Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. Posty będą zamieszczane często(2/tydzień). Jeśli Wam się spodoba dodawajcie komentarze(lub wciskajcie reakcje), a wtedy będzie mi bardzo miło. Możecie również kontaktować się ze mną(dane w rubryce 'o mnie') lub śledzić na twitterze (@JnnRock). Wszystkim chętnie odpiszę ;)
Oprócz tego bardzo dziękuję za odwiedzanie i komentowanie bloga. Nigdy nie myślałam, że moje 'wypociny' przeczyta tak dużo osób. Nie jestem pewna czy jest w tym trochę mojej pasji, ale lubię pisać tego bloga. Od czasu do czasu wczuwam się w główną bohaterkę i jest to bardziej moi niż pisanie na konkursy literackie. Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, bo dzięki nim uśmiecham się zawsze jak tu wchodzę i naprawdę daje mi to dużo wewnętrznego szczęścia, kiedy widzę choć jeden pod najnowszą notką. Gdy są trzy umieram już z podniecenia i myślę, że wolę moje trzy od trzydziestu na innym blogu, bo tutaj widzę osoby, które komentują już od pierwszych postów.
Chciałabym podziękować też osobom, które mnie inspirują, bo to dzięki nim stwarzam coraz bardziej rozwinięte i moim zdaniem ciekawsze postacie. Jestem również wdzięczna wspierającym i pomagającym mi, w szczególności K. i N.


Na koniec mam malutką prośbę. Chciałabym, dla własnej satysfakcji, zyskać większą ilość czytelników i to byłoby bardzo miłe gdyby ktoś skomentował mój blog na swoim lub umieścił gdziekolwiek link. Po prostu sama nie wiem co zrobić i proszę o małą pomoc.
Z góry dziękuję.


Peace&Love
J.


25 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 145


-Całuski, całuski-przyłożyłam psa do twarzy Justina udając głos dziecka.
Swaggy zaczął lizać całą twarz Justina, który dopiero się budził. Zaczął jęczeć żebym zabierała psa, bo inaczej mi coś zrobi. Jakoś specjalnie się tym nie przejmowałam. Pies cały czas był wniebowzięty z powodu możliwości okazania swych wszystkich uczuć. Nagle Justin mocno złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął na siebie. Szczeniak, który został lekko przygnieciony zapiszczał i odsunął się na bezpieczną odległość. Justin zapatrzył się na to co miałam pod bluzką, której dekolt opadł pokazując wszystko.
-Zboczeniec-powiedziałam marszcząc nos.
-Raczej kochanek-uśmiechnął się kładąc dłonie na mojej pupie.
Oparłam się dłońmi o nagi tors Biebsa, a potem pocałowałam wpijając się dość mocno w jego szyję. Wsunął rękę pod moją bluzkę uśmiechając się szerzej. Kiedy powróciłam do jego szyi zaczął pomagać mi Swaggy. Justin cały czas starał się go odsunąć aż w końcu odstawił go na podłogę. Pies zaczął natarczywie próbować wskoczyć z powrotem na łóżko coraz bardziej się denerwując. Udając, że go nie słyszymy nasze twarze zatrzymały się w odległości kilku centymetrów.
-Jesteś cały w psiej ślinie kochanie-powiedziałam uśmiechając się.
-Jeżeli nie chcesz się całować musimy wyciągnąć mocniejsze działa.
-Musimy się sprężać, bo mamy pół godziny.
-Szybki numerek?
-Bieber, ochłoń trochę, bo jeszcze nic się nie stało. Ja w tym czasie zamknę psa.
Szybko wzięłam psa na ręce i zamknęłam go w łazience całując go na pożegnanie. Wracając do łóżka ściągnęłam bawełniane szorty żeby spokojnie opaść na ciało uśmiechniętego Justina. Nie mogłam uwierzyć, że aż tak nisko upadłam. Ale co mogłam zrobić? Mówi się trudno. Chłopak szybko znalazł się nade mną i zaczął ściągać z siebie bokserki. Zaczął mówić mi jakieś bzdury, przez które nie mogłam przestać chichotać. Następnie rozebrał też mnie. Dotykając mnie zaczął doprowadzać mnie do szaleństwa. Dociskałam jego głowę do swojej klatki piersiowej. Jemu nie przeszkadzało, że przy okazji ciągnę go za włosy i nie przestając wykonywać ruchów miednicą ssał moją skórę. Z rozkoszy trochę popiskiwałam chociaż powstrzymywałam się. Rozluźniając się przestałam się ruszać i położyłam ręce po obu stronach ciała. Justin jeszcze przez chwilę nie dawał mi spokoju, ale potem opadł kładąc się obok mnie. Zadowolona położyłam się na niego. Trzymając głowę na jego barku mogłam usłyszeć jak głośno o ściany jego tętnicy szyjnej uderza krew. Pocałowałam miejsce gdzie była ona widoczna lekko wysuwając język.
-Jakieś plany na dziś?-spytałam.
-Załatwimy kilka spraw z Twistem. Pies pojedzie z nami, więc się nie przejmuj.
-Jaki ty się odpowiedzialny zrobiłeś-zaśmiałam się.
-Wszyscy się zmieniamy Kasiu. Wcześniej nigdy byś mnie nie obudziła żeby uprawiać seks.
-Wcale tak nie było.
-Ale na to wyszło.
-Mógłbyś czasem nie mówić takich rzeczy głośno. Wiem co i dlaczego robię więc nie musisz mi nic mówić. Ubierz się i schodź na dół coś zjeść.
-Dobrze króliczku-przytulił mnie mocno nie pozwalając wstać.
-Puszczaj-zaczęłam się wyrywać.
Kiedy byłam już wolna naciągnęłam przez głowę koszulkę i poszłam się ubrać. Następnie zeszłam na dół zrobić coś do jedzenia. Justin dołączył do mnie dopiero po chwili. Pies, którego trzymał przypomniał mi, że w końcu go nie wypuściłam i siedział w łazience dłużej niż miał. Cmoknęłam go w zimny nos przepraszając. Po zjedzeniu śniadania poszłam jak zawsze pozbierać swoje rzeczy po całym domu. Nie wiem jak mogłam poroznosić długopisy po tych wszystkich pomieszczeniach i to jeszcze codziennie. Justin czekając na mnie bawił się z psem.
-Justin, muszę jakoś umówić się z Jacobem-powiedziałam kiedy w samochodzie znalazłam jakieś notatki z biologii.
-Dziwnie to zabrzmiało.
-Zabawne-wywróciłam oczami.-Musimy zrobić projekt i potrzebujemy jakiegoś dobrego miejsca. Nie miałbyś nic przeciwko żebyśmy zrobili to u niego?
-Znowu dziwnie to zabrzmiało.
-Justin, postaraj się myśleć trochę inaczej. U nas cały czas byś chodził i przeszkadzał, a mi na tym zależy.
-Dobra, idź do tego swojego inteligenta, stoi przy murku, a ja założę swoje kolorowe dresy i będę uczył czegoś naszego głupiego psa.
-Justin, kocham cię-objęłam dłońmi jego głowę.-Nawet kiedy mówisz takie bzdury jesteś dla mnie najwspanialszym chłopakiem na świecie-pocałowałam go.
Nie bez większych problemów usiadłam na nim i zaczęłam cmokać go po ustach. Z zadowolenia zaczął się uśmiechać. Nagle ktoś zapukał dwa razy w szybę. Widząc, że to Phoebe Biebs opuścił ją,
-Żeby nawet przed szkołą?! Nieładnie Kate-zaśmiała się przyglądając się nam.
-Od rana mnie męczy-poskarżył się Justin oblizując usta wygięte od uśmiechu.
-Już cię zostawiam-zaczęłam próbować wyjść.
Po kilku chwilach udało mi się wydostać z samochodu. Szybko poprawiłam spódnice i pomachałam do Justina, który nadal szczerzył się z nie wiadomo jakiego powodu. Kiedy odwróciłam się przodem do szkoły moje oczy napotkały kolejny uśmiech. Tym razem był to Jacob, który stał obok dwóch innych chłopaków, którzy grali w szkolnej drużynie. Byłam zażenowana całą sytuacją, ale on i tak rzucił coś w stylu, że powinniśmy wynająć sobie pokój. Phoebe zaczęła dosłownie rechotać i przyznała, że o tym samym pomyślała kiedy nas zobaczyła. Z zaciśniętymi zębami przetrwałam najgorszy moment i poszłam z innymi na lekcje. Na dwóch cudownych godzinach biologii Jake wciąż nie pozwalał zapomnieć mi o wcześniejszym wydarzeniu. Cały czas go olewałam, ale w końcu wyrwałam kartkę z zeszytu i zaczęłam pisać do niego wiadomości co do naszego spotkania. Zaczął się ze mnie śmiać, że mam jakieś sposoby komunikacji jak ludzie w starożytności. Wstępnie udało nam się umówić na piątkowe popołudnie.
Na długiej przerwie usiadłyśmy z Monicą, Phoebe i Hanną przy naszym ulubionym stoliku. Znowu wyszło na to, że żadna nie może u siebie przeprowadzić zajęć z jogi. Myśląc, że Justin nie będzie miał z tym problemu zaprosiłam je do siebie. Później rozmowa zeszła na następny temat, a mianowicie szkolny bal, który odbywał się co roku w styczniu. Okazało się, że Phoebe dołączyła do komitetu przygotowawczego, który dzień wcześniej miał swoje pierwsze zebranie. Chociaż do balu były jeszcze ponad dwa miesiące dziewczyny mówiły o nim jakby miał być za tydzień. Też poczułam lekkie podekscytowanie, bo chciałam zobaczyć jak wygląda taka impreza. Wszystkie opisy zeszłorocznej imprezy jeszcze bardziej mnie napędzały. Phoebe spytała czy może ja chciałabym też się jakoś zaangażować, ale odmówiłam znając swoje możliwości organizatorskie. Nie zachęcała mnie bardziej, bo traktowała całe przedsięwzięcie bardzo poważnie. Normalnie aż się zdziwiłam. Po lekcjach pojechaliśmy z Justinem zjeść coś na mieście, bo powiedział, że nie miał na nic czasu z powodu jakiegoś spotkania. W domu przebrałam się w wygodną tunikę i położyłam się na leżaku przy basenie. Justin siedział obok z laptopem na brzuchu. Po chwili zastanowienia zaczął pokazywać mi ich projekty ubrań. Wcześniej byłam pesymistycznie nastawiona do tego przedsięwzięcia, ale to co wymyślili nie było wcale złe. Styl mogłabym określić jako elegancka wersja dresu, co brzmi okropnie, ale nic innego nie mogło mi przyjść do głowy.
-Naprawdę mi się podobają. Od razu widać, że maczałeś w tym palce, bo są idealnie w twoim stylu, a przynajmniej tak mi się wydaje. Pierwszy raz podoba mi się dres. W tych pierwszych wyglądałbyś...
-Jak?-zaśmiał się.
-Bardzo dobrze-uśmiechnęłam się nie mogąc dłużej udawać profesjonalnej.
-Już się szyją, a wypuścimy je na przełomie grudnia i stycznia.
-Twoje gadki w stylu Jobsa są niesamowicie seksowne. Nie wiedziałam, że jesteś taki przedsiębiorczy. Wiesz, nie zrozum mnie źle, ale pierwszy raz robisz coś uniwersalnego, skierowanego do szerszej grupy.
-Sama używałaś moich perfum-zaśmiał się.-I ogólnie dobrze się sprzedawały.
-Nie kupiłam ich, ty mi je dałeś. Są ładniejsze zapachy. Sory. No ale dresów dawno takich fajnych nie widziałam.
-Dziękuję za opinię specjalisty. Jesteś znawcą od wszystkiego.
-Zawsze do usług. Polecam, Kasia Bieber-wyszczerzyłam się.


2 komentarze: