mi coś zrobi. Jakoś specjalnie się tym
nie przejmowałam. Pies cały czas był wniebowzięty z powodu
możliwości okazania swych wszystkich uczuć. Nagle Justin mocno
złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął na siebie. Szczeniak,
który został lekko przygnieciony zapiszczał i odsunął się na
bezpieczną odległość. Justin zapatrzył się na to co miałam pod
bluzką, której dekolt opadł pokazując wszystko.
-Zboczeniec-powiedziałam marszcząc
nos.
-Raczej kochanek-uśmiechnął się
kładąc dłonie na mojej pupie.
Oparłam się dłońmi o nagi tors
Biebsa, a potem pocałowałam wpijając się dość mocno w jego
szyję. Wsunął rękę pod moją bluzkę uśmiechając się szerzej.
Kiedy powróciłam do jego szyi zaczął pomagać mi Swaggy. Justin
cały czas starał się go odsunąć aż w końcu odstawił go na
podłogę. Pies zaczął natarczywie próbować wskoczyć z powrotem
na łóżko coraz bardziej się denerwując. Udając, że go nie
słyszymy nasze twarze zatrzymały się w odległości kilku
centymetrów.
-Jesteś cały w psiej ślinie
kochanie-powiedziałam uśmiechając się.
-Jeżeli nie chcesz się całować
musimy wyciągnąć mocniejsze działa.
-Musimy się sprężać, bo mamy pół
godziny.
-Szybki numerek?
-Bieber, ochłoń trochę, bo jeszcze
nic się nie stało. Ja w tym czasie zamknę psa.
Szybko wzięłam psa na ręce i
zamknęłam go w łazience całując go na pożegnanie. Wracając do
łóżka ściągnęłam bawełniane szorty żeby spokojnie opaść
na ciało uśmiechniętego Justina. Nie mogłam uwierzyć, że aż
tak nisko upadłam. Ale co mogłam zrobić? Mówi się trudno.
Chłopak szybko znalazł się nade mną i zaczął ściągać z
siebie bokserki. Zaczął mówić mi jakieś bzdury, przez które nie
mogłam przestać chichotać. Następnie rozebrał też mnie.
Dotykając mnie zaczął doprowadzać mnie do szaleństwa. Dociskałam
jego głowę do swojej klatki piersiowej. Jemu nie przeszkadzało, że
przy okazji ciągnę go za włosy i nie przestając wykonywać ruchów
miednicą ssał moją skórę. Z rozkoszy trochę popiskiwałam
chociaż powstrzymywałam się. Rozluźniając się przestałam się
ruszać i położyłam ręce po obu stronach ciała. Justin jeszcze
przez chwilę nie dawał mi spokoju, ale potem opadł kładąc się
obok mnie. Zadowolona położyłam się na niego. Trzymając głowę
na jego barku mogłam usłyszeć jak głośno o ściany jego tętnicy
szyjnej uderza krew. Pocałowałam miejsce gdzie była ona widoczna
lekko wysuwając język.
-Jakieś plany na dziś?-spytałam.
-Załatwimy kilka spraw z Twistem.
Pies pojedzie z nami, więc się nie przejmuj.
-Jaki ty się odpowiedzialny
zrobiłeś-zaśmiałam się.
-Wszyscy się zmieniamy Kasiu.
Wcześniej nigdy byś mnie nie obudziła żeby uprawiać seks.
-Wcale tak nie było.
-Ale na to wyszło.
-Mógłbyś czasem nie mówić takich
rzeczy głośno. Wiem co i dlaczego robię więc nie musisz mi nic
mówić. Ubierz się i schodź na dół coś zjeść.
-Dobrze króliczku-przytulił mnie
mocno nie pozwalając wstać.
-Puszczaj-zaczęłam się wyrywać.
Kiedy byłam już wolna naciągnęłam
przez głowę koszulkę i poszłam się ubrać. Następnie zeszłam
na dół zrobić coś do jedzenia. Justin dołączył do mnie dopiero
po chwili. Pies, którego trzymał przypomniał mi, że w końcu go
nie wypuściłam i siedział w łazience dłużej niż miał.
Cmoknęłam go w zimny nos przepraszając. Po zjedzeniu śniadania
poszłam jak zawsze pozbierać swoje rzeczy po całym domu. Nie wiem
jak mogłam poroznosić długopisy po tych wszystkich pomieszczeniach
i to jeszcze codziennie. Justin czekając na mnie bawił się z psem.
-Justin, muszę jakoś umówić się z
Jacobem-powiedziałam kiedy w samochodzie znalazłam jakieś notatki
z biologii.
-Dziwnie to zabrzmiało.
-Zabawne-wywróciłam oczami.-Musimy
zrobić projekt i potrzebujemy jakiegoś dobrego miejsca. Nie miałbyś
nic przeciwko żebyśmy zrobili to u niego?
-Znowu dziwnie to zabrzmiało.
-Justin, postaraj się myśleć trochę
inaczej. U nas cały czas byś chodził i przeszkadzał, a mi na tym
zależy.
-Dobra, idź do tego swojego
inteligenta, stoi przy murku, a ja założę swoje kolorowe dresy i
będę uczył czegoś naszego głupiego psa.
-Justin, kocham cię-objęłam dłońmi
jego głowę.-Nawet kiedy mówisz takie bzdury jesteś dla mnie
najwspanialszym chłopakiem na świecie-pocałowałam go.
Nie bez większych problemów usiadłam
na nim i zaczęłam cmokać go po ustach. Z zadowolenia zaczął się
uśmiechać. Nagle ktoś zapukał dwa razy w szybę. Widząc, że to
Phoebe Biebs opuścił ją,
-Żeby nawet przed szkołą?!
Nieładnie Kate-zaśmiała się przyglądając się nam.
-Od rana mnie męczy-poskarżył się
Justin oblizując usta wygięte od uśmiechu.
-Już cię zostawiam-zaczęłam
próbować wyjść.
Po kilku chwilach udało mi się
wydostać z samochodu. Szybko poprawiłam spódnice i pomachałam do
Justina, który nadal szczerzył się z nie wiadomo jakiego powodu.
Kiedy odwróciłam się przodem do szkoły moje oczy napotkały
kolejny uśmiech. Tym razem był to Jacob, który stał obok dwóch
innych chłopaków, którzy grali w szkolnej drużynie. Byłam
zażenowana całą sytuacją, ale on i tak rzucił coś w stylu, że
powinniśmy wynająć sobie pokój. Phoebe zaczęła dosłownie
rechotać i przyznała, że o tym samym pomyślała kiedy nas
zobaczyła. Z zaciśniętymi zębami przetrwałam najgorszy moment i
poszłam z innymi na lekcje. Na dwóch cudownych godzinach biologii
Jake wciąż nie pozwalał zapomnieć mi o wcześniejszym wydarzeniu.
Cały czas go olewałam, ale w końcu wyrwałam kartkę z zeszytu i
zaczęłam pisać do niego wiadomości co do naszego spotkania.
Zaczął się ze mnie śmiać, że mam jakieś sposoby komunikacji
jak ludzie w starożytności. Wstępnie udało nam się umówić na
piątkowe popołudnie.
Na długiej przerwie usiadłyśmy z
Monicą, Phoebe i Hanną przy naszym ulubionym stoliku. Znowu wyszło
na to, że żadna nie może u siebie przeprowadzić zajęć z jogi.
Myśląc, że Justin nie będzie miał z tym problemu zaprosiłam je
do siebie. Później rozmowa zeszła na następny temat, a mianowicie
szkolny bal, który odbywał się co roku w styczniu. Okazało się,
że Phoebe dołączyła do komitetu przygotowawczego, który dzień
wcześniej miał swoje pierwsze zebranie. Chociaż do balu były
jeszcze ponad dwa miesiące dziewczyny mówiły o nim jakby miał być
za tydzień. Też poczułam lekkie podekscytowanie, bo chciałam
zobaczyć jak wygląda taka impreza. Wszystkie opisy zeszłorocznej
imprezy jeszcze bardziej mnie napędzały. Phoebe spytała czy może
ja chciałabym też się jakoś zaangażować, ale odmówiłam znając
swoje możliwości organizatorskie. Nie zachęcała mnie bardziej, bo
traktowała całe przedsięwzięcie bardzo poważnie. Normalnie aż
się zdziwiłam. Po lekcjach pojechaliśmy z Justinem zjeść coś na
mieście, bo powiedział, że nie miał na nic czasu z powodu
jakiegoś spotkania. W domu przebrałam się w wygodną tunikę i
położyłam się na leżaku przy basenie. Justin siedział obok z
laptopem na brzuchu. Po chwili zastanowienia zaczął pokazywać mi
ich projekty ubrań. Wcześniej byłam pesymistycznie nastawiona do
tego przedsięwzięcia, ale to co wymyślili nie było wcale złe.
Styl mogłabym określić jako elegancka wersja dresu, co brzmi
okropnie, ale nic innego nie mogło mi przyjść do głowy.
-Naprawdę mi się podobają. Od razu
widać, że maczałeś w tym palce, bo są idealnie w twoim stylu, a
przynajmniej tak mi się wydaje. Pierwszy raz podoba mi się dres. W
tych pierwszych wyglądałbyś...
-Jak?-zaśmiał się.
-Bardzo dobrze-uśmiechnęłam się
nie mogąc dłużej udawać profesjonalnej.
-Już się szyją, a wypuścimy je na
przełomie grudnia i stycznia.
-Twoje gadki w stylu Jobsa są
niesamowicie seksowne. Nie wiedziałam, że jesteś taki
przedsiębiorczy. Wiesz, nie zrozum mnie źle, ale pierwszy raz
robisz coś uniwersalnego, skierowanego do szerszej grupy.
-Sama używałaś moich perfum-zaśmiał
się.-I ogólnie dobrze się sprzedawały.
-Nie kupiłam ich, ty mi je dałeś.
Są ładniejsze zapachy. Sory. No ale dresów dawno takich fajnych
nie widziałam.
-Dziękuję za opinię specjalisty.
Jesteś znawcą od wszystkiego.
-Zawsze do usług. Polecam, Kasia Bieber-wyszczerzyłam się.
Didasz dzisiaj kolejną część PROSZĘ
OdpowiedzUsuńNie dam rady. Przepraszam
Usuń